Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1150
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Ostatnio miałem nieco więcej czasu, toteż powróciłem do lektury "Cienia Nocy". Rozpocząłem od szóstego rozdziału, bo właśnie w tym miejscu skończyłem ostatnim razem. Niektóre rozdziały i akapity przeczytałem kilkakrotnie, z przyczyn, o których wspomnę nieco później. Zacznę trochę nietypowo, bo od podsumowania - wrażenia mieszane, ale żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba. Niestety, nie mogę też powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Ostrzegam przed możliwymi spoilerami. Jak pisałem ostatnio, zaczęło się nieco chaotycznie, ale potem było lepiej, gdyż wszystko wskazywało na zapowiedź czegoś wielkiego - przygody, długich wypraw, sukcesywnego odkrywania charakterów postaci. Wszystko, co opowiadanie z tagiem [Adventure] powinno mieć do zaoferowania. Plus - mity, legendy i artefakty, a więc rzeczy typowe dla tagu [Fantasy]. Cóż, kłamstwem byłoby stwierdzenie, że elementów tych zabrakło, ale powiedzenie, że wystąpiły one w należytych ilościach także nie jest do końca prawdziwe. A zatem, po kolei. Rozdział szósty - bez zarzutów, jeśli chodzi o treść. Wyszło znakomicie, choć brakuje tutaj wyraźnego wstępu do rozdziału, zamiast tego od razu przechodzimy do sedna, czyli wiadra zimnej wody. Przede wszystkim, mamy tutaj przygotowania do wyprawy, a także trochę opowieści, które wyjaśniają nam historię świata przedstawionego i pobudzają wyobraźnię. Dowiadujemy się co nieco o przeszłości, mamy także smaczek w postaci wątku nauki Night Shadow nowych "sztuczek" - czegoś, co przyda jej się podczas wędrówki, a czego nie nauczyłaby się siedząc obok męża i robiąc za ozdobę. Poza tym, poznajemy tutaj bohaterów, nie brakuje także odrobiny folkloru, pod który podpinam wyśpiewywaną przez poszukiwaczy przygód pieśń. Poza tym, nie brakuje tu humoru, no i ogólnie, atmosfera jest całkiem przyjemna, czyta się to dobrze i z zaciekawieniem. Zakończenie rozdziału zachęca do poznania dalszych losów bohaterów. Czy owe dalsze losy zostały właściwie opowiedziane w następnym rozdziale? Nie do końca. Koncept był jak najbardziej właściwy i można było z niego wysmażyć coś znacznie większego. To był pierwszy rozdział, który przeczytałem więcej niż jeden raz i jestem pewien, że odczuwam po nim niedosyt. Brakuje mi opisów miejskich struktur, brakuje suspensu i wyraźniej zarysowanej "ciszy przed burzą". Akcja leci zdecydowanie za szybko, przez co trudno jakoś odczuć niebezpieczeństwo zagrażające bohaterom, ciężko chwycić nastrój opuszczonego miasta, po którym szwendają się nieumarli (nawiasem mówiąc, truposze te przypominały mi trochę Czerwone Szkielety znane z serii "Castlevania" - zawsze powracały do nieżycia). Możliwe, że takie było zamierzenie autorki, aczkolwiek, po zakończeniu rozdziału szóstego spodziewałem się czegoś innego. Na szczęście, nadal mamy tutaj elementy rozluźniające atmosferę, aczkolwiek... Jakoś nie była ona tutaj szczególnie napięta (czego mogło by się spodziewać) , tak więc te aspekty straciły nieco na znaczeniu. Owszem, poprzednio również nie było jakoś szczególnie ciężko, aczkolwiek, przy rozdziale szóstym odebrałem to jako dodawanie sobie otuchy, póki jeszcze nie dotarło się do celu. Tutaj mogłoby to być dodawanie sobie pewności siebie za wszelką cenę, byle nie dać się sparaliżować przez strach, ale właśnie - strach ten był tutaj słabo odczuwalny. Ogółem - niedosyt. Akcja potoczyła się zbyt szybko, zabrakło spacerowania po mieście i poznawania nowych faktów o jego historii, zabrakło tych "poszukiwań". Nadszedł czas na rozdział ósmy. Na początek - lekki szok. Akcja przeskoczyła o pięć lat do przodu. Czego zatem można by się spodziewać... Może tego, że poszczególne postacie nieco wydoroślały, a robota taka, a nie inna z pewnością zdążyła taką Night Shadow nieco "naostrzyć". Czy tak jest? Owszem. Co natomiast z tempem akcji? Ano znów, nieco za szybko. Tym razem, zabrakło mi opisów emocji i przeżyć wewnętrznych. Konkretnie, chodzi mi tutaj o wątek Orange Tail i jej uczucia do tego bydlaka godnego pogardy ogiera, którego imienia nie zapamiętałem. Liczyłem na nieco więcej dramaturgii i być może ujawnienie się w Night Shadow takich... Dodających otuchy odruchów, szczerej rozmowy, czy też wrażenia, że stara się być dla przyjaciółki ciepła, by jakoś przeciwdziałać temu zimnu, jakim została potraktowana, jakoś wesprzeć Orange Tail. Zamiast tego, miałem wrażenie, że była to scena typu "Cho, idziemy stąd." Zbyt szybko. W psychice Orange Tail z całą pewnością rozgrywał się dramat, który najpewniej zaważy o jej przyszłości i kontaktach z płcią przeciwną i opisu tego dramatu zdecydowanie zabrakło, przez co ma się wrażenie sztampowości. Mimo wszystko, rozdział, jako całość, wesoły nie był i mimo wspomnianych braków, było dosyć posępnie. Czyżby zapowiedź katastrofy? Możliwe. Nadchodzi czas na rozdział dziewiąty i wielką deklarację Night Shadow. Żarty się skończyły, teraz nadchodzi jej czas, sama osiągnie swój cel i czuje się do tego dostatecznie silna, przygotowana. Duży plus dla niej i dla rozdziału. Więcej dialogów, więcej tajemniczości, z czym wiąże się przeskoczenie akcji do Królestwa Nocy i zajrzenie co słychać u staruszka Night Shadow. Ten jego Nnoitro to jest aparat - minęło pięć lat, a on nadal myśli, że tatko może córcię potraktować jak zwierzątko, które uciekło z klatki, zabrać sobie z jakiejś dziury i wsadzić na miejsce z powrotem i rozmnożyć (tak w ogóle, to trochę dziwny mają tok rozumowania, ale cóż, taka ich polityka). Nic dziwnego, że Night Shadow ma taki uraz do ogierów, skoro od małego usiłowano ją zdegradować ją do roli mebla, a co niektórzy w okolicy bynajmniej nie wykazywali się odpowiedzialnością i szacunkiem do klaczy. Przez to, bohaterka wydaje się być taka zimna, bez serca, co poniekąd jest zrozumiałe, choć ja nadal trzymam kciuki, że jednak kogoś na swej drodze spotka i jak nie obdarzy jakąś szczególną sympatią, to niech chociaż kulturalnie (hehe) pociągnie za sznurki ile trzeba, a potem pozostawi przy życiu Bez złudzeń, ale przy życiu. Rozdział dziesiąty, podobnie jak poprzedni, nie cierpi już na zbyt szybkie tempo akcji, poza fragmentem, w którym Night Shadow spotyka smoka. W ogóle, fragment ten wydaje się jakby wyciągnięty z innego rozdziału i wstawiony jako "zapchajdziura". Kompletnie nie pasuje do reszty rozdziału, natomiast samo spotkanie przebiegło... Dosyć dziwnie. W sumie nie wiem co mógłbym o nim napisać. Smok jawił się w nim bardziej jak stary kumpel, niż jako nieznajoma, spotkana po raz pierwszy w życiu bestia, która gdyby chciała, mogłaby pożreć alikorn i się oblizać. Natomiast właściwy wątek przedstawiony w rozdziale - dobrze wyważony humor, nie jest zbyt nachalny i umila śledzenie losów postaci. Wreszcie, rozdział jedenasty i wyraźny wzrost formy. Jak dotąd, to chyba najlepiej napisany rozdział. Wyczerpujący, pozbawiony dłużyzn opis świętowania, intryga, również przedstawiona bez zarzutu, tak jak i następujące po niej komplikacje i problemy. Opisów nie brakuje, narracji też jest tutaj nieco więcej, akcja już nie leci na łeb na szyję, także pod koniec, gdy dochodzimy do "niespodzianki" przygotowanej przez znanych nam poszukiwaczy przygód. Tylko nie do końca wiem co na końcu rozdziału robi "Upadek Sunshine Arrow". Jakoś mi on tam nie pasuje, nie w tym miejscu. Byłbym wdzięczny za krótkie wytłumaczenie, gdyż uważam, że tym razem, z całą pewnością nie zrozumiałem "co autor miał na myśli". Tak, czy inaczej - jest utrzymana stosowna atmosfera i w świat przedstawiony można szybko "wejść", bez uczucia niedosytu, ale z wrażeniem, że jesteśmy świadkami przełomowych wydarzeń, zwrotów akcji, które z całą pewnością zaważą o dalszych losach bohaterów i królestw, które reprezentują. Robi się co raz ciekawiej. Wielki plus. A teraz przechodząc do spraw technicznych - Ameryki nie odkryję. Braki akapitów, spacji, czy też okazyjne ściany tekstu są niemożliwe do przeoczenia i po jakimś czasie, zaczynają doskwierać. A nawet bardzo. Może nie na tyle, że gryzą w oczy uniemożliwiając lekturę, ale z całą pewnością działają ujemnie na wrażenia z dzieła. Raz po raz zdarzają się literówki, czy też braki przecinków. Ogółem, myślę, najwięcej usterek technicznych jest przy zapisie dialogowym i to je w pierwszej kolejności bym poprawiał. A zatem, co odebrałem jako zgrzyty: - Akcja miejscami leci za szybko. Zdecydowanie za szybko. W poszczególnych rozdziałach często nie zdążymy się "oswoić" ze światem przedstawionym, z lokacjami, w których rozgrywa się akcja, czy też "wniknąć" w opowiadane wydarzenia i jakoś utożsamić się z postaciami. Brakuje opisów, brakuje "przerw na przemyślenia", zanim się obejrzymy, akcja już skacze dalej, ni stad ni zowąd, ciach! Koniec rozdziału. Pozostaje niedosyt. - Nieco niewykorzystany potencjał co niektórych wątków. Czytelnik po prostu spodziewa się czegoś więcej, czeka, zastanawia się jak to się dalej potoczy, a tu nic. "No tak, ale co z..." - pozostaje pytanie. Co natomiast zaliczam do grona plusów: - Klimat Szczególnie rozdziały numer sześć, dziewięć, jedenaście. Mimo wspomnianych zgrzytów, czujemy wykreowaną przez autorkę atmosferę i nie mamy wątpliwości, że mamy przed sobą jej świat. A to, że czasami trudno w niego "wejść", to już inna sprawa. - Folklor Mamy tutaj pieśni, opisy obchodzonych świąt i zabaw, a także kilka specyficznych określeń, używanych przez kucyki. Wszystko to umila i uatrakcyjnia lekturę, choć raz odniosłem wrażenie, że jeden z poematów został wciśnięty na siłę, ale myślę, że wynika to z problemów moich ze zrozumieniem zamierzeń autorki. - Przemiana Night Shadow Stała się bardziej pewna siebie, bardziej zdecydowana, choć wydaje się nieco zimnokrwista, to jednak nadal, jako czytelnik mam ochotę jej kibicować i śledzić dalej jej losy. Póki co, jest to najlepiej zarysowana postać. Ostatecznie, wrażenia pozostają mieszane. Może to po prostu moje wrażenie, może spodziewałem się zbyt wiele, może dla mnie wszystko musi być dłuższe, obszerniej opisane, a może po prostu nie do końca zrozumiałem wizję i co tak naprawdę chciała w poszczególnych rozdziałach opowiedzieć Cahan. W każdym razie, mimo mieszanych wrażeń, nie uważam, żeby było źle, ale też nie uważam, że jest znowuż tak rewelacyjnie. Z poszczególnych rozdziałów niczego bym nie usunął, może bym co niektóre rzeczy pozmieniał, ale przede wszystkim - dodałbym. Opisy, akapity, narracja do dialogów, może też jakieś opisy przeżyć wewnętrznych, byle nieco zwolnić, pozwolić czytelnikowi się "wgryźć", uatrakcyjnić lekturę i urozmaicić kreację postaci. Cieszę się, że dla co niektórych odcinków "Cienia Nocy" planowane są poprawki. To bardzo dobry znak. Póki co, poziom kolejnych rozdziałów nieco nierówny, ale nie czuję się zniechęcony do dalszej lektury. Pozostało jeszcze kilka rozdziałów do nadrobienia, jednocześnie - czekam na kolejne. Liczę, że będzie tylko lepiej.
  2. Lepiej późno, niż wcale. Piasek w zaklętej klepsydrze zdobiącej korytarz prowadzący na arenę zdążył się przesypać już kilkadziesiąt razy. O kilkadziesiąt razy za dużo. Na szczęście, dzięki rzetelnej pracy właściwych osób, nie tylko wrota i sama arena, ale także zamek i wszystkie przekładnie wciąż znajdowały się w nieskazitelnym stanie. Po przekręceniu masywnego klucza wszystkie części zaskoczyły za pierwszym razem, wydając przy tym charakterystyczny, czysty szczęk. Chwilę potem, wrota na arenę stanęły otworem. Pięciokątna arena, której sklepienie było przytrzymywane przez kolumny przypominające kształtem gigantyczne anakondy, posiadało w swym centrum "smocze oko", od którego odchodziły bezbłędnie wyżłobione w podłożu pomieszczenia runy. Porosty, charakterystyczne dla podziemnej flory, w większej części pokrywały ściany. Ze sklepienia zaś, zwisały zawieszone na łańcuchach znicze, których płomienie jarzyły się jasno-błękitnym blaskiem. A zatem, nadszedł czas na rozpoczęcie kolejnego starcia! Tym razem, na przeciw siebie staną Silent Enchantress i Kage Torino, którzy postanowili, że sami zadecydują kiedy zakończyć starcie. Mamy nadzieję, że decyzja ta zaowocuje długim i emocjonującym pojedynkiem, na który wszyscy długo czekali. Nie zapomnijcie o panujących w tej sekcji zasadach! Udanego pojedynku!
  3. Arena mieściła się na dnie krateru wygasłego wulkanu. Nie był on zbyt wysoki, zaś krater bynajmniej nie grzeszył głębokością, toteż proces budowy areny postępował szybko i tak oto, w rekordowym czasie, stanęła otworem dla następnych, żądnych akcji i magicznych wrażeń wojowników. Wyżłobione w podłożu szczeliny układały się w kształt starożytnych run, zaś na ścianach widniały rzeźby, będące jednocześnie lampionami. Owe dzieła przypominały kształtem Beholdery, w których największym oku palił się ogień, dodając temu miejscu klimatu. Z centrum areny wyrastała wysoka kolumna, zwieńczona okazałą rzeźbą, przedstawiającą zakutego w kajdany, rozjuszonego minotaura. Każdy z łańcuchów ciągnął się w inną stronę, łącząc się ze stalowym uchwytem, na odpowiednich miejscach czubka krateru. Z lotu ptaka przypominało to sześcioramienną gwiazdę, w której centrum stało mityczne stworzenie. W porządku, jesteście gotowi? Dzisiaj zobaczymy starcie między umuzykalnionym i roztańczonym Sajbackiem Aliquamem Grayem, a lubującym się w dobrej książce, zajmującym filmie, czy też porządnym RPG Jaenrem Linnrem! Wojowników tych ogranicza jedynie limit 12 postów! Mamy nadzieję, że dobrze go wykorzystacie i uraczycie nas efektywnym widowiskiem! Nie zapomnijcie o zasadach panujących w tejże sekcji! Pojedynek uważam za rozpoczęty!
  4. Nadszedł czas na rozpoczęcie nowego magicznego pojedynku, tym razem na dosyć skromnej arenie, do której prowadziły spiralne schody, wydające się ciągnąć w nieskończoność. Faktycznie, wejście po nich i dotarcie do bram areny było niemałym wyzwaniem, zwłaszcza, że winda jeszcze nie funkcjonowała. Aczkolwiek, zejście z powrotem na dół, czyli chyży zjazd po poręczy, poza samą chęcią stoczenia magicznego pojedynku, stanowił zachętę do pokonania tego niebywale okazałego zestawu schodów. Właśnie, ktoś kiedyś zliczył ile tu jest stopni? Mniejsza o to. Gdy już dotrzecie do wrót, zauważycie staroświecki zamek, który otwierał się jedynie po symultanicznym przekręceniu pięciu kluczy. Wbrew pozorom, niemalże każdy jednorożec był w stanie posłużyć się odpowiednim zaklęciem i wrota te otworzyć, jednakże nie każdy był faktycznie wpuszczany na arenę. Specjalne runy tworzyły magiczną barierę, która niczym żywy organizm oceniała, czy wstępujący w jej obszar śmiałkowie byli godni i jeśli tak, nie reagowała. Pozwalała ona w ten sposób na stoczenie między nimi batalii, gdyż wiedziała, że nie przyniosą oni wstydu temu miejscu. Już za chwilę, zobaczymy starcie pomiędzy Zmiennokształtnym Obserwatorem, Seroxem, a Avatarem Fluttershy, KochamChemie! Bariera umożliwiła im wejście na zaklęta arenę, a ja z kolei, rozpaliłem znajdujący się w centrum obiektu znicz, rozpraszając panujące tutaj ciemności. Jeszcze chwilka. Podczas, gdy inny czar rozprawi się z pajęczynami, ja wspomnę, że uczestnicy pojedynku zdecydowali się na umowę, wedle której ustalili sobie limit postów, wynoszący od 15 do 20 postów. Jak to się potoczy, przekonamy się już za chwilę. Mam nadzieję, że ci dzielni wojownicy niejednym nas zaklęciem nas zaskoczą. Pamiętajcie o zasadach! Powodzenia!
  5. Pragnę ogłosić, że jakoś na dniach zabawa ta zostanie reaktywowana Będą nowe szyfry, może także nieco bardziej urozmaicone zagadki. Dziękuję za odkop i jednocześnie, zapraszam do aktualnie toczących się zabaw, a później także i do tej no i ogólnie, do udzielania się w całym dziale
  6. Czyli wątek, w którym możemy sobie pogdybać i podzielić się swoimi teoriami odnośnie mniej lub bardziej dalekiej przyszłości księżniczki Twilight Sparkle. Jak sądzicie, czy po tym wszystkim co spotkało Twilight, po godnym chwały awansie na księżniczkę i przemianie w alikorna, czeka ją jeszcze jakieś „ostateczne zadanie”? Czy klacz spotka na swej drodze jakiegoś na razie nam nieznanego przeciwnika, którego nie spodziewa się nawet Celestia? Jeśli tak, to kim mógłby on być? Co będzie potem? Czy Twilight sprosta temu zadaniu? Czy to ją jakoś zmieni? A co, jeśli przyszłość wcale nie jawi się w jasnych barwach? Czy stając się alikornem, Twilight uzyskała nieśmiertelność? Czy w obliczu takiego obrotu spraw nie obawia się, że pewnego dnia przeżyje swoje przyjaciółki? Jak szmat czasu, jaki będzie miała wówczas za sobą wpłynie na jej zdrowie psychiczne? I co najważniejsze, czy dopuszczacie do myśli taką możliwość, że przytłoczona nowymi obowiązkami i rozczarowana tym, co otrzymała w zamian Twilight mogłaby zwrócić się przeciwko Celestii? A może zażąda od niej przywrócenia jej do poprzedniej formy? Czy będzie to możliwe? A co jeśli to Celestia przestraszyłaby się wciąż rosnącej potęgi Twilight i postanowiła jednak odwołać swoją poprzednią decyzję? Podyskutujmy na temat tego, co się może stać z Twilight. Czy odniesie sukces, czy też poniesie porażkę, której przemiana w alicorna była zwiastunem? Czy pod przykrywką nowego, wspaniałego tytułu, bogactwa i pięknej ceremonii, Celestia ukryła prawdę stojąca za tą przeminą – zupełnie nowe wyzwania, które być może ją samą przerastają? Czy to wszystko skończy się dobrze?
  7. - Chyba zgodzisz się ze mną, że po Świętach i Sylwestrze zapadłaś w swego rodzaju sen zimowy? Wszak nadchodzi już wiosna. Powoli, ale jednak. - Możliwe, ale zadanie zasiania magii świąt w całej Equestrii uważam, za wykonane, w sposób zasługujący wręcz na wyróżnienie, więc to, co nazwałeś „snem zimowym” było należytym okresem ferii, w ciągu których zebrałam mnóstwo nowych sił! - Serio? Wybacz, ale jakoś mi to umknęło. Opowiesz może jak tego dokonałaś? - Pewnie! Po prostu postąpiłam tak, jak poradziła mi Braviary, znana teraz jako Timber Dębowa Tarcza. Z jej pomocą poszło całkiem gładko! I to był strzał w dziesiątkę! Pinkie przez całą drogę nie przestawała śpiewać i życzyć każdemu napotkanemu stworzeniu wesołych świąt, ale w taki sposób, że za każdym razem życzenia te brzmiały inaczej, unikalnie, jakby były idealnie dopasowane specjalnie do swojego adresata. Do dzisiaj nie potrafię znaleźć na to wytłumaczenia, ale cóż, w końcu to Pinie, czyż nie? Poza tym, miała mnóstwo niesamowitych pomysłów na prezenty i jeszcze więcej świątecznych paczek, które tylko czekały na rozesłanie. Gdy ją o to zapytałam, powiedziała, że „takie otrzymała zadanie”. Ona też? Bez tego cuda tak sprawna i niesamowita podróż byłaby niemożliwa! Dziękuję! Taka podróż saniami była o wiele ciekawsza, niż lot o własnych skrzydłach, szczególnie o tej porze roku. Nade mną rozgwieżdżone niebo, usłane błyszczącymi gwiazdami, śnieg pada sobie spokojnie, mierząc prosto w znajdujący się pode mną zimowy krajobraz… Po prostu cudo! Trudno to opisać słowami, każdy powinien tego spróbować! Niestety, słyszałam, że w Waszym świecie podróż saniami Mikołaja znajduje się poza zasięgiem „zwykłej” jednostki… A szkoda. A co do tego magicznego proszku… Muszę się temu bliżej przyjrzeć. Zabrałam ze sobą próbkę i spróbuję ją zbadać. To jest jak szczypta magii świąt, osiągalna moim własnym kopytkiem! Dosłownie. Bez tej mapy wszystko potrwałoby znacznie dłużej i kto wie, czy dotarłybyśmy do absolutnie wszystkich! Jeszcze raz dziękuję, to była najlepsza z możliwych dróg, idealnie zaplanowana, uwzględniono nawet warunki pogodowe! - Zatem, wszystko poszła jak z płatka? - Tak! Wszystko dzięki pomocy Pinkie i oczywiście Timber Dębowej Tarczy! Po wykonaniu zadania byłam, że tak powiem, wolna, więc owszem, ucięłam sobie zimową drzemkę. - Zauważyłem… Mimo zbliżającej się wielkimi krokami wiosennej pory, za oknem biblioteki dało się dostrzec grube (i niebezpieczne) sople, zwisające z niemalże każdego dachu i każdej rynny. Poza tym, miasteczko nadal pokrywała gruba, biała pierzyna. Mróz nie był już tak uciążliwy, aczkolwiek nadal lepiej było przywdziać sweter, kurtkę, jakieś dobre i ciepłe buty, a na głowę grubą, wełnianą czapkę. Właśnie, na przykład tak. Cóż, chyba najwyższa pora przygotować Ponyville na przyjęcie wiosny i to na barkach Twilight… - Jakich barkach, proszę ja ciebie? Ano, fakt. Pomyłka. Zatem, to na Twilight spadło zadanie organizacji wszelakich prac związanych z tym przedsięwzięciem. Po ostatnim razie lawendowa klacz ma już pewne doświadczenie, aczkolwiek, w tym roku chciałaby wprowadzić nieco innowacji… Może jakoś usprawnić prace, a może jeszcze bardziej nastawić je na działania w grupach? A może właśnie inaczej, każdemu przydzielić inne zajęcie? Podejść do pewnych spraw niekonwencjonalnie? Wszak wiele się zmieniło. Na przykład, Twilight ma teraz skrzydła, więc teoretycznie, niebo mogłaby posprzątać. Przyda się Wasza pomoc! Jak sądzicie, jaki byłby najlepszy plan na „sprzątnięcie” zimy i przygotowanie miasteczka na nadejście wiosny? Jak najlepiej przydzielić zadania, w ogóle, jaki plan byłby najlepszy? Jeśli macie jakieś pomysły, podzielcie się nimi z lawendową klaczą i pomóżcie jej stworzyć doskonały, nietuzinkowy plan, stanowiący lekki powiew świeżości, by to coroczne pożegnanie zimy nie stało się monotonne.
  8. OK, przewagą jednego posta Sosna zostaje specem od Ekologii. Gratulujemy wstąpienia w kręgi Nadzwyczajnych Forumowych Uczonych i jednocześnie, otwieramy wrota dla kolejnej osoby. Tym razem, szukamy eksperta z dziedziny Stosunków Międzynarodowych! Drodzy przyjaciele, kto tym razem?
  9. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Oczywiście, chodziło o Fauna. Gandzia odgadł stwora i zaserwował nam stosowny opis, toteż otrzymuje on punkty, sztuk trzy. Czyżby ostatnie zagadki były zbyt trudne? Cóż, mam nadzieję, że ta okaże się nieco łatwiejsza i tym razem dostaniemy więcej opisów, żeby było z czego wybierać. W porządku, przed Wami kolejna zagadka. Co tym razem?
  10. Mimo brakującego posta, otrzymałem informację, że nie ma żadnych większych przeszkód przed wyczarowaniem stosownej ankiety, w której szanowna publiczność wskazała by swego zwycięzcę. Tak więc, w mgnieniu oka pojawiła się zdobiona ornamentami urna, która już czeka na wasze głosy. Kto Waszym zdaniem popisał się większą mocą i odwagą? Czy był to Sajback Aliquam Gray, czy też może PlaguePony? Komentujcie i głosujcie!
  11. Ostatnio regulaminy sekcji Casual przeszły małą aktualizację, w myśl której kończę pojedynek. Jego zwycięzcą zostaje SolarIsEpic. Postów było zbyt mało, by utworzyć ankietę, zaś Moposable od dłuższego czasu nie wykazał aktywności. Ostatnie słowo należało do SolarIsEpica, w związku z czym wygrywa on starcie!
  12. Ogólnie rzecz biorąc, ja sądzę, że dobry alicorn nie jest zły i tego sloganu się trzymam. Pod pojęciem "dobry" rozumiem przede wszystkim sensowną, składną historię postaci, która nie zahaczałaby o jakieś proroctwa, mrocznych mesjaszy, wybrańców, ani też jakieś dziwne powiązania (mniej lub bardziej bezpośrednie) z rodziną królewską. Nie tylko dlatego, że takie umrocznianie czegoś na siłę, robienie z postaci wyrzutka, którego wszyscy chcą załatwić (a on wbrew logice i prawom fizyki wszystkich pokonuje i dokonuje zemsty) jest dość pretensjonalne, ale przede wszystkim dlatego, że to już było i zdążyło się przejeść. Inna sprawa, że gdy ktoś już decyduje się na takie zabiegi to najczęściej przedobrza, zapominając o jakichkolwiek miarach. Poza tym, naprawdę fajnie jest wiedzieć, że postać ma jakąś rodzinę, słabości, ale też i mocne strony, a komplet zalet kontrastuje z zestawem wad, które przecież ma każdy. Odnośnie tego, "jak zostałem latającą fabryką kleju" - zależy od autora, czy zdecyduje się na postać, która od urodzenia była alicornem, a może zadziałał na nią jakiś czar, a może stało się podobnie, jak to widzieliśmy w serialu. Zależy. Byle nie przesadzić z pewnymi szczegółami, o czym wspominałem wcześniej. Sprawa druga, to kwestia wyglądu i personaliów. Preferuję postanie nie przypominające wyglądem demonów, odróżnialne od sterty czarnego złota, jak również widoczne na tle czerwonej ściany. Nadmiar bibelotów jest zły. Kolczyk, wisiorek, czy też zwykłe ciuchy - nie ma problemu, byle nie obwieszać żelastwem, przez które postać ledwo by się poruszała, nie mówiąc już o wzbiciu się w powietrze. Jeśli chodzi o imiona - zależy. Darków, darknesów, szedołów, blejdów, dewilów, czy też blaków było już całkiem sporo, także miło by było zobaczyć wreszcie alicorna, noszącego tak dla odmiany niezbyt wyróżniające się imię, które mógłby nosić każdy zwyczajny kucyk. Kwestia trzecia, czyli moce i talenty. Cóż, skoro taki alikorn ma róg, oczywistym jest, że magia nie jest mu obca, ale tutaj także trzeba znać pewną miarę. Podobnie z osiągalnymi w powietrzu prędkościami i siłą uderzenia. Jeśli postać wie wszystko i potrafi wszystko, może mrugnięciem jednego oka wyleczyć każdą ranę/ chorobę, a drugim wyeliminować wszystko w promieniu 100 km, to nawet najlepiej napisany fanfik, jej nie pomoże. Dlaczego? Bo jako odbiorca wiem, że nie można takiej postaci nie można zranić, nic nie jest w stanie jej powstrzymać, księżniczki jednej rundy z nią nie wytrzymają. Nuda. Dobrze jest, gdy alikorn jednak ma jakieś słabostki, które wpływają na jego losy, tak jak i mocne strony, które jednak nie zawsze przechylają szalę pomyślności na jego stronę. Czyli wniosek jest następujący - tak dla OC alikornów, o ile są one nieodróżnialne od każdego innego gatunku kucyka. Przez określenie "nieodróżnialne" mam na myśli to, że ani nie są potężniejsze niż najlepiej wykształcony jednorożec na świecie, ani nie są szybsze, niż obecny mistrz/ mistrzyni podniebnej formuły jeden, chorują jak każdy inny kucyk, można je zranić jak każdego innego kucyka, mają zalety ale i przywary. W dążeniu do doskonałości w danej dziedzinie również muszą się kształcić/ trenować/ pracować, ale we wszystkim nigdy dobre nie będą, jak każda inna postać, niekoniecznie posiadająca róg, lub skrzydła. I tyle. Jasne, wizualnie będą się wyróżniać, ale chodzi o to, by na tym się kończyło. Poza tym, to zwyczajne postacie, uzasadnione i wprowadzone z pomysłem. A teraz odnośnie kilku zarzutów co do chyba najpopularniejszego OC alikorna, czyli Nyx: 1. Nie na tym polega OP. Ona posiada wielką moc, ale nie do końca jest jej świadoma (widać to najlepiej w pierwszych rozdziałach) i nie wie od razu jak jej używać ani skąd ona się bierze. Odkrywanie prawdy o sobie i swoich możliwościach jest tutaj istotnym dla całości wątkiem, który w żaden sposób nie narusza mojej granicy dobrego smaku. Natomiast, gdyby Nyx od początku wiedziała kim jest, potrafiła sama doprowadzić się do dorosłej formy i nie dałoby się w żaden sposób jej zatrzymać (w sensie, że zabrakłoby u niej jakichkolwiek wspomnień, refleksji, czy odruchów, a nastawiona by była wyłącznie na zabijanie i podbój, bez krzty "duszy" w tych działaniach), wtedy owszem, psioczyłbym na to. 2. Nyx nie ma prawa posiadać rodziców, bo została tak jakby "stworzona", czy też "przyzwana", a to diametralna różnica. Zresztą, Nyx/ Nightmare Moon to swego rodzaju alter ego Luny, która to jest taką "formą domyślną", więc tym bardziej trudno o rodziców akurat dla tej postaci. 3. Odnośnie jej mroczności, ja tu widzę jedynie coś, co potocznie zwie się "dark past bulls@#t". Ale znów, w tym przypadku trudno było się spodziewać czegoś innego, a i tak, nie jest to znowuż aż tak nachalne, jak w przypadku jeża Shadowa. 4. Odnośnie naśmiewania się - nie ona pierwsza i nie ostatnia. Zresztą, z Ligi Znaczkowej też pewne dwie pannice się naśmiewają i to nie raz, czy dwa razy, ale ciągle i to jeszcze w ramach kanonu. Poza tym, jedna z ich "ofiar" nie posiada pełnej rodziny (brak rodziców), co do drugiej także nie mamy pewności (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Jakoś nie wydaje mi się, by przez to dostały traumy, zachowują się zwyczajnie. A Nyx prędzej dostałaby traumy po tym, jak ją Celestia Twilight odebrała, niż po tym jak jakieś dwie cwaniary wysłały ją do lasu, z którego zresztą się wzięła. 5. Nie wiemy, czy Nightmare Moon faktycznie nie ma polotu. Za mało czasu antenowego jej dali (albo inaczej - dali, ale marnie wykorzystali) i nie zdążyła się rozkręcić, choć i tak potraktowali ją lepiej niż Sombrę. Nyx rozwija tę postać, nadając jej jakby nowy wymiar. Jest to autorska wizja autora, która jest o wiele barwniejsza, niż to, co mieliśmy okazję widzieć w serialu. Aczkolwiek, prawdopodobnie, bez "Past Sins" Nyx byłaby skończona i dziś służyłaby raczej jako przykład jak nie tworzyć postaci. Dlatego dobrze jest, gdy autorskie postacie pojawiają się gdzieś, czy to w dłuższych, czy to krótszych fikach, niźli w jakimś pojedynczym poście, czy w formie kilku obrazków na Deviantarcie. Postacie posiadają wtedy "tło", śledzimy ich historię, obserwujemy zmiany, jakie się w nich dokonują, poznajemy także jej stosunek do pozostałych kucyków, czy też otaczającego je świata. Nie da się ukryć, że w ten sposób mamy szanse opisać historię swojej postaci o wiele obszerniej i ciekawiej, niż podając jedynie suche fakty, biografię w pigułce, bez żadnych głębszych wyjaśnień, czy też wchodzenia w myśli postaci.
  13. Czas ostatecznie minął, tak więc przejdźmy do podsumowania głosowania. Sprawdźmy, kogo wskazała publiczność, kogo wytypowała na zwycięzce tego pojedynku. Chwila prawdy... Rainbow - 3 MoonSun - 1 A więc, wszystko wskazuje na to, że większa mocą popisał się Rainbow! Zdobył on przewagę dwóch głosów, tym samym pokonując dzielną i waleczną MoonSun! Gratulujemy! Pojedynek przedłużał się, ale na końcu, wreszcie poznaliśmy potężniejszego wojownika. Wciąż, liczymy, że jeszcze nie raz zobaczymy Was na arenie!
  14. Muszę przyznać, że od jakiegoś czasu przyglądam się tej rozmowie i naprawdę, nie mogę uwierzyć w pesymistyczny wydźwięk co niektórych wypowiedzi kolegi Draquesa. Nie, to trochę za mało powiedziane, ja wręcz oczy przecieram, patrząc, co on wypisuje. Podstawowa sprawa - dlaczego piszesz tak, jakby Foley umarł, odszedł bezpowrotnie? Poważnie, stwierdzenie, że fandom traci jednego z pisarzy fanfikcji jest moim zdaniem przesadą, gdyż to wcale nie jest tak, że bezpowrotnie "tracimy" Foleya (tracimy, w sensie, że tracimy ), zdarzyć się może wszystko, a o tym wszystkim zadecyduje w przyszłości sam Foley. Może jak trochę odpocznie, zbierze nowe pomysły, to po jakimś czasie zatęskni za pisaniem i wówczas uraczy nas czymś nowym, czymś, co "nad poziomy wzleci". Zresztą, podałeś samego siebie za przykład - choć oficjalnie zakończyłeś karierę, to jednak popełniłeś ostatnio kilka tekstów, toteż i w przypadku Foleya nic jeszcze nie jest przesądzone. Osobiście wierzę, że jeszcze nie raz coś napisze. Istotnie, wniósł wiele, ale i wiele jeszcze może wnieść. To nie koniec. Nie straciliśmy go. Poważnie, nie ma co dramatyzować. A taka przerwa naprawdę potrafi być pomocna. Pomysł na odznaczenie nietrafiony. Mamy 10 głosów na tag [Epic], 50 głosów na tag [Legendary], co jest jasne i sprawiedliwe (wymagana jest argumentacja, za namawianie innych do głosowania są minusy), natomiast specjalne odznaczenia na jeden wniosek, "bo tak", mogłoby zostać odebrane jako faworyzowanie. Gwarantuję, że zaraz odezwaliby się inni chętni, którzy uznaliby, że są tak samo godni, a nawet godniejsi, a także ci, którzy wyznają zasadę "jakość przed ilością" i zaciekle jej bronią. Zresztą, jak powiadają, odchodzi się tylko po to, żeby wrócić Prędzej czy później. A teraz odnośnie samego fika - mam pewne pytanie do jego autora. Mianowicie, czytałem "Band of ponies", ale nie czytałem "Black pegasus down". Czy sięgając do części trzeciej tejże serii, bez znajomości "dwójki" coś stracę, czy mogę śmiało sięgać po lekturę, a tę "lukę" wypełnić potem? No i jeszcze jedna, nie dająca mi spokoju sprawa - dlaczego wszystkie fiki z serii mają tytuły angielskie? Rozumiem, że to w ramach nawiązań do przedmiotów inspiracji, ale wciąż, czyżby polskie odpowiedniki brzmiały aż tak źle? I jeszcze jedno - ja również polecałbym publikację na FGE. Sam tego (jeszcze) nie robię, ale kilka osób już mi to zalecało i faktycznie, jak to sobie obserwuję, to jest to jakiś sposób na zwiększenie popularności, a przynajmniej szansa na dotarcie do szerszego grona odbiorców. Poza tym, kto wie, ile osób skomentuje/ przeczyta coś właśnie tam? Moim zdaniem, szanse na to są w miarę wyrównane, zarówno na FGE, jak i na forum.
  15. No i przebrnąłem przez prawie wszystkie wersje. Prawie, ponieważ wersja A-A-A nie działa, to znaczy, wybranie po raz trzeci opcji A jest niemożliwe - link nie działa. Szczerze mówiąc... Trochę się zawiodłem. Pomimo faktu, że przy okazji podejmowania różnych wyborów Twilight spotyka inne postacie, co jest dosyć znaczącym szczegółem, to jednak koniec końców, odczuwa się pewien niedosyt i monotonię. Wynika to z tego, że na dłuższą metę, poszczególne ścieżki wcale nie różnią się od siebie na tyle, by odczuć nieliniowość, czy też to, że faktycznie popchnęliśmy fabułę w innym kierunku, niż miało to miejsce ostatnio. Plus, możliwe zakończenia są zbyt generyczne i za bardzo do siebie podobne. Na szczęście, charakterystyczny klimat towarzyszy nam przez cały czas, nie brakuje go. Za to decydowanie brakuje dialogów, czy też większej różnorodności między kolejnymi opcjami. Możliwe, że po prostu spodziewałem się zbyt wiele, a może to ta "technologia" jest jeszcze za młoda By nie być gołosłownym, wspomnę w jaki sposób ta większa różnorodność mogłaby się w tymże dziele objawić. Otóż, wyraźniejsze i częstsze zmiany lokacji (w tym miejsc, w których rozegrałyby się kolejne zakończenia) byłyby miłym dodatkiem, może też sytuacja, w której jedna z bohaterek, po ugryzieniu przez zombie zaczęła mieć chrapkę na mózg towarzyszek (no i wybór, czy ją skasować, czy uciec), a może też jakaś "spokojna" scenka, w której pojawiłoby się mniej akcji, a więcej dialogów, których tak mi brakuje. Wszystko to, znacznie urozmaiciłoby fika, oczywiście moim zdaniem. Autor skoncentrował się głównie na akcji i sprawdzonych, znanych sposobach na odsyłanie żyjących ciał z powrotem do grobu, co niekoniecznie wszystkim może pasować. Mimo wszystko, to wciąż ciekawa nowinka i zalążek czegoś unikatowego. Koncept decydowania o dalszym rozwoju fabuły to prawdziwie inspirująca sprawa i myślę, że nawet jeśli komuś niespecjalnie spodoba się "Nacht der Untoten", to z całą pewnością po lekturze śmignie mu przez myśl pomysł stworzenia czegoś w tym stylu, z tagiem [interactive]. Czyli, dzieło to nie powinno pozostawić nikogo obojętnym. Dla fanów zombie - jak znalazł. Jeśli ktoś oczekuje różnych doświadczeń przy kolejnych kombinacjach - może się zdziwić.
  16. Nadszedł czas... Po niezliczonych bojach i zwrotach akcji... Po tylu dniach i nocach, tylu arenach... Po setkach rzuconych czarów, niewyobrażalnych ilości energii magicznej, która niejednokrotnie przepłynęła przez to miejsce... Najwyższa pora na otwarcie ostatnich wrót... Wkroczenie na finałową arenę, na której zmierzą się dwaj pretendenci do tytułu mistrza... Mistrza Magicznych Pojedynków, posiadacza Statuy Glorii, najwyższego odznaczenia, świadczącego o wielkiej mocy, duchu walki i nadzwyczajnej sile woli! Przed państwem ostatnia, największa, najbogatsza, mogąca pomieścić najwięcej publiki, wzniesiona specjalnie na te okazję, wyjątkowa arena, na której już za chwilę rozegra się finałowy pojedynek, po którym poznamy zwycięzcę turnieju! Zmierzą się w nim dwaj najlepsi magowie, którzy pokonali innych, nie mniej znakomitych uczestników i to w szczytowej formie! Oni nigdy nie opuścili areny bez słowa, zawsze ruszali w bój, nie wycofywali się i walczyli do końca! Podczas, gdy wielu musiało ustąpić, podczas, gdy znajdywali się tacy, którzy nawet nie postawili swej stopy, czy też kopyta na arenie, oni, byli zawsze i są także teraz! Przed Wami ostatnie, finałowe starcie! Fisk Adored VS Zegarmistrz Panowie, w obliczu ogromnych dysproporcji między turniejowymi pojedynkami, gdzie długie, emocjonujące starcia kontrastowały z sytuacjami, po których pozostawał jedynie niesmak, gdyż ktoś nie stawił się na arenie... Liczę, że nie zawiedziecie nas i dacie nam niezapomniany pojedynek, godny całego turnieju, godny drogi, którą przeszliście i wreszcie, wieńczący ten turniej. Niech z areny niewiele zostanie, niech widzowie krzyczą i skandują! Kto ma słabe nerwy niech opuści trybuny, gdyż szykuje się wojna na czary! Panie i panowie, ostatnia arena otwarta! Finałowy pojedynek rozpoczęty! Najwyższy czas, na moment prawdy! Przekonajmy się, kto zdobędzie Statuę Glorii! *Gong*
  17. A zatem, czas poznać zwycięzcę pojedynku. Cóż, nie był on zbyt długi, ale jak widać, nie pozostał bez wpływu na publikę. Tylko jeden śmiałek zdobył się na odwagę i ośmielił się wskazać swego maga. Tak więc, kim jest ów zwycięzca? Ups... Chyba powinienem był powiedzieć "zwyciężczyni", gdyż to właśnie do Koschei O'Clock należy jedyny oddany głos! Tym samym, wygrywa ona pojedynek! Gratulujemy i jednocześnie, żywimy nadzieję, że zarówno ją, jak i Broniesowego Informatyka, Cameda, zobaczymy jeszcze kiedyś na arenie!
  18. W porządku. Będzie ciekawiej Jeszcze odnośnie ewentualnych misji (rozumiem, że najlepszym wyjściem będzie styl RPG, gdzie każdy będzie opisywał rozwój wydarzeń z perspektywy stworzonego przez siebie gwardzisty) - czy miałyby one trwać w "nieskończoność", póki postaciom starczy sił (a ich twórcom chęci), czy też w pewnym momencie zakończyć się, na przykład pojawieniem się, "bossa" i efektywną walką? W ogóle, preferowalibyście jeden temat dla wszystkich zadań, czy "jeden temat = jedna misja"? Jeśli to drugie, to w jakich odstępach czasowych miały by się pojawiać kolejne misje? No i przede wszystkim, rozumiem, że ewentualny konkurs na kodeks królewskiej gwardii to najlepsza opcja rozpoczęcia wszystkiego?
  19. Skoro tak, to zamieszczam drugi pomysł: Czyli w praktyce, oznaczałoby to dodanie do całości elementu szkół magii. Dobrym pomysłem byłoby stworzenie miejsca (pierwszy post w zapisach?), gdzie zapisane by były postacie chętnych, wraz z uwzględnieniem z których "szkół" pochodzą. Koncepcja miała w założeniu rozbudować sekcję Epic i nadać jej lepiej odczuwalny klimat mini-sesji RPG. Można ją też wykorzystać przy okazji organizowania batalii drużynowych, by na starcie, rozbudować nowy rodzaj pojedynków i nadać mu jego własny klimat. Podoba mi się koncepcja "Królów Wzgórza", oraz ograniczenie do dwóch, ewentualnie trzech członków w każdej drużynie. Przechodzące odznaczenia byłyby kolejną zachętą, więc, jeśli zainteresowanie będzie - jestem na tak. Ściana chwały - jak najbardziej, ale ręczę, że wykonam ją w o wiele bardziej klimatycznej formie, niż tabelę informacyjną. "Battle Royal" z kolei można by przeprowadzić według zasad zaproponowanych przez Ciebie, pozostaje jeszcze kwestia punktacji. Nie chciałbym, aby było to takie samo liczenie głosów, co w każdym innym przypadku, stąd też pomyślałem o wyciąganiu średniej. A może zrezygnować z ankiet i wprowadzić coś takiego, gdzie po zakończonym pojedynku, publiczność w swych postach przydzielała by punkty swym faworytom (trzy punkty do przydzielenia, z wyłączeniem przyznawania wielu punktów jednej postaci, lub też przyznanie trzech, dwóch i jednego punktu, odpowiednio swemu "naj", drugiemu "naj" no i temu "trzeciemu"), a następnie podliczenie tego i wyłonienie zwycięskiej drużyny? Możliwości trochę jest, jednak za każdym razem potrzebni są chętni. Ewentualne wprowadzenie pojedynków drużynowych widziałbym krótko po zakończeniu turnieju, na znak rozpoczęcia "nowego sezonu". Wszak finał już bardzo niedługo
  20. Kolejne ogłoszenie. Po pierwsze, zostały dokonane zmiany w regulaminach sekcji Casual i Epic. Modyfikacje te są następujące: W sekcji Casual W sekcji Epic W ramach nowego punktu o ankietach, pojedynek Nocturnal Van Dort i Blazing Hearta zakończył się remisem. Do tej pory, starcia były czasem ciągnięte na siłę, kończone bez ogłaszania zwycięzcy. Teraz, możliwe są nie tylko remisy, ale także walkowery. Wiem, nie do końca dotrzymuję terminów, nad czym ubolewam, ale postaram się jakoś temu zaradzić i zyskać na punktualności. Idąc dalej, znów mamy kilka pojedynków, w których głosy rozłożyły się po równo. W świetle aktualizacji regulaminu, następuje ich jednorazowe przedłużenie głosowania. Hoover vs Talar Ankieta przedłużona do dnia 07.03.2014. Nie otrzymałem od stron walczących żadnej wiadomości, że pojedynek ma być kontynuowany, toteż głosowanie trwa. Albo wyłonimy zwycięzcę, albo skończy się on remisem. Nevermind, chcą walczyć dalej. Pojedynek trwa. Rainbow vs Moonsun Głosowanie przedłużone do dnia 07.03.2014. No i druga sprawa, czyli koncepcja pojedynków drużynowych. Dyskusja toczy się tutaj. Jeśli jesteście zainteresowani nowym przedsięwzięciem, podzielcie się swymi spostrzeżeniami, pomysłami i opiniami.
  21. A oto przebudziłem się, przekopałem przez archiwa, pendrive'y i znalazłem fragment mojego podania o stanowisko Regenta, ten, w którym wspominam o pomyśle pojedynków drużynowych. Oto on: Jak widać, luźna, aczkolwiek opisana koncepcja, co do której obecnie mam pewne wątpliwości. Mając na uwadze częste "wygasanie" pojedynków, a także częsty brak komentarzy, czy też niewielkie ilości głosów w ankietach, myślę, że znów pojawi się problem aktywności w pojedynkach i dłużyzny w wyłanianiu zwycięskich drużyn. Aczkolwiek, mogłoby się to udać. Przede wszystkim - ile osób byłoby zainteresowanych pojedynkami drużynowymi oraz w jakim stopniu powyższy pomysł pokrywa się z ideą Zegarmistrza? A może w ogóle ustalić nowe zasady dla walk drużynowych? Przy okazji - miałem jeszcze jeden pomysł, dotyczący rozszerzenia sekcji Epic, ale znów - kwestia aktywności. Ale jeśli ktoś chciałby go poznać, to jego również mógłbym przytoczyć.
  22. Czas wyłonić zwycięzcę tego niemalże zapomnianego, a wcale nie mało widowiskowego pojedynku, między dwoma potężnymi i nieustępliwymi postaciami. Zobaczmy, jak rozłożyły się głosy. Lunatic - 0 Jonah - 2 A więc, starcie to wygrywa Jonah, który uzyskał dwa głosy. Cóż, generalnie rzecz biorąc, głosów zbyt wiele nie było... Najwyraźniej, zaklęcia i strategie walczących stron wywołały takie wrażenie na publiczności, że strach było chociażby wstać i skandować, a co dopiero wskazać, kto okazał się lepszym magiem. Cóż, kolejny pojedynek za nami, mam nadzieję, że Lunaticowi i Jonahowi nie zabraknie sił i determinacji i jeszcze nie jeden raz ich zobaczymy, wrzuconych w wir walki...
  23. Najwyższy czas sprawdzić jak rozłożyły się głosy. Ankieta była już raz przedłużana, toteż sytuacja powinna być już dla nas jasna... Prawda? Nocturnal Van Dort - 4 Blazing Heart - 4 Cóż, wygląda na to, że mamy remis. Po cztery głosy, mimo przedłużenia ankiety. Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować, zarówno Nocturnal Van Dort, jaki Blazing Heartowi, za całkiem pochłaniający i klimatyczny pokaz magii i determinacji. Walka była tak wyrównana, że Wasza publiczność nie była w stanie jednoznacznie wskazać kto popisał się większą mocą. Dobry pojedynek. Powodzenia w przyszłych starciach! Wierzę, że jeszcze nie raz zobaczymy Was na arenie!
  24. Ważna informacja! Po długim okresie bezczynności, gruba warstwa kurzu nareszcie została wytarta, w związku z czym, prezentujemy Wam odnowioną wersję Wielkiego Kompendium Magów Equestrii, zawierająca wszystkie dotychczas opisane postacie, w porządku alfabetycznym, plus prosta okładka. Fakt ten oznacza, że nastąpiła reaktywacja zabawy! Do księgi trafił opis Victo Memoriusa, autorstwa Spinwide' a. Dziękujemy i przedstawiamy kolejnego wybitnie uzdolnionego jednorożca, który potrzebuje stosownego opisu. A oto... Claro Estrada Grafikę wykonał Cartoon Tiger, któremu po raz kolejny składam podziękowania, gdyż bez jego pomocy, reaktywacja zabawy nie byłaby możliwa. Na co zatem czekacie? Popuśćcie wodze fantazji i uraczcie nas ciekawym opisem!
  25. Miło mi donieść, że wraz z dzisiejszym dzisiejszym dniem, Wielka Księga Zaklęć Nowoczesnych nareszcie przeszła kompletną renowację! Została oni w pełni zaktualizowana, wszystkie zaklęcia znajdują się w porządku alfabetycznym, dokonano kilku korekt oraz dodano okładkę. W powyższym linku znajdziecie odnośnik zarówno do wersji pierwszej, jak i tej zrimejkowanej! Dziękujemy za cierpliwość i żywimy nadzieję, że zabawa odrodzi się, niczym Feniks z popiołów. Oczywiście, aktualizacja objęła czar Zamieci, którego dosyć zaskakujący opis przedstawił nam PiekielneCiastko! Serdecznie dziękujemy i jednocześnie, serwujemy kolejne zaklęcie wymagające opisu, a jest nim czar... Kręgu Iluzji!
×
×
  • Utwórz nowe...