Skocz do zawartości

black_scroll

Brony
  • Zawartość

    921
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez black_scroll

  1. Nagle krzaki za tobą zaszumiały i się odwróciłaś. Arrow podbiegł do ciebie i chyba się najeżył, cicho warcząc. Nie czuć było nikogo przyjaznego, ale dla ostrożności, nałożyłaś strzałę na cięciwę. - A cóż to za kucyk i wilk spory, zawitali do chatki Zecory? - spytał obcy głos, przecierając się przez krzaki w waszą stronę.
  2. Kantyny to dobry pomysł na szukanie, ale Krussk skrzywił pysk na samą myśl o tych cuchnących, zapitych, nędznych istotach, które całe swoje życie spędzają w marnej spelunie, przy cienkich sikach, które barman śmie nazywać piwem. Niestety, tak to w życiu bywa, że żeby znaleźć coś ciekawego, czasem trzeba się ubrudzić. Może w kantynie uda mu się kogoś pobić, urwać mu nogę albo chociaż ugryźć? Byłaby to miła odmiana po tych wszystkich nudnych zleceniach zwykłych pobić. Nie czekając wiele, ruszył do najbliższego znośnego baru.
  3. black_scroll

    "Ku Chwale!" black_scroll

    Szkoda, że mnie prowadzą na egzekucję, ale w sumie cieszę się z tego że mogę wreszcie być gdzieś poza lochami. Patrzyłem na sędziego z pogardą. Idiota, służący pod rozkazami króla. - Hańbicie Myrtanę! Wasz król kiedyś pożałuje tej wojny z orkami! - krzyknąłem do niego i strażników. - Rhobar II to największy zdrajca Myrtany! W końcu mogłem rzucać najgorszym mięchem. I tak nic gorszego niż pobyt w kolonii karnej mnie nie spotka.
  4. (czytać własne posty, Mani ona siadła NA szynkwasie, nie przy ) Nastia Mordu Szynkwas skrzypnął cicho kiedy na nim usiadłaś. Poza stertami butelek wypełnionych łatwopalnym alkoholem, znajdującymi się za karczmarzem, karczemny fartuch nasiąknięty wszystkimi rodzajami alkoholu i wszelakim tłuszczem, całą drewnianą konstrukcją karczmy (choć to ostatnie, tak strasznie łatwo nie zajmie się od samego ognia), raczej nie było nic co mogłabyś z łatwością podpalić. Karczmarz wpatrywał się w ciebie jak obrazek. Jego wzrok wskazywał, że wie, iż nie powinien gapić się na niebezpieczną lokatorkę, ale krew z mózgu odpłynęła mu gdzie indziej i teraz ośrodek myślenia znajdował się nieco niżej. Tajemniczy przybysz chyba nie popierał twojego zachowania. - Wina młodego, pani Nastio. Przednie, choć korkowane rok temu. Z Krain Zgromadzenia, od niziołów mamy. Jako, że siadłaś na jego ladzie, przesunął się trochę w stronę nieznajomego, żeby lepiej widzieć cię z profilu. - Życzy sobie pani nalać? Na koszt firmy oczywiście - wyszczerzył się jak ostatni debil. John Karczmarz jako źródło informacji był stracony. Przynajmniej dopóki ta dziwna kobieta była w pobliżu, dla niego nie istniejesz. Fakt, była ładna, ale żeby tak tracić głowę dla byle dziewki? Chociaż wyglądała nietypowo, można by rzecz, że dało się od niej czuć jakąś niepokojącą aurę. Chodziły ci po głowie sprzeczne myśli. Ona nie pasowała do tego miasta. Też musiała być przyjezdą, ale coś ją tu trzyma, skoro karczmarz zwraca się do niej "pani Nadio". Wyglądała na kogoś z głową na karku. Może byłaby użyteczna na tyle, że da ci jakąś wskazówkę na temat kultystów, z którym trzymał się twój brat. Karczmarz przysunął się bliżej ciebie, żeby lepiej widzieć uroki dziewki. Zapytał czy chce wina, i obnażył swoje żółte i krzywe zęby. Gdyby tylko mógł, wyruchałby ją, aż by się dymiło.
  5. Wściekły syk. Krusskowi się nie przeszkadza! Wstał, groźnym wzrokiem popatrzył na istotę leżącą na górnej pryczy, ogarnął się i opuścił mieszkanie. Dobrze, że było ciepło, Krussk lubił ciepło. Może powinien faktycznie, zapisać się do łowców nagród? Ktoś pewnie chętnie zobaczy głowę Jedi na stoliku, a Krussk znajdzie sobie wymarzoną broń. Tylko gdzie to trzeba się zapisać, żeby zostać takim łowcą. Rozejrzał się, chociaż wiedział, że to raczej dużo nie da.
  6. - Dzięki - złapał filiżankę w kopytko i pociągnął łyk. - Mmm dobra. A czekając, mam pytanie: Jak będziesz trenować do Turnieju Najszybszego Kopyta? Codziennie przez trzy miesiące aż do samych zawodów? Jakaś specjalna dieta, co? Żeby nabrać sił i kondycji. Może trzeba będzie skomponować jakąś sałatkę, bo o sianobekonie powinnaś zapomnieć. Wszystkie napoje gazowane też powinnaś odstawić, i przerzucić się tylko na wodę... Chuck potrafił się rozgadać. Z tego co zauważyłaś, chyba już zaplanował ci cały okres do zawodów, jakby był Twoim trenerem.
  7. Arrow wąchał ziemię, zapewne w poszukiwaniu szczurów. Musiały mu strasznie smakować. Chyba nawet zaczął grzebać za jednym, rozkopując ziemię dookoła konaru. Ziemia była miękka po nocnym deszczu, ale wilk pewnie już ubabrał się na łapach, którymi potem obmaca ciebie. Kiedy go do siebie zawołałaś, przestał kopać, zaskamlał cicho, fuknął ale nie podszedł. Po krótkiej chwili znów usłyszałaś, że chodzi i za czymś wącha.
  8. - Chętnie, poproszę - usiadł obok. Widać, że starał się zrobić na tobie jak najlepsze wrażenie i chyba trochę obawiał się, że mu to nie wychodziło. - Mogę dostać jakąś herbatę? - spytał. - Usiądziemy i pogadamy, a potem poćwiczymy.
  9. - No proszę, jaki z młodego ciekawy człowiek - powiedział rozglądając się ostrożnie po kanionie. - Przeżyłeś spotkanie z Diabłem, potem znalazłeś przedwojenny bunkier i znalazłeś w nim pancerz wspomagany i karabin plazmowy. Szkoda, że twoi towarzysze mają tego szczęścia dużo mniej niż ty. Osobiście, poza potyczkami z bandytami, parę razy spotkałem gości z Bractwa Stali. Dziwni ludzie, niedaleko stąd mają bazę wypadową. Może kojarzysz? Dziwni ludzie. Ale tylko ich widziałem w takich pancerzach jak twój. Och, no i raz widziałem rozbitą ciężarówkę z Nuka-Colą. To był dobry dzień - uśmiechnął się. - Pewnego dnia także... Pierwszy strzał trafił w któregoś karawaniarza. Drugi i trzeci przeleciały obok was, czwarty zranił, bądź zabił, kogoś z tyłu. Bozar ściągnął z paska M-16 i zaczął strzelać do chowających się za skałami bandytów.
  10. - Co? Ach... - zorientował się, że mówisz o jego grzywie. - Nie, nie ja po prostu... Zaczerwienił się i zamilkł... - To - spróbował ponownie - odczekamy trochę aż śniadanie ci się trochę ułoży i bierzemy się za ćwiczenia?
  11. To czego dotykałaś bez wątpienia było korzeniem tego dziwnego drzewa, poskręcanym w każdą możliwą stronę. Tutaj zapach był intensywniejszy i teraz rozpoznawałaś, że tak pachną gotowane zioła. Przesuwałaś kopytkiem po konarze, gdy nagle uderzyłaś w coś głową. Coś szklanego. Odbiło się od twojej głowy, lecz spodziewając się powrotu, zawieszonej najpewniej na wyższej gałęzi, butelki odsunęłaś się. Chyba ktoś tu mieszkał.
  12. Ruszyliście na północ. Arrow parł naprzód. Powoli zbliżaliście się do znanych ci terenów lasu Everfree. Co chwile wracał się, trącał cię w kopytko, po czym szedł dalej. W końcu zaszczekał radośnie, że jesteście na miejscu. Ledwo kojarzyłaś tę część puszczy. Tutaj chyba było to wysokie drzewo, w którym nawet można by mieszkać, ale było zbyt daleko od czegokolwiek. Dookoła rosły tylko jakieś mało przydatne zielska. Jednak to miejsce zmieniło się, od kiedy ostatni raz tu byłaś. Czułaś zapach... dziwny, tajemniczy i dotąd ci nieznany. Dochodził chyba z tego wydrążonego drzewa.
  13. Hmm. Może Krussk będzie sprytny. Krussk pozostanie najemnikiem, ale w wolnych chwilach stanie się łowcą nagród. Pozabija paru ludzi, twi'leków czy na co tam jeszcze polują łowcy nagród i zgarnie górę kredytów. Tak, to Krusskowi może się udać. Wystarczy zarejestrować się jako łowca nagród i zgarnąć zlecenie. Z tego co Krussk kojarzy to na samym Coruscant potrzebne jest sporo łowców. A jeszcze więcej z nich podróżuje po galaktyce. Takie wielkie, dobrze płatne łowy. Ale najpierw obije mordy paru ćpunom. Za to mu w końcu płacili. I niech Krussk pamięta, żadnego urywania rąk. Bez rąk ludzie nie kupują narkotyków. Co za bzdura.
  14. Karty postaci: Nastia Mordu John Torgrund Federico de Rivera Ta sesja już przy pisaniu pierwszego postu jest moją ulubioną, bo jest warhammerowa. Także odpisywać nie będę ekstra szybko, ale posty tutaj będą porządnie doszlifowane, często z grafikami i w ogóle, cuda, wianki na rurze. Takie coś wymaga ode mnie trochę czasu, także nie martwicie się tempem i też podejdźcie do tego porządnie. Trzeba to powstrzymać, nim cały świat strawi plaga Obrazek pochodzi od Hetmana80 Rok 2533, północo-wschodnie okolice Stirlandu (graniczne tereny Sylvanii), miasto Landsberg Kolejka pisania: 1. Mistrz Gry - black_scroll 2. Nastia Mordu - NimfadoraEnigma 3. John - Mani 4. Torgrund - Iluandar 5. Federico de Rivera - EverTree Tło muzyczne do sesji Nastia Mordu Thristian. Zaczynasz żałować, że czekałaś aż dwa miesiące, zanim zdecydowałaś się go szukać. Odwlekałaś ten dzień, mając nadzieję, że w końcu się zjawi oraz bojąc się, że miniecie się gdzieś po drodze. Jednak teraz było to pewne - nie wróci. Musiałaś sama go poszukać, a przynajmniej na własną rękę. Podróż do tajemniczej fortecy była niebezpieczna dla jednej osoby, potrzebowałaś co najmniej jeszcze jednej dodatkowej pary rąk. Przydałoby się jak najwięcej, lecz czas naglił. Każdy dzień, mógł być ostatnim dniem Thristiana. Możliwe, że był to jedyny człowiek, który w miarę cię rozumiał. Nie mogłaś pozwolić sobie na jego stratę. Kiedy stanęłaś przed drzwiami karczmy, w której miałaś nieszczęście mieszkać, naszedł cię szalony pomysł. Może by tak zawezwać pospolite ruszenie na fortecę? W końcu badający mutację, byli traktowani nie wiele lepiej przez prosty lud, niż mutanci. Badanie ścierwa Chaosu było zakazane przez Imperium i karane przez chłopstwo paleniem na stosie za czary. Szybko porzuciłaś ten pomysł. Nie, duża grupa osób pozwoli tym draniom wcześniej uciec i zabrać ze sobą Thristiana gdzie indziej. Musiałaś zebrać małą grupę śmiałków, która pomoże ci w tym zadaniu. Przekroczyłaś próg karczmy - od razu uderzył cię znajomy odór piwa, potu i strachu. Ludzie boją się o jutro. W niedalekiej Sylwanii zamieszkują groźne rody wampirów, zapuszczające się czasem w te tereny. Zauważyłaś, że zrobiło się cicho, a wszystkie ślepia wlepione są w ciebie. W oczach mężczyzn widziałaś niesamowite pożądanie, w oczach kobiet, zazdrość i nienawiść. Nie było to nic nadzwyczajnego, takie spojrzenia towarzyszył ci zawsze w tej ruderze. Ale tym razem było trochę inaczej. Jeden człowiek przy szynkwasie rzucił krótkie spojrzenie na odrzwia, którymi przed chwilą dostałaś się do tego obrzydliwego przybytku, po czym próbował ponownie zagaić karczmarza, jednak ten dalej wlepiał w ciebie swoje chciwe oczy. Zachowanie obcego przybysza zaintrygowało cię, w końcu było tak różne od tego co czynili inni. Przy jego pasie zauważyłaś tajemnicze dwa ostrza, z wygrawerowanymi tajemniczymi znakami. Może kogoś takiego właśnie szukałaś? John Przeklęty niech będzie Aron. Tropiłeś swojego brata, niczym zarażone zwierzę mogące skazić całą puszczę. Podążając za nim trafiłeś z Ostermarku do Stirlandu, do tego skichanego miasta. Plaga Nurgle'a jeszcze tu nie dotarła, ale widziałeś już parę miast ogarniętych plagą. Epidemia nie wybucha tak o. Zaczyna się od jednego bezdomnego, który kichnie na drugiego, a ten przeleci za uzbierane pieniądze jakąś dziwkę, z której potem skorzysta jakiś "przykładny" obywatel. I ani się obejrzą, na ulicach pojawią się płonące wozy z trupami i znaki pana zarazy na ścianach domów. Miałeś nadzieję, że już niedługo skażesz Arona na należą mu karę. Trafiłeś do jakiejś zapyziałej karczmy. Tu wieczorem przychodzi najwięcej chłopów, żeby napić się piwa i pogadać o tym, jakie to Imperium nie jest wspaniałe. Tutaj miałeś największe szanse dowiedzieć się czegoś więcej o okolicznych terenach, jak i może czegoś o kultystach oraz bracie. Było to też świetne miejsce do znalezienia przyzwoicie płatnej pracy, no i znośnego noclegu. Zamówiłeś piwo i rozmówiłeś się karczmarzem. Dowiedziałeś się o opuszczonej fortecy w środku lasu, która ostatnimi czasy, rzekomo jest nawiedzona przez duchy i blade, zielone światło. Do tego podobno w Sylvanii, położonej na południe od miasta, mieszkały wampirze rody. Kiedy karczmarz miał zamiar opowiadać ci więcej o "najprawdziwszych pogłoskach o znakach Chaosu w tutejszym przydrożnym lasku", ktoś wszedł do środka karczmy. Wszyscy praktycznie zamilkli, odwróciłeś się z ciekawości, żeby zobaczyć, kto wprawia całą gospodę w takie zakłopotanie, że aż musi umilknąć. W drzwiach stała kobieta, w prostym, odrobinkę na niej za dużym ubraniu. Biała koszula, zielone spodnie, czarne wysokie buty. Strój prosty, ale nawet w nim wyglądała pociągająco. Jej kruczoczarne włosy, przechodzące na końcach w turkus przyciągały uwagę, ale ta piękność nie za bardzo cię interesowała. Jeżeli nie uratujesz tego miasta, ta kobieta, jak i ta cała zgraja, zginą najpewniej z rąk jakiejś paskudnej choroby. Wróciłeś wzrokiem do karczmarza, chcąc posłuchać dalszego ciągu jego opowieści, lecz ten jak zaklęty, dalej wpatrywał się w przybyszkę.
  15. Wkrótce usłyszałaś szczekanie i głos biegu Arrowa przez krzaki. Doskoczył do ciebie i zabrał się za rozszarpywanie jedzenia. To był jeden z niewielu momentów, kiedy cieszyłaś się, że nie widzisz. Przez kilka minut słychać było tylko radosne rozszarpywanie mięsa. Kiedy wilk w końcu nasycił się, zaszczekał jeszcze dwa razy. Chyba chciał, żebyś za nim gdzieś poszła. Może to przez te szczury, które mu upolowałaś? Wiedziałaś jedno - Arrow nie odpuści, dopóki nie pójdziesz za nim.
  16. Mimo niewygody leżenia w pancerzu, do tego na wyboistej ziemi, wkrótce zmorzył cię sen. Widziałeś zielone drzewa. Każde było takie same i wyglądało jak wycięte z filmu, który kiedyś widziałeś w Bractwie. Stoją w gęstej kupie i choć pachną, to ich zapach ci ulatuje. Gdzieś w drzewach widzisz małego siebie, z garścią naboi. Widząc ciebie upuszcza nabój i kieruje się w przeciwną stronę, po paru krokach znów upuszcza nabój. Tworzy ci ścieżkę, żebyś szedł za nim. - Pobudka! - dostałeś lekkiego kopniaka w blachę. Otwierając oczy zobaczyłeś oddalającego się Amaraka. Tak jak przewidywałeś, czujny sen sprawił, że byłeś niewyspany. Oczy kleiły się niemiłosiernie i błagały o jeszcze 5 minut drzemki. Jednak przemogłeś się i wstałeś. Karawaniarze zebrali tobołki i wrzucili je na wozy, które w końcu ruszyły na wschód, do Złomowa. Układ karawany na czas podróży był prosty - 6 karawaniarzy na 6-ciu wozach, drugich sześciu szło w środku, zmieniając się co dwie godziny. Na zewnątrz wozów maszerowała piętnastka najemników. Jako, że kapitana dane ci było najlepiej poznać, szedłeś razem z nim na przedzie, nawet przed dwugłowymi braminami. - Młody, a masz jeszcze jakieś historie, czy w swoim życiu tylko obrabowałeś przedwojenny bunkier? - spytał Bozar, rozglądając się na boki. Weszliście w mały kanion, idealne miejsce na zasadzkę. Oceniłeś, że na zboczach było wiele miejsca do ukrycia się i możliwości ostrzału z góry.
  17. black_scroll

    Dornier Flieger

    Ostatnio moda na lotników jest chyba. "Porażki łatwo go wytrącają z równowagi, a wtrącają w rozpacz" - to zdanie jest zrozumiałe, ale trochę nie po polsku napisane xP Fahny niemiesky lotnik xD (osobiście urzekły mnie imiona dzieci, a szczególnie - Junkers love it!) W ogóle rodzinka tak strasznie niemiecko lotnicza :not_sure: Nie nachalnie, ale jak ktoś się troszkę zna... No a tatuś i stryj... pewnie są kucykami ziemnymi, sądząc po imionach I nie lubi Wonderbolts. To ciekawe. Shining Armor też fajnie wpleciony w fabułę, nie nachalnie, a naturalnie. black_scroll approved
  18. black_scroll

    Zapisy do Czarnego Zawijasa

    OneTwo - Cudna historia. Ciekawie będzie się prowadzić taką postać. Co do poprzedniej sesji - mam pomysł jak ją wpleść. Teraz mam troszkę na głowie, ale niedziela, poniedziałek - to termin kiedy możesz spodziewać się sesji. No i o ile nie będzie jakiejś klęski żywiołowej, albo tragedii rodzinnej u mnie - masz gwarancję, że nie skończymy na 4 postach
  19. Kolejny dzień. Krussk nienawidzi nudy. Woli strzelać, zabijać, gryźć, drapać - wszystko byleby tylko czuć ból. Najlepiej nie Krusska. A oczekiwanie na kolejne zlecenie było nudne. Papierkowa robota, rozmowy. To coś od czego Krussk może zanudzić się na śmierć. Wstał. Cholerne robaki, które tchórzą widząc swój cień. Jak Krussk ich nienawidzi. Miał nadzieję, że pozdychają na pierwszej misji. Jaszczur zerka na swojego datapada - co to on miał dziś zrobić?
  20. - Rano znajdziemy ci jakiś wór, to się okryjesz i nie będziesz świecił na odległość parę mil - stwierdził Bozar. - Poza tym, wątpię, że złodzieje zobaczywszy takiego byka, chcieli wracać po wyrzutnię rakiet, żeby cię zabić. Bo co innego przebije takie cudo? - spojrzał na pancerz wspomagany. - Może granaty - dodał ciszej, jakby do siebie. Siedzieliście przez chwilę cicho. Rozmów było coraz mniej, karawaniarze kładli się powoli spać, najemnicy też. Wystawiono kilka wart. - Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko, śpiąc pod czujnym okiem moich chłopaków - uśmiechnął się Bozar, gdy jeden z najemników stanął niedaleko was i wpatrywał się w ciebie. - To taki zabieg ubezpieczający Amaraka.
  21. Posłusznie wszedł do środka. Chociaż był u ciebie parę razy, rozglądnął się po mieszkaniu. Dostrzegłaś, że mimo wczesnej pory ma ładnie rozczesaną grzywę i ogon. - I jak, po śniadaniu? - zwrócił się w twoją stronę z uśmiechem. - Kiedy zaczynamy trening?
  22. Z łukiem las nie stanowił dla ciebie żadnego niebezpieczeństwa. Dawałaś radę nawet patykowilkom. Chociaż mistrzem polowania nie byłaś, prawdopodobnie nikt nie mógł ci dorównać w strzelaniu z łuku, toteż drobne wpadki myśliwskie nadrabiałaś tempem i celnością strzałów. Kilka chwil później, miałaś w kopytku martwego, dorodnego borsuka z niewielką dziurą w sercu. Krew w końcu przestała być pompowana i nie tryskała już tak bardzo dzięki czemu dało się podnieść zwierzątko. Dwie strzały później, do borsuka dołączyły dwa szczury. Niosły ze sobą woń, jakiejś nieznanej części lasu, chyba gdzieś w północnych okolicach znanych ci dobrze terenów.
  23. Ten sens nie skupiał się na obrazie. Słyszysz brzęki, metalu o metal. Jakby jedna obręcz uderzała o drugą. Stukot kopyt nie do końca brzmiący jak kucyk. Ciche szepty z głębi lasu, których nie rozumiesz. W końcu zaczynasz rozumieć słowa - Blind Arcuuuuum. Blind Arcuuuuuum - woła cię tajemniczy głos. Idziesz w jego stronę, lecz wiatr przestaje nieść słowa. Cisza. Zapach ziemi po deszczu. Budzisz się. Nasłuchujesz i już wiesz, że przestało padać. Ognisko już nie grzeje, więc pewnie już zgasło. Ptaki śpiewają, co oznacza, że już jest co najmniej poranek. Czujesz zapach ziemi po deszczu. Przyroda w lesie Everfree nasycona ulewą, raduje się z kolejnego dnia.
  24. - Do towarzystwa mogłeś sobie wziąć psa! - prawie krzyknął oburzony Amarak. Zwracał na siebie uwagę jak mało kto. Naszła cię myśl, że z takim nastawieniem musiał mieć kupę szczęścia, że nie dosięgnęła go jakaś zabłąkana kula. Pewnie jak tylko rozpoczyna się strzelanina, jako pierwszy chowa się pod wóz. - Facet w pełnej zbroi idzie z karawaną? To oznacza jedno, wieziemy coś cennego, czyli warto nas napaść, a my mamy tylko żywność... - Amarak, uspokój się - znudzenie Bozara wskazywało, że to nie pierwszy atak złości karawaniarza. - Za dużo wypiłeś. Jak młody coś buchnie, albo spróbuje czegoś głupiego - popatrzył na ciebie ostrzegawczo - zwrócę ci wszystkie swoje kapsle za ochronę w obie strony. Amarak zrobił wielkie oczy. - Zgoda - powiedział szybko, jakby bał się, że Bozar zmieni zdanie. Po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do swoich. - To młody, był mój szef. Najważniejszy karawaniarz w Morskiej Karawanie. I to był jego dobry humor - zaśmiał się krótko. - Mam nadzieję, że dobrze robię, że ci ufam. - łypnął na ciebie wzrokiem, po czym znowu się wyszczerzył. - No, napijesz się czegoś? - chwycił w swoje wielkie łapy butelkę złotawego płynu.
  25. Ostre ćwiczenie miało jedną zaletę. Przestawało się być śpiącym. Kiedy czułaś że powoli zaczynasz niedomagać, przerwałaś bieg i zeszłaś z bieżni. Rano i już zmęczona, ale tak w dobrym odczuciu. Po takim treningu musiałaś się trochę napić. Woda dla zaspokojenia pragnienia była idealnym wyborem. Zaburczało ci w brzuchu. Miałaś ochotę zjeść coś, ale byłaś cała mokra od potu. Po porządnym prysznicu, weszłaś z ręcznikiem na wilgotnej grzywie do kuchni. Kiedy robiłaś sobie śniadanie, ktoś zadzwonił do drzwi. Było to dziwne, w końcu mało kto spodziewa się gości przed siódmą. Za drzwiami stał Chuck. Pod oczami widać było wielkie wory, zapewne z powodu niewyspania. - Cześć - uśmiechnął się.
×
×
  • Utwórz nowe...