Skocz do zawartości

Sun

Brony
  • Zawartość

    1544
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    40

Wszystko napisane przez Sun

  1. I kolejny rozdział tej wielkiej kucowojennej epopei. Wojna się w zasadzie skończyła,trwają powroty, dzielenie tortu i próby radzenia sobie z rzeczywistością, w której nie ma bomb, a śmierć nie czyha na każdym rogu. Główną osią tego rozdziału jest moim zdaniem Blackpool. Całkiem fajna postać, która jakiś czas temu dowodziła dywizją pancerną. Teraz wreszcie ma okazję odpocząć, wrócić do domu, spotkać się z ojcem i oczywiście zostać panią jeziora. Przyznam, że nie byłem długo pewny co uważać o tym całym mistycyźmie związanym z panią jeziora i tą ,,magią". Teraz jedno czego jestem pewien, to to, że magia już nie jest w cudzysłowie. Lecz sama kwestia pani jeziora dalej budzi moje wątpliwości. Bo z jednej strony ciekawie buduje postać szlachcianki i kolejnej członkini szanownego i wiekowego rodu. Do tego aż tak nie przeszkadza w świecie pełnym prastarej magii. Z drugiej strony, mamy tu klacz, która od tak dostaje ponadprzeciętnie potężną moc, bo ma szlachetne urodzenie i od razu wie jak jej używać. Jakoś to do mnie nie przemawia. Co nie znaczy, ze Blackpool jest pod tym względem złą postacią. Może dziwną i budzącą pewne wątpliwości ale daleko jej do złej postaci. Przyznam jednocześnie, ze podobał mi się opis jeziorka i samego procesu przemiany w panią jeziora. Tu czytało się przyjemnie i mogłem sobie to wyobrazić scena po scenie. Drugą, niezmiernie ważną kwestią w tym rozdziale jest wizyta dyplomatyczna Triumphgrapha (bardzo nie podoba mi się ta postać, ale to już chyba wspominałem) i rozmowy o przyszłości handlu. Zaskakuje mnie tu zachowanie obu księżniczek, które postanowiły odegrać pewien teatrzyk. Znaczy, rozumiem ideę, która za tym stoi. Czasami rozdrażniony polityk będzie podejmował głupie decyzje. Nierzadko biedą one złe dla niego. Ale wygląd Celestii wydaje mi się strasznie naciągany i tak niepasujący do tej postaci, że aż... zwyczajnie nie podoba mi się taka Celestia zrobiona na jakaś dziwną postać z anime, czy coś. Ale Luna wypadła tu bardziej ,,normalnie". Co do samego przebiegu wizyty, to pomijając ciągłe odstępstwa od protokołu dyplomatycznego, mające na celu wkurzenie prezydenta (tak myślę), to przebiegła raczej dobrze. Przemyślenia prezydenta są tu dość ciekawe i kontrastują z jego zachowaniem. Osobiście napisałbym je inaczej, ale może to dlatego, że zupełnie nie podoba mi się ta postać i ja również bym zmienił. Rozmowy o handlu również były interesujące. Zastanawiam się po co Equestria chce pożyczać pieniądze na zakup tych dwóch okrętów i po co w ogóle chce je kupować? No i jest jeszcze próba przywrócenia Mane6 do normalności. O tym powiem tylko jedno. cieszę się, że się nie udało. Sukces Blackpool byłby moim zdaniem kompletną porażką dla fika. Rachu, ciachu i po strachu. No ale na szczęście, jedyny chyba efekt to usunięcie otyłości u Twilight. Problemy psychiczne pozostały te same. Rarity dale ma klaustrofobie, Pinkie jest jak dziecko, Twilight ma depresję,a Rainbow jest bardzo wredna (nawet mi się ta kreacja podoba). W sumie, jestem ciekaw, czy autor zdecyduje się je psychicznie wyleczyć, czy też pozostawi je w obecnym stanie. W zasadzie, każda opcja byłaby dobra, moim zdaniem. Poza tym dostajemy kilka drobnych scenek rodzajowych, które w pewnym stopniu rozbudowują poboczne postacie. Ot takie drobiazgi, jak to, że Apple Bloom proponuje Sweetie wspólne mieszkanie,c zy wyjaśnienia Spike'a odnośnie listu. Teoretycznie mogłoby tego nie być, ale z drugiej strony, mogą też stanowić punkt wyjścia do kilku wątków pobocznych. Oby tylko nie pojawiło się ich zbyt wiele, bo czytelników może to znudzić, a poza tym, wyjaśnianie wszystkiego wcale nie jest najlepsze. I jeszcze słówko o stronie technicznej. Jest niestety trochę literówek, o raz kompletnie niepasujacych słów, które moim zdaniem psują odbiór. Aczkolwiek tragedii nie ma. Podsumowując, to wbrew pozorom jeden z lepszych rozdziałów ,,niefrontowych", choć osobiście i tak wolę te, które dzieją się w czasie wojny. Mimo kilku zgrzytów dobrze się bawiłem podczas lektury i pozostaje z nadzieją, że kolejny pojawi się nieco szybciej.
  2. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten fik, skojarzyło mi się z ,,Letters from an irritated priincess" (do którego jeszcze wrócę), czyli fanfika, w którym Celestia odpowiada ma wszystkie listy Twilight, a potem też na listy jej przyjaciółek. I faktycznie, tu mamy fanfik składający się z listów Twilight, pisanych do księżniczki Celestii. Oczywiście nie takich, cukierkowych listów, jak w serialu, a bardziej wrednych, złośliwych, pełnych narzekania, krytykujących nowe ,,przyjaciółki", miasteczko i w ogóle wszystko. Przy okazji Twilight w bardzo bezpośredni sposób punktuje głupoty serialu i fabuły (wysłanie dwóch biletów na galę, olanie przez Celestie kwestii powrotu Nightmare Moon, czy też tak szybko stworzoną ,,przyjaźń"). To wspaniały pomysł, który daje mnóstwo miejsca, by w krótkim tekście listu stworzyć naprawdę cudowny humor. Tu dochodzę do punktu, w którym jednocześnie zgadzam się z komentarzem Cahan i się z nim nie zgadzam. Zgadzam się, że humor jest niskich lotów, niezbyt wymyślny (moim zdaniem istnieje wymyślny humor niskich lotów), a często jest nawet prostacki i zwyczajnie wulgarny. Osobiście nie mam z tym większego problemu. Taki humor często jest zabawny i potrafi sprawić, że człowiek się śmieje. Ale niestety w tym wypadku nie do końca to działa. Przytoczone przeze mnie wcześniej Listy od zirytowanej księżniczki też mają żarty z alkoholu, głupoty kucyków, czy spraw damsko-meskich, ale są one moim zdaniem zrobione znacznie lepiej i z większym smakiem. Może wynika to z postaci wiekowej Celestii, zamiast młodej Twilight, ale nadal, zestawiając te 6 przetłumaczonych rozdziałów, z sześcioma rozdziałami Listów zirytowanej księżniczki, uważam, ze Listy księżniczki stoją co najmniej o klasę wyżej. Co dalej nie znaczy, że ten tutaj fik jest zły. Powiedziałbym raczej, ze jest całkiem dobry (przy bardzo dobrych listach księżniczki). Na plus zasługuje tu uznawanie Pinkie za kogoś kto ma problem z białym proszkiem (i nie chodzi tu o mąkę). To jest najtrafniejsze z obraźliwych określeń Twilight wobec ,,przyjaciółek". Co zaś się tyczy samego tłumaczenia, to wydaje się być dobre. Możnaby wprawdzie wyjustować tekst, albo dać go kursywą, skoro to list, ale jakoś w tym wypadku można to przeżyć. Ogólnie, to nie jest humor dla każdego i można to było napisać lepiej, ale bardzo daleko temu do złego fanfika. Moim zdaniem, warto dać temu tekstowi szansę (bo to raptem kilkanaście minut) i ewentualnie, na tej podstawie zdecydować, czy sięgać po resztę na fimfiction. Ja osobiście bawiłem się dobrze, ale w pierwszej kolejności sięgnąłbym jednak po listy księżniczki.
  3. Przeczytane, pora wiec na komentarz. Muszę przyznać, że w tych czterech rozdziałach (dobra, trzech i prologu), kryje się gigantyczny potencjał, oraz głębokie pokłady klimatu. Widać, że autor nie tylko grał w Stalkera, ale również zna ,,Piknik" braci Strugackich. I mam wrażenie, że śropdek ciężkości tego fanfika jest przesunięty bliżej części literackiej niż growej. Widać to chociażby w postaci Reda, raczej dość powolnej akcji, patrolach wojskowych i pewnym, nieco mistycznym sposobie myślenia. Było też kilka scen kojarzących się bezsprzecznie z książką (jak ukrywanie się w rurze przed patrolem. To przypominało fragment z Redem i Ścierwnikiem). Co z tego wszystkiego wynika? Mamy tu do czynienia z cięższym i nieco bardziej przytłaczającym klimatem, niż w przypadku Stalkera Equestria Girls (do którego będę wracał jeszcze kilkukrotnie w tym komentarzu). Tu większe zagrożenie pochodzi od wojskowych i samej zony, niż od bandytów czy innych stalkerów. Ponadto, sam poziom odczuwalnego zagrożenia jest też wyższy. Ponadto, w tych nielicznych rozdziałach mamy też nieco więcej stalkerskiego mistycyzmu. Nie obszukuje się trupów, czy zostawia się stan zastany, jeśli to możliwe. To zdecydowanie buduje ten cudowny klimat. Oprócz klimatu jest ciekawie rozwiązana kwestia broni. Po pierwsze, nie ma jej specjalnie wiele. Po drugie, zdaje się byc strasznie licha jak na standardy gry (ale jak na standardy książki jest jej sporo i jest mocna). Po drugie, jeśli nie liczyć garłacza, wszyscy korzystają ze strzelb. Gdzie kałasze (czy ich odpowiedniki), gdzie snajperki? Co więcej, wojsko tez używa strzelb (plus chyba jeden karabin). Nie mówię, że masa broni jest niezbędna, czy coś. Po prostu ciekawi mnie taki, a nie inny dobór oręża. Chętnie poznałbym fabularne wyjaśnienie tej kwestii. Z samej fabuły mamy niestety niezbyt wiele. Poznajemy Reda (bohater zaczerpnięty z książki, (ale ciężko mi powiedzieć, na ile oddaje pierwowzór, bo jest go za mało), idzie przeszukac pociąg, który... wypadł z szyn. I o ile samego przeszukania jest niewiele, to towarzysza mu ciekawe opisy, przemyślenia i bohatera. Więcej jest w historii Silvera, drugiego bohatera, który rusza w kierunku jakiegoś poligonu, czy innego obiektu wojskowego, a po drodze zmaga sie z żołnierzami. Niestety nie wiemy co to był za obiekt, bo tu fik się urywa i raczej będzie nieskończony. Czuć jednak, że mamy tu pewną tajemnicę i spokojne odkrywanie zony, bez wojny frakcji, czy monolitu (na razie?). Czyli mamy tu jakichś bohaterów (ale za mało by nazwać ich ciekawymi), świetnie wykreowaną, niebezpieczną zonę, oraz cudowny klimat. I tu zaczyna się mój problem z tym fikiem. To dzieło z wysokim potencjałem. Powiedziałbym, że gotowe mogłoby klimatem przewyższyć stalkera Equestria girls (który wciąż jest epickim dziełem). Niestety mamy tu dwa problemy. Mniejszy, czyli porzucenie dzieła i większy, czyli forma. Tekst jest niewyjustowany, a poza tym, widziałem trochę powtórzeń. Cóż, szkoda. Bo chętnie bym poczytał więcej tego stalkera. Najlepiej po korekcie. Mimo to, polecam, bo mamy tu kawał niezłego tekstu z dobrym światotworzeniem
  4. Łał. Fanfik o kotach i kucach, który od dwóch lat nie doczekał się komentarza. Jak to w ogóle możliwe? Tak czy inaczej pora to zmienić (co może się wiązać z pewnymi spoilerami). W tym fanfiku mamy do czynienia z prostym i w zasadzie sztampowun założeniem. Twilight wymyśla nowe super interesujace zaklęcie, które stanowi przełom w magii i testuje je na przyjaciołach (w tym wypadku na Kredensie). Oczywiście zaklęcie się nie udaje i przez większość fanfika Twilight próbuje wszystko odkręcić. I pewnie ten fik by się tak bardzo nie wyróżniał spośród wielu podobnych, gdyby to zaklęcie nie było... dość trwałą przemianą w kota. Oczywiście zaklęcie jest odwracalne, mimo zaniku magii u kotów, ale gdyby to było proste, niebyłoby tego fanfika. W związku z tym, przez dobre 15 stron (jak nie więcej), obserwujemy zmagania Twilight, Celestii i Cadance z kocimi instynktami i perypetiami, podczas poszukiwań magicznego ,,wyłącznika". Od razu trzeba przyznać, że autor sprawia wrażenie kogoś, kto ma co najmniej dwa koty (a zapewne więcej). Doskonale portretuje tu całą masę rzeczy, które są normalne dla posiadaczy kota. Takie jak utykanie na drzewie, siedzenie pod drzwiami, czy lizanie się. Do tego, każdy z kocich bohaterów jest nieco inny, przez co się nie mylą czytelnikowi a ich interakcje dają kolejne powody do śmiechu, ponad samą zamianę księżniczek w koty. Bohaterki tej kotastrofy (wspaniały tytuł, swoja drogą) są trzy. Pierwszą jest oczywiście Twicat, która ląduje w ciele małego, lawendowego kiciusia. I choć czuje w sobie kocie instynkty (chęć bycia suchą, mizianą, czy zabawy), to bywa, że potrafi im się oprzeć. Wciąż pamięta czego szuka i potrafi się oprzeć zabawce (co innego łosoś). Przypomina młodego, ciekawskiego kociaka, który wszędzie włazi, a potem trzeba go ściągać (chyba, że sam spada). Dalej mamy Mi Amore Kotenzę, która jest najmniej wyróżniająca się. Głównie chodzi za Twilight i ją obserwuje. Raz tylko, w jednej scenie zaczyna się z nią bawić. Co w sumie wyszło bardzo fajnie i bardzo przyjemnie. Poza tym, to najnudniejsza ze wszystkich postaci, co jednak wcale nie znaczy, ze jest nudna,czy źle zrobiona. No i pozostała jeszcze Kicilestia. Ona zdecydowanie odróżnia się od pozostałych kotów, nie tylko rozmiarem (czy wiekiem), ale też zachowaniem. Nie biega, lecz kroczy niczym prawdziwa, kocia dama. Nie bawi się też tak, tylko obserwuje i pilnuje, by młodsze kocioksięzniczki nie zrobiły sobie krzywdy, albo by ktoś nie zrobił im krzywdy (jak chociażby podczas sceny z kucharzem i łososiem). Do tego jest bardzo opiekuńcza wobec Twilight. Do tego stopnia, że ją wylizuje, kiedy mała kicia się upaćka błotem. Moim zdaniem, zdecydowanie najlepsza, kocia postać w tym trio. Zwłaszcza po jej ostatnim wyznaniu, które składa siostrze. No i jest jeszcze luna gadająca nieco staroświecko, ale to nie aż tak istotne, jak trzy urocze kociaki, których poczynania śledzi się bardzo przyjemnie. Jeśli chodzi zaś o stronę techniczną, to tu jest schludnie, ładnie i bez błędów (chyba). Jedynie kilka razy natknąłem się na strasznie długie zdania, które trochę źle mi się czytało. Ale poza tym, było dobrze. No i na plus zasługują obrazki. Zarówno ten w temacie, jak i te w tekście. Bardzo ubarwiają całość. Podsumowując, to może nie jest dzieło wybitne, godne sławienia, ale na pewno jest dobre i nietuzinkowe, prowadząc opowieść z częściowo kociej perspektywy. Warto poświęcić mu dłuższą, wolną chwilę, bo pozostawia po sobie uśmiech na twarzy czytelnika.
  5. Rarity ma skojarzenia.... Przyznam, ze nie pierwszy raz się z tym spotykam. Mam wrażenie, że ten motyw się przewija w całkiem sporej liczbie fików, w mniejszym, lub większym stopniu. Tu jednak gra on pierwsze skrzypce i... wyszło całkiem nieźle. Zapewne mogłoby wyjść lepiej, ale było całkiem nieźle. Całość zaczyna się w kuchni cukrowego kącika (Sugarcube Corner świadczy, ze ten fik był tłumaczony dawno temu, kiedy jeszcze fandom nie przyjął na stałe nazw z polskiego dubbingu. Nie jest to jednak wada, moim zdaniem.). Kuchnia pływa w bitej śmietanie, a na środku siedzą Pinkie i Rainbow, pokryte tą, białą substancją (tak, dalej mówimy o bitej śmietanie). Całość obserwuje Twilight, Fluttershy i oczywiscie Rarity, która dopowiada sobie kilka rzeczy, do tego co widzi. A w zasadzie, ordynarnie shipuje swoje przyjaciółki, dorabiając do tego linie dialogowe jak z erotyków. Pasuje to do krawcowej, kreującej się na wielką damę, bywalczynie salonów i kogoś z wyższych sfer (pamietajmy, że wtedy Rarity nie osiągnęła jeszcze sukcesu). I muszę przyznać, że jej spojrzenie na całą sytuację jest nawet zabawne i sprawiło, że nie raz się śmiałem. To jednak niewiele w porównaniu do tego, co widzimy po tym, jak Rainbow i Pinkie idą zmyć z siebie śmietanę, biorąc wspólny prysznic. Oczywiscie Twilight i Fluttershy krytykują romantyczne (i nie tylko) dywagacje swej przyjaciółki i wypominają jej poprzednie razy, kiedy jej pomysły brzmiały najmniej absurdalnie, a nawet niebezpiecznie. Poznajemy inne, pikantne pomysły, rojace się w głowie krawcowej krawcowej. Cześć naprawdę daleko idąca. I mi się osobiście zakończenie podobało. Nawet to ostatnie zdanie. Dość zabawnie skwitowało cały ten fik o domysłach. Całość opisana jest całkiem dobrze, Zwłaszcza myśli projektantki są dobrze nacechowane i ułożone, sprawiając, że człowiek śmiał się intensywnie. Reakcje przyjaciółek Rarity jest również niezła. Może nie wybitna, lecz całkiem niezła. Bardzo serialowa. Właśnie. Charaktery postaci są bardzo serialowe. Wprawdzie serial nieco zmienił bohaterki na przestrzeni 9 sezonów, ale dalej jest to bardzo przyjemna kreacja. Cierpi trochę tylko na stronę techniczną. A konkretnie na brak wcięć w tekście. Trochę to dziwne, bo w niektórych miejscach są, a w wielu ich brakuje. Jeśli zaś chodzi o tłumaczenie, to nie zaglądałem do oryginału, lecz polska wersja nie sprawiła wrażenia, że coś jest dziwne. Nawet przypis o obecnej w oryginale grze słów świadczy o kompetencjach tłumacza. Ogólnie, to całkiem przyjemna i nawet zabawna komedia, choć nie każdemu się może spodobać jej zakończenie. Myślę, ze można to polecić, jako krótką i odprężającą lekturę na jedno posiedzenie
  6. I kolejny rozdział za mną. Niby krótszy od poprzedniego, lecz działo się zadziwiająco dużo i to dużo dobrych, oraz miejscami zabawnych rzeczy. Uwaga na spoilery. Obsidian wciąż pozostaje sobą, choć chyba już w jej główce rodzi się bardzo niecny plan. Jeśli to będzie tak jak myślę, to zanosi się na bardzo ciekawy rozwój wydarzeń. A jeśli nie, to zapewne autor też czymś zaskoczy. A sądząc po tym co mamy dotychczas, z pewności ą się nie zawiodę na dalszej części. Podobała mi się również kwestia Obsidian i obiadu Papilla tak się napracował, Twilight przecierpiała oliwki (swoja drogą, zastanawiam się, czy za tym kryje się coś poza zwykłym: nie smakują jej), a Obsidian i tak stwierdziła, że nie zna żadnych potraw ze swojego królestwa (ani też sztuki, literatury czy innych, prozaicznych rzeczy). To świetnie buduję tę postać. Dobrze też, moim zdaniem, że Obsidian dalej nie jest przekonana co do dużej ilości pożywienia, czy do obżerania się. Bo gdyby wykazała się zbyt dużą miłością do nowego żarcia, to by musiała zmienić imię na Obesity. Spodobał mi się też stosunek Obsidian do dziennika przyjaźni, podarowanego przez Joy (którą niespecjalnie lubię, ale to nie znaczy, ze jest źle stworzoną postacią.). Jestem niezmiernie ciekaw, czy Twilight kiedyś przeczyta te notatki i co sobie o nich pomyśli. Z resztą, sam chętnie też bym je poznał. Kolejną, świetną kwestią jest tajemniczy pokój w kryształowym i to, co wynika z faktu, że znaleziono tam względnie świeży papierek po batoniku. Czyżby mieszkał tam jakiś przebudzony? Czy może raczej któraś z córek Shininga znalazła przypadkiem pokoik i zagospodarowała, wykorzystując do czytania niekoniecznie zaaprobowanej przez ojca literatury? No i jest jeszcze zaproszenie do zamku Fluttershy, dostarczone przez Verderera (w zasadzie, chłopak mógłby być nieco zainteresowany Obsidian, albo jego mamuśka mogłaby o do tego namawiać. To bądź co bądź dobra partia). Jestem niemiernie ciekaw nie tylko samego zamku księżniczki Everfree, ale tez tej rozmowy. Ile Obsidian z tego wyciągnie. Poza tym, było sporo mniejszych, lub większych scenek, budujących kolejne postacie, no i oczywiście odpowiednia ilość dobrych żartów. Zdecydowanie warto było to przeczytać, warto czytać obsydianke i czekam na kolejny rozdział.
  7. Zabierając się za ten fanfik, spodziewałem się smutnej historii o Trixie, która musi wygrzebać się z życiowego dołka i pogodzić z przeszłością. A wszystko to pod okiem świeżo upieczonej księżniczki przyjaźni. Jednak póki nie zacząłem czytać, nie spodziewałem się, że dostanę tak głęboką, wzruszającą i wielowątkową historię, która trzymała bardzo wysoki poziom w każdym zdaniu. Taką, która skłania do przemyśleń, pozostawia wiele niedopowiedzeń, aż do samego końca, gdzie wszystkie wątki zbiegają się w jedno. Ale po kolei, bo jest tego naprawdę dużo i ciężko mi to zebrać w słowa. Uwaga na spoilery Siła tego fanfika drzemie w trzech punktach (dobra, czterech, z formą, ale o tym później), które stoją na bardzo wysokim poziomie i doskonale ze sobą współgrają, uzupełniając się wzajemnie. Są to postacie, fabuła i narracja. Tak, wiem, że to elementy składowe każdego fika, ale tu po prostu jest to zrobione mocarnie. Fanfik zwyczajnie wciąga, nie pozwalając się oderwać. Przeplata wątki przeszłości Trixie, jej cierpienie, próby powrotu do społeczeństwa, niechęć ksieżniczki przyjaźni do magiczki, oraz śledztwo Twilight mające udowodnić, że Trixie dalej kłamie. Co więcej, mamy w fanfiku wiele sekretów i niedopowiedzeń. Tego wszystkiego się dowiadujemy, ale czasami trwa to cały fik, a czasami tylko kilkanaście stron. Bywa jednak, że odpowiedzi na pytania jakie stawia sobie czytelnik, rodzą kolejne pytania. Do tego stopnia, że podczas lektury nie byłem do końca pewien, czy to co myślę jest prawdą. Choć nie pomyliłem się co do jednej kwestii. Mianowicie czemu Twilight jest taka wredna, nieczuła i czemu odtrąca Trixie. I choć to dziwne zachowanie jak na księżniczkę przyjaźni, to jest ono logicznie podbudowane i brzmi sensownie. Swoją drogą, Twilight ta wersja Twilight jest naprawde dobrze zrobiona i świetnie dopasowana do treści fika. Jej wątpliwości, miotanie się, gniew... To takie dziwne i rodzące tyle pytań, a zarazem, trochę do niej pasujące. Podczas gdy Twilight próbuje zdobyć informacje, których tak bardzo pragnie, czytelnik ma okazje obserwować jak biedna, słaba i przegrana Trixie próbuje zmienić swoje życie. nie odcina się od przeszłości, ale bardzo chce się zmienić. Początkowo pomaga jej w tym Fluttershy i Pinkie, a później dołączają do nich pozostałe postacie i reszta miejscowych. A Trixie sama w sobie pokazuje chęć i wolę do zmian. Świetnie to ukazują trzy sceny, powiązane w pewnym stopniu ze sobą. Ona nie tylko sama próbuje swych sił na krętej drodze przyjaźni, ale też przyjmuje pomoc od swych nowopoznanych przyjaciółek. Za tym wszystkim jest jeszcze przeszłość Trixie. Koleje jej losu, które sprawiły, że Trixie znalazła się w tym miejscu, w którym się znalazła. Tu należy się olbrzymia pochwała za stworzenie rodziny Trixie. A już zwłaszcza za Sabrinę (piękne imię, swoją drogą). To jest wspaniała postać i cudowna matka. Gotowa bronić swej córki i poświecić dla niej wszystko. Pięknie to widać w prezencie jaki daje swojej córce na święta. Z postaci, których dotychczas nie wymieniłem, na uwagę zasługuje Rarity. Pod hojnością, kulturą osobistą i wdziękiem kryje się wyrachowana klacz, która nie boi się wykorzystywać wszystkich, nawet przyjaciółek. Trochę to odstaje od pozostałych z Mane 6, ale z drugiej strony pasuje do tej postaci i do tego fika, gdzie ani dobro, ani zło nie jest czarno białe. Do tego wszystkiego mamy naprawdę dobrze stworzone opisy uczuć Trixie. Czuć smutek wylewajacy się z jej postaci i jej szczęście kiedy zdobędzie przyjaciółki albo zrobi coś dobrego. Nie wypowiem się tylko o formie, gdyż czytałem na czytniku. A niestety pobieranie docsa jako epuba kończy się nadprogramowymi spacjami w losowych miejscach. Już samo to poddałoby w wątpliwość wszystko co bym zauważył. Podsumowując, to był fanfik, który bardzo ciężko mi było skomentować, przez wywołujące we mnie emocje. Podsumuję go więc tak: To wprost przecudowne, świetnie zbudowane dzieło, które pochłania bez reszty. Jest to smutne i miejscami przytłaczające opowiadanie, które jednak nie uderza w przesadny i wymuszony smutek, przeplatając go scenami spokoju i szczęścia. Do tego daje całą masę naprawdę przyjemnych bohaterów, a już zwłaszcza wielką rolę dla Trixie. Zdecydowanie fik ten wart jest polecenia i głosu na Epic.
  8. Miałem wczoraj okazję wysłuchać tego fanfika dzięki kącikowi lektorskiemu (nawet trochę go skrzywdziłem własnym czytaniem) i spodobał mi się na tyle, że postanowiłem go skomentować. Zacznę od tego, że sam wybór tematu i postaci jest już czymś nietuzinkowym. Nie ma aż tak wiele fanfików w uniwersum Equestria Girls. Jeszcze mniej z nich bierze syreny jako główne bohaterki (w zasadzie, znam tylko ten). Całość osadzona jest w klimacie świątecznym, co jeszcze bardziej czyni ten fik wyjątkowym i niepowtarzalnym. Ale do rzeczy. Zacznijmy od bohaterek. Głównie śledzimy tu losy trzech bohaterek próbujących przetrwać jakoś święta, kiedy kasy mało. Musze przyznać, że są stworzone bardzo dobrze. Sonata myśli dość abstrakcyjnie, jak na standardy pozostałych, Adagio bywa wredna,a ta trzecia... też zdaje się być sobą. Dziewczyny potrafią drzeć ze sobą koty, lecz gdy przychodzi co do czego, potrafią współpracować, pomagać sobie i zwyczajnie się pogodzić. Z przyjemnością śledziłem ich losy. W zasadzie, nie ma tu więcej bohaterów niż ta trójka. Mamy jedną scenę z Mane 6 (które wypadają moim zdaniem przyzwoicie i naturalnie), ale to niewiele. Nie jest to jednak nic złego. W tak zbudowanej historii, sprawdza się tak niewielka ilość postaci. Jeśli chodzi o fabułę jest dość ciekawie przedstawiona. Autor pokazał nam kilka kolejno następujących scen, opisanych datami. Widzimy po kolei jak nasza trójka staje twarzą (o nie tylko) w twarz z bezkasiem, jak próbuje tanio zorganizować sobie wigilię, by na końcu pokazać ich jednak szczęśliwą, wspólną wigilię. Próbują naprawde różnych rzeczy, byle tylko poprawić swój stan. Biorą udział w przedstawieniu, robią jakiś stream (jeśli dobrze zrozumiałem), a nawet Sonata usiłuje śpiewać za pieniądze (a raczej nie śpiewać). To sprawia, że człowiek zaczyna trochę kibicować syrenom, w przerwach od śmiania się z ich perypetii, kłótni i niektórych rzeczy, które je spotykają. Właśnie. Warto też wspomnieć, że autor ubawił to sporą dawką złośliwego humoru, który sprawia, że zdarza się parsknąć śmiechem. Na przykład ze sceny ataku kotem, albo zbieraniu pieniędzy przez śpiewającą Sonatę. A do tego komentarze od donatorów, choć niemiłe, to potrafiły sprawić, że człowiek zarehotał. Nie zabrakło też kilku miłych chwil. Jak kolacja wigilijna, finałowyprezent, czy też kilka scen i wzmianek, które sugerują czytelnikowi, że może syreny nie są już takie złe? To wszystko jest dobrze wyważone i współgra ze sobą jak tryby zegarka. Nie ma tu ani znacznej przesady, czy popadania w jakąś skrajność. Jest chwila by się pośmiać, chwila by ciepło uśmiechnąć i chwila by się pochylić nad losem biedaczek. Na koniec strona techniczna. Ta jest raczej poprawna, choć można by poprawić odstępy między akapitami. Można jednak przymknąć na to oko (ale tylko jedno i tylko trochę), bo sam tekst potrafi odciągnąć od tego uwagę. No i warto zmienić te tagi, jak sugerowała Cahan. Randoma tam niewiele, a slice of life by pomogło. Podsumowując, to dość przyjemny, zabawny, ciekawie napisany fanfik w klimatach świątecznych. Może nie jest wybitny, ale przyjemny i świetnie się go czyta. Nawet latem. Warto dać mu szansę.
  9. Zastanawia mnie jakim cudem zapomniałem wystawić Equetripowi komentarza, mimo, że go wydałem w formie książki. Toż to niepojęty przypadek i ewidentnie brak kultury z mojej strony. Pora wiec to jakoś naprawić. Mam tylko nadzieję, ze nie nakręcę zbyt dużo, bo czytałem to chyba ze 2-3 lata temu. Zacznijmy od tego, czym jest Equetrip. To opowieść o czterech broniaczach, którzy wybierają się na tygodniowe wczasy w Equestrii (dzięki maszynie gościa z piwnicy). Tam spotykają grzywną szóstkę, z która ruszają do walki ze złem. Do tego mamy shiping, Lyrę, Celestię, Cadance, piosenki i oczywiście podróż przez wiecznie wolny las. Słowem, brzmi to jak zestaw najbardziej sztampowych i przereklamowanych pomysłów. Ale Psoras zebrał to do kupy i stworzył naprawdę wspaniały fanfik. Postacie Obok szóstki, przedstawionej dość przyzwoicie, mamy tu trzech typowych broniaczy i kumpli, którzy nie wtrzymają dnia bez dogryzania sobie, mamy Psorasa, który ma hopla na punkcie pociągów, jednego, sztampowego złodupca, rodzinkę z manehattanu, Lyrę i jeszcze kilka postaci. Spośród kanonicznych to właśnie na Lyrę warto zwrócić uwagę. Dzięki odwróceniu jej fandomowej miłości do ludzi, postać ta bardzo zyskuje. Księżniczki w zasadzie są meh. Może nie są źle napisane, ale jakoś nie budzą mojej sympatii. Zaś tajny plan Celestii by zarobić wywołuje tylko niewielki uśmiech. Zdecydowanie lepiej jest z postaciami fanowskimi. Psoras wypada bardzo naturalnie, ze swym pozytywnym nastawieniem i miłością do kolei. Może jego zachwyty nad pociągami mogą nużyć, ale budują jego postać w fiku. Za to jego niechęć do przygód pozwala pokazać inny kraniec Equestrii. Trzej kumple to typowi kumple, którzy nie wytrzymają dnia bez dogryzania sobie. Może to być irytujące, ale mi się akurat podobało. Ot, taki fajny kontrast dla grzywnej szóstki. Najgorzej wypada złodupiec. Bo choć ma być drwiną ze sztampowych postaci, to jakoś niespecjalnie to wychodzi. Po prostu jest meh. Z drugiej strony, sama koncepcja nie jest zła. Taki, zwykły, sztampowy złodupiec tu pasuje. Po prostu nie wzbudza u mnie żadnej sympatii, ani antypatii. Po prostu jest po to, by istniał spory fragment fabuły. Wlaśnie, fabuła (czyli coś przed czym jeden z bohaterów usiłuje uciec). Mamy tu kilka wątków toczących się równolegle. Oprócz oczywiście obserwowania, jak nasz złodupiec knuje, mamy też dwa wątki poświęcone głównym bohaterom. Czemu dwa? Bo jeden z nich stwierdza, że nie ma zamiaru pchać się do kucowsi, tylko jedzie zwiedzać jak cywilizowany kucyk. Tam poznaje całkiem fajną klacz, z którą się zaprzyjaźnia, zwiedza, jeździ pociągiem i ogólnie, dobrze się bawi. Tymczasem pozostała trójka ma zupełnie inne plany. Postanawia poznać bohaterki ulubionego serialu i przeżyć przygodę. Ich pragnieniu oczywiście staje się zadość. Musze przyznać, że taki podział wątków jest bardzo fajny. Zwłaszcza z towarzyszącym mu opisem rozdziałów, który pozwala poznać, kto bierze udział w danym rozdziale i który to dzień podróży. Przy okazji pozwala to pokazywać zarówno główny wątek, jak i poświęcić sporo miejsca na opisy miejsc, w których zazwyczaj jest spokój i których w serialu za wiele nie ma (Manehattan, czy też Cloudsdale). Świat i opisy. Tu trzeba Psorasowi oddać, że bardzo fajnie rozbudował świat kuców. Mamy tu zarówno klasyczną kucowieś, wiecznie wolny las, czy pałac kryształowy, jak i mało znany manehattan. Wszystko ładnie opisane, pozwalając czytelnikowi zerknąć w wizję autora. Dodatkowo, Psoras, jako uważny obserwator serialu (i nie tylko), potrafi punktować niektóre braki logiki, czy zabawne mechaniki świata. Jak chociażby ta, kiedy bohater zaczyna śpiewać, bo zastanawia się, czy kucyki naprawdę przyłączają się do śpiewania, tak z plota. Swoją drogą, dobrze, że to zostało później rozwinięte i skomentowane przez dwójkę bohaterów. Z resztą, Psoras jest świetnym obserwatorem nie tylko serialu, ale i rzeczywistości. Wystarczy wspomnieć jego opowieść o rozroście biurokracji, czy też założenie, ze nikt nie zwróci uwagi na kolorowego kuca w świecie ludzi, jeśli przepasa się go szarfą z napisem PROMOCJA. To sprawia, ze sam fanfik ma cudowne żarty i gagi, które z pewnością wywołają uśmiech u czytelnika. Podsumowując, to fanfik, który przełamuje pewne stereotypy o fikach HiE, a do tego robi to nad wyraz dobrze. Co więcej to bardzo dobra i uznana komedia (o czym między innymi świadczy Epic, Oskar i fakt, ze powstało chyba 60 egzemplarzy drukiem). Zdecydowanie polecam i również oddaję głos na Epic.
  10. O mamo, ale cudowny i rozbudowany komentarz. Dzięki. Czytanie go było prawdziwym miodkiem na serduszko pisarza. Trzeba oczywiście na niego odpowiedzieć. Zacznę może od kwestii Roach, dla której powstał cały ten fanfik. Sama Roach powstała w mej głowie jako właśnie ktoś, kto mógłby taką piosenkę zaśpiewać o sobie. Taki wolny duch, nie całkiem wagabunda i z pewnością nie hobo. Po prostu ktoś, kto żyje po swojemu, bo tak jest ciekawiej. I to później właśnie dla takiej, doświadczonej życiem i podróżami wędrowczyni, powstał cały ten fanfik. Bo po co by była postać, która kąpie się w rzece, sypia pod gołym niebem i ma całą masę anegdotek (niekoniecznie przyzwoitych), jeśli nie może się spotkać z raczej grzeczną grupą studentek. Umie nocować w lesie, nosi wielki nóż i jeździła na zestawie (według mojej kreacji, miała okazje poprowadzić 18 kołowy zestaw, mimo, że nie ma do tego prawka. I szło jej całkiem zacnie). Wspaniały przykład do czego prowadzi niesłuchanie nauczycieli i bumelanctwo Swoją drogą, jesteś chyba jedyną osobą, która polubiła Roach. Wszyscy inni, którzy dzielili się ze mną opinią na jej temat uważali, że jest przesadzona i irytująca. A reszta postaci... Dziewczyny są po to, by ten fik w ogóle istniał. Bo co to by był za fanfik, gdyby się nie pojawiły postacie z filmów (po świecie nie widać, że to ludzka Equestria). A kierowcy? Zlepek kilku motywów i pomysłów, doprawiony scenami z różnych filmów. Po prostu mieli być pozytywnie zakręconymi ludźmi, którzy nie są przeciętni. Stąd koleś wożący wielkiego pluszaka na siedzeniu pasażera, weteran wojskowy, choleryczka i koleś, który rzuca seksistowskie uwagi, ale i tak go wszyscy lubią. Prezydent Sombra to koncept, który narodził się u mnie dawno temu, ale w zupełnie innym kontekście. Miałem (i w zasadzie dalej mam) dla niego wielką rolę w innym fiku, ale jego czas jeszcze nie nadszedł. Ale tu (między innymi) przydał mi się. Jako prezydent (skoro Celestia jest dyrektorką), z zamiłowaniem do geologii i dość pozytywnym usposobieniem. Zawsze to lepsze niż Sombra w czapce z daszkiem. Bus został zainspirowany shortem. A skąd kasa? Cóż, owszem, są, jeśli dobrze pamiętam własny fik, na studiach, ale: - Rarity ma własny sklep (z ubraniami), a do tego biedna nigdy nie była. - Sunset rzuciła studia i pracuje w warsztacie (jeśli dobrze pamiętam swój koncept). - Twilight do biednych nie należy - AJ ma farmę, a na teksańskich farmach stoi zawsze dużo rdzewiejących samochodów. Poza tym, to fanfik, w którym siedem kobiet włada magią i jadąc na wakacje zabiera bbkę, która rzuciła robotę w korpo, by se jeździć stopem po kraju. Bus to najmniej nielogiczna rzecz tutaj. Pancernik. Za późno obejrzałem Rango, by na to wpaść. I nie ma dowodów, ze to Sunset go rozjechała. Mógł tak leżeć od 10 minut. Z resztą, po co pchał się pod koła? A co do burgerów? Wejdź do baru pełnego barczystych kierowców, odżywiających się prawdziwym mięsem, gdzie za ladą stoi baba parowóz, zdolna jednym uderzeniem chochli roztrzaskać czaskę, a w tle muzyka country ze starej szafy grającej i poproś o wegeburgera i może late sojową. Z pewnością Fluttershy nie ma tyle odwagi. Poza tym, choć Ffluttershy walczy o prawa zwierząt to nie ma nic przeciwko kawałkowi miesa. Zwlaszcza jak to mięso od szczęśliwej krowy, biegającej na swobodzie. A jeżoburgery są ostre Ogólnie, bardzo mnie cieszy, ze fik się podobał i, ze wywołał tyle pozytywnych emocji. Dziękuję też za wszystkie poprawki i sugestie. Z pewnością poprawią wygląd i odbiór tego dzieła
  11. Wiem, ze czekaliście. czekaliście bardzo długo, ale wreszcie nadejszła wiekopomna chwila. A wraz z nią: Rozdział 14 Rozdział 15 Akcja się rozwija, romans pogłębia, a semestr trwa w najlepsze. A jeśli chodzi o kolejne rozdziały o uczuciach łączących nasze dwie ulubienice, to z pewnością pojawią się w tym roku.
  12. Fanfik napisany w postaci audiologów (nagrań). Koncept niezwykle intrygujący i a jednocześnie niecodzienny. Dotychczas spotkałem się z nim chyba tylko raz. Było to w powieści Metro 2033, gdzie w jednym kiosku Artem zobaczył zapiski pracownicy, która schroniła się tam po ataku nuklearnym. Przyznam też, że kiedyś sam się zastanawiałem nad opisaniem czegoś w postaci wpisów do dziennika, lecz nigdy nie podjąłem się realizacji. Bez namysłu sięgnąłem wiec po to dzieło, żeby zobaczyć, jak taki koncept wychodzi w fandomowej praktyce. A jak się sprawdził sam fanfik? Pomijając fakt, że jest moim zdaniem za krótki (ale to akurat kwestia konkursowego limitu), to jak najbardziej dobrze. W skąpych, poprzetykanych narzekaniami ogiera nagraniach jawi się mętny i niepewny obraz całej sytuacji. Nie wiemy ile kucyków mieszka wokół, nie wiemy za bardzo jak wygląda życie (między innymi towarzyskie) w takim miejscu... Nie wiemy nawet, co to za przedziwna maszyna (jak wygląda, co w rzeczywistości robi), ani kim był ogier, który sporządził te notatki (a może to Discord udający kucyka?). Słowem, cała masa pytań i prawie żadnych odpowiedzi. A każde kolejne nagranie stawia tych pytań więcej. Moim zdaniem działa to fenomenalnie, pokazując tak mało, a jednocześnie tak wiele. Do tego to zakończenie, w którym nie wiemy w zasadzie nic, ponad to, ze cała wioska ,,wymarła", w skutek niewyjaśnionego zjawiska. Jeszcze fakt, że rząd to tuszuje... Czyżby znalazł coś poza tym nagraniem i notatkami? A może to nie jedyny przypadek? Znów cała masa miejsca na domysły, co sprawia przy okazji, że czytelnik na dłużej zapamięta to dzieło. Jeśli chodzi o bohatera, to jest on dość typowy, moim zdaniem. Pragnący wiedz młodzieniec, ,,uwięziony" w ciele syna farmera. Zmuszany do pracy, której tak nienawidzi i pozbawiony szans na naukę. Przypadkiem w jego ręce trafiają naukowe notatki, plany, szkice... mówiąc szczerze, jest doskonałym materiałem na kogoś, kto powoli staczałby się w otchłań szaleństwa. Dłubałby coś w zaciszu stodoły, stawał się agresywny, unikał ,,głupich i irytujących kucyków", gadał do siebie... aż wreszcie, w swym pragnieniu zmiany obecnego stanu, posunąłby się o krok za daleko. Co się w sumie dokonało. Mówiąc wprost, bohater jest, w moim odczuciu, świetnie dopasowany do opowieści, którą tworzy. Z chęcią prześledziłbym jego losy, w dłuższej, bardziej rozbudowanej formie, być może z narracją pierwszoosobową. Jeśli chodzi o formę, to jest bardzo dobra. Zauważyłem dwa, może trzy błędy, które prawie nie wpływały na odbiór. Poza tym, bardzo dobra robota. Podsumowując, naprawdę zacne dzieło, choć niestety krótkie. Chętnie bym przeczytał jego rozbudowaną wersję, albo cos podobnego, gdzie z perspektywy głównego bohatera oglądalibyśmy prace nad jakimś, rewolucyjnym wynalazkiem, które jednocześnie doprowadzą go do szaleństwa. A ten fanfik polecam.
  13. I kolejny drabel Króla. Poza zerknąć, co uległo poprawie od poprzedniego. Dobra, muszę z czystym sumieniem przyznać, że ten fanfik był zabawny, logiczny i zrozumiały. Zdecydowanie jest postęp, w stosunku do poprzedniego drabla. I to bardzo duży postęp. Chociażby dlatego, że w żadnej sekundzie czytania nie musiałem się zatrzymywać by głęboko przemyśleć, co autor miał na myśli pisząc. Jeśli chodzi o konstrukcję zdań, to mam w zasadzie tylko dwa zastrzeżenia Być może jest to w pewnym stopniu poprawne (wydaje mi się, że nie, ale nie jestem polonistą), jednak bardzo źle brzmi. Osobiście widziałbym to raczej tak: Jeśli chodzi o drugi człon tego zdania, to tu jest dobrze. Teoretycznie możnaby je zbudować jako osobne zdanie (nieco zmieniając konstrukcję), ale obecna wersja jest jak najbardziej poprawna. No i oczywiscie Zdecydowanie zamiast u powinno być w. Ponadto, wydaje mi się, że przecinek powinien być raczej po ,,prasowania", nie zaś po ,,żelazko". Oczywiście całe to zdanie można by zbudować nieco inaczej, ale wciąż pozostaje ono całkiem zrozumiałe i względnie poprawne. Przyczepię się jeszcze raz do przecinka przed i. Mimo, ze powtarzasz ,,bardziej", tam nie powinno być przecinka. Po prostu przed i go prawie nigdy nie stawiamy. Przecinek przed i stawiamy tylko i wyłącznie w sytuacji, kiedy i pojawia się po raz drugi, trzeci (i tak dalej) w jednym zdaniu. Przy czym warto się starać, by tych i w jednym zdaniu nie było za dużo. Jedno zazwyczaj wystarcza. Jeśli mamy trzy lub więcej, to jest to sygnał, że należy się zastanowić nad przebudową zdania, albo, że mamy do czynienia z postacią, która się w ten sposób wypowiada. Pochwale też od razu, że tym razem tytuł pasuje do fanfika i powiedzmy, że jest w stanie przyciągnąć czytelnika. Tyle w kwestii formy, pora na treść. Mamy tu przyjemną, sensowną i całkiem dobrze napisaną miniaturkę o zabarwieniu komediowym. Można by się oczywiście pokusić o dłuższy opis tego, jak zapach nęci zmysły Sugar Belle, albo dopisać jej odczucia z nim związane, ale wtedy z pewnością wyszedłbyś ponad limit 100 słów (dalej nie mogę do końca pojąc, czemu się upierasz przy tak małym limicie, ale dobra). Samo zakończenie jest błyskotliwe, sensowne i zabawne. Dobre dopełnia tego króciutkiego dzieła. Na zakończenie powiem, ze jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo ten fanfik jest lepiej napisany od poprzedniego. Mam nadzieję, że to nie przypadek i będę mógł przeczytać jeszcze kilka dobrych dzieł (miejmy nadzieję, jeszcze lepszych), w twoim wykonaniu. Zwłaszcza, ze zamierzam cię obserwować i jeśli czas pozwoli, przeczytać i skomentować twoje, przyszłe dzieła.
  14. Blueblood. Nieczesty gość w fanfikach. Zazwyczaj ten zły, nieudolny, irytujący, lub będący obiektem żartów (Z jego dużych ról, pamiętam chyba głównie Si Deus... ). Tu zaś mamy księcia, jako obiekt listownych narzekań i krytyk jego własnej ciotki (o ile dobrze pamiętam), czyli Celestii. Fajny, przyciągający uwagę pomysł. A jak z realizacją? Jeśli chodzi o formę, to jest dobrze. Może nie idealnie, ale dobrze. Jedyny chyba zgrzyt jaki miałem, to Spike jako ,,przywołacz". Ale poza tym, było wydaje mi się dobrze. Czuć, że tłumacz dobrze oddał obrzydzenie Celestii wobec swego bezużytecznego (w jej mniemaniu) bratanka. A jak sprawa ma się z treścią? Muszę przyznać, że idea listu, który Celestia pisze po wielkiej gali do Blueblooda (który odegrał tam spora rolę negatywną), jest niezwykle dobra i dobrze zrealizowana. Księżniczka punktuje jego naganne zachowanie, oraz dotychczasowe życie, wlewając w to sporo jadu, lecz wciąż pozostając maksymalnie kulturalną. Krytykuje go za jego hulaszcze życie, miłość do białego proszku, alkoholu, szybkich samochodów i jeszcze szybszych klaczy (sam też podobno jest w tych sprawach niezwykle szybki). Siedząc i zajadając pączki, wypisuje mu, jak bardzo jest nim rozczarowana i zniesmaczona. Zarówno autor jak i tłumacz wspaniale oddali tu emocje, jakie może czuć stoicka i mądra władczyni wobec kogoś takiego, jak jej bratanek. Okrasili to oczywiście dobrymi komentarzami, opisami i spora dawką jadziku, sprawiając, że człowiek się kilka razy uśmiechnie. Jak chociażby przy reakcji na obczajanie plota Luny. Myślę jednak, że pod warstwami krytyki, narzekań, obrzydzenia i gróźb wysłana w odległe i niegościnne góry, kryje się coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Troska. Troska starej ciotki o swego bratanka. Bo gdyby Celestia faktycznie była tak obrzydzona Bluebloodem, bez skrupułów wysłałaby go w góry, a na jego miejsce wsadziła księżniczkę Rarity. W końcu, posłała własną siostrę na księżyc. Ten list może być odebrany nie jako czysta złośliwość i krytyka, mające go wdeptać, lecz jako desperacka próba przemówienia do jego zdegenerowanego rozsądku i zawrócenia go z obranej drogi hulaki i bawidamka. Jednak, niezależnie od tego, jak odbierać ten fik, jest on przednia i niezwykle zabawną komedią, która z pewnością wywoła uśmiech na twarzy czytelnika. Warto po nią sięgnąć w wolnej chwili i pośmiać się ze stosunku Celestii do Blueblooda. Swoją drogą, ten fik przypomina trochę Letters from an irritated princess.
  15. 2 stronicowy fanfik, mający 5 głosów na Epic. To musi być albo spisek, albo maluśki, błyszczący diamencik, leżący gdzieś w czeluściach fandomu. Kusił więc niezmiernie, aż w wolnej chwili po niego sięgnąłem. Czy było warto? Jak najbardziej. Ten tekst jest zabawny w cudownie randomowy sposób. Powiedziałbym, że to wspaniały przykład wykorzystania tego tagu. Ale po kolei. I uwaga na spoilery. Zacznę od strony technicznej. Ta jest moim zdaniem, bez zarzutu. tekst wygląda schludnie, czytelnie, a przy tym nie zauważyłem żadnej literówki. Kilka sformułowań wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z fanfikiem z początków fandomu, ale nawet z perspektywy siedmiu lat od jego napisania, nie ma to najmniejszego wpływu na odbiór tego dzieła. Na plus zasługują określenia takie jak dżentelskała. Takie małe dodatki, a zdecydowanie uprzyjemniają lekturę. Jeśli zaś chodzi o treść, to jest ona przegenialna. Kamień jako główny bohater to wyborny pomysł (zakładam inspirację odcinkiem z Discordem). Małomówny, twardy bohater o kanciastych kształtach, który z pewnością ma głębokie przemyślenia. Skała łamiąca serca, zamiast kości. Kamień nieszlachetny, będący obiektem westchnień większej liczby klaczy niż pierścionek z diamentem. Towarzysz zarówno księżniczek jak i prostych klaczy ze wsi... Mówiąc wprost, prawdziwy Don Juan. Przystojny, twardy i w ogóle. Pinkie Pie też wypadła bardzo naturalnie, tak jak ją znamy z serialu. Sama fabuła może nie jest specjalnie odkrywcza, ale dzięki temu, że bohaterem jest kamień, staje się wyjątkowa. Ot, przystojniak przyjeżdża do wsi Pony, by znaleźć kolejną klacz, którą rozkocha w sobie i porzuci, kiedy mu się znudzi, albo kiedy poczuje chęć znalezienia kolejnej, świeżej partii. Ale oczywiście we wsi Pony nic nie dzieje się normalnie i musi interweniować władczyni. I tu dochodzimy do wprost przecudownego zakończenia, które wspaniale współgra z wymową całego fika, dopełniając tej perełki. Ostatnie dwa akapity sprawiły, ze rechotałem jak głupi, ciesząc się, że akurat nikogo w pokoju nie ma . Podsumowując, to naprawdę cudowny, wprost genialny fanfik, który potrafi odrobinę zryć beret. Zdecydowanie zasługuje na te wszystkie głosy na Epic, a także na mój własny głos. Jedyne moje zastrzeżenie, to to, że fik jest za krótki. Tak czy inaczej, zdecydowanie polecam tą lekturę każdemu, kto ma dwie minuty samotności, bo naprawdę warto zafundować sobie tą odrobinę randomu. Chętnie też poczytałbym więcej o miłosnych podbojach i miłosnych wspomnieniach Kamienia. Choć może bez ,,drążących skałę" szczegółów.
  16. O matko. Nie sądziłem nigdy, że czytanie draba może być tak ciężkie. I niestety nie wynika to z jego tematyki, czy sposobu przedstawienia problemu. Zacznijmy od tego, że dziwi mnie twój wybór formy literackiej. Pisanie drabbli (opowiadań do 100 słów) wcale nie jest tak proste jak mogłoby się zdawać. Wymaga trochę wprawy i kombinowania, by zawrzeć skończoną treść (nawet z otwartym zakończeniem), w tak niewielkiej objętości tekstu. Sugerowałbym raczej, byś spróbował na początek dłuższych, nieograniczonych żadnym limitem oneshotów. To również dobre ćwiczenie, lecz trochę prostsze, a zarazem bardziej ,,ogólne". W Oneshocie na kila tysięcy słów możesz bez przeszkód poćwiczyć podstawy śwaitotworzenia, budowy postaci, wprowadzania humoru, czy też budowania napięcia. Kolejna rada, zanim jeszcze przejdę do treści, to tytuł. Powiem wprost. Potencjalny czytelnik nie jest zainteresowany tym, czy to twoja pierwsza, piata, czy dziesiąta historia. Za pomocą tytułu wątku i tagów musisz mu mniej więcej pokazać, o czym może być ten fanfik. Weźmy takie Vinyl i Octavia na uniwersytecie [SoL][Comedy][Romance]. Już po samym tym tytule czytelnik wie, ze może się spodziewać Vinyl i Octavii, że akcja będzie się rozgrywać na uniwersytecie, oraz, że zapewne będzie to fanfik o łączącym je uczuciu. Może dopiero budowanym, może już solidnym, lecz zmagającym się z nowymi przeciwnościami, a może każda będzie romansować z kimś innym. Gdyby tytuł tego fanfika brzmiał: dwunaste tłumaczenie Suna, albo pierwszy wielorozdziałowiec Dawn Fade'a, to wątpię by zainteresowały się nim więcej niż trzy osoby. Teraz pora na formę. Po pierwsze, tekst nie jest wyjustowany (wyrównanie do obu krawędzi). Po drugie, brakuje wcięć pierwszego wiersza, zaś akapit jest z monologiem jest zwyczajnie wsunięty (docs potrafi traktować myślnik jako początek listy i trzeba to przestawić, albo przy okazji poprawek poprawiać ręcznie). Dalej, to co wspomniał mój poprzednik, czyli półpauzy i myślniki. Poprawnie jest półpauza (ten dłuższy), stosowany w każdym miejscu fanfika. Ostatecznie można stosować myślniki zamiast półpauzy, o ile oczywiście stosujemy je w całym dokumencie. Nie ejst to do końca poprawne, ale przynajmniej wygląda jednolicie. Pozostają jeszcze błędy. Nie dajemy przecinka przed i, chyba, że występuje po raz któryś z kolei. Za to przecinek powinien być chyba po rzecz, w pierwszej linijce, gdyż mamy tu chyba doczynienia z wtrąceniem. Dalej, jeśli masz coś w tym stylu: czyli za każdym razem gdy narracja odnosi się do wypowiedzi postaci, nie stawiamy po wypowiedzi kropki, a narrację zaczynamy z małej litery. Korzystamy za to ze znaków takich jak wykrzyknik, czy znak zapytania. Ogólnie, warto włączyć opcję komentowania, udostępniając dokument. Dzięki temu dostaniesz sporo poprawek i rad bezpośrednio w tekście. I na sam koniec treść. Tutaj też nie jest niestety dobrze. Opisy są niepowalające, nie czuć w nich tej odrobiny erotyki. A co gorsza, ostatni akapit jest w zasadzie niezrozumiały. Wiem, że w drabblu nie ma za wiele miejsca do manewru, czy dodania odpowiednio pikantnych, ale i subtelnych opisów, ale to nie jest niewykonalne. A byłoby pewnie prostsze, gdyby nie to zbędne ograniczenie. Niestety to nie jest dobry fanfik. Jest w nim sporo błędów, które da się jednak naprawić. W pierwszej kolejności sugeruję byś dużo czytał i analizował to co czytasz. Zarówno twórczości fanowskie, jak i normalne książki. Dzięki temu zobaczysz jak są budowane dialogi i opisy. Jak autorzy tworzą swoje światy, czy modyfikują istniejące, oraz jak tworzą i rozwijają bohaterów. Dalej, sugeruję byś spróbował napisać kilka oneshotów, nie narzucając sobie limitu słów. Wiem, że to sporo pracy, lecz myślę, że warto się tego podjąć. Pisanie to fajna zabawa i świetne odprężenie, a przy okazji pozwala się nauczyć wielu rzeczy (tak samo z reszta jak czytanie). Sam kiedyś stałem na początku tej drogi i myślę, że zaszedłem całkiem daleko. Tak wiec polecam pisanie, polecam czytanie, ale tego fanfika niestety polecić nie mogę.
  17. Przez ostatnie trzy lata (czyli od poprzedniej recenzji), przeciwko przemawiała nie moja opinia, lecz fakt, że fanfik jest nieukończony. Tylko dlatego wahałem się przed podjęciem próby wydania tomu pierwszego. Ale jeśli chęć w narodzie jest, to będzie można o tym pomyśleć. O ile oczywiście autor wyrazi zgodę. Ale to w swoim czasie się dowiemy.
  18. Trzy lata temu przeczytałem pierwszy tom wiedźmy i wzbudził on we mnie mieszane uczucia. Obiecałem jednak, że sięgnę po drugi tom i zweryfikuję swoją opinię. Wprawdzie trochę to trwało, ale znalazłem wreszcie czas, oraz chęć. I powiem, że było warto. Na sam początek rzecz oczywista, czyli światotworzenie. Już wcześniej widziałem wielki, żyjący świat, a tu dostałem go jeszcze więcej. Kucykowe kraje, połączone relacjami politycznymi, majaczący w oddali problem w postaci wojny z gryfami, leśne komanda niekuców, które ewidentnie coś kombinują, czy szepty przeszłości, przebijające się do ,,czasów obecnych". To co najmniej bardzo dobre, jeśli nie wręcz wspaniałe podwaliny pod naprawdę długą i rozbudowana sagę, gdzie będziemy obserwować przeplatające się losy kilku bohaterów. Oczywiście czym byłby świat, bez bohaterów? Tu na pierwszy plan wysuwa się moim zdaniem wiedźma Erynia, którą znamy z pierwszego tomu. Widzimy ją w naprawdę dobrze napisanej sekwencji związanej z kolejnym zleceniem (do czego jeszcze wrócę). Drugą, niezmiernie ważną postacią (może i ważniejszą), jest w moim odczuciu Faith, który zgłębia przeszłość krainy podzielonej na trzy królestwa. Myślę, że może on stanowić fajne rozwiązane, w kwestii przybliżania czytelnikowi niektórych wydarzeń, które doprowadziły do takiego, a nie innego stanu królestwa. A po jego spotkaniu z dwoma reliktami przeszłości (Rarity i Pinkie), jeszcze bardziej mi się ta wizja podoba. Zwłaszcza, że wspólna podróż tej trójki może obfitować w bardzo ciekawe relacje i dialogi. Warto też wspomnieć o królowej Trixie IV (swoją drogą, bardzo dobre wykorzystanie Trixie, chyba jedno z ciekawszych, jeśli nie najciekawsze jakie widziałem). Mam wrażenie, że ona może być bardzo przebiegłą władczynią, która jeszcze wykorzysta nadchodzące problemy na swoją korzyść. Chętnie się przekonam, czy mam rację. Intryguje mnie też postać Nocturne. Ona ewidentnie coś kombinuje i ma jakąś, niezwykle intersująca przeszłość. Nie zdziwiłbym się, gdyby była spokrewniona z księżniczkami. Obok dobrego świata i przednich bohaterów mamy też bardzo dobrze napisaną, kilkuwątkową fabułę. W zasadzie wątki toczą się równolegle i zapewne nie raz się przeplotą, rzucając na siebie bohaterów. Widzimy jak Erynia zmaga się z potężną klątwą, odkrywając coraz więcej mrocznych tajemnic domu Goldenwoodów. Obserwujemy Faitha, zgłębiającego fragmenty przeszłości i natykającego się na jej względnie żywe relikty. Możemy zobaczyć jak wampirzyca Rarity zmierza wraz z ghoulo-Pinkie w tylko sobie znanym celu, rozmyślając o przeszłości i pokazując, że jeszcze jest w nich kucykowieństwio. Autor zabiera nas nawet na dwór królewski, gdzie królowa Trixie zostaje postawiona przed faktem gryfiego najazdu. Nie zabrakło też pozornie nieznaczących scenek, służących budowaniu głębi i klimatu całego dzieła (jak spotkanie źrebaków z gryfami). To i wiele więcej świetnie nawiązuje do sagi o wiedźminie, jednocześnie nie kopiując za wiele z pierwowzoru. Dzięki temu nie tylko śledzi się ją przyjemnie, ale jeszcze lepiej czuje budowany przez autora klimat. Całości dopełniają naprawdę wspaniałe i klimatyczne opisy. Z nieskrywaną przyjemnością pochłaniałem wizje prezentowane przez diadem. To było trochę jak wspomnienia budujące przeszłość, w Project Horizons (co osobiście uważam za bardzo dobry element tamtego fanfika, jeśli nie najlepszy). Za to śledząc polowanie Erynii na gniewija czułem to napięcie wiszące w powietrzu. Dobra robota. Podsumowując, z perspektywy czasu, oraz tych trzech rozdziałów stwierdzam, że niesłusznie nie dałem Wiedźmie głosu na Epic, poprzednim razem. Bo mimo tych kilku rzeczy, które mi się wcześniej nie podobały, był to fanfik dobrze napisany i pozwalający czerpać przyjemność z czytania. A drugi tom jest jeszcze lepszy. Więc gorąco polecam nie tylko fanom wiedźmina i oczywiście głosuję na Epic.
  19. Wysyłka do usa jest jak najbardziej możliwa, tylko niestety będzie kosztować. 64zł, jeśli dobrze widzę na stronie poczty polskiej. Nie wstawiłem do formularza opcji wysyłki zagranicznej tylko dlatego, ze dotychczas miałem jednego klienta zagranicznego i założyłem, ze jak komuś zależy, to zwyczajnie zapyta (nie gryzę). Więc jak chcesz, to nie ma problemu z wysyłką do USA, tylko kwestia czasu i pieniędzy.
  20. Fanfik Verlaxa z 2013. Jakaż była moja radość, gdy znalazłem tak stary fanfik autora, który dziś znany jest z takich, świetnych dzieł, jak Krwawe słońce, czy Koło Historii. Jak więc mogłem oprzeć się pokusie jego przeczytania? Zwłaszcza, że ma tylko 7 stron. No nie mogłem. Na sam początek, dwa słowa o formie. Po komentarzach czytelników widać, że tekst przesedł kilka poprawek (w tym dorobił się justowania) i nie ma w nim problemów ze składnią, które trapią Verlaxowe opowiadania na konkursach. Mamy za to angielski zapis dialogowy (cudzysłowy zamiast półpauz). Dziś nikt tak chyba nie robi w fanfiku po polsku, ale w 2012 i 2013 takie coś się pojawiało. Nie wiem do końca czemu niektórzy tak pisali, ale bywało. I na szczęście się skończyło. Poza tym, nie zauważyłem żadnych problemów, czy błędów. Co zaś się tyczy samej treści, to jest bardzo przyjemna. Autor dobrze oddał ducha Słowian (głównie Polaków), znanego między innymi z Ogniem i Mieczem. nie stroniący od alkoholu, szlachetni i obdarzeni ,,ułańską fantazją". Zwłaszcza po procentowym wsparciu. Tak jak podczas lektury, nie do końca byłem zadowolony z legendy, tak przysięga Dostojewskiego, z ostatnich akapitów całkowicie odmieniła moje zdanie. Bo gdyby legenda potoczyła się tak bardziej ,,tradycyjnie", nie byłoby miejsca na taka przysięgę i nie byłoby jak pokazać tak pięknej obietnicy, która dałaby tak ciekawe efekty, gdyby fanfik toczył się dalej. Warto tez zauważyć, że na tych siedmiu stronach, autor zademonstrował swój talent do światotworzenia. Mamy dość informacji by wyobrazić sobie, jak wygląda kraj bohaterów, jego sąsiedzi, oraz dowiadujemy się, ze istnieją takie krainy jak Equestria. A nawet mamy tamtejsze legendy. Jednocześnie całość jest tak skomponowana, że stanowi bazę by jeszcze bardziej ten świat rozbudować, nie robiąc mu żadnej krzywdy, w postaci nielogiczności, czy rozdrobnienia, które sprawi, ze czytelnik się pogubi miedzy tym co ważne, a tym, co nieistotne. Zdecydowanie polecam ten fanfik. Głównie fanom twórczości Verlaxa, ale nie tylko. To świetny przykład jak rozwinął się warsztat pisarski autora, a także całkiem przyjemne dzieło. I choć nie są to moje klimaty, byłbym niezmiernie ciekaw, co by było dalej.
  21. Sporo czasu minęło od poprzedniego wydania. Było to związane trochę z lenistwem moim, trochę z niemożnością zdecydowania się na konkretny fanfik, trochę z pracą i trochę z ciekawymi czasami, w których przyszło nam żyć. Ale nadejszła wreszcie chwila, że zebrałem się do kupy, zebrałem materiały i coś dla was wyczarowałem. Tym razem będą to Smocze Łzy. Taka stara i spora epopeja o dorośniętym Spie'u. Z resztą, chyba wszyscy słyszeli o tym, słynnym fiku. 2 oskary na forum i masa pozytywnych komentarzy. Wydanie będzie 2 tomowe, po jakieś 530 stron każdy. Oprawa oczywiście miękka i klejona, format A5 (tak jak zawsze). Grafik na okładki jeszcze nie ma, ale są w trakcie załatwiania. Jak tylko będą (a zapewne będą na ostatnią chwilę), to je tu pokażę. Całość wyjdzie dość tanio, bo 50zł. Do tego będzie można się zaopatrzyć w Antropologię, jak ktoś jeszcze nie ma. W cenie 23zł. Zamówienia zbieram do 4.11.2020. Do tego też dnia czekam na wpłaty, lub potwierdzenia przelewu. Wysyłka (paczkomtem, lub pocztą), będzie realizowana partiami (bo praca, życie i w ogóle) i nastąpi po odebraniu książek z drukarni (czyli zapewne po 18.11). Więc wszystko powinno dotrzeć przed przedświątecznym szczytem. Formularz A tu znajdziecie numer konta i kilka standardowych informacji Regulamin Zachęcam do zamawiania i zadawania pytań. Jakbym zapomniał czegoś powiedzieć, jakaś, dobra dusza zaraz mi przypomni I jako, że dawno temu była ankieta, co warto wydać, to w spoilerze poniżej kilka odpowiedzi na pytania, które mogą się wam nasuwać
  22. Uwaga, spoilery Nasz fandom jest naprawdę kreatywny. Z takiego prostego i w zasadzie niewzruszającego zjawiska jak zacieranie odnóży przez muchę, autor wykręcił fanfik. I to nawet bardzo dobry. Pinkie Pie wyszła bardzo serialowo, przyglądając się uważnie musze, oraz snując swoje teorie, o tym jakoby ta konkretna mucha knuła niecne plany. Bo dlaczego niby mucha zacierałaby ,,łapki", jak jakiś zły geniusz, gdyby niczego nie knuła? (Swoją drogą, chyba każda spośród wielu miliardów much zaciera łapki, więc pewnie szykują inwazję). Tak samo dobrze wyszła racjonalna i rozsądna Twilight, która uważa, że to niemożliwe, by mucha knuła niecny plan. Sprytnie też odciąga uwagę przyjaciółki od pozornie nieistotnego problemu (a może jest w zmowie z muchą?). Dzięki temu, fanfik wygląda jak scena żywcem wyjęta z serialu, albo materiał na short od hasbro. Jeśli zaś chodzi o tłumaczenie, to jest ono wręcz fenomenalne. Przeczytałem oryginał, by sprawić jedną rzecz (która podświadomie czułem, ale wolałem się upewnić) i muszę przyznać, że Dolar świetnie wykorzystał grę słów w finale tego dzieła. Grę słów, która nie pojawia się w oryginale, a, jak dla mnie, zdecydowanie podwyższa ocenę tego dzieła. Chodzi oczywiście o śmiech muchy. Niby taka prosta rzecz, a tak cieszy. Ta jedna rzecz sprawia, że tłumaczenie jest lepsze od oryginału. Zdecydowanie polecam ten przyjemny fanfik.
  23. Świat dysku. Świetne, pełne humoru uniwersum, stworzone przez człowieka z doskonałym zmysłem do obserwacji i świetnym poczuciem humoru. Nic więc dziwnego, ze ktoś spróbował wziąć na warsztat ten świat i go skucyfikować. Troche szkoda, że razem z TCB, ale to inna sprawa. A jak wyszło te kilka stron fanfika na bazie twórczości sir Pratchetta? No niestety nieszczególnie. Zacznę od formy, bo to jest mi znacznie prościej omówić. Brak justowania, brak akapitów od dialogów, brak spacji po myślnikach (wiem, powinny być półpauzy, ale myślniki zamiast nich mi aż tak bardzo nie przeszkadzają). Poza tym, literówek nie zauważyłem. Wiec wystarczyłyby te dwie poprawki i już tekst byłby przyjemniejszy dla oka. Domyślam się jednak, że autora już dawno tu nie ma i raczej ich nie wprowadzi. UWAGA, poniżej spoilery Jeśli zaś chodzi o treść, to jak na te kilka stron, jest jej zaskakująco dużo. Powiedziałbym nawet, że stanowczo za dużo. Na przestrzeni 9 stron mamy trzęsienie ziemi, pojawienie się Equestrii, odczyty z HEXa, pogoń za złodziejem, wydanie Pulsu (zajmujące stronę a4), Twilight, która bez problemu dostaje się do Vetinariego (aż dziwne, że nie spotkała gildii złodziei) i wiele więcej drobnych spotkań, czy rozmów. Moim zdaniem, to dość materiału na mniej więcej trzy razy tyle tekstu. Zwłaszcza jak się doda opisy i znane u Pratchetta objaśnianie niektórych kwestii w każdej z książek. Sam opis dysku lezącego na grzbiecie czterech słoni, stojących na skorupie wielkiego żółwia A'Tuina,, przemierzającego mroźne bezkresy kosmosu. Co więcej, pisząc fanfik kucowy w świecie dysku trzeba by zakładać, że potencjalny czytelnik może nie być oblatany w drugim uniwersum i trzeba mu sporo rzeczy wyjaśnić (byłoby to też klimatyczne i w stylu uniwersum bazowego). Nie zaszkodziłoby też powyjaśniać kilku pozornie oczywistych kwestii ze świata kuców. Byłoby to w klimacie pierwowzoru i fajnie współgrało z takimi informacjami jak to, że rzeka Ankh była tak gęsta, że można ją było przemierzać bez mostów nawet latem (przesadzam, ale podobne wstawki były w wielu książkach rozgrywających się w Ankh-Morpork). Mówiąc wprost, mamy mało opisów, a akcja pędzi strasznie szybko, nie poświęcając bohaterom zbyt wiele czasu. Właśnie, bohaterowie. Poza liczną gromadką, którą mamy ze świata dysku (Vimes, Marchewa, Lu-Tze, Esme Weatherwax, Niania Ogg, Rincewind), aspirujących do miana głównych postaci, mamy też prawdopodobnie ważnych bohaterów kucowych (Twilight, Pinkie, Rainbow, Fluttershy, Lyra), wielu ważnych bohaterów pobocznych. A biorąc pod uwagę, że bohaterów może pojawić się znacznie więcej (Celestia, Luna, reszta mane six, Spike, Shining, Zecora (nie zdziwiłbym się), reszta członków Niewidocznego Uniwersytetu, Angua, Nobby i Conlon, Dibbler, bracia Flim Flam (nadaliby się na kucową wersje Dibblera), kapral Tyłeczek, Śmierć, William de Worde, Sacharissa Cripslock, Sybil Ramkin i młody Sam), zachodzi obawa, że ich wątki będą albo strasznie płytkie, albo czytelnik się w nich pogubi. O fabule ciężko cos powiedzieć na podstawie tych kilku stron. Moim zdaniem widać tyle, że pojawił się nowy kontynent, nowe istoty i nowy problem, który kilka stronnictw będzie chciało załatwić, różnymi drogami i różnymi sposobami (być może wchodząc sobie w drogę. Ale jak to będzie i co to będzie, to nie wiadomo. No i jest jeszcze kwestia wątku TCB. Patrząc na datę publikacj, widzę, ze był to okres kiedy TCB święciło tryumf i każdy chciał pisać w tym uniwersum. Moim zdaniem, w tym fanfiku jest to kompletnie zbędne. Ponadto, stawia Equestrię w roli swego rodzaju najeźdźcy. Z pewnością każdy będzie chciał się podporządkować. Podsumowując, pomysł na crosover świata dysku i kuców jest jak najbardziej dobry. Pomysł by przenieść Equestrię na dysk i zakłócić jego równowagę, politykę i magię również. Daje to autorowi spore pole do popisu. W obecnej formie ten fanfik jest niestety średni/słaby, choć nie mogę zaprzeczyć, że ma pewien potencjał, a autor orientuje się w świecie dysku. Może gdyby podszedł do tego inaczej (wywalił TCB, zmienił to w serię dłuższych opowiadań (circa 50-100 stron), dodał opisy i złośliwe, trafne komentarze w stylu Pratchetta), wyszłoby z tego coś dobrego. Trochę szkoda.
  24. Starlight i Trixie. Młody, prężny i sympatyczny duet. Jedna, to spokojna, uzdolniona i mądra, zreformowana bojowniczka o równość ponad podziałami. Druga to irytująca, pewna siebie i nieco narwana magiczka, uważająca się za lepszą od Twilight. Obie nieco inne, obie sympatyczne i na tyle niedopasowane do siebie, by stać się świetnymi przyjaciółkami i bohaterkami właśnie takich komedii kłopotów W tej serii wypadają wprost naturalnie i bardzo serialowo. Co zaś się tyczy tych trzech dzieł, to zanim przejdę do treści każdego z nich, wspomnę o formie. Ta wygląda doskonale. Może robić za przykład, jak powinien wyglądać opublikowany fanfik. Miotła i jej Trixie W pierwszej chwili myślałem, że to będzie nawiązanie do Fantazji Disneya. Ale nie było i to w sumie dobrze. Sam pomysł na drobną pomyłkę przy wyborze zaklęcia wyszedł nieźle. Pośmiałem się trochę, czytając jak Trixie rozmawia ze swoją miotłą, choć trochę szkoda, że jej nie zatrzymała jako takiego zwierzaczka. Taka tresowana miotła mogłaby być fajnym kompanem do magicznych sztuczek, dobrym transportem i zwierzaczkiem, który broniłby swej pani przed intruzami. Podobało mi się też zakończenie. Zdecydowanie dobry, lekki i odprężający fanfik. Księżniczka Midnight Shine Ach te teorie spiskowe. Kto ich nie lubi? Tu mamy jedną, nieco absurdalną teorię, jak to księżniczki wpływają na kucykowe życia, tworząc potężne jednorożce (ciekawe czy tak samo tworzą potężne pegazy i kuce ziemskie). Rarity błyskotliwie zauważyła związek miedzy imionami trzech potężnych kuców. Do tego dopisała niezłą fabułę o tym jak Trixie to wszystko odkryła, zebrała do kupy i postanowiła wykorzystać, by wreszcie pokazać Twilight Sparkle. Wyrwana ze snu Starlight reaguje bardzo przekonująco na te rewelacje oraz pomysł Trixie. Odniosłem wrażenie, że miała ochotę wywalić ją za drzwi, ale nie mogła, bo to przyjaciółka. Sama reakcja księżniczek na te rewelacje jest równie zaskakująca jak cały fanfik. Ogólnie, dobry, zabawny fanfik, w sam raz na raz. Biuro reformacyjne Tytuł kuszący. Biorąc pod uwagę ilość reformacji w Equestrii, takie biuro jest potrzebne. Człowiek spodziewałby się tam tłumów, terapii, pokojów zwierzeń, rozmów w stylu: Tymczasem mamy pustkę do tego stopnia, że jedyna urzędniczka się nudzi. No ale dobra, taka wizja autorki. Mogę się z nią nie zgadzać, ale nie mogę powiedzieć, że jest zła. Po gruntowniejszym przemyśleniu, jest spójna i logiczna z treścią. Do naszych bohaterok dołącza Tempest (o beznadziejnym, drugim imieniu), która idzie wypełnić kilka formalności. I wypełnia je. Poza koniecznością zmiany imienia, która jest tylko wspomniana (a nie opisana), to w zasadzie nie napotyka żadnych trudności. Nawet kwestionariusz nie stanowi problemu. Choć ma kilka trudniejszych i bardziej zabawnych pytań. W zasadzie, gdyby nie złośliwa Trixie i kilka zabawniejszych pytań (plus rymowanka), byłby to moim zdaniem dość nudny fanfik. Ale w tej formie nawet mi się podobał (choć dwa poprzednie lepsze). Polecam tą serię i czekam na więcej. Może coś dłuższego?
  25. Sunset jako półwampir, uczennica Celstii (jeśli dobrze zrozumiałem) i do tego opiekunka Twilight... W sumie, bardzo fajny motyw na długi SoL poświęcony bekonowłosej bohaterce. Można by opisać powoli jej przeszłość, nauki, relacje z kucykami (przed i po tym jak się dowiedzą, że jest krwiosysem, postacią z bajek, czy fantazji). Można by dodać do tego zmianę relacji z Twilight, jej rodziną i przyjaciółkami (o ile jakieś ma). Mówiąc krótko, to co dostaliśmy w tym fanfiku to motywy na dobre 20-30 stron tekstu. A jak się fanfik sprawdza w tak krótkiej formie? Otóż też nienajgorzej. Na tych siedmiu stronach dostajemy, między innymi, ładnie opisaną relację Sunset i Twilight. Starsza klacz nadaje się na opiekunkę. Bawi swą podopieczną, uczy, a przy okazji kształtuje jej światopogląd. Do tego wypada jako bardzo sympatyczna klacz. A sama Twilight to uroczy dzieciak, który jest dość Twalotowaty, jednocześnie pozostając wesołym, lubiącym lody źrebaczkiem. Grzeczna i wpatrzona w swoją opiekujnkę. I dość realistycznie reaguje na informacje, ze bekonowłosa żłopie hemoglobinę. Akcja, choć krótka, to jest w miarę logiczna i konsekwentna (w stopniu co najmniej serialowym) Jedyne do czego się przyczepię, to brak justowania i trochę powtórzeń. To wybijało z czytania. Ogólnie, jest to przyjemne i fajne, choć nie wybitne opowiadanie, z dwójką dobrych bohaterek. Mogłoby być dużo dłuższe, ale to nic. Warto przeczytać w wolnej chwili.
×
×
  • Utwórz nowe...