Pierwszy tom fanfika przeczytałem jakiś czas temu, a drugi przeczytam jak wyjdzie w całości. A skoro przeczytane (i się nawet spodobało), to wypada pozostawić po sobie komentarz. Uwaga, będzie długo i może zawierać niewielkie ilości spoilerów.
Początkowo sama koncepcja crosovera z II wojną światową budziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony mamy autora, który ma spore pojecie w temacie i wizję połączenia obu tematyk, które lubię. Z drugiej, jawiło mi się to jako, powiem otwarcie, wyraz swego rodzaju sadyzmu. Nie chodzi mi o zmuszanie kucy do zabijania się nawzajem, bo to robi chyba 1/3 autorów, ale o zmuszenie kucy do robienia tego bronią tak niewygodną i tak nieergonomiczną, że aż prosi się o strajk obu walczących stron.
Dlatego też długo wahałem się czy sięgnąć po to dzieło, czy je ominąć. W końcu jednak się przemogłem i powiem tyle: Było naprawdę warto. Pomijając kwestie niewygodnego uzbrojenia, Spidi odwalił kawał fenomenalnej, pisarskiej roboty, dostosowując realia frontu wschodniego do klimatów Equestrii. I wbrew tego, czego można się było spodziewać, to nie odpowiednicy Niemców są tymi złymi (wróć, na wojnie nie ma tej złej i dobrej strony. Wszystkie mają swoje grzechy). Ale po kolei:
Odwzorowanie historyczne. Odwzorowanie armii, jednostek, formacji, a także zachowania maszyn, wraz z ich wszystkimi wadami i uwzględnieniem ilości istniejących pojazdów jest na medal i order. Doskonale można sobie wyobrazić zwykłego, trzymającego karabin kuca, stojącego obok jeszcze zwyklejszego, ale jakże prawdziwego czołgu. Można by co prawda poczepiać się nazw powymyślanych przez autora, ale po namyśle stwierdzam, że zwykłemu czytelnikowi nie psują one w żadnym stopniu odbioru. Za to ilość researchu wymagana by dopiąć wszystkiego tak by nikt nie mógł mu wytknąć rażącego błędu, czy kompletnej bzdury jest imponująca.
Oczywiście nie występują tu wszystkie typy uzbrojenia każdej armii (nawet jak pominąć prototypy), to można mieć nadzieje, ze się pojawią. Z resztą nie są aż tak bardzo potrzebne, gdyż już mamy świetnie zbudowany klimat. (w tej chwili patrzę na ,,arsenał" wiec część z tego co zaraz powiem, może się już nie pokrywać) Najbardziej brak mi chyba tylko rusznicy przeciwpancernej, granatów przeciwpancernych (zwłaszcza niemieckich).
Klimat. Ten to zwyczajnie wylewa się z fanfika. Można się poczuć jakby się stało obok i przyglądało wszystkiemu niczym kuc tła.
Opisy też świetne. Niby nie wszystko jest opisane wprost, ale mimo to można sobie bardzo dokładnie wyobrazić to co się widzi. I nie mówię tu o tym co znamy na co dzień z serialu, ale o tym, co nie zostało ukazane (kraje ościenne, piwnica doktora)
Odwzorowanie postaci. Nie opiszę każdej po kolei (z ważniejszych), gdyż zajęłoby to zbyt wiele miejsca. Podsumuję wiec tylko tyle, że mimo iż Spidi pokazuje w większości te postaci, które znamy, robi to nie do końca tak jak jest w serialu, ale też nie czerpie zbyt wiele z innych fanfików. Luna w końcu ma swój tajemniczy blask, nie przyćmiewając przy tym słońca Celestii, Fluttershy okazuje się mieć problem, nie dlatego, że wyśmiewano ją w szkole, ale z przyczyn o głębszym podłożu, Rainbow okazuje się nieco inna niż można by się spodziewać (bitne dziecko wychowane przez ulicę).
Mieszkańcy krajów ościennych świetnie odwzorowują, jako grupa, prawdziwe narody posiadające historie i dziedzictwo kulturowe. Jak się na nich patrzy (przez opisy) widać spójną społeczność, którą zwyczajnie czuć, że może istnieć.
Fabuła. Tu o dziwo nie chodzi o opisywanie bitew, wojen i epickich czynów, tylko o to jak wojna wpływa na poszczególnych bohaterów. Jak każdy dzień przygotowań, oczekiwania, nauk, a także wojennej zawieruchy powoli zmienia bohaterów. Możemy obserwować, patrzyć co mówią, a czego nie mówią, jak reagują w kolejnych rozdziałach. Ponadto pojawia się cała brutalność wojny na wyniszczenie, jednocześnie bez jakiegoś przesadyzmu w stylu hollywood.
Wybór stron. Przyznam, że przez jakiś czas myślałem, czemu Spidi nie wybrał akurat front wschodni. Równie dobrze mógł przecież sięgnąć po inspiracje na front zachodni, do afryki, czy na Pacyfik. Po namyśle jednak zgodziłem się z wyborem autora, posiłkując się takimi argumentami:
Pacyfik to była praktycznie masakra. Amerykanie, jak ruszyli, byli prawie nie do zatrzymania. Olbrzymia przewaga technologiczna i taktyka zrobiły swoje.
Front zachodni Miał o tyle łatwiej, że Niemcy byli wykrwawieni na wschodzie i rozłożeni na dwóch frontach, więc nie byliby w stanie odeprzeć ofensywy. Jeśli zaś usunąć problem wschodu, amerykanie by przegrali (a raczej użyli atomówek).
Afryka. Cóż, tu nie mam poważnych argumentów. Po prostu nie lubię anglików.
Autor ostatecznie zastosował bardzo ciekawą mieszankę, gdyż wykonał zmasowany (większy niż w przypadku usa), desant siłami frontu wschodniego, co w ostateczności dało całkiem ciekawy efekt.
Podsumowując, fanfik bardzo dobry,godny nie tylko polecenia, ale również wystawienia na piedestał. Spokojnie może konkurować z dziełami ze świata.
Głos na Epic, a nawet i Legendary.