Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. Ah, miło dla odmiany wreszcie przespać się bez żadnych koszmarów. Nie wiem jednak co zrobić z resztą dnia. Najadłem się, jestem wypoczęty... i nie mam co robić ze sobą. To właśnie była jedna z gorszych stron mieszkania w Everfree. Nuda. K...kopytko? Zaraz, co się stało?! Przecież nie przybierałem umyślnie czyjejś postaci. Jak to się stało? Zacząłem się oglądać aby sprawdzić czy istotnie przeistoczyłem się w kuca.
  2. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Smarkam na ciebie. Twoja stara była chomikiem, a ojciec śmierdział skisłym kompostem. - odparłem na swoje odchodne. - A ty co się gapisz? - spytałem Moth. - Jakbyśmy nie musieli się ukrywać, pokazałbym mu jak długo potrafią się palić czyjeś nogi, bez zabijania palącego. A ty Grzejnik, w nagrodę wskakuj na grzbiet. Bo nieznosisz wody jeszcze gorzej niż ja.
  3. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Uważaj jak leziesz baranie, bo zaraz wylądujesz za tym mostem, prosto w wodzie. - warknąłem. - Oczu nie masz, że nie patrzysz jak idziesz?!
  4. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Ta... fascynujące. - mruknąłem. - Chodźmy już, bo mnie mierzić zaczyna. I skierowaliśmy się ku miastu, aby przejść przez nie jak najszybciej.
  5. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Eh... chyba jednak będzie lepiej jak przejdziemy przez to miasto. - warknąłem wściekle i niechętnie. - Nienawidzę wilgoci i wody... chodź Moth. Im szybciej przejdziemy przez tą kałużę tym lepiej. Miasto na jeziorze to nie jest miejsce jakie czarownik-piromanta chce odwiedzić. Błeh, wodę doletuję jedynie w szklance, i w wannie. Nie w jeziorze. Zimna, ohydna i mokra.
  6. Wiedziałem o tym aż za dobrze. Chąc nie chcąc musiałem odpocząć i strawić to co zjadłem. Odszedłem bardziej w las, położyłem się w cieniu drzewa, na miękkim mchu. Pora na trawienie.... i chyba się trochę prześpię, sen mnie moży trochę. Kto wie może tym razem nie orzyśni mi się koszmar, a... Fluttershy?
  7. Wręcz pokicałem do drzwi rozradowany i ucieszony że wreszcie przyszła. Otworzyłem drzwi, z bananem na ryju. - Ładnie to tak się spóźniać, kiedy kochany kuzynek czeka na ciebie z flaszką?! - huknałem na nią przyjaźnie. - Lyracia, kopę lat miętowa zarazo. Właź, właź zapraszam. - wesoło zachęciłem kuzynkę do wejścia. - Spóźniać?! Zdążyłam piętnaście minut przed czasem... Ty nie wiedziałeś kiedy mam przyjechać, prawda?! Znowu! - O wypraszam sobie, zapisalem to sobie nawet w swoim kalendarzyku! - powiedziałem z godnością. - Że masz przyjechać, ale... no dobra. Na godzinę mnie złapałaś. Wbijaj wbijaj. Weszła, rozejrzała się i powąchała. - Ale mogłeś posprzątać, iwesz? - No przecież posprzątałem! - odparłem oburzony. - Tu jest czysto. - TU jest CZYSTO? - Opadła jej szczęka. - To ja nie chcę wiedzieć, kiedy tu jest BRUDNO. - Lyra, jak cię proszę, nie zachowuj się jak moja matka. - westchnąłem. - Akurat twoja mama jest super! Powinieneś jej słuchać. - Teraz to brzmisz jak mój ojciec... - Twój papcio... No, jego zostawię bez komentarza. - Słusznie. - powiedziałem zapraszając kuzynkę do środka. Usiedliśmy przy stole i polałem pierwszą kolejkę. - Dzięki że wpadłaś kuzynko. Twoje zdrowie. - A dzięki. Wpadłam do ciebie tylko przy okazji - rzekła złośliwie. - Przyjechałam do Canterlot, żeby znaleźć prezent rocznicowy dla... kogoś. - O! Czyżbyś wreszcie znalazła sobie kogoś na stałe? - ucieszyłem się. - Kim jest ten... zaraz, nie. Mówisz czasem o tej pannie, z dużym zadem, konkretnie z twoją sublokatorką? - Bon Bon wcale nie ma dużego zadu! - No może trochę przesadziłem. Ale jakbym miał porównywać ciebie a ją, to ty jesteś dużo ładniejsza. - Jasne, jasne. Twoje zdroiwe. Mmm... A ty co? Roboty dalej nie masz, hm? - Naprawiłem dziś piec u Donaut Joe, to trochę kasy mi wpadło. Ah, i chyba otrzymałem propozycję pracy że tak powiem. Ale nie wiem czy ją przyjmę... - No weź się nie wygłupiaj. Chłopie, potrzebujesz pracy. I nie chcę być wcale złośliwa. Co to za robota? Bez słowa wyciągnąłem z kieszeni list, czek, oraz monetę. - Przeczytaj i powiedz co o tym sądzisz. - Hihihi. Ciekawe, ha, ha, ha! Zaraz... ILE?! Ej! Dawaj połowę! - Daj to był gryfoński sprzedawca jaj. - odparłem chowając czek do kieszeni. - Normalnie bym się nie zastanawiał nad tym, ale wolę być ostrożniejszy po wczorajszej przygodzie. - i opowiedziałem jej o wydarzeniu w pubie i w alejce. - ... więc nie dziw się że się waham. Wolę żeby moja dupa była ciasna jak po praniu. - Raz w dupę to nie pedał... A za 10.000 to już w ogóle. Poza tym, słyszałam, że masaż prostaty jest bardzo relaksujący. - Ha ha. Ale ty jesteś dowcipna. Próbowałaś że tak to oceniasz? Dla ogiera to straszny cios dla dumy. Lyra, poważnie mówię. Jesteś moją najlepszą kumpelą, wiesz że zawsze możemy sobie doradzać. - Co ja ci powiem? Szczerze? To ja lubię. - Mówiłem o czeku i liście... a tak nawiasem, to mało która klacz to lubi. Jutro chyba przejdę się do tego całego Golden Sprocketa, najwyżej oddam mu ten czek. Dowiem się co i jak. Choć nie ukrywam, cholernie ta kasa by mi się przydała. Wreszcie ukończyłbym mój projekt. - To tak jak z wódką, na początku trochę szczypie... ale potem nie odmówisz sobie, jak mas zokazję. A co do roboty to idź. W razie czego masz przecież plecy, nie? - Ta... - westchnąłem. - Tu niesety każdy mnie zna jako syn Dyrektora Szkoły dla Utalentowanych Jednorożców, i jako bratanek Fancy Pantsa. Nie jak Wreckersa. Ani jako Architekta Zbrojeniowego. Wkurza mnie to. Nie patrzą na mnie przez to kim jestem, a przez to kim jest moja rodzina. Czasem mam dość Canterlotu przez to wszystko. - Ale dzięki temu masz też sporo forów. - Nigdy o nie nie prosiłem. Chcę dorobić się wszystkiego sam. Pracą własnych kopyt, umysłu i rąk. - demonstracyjnie poruszałem mechnicznymi rękoma, wypiłem wódzię i zagryzłem ogórkiem. - Ah, niezłe. - Uuuu... - Lyra jak zwykle gapiła się na palce. - Hehehe... - zaśmiałem się, i pokiwałem zachęcająco palcem. - Kici kici, taś taś... choć podrapię cię za uszkiem. Lyra wodziła wzrokiem za urządzeniem jak kot za kłębkiem włóczki. Podsiadłem się bliżej, i podrapałem Lyrę za uszkiem, niczym kota. A ona zaczęła merdać ogonem jak pies, wystawiła język i zaczęła kopać nogą. - Ehehe... fetyszyk jak widzę pozostał. - jeszcze chwilę podrapałem ją pod bródką, po czym przestałem. - Elo! Lyra! Ocknij się! - Aue... Eeee.... He, he.... - Eh kuzyneczko... - pokręciłem głową. - To chyba już wiem co dam ci na urodziny. - Musisz... Daj takie BonBon... Daj takie BonBon... - Będę musiał dopracować, aby pasowały do klaczy. Skalibrować systemy, dokonać pomiarów jej kopyt i nóg, klatki piersiowej, oraz dopasować neurotyczne przekaźniki. Jednorożec łatwiej by to obsługiwał, ale dla kuca ziemnego też się zrobi. Oooo nawet mam pomysł... z dodatkowymi akcesoriami. Hehhe. - Wszystko... za takie coś... - Zrobi się. Dla kochanej kuzynki za darmo. - odparłem dezaktywując urządzenie. Na powrót używałem normalnie kopyt i magii. - No już, budzimy się. - No już, już... Nie ładnie tak molestwoac kuzynkę. Podam cię za to do straży. - Wielkie dzięki, już ze strażą miałem ostatnio spotkanie. Eh, szkoda jednak że kuzynka. - westchnąłem. - Inaczej już dawno bym cię poprosił o kopytko. - powiedziałem półżartem. - Nawet jesli, to i tak nic z tego. - Tak wiem, wiem. - odparłem. Cóż, Lyra była z takich co kłusują w ''inną stronę'', ale mnie to nie przeszkadzało. - No ale jeśli jesteś szczęśliwa z Bon Bon, to życzę wam jak najlepiej. - Już nie słodź. I tak wiem, że ty też jesteś "inny". - Co proszę? Jak to inny? - Hihihi. No, pomyśl. - Wypraszam sobie! Ja jestem hetero, i zawsze wolałem patrzeć się na klacze, i tylko na klacze. - fuknąłem wkurzony. Aż chlapnąłem sobie kolejną szklankę wódki. - To nie było śmieszne. - Ale Wreckers, nie ma się czego wstydzić. - Lyra, ja nie jestem taki. I nigdy nie byłem. Wydęła usta i ironicznie pokiwała głową. - Lyra. To nie jest śmieszne. - czułem że rośnie mi ciśnienie. - Hmph... Lyra przewróciła oczyma. - Ok, niech będzie, że wygrałeś. O nie. Nie dałem się tak łatwo ugłaskać. Nie jestem tego typu ogierem. Ja lubię i wolę klacze. Tylko klacze. - Nie wiem kto rozpuszcza te plotki, ale jak się dowiem to wysadzę go na księżyc, albo lepiej - prosto w słońce. - warknąłem. - ups... - Lyrrrraaa.... - To może ja już pójdę? He, he... Za chwilę powinien tu wpaść pewien sympatyczny pegaz, który... Ehe, he. - Ze wszytskich kucy na świecie, akurat ty jeszcze musiałaś podnieść mi ciśnienie na dziś. - sapnąłem. - Moja najlepsza przyjaciółka... dobra idź. Nie zatrzymuję. - Na pewno polubisz Storm Clouda. - Wyjdź. - Chyba ty. - Więc przestań mnie wkurzać. - OJ przestań, coś taki wrażliwy na tym punkcie? - Bo... tęsknię za Octavią. - przyznałem niechętnię. - Och, znowu ona... Czy ty nie rozumiesz, że nie była warta ciebie? - Kochałem ją.. co ja na to poradzę. - Wrzoda na dupie się nie kocha. - Ale dupkę miała ładną... i oczy w których każdy by utonął... meh, nalej mi bo zaczynam pieprzyć farmazony. - Weź się ogarnij... Mało to klaczy w tej Equestri? To znacz... Halo? Trzy czwarte społeczeństwa? - Racja. W sumie niedługo wybiorę się na mały podryw, w końcu 80% mieszkańców Ponyville to same klacze. Nic tylko wybierać. - stwierdziłem wesoło, przepijając wódzią. - Ta... hick. Zdecydowanie dobre miejsce na podryw. - Jedziesz do Ponyville? Kiedy? Jej! Mam tam mnóstwo przyjaciół, którym chciałabym cię przedstawić! - Na razie muszę zostać w Canterlocie. - westchnąłem. - Jakiś tydzień, albo dwa. Zresztą, zobaczę jak to się ułoży. W każdym razie będę starał się przyjechać jak najszybciej. A co... masz tam jakieś wolne przyjaciółki, którym brak ogiera przy boku? - Sporo... A jednej to by się przydało... odświeżenie. - Cóż to za niewiasta? - Musiałbyś ją poznać. - Zaraz... chyba nie mówisz o Twilight Sparkle? - Co? Nie. Znasz ją w ogóle? - Znam, chodzimiśmy razem do jednej klasy, w SUJ. Straszna kujonica z niej była, i chyba nadal jest. Nie widziałem jej od lat, ale słyszałem że całkiem nieźle się jej powodzi. - Ano, pupilek księzniczki, jakiś tam Element Magii czy coś... Ciekawe, czy właziła w tyłek księżniczce z wazeliną czy bez? - Element.. Magii? A jednak to prawda... - pokiwałem głową w zadumie. - No proszę, proszę. Mała Sparkle dzierży taki potężny artefakt. No no, nie spodziewałbym się. - Jak dla mnie to pic na wodę. A tak w ogóle, to co u twojej mamy? - A dobrze, nadal jest nauczycielką w szkole, dzięki że pytasz. Zdrowie jej dopisuje, uroda też, ostatnio pytała co tam u ciebie. - U mnie też spoczko. Ech... Mocne toto. - Nie mój produkt, moja aparatura bimbrownicza jest chwilowo w częściach pierwszych jak próbowałem przedestylować zacier z landrynek, powideł i sproszkowanych szmaradgów. Dodają miętowego posmaku do gorzałki. - odparłem. - Masz gdzie się zatrzymać na noc, nie? - Jasne, u ciebie. - No to pokój gościnny masz przygotowany, wiesz gdzie. Na górze, po lewej. Po prawej jest mój pokój. - Poznałabym. Chociażby po twoim zapachu. Serio, dziwne te twoje perfumy. - To smar do trybów, olej napędowy, i sproszkowany metal. - wyjaśniłem. - Trochę to się wydobywa z mojej pracowni na dole. Tam spędzam teraz większość czasu. - Smrodziasz. Ale to teraz nieważne. Dam sobie radę. - Em... serio? Przecież biorę prysznic i myję się codziennie. - No... trafię do sypialni. - No a nam zostało jeszcze pół flaszki. Chluśniem bo uśniem. Albo mówiąc tradycynie - na drugą nóżkę. - polałem raz jeszcze.
  8. 10.000 tysięcy bitów... o w piczkę Księżniczki Celestii. Tyle to mój tatko zarabia w ciągu kwartału z dyrektorskiej pensji! Za tyle mógłbym spokojnie kupić idealny kamień szlachetny, aby stworzyć odpowiednią baterię i źródło mocy do mojego projektu! A ile by jeszcze zostało... chwila. Zaraz moment. Dziś nie ma nic za darmo. Nikt tak poprostu nie daje takiej gotówki za piękne oczy i buźkę, taką jak moja. Golden Sprocket... nigdy o nim nie słyszałem. I co z tym fantem zrobić. Hm... Na pewno nie pójdę zrealizować tego czeku do banku. Pasowało by rozmówić się z tym kolesiem, wiem gdzie mieszka. Ale nie dziś. Dziś to ja mam wizytę kuzynki. - Sory memory, jutro się tobą zajmę. - odparłem do listu. Schowałem go do koperty razem z monetą i czekiem. Następnie poszedłem do kuchni szykując flaszkę, i niewielki poczęstunek dla Lyry kiedy już się zjawi.
  9. - Ciekawe co to... trochę za późno jak na wizytę listonosza. Ki diabeł? - spytałem sam siebie, otwierając w przejściu list za pomocą swoich mechanicznych rąk.
  10. Oho, to pewnie Lyrcia moja kuzyneczka kochana. Już mi się japa cieszy na to spotkanie, ona jedna jedyna na tym padole mnie rozumie. Przynajmniej częściowo. A tu taka... niespodzianka. Przed drzwiami nie było nikogo. Jedynie bogato zdobiona koperta leżała pod drzwiami. Była lekko wypchana, znaczy, że poza listem coś tam było. Podniosłem ją. Miała pozłacane rogi, ale poza tym była nieskazitelnie biała.
  11. Głód wziął górę nad ostrożnością. Rozejrzałem się pośpiesznie czy aby nie ma nikogo w zasięgu wzroku, po czym wyszedłem z krzaków i zacząłem ucztę. Pochłaniałem maliny, jeżyny chciwie i z pośpiechem. Mój twardy język i zęby bez problemu rasziły sobie z małymi kolcami. Jadłem ile się dało, i co się dało. Musiałem sie spieszyć nie chcąc aby ktoś mnie tu przyłapał. Trawy też pojadłem, bo lubiłem świeżą trawę. Kiedy się najem, odchodzę stąd.
  12. Wróciłem do obozu ale nikogo niemal w nim nie zastałem. To mnie trochę zdziwiło. Pozostawiłem w altance, którą zbudował świętej pamięci Solid Build. Niech mu ziemia lekką będzie. Zabrałem ze sobą Wybebeszacza, kuszę z bełtami i ten mniejszy toporek. Zauważyłem jakieś sylwetki w oddali więc ostrożnie zacząłem się do nich zbliżać, z naszykowanym toporem, i kuszą przewieszoną przez plecy.
  13. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Nie lubię wilgoci, pleśni, wody, mokrości i innych takich. -Jak tu ktoś wogóle może żyć, na środku jeziora. Debilizm. Ale w myślach zwrócilem się do Sombry. - Tylko mi nie mów że to jest kolejny etap w podróży, bo chyba jaja sobie robisz jeśli myślisz że piromanta wejdzie do miasta położonego na środku jeziora.
  14. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - No już Grzejnik, luzik. Ja też woleę cię jako gada niż psa. To tylko na chwilę. Ruszajmy, daleka droga przed nami. Pink, zaczekaj, ja będę prowadził. - I ruszyłem za wiedźmą.
  15. Ho ho, co prawda nie jest to skarb legendarego króla Gawrona, ale też sie nada na łup. Mój tatko zawsze gadał że zabrać łup własnokopytnie zabiemu wrogowi to żadna ujma na honorze. Zabrałem więc kuszę z bełtami, całą kasę, owy list, kaftan kolczy, oraz toporek. Kusza zawsze się przyda, kasa też, a kafta można przerobić lub sprzedać. Gdy zaś zauważyłem te duże ślady, zrezygnowałem z tropienia. Lepiej nie ryzykować, cholera wie co mu pomogło stąd zniknąć. Wracam do obozu.
  16. Spojrzałem na nią tęsknym wzrokiem. Chciałem żeby została dłużej, ale coś mi mówiło że nie powinienem jej dłużej zatrzymywać. - Do zobaczenia Fluttershy. I ty... też mnie zawsze możesz odwiedzić jeśli chcesz. Poczym odeszła. Zostawiając mnie samego. To spotkanie... było dziwne. Spotkałem kucyka, który wogóle sie mnie nie bał. Był dla mnie dobry, miły i przyjazny. To było niezwykłe. Chyba właśnie tak się czuje ktoś... komu udało się zdobyć przyjaciela. Mimo woli uśmiechnąłem się lekko. Pozytywnie podbudowany na duchu, ruszyłem w las w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
  17. - Jeśli mógłbym jakoś wam pomóc w walce z tymi... Perosjanami, to służę pomocą. - zaoferowałem się. - Nie potrafię za wiele, ale jakoś umiem się bić.
  18. - Mógłbym przybrać bardziej stosowną postać... ale potrzebuję do tego energii. Musiałbym pobrać od ciebie pozytywne uczucia, jak... miłość do twojego królika. Ale nie zrobię tego, nie jestem tacy jak inni Changelingowie. Nie chcę ci wyrządzić żadnej krzywdy. Jesteś pierwsza która okazała mi dobroć, a myśl że mogłabyś przeze mnie cierpieć jest... okropna.
  19. - Ja sam nie wiem. - odparłem ocierając łzy. - A co jeśli mnie ktoś zobaczy? Wiem co inne Changelingi próbowały zrobić z Equestrią wcześniej, oni uważają nas... mnie za potwory. Nie zrozum mnie źle, ja naprawdę chciałbym przyjść... ale jeśli ktoś się dowie o moim istnieniu, będą mnie szukać. Nawet nie kuce, a inne Changelingi. Chociaż jest pewien sposób... nie! - powiedziałem. - Nie zrobię tego kucykowi który był dla mnie taki miły.
  20. Dwadzieścia pięć lat stuknęło, jak jeden dzień.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. ....

      ....

      Nie masz co wspominać?

    3. kapi

      kapi

      Wszystkiego najlepszego :D i najprzepinkastyczniejszego

    4. Arcybiskup z Canterbury

      Arcybiskup z Canterbury

      Starość nie radość, ale i tak najlepszego.

  21. - Łoj ty nie dobry toporze.. - odetchnąłem z ulgą wyciagając Wybebeszacza z ziemi. - A ja żech się tak martwił o ciebie. Dobra, tera to poważniej. Tu leży jeden trup, com go jednym ciosem ubił. Ale gdzie drugi gagatek? Pewnikiem uciekł. Ale co jeśli ich tutaj więcej się czai? Chyba czeka jeszcze mnie trochę robocizny tej nocy. Zabrałem topór i poklepałem ostrze. - Nu, gniady, chyba jeszcze nie pora nam do łóżka. Tu się bandziory nadal czają i szykują nam kłopoty. Po mojemu to trza ich odnaleść i stuknąć w karczycho tak, aby nie wstali więcej. Zgadzasz się? Co? A to świetnie. Ruszojmy. - odparłem do wiernego toporzyska. Następnie jednak przeszukałem ciało zabitego wroga, aby sprawdzić czy nie ma czegoś cennego przy sobie lub przydatnej rzeczy. Jemu to się już nie przyda. Potem ruszam w las, próbując odszukać wrogów, albo choć tamtego co uciekł.
  22. No zawsze to jakiś grosz wpadł do kieszeni i nawet na darmowe śniadanko się załapałem. Zjadłwszy pączki, poszedłem do rezydencji mojego stryjaszka, który po prawdzie bratem mojego ojca nie był, ale zawsze mieliśmy we dwóch dobre kontakty, nawet lepsze niż z rodzonym ojcem. Zawsze mówił że jestem u niego mile widziany, o każdej porze dnia i nocy. To był naprawdę równy gość, pewnie władca byłby z niego zajebisty. Ale on wolał być jedynie najważniejszym kucem w Canterlot tuż zaraz po Księżniczkach. Za to Fleur... no cóż, urody to jej nie brakowało nigdy, ale nie wiedzieć czemu jakoś nigdy mnie nie polubiła, a ja przecież byłem taki kochany. - Siemka ciociu. - przywitałem się uprzejmie, wiedząc iż nie cierpi tego określenia. - Jak zawsze wyglądasz cudnie, w ten piękny, ciepły poranek. - rzekłem sarkastycznie. - Jest stryjaszek? - Mojego kochania nie ma. - Demonstracyjnie poprawiła włosy, chcąc ukazać swoją wyższość. - A twoje szczeniackie poczucie homoru jedynie kompromituje cie w moich oczach. Jeśli nie masz już nic do powiedzenia, to proszę odejdź. - Ej, no ranisz moje biedne, młode serce droga Fleur. - odparłem. - Czemu mam ciągłe wrażenie że mnie nie lubisz, a przecież ja jestem taki kochany, i - Odejdź stąd, smarkaczu. - Czy ja ci ubliżam? - pokręciłem głową. - Po prostu stąd odejdź. Nie chcę, żeby ktokolwiek zobaczył, że z tobą rozmawiam. To by mi zrujnowało wizerunek. Idź stąd i nie wracaj, chyba, że chcesz zniszczyć wizerunek mojego kochania. Więc zakładam że mogła słyszeć o moim wczorajszym złym wypadku. Jak nic stryjaszek mógł jej wspomnieć. - A gdzie znajdę stryjka? Lub jak to mówisz ''twoje kochanie''. - zaśmiałem się lekko bo to brzmiało trochę komicznie. - W miejscu, którego w życiu na oczy nie zobaczysz - w pałacu. Nie wiem, co widzisz śmiesznego w naszej miłości, skoro sam hasasz radośnie na tanie dziwki, zamiast dojrzeć do poważnego związku. - Dla jasności Fleur, na ''klacze lekkich obyczajów'', chodzić nie zwykłem. - powiedziałem parząc jej ostro w oczy. - A z waszej miłości śmiać się nie zwykłem, bo widzę że stryj jest z tobą, jak to mi parę razy wspominał i mnie nic do tego. Można powiedzieć... że trochę wam zazdroszę takiego udanego związku A. w pałacu kilka razy zdarzyło mi się bywać. No nic, to w takim razie się zmywam. Ja tam nic do ciebie nie mam Fleur, bywaj. Do widzenia. Bezceremonialnie zatrzasnęła ci drzwi przed nosem. Pokręciłem głową. I to ma być ta dobra, wspaniała i kulturalna Fleur de Lis? Dobre sobie, ale niech tam. Każdy ma jakieś wady. Wzruszyłem ramionami, i ruszyłem w stronę pałacu. Zakupy potem. Pałac znajdował się, wiadomo wszystkim, za białą bramą, której garnizon stanowił niemal połowę strażników z miasta. A przed bramą jak zwykle było ich tylko dwóch. Podszedłem do nich na luzie, choć wiedziałem że to średnio cierpliwe typy. - Dobry, panowie władza. - przywitałem się spokojnie z lekkim uśmiechem. Nie odpowiedzieli,s tali jak dwa posągi. Nawet na ciebie nie spojrzeli. Podszedłem ciut bliżej. - Em... przepraszam? Ja tutaj na umówione spotkanie przyszedłem z sir Fancy Pantsem. - Nikt nie ma prawa wejść do pałacu. Wracaj do domu. - Oj ziomek, no co ty... - a w sumie przecież z nimi nie ma co się kłócić. - Słuchaj, a byłbyć równym gościem i jakbyś miał chęci to przekazałbyś strykowi, znaczy Fancy Pantskowi, że Wreckers go szuka? I tak przy okazji... wiadomo coś na temat tej pogodowej anomalii? - Poufne. - Ta.. to pamiętaj, jak możesz o tej wiadomości. Narazie. - i poszedłem sobie. Dziwne, zazwyczaj do pałacu dało się wejść bez problemu. No przynajmniej jak w sierpniu nie robiła się zima. Poszedłem zatem na zakupy, które nawiasem mówiac były skromne - mleko, chleb, trochę owocków, warzyw, masełko. Ale 25 bitów poszło. Z zakupami wróciłem do domu, i zacząłem trochę ogarniać ten bajzel. W końcu kuzynka przyjeżdża, i warto to złomowisko ogarnąć. A stryj jak będzie chciał, to się jakoś ze mną skontaktuje.
  23. Lyra?! Moja ukochana, najukochańsza kuzyneczka, z którą lata straciłem podkładając petardy z karbidem w fontananch? Ta która jest obecnie członkinią orkiestry w Ponyville?! O matulu moja, no super! Z kuzynką Lyrcią, zawsze da się pogadać, pośmiać, pożartować, kielicha wypić, i w miasto pójść. Eh, szkoda trochę że to rodzina, bo pewnie już dawno bym ją poprosił o kopytko.... no co, jest ładniutka. Aż dziwne że jeszcze nie ma ogiera. Świetnie zatem trzeba gościnę przygotować, a jest okazja do zarobienia kilku bitów. Skierowałem się od razu do Joe, aby zreperować mu piec i oczywiście zainkasować zapłatę. Potem do stryjaszka na chwilę, a mleko i fryzjer na końcu. I co, że niby ten chłod to sprawka Discorda? Ta, jasne. Jakoś go dotąd nie widziałem jeszcze na oczy tego cudaka. Zresztą co mnie to, od tego są księżniczki aby radzić sobie z kryzysami, a nie Architekci Zbrojeniowi.
  24. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - No no, całkiem niezła iluzja. - przyznałem oglądając swoje nowe przebranie. - Dobra, jakby kto pytał to ja jestem Hammerjack, a ty Pink Breez. Rodzeństwo w podróży po świecie. Dobrze ''siostra'', idziemy. Heehhe... zawsze sądziłem że Grzejnik jest lepszy od nie jednego psa, ale to już jest mistrzostwo. Ej, Grzejnik, daj głos!
  25. Ares Prime

    Equestria: Płonąca zemsta

    - Teraz tym traktem. - powiedziałem wskazując drogę. - Hm, przydało by się coś więcej na przebranie niż nasze płaszcze. - stwierdziłem. - Dasz radę zaczarować je tak aby wyglądały na bardziej normalne ubrania? Czarownik ognia, wiedźma, i ognista slamandra tochę i tak rzucają się w oczy. Iluzje to ponoć twoja specjalność, więc czy możesz coś na to poradzić?
×
×
  • Utwórz nowe...