Skocz do zawartości

World of TCB [Gra]


Hoffner

Recommended Posts

- Ja również - powiedziała z lekko sztucznym uśmiechem, na prawdę wolała badania nad eliksirami niż takie rozmowy - Dziś pokażę Panu jeden poziom, więcej nie mogę , biorąc pod uwagę, iż będzie pan zajmował jak na razie pozycję informatora z zewnątrz. Więcej ustali pan z Aurorą. Za mną - wyszła żwawo z gabinetu, schodząc w dół i kierując się do windy.

Oprócz nich nikogo w niej nie było. Elizabeth patrzyła z pewnym uporem na drzwi, aż dojechali na ,,Poziom F''.

Był to bardzo długi biały korytarz, po bokach znajdował się za szkłem malutkie sale, większość była na razie pusta, tylko w niektórych znajdowały się jakieś dziwne urządzenia lub szafki z płynami.

Za to na samym końcu za szkłem można było zobaczyć przypięta do stołu, może dziesięcioletnią dziewczynką, która miała... no skrzydła.

Przygryzała wargę i oddychała dość niemrawo, poruszając powoli ustami. Ale nie umiała, albo nie była w stanie mówić. Nagle zaczęła piskliwie krzyczeć, a kilku laborantów wbiegło do sali i wstrzyknęło jej dożylnie jakiś ciemny płyn.

Jeden z nich, ciemnowłosy wyszedł z sali i uprzejmym skinięciem głowy przywitał Elizę. Nawet nie spojrzał na nowego.

- Nagły atak szału Obiektu 163. Nie jesteśmy pewni co go wywołało, ale mamy już wyniki rentgenu i fal mózgowych. Stworzenie ma jakieś pięciokrotnie bardziej lekkie i cienkie kości od naszych, co możliwe, że umożliwiłoby mu latanie. To sprawdzi Ameryka, oni mają swoje pustynie, tu nie mamy gdzie go sprawdzić.

Elizabeth kiwnęła głową i złapała nowego za ramię, ciągnąc go ku wyjściu.

- To wystarczy. Jesteś teraz pod naszym kontraktem, chcę cię widzieć w laboratorium w gabinecie Perts jutro o czternastej, a teraz... miłego wieczoru - wsiadła z nim do windy.

 

 

(Jak ktoś obczaił podobieństwo z Maximum Ride... to ma rację, bo mnie to inspirnęło)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie miałem uciekać, gdy nagle zauważyłem że tym przechodniem była moja koleżanka Cotton Pon. Ona zawsze pomaga i za to ją lubię. Widzę że próbuje pomóc tej biednej klaczy, którą przed chwilą odurzyłem. Nie mogłem patrzeć jak się męczy więc zdezaktywowałem  zaklęcie i podszedłem jej pomóc. Bez słów przejąłem od niej omdlałą klacz i poniosłem ją do szpitala.

Podczas podróży nie odezwaliśmy się od siebie.

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-A, więc do zobaczenia jutro

Powoli opuściłem budynek. Po czym skierowałem się do samochodu z bagażnika wyciągnąłem swoje pistolety i nóż. Jasna cholera zawsze to wiedziałem. Zabawa w Boga. Kiedyś przekroczy to wszelkie możliwości. Jeszcze trochę a zrobią nam tu Resident Evil. Pewnie niewiele brakuje im do wskrzeszenia trupa. Lepiej się tu jutro wstawić coś mi się wydaje, że czeka mnie niezła zabawa. Domyślam się, że skoro mają taką światową współpracę to każdy dezerter kończy, jako królik doświadczalny. Zresztą to nie moja sprawa. Ludzie to i tak jedna wielka zgnilizna. Jak będą chcieli to mogę im nawet dostarczyć kilka ciekawych królików doświadczalnych, bez których świat będzie lepszy a kto wie może i przyczynią się do jego poprawy. Pomyślałem z uśmiechem. Dobra czas ruszać napić się whisky wynająć pokój i przygotować się na jutro. Bo mam wrażenie, że czeka mnie ciekawy dzień. Powoli wsiadłem do samochodu, po czym ruszyłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elizabeth z cichym westchnięciem pozbierała kilka karteczek, wysłała wiadomości do kilku współpracujących organizacji i odjechała do domu.

 

Cała sieć współpracujących ze sobą organizacji, w tym NASA stworzyła pewien projekt, który ma na celu poprawę jakości życia ludzi i Elizabeth była tak bardzo z siebie dumna, kiedy jej małe laboratorium alchemiczne zostało do projektu przyjęte, że niemalże wybuchła. Wymagało to co prawda bardzo dużo pracy, ale(choć na początku podchodziła do wielu spraw sceptycznie) efekty były... i to jakie.

 

Kiedy w końcu mogła po całym dniu położyć się do łóżka z błogim uśmiechem wpatrzyła się w zdjęcie wiszące w jej sypialni. A była to ona w studenckim stroju trzymająca dyplom. Był to dzień w którym skończyła Oxford. I tam wszystko się zaczęło...

 

(Do jutra)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę to trwało, ale w końcu dojechałem do hotelu po drodze kupiłem butelkę whisky. Hotel wyglądał przyzwoicie. Poszedłem do recepcji.

-Witam proszę najlepszy pokój

-Na jak długo?

-Czas nieokreślony

-Będzie ktoś z panem?

-Nie. Nie spodziewam się gości. Jeśli jednak ktoś by o mnie pytał. Proszę mnie wcześniej powiadomić

-Oczywiście. Ma pan jakiś bagaż

-Tylko moją gitarę. Ale poradzę sobie. Proszę o klucze

-Oczywiście. Pokój na ostatnim piętrze. Z ładnym widokiem na miasto

-To lubię. Powiedziałem z uśmiechem

Powoli wszedłem do pokoju. Po czym położyłem gitarę w koncie. Z płaszcza wyciągnąłem dwa zdjęcia na jednym była moja rodzina tylko tyle po nich zostało. A na drugim osoba, której szukałem zmrużyłem oczy, po czym rzuciłem nożem w zdjęcie. Jeszcze cię dorwę zobaczysz. Zacząłem pić whisky, po czym walnąłem się na łóżko i zasnąłem. Byłem kompletnie wykończony tym dniem. Dawno się tyle nie działo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jego filmik nie spotkał się z dużą popularnością 2 wyświetlenia tylko miał. Lekko podchmielony położył się spać. Następnego dnia wziął wolne do końca tygodnia spakował ciuchy w torbę na 3 dni i trochę prowiantu. Zabezpieczył mieszkanie jak i pracownię. Zabrał również wyłożoną gąbką walizkę zdolną pomieścić jego prototyp. Po wyjściu z mieszkania miał jeszcze 2 godziny na dotarcie na dworzec, więc postanowił wpaść do biura patentowego i zastrzec prawa autorskie do jego broni tak na wszelki wypadek. Zajęło mu to 1 godzinę. Następnie wsiadł w tramwaj na dworzec i odszukał swój pociąg do Warszawy, wsiadł zajął swoje miejsce i czekał na odjazd. W między czasie wyszukał The Eden's Laboratory i wyznaczył sobie trasę na tablecie aby się nie zgubić. Podróż będzie trwała kilka godzin więc wyciągnął swoją ulubioną książkę i wczytał się w treść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Udało mi się uzyskać pomoc w transporcie mojego już teraz pacjenta. Nieoczekiwanym było to że pomocne kopyto podał mi mój stary przyjaciel. Po przyniesieniu klaczy pozwoliłam mu odejść by spokojnie zająć się nowym pacjentem. Podczas ponownego sprawdzania jej stanu zauważyłam niewielką ranę, którą niezwłocznie zbadałam i odkaziłam by nie wdała się infekcja. Zabandażowałam ranę i podłączyłam ją do aparatury sprawdzającej oddech oraz tętno. Poszłam później zarejestrować ją jako kucyka poddanego obserwacji. W międzyczasie usłyszałam wołanie więc pobiegłem sprawdzić co się dzieje. Podbiegłam do klaczy.

-Witam panią, jak miło że się pani obudziła. Nazywam się Cotton Pon i jestem lekarzem, który tu panią przyprowadził i sprawuje teraz nad panią piecze.-powiedziałam uprzejmie. -Jak się pani czuje, czy coś panią boli lub ma pani jakieś mdłości?-zapytałam niezwłocznie w trosce o jej stan. Wyglądała na zmęczoną ale i zasmuconą choć nie dziwię się po tym co przeszła. W ciągłym rozmyślaniu o dzisiejszym poranku oczekiwałam na odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli otworzyłem oczy. Spałem jak zabity. Byłem naprawdę zmęczony. Cóż trzeba zacząć nowy dzień. Tak jak zawsze zacząłem dzień od ćwiczeń parę podciągnięć i pompek, po czym przyszło śniadanie. Do śniadania włączyłem telewizor. Gdy właśnie zabierałem się za szarlotkę na deser. Znów zaczęli mówić o tej wojnie. Hmm ciekawe czy ten konflikt się rozrośnie. Mam jednak nadzieje, że nie dotrze to w jakiś sposób do mojej rodzinnej Kanady. Wciąż mi nieco brakuje kanadyjskich lasów. Mam dzisiaj o 14 wstawić się w tym laboratorium. Chyba nie będą tam na mnie niczego testowali. Cóż w każdym razie chyba warto się przejechać i zobaczyć, co dla mnie mają, ale mam jeszcze czas. Mogę się trochę rozejrzeć po Warszawie w poszukiwaniu jakiś miłych elementów społecznych, którzy mogą być chętni do współpracy. Oczywiście z polowaniem muszę zaczekać na koniec spotkania, bo wątpię, że spodobałoby się w tym laboratorium jak worzę w ich okolice nieprzytomnego pasażera. Przydałoby się też potrenować strzelanie żeby nie wyjść z wprawy. Dlatego przydałoby się parę ruchomych celów. No nic niema, co zwlekać. Skończyłem śniadanie, po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem rozejrzeć się po Warszawie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeździłem po Warszawie i rozmyślałem, nad tym co zobaczyłem. To dziecko miało skrzydła. To musi być ta inżynieria genetyczna. Kiedyś o tym czytałem podobno chcieli człowiekowi wstrzyknąć geny jaszczurki żeby ten uzyskał możliwość regeneracji kończyn podobne do tych gadów. Zawsze sądziłem, że to bajki. Ale po tym, co zobaczyłem. Chyba we wszystko uwierzę. Lepiej żeby ludzie o tym nie wiedzieli. Mógłby z tego się zrobić niezły chaos. Ciekawe czy też w tej strefie  51 naprawdę trzymają Ufo. Zapewne tak skoro takie rzeczy tutaj robią. Ale chyba lepiej aż tak bardzo się w to nie wgłębiać. Co ja gadam? Ja już jestem w to wciągnięty. Widziałem to. Teraz już mi tak łatwo nie odpuszczą. Nagle się zatrzymałem koło knajpy. Chwilę się jej przyglądałem. W takich miejscach zawsze zbierają się grubsze ryby, które mają sporo na sumieniu. Nie mogę wciąż wyciągać informacji od płotek. Niewiele mi powiedzą a tu może uda mi się coś podsłuchać. No cóż wrócę tu wieczorem po powrocie z laboratorium. Na razie jeszcze trochę po poznaje okolice. A jest, co oglądać Warszawa jest spora.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawie cały dzień odpoczywał. Ostatnimi czasy większość jego własności robiła coś większego i ciągle był "niezbędny". Tak więc jeździł z miejsca na miejsce. A skończyło się na tym, że podpisał chyba tonę papierów. A i tego nie musiał robić - osoby, które zostawił do zastępowania go, prezesa, też miały dostateczną władzę, by to zrobić. Cholera, nie odkryli nowego źródła energii, że był potrzebny jego podpis! A nawet jeśli, to na mocy umów najczęściej ich patenty stają się nierozerwalnie powiązane z jego firmą.

Ale jednak coś w ciągu dnia zrobił. Porozmawiał trochę dłużej z doktorem Kędzierskim. Z tej rozmowy wyszło, że chorują na tą samą chorobę - patriotyzm. Za pomocą kilku telefonów rozkazał przetransportowanie sporej ilości maszyn z fabryk całej Europy do tej w Wrocławiu. Kolejnym telefonem załatwił sobie najlepszą ekipę remontową zajmującą się starymi budowlami. Choć to zamówienie ich zaskoczyło. Na szczęście ich właściciel nawet się z niego ucieszył. Jak mówił, nigdy nie miał okazji remontować pohitlerowskich bunkrów.

 

I na koniec dnia obejrzał coś, co całkowicie mogło zmienić jego pogląd na ten dzień. Jego drobną, cichą pasją była broń. Nie taka normalna.  Ale dla niego niewykrywalne samoloty były normalne. Tak więc oglądał na youtube filmiki ludzi, którzy robili kusze automatyczne lub pistolety z trzech elementów. Jak zasubskrybował kilka kanałów, to oglądał wszystko, co warto. I właściciel jednego kanału skomentował jakiś mały filmik. No, by być uczciwym, to skomentował ich kilkadziesiąt. Ale tylko ten jeden był związany z bronią. A treść tego komentarza brzmiała " Fake. Nice try, photoshop. ".

Obejrzał go dokładnie  trzy razy, po czym jeszcze raz poklatkowo. Ten człowiek albo nie wiedział, co robi albo zrobił tak, bo to zaplanował. Wszyscy liczyli na jak najmniejsze użycie energii na jeden pocisk. Takie pociski okazywały się za słabe by cokolwiek robić. Ale ten olał straty energii. A nawet je wykorzystał. Rozgrzany pocisk zmienił swój kształt, zmniejszając pole, w jakie uderzał. Gdyby tylko zrobić wersję profesjonalną... aż dziw bierze, że nikt o takim czymś nie pomyślał.

W ciągu godziny zdobył dokładną lokalizację Michała Halickiego.  Kosztowało go to kilkanaście tysięcy dolarów, ale jeśli będzie miał szczęście, to te pieniądze zwrócą mu się z nawiązką.

Od razu obudził Jonathana.

-Bierz jakąś limuzynę i jedziemy na Centralny.

 

Tomasz siedział w czarnym Bentleyu z przyciemnianymi szybami. W kieszeni trzymał mały rewolwerek, na wypadek słabego dogadywania się z tym mężczyzną. Jakby co, chciał go móc łatwo uspokoić.

 

Jonathan jeszcze raz obejrzał sobie zdjęcie. Ponownie upewnił się, że wytworzył sobie dobry skrót myślowy. "Zbójnik ". Wyższy, szerszy mężczyzna z brodą. Dzięki tej brodzie z pewnością go nie przeoczy. 

Piętrowy pociąg Intercity wtoczył się na tor przy peronie. Jak się spodziewał, wysiadła z niego masa ludzi. Na swoje nieszczęście poszukiwaną osobę ujrzał bliżej drugiego końca peronu. Nie był on zbytnio spakowany. Kolejne nieszczęście. Osoba z walizką byłaby wiele wolniejsza.

Tak więc zaczął się przepychać przez tłum w stronę swojego celu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ekwipunek? - zapytałam.
Po chwili przypomniało mi się że znalazłam przy niej torbę zawierającą jakąś książkę i lunetę.
- Jeżeli chodzi pani o torbę jest schowana w depozycie gdzie czeka bezpiecznie na ciebie. Pani Cut co do pani wyjścia ze szpitala musi pani zostać na co najmniej jedną noc na obserwacji. - powiedziałam stanowczo w geście obawy o jej stan.
Edytowano przez Diamond Sound
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elizabeth następnego dnia w wspaniałym humorze przyjechała do laboratorium. Najpierw wpadła do gabinetu Aurory, dając jej instrukcję co zrobić z nowym, a potem zjechała na poziom C.

 

Tam w klatce czekał już na nią nowy obiekt. Kobieta z dalekiego wschodu, długie czarne włosy i wystraszony wyraz twarzy. Miała zostać zabita, za zamordowanie sąsiadki, ale odkupili ją.

- Witaj - powiedziała pochylając się, by patrzeć jej prosto w oczy - Dzisiaj wywołamy w tobie ciążę, jednak nie będzie to taka zwykła ciąża. Urodzisz dziecko, które albo będzie miało cechy wilka, albo urodzi się martwe - mówiła zdawkowym tonem - Ale warto spróbować

 

Oczy kobiety się lekko rozszerzyły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatrzymałem się na chwilę w sklepie. Po czy zrobiłem zakupy parę kabanosów, syrop klonowy i ciasto na naleśniki. Nagle spojrzałem na zegarek. Hmm chyba się trochę zagapiłem czas ruszać do laboratorium. Wydaje mi się, że ta Elizabeth nie bardzo lubi jak ktoś się spóźnia. Zapłaciłem w kasie, po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę laboratorium.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Niestety takie są przepisy. -odpowiedziałam negując jej prośbę.

-Nie mogę pani wypuścić jeszcze ze szpitala -mówiłam spoglądając na usztywnione i zabandażowane skrzydło by zapobiec jakimś komplikacją gdyż skrzydło wyglądało na lekko opuchnięte.

-Gdyż regulamin wyraźnie to określa. Gdy będę pewna że jest pani wstanie spokojnie opuścić szpital wówczas wypiszę panią w jak najszybszym czasie niestety nie prędzej. -powiedziałam delikatnie uśmiechając się w geście pocieszenia. -Dla lekarza nie ma nic bardziej ważniejszego niż zdrowie jego pacjenta i ja biorę sobie tą regułę do serca. -powiedziałam powoli odchodząc.

Tuż przed wyjściem odwróciłam się mówiąc -Co do spotkania będzie mi naprawdę miło lecz mam nadzieję, że następnym razem w milszych okolicznościach. -kończąc ciepłym tonem.

Po czym wyszłam i zamknęłam drzwi od pomieszczenia, w którym znajdowała się Blue Cut.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli dojechałem na miejsce. Wyciągnąłem swoją broń z kabury i znów wsadziłem do bagażnika łącznie z nożem. To się robiło denerwujące. Bez broni jakoś dziwnie wciąż się czułem. No cóż lepiej nie wzbudzać paniki. Skierowałem się do budynku. Ochroniarze wpuścili mnie bez problemu. Chyba mnie oczekiwano. Mam nadzieję, że nie wstrzykną mi czegoś potajemnie. Nie bardzo chce robić za cudaka. Skierowałem się do pokoju, w którym byłem umówiony na spotkanie. Powoli podszedłem, po czym zapukałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aurora sama otworzyła mu drzwi, ale go nie wpuściła.

- Pani Eden oznajmiła, iż twoim zadaniem będzie dostarczanie z zewnątrz wiadomości, które mogą mieć wpływ na laboratorium - powiedziała na wydechu - Będziesz dostawał 4500 złoty miesięcznie, ale oprócz tego masz też być na zawołanie tych na dole, będziesz ich pomocnikiem, bo takie jak trzeba wykształcenie nie masz, by być laborantem, ale zawsze możesz coś tam pomóc... no, teraz masz zejść do sektora F, tego, gdzie byłeś wczoraj i pani Eden kazała ci przypomnieć, że to ma być TYLKO sektor F i żebyś dalej nie jechał. Do widzenia - zamknęła mu drzwi przed nosem.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ah wszyscy tu tacy nerwowi pomyślałem. Z tymi jajogłowymi. Pokiwałem głową, po czym poszedłem w stronę windy. Co do jednego mają racje. Nie na moją głowę takie badania. Nawet studiów nie chciało mi się kończyć. Ale Trzeba przyznać, że nieźle płacą. Szkoda, że nie zależy mi na pieniądzach, ale to akurat nie jest problem. Mam wrażenie, że te miejsce może mi się przydać. Mam zejść do sektora F. Tam właśnie widziałem to dziwne coś... Ale dalej nie mogę zejść. Co oni tam mogą trzymać? Być może kosmitę. Pomyślałem śmiejąc się w myślach. Wsiadłem do windy, po czym zjechałem do sektora F. Powoli zacząłem się rozglądać czekając na dalsze instrukcje, które miałem tu dostać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakaś kobieta o długich, rudych lokach podeszła do niego i uśmiechnęła się nawet miło.

- Witaj, jestem Kamila Dębrowska, laborantka. Będziesz mi dzisiaj pomagał w czasie badań nad stworzeniem z ,,Projektu Fly''. Proszę za mną - poprowadziła go do ciemnych drzwi na końcu korytarza.

 

Przed budynkiem laboratorium było niesamowicie cicho, był tu średniej wielkości parking, na którym stało kilka dosyć drogich aut. Białe, podwójne drzwi zaprowadziły się do głównego holu. Na wprost były schody i winda, z lewej była recepcja, a z prawej pokoje wypoczynkowe dla pracowników. Kawka, takie rzeczy... 

 

Tym razem w recepcji siedział inny mężczyzna z entuzjazmem stukający w klawiaturę laptopa.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakaś kobieta kazała abym za nią poszedł i pomógł przy jakimś projekcie Fly. Chwila czy to jest, o czym myślę. Cóż zaraz się dowiem. Ruszyłem za kobietą. Po czym się odezwałem i odwzajemniłem uśmiech.

-Witaj Kamilo ja jestem Thomas, Carlson. Więc na czym dokładnie ma polegać moja pomoc? I co to właściwie za projekt?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobieta zaśmiała się perliście.

- Dokładnych danych projektu nie mogę zdradzić, ale chyba chciałbyś umieć latać, prawda? - mrugnęła do niego. - Twoja pomoc będzie polegać na małych rzeczach, przytrzymanie obiektu, podanie strzykawki, takie sprawy - wzruszyła ramionami. - O, jesteśmy - doszli do drzwi.

 

Kobieta otworzyła i znaleźli się w białym pomieszczeniu przedzielonym szybą na pół.

Połowa, w której znajdowała się mała osóbka klęcząca w kącie była cała, od sufitu po podłogę wyłożona miękkim materiałem, jak w niektórych szpitalach psychiatrycznych.

Druga połowa zajęta była przez wiele szafek, jakieś pikające urządzenie i ścianę z przyciskami nieznanego działania.

- Na razie stań z boku - powiedziała i założyła coś, przypominające lekarskie rękawiczki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę myślałem nad tym, co powiedziała. Często marzenie człowieka była umiejętność latania. Z pewnością wielu by się zgodziło mieć skrzydła i robić za cudaka za możliwość latania. Kobieta prosiła abym stanął z boku. Zastanawiało mnie trochę skąd oni biorą obiekty testowe. Wykupują z jakiś sierocińców? Powoli stanąłem z boku i przyglądałem się wszystkiemu z zainteresowaniem czekając na dalsze rozkazy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamila powoli otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia, zamykając je za sobą, ty jednak widziałeś co się dzieje przez szybę, a za pomocą głośnika wystającego z sufitu wszystko też słyszałeś. Istotka wcisnęła się bardziej w kąt pomieszczenia. Miała ciemne, duże oczy i jasne, krótkie włoski. Ubrana była w coś, co przypominało pidżamę szpitalną, jednak z tyłu miała w tkaninie dwa otwory na wystające z łopatek skrzydła.

- Ciii... podejdź tu, nic ci nie zrobię - powiedziała Kamila lekko się pochylając do przodu.

Istotka zadrżała i wstała, jednak nie zrobiła ani jednego kroku.

- Podejdziesz sama? - zapytała z powątpiewaniem, jakby takie rzeczy działy się codziennie. - Nie? Dobra - odwróciła się do Thomasa - Daj ją na środek sali, z drugiej szuflady, z pierwszej półki od drzwi weź takie rzemyczki. Przywiążesz ją do ściany. Tu na środku - wskazała na sam środek ściany na przeciwko - tam są takie uchwyty. Tylko nie uszkodź skrzydeł.

Istotka znów usiadła i ukryła twarz w malutkich dłoniach.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś mnie spyta, kiedy przekroczyliśmy granicę. To chyba właśnie taki moment. Mogłem się tylko domyślić, co to coś tu przechodzi. Wielu pewnie by wybiegło w przerażeniu, ale na mnie już nic nie robiło wrażenia. Tak to jest jak życie zabierze ci zbyt wiele. Zgodnie z poleceniem wziąłem te rzemyczki. Po czym wszedłem do miejsca gdzie był ten stwór. Teraz mogłem stwierdzić na pewno to coś się bało. Tak samo bali się ci, którzy trafiali w moje ręce. Podszedłem do istoty, po czym delikatnie ją złapałem unikając tych skrzydeł. Położyłem ją na środku, po czym przywiązałem ją unikając tych dziwnych dodatków. Po czym spojrzałem na Kamilę

-Dobrze to wykonałem? Skrzydła są całe?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobieta nachyliła się i lekko dotknęła miękkich piór.

- Dobrze. Wróć na tamtą stronę i czekaj na dalsze polecenia - powiedziała wesoło i złapała jedną z rąk dziewczynki gdzieś ponad nadgarstkiem i wyciągnęła z kieszeni stroju laborantki strzykawkę.

- Cicho... potrzebujesz tego na uspokojenie, widzę, że się stresujesz. Wczoraj miałeś dosyć nieprzyjemne badania, nieprawdaż Obiekcie? - zapytała konwersacyjnym tonem, ale dziecko nie odpowiedziało tylko wystraszone patrzyło na wbijającą się w jej rękę długą igłę.

Kiedy środek chwilę potem zaczął działać dziecko już nie drżało, tylko patrzyło tępo w sufit. 

Kamila wróciła na chwilę na tamtą stronę i wyjęła z jednej z szuflad małe szczypce, oraz jakieś dziwne, podłużne urządzenie.

Potem złapała szczypcami skrzydło i rozwinęła je na całą długość, czyli na jakieś trzy metry. Dziecko nawet nie zareagowało.

Przejechała nad piórami podłużnym urządzeniem, a potem popatrzyła na świecący na tym czymś zielony ekran.

- A więc prawda. Kości są puste w środku - potem przejechała tym samym po ramieniu dziewczynki. - I tu też. Wzrasta łamliwość, ale na to można coś poradzić. Thomas! Odepnij ją, jest pod działaniem środka, ale przytrzymaj ją za ręce, tak na wszelki wypadek.

Kamila znowu zaczęła grzebać w szufladach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem wrażenie, że chyba zaraz zwymiotuje jak widziałem te skrzydło w pełnej okazałości. Dobrze, że miałem twardy żołądek. Powoli podszedłem do stwora. Chwilę mu się przyglądałem. Ciekawe, co oni mu dali za środek? Lepiej działa niż nasenne środki, które dawałem swoim celom. Gdybym tego użył na swoich celach. Mogłaby być dobra zabawa. Dobra mam nadzieje, że to coś nie udaje i zaraz na mnie nie skoczy. Powoli odwiązałem istotę, po czym wziąłem za ręce stwora i odpowiednio przytrzymałem, aby się nie ruszył. Ciekawiło mnie, co będzie dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...