Skocz do zawartości

World of TCB [Gra]


Hoffner

Recommended Posts

[Padocholik]

- Po pierwsze; nic nie mów, nie pytany, a jak już to robisz to nie jąkaj się. Po drugie; patrz na język gestów i rób o to, co proszą - wyliczał. - Po trzecie i ostatnie; jeśli przez ciebie coś się stanie. Coś pójdzie nie tak lub zrobisz jakiś głupi wyskok. Nie masz czego szukać w Canterlot... - zagroził mrużąc brwi. - Zrozumieliśmy się? Mam taką nadzieję... - Odszedł kierując się ku złotym wrotom.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu dojechałem na miejsce. Okolica była naprawdę przyjemna. Z psem tu nawet na spacer wolałbym nie iść. Wszędzie tylko kręcił się ciekawy element społeczny a śmierdziało jak w szambie. Powoli zaparkowałem samochód w bocznej uliczce. Po czym wyciągnąłem tablet ze skrytki. Na ekranie było widać zdjęcie jakiegoś faceta. Miejscowy diler słaba nagroda za głowę. Ale tacy jak on zawsze sporo wiedzą. Więc będę się z nim musiał bliżej zaprzyjaźnić pomyślałem z uśmiechem. Powoli włożyłem czarne rękawiczki a na twarz chustę, która idealnie zasłaniała mi twarz. Przez kapelusz wyglądałem jak bandzior z dawnych westernów. Powoli opuściłem samochód i skierowałem się do najbliższego budynku. Pewnie w takim miejscu rozróby to codzienność cóż to ułatwia mi sprawę pomyślałem z uśmiechem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem z drewnianej chaty, w której znajdował się mój sztab. Gdy tylko znalazłem się na zewnątrz, podszedł do mnie mój adiutant, kapitan Gryfłow. Żołnierz zasalutował.

- Melduję, że na stację kolejową przybył pociąg z zaopatrzeniem. Przywieźli też wieści z rozmów dyplomatycznych. - Podał mi kopertę. Otworzyłem ją i wyjąłem pismo, które natychmiast odczytałem. Uśmiechnąłem się.

- Zarządzam zbiórkę oficerów pułku.

 

Godzinę później zebrali się wezwani przeze mnie oficerowie. Dużo ich nie było: trzech dowódców batalionów, dowódcy pododdziałów specjalnych, kilku oficerów sztabu. Położyłem na biurku pismo.

- Jego Cesarska Mość Gilderoy VIII ogłosił, że Equestria ma dwa tygodnie na zakończenie suszy. Po upływie tego terminu zrywamy stosunki dyplomatyczne z Equestrią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszedłem do budynku. Wiedziałem gdzie idę. Miałem cały adres łącznie z numerem mieszkania. Na klatce widać było kilku klientów, którzy cóż... Spróbowali już miejscowych specjałów. Wcale nie kontaktowali ze światem. Powoli podszedłem pod odpowiednie drzwi. Liche było to widać. Postanowiłem się nie cackać. Chwyciłem za pistolet, który wyciągnąłem z kabury pod płaszczem, po czym kopnąłem z całej siły drzwi, po czym te natychmiast ustąpiły. Wewnątrz było dwóch ludzi. Mój cel i najwyraźniej klient. Transakcja trwała w najlepsze. Klient nie był zadowolony moim widokiem. Już chciał sięgnąć po broń. Lecz to był jego ostatni błąd. Szybko posłałem mu kulę prosto w czoło. Diler szybko wstał, po czym chciał coś wyjąć zza kaloryfera. Zanim zdążył tam podejść kopnąłem krzesło pod jego nogi. Po czym ten natychmiast runął na ziemię. Podszedłem do niego po czy na niego nadepnąłem. Chwilę na niego popatrzyłem.

-Więc porozmawiamy kulturalnie?

Gość nie odpowiedział tylko napluł na mnie

-To było głupie z twojej strony

Powoli z płaszcza wyciągnąłem strzykawkę. Po czym wstrzyknąłem zawartość w ciało dilera. Natychmiast zasnął. Powoli go podniosłem, po czym ruszyłem z nim do samochodu. Nikt z miejscowych klientów nie zwracał na mnie większej uwagi. Zresztą chyba nie byli w stanie czegokolwiek zrobić w swoim stanie. Położyłem nieprzytomnego dilera. Na miejscu z przodu obok siebie. Wyglądał jakby usnął ze zmęczenia. Cóż obudzi się za parę godzin. Teraz trzeba znaleźć miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Po czym ruszyłem samochodem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstał dość wcześnie rano mimo iż miał wolne. Ogólnie mało go obchodziło co się dzieje na świecie, cała ta wojna na Ukrainie i inne pierdoły po prostu miał gdzieś. Żył sobie w swoim małym świecie zdala od problemów, a dobra praca to mu umożliwiała. Szybko się pozbierał ubrał w miarę czyste ciuchy wypił kawę, "ogarnął się" zabrał klucze telefon portfel i papiery od zamówienia po czym wyszedł na ulicę Wrocławia i skierował się w stronę sklepu elektronicznego odebrać paczkę z ostatnimi elementami jego projektu. Sklep był tylko 2 ulice od mieszkania więc poszedł pieszo. Gdy dotarł na miejsce nie było kolejki jak to z rana. Odrazu podszedł do kasjera i podekscytowany powiedział:

- Dzień dobry przyszedłem odebrać zamówienie- powiedział i pokazał papier od zamówienia dla pracownika.

Pracownik zabrał świstek chwilę podumał i powiedział:

-Zaraz przyniosę z magazynu- po czym poszedł na zaplecze i po chwili wrócił.

-Oto pańskie zamówienie-podał pakunek

-Dziękuję - odebrał paczkę i ruszył do domu.

Gdy dotarł na miejsce odrazu rozpakował i jego oczom ukazały się 4 Super indukcyjne cewki.

- No nareszcie skończę ten złom- powiedział do siebie i raźno ruszył do pracowni.

Zastał tam istny chaos wszędzie walały się różne elementy elektroniczne lub nie, mnóstwo różnych kabli i rozebranego sprzętu.

Jakoś przedarł się do biurka i zgarnął wszystko na bok, oprócz dziwnej konstrukcji przypominającej karabin. W momencie gdy położył nowe elementy włączył lutownicę aby się rozgrzała. Po kilku sekundach była gotowa do pracy i zaczął wykańczać projekt zajmie mu to kilka godzin. Na tablicy korkowej wisiał przypięty schemat opatrzony nazwą "Karabin indukcyjny Gauss'a". (zalecam o tym poczytać ^^ i na serio takie coś robię XD )

Edytowano przez H@L!K
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Padocholik]

Z bocznych drzwi wyszedł dostojnie lokaj prowadząc bez słowa gości na salę. Wśród nich były takie osobistości jak Celestia i Fancypants. Rozeszli się po pomieszczeniu, a ogier w garniturze z którym rozmawiał chwile wcześniej Blue Cut rzucił mu dyskretnie, ostre spojrzenie, by niczego nie sknocił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczuł, że ktoś go trąca w ramię. Zaraz po tym wykrztusił powietrze. A to menda! Włączył klimatyzację! Zaraz po tym usłyszał odgłos otwieranego okna. Czyste powietrze poleciało mu na twarz. Odwiązał oczy.

"Warszawa" brzmiał biały napis na zielonym, odblaskowym tle.  Na ulicy dwupasmowej w każdą stronę ruch był spory, jednak dość mały, by każdy mógł jechać z porządną prędkością. Tomasz odwrócił się w stronę Jonathana. Jak zwykle, ten wybrzuszał mu sufit. Taka jest cena goryla jako ochroniarza. Ale za to ten goryl mógłby przewalić na bok ten leciutki kabriolecik. Małego, starego Fiata przerzucał nawet dla zabawienia gości.

-Kiedyś ci potrącę za niszczenie samochodów - powiedział, chyba już po raz tysięczny.

-Spokojnie, wyklepię - odpowiedział tradycyjnymi słowami Jonathan.

Tak, wyklepie.

 

Dojechali do domu. Sztandaf przez jeszcze kilka minut dosypiał. Jonathan kierował. Chwilę po wybudzeniu z głębokiego snu Tomka wjechali do lasu, przez który kierowała droga. Tam też zjechali w mniejszą dróżkę. Mijali bramy małych domków, których właściciele żyli w tych okolicach od pokoleń. Brama domu Sztandafa na pierwszy rzut oka się nie wyróżniała. Dopiero spoglądając chwilę dłużej zauważało się silniczki ją otwierające. Domu nie było widać - podjazd kluczył wśród drzew.

Ale Jonathanowi coś nie pasowało. Jakiś ciężki samochód niedawno tędy jechał - było widać resztki śladów na cienkiej warstewce piasku, której wykonanie zlecił Jonathan. Podzielił się tymi przemyśleniami z Tomaszem.

Zajechali pod dom. Ich oczom ukazał się starszy model Passata. Drzwi, teoretycznie chronione masą zabezpieczeń elektronicznych i najlepszym możliwym zamkiem, były otwarte.

-Idziesz? - zapytał się Jonathan, wychodząc.

-Pogrzało cię? - wysyczał Tomasz. - Idź i sprawdź co się stało! Za to tobie płacę.

-Nie bądź dziewczynką. Gdyby to był coś skierowanego przeciwko tobie, to nawet byś tego nie zauważył. Ten ktoś na pewno chce z tobą porozmawiać.

-Nie. Idź i sprawdź.

-Gdybyś miał zginąć, to już byśmy nie żyli. Tutaj jest co najmniej sto miejsc dla strzelca, głównie na drzewach. Chodź, panienko.

Powtarzając te argumenty, Jonathan wyciągnął Tomasza z samochodu. Dla pewności dał swojemu pracodawcy zapasowy pistolet. Nie powiedział mu, że nie włożył magazynku, a zdenerwowany Sztandaf tego nie zauważył.

-Nie masz magazynku - powiedział mężczyzna, którego znaleźli w kuchni, do Tomka.

Nie wyglądał on za poważnie. Niski, szeroki w brzuchu. Palce miał jak parówki. I właśnie jadł suszoną wołowinę Tomasza.

Ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi. Ważne było, że właśnie ten mężczyzna, jego rówieśnik, pokonał zabezpieczenia, które podobno można było pokonać tylko bombą.

 

-I ile pan chciałby za pracę dla mnie? - zapytał się Tomasz, szukając haczyka. Jonathan właśnie wnosił tacę pełną kanapeczek oraz dwie szklanki. Jedną z wodą, dla Sztandafa, oraz jedną z sokiem, dla Grzegorza.

-Nic. - Na dłuższy czas zapadła cisza. Tomasz wpatrywał się w doktora Kędzierskiego , jakby próbował wyczytać jego myśli z twarzy. Ten w końcu uśmiechnął się pobłażliwie. - Rozumie Herr Standhaft...

-Proszę mówić Sztandaf. Zmieniłem swoje dane osobowe.

-Dobrze, panie Sztandaf. Niech spróbuje mnie pan zrozumieć. Ten projekt i wszystko z nim związane zajmuje moje życie od wielu lat. A każdy, komu bym ich nie pokazywał, uważa je za drogie.

-Jednak przyzna pan, że to jest diabelnie drogie w produkcji masowej.

-Czyżby i pan?

-Panie Kędzierski, ale ja jestem chętny. To jest technologia jutra. Może nie jutra, ale przyszłego tygodnia. Jest pan chętny na współpracę ze mną? Na pana warunkach.

Kędzierski wyciągnął rękę w jego stronę.

-Zgoda. 

To produkują tak dobre ceweczki, Halik? W pasujących wymiarach? Bo sądziłem, że je to raczej samemu się nawija.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elizabeth na reszcie dojechała do domu. Natychmiast zdzwoniła się z laboratorium. Wszystko było ustalone, jutro o ósmej znów będzie wokół swoich papierków. Jutro przywiozą nowy obiekt testowy - kobieta z dalekiego wschodu. Wywołają u niej ciążę i zmieszają genom wilka z genomem ludzkim. I zobaczą co z tego wyjdzie. Tak. Wszyscy są ciekawi, czy wyjdzie z tego jakiś zmutowany wilkołak, człowiek o innym metabolizmie organizmu, jakiś nadnaturalny wilk, czy może nie wyjdzie nic i płód umrze.

Jednak warto spróbować.

 

Eliza poszła wziąć prysznic.

 

(ZGŁASZAM JUTRO NIEOBECNOŚĆ)

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę to trwało, ale w końcu dojechałem na niezłe odludzie. W okolicy nie było żywej duszy. Tylko stary dom nieźle zdewastowany. Nadawałby się do kręcenia horrorów. Powoli zaparkowałem koło niego, po czym zajrzałem do środka. W środku nie było żywej duszy. Parę starych mebli i pełno kurzu. Czyli miejsce w sam raz. Wyniosłem dilera z samochodu do domu, po czym posadziłem go na jednym z krzeseł z bagażnika wyciągnąłem linę i go związałem. Teraz już tylko czekać aż się obudzi pomyślałem uśmiechnięty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Halik wolę działo elektromagnetyczne :D) (Pomysł zablokowany :D)

-To na dziś koniec roboty. - Powiedziałem po czym poszedłem do najbliższego baru. Jednak spotkanie z rodziną to nie był najlepszy pomysł. Co ja bym im powiedział po 9 latach? Nie miałem pojęcia, zamiast tych trudnych chwil po prostu wolałem się napić. Jedno... no dobra góra trzy piwa jeszcze nikomu nie zaszkodziły. A co jeśli mnie spotkają? To dosyć prawdopodobne. Trudno, będę się o to martwić później.

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Padocholik masz co chciałeś i koniec]

Lokaj pokazał Cut'owi że właśnie popełnił swój pierwszy błąd i ostatni błąd. Złamał pierwszą, a także trzecią zasadę, więc wiedział co mu grozi, bo został o tym wcześniej poinformowany. Podszedł do niego zwracając niczyjej uwagi i wyprowadził. Celestia biernie się przyglądała ale nie okazała większej uwagi temu zdarzeniu. Widziała ich tyle że nie sposób zliczyć. Tylko te oczy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem jak diler zaczyna się budzić bardzo mnie to cieszyło. Miałem już ochotę stąd jechać. Powoli koleś otworzy oczy. Widać, że był zdezorientowany

-K@u9# gdzie ja jestem?! Nagle popatrzył na mnie. -Czego ty ode mnie chcesz do cholery?! Wisze ci kasę czy co?!

-Ja? Chce się zaprzyjaźnić a najłatwiej to zrobić przez miłą rozmowę. Powiedziałem spokojnie

-Wal się! Nie będę z tobą o niczym gadał!

Nie bardzo mi się to spodobało. Zmrużyłem oczy, po czym rzuciłem mu nóż w stopę. Koleś zaczął wrzeszczeć jak szalony

-Więc teraz pogadamy?

-Nie! Nic ci nie powiem! Rozumiesz!

-Rozumiem. Jak widzę to strata czasu, więc trudno. Spokojnie westchnąłem, po czym z płaszcza wyciągnąłem mały pojemnik z jakąś cieczą

-Co to jest?!

-To kwas. Zaraz się go napijesz. Wiesz tak dla zdrowia

Na twarzy gościa pojawiło się przerażenie

-Jeśli mnie zabijesz niczego się nie dowiesz

-Oh masz racje. Gdzie ja w tym kraju znajdę innego dilera

-Dobra powiem ci tylko to zabierz! Czego więc chcesz?!

-Z zagranicy przyjechał bardzo dobrze znany dostawca broni. Wiem, że ludzie z twoich kręgów wiedzą jak pojawia się nowy gracz na podwórku. Więc co ci się obiło o uszy?

-Cholera pogięło cię?! Wiesz, że ten gość jest nietykalny! Dobra zresztą nieważne. Podobno dostawa odbyła się w gdzieś w okolicach morskich. Teraz podobno zmierzał do Warszawy. Tylko tyle wiem

Popatrzyłem mu w oczy.

-Wiesz wierzę ci. Więc może się napijemy. Po tych słowach odkręciłem pojemnik i się napiłem. -Szkoda, że tego nie chciałeś dobry sok bez konserwantów mojej produkcji. Dobra na mnie już czas

-Chwila nie zostawiaj mnie tak

-Obiecałem, że cię nie zabije. Ale nie powiedziałem, że cię uwolnię. Świat bez takich jak ty jest lepszy. Rozchmurz się. Być może ktoś cię znajdzie. Podszedłem i wyciągnąłem nóż z jego stopy wytarłem chusteczką krew z niego po czym wyszedłem. Diler coś krzyczał, ale go nie słuchałem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do Warszawy. Mając nadzieje, że to właściwy trop.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę jechałem samochodem w stronę Warszawy, ale nagle się zatrzymałem. I zacząłem chwilę myśleć. Warszawa jest spora nie jestem pewny, co mogłoby zainteresować mój cel. Muszę mieć jakiś punkt gdzie mógłbym go poszukać. Nawet nie wiem czy jeszcze jest w Warszawie. Wyciągnąłem tablet ze skrytki. Po czym zacząłem poszukiwać rzeczy, które mogłyby zainteresować mój cel. Chwilę przed tym ślęczałem aż coś zwróciło moją uwagę. Laboratorium niejakie The Eden's Laboratory. Hmm czyżby produkowali tam coś, co mogłoby go zainteresować. Zawsze warto sprawdzić. Mam w końcu czas. Hmm tylko jak się tam dostać udawać laboratoranta czy może wkręcić się na jakąś wycieczkę no nic pojadę tam i pomyślę na miejscu jak tam wejść

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Radiowóz zatrzymał się przed kawiarnią, sprawnie wyszli z niego Nelberg i Odulv wchodząc do budynku. 

- Dwie kawy poproszę, jedna z dwoma kostkami cukru. - polecił obsługującemu Odulv, wiedział dobrze co Nelberg i On lubią. Usiedli przy jednym ze stolików.

- Jutro Odulv trzeba na komisariat jechać, szef coś od nas chce. Może to jakaś super-duper tajna misja. - zaczął Nelberg.

- Ty i ta twoja wyobraźnia, jutra jeszcze nie ma, wyluzuj. - odparł śmiejąc się Odulv.

- Panowie, o to kawa. - przerwał ich rozmowę kelner kładąc filiżanki. - Coś jeszcze podać? - zapytał.

- Poproszę tylko białą czekoladę. - odparł Nelberg, Odulv milczał. Kelner podziękował i udał się po czekoladę. - Gorąca, tu jest najlepsza kawa w Oslo. Nigdzie nie znajdziemy lepszej. 

- Wiem, poza tym to jedyna do jakiej chodzimy. - powiedział pół-żartem Odulv, kelner przyniósł czekoladę a Nelberg zapłacił 35 euro za wszystko.

- A jakże. - popijając kawę dwóch policjantów rozmawiało w najlepsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka godzin i kaw później karabin był skończony. Założył obudowę i grube rękawiczki po czym załadował 1 pocisk.

- No raz kozie śmierć- rzucił w przestrzeń i włączył broń, ustawił kamerkę aby nagrać eksperyment i siedząc w fotelu przyjął dogodną pozycję.

Ta zaczęła burczeć i po chwili zapaliła się zielona lampka na obudowie, wycelował w ścianę dzielącą pracownię i kuchnię i nacisną spust.

Nie było odrzutu było tylko słychać głośnie wziuuuum... i pocisk przebił się przez 20cm ścianę i utknął w garnku stojącym w kuchni. Przez chwilę siedział tak osłupiony możliwościami broni po czym wyłączył ją położył z namaszczeniem na biurku i poszedł do kuchni cały dygocząc. Spojrzał tylko na pocisk tkwiący w garnku. Rzeczona kula utknęła w nim, jeszcze się świeciła jak rozgrzany metal do czerwoności.

-Ja pier****... - zaklną soczyście i wrzucił garnek razem z rozgrzanym pociskiem do zlewu i zalał to wodą. Trochę po syczało i zakręcił wodę. Potem zabrał kamerkę podłączył do laptopa i wrzucił na YT filmik z testu broni na swój kanał. Zadowolony z rezultatu poszedł do lodówki wziął piwo i rozsiadł się na kanapie rozkoszując się chmielowym napojem.

Edytowano przez H@L!K
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Equestria, Astronomiczna Wieża, wieczór.

Księżniczka Luna przeglądała stare manuskrypty spisane jeszcze przez Star Swirl'a Brodatego. Jej spojrzenie było zimne, a w środku wrzały negatywne emocje. Nie nienawiść tylko strach i niepewność. To, co czytała nie mogło się zdarzyć. Jeszcze nie teraz...

Celestia powolnym tempem wspinała się na kolejne stopnie w wieży po całym dniu nadzorowania państwa była zmęczona. Jej krok słychać było daleko, bo niósł się po krętym pomieszczeniu oznajmiając młodszej że się zbliża. Jak tylko weszła oznajmiła jej.

- Sister? We've a problem – powiedziała nad wyraz poważnie nie patrząc na rozmówczynie tylko w księgę.

 

//na dziś koniec idę spać.

Gracz; Crazy Night

1. Imię i nazwisko: Mystic Key
2. Rasa: Pony/Unicorn
3. Stopień*; brak
4. Zawód*; Thief/Spy
5. Wiek: 30 lat
6. Płeć: Ogier
7. Krótka historia: Urodził się w Manehattanie,ie, w zwyczajnej rodzinie. Matka była akrobatką, a Ojciec naukowcem od spraw magii. Od lat młodzieńczych interesował się Magią Iluzji. W wieku 13 lat trafił do sierocińca, gdyż jego rodzice zginęli w nieudanym eksperymencie. Uciekł z niego gdyż nie podobało mu się tam. Postanowił zamieszkać na ulicy. Nauczył się jak na niej przetrwać i poznał ciemnom strona miasta. Po kilku latach był już zawodowym złodziejem, a mieszkańcy Manehattany nadali mu przydomek "Króla Złodziei", choć on sam się za niego nie uważał. 
8. Wygląd (Opis / zdjęcie): taki jak na zdjęciu:  + ma swój strój złodzieja: ciemny kombinezon, Google z czarnymi szkłami, czapka/kapelusz zakrywający róg
9. Cechy charakteru: opanowany, bardzo cierpliwy, ciekawski, nieufny, ale gdy komuś zaufa bardzo oddany i wierny, inteligentny, zwinny,l 
10. Zdolności: Podstawowa magia + ułatwiająca poruszanie, Mistrz Magii Iluzji, Potrafi otworzyć każdy zamek, Fotogeniczna pamięć i słuch, porusza się jak duch, dobrze strzela z łuku
11. Pochodzenie:  Manehattan
12. Znaki szczególne jeśli posiada* (Cutie Mark, blizny, tatuaże itp.): Srebrny Klucz na boku 
13. Strona (potem będzie można uzupełnić*): Najemnik który potem wybiera stronę
14. Ekwipunek*: wytrychy, łuk i strzały, sztylet z ciężką rączką, lina z hakiem, zestaw mikstur(np. trucizna, środek nasenny, środek paraliżujący...)

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem na dachu wieżowca i obserwowałem jak zapada noc. Wreszcie moja ulubiona pora, patrzeć jak miasto ogarnia ciemność. 

Jeszcze raz spojrzałem na zlecenie. Prosta robota, wkraść się do domu i zabrać jakieś ważne dokumenty. Nic wielkiego, a przy okazji trochę się obłowię,

w domach takich biznesmenów zawszę jest coś cennego i kosztownego. 

 

Księżyc zaczął wstawać, a ja ruszyłem w drogę do celu. 

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Padocholik] // świadom byłeś konsekwencji więc nie narzekaj. To była pułapka.

Po tym jak ogier upadł bezwładnie na ziemie. Nightmare Moon mogła brać się do pracy. Przemieniła jego ciało pod własne potrzeby. Zmieniła proporcję, by wyszła zgrabna jagodowa klacz pegaza o długiej chmielowej grzywie opadającej na jedną stronę. Nie chciała się wyróżniać z tłumu. Nie zapomniała o ważnych zmianach anatomicznych. Nie mogła przecież paradować sami wiecie czym między nogami. Została jeszcze ostatnia czynność do wykonania. Musiała wymazać nieszczęśnika z umysłu, by zająć jego miejsce. Jednak podczas procesu coś poszło nie tak i utknęła w jego świadomości mogąc tylko obserwować to co dzieje się dookoła. Nic więcej. Była zdana na jego łaskę.

Edytowano przez Hoffner
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanąłem na dachu przed domem mojej ofiary. Była to ogromna willa z basenem. Przypomniałem sobie plany budynku, które zapamiętałem gdy sprawdzałem jego dane. 

Papiery które miałem ukraść były w jego biurze w sejfie. Miał on dość kosztowny system przeciw włamaniowy, ale na jego nieszczęście znałem go aż za dobrze. 

 

Dostałem się do środka. Wyłączyłem alarm i zacząłem przeszukiwać jego dom. Zadanie może i było ważne, ale też chciałem zgarnąć mały bonus.

Przeszukiwałem cały dom i znalazłem to co zwykle: srebrne sztućce, sakiewki i portmonetki z pieniędzmi, kryształowe kieliszki... nic co by zwróciło moją uwagę.

Wszedłem do jego biura i rozejrzałem się. Jak zwykle sejf był ukryty za obrazem, nie wiem skąd ten pomysł się wziął gdyż to jest już zbyt oczywiste.

Otworzyłem sejf i wyjąłem papiery. Mijałem już wychodzić gdy nagle coś mnie tknęło. Podszedłem do jego biurka i się mu dokładnie przyjrzałem. Wyglądało zwyczajnie, ale coś mi w nim nie pasowało. W jednej z górnych szuflad znalazłem przycisk.  Wcisnąłem go i zobaczyłem jak  w jednej ze ścian otworzyły się drzwi. Wiedziałem że coś tu jest, podpowiadał mi to mój zmysł złodzieja.

 

Przeszedłem przez nie a tam na piedestale stała dziwna księga a tuż obok niej kryształ. Emitował  on dziwną magiom. 

Z zadowoloną miną sięgnąłem po nie.

Kiedy je tylko wsadziłem do torby, nagle usłyszałem alarm. No cóż skoro schował to tak dobrze, to czemu by nie miał dodatkowych zabezpieczeń.

Przygotowany na taką ewentualność, szybkim i cichym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Postanowiłem przejść przez okno w biurze.

Dostałem się na dach, przeskoczyłem przez płot i  urzynając magii przybrałem postać przechodnia. Kiedy szedłem ulicą w stronę kryjówki obserwowałem jak w Willi szamotają się strażnicy, a pod nią przyjeżdża Policja  

Edytowano przez Crazy Night
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dotarłem do kryjówki. 

Wreszcie w domu - pomyślałem i rozebrałem się. Potem wziąłem się z łupy.

Dokumenty odłożyłem na bok, bo odbiór ich jest dopiero  z rana. 

Wyjąłem resztę łupów. Większość sprzedam z zyskiem, ale niektóre włączę do mojej kolekcji.

Wyjąłem Księgę i kryształ, i dokładnie się im przyjrzałem.

To chyba jak na razie najcenniejsze zdobycze jakie znalazłem w tym miesiącu - pomyślałem.

Odłożyłem je na specjalne miejsce i wyszedłem z kryjówki.

Szkoda marnować tak pięknej nocy na przejrzenie tej księgi, skoro mogę zrobić to w dzień - pomyślałem idąc ulicą

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Wieczorem udałem się na inspekcję jednego z batalionów, stacjonującego na zachód od miasteczka. W trakcie inspekcji zaprowadzono mnie na stanowisko obserwacyjne, umieszczone na najbliższej górze, z której roztaczał się widok na Equestrię. Na mój widok zwiadowcy zasalutowali.

- Spocznij - powiedziałem. - Jak sytuacja?

- U kucyków bez zmian, Wasza Ekscelencjo. Standardowe prace fortyfikacyjne, nic więcej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...