Skocz do zawartości

[F:E, wersja alternatywna] Błędy przeszłości - Orange Snow (Niklas)


Amolek

Recommended Posts

Napisano (edytowany)

Celowałeś jedynie z tętnicę... ale chęć ochrony Candi i poprzednie wydarzenia sprawiły, że sprawnym cięciem pozbawiłeś ogiera... głowy. Potoczyła się ona po ziemi, natomiast ciało padło i wypływająca z niego krew poczęła barwić piasek na bordowo.

- Piórwa mać! Ktoś siedzi za skałami! - krzyknął jakiś bandyta, który chyba też siedział za krawędzią skały.

- No to, piórwa, ruszać tam dupy i nie oszczędzać nikogo wy piórdoleni zasrańcy! - rozległ się kolejny krzyk, chyba kogoś w rodzaju dowódcy.

- Na razie poczęstuję te popiórdoleńce czymś innym - rozległ się jeszcze jeden okrzyk, po czym coś metalowego odbiło się od szczytu skały... i wylądowało kilka metrów od was...

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 749
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Ten metaliczny odgłos zupełnie mi się nie spodobał. Bez słowa cofnąłem się nieco, ciągnąć ze sobą Candi. Cały czas miałem w pogotowiu swój miecz, jak i nóż gwardzisty. Uważnie obserwowałem okolicę, wyczekując na nadejście tego... czegoś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To coś nadeszło... gwałtowniej, niż się spodziewałeś...

 

*BUM*

 

Poczułeś muśnięcie czegoś po lewym policzku, po czym lekkie pieczenie pojawiło się w tamtym miejscu. Zerknąłeś na Candi. Klacz leżała na ziemi, kryjąc głowę pod kopytami, ale... z jej prawego biodra wystawał spory odłamek... i zauważyłeś strużkę krwi cieknącą po pancerzu.

 

Chciałeś słuchem wychwycić, co z bandytami... ale w uszach miałeś jedynie przeciągłe piszczenie oraz przytłumienie dźwięków otoczenia...

Jednak byłeś stuprocentowo pewny, że zaraz możecie spodziewać się przeciwników...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z sekundy na sekundę moja złość narastała. Podobnie jak wcześniej zacząłem widzieć otoczenie w czerwieni. Ci dranie skrzywdzili moją kochaną Candi... Musieli więc zginąć... I to krwawo. Nie mogłem zająć się towarzyszką jak należy, bo brakowało na to czasu... 

 

Ostrze wisiało już w powietrzu, gotowe do działania. Byłem przygotowany na wszystko. I jedno było pewne, ci bandyci już nigdy nie wyjdą z tych skał żywi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy z bandytów wyszedł zza skały i... zamarł na twój widok.

Nie było to nic dziwnego, oczy nabiegłe krwią, poczochrana grzywa, kilka zarysowań po odłamkach i lewitujące ostrza każdego by przeraziły. A miałeś jeszcze jedną przewagę.

Twarz. Jej wyraz doskonale mówił, że jesteś gotów na wszystko.. aby tylko zniszczyć... zabić... okaleczyć...

 

Kolejny bandyta wybiegł zza skały i też ciebie zauważył. Zareagował podobnie, ale zaskoczenie nie będzie trwało długo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Omiotłem bandytów wzrokiem, szczerząc się do nich maniakalnie. Nie obserwowałem ich normalnie - wszystko pokrywała jasna czerwień. Miałem wrażenie, że widzę teraz wszystko wyraźniej niż kiedykolwiek. Dostrzegałem ich każdy ruch mięśni, każdy poruszający się włos, nerwowe oddechy, lekko wytrzeszczone oczy. Zdawali się trwać w miejscu jakby czas wokół mnie spowolnił swój bieg.

 

- Skrzywidziliście moją ukochaną... - wysyczałem, groźnie szczerząc zęby. - Teraz ja skrzywdę was... wszystkich... 

 

Ich ciała wyglądały niczym cele - mogłem przysiąc, że dokładnie widziałem miejsca, w które należy uderzyć, jakby mieliły się jaskrawym kolorem. Nie czekając dłużej na reakcję bandytów, momentalnie cisnąłem w szyję drugiego nożem. Na pierwszego z kolei rzuciłem się z furią, powalając na ziemię i wbijając mu miecz w brzuch, tnąc tkankę ku zadowi. Następnie szybko wyciągnąłem ostrze i uderzyłem mieczem w nogę, chcąc ją odrąbać, przyśpieszając upływ krwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bandyci ledwo zdołali się poruszyć, kiedy wkroczyłeś do akcji...

Rzut okazał się bardzo celny. Nóż wbił się w gardło po samą rękojeść, doprowadzając do obfitego krwotoku. Drugi z bandytów ledwo ruszył na ciebie z młotem, lecz byłeś szybszy. Podcinając mu nogi sprowadziłeś go na ziemię, po czym, wręcz chirurgicznym cięciem, ujawniłeś jego trzewia. Doszedł do ciebie jego przytłumiony krzyk, ale miałeś to teraz w poważaniu. Kolejnym cięciem pozbawiłeś go nogi, doprowadzając do powstania kolejnej plamy krwi na piasku.

 

Dwóch mniej... ale nadal nie wiedziałeś, ilu zostało za skałą, a słuch jeszcze nie do końca powrócił do normalności po wybuchu.

 

Jednak wychwyciłeś kolejnych bandytów. Powalając tamtego denata wyszedłeś zza osłony... i stałeś naprzeciwko pięciu przeciwników. Stali w zaskoczeniu przez moment, będąc świadkami tego, co zrobiłeś z ich towarzyszem... ale po chwili trzech celowało w ciebie z broni, a dwóch zbliżało się z bronią białą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem na bandytów wzrokiem opętanego. Byłem cały umorusany krwią, a moją twarz ozdabiał złowieszczy uśmieszek. Wydobyłem z ciała poległego wroga nóż i obserwowałem przeciwników. Bali się jak nigdy dotąd. Dobrze, bardzo dobrze... Widziałem wyraźnie, że mają problem z dobrym utrzymaniem broni, tak bardzo się trzęśli na mój widok.

 

Uniosłem miecz, zastanawiając się, którego wroga powinienem potraktować teraz. Najemnicy z pewnością od razu staraliby się zaatakować kuce z bronią palną... Tak oczywiste. Nie, najciekawiej wyglądał mi bandyta z pałką. Jego żyły wyglądały tak apetycznie... aż się prosiło, by ktoś się do nich dobrał...

 

- Pięknie... - zachichotałem złowieszczo - więcej ofiar...

 

Rzuciłem nożem w oko kuca z karabinem. Jego broń wyglądała na wystarczająco dobrą, by zasiać chaos w szeregach strzelających. Ja tymczasem rzuciłem się na bandytę z pałką, tnąc go mieczem w pierś, a następnie powalając na ziemię, tworząc z jego ciała żywą barykadę. W międzyczasie ciąłem po nogach stojącego obok niego towarzysza, by po chwili rzucić się z szarżą na pozostałych, odbijając w locie ich pociski. Wiedziałem, że sprawi to, że będą umierać ze strachu. Ale nie miałem zamiaru do tego dopuścić... uznałem, że kilka szybkich cięć ostrzem zadziała skuteczniej niż jakakolwiek psychologia...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Zareagowałeś w mgnieniu oka.

Nóż przeleciał do najdalej stojącego bandyty i rozorał mu policzek oraz oko. Kuc nie zdążył nawet krzyknąć, tylko padł na glebę, trzęsąc się w agonii. Pozostali bandyci na moment oderwali wzrok od ciebie i spojrzeli tam...

- Jebany piórwisyn! Ujebać chuja! - krzyknął jeden z nich. Lecz spuszczanie ciebie ze wzroku było błędem. W ich wypadku bardzo kosztownym.

 

Miecz z łatwością przeszył pierś najbliżej stojącego kuca. Jego mina wyrażała głębokie zdziwienie tym, że jego żywot dobiegł końca... na wszelki wypadek przekręciłeś ostrze o 90 stopni, słysząc chrzęst kości, po czym pchnąłeś bezwładne truchło na ziemię. To była dobra decyzja, ponieważ po chwili usłyszałeś kilka śmignięć pocisków przelatujących obok ciebie.

Drugi bandyta, uzbrojony w zwykłą gazrurkę, próbował podejść i zaatakować cię, ale skutecznie mu to wyperswadowałeś dokładnym cięciem w nogi. Przeciwnik legł na ziemi, wrzeszcząc wniebogłosy i chlapiąc krwią dookoła. Obok niego upadła torba, w której zauważyłeś kilka granatów domowej roboty. A więc ten wybuch to jego sprawka...

Na moment rzuciłeś się na ziemię, słysząc już w miarę wyraźnie, jak pociski tną powietrze nad tobą. Kika z nich wbiło się w leżące przed tobą zwłoki. Nie mając nic innego do roboty przez chwilę, pociąłeś leżącego obok bandytę, aby powoli ubywała z niego krew... a także pozbawiłeś go pewnego "atrybutu", cedząc przy tym słowa:

- To za Candi, piórwi synu...

 

Na moment nastała cisza... bardzo dobry moment do ataku. Wyskoczyłeś zza "osłony" i zacząłeś szarżować na pozostałych przy życiu bandytów (nie licząc tego wrzeszczącego biedaka za twoimi plecami, ale on chyba wolałby już umrzeć).

Jednego z nich przebiłeś od boku mieczem. Kuc wybałuszył oczy, po czym zacharczał i z jego ust pociekła drobna strużka krwi. Wyciągnąłeś ostrze, i już miałeś rzucić się na ostatniego bandytę, gdy nagle... głowa ostatniego z przeciwników rozkwitła piękną czerwienią, przez moment przywodząc na myśl różę... po czym zwłoki kuca upadły na piasek.

 

Ktoś ściągnął ostatniego z bandytów... co pozwoliło ci częściowo ochłonąć...

Edytowano przez Nicolas Dominique
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej chwili ucieszyłem się, że to już koniec. Mogłem ochłonąć i zadbać teraz o Candi, wyleczyć ją, a potem pozbierać dobra i ruszyć do miasta. I kto wie, może udałoby się znaleźć też więźniów, o których mówili? Chociaż zapewne ci byliby więzieni i strzeżeni przez większą grupkę bandytów.

Z taką grupką dałbym sobie radę..., pomyślałem, wycierając krew z ostrza o ciało jednego z poległych. Ale z większą? Bez wsparcia to trudno powiedzieć... Candi niestety jest za łagodna na to... Na razie...

 

Schowałem miecz i nóż i czym prędzej wróciłem do miejsca, w którym przebywała Candi. Musiałem teraz jak najszybciej wydobyć odłamki granatu i załatać ranę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszedłeś za skały i od razu zacząłeś sprawdzać stan Candi. Klacz leżała półprzytomna, a wokół wbitego odłamka powstała już spora plama krwi.

Cóż, trzeba to oczyścić i zabandażować, zanim wda się zakażenie. Chwyciłeś odłamek w zęby, w międzyczasie, za pomocą magii, szykując środek odkażający i bandaże z opatrunkiem. Przygotowałeś się chwilę... po czym jednym, zdecydowanym szarpnięciem wyciągnąłeś odłamek.

- Ałć... - syknęła Candi. Ból przywrócił jej trochę kontaktu z otoczeniem.

Zacząłeś odkażanie rany. Była ona dosyć głęboka, ale twoje umiejętności były wystarczające, aby ją opatrzyć i zabandażować.

Candi natomiast przekręciła głowę z twoją stronę, patrząc co robisz, po czym odezwała się:

- C... co się stało?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Granat - odpowiedziałem, kończąc odkażanie. Zacząłem nakładać bandaż. - Jeden z tych drani go rzucił, ale już wszystko w porządku, nie musisz się już nimi przejmować.Nie stanowią już zagrożenia dla nikogo...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz wydawała się trochę bardziej uspokojona. Gdy skończyłeś opatrywać jej biodro postanowiła się podnieść... po czym syknęła z bólu i pozostała na ziemi. Najwyraźniej odłamek uszkodził mięsień, co oznacza, że przez pewien czas Candi za bardzo nie będzie mogła chodzić.

Przez chwilę zajmowałeś się raną, gdy doszło do ciebie kilka głosów...

 

- Ja piórdolę, co tu się stało? - rozległ się trochę zachrypnięty głos.

- Żebyś to widział, Dusty. Dorwałem tylko jednego z nich, resztę załatwił jeden kuc - odparł inny głos. - Dobry był, takiego pokazu to żem dawno nie widział.

- Być może nadal jest - ponownie usłyszałeś zachrypnięty głos. - Wy dwaj, zbierzecie z tych zwłok wszystko, co się da i jest w miarę przydatne. Stormy, Chaser. Wasza dwójka niech wzleci i obserwuje okolicę, a ja rozejrzę się tutaj. Może ktoś nadal tu pozostał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kurwa... latacze - syknąłem pod nosem. - Ani chwili spokoju...

 

Obecność pegazów lub gryfów nie była dla mnie dobrą wiadomością. Co prawda ten ktoś zestrzelił mi ostatniego bandytę, zamiast mnie, jednak nie byłem pewien, jakie mają zamiary. Czułem się zmęczony, ale wciąż nie mogłem odpocząć. Nie mogłem tego zrobić, dopóki Candi nie była bezpieczna. Raz jeszcze więc chwyciłem swoje ostrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Candi nadstawiła uszu i zaczęła nerwowo się rozglądać.

Ty natomiast stałeś tak chwilę, gotów skoczyć na każdego, kto zechce skrzywdzić Candi... albo kto w ogóle się pojawi. Długo nie musiałeś czekać...

Zza skały wyszedł kuc ziemny, ale ubrany inaczej niż bandyci... i dobrze zbudowany. Zauważył ciebie, po czym jednym ruchem wycelował w ciebie strzelbę. Usłyszałeś jedynie szczęknięcie zamka...

 

Staliście tak, miecz kontra strzelba. Twarz drugiego kuca nie wyrażała żadnych emocji... a raczej pół twarzy, bo cała jej lewa strona była zmieniona w paskudną bliznę od... szponów?

Mierzyliście się wzrokiem przez moment, po czym kuc odezwał się zachrypniętym głosem:

- Kim jesteś i co tu robisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wędrowcem do Hoofington - odparłem, patrząc na niego i trzymając w gotowości miecz do odbicia ewentualnych pocisków. - A wy coś za jedni?

 

Zdecydowanie ten kuc wyglądał na przywódcę tej małej grupki, jednakże nie miałem pojęcia, co takiego planują wobec nas. Nie ufali nam tak samo jak ja nie ufałem im.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Podróżnik, tak? Cóż, nie każdy podróżnik potrafi tak urządzić bandytów - głową machnął w stronę najbliższych zwłok, po czym lekko zaczął przechodzić w lewo, cały czas utrzymując cię na celowniku. Widać chciał sprawdzić, czy za tobą nie czai się więcej "podróżników".

Nagle opuścił broń, a na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się jakiś cień emocji. Najwidoczniej zauważył Candi.

- Oh, widzę, że moja reakcja była przesadzona... wybacz, nie miałem pojęcia, że masz tu ranną...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie przeszlibyśmy do miasta, unikając walki - odparłem, również opuszczając broń. Wskazałem kopytem jednego z leżących niżej drabów, tego, którego rozwaliła Candi. - Tamten już zapowiedział, co by jej zrobił, więc nie miałem zamiaru pozwolić, by pozostali choćby tknęli Candi...

 

Podszedłem do klaczy i objąłem ją lekko, uważając, by nie urazić rany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli potrzebujecie pomocy, to zapraszamy. Sami się wybieramy kawałek w stronę Hoofington, a lepiej podróżować w grupie - odparł kuc ziemny. - Tak w ogóle, nazywam się Dusty.

 

Candi natomiast spojrzała na Dusty'ego, potem na ciebie.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytała słabym głosem. Nie zdziwiło cię to, w końcu w ciągu kilkunastu minut przeżyła i przecierpiała więcej, niż przez całe lata życia w Nowej Appleloosie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem.

- Nie wiem - odparłem. - Ale zdecydowanie przydałaby nam się chwila spokoju od tych walk... Zaufamy im na tyle... jakby co, mam swój miecz.

 

Spojrzałem na kuca ziemnego.

- Jestem Orange Snow, a to moja towarzyszka Candi - odpowiedziałem. - Zatem chyba nie ma co zwlekać dłużej.

Mimo lekkiego zmęczenia, użyłem swojej magii na klaczy i ułożyłem ją sobie na grzbiecie. Co prawda dałaby radę iść samodzielnie, ale powodowałoby to duży ból, a i ryzykowałaby rozwaleniem rany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz była trochę zdziwiona, ale nie protestowała. Potrzebowała jedynie chwili, aby ułożyć się wygodniej na tobie razem z tobołkami. Nie była jakoś bardzo ciężka, ale przez zmęczenie czułeś, że bardzo daleko tak nie dojdziesz bez odpoczynku.

 

- Gotowe, szefie - usłyszałeś okrzyk dochodzący od strony pobojowiska.

- Dobra, wołajcie Chasera i Stormy, wracamy do reszty. Musimy zająć się gośćmi - odparł im Dusty. Po jego słowach rozległy się dwa krótkie gwizdnięcia.

 

Ruszyliście dalej, poruszając się teraz większą grupką. Raźniej, bezpieczniej i będziesz mógł zając się do końca Candi.

 

- Ale nadal nurtuje mnie jedna rzecz - zaczął rozmowę Dusty. - Należysz do Żniwiarzy, czy co? Bo to, co widzieliśmy nie jest codziennym widokiem. Podczas 30 lat podróży po Pustkowiach spotkałem tylko kilka kucyków, które potrafiły robić takie rzeczy.

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie należę do nikogo - odparłem. - Ogółem pochodzę ze Stajni i jestem lekarzem, więc... z ostrzami miałem do czynienia od zawsze, ale jakoś nigdy nie musiałem sprawdzać siebie w akcji - stwierdziłem, unikając podania prawdziwych powodów moich nadkuczych umiejętności. - Heh, chyba to mój ukryty talent.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Heh, być może - odparł Dusty, jednak nie wyglądał na do końca przekonanego. - Ale pomoc lekarza nam się przyda. U nas nikt aż tak się nie zna na medycynie.

Szliście przez pewien czas, oddalając się od pobojowiska. Przed wami szły dwa kuce, lewitując rzeczy zebrane ze zwłok bandytów. Oba miały szarą sierść i czarne grzywy. Kilka metrów nad nimi leciały powoli dwa pegazy, ogier i klacz. Ogier miał brązową sierść i długą, brunatną grzywę, spiętą z tyłu. Nosił siodło bojowe, z zamontowanym karabinem snajperskim oraz zwykłym, automatycznym. Natomiast klacz miała ciemnoniebieską grzywę i jasnoszarą sierść. Na plecach miała zarzucony nietypowy karabin... chyba widziałeś już gdzieś podobny, ale nie byłeś pewien.

uWKV2n1.png

 

Po kilkunastu minutach waszym oczom ukazał się mały obóz przy drodze, u podnóża wzniesienia. Kręciło się tam kilkanaście kucyków, a przed obozowiskiem leżało kilka trucheł bandytów.

Weszliście na teraz obozu, gdzie jednorożce zrzuciły sprzęt bandytów na ziemię, natomiast oba pegazy wylądowały bezgłośnie przy jednym z namiotów, po czym weszły do środka, zrzucając broń przed wejściem. Zauważyłeś, zanim weszli, jak ogier skrzydłem obejmuje klacz.  Po chwili doszedł was stamtąd przyciszony śmiech.

- Ach, ta dwójka. Nie mają wstydu, ale z drugiej strony to oni są naszymi oczami w czasie podróży - powiedział Dusty i pokręcił głową.

 

Jednak ciebie zaintrygowało coś zupełnie innego, niż erotyczne zabawy dwójki pegazów. Kilka metrów od ciebie stała klacz o białej sierści i rudej grzywie... wyglądająca zupełnie tak, jak jedna z twoich sióstr, Sunny Snow.

Zresztą sama klacz też stanęła i wpatrywała się w ciebie z szeroko otwartym pyszczkiem.

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamarłem. Od razu w swojej głowie zobaczyłem całą serię wspomnień mojej rodziny, moje zabawy z siostrami, rodziców krzątających się po Stajni, sielskie życie zakończone atakiem... Nie byłem pewny czy to naprawdę ona, chociaż podświadomie czułem, że tak. Zbliżyłem się do klaczy powoli.

- S... Sunny? - spytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz przez moment dalej stała, osłupiała.

- O... Orange... to Ty żyjesz? - zaskoczenie powoli ustępowało radości. - Ty żyjesz! Wiedziałam! Po prostu wiedziałam! - Sunny zaczęła skakać dokoła ciebie, przypominając ci dzień jej trzynastych urodzin, kiedy to dałeś jej zestaw wytrychów w prezencie. Oczywiście w tajemnicy przed rodzicami, którym i tak nie podobał się fakt, że najmłodsza miała jako uroczy znaczek spinkę do włosów i wkrętak.

Sunny przez moment zachowywała się dosłownie niczym mała klaczka, po czym objęła dokoła szyi i ucałowała w policzek, przytulając się do ciebie. Zupełnie jak podczas życia w Stajni...

 

Candi patrzyła na to wszystko zdziwiona, wciąż leżąc na twoim grzbiecie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...