Skocz do zawartości

[F:E, wersja alternatywna] Błędy przeszłości - Orange Snow (Niklas)


Amolek

Recommended Posts

Była to iskra nadziei, której potrzebowałem po dzisiejszych przygodach. Gdy już skończyliśmy wymieniać czułości, zwróciłem się do siostry:

- Naprawdę miło jest ciebie zobaczyć - powiedziałem, po czym dodałem: - Candi, to Sunny Snow, moja młodsza siostra. Sun, to Candi, moja... hmm, klacz - dodałem z lekkim uśmieszkiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 749
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

- Oh, rozumiem. Witaj, Sunny - odparła Candi, lekko zawstydzona. Widać, myślała o czymś innym przez moment.

Sunny przestała cię obściskiwać i, nadal uśmiechając się promiennie, zwróciła się do Candi.

- Miło mi cię poznać, Candi. Zaraz dokładnie sobie wszystko poopowiadamy, na razie wezmę od was rzeczy, a wy połóżcie się przy najbliższym ognisku. Zaraz do was wrócę z czymś do jedzenia.

Po tych słowach Sunny, za pomocą magii, wzięła wasze tobołki i ruszyła w stronę jednego z namiotów.

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Chociaż wierzyłem, że moja rodzina przeżyła, z dnia na dzień coraz bardziej wątpiłem w to, że kiedykolwiek ją zobaczę. A już na pewno nie tak roześmianą jak zawsze... Nasza mała, kochana złodziejka... 

 

Westchnąłem pod nosem, po czym ruszyłem w stronę najbliższego ogniska. Objąłem Candi swoją magiczną aurą i ostrożnie ułożyłem ją na ziemi. Następnie zbliżyłem się do jej boku, by ocenić ranę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekko odetchnąłeś po ułożeniu Candi na ziemi.

Przyglądając się ranie nie dostrzegłeś nic groźnego, jedynie nadal trochę krwawiła. Dołożyłeś opatrunek, po czym ucałowałeś Candi w czoło. Twoja dzielna klacz.

 

Nie minęło dużo czasu, a wróciła do was Sunny, niosąc za pomocą magii trzy miski z jedzeniem.

- No, to opowiadaj braciszku - powiedziała, stawiając przed wami jedzenie. Jabłkową konserwę jeszcze sprzed wojny.

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem w sumie, od czego zacząć - stwierdziłem. - Kiedy doszło do tego ataku, byłem w tym magazynie na dole Stajni... Gdy doszło do tej... masakry, drzwi po prostu się zamknęły, jakby zaskoczył system alarmowy. Nie widziałem nikogo zza okna, jakoś chyba wszyscy skupili się na pozostałych... Tak czy siak, wyszedłem dopiero po kilku godzinach, gdy było już po wszystkim. Widziałem ciała naszych dawnych znajomych i przyjaciół, ale nie wszystkich. Nie wiem nawet, ilu z nich przeżyło. Miałem jedynie nadzieję, że jakoś dali radę, tak samo jak wy... Nie znalazłem ciebie, ani reszty w Stajni, więc wierzyłem, że udało wam się uciec... I szukałem was, ale nie mogłem znaleźć - dodałem z pewnym smutkiem. - Jak w ogóle tobie się udało uciec od tej masakry, Sun? - spytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sunny położyła się obok ciebie i wysłuchała twojej opowieści, a jej mina zrzedła, kiedy skończyłeś opowieść i wspomniałeś o masakrze.

- Ja... sama nie wiem. Uciekałam razem z Ruby, mamą i tatą... - tu Sunny na moment przerwała, a w kącikach jej oczu zobaczyłeś błysk łez. - Po... potem włóczyliśmy się po okolicy... i to był nasz błąd.

Tu nastąpiła dłuższa przerwa. Widać wspomnienia te były bardzo bolesne. Candi też to zauważyła i spojrzała na ciebie pytająco.

- Z... złapali nas jacyś... łowcy niewolników. Tata i mama byli za starzy... i... ich zabili... a mnie i Ruby... - tu Sunny już nie wytrzymała. Zauważyłeś dwie strużki łez, po czym klacz ukryła twarz w kopytach. Nie dokończyła swojej myśli, ale dobrze wiedziałeś, o co chodziło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od razu zbliżyłem się do niej, spojrzałem w jej załzawione oczy i mocno przytuliłem. Widok zasmuconej Sunny zawsze łamał mi serce, niezależnie od tego, co było powodem jej smutku. Teraz miała wszelkie powody do tego, a ja miałem solidny powód do tego, by łowców wytropić i wybić ich do nogi. Albo nawet bardziej... Gdy na nich trafię, znikną już na zawsze...

 

- Już dobre - powiedziałem do Sunny, całując ją w czoło. - Jesteśmy już razem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sunny łkała dalej, wtulając się w ciebie. Wiedziałeś, że tego potrzebuje najbardziej, w końcu znałeś ją najlepiej. Z całej rodziny, to do ciebie czuła największe przywiązanie. Chyba dlatego, że brałeś jej stronę, gdy coś przeskrobała albo pomagałeś uciekać przed niezadowolonymi mieszkańcami Stajni, którym lubiły "znikać" drobiazgi.

Jednak teraz było inaczej. W tym momencie to ty stałeś się "głową" rodziny oraz miałeś dziwne uczucie pustki po rodzicach.

 

I nadal nie wiedziałeś, jakim cudem Sunny się tutaj znalazła... oraz co z Ruby. Ale te pytania byłby chyba nie na miejscu, patrząc na reakcję Sunny.

 

Candi obserwowała was w milczeniu. W jej wzroku widać było współczucie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czułem się nieco dziwnie. Pamiętałem siebie sprzed kilku tygodni, gdy siedziałem w zrujnowanej stajni, płacząc nad losem nas wszystkich. A teraz dowiedziałem się, że straciłem rodziców, a Ruby... aż strach było pomyśleć, co zrobili jej łowcy. Jednak... nie czułem się smutno z powodu utraty matki i ojca. Panowała we mnie pustka, lecz nie smutek. Uznałem jednak, że przebywanie na Pustkowiach bardzo mnie wzmocniło psychicznie.

 

Uspokojenie Sunny trwało dość długo, ale w końcu poczułem, że jej żal ustępuje i że powoli wraca do normalności. Przynajmniej na tyle, by móc z nią porozmawiać. Na razie postanowiłem unikać tematów rodzinnych i skierować rozmowę na nieco inne tory.

- Wiesz... Wędrując tak po Pustkowiach, zawsze zastanawiałem się, dlaczego ktoś zaatakował nas dom - powiedziałem. - I niedawno odkryłem, że... ten atak nie był przypadkowy.

 

Umilkłem na chwilę, po czym kontynuowałem:

- W jednym starym bunkrze znalazłem stare nagranie niejakiego doktora Tesli... Głównie były to jego żale, ale... wspomniał też o czymś, co zbudował, co mogłoby nie dopuścić do wielkiej wojny... I jakoś było to powiązane z naszą Stajnią. Normalnie uznałbym to za pieprzenie, ale... jak tylko wyszedłem, ktoś wysadził cały budynek i miał nadzieję, że pogrąży mnie wraz z nim... Ale jakoś dałem sobie radę... Heh, gdyby nie to, pewno nie poznałbym Candi - dodałem, spoglądając na moją klacz. - Tak czy siak, nie mamy za wiele tropów, ale wiemy, że takimi rzeczami zajmowały się kuce w Hoofington i właśnie dlatego tam zmierzaliśmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sunny, już trochę uspokojona, wtuliła się w ciebie i słuchała twoich słów, wpatrując się w ciebie zaczerwienionymi od łez oczami. Wyglądało to prawie identycznie, jak kilka lat temu, kiedy opowiadałeś Sunny bajki. Zawsze wtulała się w ciebie. Widać w tej materii niewiele się zmieniło.

- A więc to tak się poznaliście? Słodko. No i dobrze trafiliście, też mam zamiar iść do Hoofington przez... pewną sprawę - Sunny przerwała wypowiedź, po czym uśmiechnęła się lekko, jednak tylko na moment. Po chwili znowu się odezwała:

- Ale... czego by niby szukali w naszej Stajni? I jak się dostali, przecież wrota były zamknięte... do momentu ucieczki...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozejrzałem się wokół, upewniając się, że nikt nas nie podsłuchuje.

- Z tego, co wiemy - zacząłem - doktorek zbudował maszynę, która w założeniu miała zniwelować działanie megaczarów. Jednak nie zadziałała tak, jak powinna i w efekcie... wzmocniła ich działanie, przez co Equestria jest taka jaka jest. Wspomniał jednak, że istnieją schematy pozwalające odwrócić jej złe działanie i sprawić, że zapewni... dobro, jakkolwiek to teraz brzmi. A te schematy były, wedle jego słów, ukryte w skarbcu... w naszej Stajni.

Edytowano przez Nicolas Dominique
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sunny chwilę zastanawiała się nad twoimi słowami.

- Cóż... może się tego dowiemy, może nie. Czas pokaże - kopytem otarła resztki łez po niedawnym ataku płaczu. - Na razie oporządźcie się czy coś, a ja przygotuję wam namiot do końca.

 

Po tych słowach, Sunny zabrała miski po jedzeniu i ruszyła w stronę tego samego namiotu, gdzie zrzuciła wasze rzeczy.

 

- Przyjemną masz siostrę - odezwała się Candi. - I współczuję straty rodziców. Wiem, jak boli ich odejście.

Po tych słowach lekko się uśmiechnęła i położyła swoje kopyto na twoim.

Edytowano przez Lord Komisarz Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przytuliłem Candi do siebie, jednocześnie uważając, by nie urazić jej rany. Nie miałem potrzeby mówić jej o swoim dziwnym braku smutku jeśli chodzi o utratę rodziców. Nie ma to przecież teraz znaczenia, a po co miałbym zasmucać tym Candi? Miałem przecież o nią dbać.

 

- Tak, ale przynajmniej odnalazłem Sunny - dodałem. - I na pewno odnajdę Ruby. A gdy spotkam tych łowców... nie czeka ich nic miłego... - Spojrzałem przed siebie w kierunku Hoofington. - Ciekawe czy odnajdziemy tam cokolwiek na temat tej maszyny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Candi odwdzięczyła się całusem, jednak po kilku chwilach zauważyłeś, że posmutniała. Położyła głowę na twoim boku, po czym odezwała się, wpatrując się jednocześnie gdzieś w dal:

- Powiedz mi... czy to, co widziałam tam, przy skałach, to twoja robota? Czy czułeś się podobnie paskudnie, kiedy po raz pierwszy odebrałeś życie... czy tu, na Pustkowiach, to się liczy?

Jej głos był cichy, mówiła powoli i jakby przez łzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodziewałem się takiego pytania prędzej czy później. Trudno jednak mi było znaleźć na to prostą odpowiedź.

- Tak - odparłem po chwili. - Gdy pierwszy raz byłem zmuszony kogoś zabić, czułem się paskudnie i miałem wyrzuty sumienia. A była to taka sama sytuacja... w jakiej się znalazłaś - ty albo on. Nie cieszy mnie pozbawianie kogoś życia i wiem, że nie jestem w tym odosobniony, ale czasem... trzeba to zrobić, by chronić bliskie nam osoby. Słyszałaś, co groził ci tamten bandyta... On i jego grupa zniszczyli już życie zbyt wielu kucy, bo czuli się bezkarni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Może i masz rację... może trzeba nauczyć się żyć tymi zasadami... - odparła Candi, po czym usłyszałeś ziewnięcie. - Chyba się położę i... i jeszcze uspokoję trochę myśli. Pomożesz mi przejść?

Klacz podniosła głowę i spojrzała na ciebie pytająco.

 

W tym samym momencie usłyszałeś głos Sunny.

- Hej, jak chcecie to macie gotowy namiot. Oczywiście prywatny i małżeński, pełen serwis. Może nawet znajdę wam świeczki, czy coś - zawołała do was, po czym zobaczyłeś na jej twarzy szeroki uśmiech. Widać starała się walczyć ze wspomnieniami korzystając z każdej okazji do żartu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Może następnym razem, Sunny - odparłem, ostrożnie podnosząc Candi. - Pomożesz mi podprowadzić Candi?

Widziałem, że dodatkowy opatrunek pomógł już nieco zasklepić ranę, ale wiedziałem, że wciąż będzie odczuwała ból przy poruszaniu się. Pomyślałem, że jak już dotrzemy do namiotu, użyję jeszcze trochę magii, by wspomóc proces leczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście - odparła Sunny, po czym podeszła z drugiej strony i pomogła ci podtrzymać Candi tak, aby zaprowadzić ją do namiotu.

 

Nie dziwiła cię także jej decyzja o odpoczynku. Chmury na niebie powoli ciemniały, zapowiadając noc.

Weszliście do namiotu i ułożyliście tam Candi. Nie jest to pochwalana czynność, ale zdjąłeś bandaże i magią zacząłeś wspomagać leczenie rany. Głównie zająłeś się uszkodzonym mięśniem, aby nie ryzykować pogorszenia jego stanu. Jednak zaklęcie zmęczyło cię jeszcze bardziej i musiałeś uważać, aby nie przekroczyć granicy sił.

 

- Czy coś wam jeszcze pomóc? - zapytała się Sunny, podczas gdy ty kończyłeś zajmować się Candi.

Edytowano przez Nicolas Dominique
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, dzięki, Sunny - odpowiedziałem, ziewając. Walka i używanie takich zaklęć kompletnie mnie wykończyły. - Przyda nam się odpocząć, więc do zobaczenia jutro.

 

Szybko zmieniłem opatrunek, po czym ułożyłem się obok Candi i spróbowałem usnąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Okej - przytaknęła Sunny, po czym opuściła namiot.

 

Ty natomiast położyłeś się razem z Candi, całując ją i obejmując, po czym oboje ułożyliście się do snu po wymagających wydarzeniach tego dnia. Nie minęło wiele czasu jak ogarnął was sen...

 

Znowu biegłeś...

Korytarz... z obu stron dochodzą cię krzyki... raz widzisz rodziców... potem Sunny... później Ruby...

Na samym końcu zauważasz trzy cienie... dwa większe, jeden mały...

- ORAAAANGE! - rozlega się nagły okrzyk... po czym jeden z cieni przykłada rewolwer do głowy drugiego, większego...

*BANG*

 

Podniosłeś się nagle, mokry od potu, dysząc ciężko. Był środek nocy, Candi nadal spała spokojnie. Słyszałeś jej cichy oddech i kilka przytłumionych głosów wartowników.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie za bardzo rozumiałem ten sen. Przecież wpierw zostałem ogłuszony i wstawiony do magazynu i tam przetrwałem całość masakry. Skąd zatem aż tak realistyczny koszmar? Pomyślałem, że tak przeżywam utratę rodziców i niepewny los Ruby. Nie byłem pewien czy zasnę ponownie, ale przynajmniej zadbam o stan Candi, która potrzebowała odpoczynku. 

Jak to dobrze, że jej nie obudziłem..., pomyślałem, przymykając ponownie oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odetchnąłeś, otarłeś pot z czoła i położyłeś się, próbując zasnąć. Przez moment twoje myśli zajmowały jeszcze fragmenty koszmaru... po czym zapadłeś w spokojny sen.

 

- Hej, pora wstawać - usłyszałeś głos Sunny. - Niedługo ruszamy.

Otworzyłeś oczy, powoli starając się rozbudzić. Candi leżała przytulona do ciebie. Po chwili też otworzyła oczy i zaczęliście szykować się do drogi. Z zewnątrz dobiegały odgłosy krzątaniny.

 

 

Tak mijały wam dni, potem tydzień... drugi. Podczas tej podróży nie było już takich "przygód", jedynie czasami padało. Rozmawiałeś także z Sunny o jej ucieczce i losie Ruby. Sunny skorzystała z prezentu od ciebie, czyli zestawu wytrychów ze specjalną dedykacją. Był on na tyle mały, że go schowała i użyła do ucieczki, jednak Ruby nie zdołała uwolnić. Jeszcze...

Próbowałeś wyciągnąć z niej informacje, ale ten temat przemilczała.

 

Zauważyłeś także drobną zmianę w wyglądzie Candi, ale jeszcze nie potrafiłeś określić, na czym polegała.

 

Po siedemnastu dniach podróży podszedł do was Dusty.

- Cóż, miło się podróżowało, ale my zabieramy się teraz w trochę inną stronę. Do Hoofington został dzień lub dwa drogi, a oprócz was zmierza tam jeszcze Sunny oraz Stormy i Chaser. Może się dogadacie, co i jak. W każdym razie, my się tu rozstajemy. Powodzenia - powiedział, po czym podał ci kopyto na pożegnanie i skłonił się Candi. Po tym wszystkim ruszył razem z resztą kucyków.

 

Zostaliście na drodze do Hoofington. Ty, Candi, Sunny, a obok was stała pegazia para - Stormy i Chaser.

Edytowano przez Nicolas Dominique
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem po obecnych. Przez te kilkanaście dni zdołałem nieco nadrobić miesięczne rozstanie z siostrą i znów rozumieliśmy się jak dawniej. No, prawie, bo zdecydowanie było w jej historii coś więcej niż tylko ucieczka i niestety miało to coś wspólnego z Ruby - za każdym razem, gdy próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej, Sunny smutniała i stwierdzała, że nie jest gotowa o tym mówić

 

Candi zaś... wyglądała inaczej. Niby była taka jak zawsze, ale jednocześnie... nie. Wydawała się być mniej obecna niż zwykle. Wyprawa nie cieszyła ją aż tak jak wcześniej, ale rozumiałem to - doznała przecież traumy. Została zmuszona do zabicia kogoś, a potem widziała pocięte przeze mnie zwłoki bandytów. Niby to rozumiała, jednak odnosiłem wrażenie, że patrzy na mnie inaczej.

 

Pegazów nie poznałem jednak zbyt dobrze. Latacze albo zajmowały się obserwowaniem okolicy, albo wspólnymi zabawami cielesnymi. Raz czy dwa musiałem zszyć ich rany po tym jak się rzucili na zabłąkany oddział bandytów (prawdopodobnie powiązany z tymi, których ubiłem). Stormy i Chaser byli rozmowni, ale unikali mówienia o sobie. Dowiedziałem się jednak, dlaczego broń Stormy zdawała mi się znajoma. Był to słynny zebricki karabin snajperski, ten sam, który siał zgrozę wśród Steel Rangerów. Jednak na pytanie, gdzie go zdobyła, klacz od razu zasłoniła się pegazią tajemnicą

 

- No dobra, skoro jesteśmy razem to przydałoby się jakoś ustalić drogę - powiedziałem. - Każdy z nas ma swoje cele w mieście, a lepiej będzie na razie trzymać się razem. Ja i Candi szukamy tam starego centrum medycznego. - Spojrzałem wymownie na pozostałych, oczekując odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja idę z wami - odparła Sunny. - Nie ma co samotnie podróżować, szczególnie teraz.

 

Pegazia para spojrzała na was, po czym Chaser się odezwał:

- W sumie, nic nie szkodzi nam podejść razem do Hoofington. Mamy tam kilka... spraw do załatwienia. A, i radziłbym uważać na doktorków, bo jeśli mówisz o Centrum Medycznym Fluttershy, to zostało przejęte. Są w porządku, ale lepiej ich nie denerwować...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na pegaza.

- Dobrze wiedzieć - stwierdziłem. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego są niebezpieczni?

 

Zupełnie nie bałem się obecności wroga, jednak dobrze było znać wszystkie fakty na ich temat, zanim ruszy się w nieznane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...