Skocz do zawartości

Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

[Shatter]

Zgodzi się czy się nie zgodzi? Z resztą... nad czym się zastanawiał, nie powinna odmówić. To nie byłaby ta sama osoba którą znał, niby wspominała że zamierza skończyć z ciągłą walką i spróbować żyć jak reszta ludzi uznając że wojna dobiegła końca i teraz wszyscy mogą się nawzajem kochać po tym co się stało. Po chwili ostatni raz sprawdził treść wiadomości i wysłał ją mając nadzieje że Fire nadal wchodzi na ten adres email. 

 

Według jego przewidywań napięcie między dwoma stronami konfliktu nie zostało rozwiązane i będzie rosnąć a on zamierzał przyglądać się temu wszystkiemu patrząc z oddali. 

Dla niego ten problem nie był zbytnio uciążliwy, żył pośród swoich i tak miało zostać. Na terenie tego państwa nie obowiązywały żadne specjalne prawa dla Equestriań i nie istniała ani jedna odpowiednia dla nich szkoła. Do tego rodowite kucyki miały trudności ze znalezieniem nawet najprostszej pracy ponieważ pracodawcy o wiele przychylniej patrzyli na prawdziwego człowieka niż na przedstawiciela obcej rasy mogącego stwarzać zagrożenie. Przez te niedogodności nikogo nie dziwiło że Equestrianie raczej omijają ten skrawek lądu. 

 

[Fire]

Najbardziej śmieszyło ją to jak została zwolniona z przedostatniej jej pracy, po prostu powiedziała parę zdań za dużo i jej kucykowy współpracownik poczuł się urażony. Jak się można było spodziewać poszedł się poskarżyć szefowi i reszta jest już raczej jasna. Jak to się nazywało? Równość czy coś w tym stylu, wspaniały i genialny wymysł pewnej panii Natalii. Żałowała że miała szansy zrobić tego po swojemu. Nie chciała by jej życie potoczyło się w ten niefortunny sposób, myślała że po powrocie do "normalności" czeka ją coś więcej. Jak na razie znajdowała się w bagnie, sprawę pogarszał fakt że jeśli za tydzień nie zapłaci za wynajem tego mieszkania będzie musiała się wyprowadzić. Powoli zaczynała czuć że od siedmiu miesięcy nie podjęła ani jednej decyzji którą można byłoby uznać za słuszną...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Jennefer]
Siedziała na kanapie nad lubkiem kawy, oglądając coś w telewizji. Para z gorącego napoju stykała sję z jej twarzą skraplając się. Tak na prawdę nie było to nic ciekawego, zwykły, durny serial o zakazanej miłości czy czymś równie 
podobnym. Ludzi to kręciło ale ona nie rozumiała tego fenomenu. Zwykłe osoby jakieś uczucie które jest zakazane bo cośtam. Na pewno kogoś by to kupiło ale nie ją. Przecież to było iście nielogiczne. W życiu nic takiego normalnie by się nie przydażyło. Tak myślała. Ale przecież ona nic nie czuła. Była tylko maszyną do zabijania i tworzenia paniki. Nic innego się dla niej nie liczyło. Nie byłaby w stanie pokochać ani dziewczyny ani chłopaka. Po prostu nie zrobiła by tego. 
Zabijała z zimną krwią. Nie 
miała wyrzutów sumienia, nie 
zastanawiała się nad tym. Nigdy się nie zastanawiała. Po 
prostu robiła to czego nauczył ją ojciec. Zabijała, kryła się i znów zabijała. Nie brzydził ją widok krwi. Z początku był jej obojętny ale potem polubiła go. Zgasiła telewizor. Miała dość oglądania tych bzdet totalnych. Coś zaczęło szeptać jej w głowie. Zaczęło stwarzać pomysły których nie chciała realizować. Były po prostu chore. Wiedziała, że to "Ona" odzywa się upominając się o swój czas na zapanowanie. Nie chciała tego ale wiedziała, że długo nie wytrzyma. Na jej twarzy pojawił się widoczny grymas jednak po chwili znikł zmieniając się w mianiakalny uśmiech. W jej głowie znajdowało się kłębowisko myśli ale drugiej jej. Pierwsza nie wytrzymała pod natokiem myśli tej drugiej. Cóż, jej strata. Tylko jej. Bo po co cały czas udawać oschłą i tajemniczą. Po nic! Lepiej graniczyć ze śmiercią na każdym kroku i powodować straszną panikę. Taka teraz była. Taka się stała upadając pod krwotokiem słów drugiej siebie. Ale może wyjdzie jej to na dobre? Otworzyła szufladę w poszukiwaniu zapalniczki i petard hukowych. Pierwszy charakter chciał ją powstrzymać, ale nie mógł. Jennefer szybko zgarnęła kilka petard i zapalniczkę po czym wyszła. Z początku udawała spokojną. Z początku. Po chwili wyjęła jedną z petard i zaplniczkę. Podpaliła nitkę petardy i rzuciła prosto w nogi tłumu. Rozległ się okropny chuk. Ludzie zaczęli panikować. Ale ona zaśmiała się tylko z lekka psychicznie, pod nosem i poszła dalej trzymając ręce w kieszeniach. Nic nie wskazywało na to, że to ona spowodowała huk. A jednak. No może po za tym maniaklnym uśmiechem na twarzy. Ale kto go spostrzegł? W sumie nikt. Ich strata, jej zysk. W sumie gdyby ją nakryto to mogłaby trafić do więzienia. Ale co tam. Dla drugiej "niej" się to nie liczyło.

[Cirilla]
Po kilku godzinach pracy zaczęła wracać do domu. Zarobiła parę groszy, dokładnie tyle ile potrzeba jej było do szczęścia. Po drodze wstąpiła do jakiegoś baru po obiad. Tak dokładnie naleśnika z śmietaną, truskawkami i czekoladą... Siedziała teraz na ławce i jadła swój obiad. Patrzyła na szyldy sklepów dookoła. Polska była całkiem ładnym miejscem pełnym ruchu... Ogólnie spokojnym... Jedyne co przytłaczało teraz Ciri było to, że jej życie bardzo się zmieniło. Miała teraz, mieszkanie, pracę w jednym miejscu. Kiedyś było inaczej. Pamiętała czasy gdy mieszkała w Equestri... Nie miała domu. Cały czas podróżowała a jej pracą było zabijanie potworów. Zwykle dostawała potem od burmistrza trochę bitów za tę brudną robotę. Trafiały się różne rzeczy patykowilki, diabły, manticory, kokotrisy, chydry i inne tego tupu dziwactwa z którymi ni wszyscy mogli sobie poradzić. Pamiętała walkę dwoma ostrzami. Żelaznym bądź srebrnym. Każdy potwór reaguje przecież na inny metal. Miała je jeszcze w mieszkaniu. Schowane w szafie... Gdzieś głęboko. Wyjmowała je tylko czasami na ćwiczenia szermiercze. Nigdy nie wiadomo, czy Equestria nie wróci na kolejny dzień. Lub czy może ten świat nie będzie potrzebował zabójczyni potworów. Nikt tego nie wiedział. Nikt, może tylko ci którzy "potrafili" wróżyć. Ale nikt nie wie czy oni tak na prawdę nie zmyślają. Takie zdanie o wróżbitach miała Ciri. Uważała, że mogą kłamać. Myślą, że jak usiądą w cygańskim ubraniu przed kulą to wszyscy uwierzą? Widocznie nie wszyscy. Na pewno nie ona. Była na to zbyt rycerska. W sumie nie nalerzała do gwardi ale nosiła zbroję przez co kilka razy ją pomylono. Nie była gwardzistką. Była zabójcą potworów. Czymś takim jak "Wiedźmin", wymyślona profesja polskiego pisarza. W sumie mogłaby nazwać siebie Wiedźminką. Była do nich podobna. Nie mieszkała w jednym miejscu, cały czas gdzieś wędrowała. Biegła za szeptem wiatru i brzdękiem pieniędzy jak to mówiły niwktóre kuce. I choć nie przeszła szkoleń ani mutacji umiała wiele. Na prawdę wiele. W zabijaniu potworów była mistrzem. Wędrowała, zabijała, zarabiała. Taki był ciąg wydarzeń. Po drodze zdażył się romans ale na krótko. Tylko na czas pobytu w miasteczku. Pamiętała to, była w tedy w Fillydephi. Miasto niezwykle jej się podobało. Nawet bardziej niż Canterlot. Poznała ogiera imieniem Hio. Był jednorożcem. Szarym jednorożcem o niezwykle fikuśnie ułorzonwj grzywie. Lubiła go. Nie gadał od rzeczy i lubił się napić porządnego cydru. Takich ogierów lubiła. Był ktoś kto nadal był bliski jej sercu. Pewien Bard z którym często się spotykała w miastach. On też wędrował. Bell... Pamiętała jego czułe spojrzenie, białą sierść i grzywę niczym płatek śniegu. I te szafirowe ślepia, przepełnione nadzieją i inspiracją. Jego znała najdłurzej. I choć nie mówił, bo nie lubił tego zbytnio robić to dobrze się dogadywali. Czasami nawet. Coś powiedział...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrzeżenie: Polish Vinyl proszę kontroluj trochę ortografię, gramatykę i ogólnie tekst, który wstawiasz. Ja rozumiem jeden, dwa błędy ale nie przesadzajmy.

Pogoda: Lekko się przejaśnia, oczywiście pomijając obszary podbiegunowe na północy

___

Salvador:

Rodzina Gonzales

Jak można się było spodziewać kobiety zaczęły krzyczeć, gdy zobaczyły, że dom płonie. Elene i siostra Emanuela pobiegły w jego stronę szybko zauważając trzy ciała mężczyzn na schodach. Elene wydawała się zdolna do natychmiastowego zasłabnięcia, ale na szczęście miała jeszcze na tyle sił, by odciągnąć te ciała od płomieni. Nie miały już jednak możliwości ratować babkę Portali. Wiele rodzin wysypało się na ulice. Mężczyźni pomagali gasić płomienie, ktoś tam zadzwonił po straż pożarną. 

Policja była już bardzo blisko uliczki.

Rodzina Costa

Gisele mieszkała za daleko od domku babki Portali by być świadkiem tych tragicznych wydarzeń. Mówiąc szczerze mieszkała na tyle daleko, że nawet nie usłyszała ani nie poczuła niczego podejrzanego. Dopiero sąsiadka jej powiedziała, że na drugim końcu uliczki dzieje się jakaś masakra. Gisele odczuwała wielką ochotę, by zobaczyć co się dzieje, w końcu niecodziennie można być świadkiem wielkiego pożaru i czterech martwych ciał. Razem z młodą dziewczyną z sąsiedztwa - Francescą ruszyły chodnikiem lekkim truchtem w stronę domniemanych wydarzeń. Dom Gisele oczywiście zamknęła. Z bardzo daleka dobiegały do nich jakby przytłumione krzyki.

Rita już dawno jechała z Pią miastem, opuszczając jakiś czas temu przedmieście. Obserwowały razem wysokie budynki za oknem i ekscytowały się filmem, który miały oglądać.

***

Magda

Magda uśmiechnęła się uprzejmie nie przerywając Snow jej monologu i dając się jej wygadać.

- Spokojnie. Jedyne co miałam na dziś zaplanowane to spotkanie, ale mogę się na nie lekko spóźnić, Natalia o tym wie.

Potem spoważniała. Dziwne, nieokreślone przeczucie nadal ją nie opuściło. Na pewno nie zamierzała pozwolić wyjść Snow samej, tym bardziej biorąc pod uwagę, że jest naprawdę słabą i psychicznie i fizycznie osobą. Najgorsze było to, że zorganizowanie mieszkania i miejsca pracy trochę zajmie, tak samo jak przewiezienie wszystkich jej rzeczy. Miała pewien pomysł, co prawda powinna go skonsultować z Natalią, ale jak ją znała(a znała bardzo dobrze) to na pewno by się zgodziła. Zawsze była niesamowicie dobrotliwa dla Equestrian. 

- Wiesz, przygotowanie dla ciebie mieszkania i miejsca pracy wymaga czasu. Tyle stresu ostatnio przeżyłaś żyjąc jako człowiek. Myślę, że na początek wysłałabym cię na płatny urlop nad morze, żebyś się odstresowała i wróciła do pracy w naszej Kancelarii odświeżona i pełna pomysłów. Co ty na to? I nie przejmuj się niczym, daję ci gwarancję, że będą tam sami mili ludzi - zakończyła czekając na jej odpowiedź.

***

Kleopatra

Przez cały czas pracy mężczyzny wpatrywała się z pogardą w jego plecy. Miała nadzieję, że choć odrobinę udało jej się zmyć ten wyraz z twarzy, kiedy zadał jej pytanie. No ale przecież jest królową, księżniczką, największym darem Egiptu jak mogłaby nie czuć się lepsza od takiego obdartusa i zwyklaka jak ten marny elektryk, czy kim by on tam nie był. Zadarła swój smukły i idealny nos do góry, odbierając jego słowa jako obrazę. Jak mógł sugerować jej ignorancję, skoro była o wiele lepiej wykształcona i bardziej elegancka niż on.

- Poszukaj narzędzi na zapleczu - odpowiedziała opryskliwie, jakby było to oczywiste.

Potem przez chwilę milczała, kalkulując czy bardzo się poniży, ale w końcu westchnęła z odrazą i podeszła za ladę. Złapała dwoma palcami słuchawkę, wstukała ten paskudny numer i wyciągnęła rękę z telefonem, oczekując, że Pawło sam po niego podejdzie. Miała tylko nadzieję, że nie będzie na tyle bezczelny, by dotknąć przypadkiem jej królewską dłoń.

***

Stanisław

Stanisław uniósł brwi i spojrzał na Barankina. Dla niego coś takiego jak bezpieczeństwo na ulicach było oczywistością, bo doświadczył tego i w Equestrii i w Polsce. Mówiąc szczerze nawet nie podejrzewał, że mógłby zostać gdzieś zaatakowany. Jego pierwsza myśl była zgoła inna - podejrzewał, że prezydent Rosji może chcieć śledzić go poprzez ochronę. Poczuł się nieswojo. Po głębszych przemyśleniach doszedł jednak do jeszcze gorszych wniosków.

- Skoro urzędnik nie może chodzić po ulicach bez ochrony, to dlaczego każdy zwykły mieszkaniec Moskwy nie ma również swoich ochroniarzy? Jeśli występuje niebezpieczeństwo to jest chyba ogólne.

Trudno byłoby stwierdzić skąd Stanisław wytrzasnął to pytanie i w ogóle skąd u niego ten tok myślenia, ale dla byłego kucyka było to typowe.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Siedziałem za biurkiem widząc jak kolejne osoby przychodzą do sali. Były to zarówno dawne kucyki jak i inni mieszkańcy Equestrii. Gdy sala była już pełna musiałem się tylko upewnić, że wszyscy są. Nie było z tym problemu widząc same znajome twarze i zajęte miejsca.

- Witajcie - odrzekłem spokojnie. - Cieszę się, że wszyscy się już zebraliśmy by omówić kilka spraw dotyczących naszych planów. Na początek chciałem was pochwalić, że bardzo poważnie podchodzicie do kwestii ochrony. Liczne testy z mojej strony nie ukazały jak na razie żadnych większych uchybień - na sali można było usłyszeć kilka radosnych parsknięć. - Jednak wciąż nie jest idealnie - odrzekłem twardo. - Mamy jeszcze sporo pracy przed sobą, aby osiągnąć pełen sukces...

- To może nauczyłbyś nas paru metod obronnych dawnej gwardii Equestrii. Może wtedy wyjdzie nam lepiej - odrzekł jeden ze zgromadzonych.

- Po co? - spytałem nie czekając na odpowiedź tylko kontynuując. - W gwardii mieliśmy magie teraz jej już nie mamy. Czym chcesz walczyć, jeśli zostaniemy zaatakowani? Włóczniami i mieczami? Taka walka by nawet godzinę nie trwała. Poza tym gwardia nie była doskonała. Miała wiele wad, przez co ostatecznie nie wykonaliśmy naszego zadania. Obecnie musimy opanować tutejszy sposób walki by móc się bronić. Czy ktoś jeszcze sądzi inaczej? - spytałem twardo patrząc na zgromadzonych. Jednak nikt już się nie odezwał.

 

- Dobrze skoro to mamy z głowy czas przejść do kolejnej kwestii. Od dłuższego czasu już mnie męczy, że polegacie głównie na moich zdolnościach przywódczych. Nie będę z wami wiecznie. Poza tym nie jestem typem, który może wami wiecznie przewodzić. Teraz kieruje naszą organizacją by osiągnąć nasze cele, lecz potem musicie zacząć sami sobie radzić...

- Ale co potem Golding? Jeśli teraz zginiesz zostawisz nas na łasce Crystal...

- W żadnym razie - powiedziałem przerywając tym samym wywód kolejnej osoby. - Nie mógłbym zostawić was na jej łasce, ponieważ jak mógłbym powierzyć tak ważne zadanie komuś, komu nie ufam? Dlatego zdecydowałem, że w razie, gdy coś mi się stanie wybiorę kogoś, kto może mnie zastąpić...

- Crystal nigdy się na to nie zgodzi! - wrzasnął kolejny głos.

- Nie będzie miała nic do powiedzenia w tej kwestii. Nauczcie się wreszcie, że to wy tworzycie siłę. Sama nic nie zdziała. To dzięki nam cała korporacja i jej wpływy są tak potężne, jeśli nie zaakceptuje nowego współ lidera możecie łatwo się zbuntować a wtedy będzie musiała rozmawiać bez was nic nie znaczy i z pewnością dobrze zdaje sobie z tego sprawę - stwierdziłem spokojnym głosem słysząc jakieś szepty wśród zgromadzonych przy okazji.

- Kogo więc proponujesz? - padło kolejne pytanie.

- To jest właściwe pytanie. Obserwowałem was od dawna. Musiałem zdecydować, że jeśli coś mi się stanie to moje miejsce zajmie ktoś, kto podziela większość moich poglądów, więc Crystal natychmiast odpadła sama nie może rządzić tutaj. Zdecydowałem, więc że to stanowisko obejmie Sparking Mind - powiedziałem wpatrując się w tłum gdzie powoli wstała dziewczyna w średnim wieku o lekko rozczochranych długich szatynowych włosach w kitlu. Ona nadzorowała sporą część naszych badań związanych z budową bramy wymiarowej. Widać, że była tym wszystkim równie zdziwiona, co inni, którzy teraz wpatrywali się w nią.

- No chodź tutaj - powiedziałem spokojnie czekając aż przyjdzie. Uznałem, że to najlepszy wybór. Zbyt bardzo się tu na mnie polegało. Musiałem im uświadomić, że nikt nie jest niezastąpiony na dodatek nie mogłem pozwolić by Crystal kiedyś skorzystała na mojej śmierci i zaczęła ich zarażać mową nienawiści. To nie był nasz cel zdecydowanie nie.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Kobieta obserwowała jak na jej szachownicy pojawia się coraz więcej figur w okolicy, którą obecnie obserwowała. Nie musiała być geniuszem by wiedzieć, co to oznacza. Jej zabawka wywołała jakieś spore zamieszanie. Widać nie potrafił wykonać roboty jak trzeba. Nie potrzebowała tam tłumów gapiów a tak będą teraz pewnie o tym gadali wszędzie. Zresztą czy to takie ważne? Nikt jej z tym nie powiąże. Numeru, z którego dzwoniła nie sposób namierzyć. Zabójca myśli, że zleceniodawcą jest jakiś mężczyzna dzięki modulacji głosu. Więc nawet, jeśli złapią go żywcem to i tak się niczego nie dowiedzą. Więc tym z pewnością nie musiała się martwić.

 

Zabójca obserwował całe zamieszanie będąc cały czas ukrytym tak by nikt go nie zauważył. Sprawa z pewnością nie wyglądała tak jak sobie zaplanował. Zrobiło się z tego wszystkiego zbyt duże zamieszanie. Zbyt wielu ludzi się nazbierało i niedługo będzie tu pewnie policja. Jednak musiał zabić tylu ilu zdoła. Tak wyglądał kontrakt z nim. Jeśli zawali coś ze swojej winy musi postarać się by, choć trochę odkręcić te sytuacje za wszelką cenę. Jeśli by uciekł i przeżył to tak jak by był martwy. Nikt go już by nie zatrudnił po takim fiasku a jeśli nawet to cena jego usług by diametralnie spadła.

 

Gdy tak przyglądał się okolicy w ukryciu zobaczył jak jego kolejne ofiary opuszczają dom. To był całkiem ciekawy pomysł. Mógł wykorzystać zaistniałe zamieszanie chwilę przeczekać i zabić kolejne cele. Być może zadanie jeszcze nie jest stracone. Gdy jego ofiary już były wystarczająco daleko od niego zaczął kierować się w stronę domu, z którego wyszły jego cele cały czas upewniał się, że nikt go nie widzi ani przechodnie ani okoliczni sąsiedzi. W końcu udało mu się dotrzeć do upatrzonego domu. Pociągnął za klamkę tak jak sądził drzwi były zamknięte. Czyli nikogo nie było to niemal pewne. Gorzej jak się pomylił.

 

Znów spojrzał na drzwi tym razem nie mógł ich wyważyć, jeśli jego plan miał się powieść. Dobrze, że cały czas miał na sobie rękawiczki i nie zostawiał nigdzie żadnych odcisków. Sięgnął powoli do kieszeni skąd wyjął niewielki wytrych. Teraz pozostało mu tylko rozpracować zamek w miarę szybko. Chwilę to trwało, ale jak się okazało zamek nie był zbyt mocny i drzwi w końcu ustąpiły. Ciężkim krokiem wszedł do wnętrza domu upewniając się wcześniej, że nie zostawia za sobą żadnych śladów. Wszystko miało wyglądać tak jak by go tu nie było. Ku jego radości dom był rzeczywiście pusty. Ponownie zamknął za sobą drzwi na zamek by nie wzbudzać niczyich podejrzeń i zaczął szukać kryjówki by zaczekać spokojnie na domowników. Dobrze, że teraz wszyscy byli zainteresowani pożarem.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna zaniemówiła i szeroko otworzyła oczy na propozycje Magdy. To nie tak, że jej się nie podobała, bo to było naprawdę miłe. Tylko zaczynała myśleć, że zaczyna nadużywać dobroci swojej nowej przyjaciółki. Najpierw daje jej pracę i dach nad głową a teraz jeszcze proponuje jej płatny urlop nad morzem zanim zaczęła w ogóle prace? To wszystko naprawdę zaczynało przypominać piękny sen. Na pewno to by jej pomogło w zdobyciu natchnienia i pozbyłaby się dawnych stresów. Poza tym od przemiany w człowieka nie widziała morza a chciała je zobaczyć. Jednak czy tak można?

 

- To bardzo miłe Magdo - powiedziała trochę niepewnie. - Nie widziałam morza odkąd zmieniłam się w człowieka... Tylko... - mówiła jakby się nad czymś zastanawiała i lekko martwiła tak można było wnioskować po jej głosie. - Czy to jest sprawiedliwe? Tyle już mi zaoferowałaś. Nie wybaczyłabym sobie gdybyś przeze mnie miała kłopoty. Poza tym, co na to inni ludzie, którzy tu pracują nie zaczną patrzeć na mnie negatywnie, że dostaje tak nagle niemal wszystko? W końcu by dobrze pracować musimy mieć też między sobą wszyscy przyjazne relacje - mówiła dość niepewnie wpatrując się w Magdę.

 

Jim Grayson/Striding Rason

Kolejne chwilę wpatrywanie się w laptopa i przeglądania danych, które zdobył nieco już znużyły mężczyznę. Nie był w tym specjalistą, więc niewiele z tego zrozumiał. Ale gdyby dać to komuś, kto mógłby wykorzystać te dane? Może to być jego szansa. Znał, co prawda kilka osób, które być może będą w stanie tego użyć. Chwilę nad tym wszystkim rozmyślał, gdy zaczął lekko ziewać. No tak robota w porcie i siedzenie nad tym laptopem zdecydowanie go zmęczyło. Na dodatek każdy dzień był dla niego wewnętrzną walką z czymś, czego nie do końca rozumiał a jednak w nim było. Spojrzał na zegarek i skierował swój wzrok na łóżko. Dziś już raczej nie dostanie nowego zlecenia. Wyłączył w końcu laptop i położył się do łóżka. Miał nadzieje, że będzie miał spokojny sen tym razem bez koszmarów, które ostatnio coraz częściej go męczyły. Czasem miał wrażenie, że jak spał to ktoś lub coś szeptało mu dziwne pomysły do ucha. Miał jednak nadzieje, że to tylko jakieś omamy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Szybko uwinęła się ze skanem siatkówki, by dostać się do swojego konta na serwisie "Facebook"... Później już poszło z górki. Zawsze szukała szybkich i anonimowych kontaktów wśród obserwowanego przez nią ludu... Dokładnie takich samych, jakich doznawała będąc changelingiem, jednak od tamtego czasu tylko próbowała rozmawiać, nie szukała czegoś głębszego, nie kusiła... Ale każdy temat schodził wcześniej czy później na to samo, uciążliwe dla niej fatum. To zżerało ją od środka niczym rak.

Nowa znajomość... Parę dni normalności... Urwanie kontaktu z pewnych względów. Głównie marzeń, które uznawała za zbędne... Niemożliwe do zrealizowane jako że nie mogły w żadnym wypadku zastąpić tego co pamiętała i czuła... Nie mogła w niczym znaleźć inicjatywy, a jedyną opcją jaką znała stała się od jakiegoś czasu właśnie Natalia... Jej inicjatywa...

[Natalia Romanova]

// http://www.wroclaw.pl/kamera-rynek ~  Jako przykład że coś takiego istnieje w czasach obecnych.

Spojrzała na karty, co nijako oznajmiły jej że się zwyczajnie spóźniła... Odpaliła na komputerze normalny system operacyjny, a nie z ukrytej partycji...  Wpisała parę fraz w komputerze szukając typowych kamer miastowych, co monitorowały w czasie rzeczywistym jakieś ważne miejsca kultury... Przeglądała je przekładając karty w rękach aż jedna jej wypadła odwrócona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salvador

Gisele Costa

Razem z Francescą doszły już do domu starej babki Portali. Mówiąc szczerze prawie w ogóle jej nie kojarzyła poza tym, że jej synowie spotykali się w ich domu z jej mężem i synem. To oczywiście dało na pierwszą metę dobre wrażenie i już z daleka poczuła ukłucie irytacji, że ktoś mógł ją zaatakować.

Dom płonął. Policja i straż pożarna były już na miejscu. Płomienie były powoli gaszone, ale trzeba przyznać, że strażakom to pewnie jeszcze trochę zajmie. Gisele poczuła, że Francesca złapała jej ramię w stalowym uścisku, tak mocno, że prawie syknęła.

- Co? - rzuciła z irytacją.

- Popatrz  - szepnęła.

Ratownicy właśnie próbowali reanimować trójkę młodych mężczyzn, jakieś kobiety głośno płakały, ogólnie jeden wielki harmider. Gisele może i trochę to ruszyło, ale i tak bardziej interesowało ją, kto mógł to zrobić, niż rozpacz tamtej rodziny.

- Chodźmy stąd, zanim się do nas przyczepią - powiedziała Francesce i obie zawróciły.

Rodzina Herrera

Sonia razem ze swoimi dziećmi mieszkała dość blisko babki Portali, także bardzo szybko dowiedziała się o pożarze. Biorąc pod uwagę, że mieszkała jakieś trzy domy dalej. Wysłała dzieci do domu, poza bliźniaczkami, które z tylnego ogrodu i tak nic by nie zobaczyły. 

- Co się stało? - razem ze swoją matką próbowały dociec, kiedy obserwowały kręcącą się po ulicy policje. - Chyba nie kolejne zabójstwa? I to tak blisko nas...

Jeden z policjantów stanął na progu ich domu, więc ciężarna Sonia wyszła na ganek z nim porozmawiać. Oczywiście pojawiały się standardowe pytania. Czy coś widziała. Czy ma podejrzenia kto mógł zaatakować staruszkę. I tak dalej.

W stronę dzielnicy błyskawicznie śmigała też telewizja.

***

Magda

Magda prawie parsknęła śmiechem, ale zdołała się powstrzymać. No tak, typowe. Jednak naprawdę nie miała pojęcia gdzie mogłaby umieścić obecnie byłą Equestriankę, a nie zamierzała jej puścić z powrotem do domu. Szybko zabrała się do uspokojenia jej obaw.

- Nie martw się, przecież każdy z naszych pracowników dostaje czasem płatny urlop. Nikt nie będzie się na ciebie denerwował, uwierz. Tak się składa, że większość pracowników Kancelarii lubi swoją pracę. I na pewno zrozumieją, że cię wysłaliśmy, bo przecież nie masz nawet w tej chwili jak pracować. O mnie też się nie martw. Natalia na pewno by się ze mną zgodziła - uśmiechnęła się lekko, zachęcająco.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Po spojrzeniach, które śledziły kobietę kierującą się w moją stronę mogłem zauważyć niepewność, co do tego wyboru. Jednak uznałem, że jest to najlepszy wybór. By nimi przewodzić nie był im potrzebny ktoś o niesamowitych zdolnościach bojowych tylko ktoś, kto będzie posiadał wizje. Jeśli mnie tu kiedyś zabraknie nie mogłem pozwolić by zmienili się w bezrozumne siejące chaos istoty. Tak mogłem tylko określić kogoś, kto kieruje się wyłącznie zemstą, która nic nie dawała. W końcu kobieta dotarła na miejsce i też rzuciła mi dość niepewne spojrzenie.

 

- Jesteś, co do tego przekonany Golding? - spytała niepewnie wciąż na mnie patrząc

- Absolutnie - powiedziałem z pewnym siebie głosem i obserwując to ją i wszystkich na sali. - Zapewne wielu z was zastanawia się, dlaczego akurat taki wybór? Więc powiem prosto. Jeśli mnie kiedyś zabraknie tej organizacji jest potrzebny ktoś, kto ma wyraźną wizje przyszłości. Już teraz nadzorujesz większość naszych badań, które ja mogę tylko obserwować, bo większość z nich przekracza moje możliwości rozumowania - widać było, że moje słowa pozbawiają ją częściowo niepewności, bo zaczęła się lekko uśmiechać wśród zgromadzonych również słyszałem szepty, co do trafności wyboru. - Z wiadomych względów musiałem wybrać kucyka. Ktoś musiał reprezentować nasz gatunek na zebraniach. A jak wiemy z Crystal na takim zebraniu szybko by się ono przerodziło w otwarty konflikt - teraz na sali usłyszałem kilka chichotów tak jakby uznali to za żart. Być może śmiesznie to brzmiało, ale byłem niemal pewny, że ten żart szybko mógłby się przemienić w okrutną rzeczywistość gdyby Crystal sama objęła tu władzę.

 

Znów spojrzałem na kobietę i lekko się do niej uśmiechnąłem kładąc dłoń na jej ramieniu by dodać jej trochę otuchy. Zbyt dobrze wiedziałem jak się można czuć po otrzymaniu takiej wiadomości.

- Nie martw się jak na razie nigdzie nie zniknę i w najbliższym czasie tego nie planuje - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Musimy być jednak przezorni. Teraz możesz już wracać na miejsce trzeba jeszcze omówić parę innych rzeczy - kobieta tylko lekko kiwnęła głową na znak zgody i zaczęła odchodzić na swoje miejsce tak jak ją prosiłem a sam zacząłem przechodzić do kolejnych spraw, które musieliśmy wszyscy omówić.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Crystal dalej przyglądała się szachownicy. Zamieszanie, jakie wykonał zabójca w sumie przestało ją interesować tak jak tłum figur, który się tam zebrał. Bardziej ją zastanawiało, co obecnie wyprawia jej marionetka. To było dość dziwne, bo najwyraźniej się gdzieś zaczaił. Co on znowu zaplanował? Cóż zresztą nie miało to większego znaczenia o ile wykona powierzone mu zadanie. Jak na razie jednak jeszcze trochę mu brakowało by zadanie dobiegło końca. Jedna figura i kilka przypadkowych to zdecydowanie za mało. Ale może przyniesie to już jakiś efekt na przyszłość, kto wie.

 

Zabójca dalej siedział w ukryciu czekając na swoje ofiary miał jednak nadzieje, że zbyt długo to nie potrwa i niedługo wrócą by mógł dokończyć, co zaczął. Słyszał za oknem syreny. Wiedział dobrze, że to on jest powodem tego zamieszania. Jednak wbrew pozorom zamieszanie może wyjść na jego korzyść. Zanim policja domyśli się, co było motywem i zbada wszystko on powinien dać radę zakończyć zadanie i spokojnie się oddalić jak najdalej. Może powinien zażądać więcej pieniędzy za pracę w ciężkich warunkach? To jest myśl.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Nie była pewna do końca dalej jak powinna zareagować. Wciąż czuła się głupio z powodu propozycji, którą dała jej Magda. Jednak odmowa byłaby niegrzeczna a na taką też nie chciała wyjść w oczach Magdy na pewno. Poza tym ta twierdziła, że nikt nie będzie na nią zły, że wzięła ten urlop. No i miejsce pracy dla niej również nie było jeszcze przygotowane. Obecnie by się tu tylko kręciła i zapewne wszystkim tylko przeszkadzała. No i również bardzo chciała zobaczyć ponownie morze a Magda powiedziała, że będą tam sami mili ludzie. Czyli wszystko bardziej było za propozycją Magdy niż przeciw. Znów uniosła na chwilę głowę by spojrzeć spokojnie na nią.

 

- Więc nie mogę odmówić skoro tak to opisujesz - powiedziała radośnie i z lekkim żartem w głosie nie opuszczając swojego wzroku z Magdy. Chyba pierwszy raz Magda mogła usłyszeć u niej tak radosny ton głosu. - Czy mam teraz pojechać do domu i się spakować na ten wyjazd? - Wiedziała, że nie może jechać bez niczego musi jednak zabrać chociażby jakieś ubrania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Jak tylko ten babsztyl wspomniał o zapleczu, wzruszyłem ramionami i poszedłem tam bez słowa. Cóż, skoro już miałem na to pozwolenie, to mogłem się rozgościć i pogmerać trochę za różnymi przydatnymi rzeczami. Skrzynki były dwie, na całe szczęście obie złożone w oznakowanym miejscu, nie musiałem wszędzie szukać. Nikt nie oskarży mnie o próbę kradzieży. Zabrałem oba pojemniki, po jeden w każdą łapę i wyszedłem tak na środek sklepu, po czym bezceremonialnie, ostentacyjnie niemal trzasnąłem - oczywiście metaforycznie, po prostu mocno położyłem - całym tym żelastwem o podłogę. Kiedy władcza dłoń Jaśnie Oświeconej Kasjerki "Żabki" łaskawie wyciągnęła się w moją stronę, wyprostowałem się pomalutku, bez pośpiechu, po czym podszedłem do lady, krok za krokiem. Wziąłem słuchawkę, bacząc, by nie złapać się za tę zarazę, bo jeszcze mi oczy wydrapie. Właściciel za szklane by pewnie nie zapłacił.

- Dobry. Wydaje mi się, że namierzyłem problem, zaraz się z nim rozprawię. Do dwóch lodówek trzeba kupić bezpieczniki, a jedna zamrażarka jest tak diablo stara, że w końcu nie wytrzymała. Przy okazji wywalając cały obwód. Da się to załatwić przy gniazdku, ale i tak będę pewno potrzebował nowego kabla, trochę izolacji albo taśmy. Jestem pewien, że się pan wypłaci. Z taką kasjerką obrót sklepu musi być niebotyczny...

 

Jurij

Prezydent uniósł brwi w wyrazie niemego zdziwienia. Skąd Polacy wytrzasnęli tego faceta, spod klosza? Czy... och. Była jeszcze jedna możliwość, której Barankin zrazu nie wziął nawet pod uwagę, a która teraz była niemalże pewnikiem. Urzędnik, którego mu przysłali mógł być niegdyś kucem, lub kimś komu życie w Equestrii trochę namieszało w osądzie rzeczywistości. To był starszy człowiek, takie rzeczy się czasem zdarzają. Wszak czy w Rosji za dawnych lat nie działo się coś podobnego? Mężczyzna wygładził twarz, nadając jej wyraz smutnego zrozumienia.

- Widzę, że może pan mieć kłopoty z pojęciem sytuacji. Nie jesteśmy w Equestrii, gdzie władczynie mogły zaglądać do umysłów swoich poddanych w ciągu nocy i łapać każdego zanim coś zrobił - zaczął spokojnie, nie nadając akcentu żadnemu słowu i starając się brzmieć względnie neutralnie. - Niestety, nie wróciliśmy także ani do czasów Iwana Groźnego, ani świętej pamięci Stalina. Mamy nieco za mało milicjantów i innych funkcjonariuszy, by każdemu obywatelowi przydzielić po jednym. Nie nauczyliśmy się też wchodzić do cudzych umysłów, ale to ostatnie jest już tylko kwestią czasu.

 

To ostatnie dodał jako żarcik mający nieco rozluźnić atmosferę, więc uśmiechnął się lekko, samymi ustami. Zaśmiało się jeszcze kilkoro dygnitarzy, przewodniczący Dumy i jakiś jego zausznik pozostali niewzruszeni.

- Jestem po prostu bardzo, bardzo ostrożny i troszczę się o pana. Kto wie czy jakiś kieszonkowiec nie połasi się na zegarek, albo bandziorek od razu na cały portfel?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salvador

Gisele Costa

Wróciła do domu razem Francescą. To było dla niej dość typowe, ale w takie sytuacji miała wielką ochotę podyskutować z nią o tym co się stało. Nawet ją lubiła, ale była jednak o wiele młodsza i, jak na jej gust, zbyt słaba. Przekręciła klucz w zamku i szybko weszła do chłodnego holu. Co za ulga. Na dworze jest o tej porze dnia naprawdę gorąco. 

- Kawy, herbaty? - rzuciła, zmierzając wgłąb domu i rzucając Francesce krótkie spojrzenie.

Sama Francesca, kobieta o delikatnej urodzie i ciemnobrązowych włosach, ściągała właśnie buty i rozglądała się po korytarzu.

Gisele nie przejmowała się zdjęciem traperów, w końcu to nie tak, że piachu z chodnika nie da się potem pozamiatać.

***

Magda

Kobieta uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że Snow ostatecznie zgodziła się na wyjazd. W sumie to nie tak, że się tego nie spodziewała, ale dobrze, że mogła już skończyć dyskusję odnośnie tego, czy to będzie czy nie będzie sprawiedliwe, jeśli Snow dostanie urlop. Jej słowa wywołały jednak w Magdzie kolejną, nie pokazaną na twarzy, obawę. Myśl o puszczeniu jej wolno do domu powodowała w niej złe odczucia. Ufała swoim instynktom, na tyle na ile było to rozsądne, a teraz przecież chyba nie miała problemu z tym, żeby wysłać jakąś osobę z parteru razem z nią. 

- Nie ma problemu, ja już muszę iść na spotkanie, ale jestem pewna, że któraś pani z księgowości mogłaby iść razem z tobą. Do pomocy i towarzystwa, rozumiesz. W końcu sama mówiłaś, że trochę boisz się zemsty radykałów, a ja obiecałam ci bezpieczeństwo. Poza tym teraz po zalaniu parteru i tak nie mają nic szczególnego do roboty, bo sprzątaczki ciągle zajmują się przenoszeniem wszystkich dokumentów i teczek do wolnego biura na piętrze. Byłabym o wiele bardziej spokojna, gdybyś zgodziła się na jakieś miłe towarzystwo po drodze - dodała przybierając odpowiednio proszący wyraz twarzy.

***

Kleopatra/Sklep

Kleopatra wpatrywała się z obrzydzeniem w mężczyznę stojącą przed nim. Całe szczęście nie dotknął jej, bo skazy na honorze nie da się już domyć. Kiedy rozmawiał obok niej przez telefon ostentacyjnie odwróciła głowę, żeby czasem nie oddychać tym zanieczyszczonym plebejstwem powietrzem, które wydycha. I ani przez chwilę nie pomyślała wtedy, że tak czy tak oddychają tym samym powietrzem. Kiedy wpatrywała się w biały sufit po drugiej stronie mogła z powodzeniem udawać, że go tu nie ma, albo jeszcze lepiej, że jej tu nie ma i wtedy wszystko stawało się piękniejsze.

 

Natomiast właściciel sklepu słuchał skrępowany tego, co mówił elektryk. Cholera, nie spodziewał się dodatkowych wydatków. Kłamstwem było mówienie o świetnych obrotach w sklepie, bo chyba jedynymi ludźmi, którzy lubili się konfrontować z okropną kasjerką byli napaleni gówniarze i osiedlowi pijacy. Podrapał się po głowie, jedną ręką trzymając słuchawkę, a potem mruknął ponuro:

- Okej, no... Jak pan może, to tutaj niedaleko jest elektryczny, dosłownie za rogiem. Poproś pan milejdi Patrę, żeby panu wypłaciła z kasy ile tam pan potrzebuje. I panu jeszcze tak powiem solidarnie, nie przejmuj się pan tą kobietą, bo ona dla wszystkich żmija, no ale kogoś musiałem wziąć, jak nikt nie chciał. No. To chyba tyle w tej sprawie. Miłej pracy.

***

Stanisław

Trzeba przyznać, że Stanisław nie do końca załapał humor tych ludzi. Na początek odrobinę się wyprostował, zastanawiając się, czy to czasem nie była zakamuflowana obelga w stronę księżniczek. Ale... na dobrą sprawę. Nie przyjechał tu przecież robić awantur.

- Nikt nikomu w Equestrii nie zaglądał do umysłów. Nie wiem jak jest w Rosji, ale w Equestrii nikogo nie karano za to, co mu się śni - potem poprawił sobie odrobinę czerwony krawat i dodał uprzejmiej. - Powiedziałbym, że sobie poradzę, ale jeśli taka jest pana wola, to nie pozostaje mi nic innego, tylko się zgodzić. Nie chciałbym jednak, żeby ochroniarz mnie ograniczał - dodał wyraźnie.

Żart, wypowiedziany wcześniej przez prezydenta, ani trochę go nie bawił. Mówiąc szczerze bardziej zmartwił, ale cóż... możliwe, że tu mają po prostu inny rodzaj humoru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Nim się obejrzałem sala była już pusta a nasze obrady dobiegły końca. W pewnym sensie wszystko skończyło się jak chciałem. Dokonaliśmy wyboru nowego lidera na wypadek gdyby coś mi się stało a Crystal musiała zaakceptować wybór większości. Gdyby się nie zgodziła to straciłaby spore wpływy a jak ją znam to nie mogła sobie na to pozwolić. W pewnej chwili zacząłem lekko ziewać. Jakby nie patrzeć był to produktywny dzień. A jednak i tak nie zrobiłem wielu rzeczy, które dziś planowałem. Niestety czas nie jest po mojej stronie. Tak samo jak byłem kucykiem, jako i człowiek też potrzebowałem snu by w pełni funkcjonować.

 

Jednak sen stawał się dla mnie udręką od czasu przemiany. Od kiedy nie było księżniczki Luny, która czuwała nad naszymi snami ten wydawał się jakiś inny. Gorszy od tego z Equestrii. Na dodatek wciąż prześladował mnie ten sam sen, którego nie umiałem zrozumieć. Tak jakby moja podświadomość mnie przed czymś ostrzegała. Jednak obecnie nikt mi nie był w stanie pomóc. A spać musiałem. Zresztą nie miałem zamiaru bać się jakiegoś głupiego snu. Powoli zacząłem opuszczać salę i kierować się do swojego pokoju.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Wzrok kobiety na chwilę skupił się na oknie. Godzina stawała się coraz bardziej późna. Na szczęście dzięki regenerującej drzemce nie czuła zmęczenia i dalej mogła podziwiać to, co się działo. Zobaczyła jak 2 figury kierują się w stronę jej zabawki. A jednak miała racje przygotował zasadzkę. Była ciekawa jak to się skończy. Za chwilę kolejni zbędni ludzie zginą a może to zabójca się przeliczy? Kto wie? Zresztą wszystko zaraz się okaże. Pozostało jej dalej obserwować rozwój wypadków.

 

Mężczyzna usłyszał jak drzwi się otwierają a następnie zaczął słyszeć jakieś damskie głosy. Dalej siedział w kryjówce wszystko obserwując i czekając na odpowiedni moment do ataku. Nagle spostrzegł jak kobiety się rozdzielają. Musiał zrobić to po cichu. Zabić jedną tak by druga nic nie zauważyła i nie zaczęła nagle uciekać. Nie potrzebował tego. Jego wzrok spoczął na samotnej dziewczynie na korytarzu. Wiedział, co należy zrobić zaczął się niepostrzeżenie kierować w stronę dziewczyny by zajść ją od tyłu. W jednej chwili chwycił dłonią jej usta by ta nie zaczęła krzyczeć a następnie zaczął ją dusić z całej siły drugą silną ręką czekając aż ustąpi z niej życie. Nie powinna stawiać już większych oporów.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Zaczęła się zastanawiać nad propozycją Magdy. Co prawda ta powiedziała, że nie musi się niczego bać wcześniej a teraz jednak proponowała jej czyjeś towarzystwo. Jednak czy mogła się jej dziwić? W końcu sama obiecała, że nie będzie się musiała bać o swoje bezpieczeństwo po rejestracji. A teraz, gdy już się zarejestrowała czuła by się dużo pewniej jednak w towarzystwie. Co prawda chciałaby żeby to Magda jej znowu towarzyszyła, ale wiedziała, że ta ma też własne zajęcia i nie mogła oczekiwać, że będzie z nią przebywać całą dobę. W końcu Snow lekko kiwnęła głową w geście zgody na propozycje dziewczyny.

 

- Razem zawsze raźniej - powiedziała radośnie. - Będę, więc bardzo uradowana, jeśli ktoś mi dotrzyma towarzystwa - mówiła dalej szczerze się uśmiechając. Po czym z nów nagle spojrzała na Magdę. - Mam nadzieje, że jak wrócę z urlopu to szybko znów się spotkamy. Naprawdę jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jeszcze raz za wszystko ci szczerze dziękuje - stwierdziła szczerym i radosnym głosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Sandra i Simon]
    Obserwowałam ze znużeniem informacje o tym kraju. Powierzchnia, hymn, stolica, głowa państwa i wiele, wiele więcej. Nie było to interesujące niestety, acz wymagane. Przy okazji dowiedziałam się o sytuacji sąsiadów tego kraju, może gdyby podjąć odpowiednie działania udałoby się coś zdziałać z Ukrainą chociażby? Pucz lub bardziej wyszukane działania jak założenie partii i powolne kroczenie ku władzy, mogłoby się udać...
    Moje oczy skierowały się w kierunku zegarka, wodoodporny i dość wytrzymały zresztą, służył mi pomyślnie od rozpoczęcia służby i raczej nie zapowiadało się abym go wymieniła. Godzina nie była na tyle późna abym szła się zdrzemnąć, i dobrze. Czas był niezwykle ważny.
    Włączyłam zakodowany program Nowego Porządku na pokładowym komputerze, musiałam zdać raport i przy okazji zaproponuje mój pomysł. Szybko się otworzył i po wpisaniu hasła był gotowy do pracy. Stukanie po klawiaturze roznosiło się po VTOLu niemiłosiernie, ale się udało. Szybko nacisnęłam przycisk „Wyślij“ i było po sprawie, rozprostowałam ręce głośno ziewając i oparłam się o obok siedzącego Simona. Raczej nic nie miał przeciwko, abym się zdrzemnęła chwilę oparta o niego, albo przynajmniej tego nie widziałam. Po chwili zrobiło mi się przed oczami ciemno i już spałam.

 

[Zwiadowcy]
    Dwóch żołnierzy Nowego Porządku, którzy obecnie byli przebrani, przemieszczali się przez ulice Warszawy. Jeden z nich trzymał w rękach telefon, na którym była pokazana mapa i trasą, którą musieli pokonać. Została im jedna ulica i skręt w bok, jedyne co im się nie podobało to bycie otoczonym przez wieżowce, dawno nie byli w stolicy jakiegoś kraju.
    - To tu. - mruknął jeden z nich zatrzymując się przed jednym z dużych budynków, ten jednak składał się z trzech części. Niska część stworzona z szkła, obok średnie i dość krótka półokrągła i część i na końcu można powiedzieć, że wieżowiec. Robotnicy montowali jakieś logo na budynku, ale nie to ich interesowało. Jeden z nich nacisnął guzik przy drzwiach i odezwał się do mikrofonu obok.
    - My NO. - NO to był skrót od nazwy New Order, jednak był to też swego rodzaju kod. Odpowiedziała im zielona kontrola i zostali wpuszczeni, przed nimi znalazł się łysy i wysoki mężczyzna wyglądający niczym kulturysta i ubrany w biały garnitur spojrzał na nich zza ciemnych okularów.
    - Szef chce się z wami widzieć. Natychmiast. - jeden z zwiadowców przełknął głośno ślinę, ale ruszyli wraz z „gorylem“ w kierunku windy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Salvador

Gisele Costa/Francesca

Francesca szarpnęła się gwałtownie, kiedy ktoś zaczął ją dusić, ale nie była w stanie ani krzyknąć ani się wyrwać. Była kruchą i słabą dziewczyną, ale przecież nawet gdyby nie to, nigdy nie nauczyła się żadnych przydatnych w takich sytuacjach chwytów czy uników. Przez krótką chwilę rzucała się jeszcze jak wyciągnięta z wody ryba, ale potem zaczęło jej się robić słabo i ciemno przed oczami. Opadła do tyłu na zabójcę.

Natomiast Gisele stała w kuchni, dość niedaleko korytarza.

- Francesca, ile jeszcze będziesz ściągać te buty? Francesca? Francesca do cholery!

Spojrzała rozeźlona do tyłu na łuk, za którym znajdował się korytarz. Nie widać stąd było nikogo, ponieważ trzeba było skręcić, żeby dojść do drzwi wejściowych i wieszaków. Mówiąc szczerze Francesca zawsze czuła pewien rodzaj respektu przed Gisele, więc jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie odpowiedziała na jej nawoływanie. A już szczególnie na trzy. Kobieta od Costów była doświadczona w przestępczości, tamta głupia rodzina to nie były pierwsze ofiary jej męża i syna. Jose już kiedyś zajmował się handlem narkotyków i, od czasu do czasu, kradzieżami. Musiała nauczyć się walki i podstępów już dawno, bo często ściągało to na jej rodzinę problemy. I teraz poczuła się niepewnie. Przecież dopiero jakieś pół godziny temu podpalono i zamordowano ludzi na tej samej ulicy. Zamiast iść od razu sprawdzić co się dzieje, otworzyła wysoko zawieszoną szafkę kuchenną i wyciągnęła z niej bagnet, leżący za słoikami z cukrem i kakaem. To nie była jedyna broń w tym domu, schowana na wszelki wypadek. Ściskając bagnet w dłoni zamiast od razu wyjść na korytarz wycofała się drugimi drzwiami do salonu.

***

Magda

Uśmiechnęła się ostatni raz do Snow, a potem powiedziała:

- Ja też mam taką nadzieję. Dobrze, w takim razie ja idę już na spotkanie, a ty zejdź na pierwsze piętro i udaj się do gabinetu na samym końcu. Po prawej stronie od schodów. Wejdź tam i poproś o kogoś do pomocy przy pakowaniu rzeczy, przedstaw się jako nowy pracownik. Wystarczy, że powiesz, że to prośba Magdy Wisdome, a na pewno ktoś z tobą pójdzie. Tak między nami, w księgowości ponad połowa pracowników to byłe kucyki, więc niczym się nie przejmuj - mrugnęła do niej i razem wyszły z gabinetu. Wkrótce jednak musiały się rozdzielić. Magda doskonale zdawała sobie przecież sprawę, że jest już spóźniona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Na powrót dotarłem do swego pokoju. Dziś chyba głównie takie trasy odbywałem z pokoju do każdej innej sali. Zresztą czy było w tym coś dziwnego? Nie w moim wypadku tak w ostatnim czasie wyglądało całe moje życie. A ja się coraz bardziej tu dusiłem. Nie taki byłem. Zawsze bardziej wolałem działać niż tkwić w miejscu a w ostatnim czasie niestety jest inaczej. Poza tym, że nasza grupa czuła się ze mną pewniej nie odgrywałem jak dla mnie już tu jakiejś większej roli. No może od czasu do czasu wciąż ratowałem jakiegoś Eequestrianina próbującego się ukrywać. No i w sumie to dzięki mnie nawiązaliśmy współpracę z innymi Equestrianami nie tylko kucykami. Ale jednak to nie było moje życie. Z wojownika, którym byłem zaczynałem się zmieniać w jakiegoś polityka czy mówcę. Może, dlatego kapitan, pod którym służyłem w Equestrii nie był zadowolony ze swego tamtejszego położenia. Zaczynał czuć się jak ja teraz.

 

Moje oczy skierowały się na łóżko. Arrow już dawno spał. Czasem mu zazdrościłem. Miałem wrażenie, że on niema żadnych zmartwień też tego chciałem będąc coraz bardziej zmęczony tym wszystkim. To miejsce i tutejsi dawni Equestrianie byli chyba jedyną rzeczą, która wciąż napędzała mnie do działania. Jednak nie wiedziałem, co będzie, gdy to wszystko dobiegnie końca. Moja przyszłość wciąż stała pod znakiem zapytania i szczerze mówiąc nie byłem pewny czy będę coś kontynuował później. Bez motywacji nasze życie staje się bezsensowne. A ja utraciłem już niemal wszystkie swoje motywacje by później dalej coś ciągnąć. Powoli zacząłem się przebierać. Nie bardzo miałem ochotę iść spać w ubraniu aż tak nisko nie upadłem by zachowywać się jak kompletny wrak. Gdy już skończyłem ułożyłem się pod kołdrą i powoli zamknąłem oczy czując jak sen powoli zaczyna mnie ogarniać. Miałem tylko nadzieje, że choć ten 1 raz od bardzo dawna będę miał spokojny sen i nic dziwnego nie zacznie mi się śnić.

 

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

No już nie walcz to będzie wtedy mniej bolało pomyślał mężczyzna widząc jak dziewczyna próbuje wyrwać się z jego chwytu. Nic do niej nie miał. Jakby to od niego zależało to by ją puścił jednak wyrok został wydany a za okazanie litości by nie zarobił. Zresztą, co to za różnica? Rzeźnik zabija świnię za pieniądze a on zabija ludzi czy jest tu jakaś różnica w schemacie życia i śmierci? Jak dla niego nie było takiej różnicy. Człowiek czy świnia, jaka to różnica? Żadna przynajmniej w jego odczuciu. Gdy kobieta na niego opadła jeszcze chwilę ją dusił upewniając się w ten sposób, że dalszego życia dla niej nie będzie. W pewnym momencie sprawdził jej puls, gdy go nie poczuł wiedział, że dla niej rola w tym przedstawieniu dobiegła końca. Zaczął powoli odciągać martwe ciało z widoku i by je odpowiednio ukryć. Gdy już to zrobił uznał, że nadszedł czas by zabawić się z drugą panienką.

 

To nie powinno już być problematyczne zabić tą drugą kobietę pomyślał widząc jak łatwo poszło z tą pierwszą. Jednak ostrożności nigdy dość. Wolał nie dać się jej nagle zaskoczyć gdyby ta go nagle zauważyła i skoczyła na niego z nożem kuchennym. Co prawda był pewny, że w takim wypadku i tak by ją w końcu spacyfikował i skręcił jej kark  jak zapałkę, ale jednak mógłby zostać ranny a na to nie miał ochoty skoro miał dokonać jeszcze kilku zabójstw na dzisiaj. Powoli, lecz ostrożnie zaczął kierować się w kierunku, w którym udała się ta druga kobieta. Nie sposób było go usłyszeć, bo lata pracy w tym zawodzie nauczyły go działać bezszelestnie. Na wszelki wypadek jego broń pozostawała w ciągłej gotowości na wypadek nieprzewidzianych wypadków.

 

Na szachownicy kolejna figura w jednej chwili zmieniła się w pył. Crystal już wiedziała, że zabójca dorwał kolejną ofiarę. Jednak kolejna figura w domu wydawała się być większym wyzwaniem dla jej zabawki tak przynajmniej sugerowała szachownica. Cóż ostrzec w czasie roboty i tak nie miała go, jak bo gdyby zadzwoniła zdradziłaby jego aktualną pozycje. A nawet gdyby tak nie było to i tak raczej by nie zadzwoniła. Nie zależało jej na jego życiu. Dla niej, jeśli zginie to i tak otrzyma to, co chciała, czyli dobrą zabawę, która skończy się przelaniem zbędnej ludzkiej krwi.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Gdy opuściły pokój  Snow cały czas szła za Magdą w milczeniu. Nic nie odpowiedziała, gdy ta mówiła gdzie ma się udać tylko wyglądała jakby cały czas nad czymś myślała. W końcu, gdy się rozdzieliły dziewczyna stała samotnie w korytarzu patrząc jak Magda odchodzi. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Wciąż było jej trochę głupio prosić obcych ludzi by marnowali swój czas i ją odprowadzali nawet, jeśli to były dawne kucyki jak ona. Przecież nie pierwszy raz by sama wracała do domu. Co to był dla niej za problem się spakować i potem tu wrócić? Jednak była pewna różnica. Do tej pory nikt nie znała jej prawdziwego pochodzenia a teraz się to zmieniło. Na dodatek Magda ją wręcz prosiła by sama nie wracała.

 

Wstrzymała lekko oddech i zaczęła się kierować wraz z instrukcjami swojej przyjaciółki na 1 piętro a następnie skierowała swe kroki ku końcowi korytarza aż trafiła do gabinetu gdzie miała się udać. Chwilę patrzyła niepewnie na drzwi nadal zastanawiając się czy powinna to zrobić. Cóż zawsze mogą jej przecież odmówić. Nie będzie nikogo zmuszać by z nią szedł. Jeśli będzie taka potrzeba uda się tam sama. Powoli zapukała do wnętrza gabinetu jak wymagała kultura by lekko pociągnąć za klamkę. Brak obecności Magdy był dla niej z pewnością stresujący, bo nikogo innego tu nie znała. Powoli weszła delikatnym krokiem do wnętrza gabinetu z lekkim przerażeniem na twarzy zaczynając się rozglądać dość niepewnie aż w końcu postanowiła się odezwać.

 

- Dzi... Dzie... Dzień dobry - powiedziała lekko się kłaniając, jąkając i rozglądając po sali. W jej głosie była dosyć spora niepewność. Jednak starała się zgromadzić resztki odwagi by powiedzieć to, o co ją prosiła Magda. - Nazywam się Snow Night - zdziwiła się lekko, że ponownie od tak zdradziła swoje prawdziwe imię jakby przestawała się dzięki Magdzie coraz bardziej bać swojego prawdziwego pochodzenia. Jednak starała się teraz bardziej skupić na powodzie, dla którego tu przyszła. - Jestem nowym pracownikiem. Pani Magda Wisdome - celowo dodała pani przed jej imieniem by nadać powagi Magdzie i nie chciała by ktoś myślał, że jest jakaś lepsza, bo uważa Magdę za swą przyjaciółkę. - Mówiła, że ktoś mógłby ze mną wrócić do domu by pomóc mi się spakować. Zrozumiem oczywiście, jeśli nikt niema na to ochoty - powiedziała znów dość niepewnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Wzruszyłem ramionami, wciąż trzymając słuchawkę w spracowanej dłoni. Szkoda mi było trochę tego faceta. Zakłada działalność gospodarczą, próbuje się jakoś ustawić w tym bądź co bądź trudnym życiu, a rujnuje mu to nic innego jak... inny człowiek. Ja byłem przyzwyczajony do tego, że wszyscy sobie nawzajem pomagali, nie rzucali kłody pod nogi.

- Da się zrobić - oznajmiłem, próbując brzmieć raźniej niż wcześniej. - Pracy się nie boję, coś wymyślę. Miłego dnia.

 

Uśmiechnąłem się pocieszająco, choć gość i tak nie mógł tego zobaczyć. No nic, może jeszcze coś mu się tam uda, przecież ludzie się zmieniają. Nawet tacy jak ona. Odłożyłem słuchawkę.

- Będę potrzebował... - zastanowiłem się chwilę. Miałem trochę własnych pieniędzy, mogłem zrobić dzisiaj jakiś dobry uczynek. Zapytałem siebie samego czy warto, znowu patrząc na obrażoną kobietę, demonstrującą mi swój profil. Ach, gdyby potrafiła się uśmiechnąć, powiedzieć ładnie "miłego dnia", ten sklepik lepiej dawałby sobie radę. A niech tam, stracę trochę pieniędzy. Przeżyję, a przynajmniej zaplusuję u Boga. - ... dwudziestu pięciu złotych. Na kable i inne pierdoły do tych waszych lodówek. Wyczyści je pani szanowna za ten czas, czy też nie da rady? Polerować już nie każę, proszę się nie martwić.

 

Jurij

Stanisław chyba nie dzielił poczucia humoru z prezydentem, zupełnie jak przewodniczący Dumy. No, to już można było się domyślić, że obaj są ludźmi tego samego sortu. Pełnymi złudzeń reliktami po międzywymiarowej wojnie, która wciąż jeszcze nie wygasła. Ale czy myślał w taki sposób, czy w inny, był człowiekiem na odzyskanej Ziemi. Barankin chciał dobrze dla jak największej ilości swoich obywateli oraz kraju jako całości, więc uśmiechnął się nieznacznie, zachęcająco. Ta wizyta może skończyć się dobrze nawet jeżeli nie zostanie odegrana według scenariusza. W sumie, cały cyrk chyba trzeba by odwołać, Moskwa ucieszy się z pozwolenia na powrót do normalności.

- Proszę się nie martwić - rzekł, czując, że jego dobra strona zwycięża. - Ochroniarz nie będzie żadnym ograniczeniem, będzie tylko chronił, tłumaczył oraz kupował bilety autobusowe. Będzie czekał na przed drzwiami tej komnaty za jakieś... pięć minut. Czy życzyłby pan sobie czegoś jeszcze? Jakichś dodatkowych informacji?

 

Iwan

Mężczyzna wcisnął okulary na nos z taką siłą, że na chwilę do niego przywarły. Gdy wróciły na swoją normalną pozycję, została po nich czerwona pręga. Wynajęty przez jego współpracowników Tatar przedzierzgnął się z szofera w sprzątacza, ale mimo tego nie mógł znaleźć się tak blisko odbywającej się za zamkniętymi drzwiami pogawędki o szumnej nazwie "konferencja", by dało się coś z niej wyciągnąć. Pozostawało tylko liczyć na to, że prezydentowi Barankinowi nie zachce się nagle odwalić jakiejś głupoty. To był mądry, dbający o Rosję człowiek, lecz niestety miał tendencje do okazywania swojego zbyt dobrego serca w najmniej odpowiednich momentach i w głupi sposób. Polityka to nie dziedzina od bycia dobrym człowiekiem bez potrzeby.

 

- Powiedzcie Hadżiemu by śledził urzędnika - powiedział ot tak, w powietrze. Był zły, nawet jemu się zdarzało. Nie na tyle, by straszyć współpracowników lub się na nich wyżywać, ale wolał na nikogo nie patrzeć. - Niech przypilnuje, by nie stało mu się nic bardzo złego dopóki nie przyjdzie sygnał od Rozowa i jego wtyk w bezpiece. Nie możemy działać nie będąc pewnymi, czego dziadyga chce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Do księgi postaci dodano nową postać Shattera.

___

Salvador

Gisele Costa

Gisele z każdą chwilą napełniała pewność, że jej przypuszczenie było słuszne. Na pewno nie były w domu same, być może Francesca już nawet nie żyła. Nie było jej z tego powodu przykro, teraz bardziej liczyło się dla niej przetrwanie. Schowała się, zachowując idealną ciszę. Ktokolwiek się tu włamał nie mógł mieć jak na razie pojęcia, gdzie jest. Możliwych miejsc było wiele.

W salonie stała kanapa na metalowych nóżkach, oraz tak samo zbudowane fotele. Pośrodku nich stał mały stolik do kawy, na przeciwko wyłączonego telewizora. Na prawo od wejścia do salonu stała komoda na której mieściło się akwarium. Przy drzwiach do kuchni stał wyglądający na zabytkowy zegar wahadłowy, ale od miejsca przy wejściu nie dało się zobaczyć, co jest za nim, w rogu. Przy łuku po drugiej stronie, prowadzącym na schody, stała duża zamknięta szafa. Poza tym stała tu jeszcze szafka z przeszklonymi drzwiami, za którymi można było znaleźć różne kryształy. Niestety z perspektywy wejścia do salonu zasłaniała ona dużą przestrzeń obok siebie, widać było tylko wystające wielkie liście jakiejś rośliny. Na karniszach wisiały obszerne zasłony, okna w salonie były dwa. Przy okazji na stoliku do kawy stała miska z niedojedzonymi kawałkami arbuza.

***

Snow/Księgowość

Nowe biuro księgowości wyglądało bardzo przyjemnie. Ściany były w kolorze jasnego błękitu, natomiast podłoga z jasnego drewna lub czegoś drewnopodobnego. Widać było jednak wyraźnie, że nie jest to normalne miejsce pracy księgowych. Na półkach dokumenty były poukładane dość niechlujnie, szybko, a większość teczek i tak leżała jeszcze na trzech biurkach, do posegregowania. Pochylały się nad nimi cztery kobiety. Tak już po prostu jest, że na tych stanowiskach najczęściej można spotkać panie. W tej grupie była tylko jedna rodowita ziemianka, natomiast pozostała trójka posiadała bogatą historię, jednego pegaza i dwóch jednorożców. Ziemianka imieniem Dorota spojrzała na Snow tylko kątem oka, gdy weszła, natomiast Flitter, Quartstar oraz Peachy Emerald, zwane dziś Florentyną, Karoliną i Olgą odstąpiły na chwilę od biurowej pracy i wysłuchały jej z uśmiechem. Peachy spojrzała na swoje współpracownice pogodnie, a zaraz potem na stosy dokumentów.

- Cześć, Snow. Cóż, rozumiem, że pani Magda mogła uważać, że już skończyliśmy, ale wiesz, okazało się, że przenieśli nam też część archiwalnych dokumentów - spojrzała na Snow pogodnie bez absolutnie żadnego wyrzutu. - Jestem Peachy Emerald, tak w ogóle, albo Olga Karczewska, do wyboru.

- Ale nie ma problemu - dodała nagle Flitter, dziewczyna o jasnych lokach. - Wiesz, mogę zadzwonić do kogoś, kto ma czas. W końcu to nie tak, że wszyscy są przez cały czas zajęci - dodała z przekąsem, ale nadal uśmiechała się do Snow. 

Nie dała jej szansy na odpowiedź, bo już wykręciła numer na stojącym na parapecie telefonie.

- Witaj, Anno - Peachy i Dorota parsknęły pod nosem, tylko Quart zachowała odpowiednią powagę, przyglądając się pogodnie Snow i mrugając do niej. - Jeśli możesz przyjedź do Kancelarii. W miarę jak najszybciej. To prośba pani Magdallene Wisdome, ale sama nie mogła do ciebie zadzwonić, jest teraz zajęta. Przyjdź do nowego gabinetu księgowości na piętrze. I ubierz w miarę nieprzemakalne buty - po skończeniu rozmowy odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się do Snow.

- Usiądź sobie na razie - wskazała jej jeden z foteli. - I nie denerwuj się, przecież cię nie zjemy - wspomniała, przypominając sobie jej początkowe zdenerwowanie.

Dziewczyny zaśmiały się pogodnie, nawet Dorota. Widać było, że lubią swoją pracę i są dość zgraną drużyną.

***

Kleopatra

Słysząc to pierwsze "będę potrzebował" Kleopatra prychnęła w myślach, bo kimże on był, by czegokolwiek od niej oczekiwać. Nie odezwała się słowem, decydując się zachować pełne godności milczenie, kiedy wydawała mu z kasy pieniądze. Ani trochę nie interesowały ją pieniądze sklepu, przynajmniej tak długo jak dostawała odpowiednią wypłatę. Kładła banknoty i monety na blacie, nie pozwalając sobie na dawanie mu ich do ręki. Kontakt ograniczony do minimum. Jej milczenie jednak skończyło się gwałtownie, kiedy usłyszała, że ona, najpiękniejsza kobieta świata, księżniczka Saddle Arabii i pani Egiptu miałaby skazić swój majestat tak ohydną pracą jak czyszczenie lodówek. Przecież nawet jej za to nie płacą.

- Ty chyba oszalałeś - powiedziała do niego władczo i z odrazą. - Ja, władczyni Saddle Arabii, pani Egiptu, miałabym wykonywać tak plebejskie zajęcia? - znów odwróciła głowę, obrazując to, jak bardzo obrażona się w tej chwili poczuła.

***
Stanisław

- Rozumiem - odpowiedział Stanisław już trochę uspokojony. - Nie, myślę, że wszystko jest już jasne. Jeśli mogę, chciałbym najpierw odwiedzić przedmieścia Moskwy, rozumie pan, od krańców będę kierował się ku centrum, tak będzie najrozsądniej.

Poprawił garnitur i przycisnął do swojego boku nieodłączną walizeczkę. Tak naprawdę ani prezydent ani nikt z rosyjskich urzędników nie wiedział co w niej jest, ale co jak co, Stanisław nie dałby sobie jej odebrać. Teraz nawet uśmiechnął się lekko do Barankina, ciesząc się, że ma za sobą już te oficjalne rozmowy początkowe i może w końcu zacząć pracować.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Godzina stawała się coraz późniejsza, co zdecydowanie nie zadowalało Crystal. Ta zabawa w chowanego mogła się skończyć trochę szybciej. Chyba będzie musiała sobie jutro wziąć wolne by się spokojnie wyspać po tej całej akcji. Teraz nie chciała nic przegapić. Była bardzo ciekawa jak się skończy to starcie. No chyba, że zacznie się to wszystko przeciągać. Wiecznie ze zmęczeniem walczyć nie mogła.

 

Zabójca dalej chodził cicho w poszukiwaniu swojej ofiary. Był jak zawsze przy tym niezwykle ostrożny. Jednak dziwił go fakt, że nigdzie nie widział gdzie się udał jego cel. Przecież nie mogła wiedzieć, że tu jest. Jakim niby cudem? Nie było krzyku w domu, gdy dokonał pierwszego zabójstwa. Zrobił to profesjonalnie i bardzo cicho. Więc gdzie ona do cholery jest? Uciekła? Niemożliwe. Odciął wszelkie drogi ucieczki. Gdyby wyskoczyła przez okno na pewno by coś usłyszał. A żeby otworzyć drzwi wyjściowe musiałaby się z nim spotkać najpierw. Więc, o co tu chodzi?

 

Nagle skojarzył sobie krzyk tej kobiety do tej, którą mordował. Czyżby brak odpowiedzi jej wystarczył by się domyślić, że tu jest ktoś poza nią? Tylko, dlaczego wtedy nie ucieka a głupio się ukrywa. W końcu ją znajdzie. A jeśli nawet zadzwoni na policje to zabierze ją i policjantów ze sobą do grobu. A może miała ochotę bawić się w chowanego? Jeśli tak to popełniła ostatni w życiu błąd. W końcu ją znajdzie. Przemierzał kolejne pomieszczenia w milczeniu nie interesując się za bardzo jak to wszystko jest urządzone. Nie obchodziło go to. Teraz liczyło się tylko jego zadanie. Powoli i cicho wszedł do salonu, któremu zaczął się dokładnie przyglądać. Często ludzie starają się ukrywać raczej pod łóżkiem jednak wolał najpierw sprawdzić wszystkie pomieszczenia by mieć pewność, że ta mu nagle nie ucieknie.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Uśmiech ponownie zagościł na twarzy Snow, że została tu tak ciepło przyjęta. Tak jak powiedziała Magda tutejsze kobiety były bardzo miłe. Jednak jak się okazało miały one już swoje zajęcia i nie miały dla niej czasu. Dobrze to rozumiała i nie miała im tego za złe. Chciała im powiedzieć, że nic nie szkodzi i sama zdoła sobie poradzić. Jednak nie zdążyła nic zrobić, bo te nagle zaczęły dzwonić do jakiejś Anny. Nie chciała tego. Była pewna, że i ta kobieta miała jakieś swoje plany a teraz przez nią wszystko musi zmieniać. Niestety nie mogła już odmówić, gdy tamte się szybko rozłączyły i kazały jej usiąść. Snow znów spojrzała to na nie a to na miejsce, na którym miała usiąść.

Nie miała za dużego wyboru gdyby teraz wyszła sama to by pewnie zirytowała tą biedną kobietę, że nie dość, że psuje jej plany to jeszcze przyjeżdża tu na darmo.

 

Powoli więc usiadła przyglądając się cały czas dawnym Equestriankom i ich pracy. Cieszyła się, że jest wśród swoich. Nie pamiętała, kiedy ostatnio rozmawiała z innym rodowitym kucykiem tak otwarcie. W końcu jednak postanowiła się odezwać.

- Kim jest Anna? Czy jest dawnym kucykiem jak my? - spytała trochę ciekawym głosem kobiety mając nadzieje, że to im nie przeszkodzi w pracy. Mówiąc szczerze wolała się czegoś dowiedzieć o tej kobiecie skoro miała z nią iść. Jeśli w drodze do domu zauważy, że ta nie jest raczej chętna do pomocy to najwyżej pozwoli jej odejść a sama się spakuje a Magdzie i tak powie, że jej pomogła nawet, jeśli pójdzie. W końcu nie chciała mieć tu wrogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Wyjęła leniwie słuchawkę z ucha podnosząc słuchawkę telefoniczną... Wysłuchała tego co miało zostać jej powiedziane i miała małą zagwozdkę odkładając ją. Tak jak starała się ufać Wisdom, do której starała się dość regularnie chodzić na wizyty, tak wcale nie lubiła się z księgowymi. Nie umiała zrobić czegoś... Zachować się tak jak każdy człowiek czy kucyk, bo nigdy nie była ani jednym ani drugim. Starała się udawać... A to była dość złudna zagrywka... Odsuwająca ją od tego czym była naprawdę, a w gruncie rzeczy nie mogła się tym poszczycić. Stąd rodził się w niej brak akceptacji. Nie mogła wmawiać sobie że jest przeklęta własnym losem i tym sposobem usprawiedliwiać siebie samą. Ta zagrywka straciła całą swoją moc. Nie miała wcale przyczyny, więc było sztuczne i odrażające to wszystko w jej logice.

Jej palce nerwowo uderzały o stół, odmierzając upływający czas... Od telefonu minęły może z 3 minuty. Nie więcej. To miała być sztuczka... Manipulacja czy miała coś w sobie że wymuszało to na niej sumienie... Po prostu gryzło ją to że czegoś nie zrobiła... Wstała przypinając sobie komputerek do paska... Na jej źrenicach widać było po bliższym przyjrzeniu się wyświetlaną stronę internetową... Ale tylko na chwile później ściemniła obraz niemal całkowicie jednym ruchem oka.

Wyszła z biura, kierując się systemem korytarzy i wind znalazła się koniec końców w budce telefonicznej może z 500 metrów od kancelarii. Dopiero tam pochwyciły ją wątpliwości co do tego czy właściwie nie dała się wkręcić jak wierny pies na słowo... Myślała że to księgowe chciały ją wystrzyknąć na dudka, bo znowu jakieś dokumenty... Zaryzykowała jednak idąc dalej przed siebie.
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pawło

Zebrałem wszystkie pieniądze z lady, odczekując odpowiedni moment by kobieta zabrała ręce jak najdalej. Jeszcze się zarażę od niej byciem wredotą, pomyślałem sobie, wypuszczając nosem powietrze. Przeliczyłem je bezczelnie, po czym zapakowałem do kieszeni. Wyszedłbym sobie spokojnie, nie wadząc nikomu i zapewne sprawiając tym ogromną ulgę babie za kontuarem, gdyby nie to, że postanowiła na mnie eksplodować i...

 

... zaraz, co?

 

Ale naprawdę, co? Zawiesiłem się, stojąc jak kompletny idiota, niezdolny do ruchu, z półotwartymi ustami. Niby wzrok miałem skierowany mniej więcej na nią, ale tak naprawdę w ogóle teraz kasjerki nie widziałem. Moje oczy były puste, w czasie kiedy umysł restartował się jak ten no... komputer. Mrugnąłem, po raz pierwszy od prawie dwóch minut. Po chwili wybuchnąłem szczerym, donośnym słowiańskim śmiechem. A więc to było jakieś przedstawienie, ukryta kamera, albo po prostu kobieta miała bardzo specjalne poczucie humoru. Bardzo, bardzo specjalne, skoro odstraszało klientów. Śmiałem się długo, serdecznie.

- Tu mnie masz. Już się zastanawiałem czy ty po prostu nie znajdujesz przyjemności we wkurwianiu ludzi - powiedziałem wesoło, jednak tym razem nie wrednie ani prześmiewczo. Mówiłem całkiem poważnie, wbrew uśmiechowi. - A na rzeczy jest co innego. Wyczyść chociaż część, to puszczę to w niepamięć.

 

Nie czekając na odpowiedź, wyszedłem do elektrycznego za rogiem.

 

[W następnym poście Pawło wróci do sklepu, z nieco poprawionym humorem. Zobaczymy na jak długo :^) ]

 

Moskwa

Ktoś uprzejmy wyprowadził Stanisława z Kremla, oczywiście po całej masie urzędowych, długich, kwiecistych i w zasadzie raczej zbędnych pożegnań. Żadne spotkanie dyplomatyczne nie mogło obyć się bez fasady słów przesłaniających uczucia stron zaangażowanych. Ochroniarz już czekał - był to zwykły mężczyzna w wieku niżej średnim, nie wyróżniający się z tłumu, w przyległym, lecz zapewniającym swobodę ruchów stroju. Podróż odbyła się za pomocą taksówki, ze względu na bezpieczeństwo oraz fakt, że tym pojazdem można było dojechać właściwie wszędzie, lepiej niż autobusem, trolejbusem czy metrem. Sam dojazd na przedmieścia trochę czasu zajął - Moskwa była bardzo duży miastem i takim pozostała, mimo drobnych międzywymiarowych kłopotów.

 

Im bardziej wóz kierowany przez sympatycznego taksiarza blisko emerytury oddalał się od centrum, tym mniej reprezentacyjne stawało się miasto. Historyczne budynki, olśniewające cerkwie, tętniące życiem kluby i domy handlowe ustępowały postsowieckim drapaczom chmur, te z kolei kanciastym, szarym chruszczowkom oraz innym tworom z wielkiej płyty, produkowanym na setki. Barwna stolica Rosji stopniowo zamieniała się w pozbawioną koloru i polotu przestrzeń, maszynę do mieszkania oraz życia. Poza tym częściej trafiało się tutaj na funkcjonariuszy publicznych.

 

Taksówka zatrzymała się przed typowym osiedlowym sklepikiem ogólnospożywczo-monopolowym. Ochroniarz zapłacił, starszy kierowca podziękował i zabrał się precz. Stanisław został sam na sam ze swoim tymczasowym towarzyszem, mógł przystąpić do wykonywania swoich planów.

 

Hadżi zatrzymał się nieopodal, w jakimś podwórku.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Proszę jeszcze poczekać, relacja z wydarzeń jest w lokalnej telewizji, informacja w gazetach się dopiero pojawi.

____

Salvador

Na ulicę dojechali już dziennikarze i zaczęli relacjonować gaszenie pożaru i wyciąganie zwłok.

Gisele Costa

Podejrzenia Gisele potwierdziły się bardzo szybko. Jakiś cholerny włamywacz-zabójca łaził bez pozwolenia po jej domu, Francisca już pewnie nie żyła. Najprawdopodobniej był to mężczyzna. Jeszcze bardziej prawdopodobnie jej szukał. Jednak nie przyglądał się dokładnie meblom, co dawało jej szansę. Wystarczyło poczekać na odpowiedni moment, koleś pewnie nie spodziewał się ataku wściekłej kobiety tylko raczej kogoś w stylu rozbeczanej jemioły. 

Kanapa w salonie nie bez powodu miała nóżki, chociaż na pierwszy rzut oka nie dało się tego domyślić. Po prostu taki mebel, zdarzają się. Jednakże kiedy włamywacz znalazł się wystarczająco blisko w swoich poszukiwaniach Gisele, schowana właśnie pod kanapą miała idealny widok na jego nogi. Wystarczyło tylko trochę siły, a Gisele ją miała, jej atletyczna budowa nie wzięła się znikąd, regularnie ćwiczyła. Zanim koleś mógłby się zorientować (poza tym mało prawdopodobne by szukając patrzył cały czas w dół) w jego stopę, niewiele nad kostką, wbity został bagnet. Broń, która miała być świetnym środkiem ataku i obrony właśnie taką była. Rozdarła spodnie i skarpetę i wbiła się głęboko pomiędzy dwie kości, rozdzierając ścięgna i mięśnie. Ból z pewnością opóźni reakcję faceta, ale Gisele zdawała sobie sprawę, że na pewno za chwilę może rozpocząć się coś bardzo nieprzyjemnego. Jak najszybciej wyszarpnęła bagnet, rozrywając tyle skóry ile się da i na szybko wbiła go w stopę, unieruchamiając gościa, chyba, że ma ochotę jeszcze bardziej porozdzierać sobie nogę. Trwało to zaledwie kilka sekund, bo których Gisele schowała rękę i przesunęła się odrobinę, gotowa wyskoczyć po drugiej stronie sofy.

Mężczyzna mógł już zapomnieć o tej nodze, na pewno nie jest ona teraz sprawna. Czy da się ją jeszcze w ogóle uleczyć, trudno stwierdzić, ale Gisele była dumna, bo nawet jeśli dzisiaj zginie to przynajmniej zrobiła coś z powodu czego ten głupi włamywacz zapamięta ją jeszcze na długie miesiące.

***

Księgowość

Dorota i Quart wróciły już do swojej pracy, ale Peachy i Flitter wydawały się chętne, żeby porozmawiać jeszcze ze Snow. Flitter odgarnęła blond włosy i z uśmiechem przysunęła się do dziewczyny ze swoim krzesłem, natomiast piegowata twarz Peachy rozjaśniła się uśmiechem.

- No cóż - zaczęła Flitter wzruszając ramionami - rodowitym kucem to ona chyba nie jest. W każdym razie mamy do niej mieszane uczucia, ale na pewno jest dobrą osobą, skoro pani Natalia i pani Magda jej ufają. Poza tym do tej pory jeszcze nikogo tu nie zawiodła. Powinno być dobrze. Od razu ci mówię, nie stresuj się będąc z nią - złapała ją za rękę w miłym, Equestriańskim geście. - Tak naprawdę wszyscy w Kancelarii to dobrzy ludzie, jeszcze się nie spotkałam z kimś, kogo bym nie polubiła, po prostu moim zdaniem Anna jest trochę nudna.

- i dziwna - dodała Peachy z lekkim uśmiechem.

- Ale na pewno nie będzie dla ciebie niemiła, przynajmniej tak myślę - dodała z uśmiechem. - A tak w ogóle to kim byłaś w Equestrii, Snow? Ja mieszkałam w Cloudsdale i chyba nie za bardzo miałam szansę cię poznać.

***

Natalia

Spotkanie się zaczęło, kiedy wszyscy Ministrowie dotarli już do sali. Aż miło było patrzeć na to, jak wszystkie miejsca zapełniają się tymi wszystkimi znamienitymi osobami, jej elitą, która miała za zadanie poprowadzić świat do lepszego jutra. Uśmiechnęła się pod nosem i opuściła lekko głowę, tak, że jej blond włosy zasłoniły odrobinę twarz.

Natalia siedziała oczywiście na szczycie stołu, natomiast idealnie po drugiej stronie miejsce zajęła Jolanta. Ponura kobieta patrzyła jednak w swoją szklankę z sokiem i nie przyłączyła się do pogodnej rozmowy w którą wplątała się część ministrów. Przyszła jednak pora zacząć spotkanie. Wystarczyło tylko by Natalia cicho i uprzejmie odchrząknęła, a natychmiast zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli na panią premię, w oczach części ministrów można było się dopatrzeć lekkiej niepewności, której nie widać było, kiedy spotykała się z nimi na przykład na korytarzu. Zdecydowanie widoczne jednak było, że ministrowie pochylili lekko w lekkiej zadumie. Wszyscy poza Jolantą, która z drugiego końca stołu wpatrywała się twardo i surowo w Natalię.

Pani premier zignorowała to jednak i oglądała po kolei każdego ze swojej Kancelarii, doskonale zwracając uwagę na szczegóły. Magda siedząca zaraz po jej prawej stronie miała tak samo kamienny wyraz twarzy jak zawsze. Natalia już dawno pozbyła się w niej wrażenia tego, że tu nie pasuje, nie chciała by dziewczyna, młoda, a jednak tak bardzo inteligentna, źle się tu czuła.

Oczywiście doskonale widać było determinację we wzroku ministra obrony narodowej, nigdy nie mógł jej przecież ukryć, ale dodawało mu to siły i zaufania ze strony mieszkańców Polski. Siedząca zaraz obok niego minister rodziny, pracy i polityki społecznej, była tak samo pogodna jak zawsze. Obok minister kultury, ciemnowłosa i wyprostowana jak struna. Większą uwagę zwróciła też na ministra finansów, uśmiechniętego półgębkiem, z miną wyrażającą niesamowitą pewność siebie, którą czasami starała się mu ukrócić. 

Teraz jednak pora na rozpoczęcie rozmów, które nie były jednak przeznaczone dla uszu wszystkich...

***

Kleopatra

Kleopatrę aż zatkało. Myślała, że za chwilę naprawdę nadszarpnie swoją dumę i wyskoczy z kontuaru, żeby wydrapać mu oczy gołymi rękoma. To nie było wcale niemożliwe, w końcu paznokcie miała jak zawsze niesamowicie długie, ale też zadbane. Nie chciała ich niszczyć na tej niegodnej twarzy. Aż pobielała z wściekłości, patrząc na wychodzącego mężczyznę. Ha! Myć lodówki i zamrażarki? Nigdy. Nawet nie podejdzie do tych okropnych urządzeń. Obmyślała już jednak zemstę za tę okropną zniewagę. To nie tak, że nie miała sprytu w końcu ile razy zniszczyła już swoich licznych kochanków w dawnych królestwach, kiedy tylko przestali jej się podobać? Na razie jednak usiadła z założonymi rękoma i nie ruszyła się aż do powrotu pseuoelektryka.

***

Stanisław

Stanisław wyszedł zadowolony z taksówki, trzymając ciągle blisko siebie swoją nieodłączną teczkę. Spojrzał kątem oka na ochroniarza i zdecydował się zacząć wszystko uprzejmie, tak, jak zrobiłby to pewnie w Equestrii.

- No cóż, nareszcie dojechaliśmy. Myślę, że zacząłbym od tego sklepu, z chęcią porozmawiam ze zwykłymi ludźmi. Dobrze byłoby dowiedzieć się jakie są tu warunki do życia - uśmiechnął się lekko i nie czekając na odpowiedź wszedł do sklepu. Już na progu wyciągnął pewien dokument, który był przeznaczony do uzupełnienia, nie była to czysta kartka lub notatnik, jak można się było spodziewać.

- Dzień dobry - zaczął uprzejmie w środku. - Jestem Stanisław Radler, mam nadzieję, że nie sprawię problemu, ale chciałbym przez chwilę porozmawiać - mówił wbrew pozorom rosyjskim i to nawet całkiem nieźle. Nauczył się tego języka już na rozpoczęciu pracy w senacie, ponieważ pani premier Natalii poprosiła senatorów i posłów, by każdy nauczył się przynajmniej dwóch obcych do tej pory dla Equestrian języków. W przypadku Stanisława był to rosyjski i czeski, ponieważ spodobały mu się języki typowo słowiańskie.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal/Felicja Romanis - Zabójca

Mężczyzna dalej kontynuował swe poszukiwania. Zastanawiał się gdzie mogła się podziać jego ofiara. O ile znał życie a je znał wiedział, że teraz znalazła sobie zapewne kryjówkę i modli się by policja przybyła na czas by ją ratować. Jednak nikt nie przyjdzie jej z pomocą. Są tu teraz tylko ona i on a wkrótce będzie już tylko on. Nagle jednak poczuł okropny ból w nodze. Nie zdążył nawet zareagować, gdy zaczął wrzeszczeć niemiłosiernie. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak załatwić. Gdy atak się skończył padł obolały na ziemie trzymając się za nogę.

 

- Ty cholerna wiedźmo! - wrzeszczał wściekle w kierunku, z którego został zaatakowany. Zaczął czołgać się pod ścianę zostawiając za sobą wielki ślad krwi. Nie mógł uwierzyć ze dał się tak załatwić. Był nieostrożny i przegrał. Nawet, jeśli teraz ją zabije już nie ucieknie. Nie z taką raną. Policja go drowie a wiedział, że jak do tego dojdzie już nigdy nie wyjdzie na wolność. Zwłaszcza jak powiążą go ze wszystkimi jego zabójstwami a zabił już ze 30 ludzi przez całą swą karierę. Na dodatek nie był pewny czy jeszcze kiedyś zdoła odzyskać pełną sprawność w nodze po takim ataku Teraz została mu już tylko jedna droga a za błędy trzeba płacić inaczej być nie mogło. Zaczął powoli ściągać swoją bluzę. Dokończy, choć po części swoje zadanie i zabije te babsko za to, co mu zrobiła za wszelką cenę. Rewanż musiał być. Gdy zdjął bluzę okazało się, że był obładowany ładunkami wybuchowymi o sile zdolnej wysadzić mały dom. Niewiele myśląc uruchomił je i już nic więcej nie poczuł, gdy doszło do eksplozji.

 

Crystal widziała jak jej zabawce coś się stało. Na jego figurze pojawiło się pęknięcie. Czyli był ranny a może nawet umierał. Nie miało to dla niej znaczenia. Był głupi, bo nie docenił przeciwnika tak się to kończy, gdy ktoś staje się zbyt pewny siebie. Jednak jej to nie dotyczyło. Zawsze dostaje to, czego chce i nic nie może jej stanąć na drodze. Nagle spostrzegła jak obie figury zmieniają się w pył. Zarówno zabójca jak i ofiara. Czyli jeszcze zdołał ją zabić? Cóż zawsze jakieś pozytywne strony tego wszystkiego. Dziś została przelana brudna ludzka krew. Miała nadzieje, co prawda, że będzie jej więcej, ale to powinno już zwrócić uwagę świata jak się kończą ataki na jej pobratymców a jeśli to dalej za mało to zawsze można to powtórzyć. Jednak na dzisiaj już starczy czas wracać do domu spać. Jutro chyba będzie musiała wziąć wolne i odpocząć trochę. Machnęła dłonią nad szachownicą a ta nagle ponownie zniknęła zaczęła się powoli kierować do wyjścia z budynku by dojść do limuzyny, która ją odwiezie do domu.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna w milczeniu przyglądała się jak jedna z dawnych Equestrianek się do niej przysunęła i zaczęła słuchać wszystkiego z uwagą. Więc kim jest tak naprawdę Anna? Rozmyślała nad tym. Będzie szła z osobą, o której nic właściwie nie wie. Nawet Magda nic jej nie mówiła o tej Annie. Jednak podobno jest miła. Na dodatek Magda jej ufa, więc na pewno będzie dobrze. Jednak zastanawiała się trochę czy Anna jest człowiekiem rodowitym czy kucykiem jak ona a może kimś jeszcze innym? Do tej pory raczej nie widywała innych Equestrian zmienionych w ludzi

 

Jej rozmyślania zostały przerwane na kolejne słowa dziewczyny. Teraz dopiero pomyślała jak ciężko musi być komuś takiemu jak ona. Co prawda Snow straciła magię i brakowało jej trochę tego, co mogła robić dawniej. Jednak nigdy nie była w tym jakoś specjalnie dobra znała tylko podstawową magię. To Golding był w tym specjalistą nie ona. Jednak dawne pegazy wszystkie umiały latać a teraz zostały skazane na to by być jak wszystkie dawne kucyki, które zostały przybite do ziemi. Co prawda były samoloty, ale wiedziała, że dla nich to na pewno nie jest to samo lekko się uśmiechnęła do dziewczyny.

 

- Raczej nie mogłyśmy się spotkać - powiedziała miłym głosem. - Niestety ja zawsze byłam przybita do ziemi. Urodziłam się jednorożcem w Canterlocie a potem mieszkałam w Crystal Empire gdzie prowadziłam sklep ze najznamienitszymi strojami z całej Equestrii. Stare czasy, ale brakuje mi ich - dodała lekko i melancholijnie. - Nie byłam, więc niestety nigdy w Cloudsdale, czego żałuje, bo słyszałam, że było wspaniałe. Mój kuzyn służył z pegazem, jako partnerem w gwardii, więc trochę słyszałam o tym wspaniałym miejscu - powiedziała z delikatnym uśmiechem. Naprawdę podobało jej się tutaj. Atmosfera, która tu panowała podnosiła ją na duchu jak nigdy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt w koło, nie miał raczej powodu zwracać uwagi na jej osobę idącą szybkim, elastycznym krokiem przed siebie... Dla większości wyglądało to na typowe korporacyjne zachowane i na takie też wskazywało jej ubranie. Na sobie bowiem miała szary żakiet, pod którym kryła się biała koszula, i proste spodnie w tym samym kolorze co góra, których nogawki ledwo dotykały czarnych butów na płaskich podeszwach.

Nie zastanawiała się co miało znaczyć żeby ubrała w miarę nieprzemakalne buty... Wyszła tak jak stała... i gdy doszła do kancelarii troszeczkę ją zamurowało... Dlaczego o tym nikt jej nie zameldował? Gdzie leżało niedopatrzenie w tym wypadku. Jej twarz przybrała naburmuszony wyraz, by za chwile utonąć w spokoju wymuszonym przez sumienie kształtujące postawę. Przeszła po przez główny hol pytając się w recepcji gdzie ma się udać...  Dotarcie na miejsce nie zajęło jej dużo czasu choć było to odrobinę problematyczne...

Gdy tam doszła, zapukała o drzwi trzykrotnie zanim weszła, nie czekała na odpowiedzi... Sama zaczęła pytaniem. Można było się domyślić że miała w głowie poszukiwania jakiejś intrygi ze strony księgowych, ale w jej głosie nie było tego widać. Był w miarę suchy i koncentrujący się tylko na danym zadaniu. Jakby dla niej to miało tylko znaczenia.

- Do rzeczy. Czego potrzebuje Pani Wisdome? - Wykonała typowy dla siebie gest ręką, jakby wszystko od siebie odrzucała. Tylko kątem oka zwróciła na Snow. Nie próbowała się zastanawiać kto to... Po prostu tylko ją zarejestrowała, nic więcej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Salvador

Gisele Costa

Gisele śmiała się odrobinę histerycznie, wiedząc, że go załatwiła. Nie obchodziło jej już, że zdradza swoje położenie, w końcu doskonale wiedział, gdzie jest. Nie zwróciła nawet odrobiny uwagi na obrazę, wyskoczyła po drugiej stronie kanapy akurat w momencie, gdy mężczyzna padł na podłogę.

- I co? Zadarłeś chyba z niewłaściwą osobą? - podchodziła do niego, zastanawiając się co jeszcze może zrobić.

Nie powinna była tego robić. Powinna uciekać od razu, nie patrząc za siebie. Ale skąd mogła wiedzieć, że ten gnojek ma na sobie materiały wybuchowe. Widząc je rzuciła się w panice, machając czarnym kucykiem, w stronę kuchni i drogi na korytarz, ale na nie wiele się to już zdało.

End

Wybuch był na tyle silny, że nie tylko zniszczył doszczętnie budynek, ale też uszkodził część domów w sąsiedztwie. Pewnie i one zostałyby dosięgnięte przez siłę wybuchu, ale duża przestrzeń ogrodów ratowała je przed obszarem rażenia. Za to bardzo dużo gruzu i innych fragmentów mebli rozsypało się po sąsiednich trawnikach, wiele okien pękło też z powodu hałasu. Wybuch rozniósł się prawie po całej ulicy, natychmiast zjawiła się tam między innymi straż pożarna, żeby gasić palące się gruzy i drzewa, które niszcząca siła dosięgła. 

Kiedy tylko rozległ się ten przerażający huk Sonia z matką uciekły z ganku, zostawiając zdezorientowanego policjanta. Wszystkie dzieci były teraz w domu, łącznie z wystraszonymi i zdziwionymi bliźniaczkami, które do tej pory nie miały jeszcze nawet pojęcia o pożarze u babki Portali. Bujne żywopłoty i drzewa wygłuszały większość hałasów, między innymi wystrzałów, ale huku wybuchu nie były w stanie już powstrzymać. Rodzina siedziała teraz jak na szpilkach w kuchni. Matka Sonii kołysała na rękach najmłodszą Glorię, gdy Sonia uspokajała nerwy. W końcu była w ciąży. Wszystko wskazywało jednak na to, że tej rodzinie nie stało i w najbliższym czasie nie stanie się nic złego.

Siedząc na miękkich kanapach w kinie, razem z popcornem i napojami, Rita razem z Pią i jej mamą czekały na seans. Jeszcze tylko 10 minut. Ale wtedy w telewizorze, wiszącym pod sufitem obok kasy biletowej, w którym normalnie leciały kanały muzyczne, pojawiły się wiadomości specjalne z pewnej Salvadorskiej uliczki. 

- Przecież to u nas, mamo - powiedziała Pia.

Jej matka wpatrywała się przez chwilę zamarła w telewizor, a potem wstała, napięta jak struna i rzuciła tylko szybkie:

- Chodźmy. Szybko. Do domu.

Kobieta kompletnie zignorowała jedzenie i picie i pociągnęła dzieci w stronę wyjścia. Rita obracała co chwilę głowę, kiedy dziennikarze zbliżali się na żywo w stronę kolejnego, tym razem doszczętnie zniszczonego domu.

Jedno było wiadome, te wiadomości, gdy pojawią się w gazecie, na pewno wstrząsną opinią publiczną.

***

Księgowość

- Nie przejmuj się. Ja za to nigdy nie byłam w Crystal Empire, a zawsze chciałam je zobaczyć. Piękne miasto kryształów - westchnęła z melancholią Flitter, a Peachy pokiwała głową, nadal nie zabierając się do pracy, tylko wpatrując w uśmiechem w Snow.

W tym momencie pojawiła się Anna. Peachy przewróciła ledwo zauważalnie oczami i zabrała się w końcu za papiery, stwierdzając chyba, że to będzie ciekawsze. Quart i Dorota skinęły jej uprzejmie głową na wejście, ale nie odezwały się słowem. To Flitter przejęła stery.

- Witaj, Anno - powiedziała z praktycznie niewykrywalnym przekąsem w głosie, jednak nadal się uśmiechając. - Poznaj Snow Night. Pani Magdallene poprosiła, żeby ktoś pomógł jej przy pakowaniu się. Będzie teraz nową pracownicą, wiesz jak to jest z przygotowaniami czasem. My nie mamy za bardzo teraz czasu, wiesz, trzeba ogarnąć dokumenty po tym co się stało na dole. Ale skoro pani Magda poprosiła, żeby jej pomóc, to pomoc otrzyma. Chcesz coś jeszcze dodać, Snow? - zapytała dziewczynę z zachęcającym uśmiechem.

____

Co nowego w gazetach?
- Morderstwa, podpalenie i wybuch, czyli tragiczny dzień dla mieszkańców uliczki na Salvadorskim przedmieściu. Zginęło 7 osób. 

 

... Pierwszą ofiarą była starsza kobieta, która została zamordowana we własnym domu, który został potem podpalony. Zrozpaczona pani Elene G. wyznaje, że jej mąż i jego dwaj bracia usłyszeli wystrzał w sąsiednim domu staruszki i poszli sprawdzić co się dzieje. Zostali zamordowani na amym progu, na ich ciałach znaleziono wielokrotne ślady postrzałów. Jak mówią mieszkańcy przez jakieś pół godziny panował spokój zanim rozległ się wybuch, który doszczętnie zniszczył dom na drugim końcu ulicy. Zginęła mieszkająca tam Gisele C. opuszczając dziecko, które tego dnia pojechało z koleżanką i jej mamą do kina. Oprócz tego w domu znaleziono jeszcze dwa ciała. Jedno najprawdopodobniej należy do młodej Francesci S. którą tego dnia widziano w towarzystwie Gisele. Identyfikacja trzeciego ciała trwa, policja podejrzewa, że może to być ciało zabójcy...

...Jak twierdzi policja morderstwa mogły być aktem zemsty, ponieważ zaatakowane domy należały do rodzin bandytów, którzy jeszcze niedawno zaatakowali Equestriańską rodzinę. Rosnące napięcia w Salvadorze i okolicach sprowokowały władze miasta do wprowadzenia nowych zasad ochrony obywateli...

...Prezydent miasta Salvador przestrzega przed nakręcaniem spirali nienawiści. "Przestępców złapano, wymierzona została im kara, nie ma sensu zabierać się za samosądy. Chcemy pokoju, chcemy równości, chcemy bezpieczeństwa. Krwawa zemsta nigdy nie była i będzie akceptowana. Equestriańska rodzina, która stała się ofiarą poprzedniego ataku, mimo nadal trwającej żałoby nawołuje do zaprzestania agresji." -  "Bardzo cierpimy z powodu straty syna, ale czy dziecko kobiety z Salvadoru nie cierpi tak samo po utraceniu matki? Nie chcemy wojen, chcemy sprawiedliwości, bez krzywdzącego i niepotrzebnego przelewania krwi"...

...Co dalej? To tylko kwestia czasu, aż sprawą zajmą się najważniejsi światowi politycy. Sekretarka premier Rzeczpospolitej Polskiej już zapowiedziała jej wypowiedź w tej sprawie. Podobno odbyć ma się również nadzwyczajne spotkanie przedstawicieli władzy Ameryki, Brazylii i Polski...

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Golding Shield/Karol Patris

Wybudziłem się gwałtownie zlany potem i ciężko oddychając. Nie wiedziałem, która była godzina. Jednak widząc ciemność w swoim pokoju mogłem założyć, że jest koło 5 rano. Nie było sensu kontynuować snu. Taki już byłem, gdy się wybudziłem nie potrafiłem już zasnąć zbyt prędko. Zacząłem spokojnie rozmyślać nad tym wszystkim. Ponownie ten sam sen i to samo zakończenie. Czy ja tam umarłem? Nie wiem nie byłem tego pewny, bo sen zawsze urywał się gwałtownie w jednej chwili. Kolejnym pytaniem jest, kim była tajemnicza postać, do której tak usilnie próbowałem się dostać. Nic z tego nie rozumiałem. Chciałbym znów być w Equestrii i porozmawiać z księżniczką Luną o tym. Ona by na pewno potrafiła mi wyjaśnić znaczenie tego, co mnie tak prześladuje, kiedy tylko zamknę oczy.

 

Rozmyślałem nad tym chwilę, gdy zacząłem rozglądać się po moim pustym pokoju. Poza mną i moimi rzeczami był tu tylko Arrow, który mimo wszystko nie przerwał swego regeneracyjnego snu. Nie było sensu by dalej tak leżeć bez celu. Musiałem zacząć kolejny dzień. Miałem na dziś kilka planów. W korporacji i tak nie mam ustalonego grafiku. Pojawiam się tam, kiedy mam ochotę. A dziś raczej nie będę miał na to czasu. Powoli zacząłem podnosić się z łóżka, gdy moje stopy znalazły się na ziemi zacząłem spokojnie rozciągać mięśnie. Zanim zacznę dziś cokolwiek robić muszę się doprowadzić najpierw do porządku. Spojrzałem na kolejne drzwi, które łączyły się z mym pokojem. Tam też znajdowała się łazienka, do której miałem zamiar się teraz udać.

 

Zacząłem kierować swe kroki do tego pomieszczenia, gdy znalazłem się wystarczająco blisko nacisnąłem klamkę a mym oczom ukazało się niewielkie wykafelkowane pomieszczenie. W rogu stał samotnie prysznic w drugim toaleta. Na jednej ze ścian spoczywała szafka, nad którą było lustro. W szafce głównie trzymałem jakieś leki lub środki higieny osobistej. Pod samą samą szafką spoczywał również zlew. Nie zwracałem nigdy większej uwagi na to jak jest utworzone te pomieszczenie. Dla mnie było to zwykłe miejsce jak każde inne, z którego musiałem korzystać jak każdy. Skierowałem swe kroki w stronę prysznica by z niego skorzystać i doprowadzić się w miarę do porządku.

 

Snow Night/Ewelina Szymańska

Dziewczyna lekko się uśmiechnęła na słowa Flitter, gdy ta wspomniała o Crystal Empire. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie tych dziewczyn niemal jak w dawnej Equestrii. Tutaj nie musiała udawać, kim tak naprawdę jest. Znów mogła otwarcie mówić o sobie wszystko. Była naprawdę szczęśliwa, że spotkała Magdę. Jednak poczuła lekką melancholię, gdy zaczęła wspominać z tymi dziewczynami dawny dom, którym była Equestria. Chciała bardzo znów tam wrócić do dawnego życia. Ponownie spotkać Goldinga. A jednak wiedziała, że to niemożliwe i musi pogodzić się z obecnym życie. Dawne życie już nigdy nie powróci. Jej rozmyślania i rozmowa z tymi miłymi dziewczynami szybko dobiegła końca, gdy to pomieszczenia weszła jakaś kobieta.

 

Snow przyglądała jej się ukradkiem. Miała wrażenie, że jest jej zupełnym przeciwieństwem. Wyglądała na twardą kogoś, kto już wiele przeżył w swym życiu. Jej odcień skóry nie kojarzył się natomiast przyjemnie dziewczynie. Słyszała, że podmieńce miały taki odcień po tym jak zmieniły się w człowieka. Nie była rasistką jednak podmieńców strasznie się bała. Był to lęk głęboko w niej zakorzeniony, ponieważ jej rodzina wiele przez nie wycierpiała. Jednak kobieta chyba nie była podmieńcem, bo gdy się odezwała Snow nie zauważyła charakterystycznych kłów, które powinny mieć podmieńce pomimo przemiany w człowieka.

 

Tajemnica szybko wyszła na jaw, kim jest tajemnicza osoba, gdy Flitter powiedziała jej imię. To była właśnie Anna, z którą miała iść. Nie wiedziała, co myśleć. Nie ocenia się książki po okładce, ale jednak miała wrażenie, że jest inna niż Magda, Natalia czy te miłe dziewczyny z księgowości. Nie była pewna czy będzie z nią w stanie się normalnie porozumiewać bez zbędnego jej irytowania. Jednak chciała zacząć dobrze z nią znajomość mimo wszystko. Może jej przeczucia są mylne, co do niej

 

- Miło mi cię poznać - powiedziała  miło i spokojnie Snow wstając i lekko kucając w geście grzeczności. Gdy nagle jej wzrok spoczął na Flitter, gdy ta zaczęła mówić Annie, że ma jej pomóc. Nie chciała żeby to tak zabrzmiało. Nikogo nie chciała do niczego zmuszać. Jej wzrok znów spoczął na Annie.

- To znaczy... - mówiła już z lekkim strachem w głosie, bo nie była pewna wciąż, co do tej dziewczyny jak na to wszystko zareaguje. - Nie musisz tego robić. Zrozumiem, jeśli i ty masz własne plany jestem pewna, że sama sobie poradzę. Nie raz już sama wracała do domu i nic mi się nie stało - powiedziała dość niepewnym głosem cały czas patrząc na Annę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Anna Kowalska]

Widać było że na imię Snow Night drgnęła jej zauważalnie powieka... Wyraźnie zwróciła uwagę na dawną znajomą, która nie miała pojęcia naprawdę o niczym. Chociaż o czym miało świadczyć samo imię. Ile Snow Night mogło być w dawnej Equestrii? Przynajmniej parę. Czemu jednak miała wrażenie że to jednak musi być pomyłka? Snow zachowywała się inaczej... Gdzie podziała się pewność siebie tej dawnej klaczy? Nie znała tej strony jej natury.

- Mi też... - zaczęła spokojnie w stronę Snow nie pokazując po sobie niczego, a delikatnie gdzieś kusiło ją by spróbować interakcji... Wydobyć z niej to co potrzebne. - I wy o tym zadecydowałyście? - spytała się próbując upewnić się że zrozumiała cały kontekst tego co zostało właśnie powiedziane przez Flitter. - Powiecie jeszcze że to krawcowa - zapytała ironicznie. Czy mogła się wydarzyć większy zbieg okoliczności by była to ta sama osoba którą udało się jej kiedyś poznać.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Księgowość
Kiedy Snow mówiła Flitter spojrzała na nią z troską. Nie wiedziała dlaczego pani Magdallene tak bardzo chce dbać o Snow, zwykle pracownicy nie mieli przez cały czas kogoś, kto by się nimi zajmował. Jeśli jednak tak zadecydowała to Flitter była pewna, że musiała mieć powód. Sama polubiła Snow, między innymi dlatego, że też była kiedyś kucem, a takich osób Flitter nie była w stanie skreślić na początku. Na Annę spojrzała jednak obojętnie. Tak naprawdę nie do końca znała jej pochodzenie, poza tym nie żeby ją ono obchodziło. Do Anny nie czuła nigdy nic szczególnego, ale niespecjalnie ją mimo wszystko lubiła.

- Tak, my - powiedziała Peachy, wcinając się zanim Flitter mogłaby się odezwać. Odgarnęła swoje rude włosy z twarzy i dokończyła. - Potrzebowałyśmy kogoś, kto nie ma teraz zbyt wiele do roboty, więc zadzwoniłyśmy po ciebie. Twój gabinet nie jest zalany i nie uczestniczysz też w spotkaniu zorganizowanym przez panią premier - wzruszyła ramionami. - Przecież to chyba nie jest żadna tragedia.

Flitter ciągle trzymała Snow za rękę, kiedy znów się odezwała.

- Tak naprawdę nie wiem - odpowiedziała na pytanie Anny i spojrzała na Snow. - Na razie zdążyłyśmy tylko porozmawiać o tym, gdzie mieszkałyśmy. Chciałam opowiedzieć Snow o Cloudsdale, a ona mogłaby mi o Crystal Empire, ale przyszłaś troszkę szybciej. Właśnie, jaką będziesz miała pracę, Snow? - spojrzała na nią z uprzejmym zaciekawieniem.

***

Natalia

Spotkanie zakończyło się szybciej niż się spodziewała. Ministrowie zbierali swoja papiery i szykowali się do wyjścia. Wielu z nich miało delikatne i zadowolone uśmiechy - jak zawsze po takich rozmowach. Ostatecznie w sali konferencyjnej została tylko ona, Jolanta i Magda. Akurat wtedy przyszła Cloud, trzymając w ręku gazetę. Natalia westchnęła boleśnie w duchu, mając świadomość, że jej poważna mina nie przyniesie nic dobrego, ale na zewnątrz zachowała uprzejmy uśmiech. Magda stała z boku kamiennym wzrokiem wpatrując się w rękę Cloud jeszcze zanim podeszła, a potem jej brwi zmarszczyły się, zupełnie jakby zdołała odczytać część artykułu z daleka i do góry nogami. Jolanta zachowała absolutny spokój. Cloud podała Natalii gazetę bez słowa i odsunęła się uprzejmie dwa kroki do tyłu. Pani premier przeleciała szybko wzrokiem po tekście, przez ramię zaglądały jej dwie towarzyszące kobiety.

- Cóż - powiedziała Natalia głosem pełnym zmęczenia. - Oficjalna wypowiedź, nie skonsultowane ze mną, ale dobry i natychmiastowy ruch - rzuciła do Cloud, która dygnęła. - A to spotkanie?

- Dostałam maila z Ameryki, to prośba ich prezydenta. 

- Rozumiem - Natalia przyłożyła dłoń do ust i przejechała po nich palcem. 

Zaraz potem odesłała Cloud i dopiero wtedy Jolanta pozwoliła sobie na krótki komentarz.

- Typowe - rzucone z surowością. - Myślisz, że to kucyk to zaplanował?

- To kompletnie nie pasuje do kucyków - powiedziała ostrożnie, zerkając ukradkiem na drzwi. - Ale mimo wszystko nie można zapominać o wpływie ludzi na niektóre jednostki - po chwili ciszy dodała trochę cierpiętniczym tonem, jakby karciła sama siebie - Pewnie jeszcze kilka miesięcy temu uznałabym, że to wina podmieńca lub gryfa, nie zważając na jakiekolwiek wskazówki.

- Ale przecież są złe kucyki. I były. Nawet w Equestrii - dodała szybko Magda, chcąc podkreślić oczywistość, wciąż wpatrując się w gazetę w dłoniach Natalii.

Ta spojrzała na nią tylko krótko, tak naprawdę nic nie widząc. Będąc całkowicie zatopioną w myślach.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...