Skocz do zawartości

Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]


Magus

Recommended Posts

Okoliczne wsie

Niemal na całym terenie pojawiły się patrole gwardii. Mogło to mieć związek z niedawnym atakiem na konwój, ale nic na to nie wskazywało. Było spokojnie... można by pomyśleć, że,aż nazbyt spokojnie. Gwardziści patrolowali okolice i nawet nie zaczepiali mieszkańców o niedawny atak. Co jeszcze ciekawsze, nie wyglądało nawet by trwały poszukiwania zaginionej broni. W niektórych jednak miejscach, otaczająca cisza była zagłuszana przez głos młotka. Jak się okazywało, w pewnych miejscach, gwardziści przybijali jakieś tabliczki. Wszystkie były postawione, tak żeby każdy mieszkaniec mógł je zobaczyć. Treść na tabliczkach była dosyć intrygująca. Wszystko było napisane w formie rozkazu, mimo wszystko można było odnieść wrażenie, że gwardziści ukazali odrobinę serca.

"Dziś o godzinie dwunastej, wszystkie prace rolne mają zostać wstrzymane. Każdy mieszkaniec ma obowiązkowo wstawić się na głównym placu, gdzie nastąpi ostatnie pożegnanie poległych we wczorajszej walce z robactwem. Będzie to ich ostatnia podróż nim ciała zostaną pochowane. Nie wstawienie się, będzie miało poważne konsekwencje."

Ostatnie ostrzeżenie mogło jednak trochę zaskakiwać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm...to jest podejrzane...i to naprawdę za bardzo - Lucius szepnął do jednego z pretorian - Sądzisz że oni tak zwyczajnie chcą pokazać się od lepszej strony?
- Oczywiście...a sponifikowani są traktowani lepiej niż rodowici - parsknął - Rzecz jasna że coś znowu knują. Chcą żeby byli wszyscy... - ściszył głos - Będą nam domy przeszukiwać. 
- Hm....dobra zrobimy tak - wyszeptał - Pójdziemy i przekazymy wszystkim którzy byli na akcji...że....
- Aha...aha...Hę, dosyć mądre. W porządku, do dzieła.

Obaj rozdzielili się i poszli do tych domów w których schowane zostały łupy po czym przekazali wszystkim którzy byli na akcji, żeby broń przekazali Terensowi, a ten miał ukryć je w ,,wiadomym miejscu o którym wiedział tylko on i Cezar.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Popatrzyła na podmieńca ze zdziwieniem, wiedziała że ona nie może używać swoje głosu i specjalnie zadała takie pytanie żeby mogła na nie odpowiedzieć potakując lub kręcąc głową więc to przestawienie było niepotrzebne. Przekaz kopytem jednak był jasny i White czyszcząc swoją broń szmatką wyjętą z pokrowca skierowała się do wyjścia z zaułka. Po walce nie obyło się bez uszkodzeń, jeden pręt miał stępiony czubek najpewniej po spotkaniu z czyimś kopytem a drugi został lekko wygięty prawdopodobnie z tego samego powodu co pierwszy. Nie przejmowała się tym, to były tylko dwa kawałki metalu które można było naprawić lub zastąpić by znowu pełniły swoją funkcje. Nagle usłyszała odgłosy szurania i odwróciła głowę w kierunku klaczy niemowy, wyglądało na to że próbowała podnieść wojownika ale to był daremny trud i dziwne że w ogóle się tego podjęła. Z całą pewnością była silna ale chyba nie na tyle by podnieść kogoś dwa razy większego od siebie mając jeszcze drugiego podmieńca na plecach. Czyżby aż tak bardzo chciała go uratować? Czy to dlatego że dostanie kolejną karę jeśli nie spróbuje pomóc wyższemu w hierarchii koledze? Nie mogła znać ani zapytać jaki powód nią kierował co powoli zaczynało irytować White.

- Nie próbujcie mnie znowu szukać, ta walka nie przysienie korzyści ani mi ani wam - Powiedziała głośno do klaczy a następnie jej róg zaświecił gdy używała silnego zaklęcia leczącego na podmieńcu który był na skraju śmierci. Nie wiedziała czy nie jest za późno ale warto było spróbować. Wyczyszczoną broń schowała do pokrowca a brudny kawałek materiału rzuciła na ziemie i kontynuowała swoją drogę do wyjścia z zaułka ale nasłuchiwała czy wojownik nagle nie poczuje się zbyt dobrze i postanowi skorzystać z okazji do ataku na nieczujnego jednorożca. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieńce

Słysząc nagłe słowa White, niema podmieniec uniosła wzrok na nią. Przyglądała się jej trochę nieufnie, widząc jak magia zaczyna spowijać jej towarzysza. Zmieniła jednak zdanie, widząc, że ten znów zaczął oddychać powoli i słabo, ale jego ciało się poruszało. Spoglądała ze szczerym zdziwieniem na jednorożca. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu nie była im nic winna. To oni zaatakowali ją i sami byli sobie winni wyniku tego starcia. Zaraz jednak pobiegła, nie w kierunku White, a skrzyń z których wybiegła, tuż przed ujawnieniem się klaczy. Wróciła ponownie do swoich towarzyszy, trzymając w kopycie dziwny kamień, który położyła obok wojownika. Nagle wokół jego ciała, powstał zielony płonący okrąg, który całkiem go pochłonął. Zaraz potem podniosła Toxic Snare i ją tam również wrzuciła. Zrobiła krok do przodu, by również wejść w ten płomień. Najwyraźniej był to rodzaj teleportu do ich domu. Nim jednak to zrobiła, rzuciła jakimś zawiniątkiem w głowę White, nim ta zdążyła odejść. Potem podmieniec wskoczyła w płomienie, a te zniknęły wraz z tajemniczym kamieniem. Nie było żadnego śladu po podmieńcach, za wyjątkiem tego czym dostała White. Jak się okazało była to kartka, a w niej krótka informacja.

"Ślad na tobie zostawiliśmy, wyczuwamy twój zapach, umyj się. Twój dom nie jest bezpieczny, jest obserwowany, wiemy gdzie mieszkasz"

 

Okoliczne wsie

Gwardziści przygotowywali miejsce, na którym mieli zostać pożegnani polegli, w walce ze stonką. Jeśli była to pułapka, musiała być niezwykle zręczna, bo niemal wszystkie siły zebrane były w tym miejscu. Tylko niewielkie patrole zostały w okolicach mieszkalnych. Pierwsi mieszkańcy powoli zbliżali się na pożegnanie zmarłych. Każdy kto chciał wejść, musiał minąć dwójkę jednorożców z gwardii, którzy za pomocą zaklęcia sprawdzali, czy nie jest wnoszone coś niebezpiecznego. Wszystko wskazywało, że to prawdziwe pożegnanie ze zmarłymi. Na widoku były jeszcze ciała z otwartymi trumnami, a mieszkańcy mieli okazje się pożegnać. Niektóre trumny były jednak pozamykane. Najprawdopodobniej ciała w nich były zbyt zmasakrowane, by pokazać je oczom wszystkich. Niewielkie patrole, będące w okolicach mieszkalnych, upewniały się również, czy wszyscy wykonali rozkaz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White 

Słyszała że niemy podmieniec biega w te i z powrotem i z ciekawości White znowu obróciła głowę, zobaczyła jak wojownik znika w płonącym zielonym okręgu a chwilę potem Toxic Snare. Wyglądało na to że nikt nie stracił życia w tym spotkaniu, mimo że nie lubiła ich gatunku nie zamierzała nikogo zabijać dla zabawy lub bez wyraźnego powodu. To nie sprawiało jej przyjemności jednak nie miała innego wyboru, nie pozwolili by jej odejść dopóki byliby na siłach by walczyć. Nagle poczuła jak coś uderza ją w głowę i chwytając przedmiot w lewitacje rozwinęła go by przeczytać informacje na nim zawartą. No dobrze, zmyję zapach ale co z wyglądem? Jak jakiś podmieniec mnie przypadkiem spotka to i tak będzie wiedział że to ja więc czy to ma jakikolwiek sens? Zmienić swój wygląd, zmienić miejsce zamieszkania i nigdy nie wracać z powrotem do mojego aktualnego domu? Nie, ta cena jest zbyt wygórowana. To oni muszą zrozumieć że nie warto próbować mnie zaczepiać i dać mi spokój. Wyszła z zaułka i znalazła się na targu, to był pewnie powód dla którego gwardia nie usłyszała jak wojownik uderzył w niej barierę z wielkim hukiem bo hałas panujący tutaj najwyraźniej to zagłuszył. Wróciła na peron a z stamtąd skierowała się w kierunku domu Sinister. 

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Podejrzewasz co tu się może dziać? - Victor szepnął do Eryka idąc z nim na plac. 

- Obawiam się...że i owszem. Głównie mnie zastnawia czemu tak bardzo kazali się pośpieszyć. Ledwo swoje pamiątki zdążyłem uporządkować. 
- A te...te bardzo cenne? No, byłoby szkoda gdyby się pobrudziły - zaśmiał się - A powiedz mi, Terens to idzie wyżyć z tego...no...jak się zwało, ścinki drewna? 
Przeszli na inne tematy, rozprawiając tak jak gdyby nic się nie wydarzyło. Rzecz jasna by również nie wzbudzać zbędnych podejrzeń. Cezar był najbardziej zaniepkojony tym, iż niektóre trumny są zamknięty. Teoretycznie owszem, mogłyby to być po to aby nikogo nie zgorszyć...ale różne historie słyszał w dzieciństwie. Że jakiś przemytnik urkył się w skrzyni, czy tam złodziej...Toteż ciągle miał je na widoku. Reszta pretorian i legionistów pochowawszy swoje zdobycze w bezpiecznych miejscach również podążały by dać się sprawdzić i obejrzeć przedstawienie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Zobaczymy - wyszeptała spoglądając na ogiera, jak się krzątał i robił te wszystkie rzeczy bez użycia magii i te proste czynności wydawały się wręcz niesamowite... Ona tego nie potrafiła zrobić tak oczywistych rzeczy kopytami, że nawet kartki w książkach przerzucała podmuchami wiatru. - Ale - zająkała się - ale jestem dobrej myśli, że jest to coś co już było tylko przyjęło inną niezrozumiałą jeszcze formę, którą trzeba odkryć na nowo - rozmyślała jeszcze przez moment zanim nie zaczęła pałaszować płatków, a miała apetyt całkiem spory i to śniadanie nie stanowiło dla niej jakiegoś wyzwania, mimo że jako nawet dorosła klacz była dość nie wielka, to po misce poprosiła o dokładkę... Oblizując się ze smakiem. - Jest dość niewiele rzeczy które mi umknęło... - Zaczęła zajadać kanapkę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okoliczne wsie

- Przybyliśmy tu dziś, aby pożegnać mieszkańców, walczących w obronie swoich domów i rodzin - powiedział, z mównicy oficer, patrząc na tłumy zebranych. Wszędzie było pełno gwardzistów, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że tego typu uroczystości, nie wymagały specjalnej ochrony. - Polegli bohaterską śmiercią, w walce z prymitywnymi istotami, które nigdy, nie powinny były się narodzić - zmrużył delikatnie oczy. - My jako żołnierze, wiemy czym jest śmierć w obronie naszych domów i rodzin i podobnie jak wy, odczuwamy ból, gdy tracimy towarzyszy bohatersko walczących na służbie - zapadło nagle chwilowe milczenie. - Ludzie nadal pamiętają historie, w której my jesteśmy najeźdźcami i odbieramy wam wasz świat. Wielu z was, jest zbyt młodych by to pamiętać, ale nim przybyliśmy, byliście na progu zagłady. Wasz świat umierał, a wy wraz z nim. Przyszliśmy do was z gałązką oliwną i odbudowaliśmy to co straciliście, ale wy tego nie doceniliście. Wypowiedzieliście nam wojnę i zabijaliście naszych braci i siostry. Taką okazaliście nam wdzięczność - uderzył kopytem w pulpit. - Ale to było dawno i kto by o tym jeszcze myślał - jego ton stał się spokojniejszy, aż za bardzo spokojny. - Nie możemy jednak zapomnieć, śmierci naszych braci z wczorajszego wieczoru - rozejrzał się po zdezorientowanych minach sponyfikowanych. Nagle ogier po coś sięgnął. Nim ktokolwiek mógł zareagować, wystrzelił nagle z pistoletu w jakąś postronną klacz. Postrzelona upadła na ziemię, ciężko oddychając, a krew wylewała się z jej ciała. - Ma jeszcze pięć minut nim się wykrwawi - zmarszczył lekko brwi. - Macie czas na podjęcie decyzji - wskazał kopytem na zamknięte trumny, które otworzyli gwardziści. Okazały się zupełnie puste. - Wydajcie tych, którzy wczoraj okradli nas i zabili z zimną krwią naszych braci lub patrzcie jak ona powoli umiera, a zaraz potem kolejni, aż zrównamy straty - zmarszczył brwi i znów uniósł pistolet. - Byliśmy do tej pory dla was za mili. Jeśli chcecie byśmy pokazali gorszą stronę, wystarczyło poprosić. Kto ma być następny, więc? Może on - wymierzył broń w przypadkowego źrebaka - gwardziści dookoła, czekali najwyraźniej, aż, któreś z mieszkańców zrobi coś głupiego.

 

Night Tale

- Nie pomyślałbym, że ktoś tak niewielki może mieć taki apetyt - szybko zamilkł, jakby powiedział coś niestosownego. - To znaczy, nie uważam że jesteś niska czy coś... - mówił zakłopotany, starając się dobrać słowa. - Może lepiej skończę ten temat - lekko pokręcił głową i zaczął zabierać swoją pustą miskę po jabłkach za pomocą lewitacji. Podobnie zrobił z miską Dancing of the Fate i nałożył jej dokładkę, o którą prosiła. - Cieszę się, że posiłek tak ci smakuje - lekko się uśmiechnął. - Tak dawno nie miewałem gości, że zapomniałem jakie to przyjemne - nagle lekko zmrużył oczy. - Nie chce poddawać wątpliwością waszej wiedzy i mocy, ale czy zastanawiałyście się, co będzie jeśli Crystal okaże się nawet wam obca? Wiesz mam na myśli, że okaże się czymś czego nigdy nie zanotowano w kartotekach. Z nieznanym jednak ciężko walczyć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy dowództwo Legionu zobaczyło co oficer uczynił nagromadził się w nich taki ładunek nienawiści, że mieli ochotę od razu rzucić się i go powiesić. Wszyscy...z wyjątkiem Eryka. On marzył by go wybobeszyć, a resztki spalić i wystrzelić z armaty. Ale trzeba był jednak załatwić to w inny sposób. 
Jeden z pretorian obok klaczy, podbiegł do niej starając się zatamować krwawienie. Jako że byli przyboczną gwardią, to jakieś tam pojęcie o pierwszej pomocy mieli. Jednak czas uciekał, a skryci żołnierze nie mieli broni...nie licząc kamieni na gruncie. 
- Tacy ponoć niewinni jesteście?! - Victor zasłonił źrebaka - To niby czemu mielibyśmy was atakować, he?
- O tym co robiliście naszymi przodkami już raczej nikt nie wspomni! - ktoś z głębi tłumy rzucił. 

- Mordowaliście ich, podobnie jak teraz wszystkich, domagających się wolności, czy spokojnego życia! - ponownie jeden z innych krzyknął

- A skoro byliście dla nas tak wspaniałomyślni - tu już dorzucił się Lucius - To z jakiej racji odebraliście nam dziedzictwo zamieniając w te ohydne formy? Żeby nas poniżyć?
- Nie, dla tego że baliście się że moglibyśmy wam zagrozić, woleliście żebyśmy byli bezwładnymi marionetkami - dodał Marek - Opuszczając przed wami głowy! Mordercy i tyrani!
Dodatkowo legioniści i osobista gwardia Cezara, zaczęli wiercić się w tłumie, aby wywoływać jeszcze większe zamieszanie. Przy okazji, wzięli do kopyt większe kamienie. A Eryk, powoli i ostrożnie zbliżał się do mównicy w akompaniamencie obelg rzucanych przez jego kompanów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Nasze archiwa są obszerne... - mówiła, próbując nie przerywać jedzenia. - Część została nawet przepisana na kryształy, połyskujące na półkach, świecą, a czasem zyskują swoją własną osobowość i są dość trudne w obyciu przez to - mlaskała, czasem próbując, nie mogąc przyjąć do świadomości że Crystal może być czymś zupełnie nie znanym i widać było że nie jest zdolna do uwierzenia mu, nawet wzięcia poprawki na swoją niewiedzę... Usprawiedliwiała siebie samą że tak być nadzwyczajnie nie może, że coś nie jest poznane chodź trochę, przecież tyle pokoleń przed nią dawało coś od siebie do 

     - A to co zjadłam to jeszcze nic... - Przetarła swój pyszczek pęciną, nie zwracając uwagi na jego słowa, jakby jej własny wygląd nie stanowił dla niej jakieś szczególnej wagi. - Dziękuję za posiłek, dawno nie jadłam takich rzeczy - wyrzekła przez moment patrząc na swój talerzyk, który był pusty, a ona chyba już nie chciała nadużywać jego gościnności. - Crystal, jeśli tak brzmi jej prawdziwe imię, posługuje się magią... Mystra miałaby nie wiedzieć co to za magia skoro sama stworzyła każdy jej rodzaj, aspekt i tajemnicę? - zapytała się spoglądając na niego, bo tylko z tego przeświadczenia brało się to że ona nie może być czymś nieznanym. - W odpowiednim czasie wszystko się okażę i będę się śmiała z tego co mi umknęło... - powiedziała wstając od stołu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White i Sinister

- Zaczekaj! - Krzyknęła Sinister widząc w oddali białego jednorożca którego nie była w stanie dogonić ponieważ zakupy które niosła znacznie ją spowalniały.

- Sin... - Zaczęła White jednak przerwała w pół słowa gdy zobaczyła obcego kucyka mimo że jego głos wydawał się bardzo znajomy. - W czym mogę pomóc? 

- To ja, poszukiwany adept czarnej magii - Powiedziała z uśmiechem i z zamiarem przytulenia przyjaciółki jednak została odepchnięta kopytem. - O co ci chodzi? Nie oszalałam, to co się tam wydarzyło to nie moja wina. - Wzruszyła ramionami i kontynuowała - Berło Crystal wypełniło się czernią a wszyscy nagle ubzdurali sobie że jestem niestabilna i niebezpieczna, nikogo nie skrzywdziłam ale i tak się mnie bali. 

- Spokojnie, nie o to chodzi - White łagodnie odpowiedziała chcąc uspokoić Sinister, sama również odetchnęła z ulgą widząc że wszystko jest w porządku i gwardia jej nie złapała. - Zadarłam z podmieńcami  w Canterlot i teraz chcą żebym za to zapłaciła, mam na sobie ich zapach i nie chce by przeszedł na ciebie. Powinnam się umyć by nie zdradzić drogi do twojego domu ale nie wiem gdzie znajduje się jakieś najbliższe jezioro...

- W takim razie obydwie miałyśmy ciekawy początek tygodnia... Jezioro jest niedaleko, około dziesięć minut drogi w tamtą stronę - Wskazała kierunek kopytem i po chwili spostrzegła że broń White ma stępiony czubek a to mogło oznaczać tylko jedno. - Walczyłaś z nimi? Chyba niezbyt dobrze im poszło skoro nie zadali ci nawet jednej rany. 

- Zbyt łatwo dawali się zaskakiwać - White podsumowała starcie jednym zdaniem jednak wiedziała że Sinister to nie wystarczy.  - Gdy wysiadłam z pociągu pierwszy podmieniec grożąc mi zatrutym kolcem kazał iść za nim i nie robić nic głupiego, w pewnym momencie jednak udałam że potknęłam się i kopnęłam go w brzuch dzięki czemu wylądował w pobliskich kartonach w tym ciemnym zaułku. Na tym się jednak nie skończyło bo z dwóch skrzyń wyszły kolejne dwa podmieńce w tym jeden wojownik. Gdy podniosłam się z ziemi wyjęłam broń którą chwilę potem próbowali mi zabrać, to było urocze jak ten ogier myślał że jest górą i nic nie mogę zrobić... Teleportowałam broń przed obydwa drony, jeden został wyłączony z walki po trafieniu w szyję jednak drugi się obronił. To właśnie ona stępiła ten czubek, nie jestem do końca pewna w jaki sposób ale na pewno ma twarde kopyto i doskonały refleks.

- Zaraz - Sinister przerwała White jej monolog. - Gołym kopytem odbiła metalowy pręt i nic się jej nie stało? 

- Tak, dokładnie tak. Nie wiem jak to możliwe ale dała radę to zrobić. Wracając jednak do walki, mój sukces wkurzył wojownika który zaczął na mnie szarżować, pobiegłam w jego stronę czarując barierę ochronną i nawet się nie przebił. Potem próbował się wycwanić, chwycił moją broń i poleciał w niebo tak by słońce mnie oślepiło. Nie przewidział jednak że teleportuje się pod mur który rzucał cień i przez to doskonale go widziałam, spowolniłam rzucony przez niego pręt by znalazł się za nim po czym ponownie nadałam mu prędkość by trafił go w skrzydła. Drugą częścią broni oberwał w pysk i walka się skończyła. 

- Szybko go położyłaś - Powiedziała trochę z podziwem Sinister. - Tak naprawdę jednym atakiem a podobno wojownicy są tak bardzo wytrzymali... Co jednak z trzecim podmieńcem? Jego nie pokonałaś a powiedziałaś że to koniec walki. 

- Nie chciała walczyć - Krótko stwierdziła White wchodząc do wody po tym jak obydwie klacze dotarły na brzeg jeziora. - A to oznaczało że starcie dobiegło końca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okoliczne wsie

Nagle pojawiło się ogromne pole magiczne, większe niż zwykle, bo te tworzyło solidną ścianę oddzielającą oficera od burzliwego tłumu. Jak się okazało, stworzyły go dwa jednorożce, którzy stali teraz u boku oficera. Sam ogier, który pociągnął za spust, patrzył z nienawistnym uśmiechem na wściekłość mieszkańców. Gdy jednak sytuacja stała się nazbyt napięta, padły odgłosy licznych strzałów. Nikt jednak nie został tym razem ranny. Strzały były tym razem ostrzegawcze i miały na celu tylko uspokoić wściekły tłum. Nie było tajemnicą, że gdyby gwardziści chcieli, mogliby wystrzelać teraz niemal wszystkich zgromadzonych i zrobić tu istną rzeź.

 

- Mylicie pojęcia - mruknął oficer, opierając kopyto o pulpit i patrząc na wszystkich mieszkańców ze znużeniem. Nadal stał za magiczną ścianą, dzielącą go od tłumu. - Crystal nigdy was w nic nie zmieniła - zmrużył delikatnie oczy. - To był błąd poprzedniej władczyni, która sami nie wiemy, co sobie myślała czyniąc to i obrażając nas tym samym. Gdy tylko Crystal objęła tron, i pokonała wasze powstańce wojska, miała wybór. Mogła zlikwidować was wszystkich i nie dać wam szansy lub chociaż spróbować. Wy za jej miłosierdzie odwdzięczacie się krwią naszych braci. Zakładam, że gdyby ona tutaj stała, nie okazalibyście jej tyle miłosierdzia i zabilibyście w najbardziej okrutny sposób, mimo, że ona tego nie zrobiła i nie ona sprowadziła nas do waszego świata. Mógłbym teraz kazać tak samo wymordować was wszystkich tu na miejscu - rozejrzał się po gwardzistach, otaczających cały teren. - Wy byście to zrobili. Zabilibyście każdego z nas, za to, że się urodził, a my potrafimy ukazać jak widzicie, więcej tego co wy dawniej nazywaliście człowieczeństwem - spojrzał na wykrwawiającą się klacz. - Nie zostało jej wiele czasu. Myślałem, że jesteście odważni, ale najwyraźniej tchórze atakowali z zaskoczenia i teraz boją się śmierci. Gdyby to moja przyjaciółka się wykrwawiała, to bym się nie wahał przyznać

 

Night Tale

Spoglądał jak Dancing of the Fate się posila i słuchał każdego słowa. Nie wyglądał przy tym na zniesmaczonego, zachowanie klaczy przy stole. Mimo, że jednorożce obecnie miały odznaczać się jako klasa wyższa, widać było z góry, że on za takiego się nie uważał. Wyglądało, że nawet go to nieco rozbawia. Mimo wszystko, nie mógł kłócić się z tym co powiedziała. Miała racje, co do magii. Jeśli naprawdę Mystra ją splotła, a Crystal jej używała, to musiała znać jej gatunek. Najlepszą opcją by było stwierdzenie, że Crystal to po prostu kucyk. Potężny i niezrozumiały, ale jednak kucyk. Im jednak bardziej się tym interesował, miał wrażenie, że to niestety nie to. Czy mogła istnieć szansa, że ukryła wszystko o swoim pochodzeniu?

 

- Cieszę się - mruknął, na jej podziękowanie i powoli uniósł lewitacją brudne naczynia. - Mam jednak nadzieje, że okaże się to czymś banalnym, co znacie na wylot - uśmiechnął się, wstawiając naczynia do zlewu. - Teraz więc mam wam pokazać gwardzistę, a potem rytuał? - opuścił delikatnie wzrok. - Zapewne będziesz chciała schować Haze do kapelusza - szkoda mu jej było, wiedząc jak bardzo jest ciekawska świata. - Nie można zbliżyć jej wyglądu do kucyka, by była z nami? Wiecie tyle o magii, można zrobić coś jak zmiana wyglądu podmieńca, to chyba jednak magia

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To oddziela nas od was - Eryk zabrał głos przerywajc reszcie - Szczerze...śmierć byłaby wybawieniem w porównaniu do życia na które nas skazaliście. Nie jesteśmy wam równi...uważacie nas wszystkich, tutaj zgromadzonych, za coś gorszego niż zwierzęta i uważacie że możecie nami dowolnie pomiatać. I takim jak ty - splunął - Nie szkoda strzelać do dziecka, czy do niewinnej sami...do niewinnej dziewczyny - wskazał na klacz, której nadal starał się pomóc pretorianin - Wasza cesarzowa, jest tyranką i sadystką, skoro chcę patrzeć jak my, byli ludzie, cierpimy pod waszym butem. Za nic ma to, że wykrzystujecie nas. Mężom płacicie głodowe pensje, a dziewczyny które wam się oddadzą traktujecie jak zabawki. Nikt nie ma z tym problemu. Ale gdy grupa odważnych decyduje się sprzeciwić, wyrznąć zarazę nas trawiącą...wy karzecie tych którzy niczym nie zawinili. To jest tchórzostwo. Bezwstydne, nie przystające prawdziwym oficerom. Bo wy nie jesteście szlachetnymi wojownikami, czy czymś. Jesteście bandą barbarzyńców, w pięknych strojach. Psami spuszczonymi ze smyczy, posłusznymi swej nadrzędnej suce! - podkreślił - Jak idioci gotowi na każdy jej rozkaz. Jeżeli tacy jak wy...mają nami rządzić...to absolutnie wszystko jest lepsze niż taka rzeczywistość. I do ciężkiej cholery...już obraźliście nasz dumny gatunek i ród. To co czynisz...nie jest całkowitym przeciwieństwem, człowieczeństwa. Chociaż...to prawda. Wy, ,,czyste" kuce świetnie pokazujecie że to WY,  urągacie nam mieszkając w domach przez nas zbudowanych. 

Korzystając z monologu Cezara Lucius i Terens polecili kilku swoim podkomendnym aby czekali w gotowości obok gwardzistów. 

Edytowano przez Hetman WK
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Mogłabym, ale cały czas by cykała... - westchnęła ze smutkiem - tym mocniej im bardziej podekscytowana by była... W tłumie może by to uszło, ale nie w pomieszczeniu... a wiesz jak bardzo łatwo ulega emocją... - powiedziała na moment przymykając swoje oczęta. - Wyobraź sobie jej wzrok przy tych wszystkich widzianych rzeczach w książkach czy snach innych... - Pokręciła głową, po czym podeszła do drzwi i stając w przejściu jeszcze się do niego odwróciła, by rzec dość gorzkie słowa... ale inne nie przychodziły jej do głowy. - Tak będzie lepiej - zabrzmiało zupełnie lekko w jej ostach gdy pochyliła czapkę i spojrzała na metalowego kucyka dość przepraszająco, a ona weszła tam do strefy bez nieba zupełnie dobrowolnie, jednak jej wcześniejszy uśmiech z pyszczka znikł... Mask, przybrała zupełnie swój normalny wygląd.

     - Zobaczmy tego gwardzistę ale wolałabym zrobić to prędko - stwierdziła dość dobitnie zaznaczając że czas należałoby oszczędzać w ich wypadku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Night Tale

Wiedział, że Dancing of the Fate ma racje, tak było bezpieczniej, a one nie mogły się narażać. Jednak czas, który spędził wczoraj z Haze sprawiał, że było mu jej naprawdę szkoda. Nawet sobie nie chciał wyobrażać jak to jest. On, który od zawsze marzył, by zobaczyć inne światy. W końcu znalazł by przejście, by go obejrzeć i zbadać, ale nie byłby w stanie. Wszystko co by zobaczył, to wnętrze kapelusza. Mimo, że uważał że to miejsce było również fascynujące, to Haze zapewne nie raz już tam była, a w jego świecie to był jej pierwszy raz. Dlatego ze smutkiem patrzył jak mechaniczny kucyk znika w kapeluszu. Słysząc jednak kolejne słowa Dancing of the Fate, nic nie powiedział, tylko pokiwał głową. Zdjął z szafy jakieś torby i nałożył na grzbiet, a potem otworzył drzwi. Pozwolił wyjść obu klaczom pierwszym, a potem zamknął drzwi i ruszył za nimi.

 

W Ponyville znowu było istne pobudzenie. Było jednak więcej gwardzistów niż do tej pory. Niektórzy z nich mijali trójkę kucyków szepcąc do siebie coś z zainteresowaniem. Widać było jednak, że głównie skupiali wzrok na Dancing of the Fate, jakby była kimś niezwykłym. Qualm Mask była zwykle niezauważana. Niektóre jednorożce patrzyły na nią nawet ze wstrętem, jakby roznosiła jakąś nieznaną chorobę. Wszędzie na mieście były plakaty przedstawiające klacz z rytuału, która popisała się czarną magią. Informacje mówiły tylko że jest niebezpieczna i trzymać się z daleka. W świątyni ponownie zbierały się jednorożce, które przygotowywały się do rytuału. Dyby znów były wypełnione nowymi kucykami. Night Tale szedł jednak, nie zwracając na to uwagi. Najwyraźniej to samo chciał sugerować obu klaczą. Dopiero, gdy zbliżali się szpitala gdzie miał być gwardzista, otworzył usta.

 

- Wszyscy myślą, że jesteś z wielkiego rodu - mówił, nie zatrzymując się. Łatwo było się domyślić, że mówi do Dancing of the Fate. - Twój struj sugeruje, że jesteś adeptką magiczną z wpływowej rodziny. Masz w końcu nawet pegaza jako sługę, dlatego co niektórzy tak ci się przyglądali - nie dał jednak szansy cokolwiek powiedzieć klaczom, bo zaraz pchnął drzwi.  W środku w recepcji stał jakiś kuc ziemski, zapisujący jakieś dokumenty. Powoli uniósł wzrok, widząc Nighta otworzył usta.

- Tak szybko? - spytał zdziwiony, a potem spojrzał na dwie nieznajome. - Serio? Nie mówiłeś, że masz kogoś - spojrzał po Dancing of the Fate. - Zabierasz wpływowego jednorożca na randkę do zakładu dla obłąkanych? Lepiej zabierz ją na kolacje

- Gravel - pokręcił głową Night. - To nie jest moja klacz. One chciały zobaczyć Wardinga

- Tego świra? - pokręcił głową. - Za tydzień robimy mu lobotomie

- Co? - Night lekko mrugnął. - Nie jest niebezpieczny. Był dobry kucykiem i...

- Ta, ale nikt nie wie co mu jest po tamtym. Płacze i wrzeszczy po nocach. Ostatnio złamał pielęgniarzowi kopyto, więc to najlepsze wyjście - znów spojrzał na obie klacze. - Ale mniejsza, jeśli chcecie go zobaczyć, to podpiszcie to - wyjął dwie kartki. - Muszę być pewny, że robicie to na własną odpowiedzialność

 

Okoliczne wsie

Rozległ się kolejny strzał. Pole siłowe, które osłaniało oficera, rozstąpiło się, tak szybko, że niemal nie było tego widać. Kula została wystrzelona tym razem w stronę Eryka. Pocisk przebił się przez jego kopyto, a oficer patrzył na niego niezwykle chłodno. W jego wzroku próżno było szukać litości, czy współczucia. Była tam tylko czysta i zimna nienawiść.

- Możesz mówić co chcesz o nas i naszych metodach, ale nikt nie obrazi cesarzowej - znów zaczął rozglądać się po zebranych. - Chyba popełniliśmy błąd - lekko westchnął. - Myśleliśmy, że można was czegoś nauczyć, ale najwyraźniej tylko szczekacie i gryziecie. To miejsce jest spalone i traci tylko czas naszej pani - nagle uniósł kopyto w którym coś trzymał. - Jest w tym też moja wina, bo ja zawiodłem nie potrafiąc wam pokazać jak wasze próby są daremne. Wszyscy więc zostaniemy ukarani. Wydajcie przynajmniej siedmioro, którzy brali udział w napadzie, w innym wypadku wszyscy wylecimy w powietrze. Ja nie boję się śmierci, w przeciwieństwie do was. Będę odliczał od dziesięciu w dół. Dziewięć - powiedział, po niedługiej chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     Fate patrzyła i starała się nie wzbudzać niczyich podejrzeń, gdy kolejne szpilki wbijały się w jej serduszko, musiała odwracać wzrok, który delikatnie zyskał na połysku... Nie potrafiła zachować całej tej powagi którą miała Mask krocząca zaraz przy jej boku, a jednak delikatnie za nią... Niewzruszona jak lawina podążała za ogierem, a nawet poprawiała kierunek białej klaczki która przez napływ myśli zbaczała ze swojej drogi. Traciła na majestacie jednorożca którym przecież miała być.

 

     Biała klacz widząc że wziął ich z początkowo za parę zadarła nosek do góry, a w jej oczach zapaliła się nienawiść, a nawet powietrze zdawało się w pierwszym momencie zawirować wokół niej, a temperatura wzrosła odczuwalnie, gdy ciepłe podmuchy poniosły się, a imiona obu klaczy wypaliły się na arkuszach... Nie użyła do tego pióra... Ogień oczernił papier w ten sposób tworząc dwa podpisy... Fate, podpisała się za Mask, a ta cofnęła się , chodź w pierwszym momencie miała coś powiedzieć, poznała swoje miejsce i nie zrobiła nic podziwiając potęgę niewielkiej klaczy... Z delikatnym strachem i respektem nie chcąc jej przypadkiem podpaść.

 

     - Proszę nie wysuwać niewłaściwych wniosków... - Pokręciła łbem jak to ona, nie spuszczając z oczu ogiera za biurkiem. - Dla dobra wszystkich wokół... Ogierze... - zaakcentowała ostatnie słowo, jakby to było coś gorszego od niej i uśmiechnęła się dość psychodelicznie, a szalone iskierki tańcowały po jej oczach - zaprowadź nas do tego który jest mi potrzebny, zapewniam pana że nie stanowi większego zagrożenia, a jeśli się nie dowiem tego co oczekuje sama przeprowadzę zabieg... - powiedziała z dziwną satysfakcją w głosie... Jakby to mogło sprawić jej niemałą przyjemność... Znęcanie się... Wydawało się że Fate zatraciła się delikatnie w swojej roli, tego od niej przecież wymagał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Asra Arlas]
Ta chwila, gdy berło przyłożone było do jego rogu, zdawała się wręcz magiczna, odległa i jakaś taka... Niespodziewana może. Na prawdę poczuł się jakby ktoś go obserwował, a sama energia była dla niego czymś nieznanym, ale wywołującym lekkie mrowienie na grzbiecie. Uczucie jednak szybko minęło, on odetchnął i spojrzał na berło, którego kula przybrała barwę fioletu. Kapłan powiedział, że ma wielką moc, pisane mu duże rzeczy. A więc jednak! Ale wybór był trudny czyż nie? Do wioski miał za daleko by wrócić, przemyśleć sprawę i potem ponownie tutaj przybyć. Decyzję musiał podjąć teraz, innego sposobu nie było. Chciał się rozwinąć, jakoś przyczynić dla dobra wioski, ale miał też obawy, bo czy każdy by ich nie miał, gdyby opuszczał rodzinne miejsce. Najwyżej na miejscu napisze do Kybele. Ona wytłumaczy wszystkim co i jak. Nie potrwa to długo, na pewno nie. Musiał się szkolić, by lepiej pomagać innym. Takie było zadanie żniwiarzy. Postąpił kroku do kapłana.
- Ja... - zaczął. - Już podjąłem decyzję. Chciałbym się kształcić. Proszę mi więc powiedzieć co muszę zrobić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Night Tale

Mimo, że Night, od początku mówił Dancing of the Fate, że musi być jednorożcem z krwi i kości. Kimś kto traktuje gorszy od siebie z wyższością, widząc jej wybuch sam się lekko przestraszył. Nawet gdy zdał sobie sprawę, że była to tylko gra, nadal był w szoku. Nie sądził, że ta niewinna niepozorna klacz, może aż tak perfekcyjnie zagrać. Qualm Mask również wykonała swoje zadanie. Była zwykłym pegazem, podległym swej pani. Nic nie mówiła, bez pozwolenia. Inna sprawa to Gravel, który lekko się cofnął, widząc furię klaczy. Do tej pory rozmawiał swobodnie, uważając, że Night trzyma się z dala od takich jednorożców. Teraz patrzył zarówno na niego jak i klacz niepewnie. Night Tale nic jednak nie powiedział, tylko zamknął lekko oczy. Wiedział, że teraz był niżej w hierarchii niż Dancing of the Fate i jeśli zareaguje w jakiś sposób, wszystko zepsuje. Gravel również nic nie powiedział, tylko wziął klucze w zęby i zaczął iść.

 

Zaczął prowadzić całą trójkę przez długi korytarz pełen pozamykanych drzwi. Z niektórych pokoi dochodziło jakieś mamrotanie. Słowa, które nie miały sensu. Zwykłe majaczenie, kogoś kto nie był zdrowy na umyśle. W jeszcze innym pokoju słychać było wrzaski, jakby kogoś torturowano w najbardziej okrutny możliwy sposób. Zarówno Night Tale, jak i kucyk ziemski jednak to ignorowali. Nikomu nie działa się krzywda i oni o tym wiedzieli. To było zawodzenie kogoś, kto już nic nie rozumiał. Im bardziej szli w głąb korytarza, zaczął dochodzić do nich szloch i skrobanie. Nagle kucyk ziemski się zatrzymał.

 

- Znów to robi - mruknął, nie patrząc na Dancing of the Fate, jakby nie był nawet tego godny. - Daliśmy mu coś na uspokojenie, ale nie przestaje. Ogryzł sobie kopyto i robi to krwią bez przerwy

- Skrępowanie nic nie pomaga? - spytał, nie mogąc najwyraźniej uwierzyć.

- Zawsze znajduje sposób żeby się uwolnić. Zaproponowałbym wejście z wami, ale lepiej was zostawię - wsunął klucz do zamka i lekko przekręcił, otwierając drzwi. Nim jednak weszli, spojrzał na Nighta. - Posłuchaj, nie wiem co ze sobą robisz, ale nie zapominaj kim jesteś. Nie pozwól by zrobiła mu krzywdę - chociaż nie patrzył na Dancing of the Fate, było wiadomym, że mówi o niej.

- Możesz odejść Gravel, ja je odprowadzę - powiedział ponuro, a ogier pokręcił głową i odszedł. Night Tale zrobił krok do środka. W centrum pomieszczenia wypełnionego materacami, siedział biały jednorożec, trochę większy niż Night Tale. Nie było to dziwne w końcu był dawniej gwardzistą. Jego grzywa była brązowa i w strasznym nieładzie. Najciekawsze były jednak rzeczy na materacach. Symbole, które ten kucyk musiał rysować własną krwią. To miał najwyraźniej na myśli Gravel. Symbole, których nie miał prawa znać kucyk ani człowiek. Były to zapomniane symbole z czasów gdy w Equestrii i na Ziemi nie było jeszcze życia. Każdy mówił jasno "niebezpieczeństwo". - Nie do końca wiemy co chce nam przekazać - powiedział w końcu Night Tale. - Próbowałem odczytać to co tu tworzy z różnymi księgami, ale nie ma żadnych informacji. Najwyraźniej jest to coś co zrodził jego zmęczony umysł - powoli podszedł do ogiera. - Warding, ktoś chce z tobą porozmawiać

- Za późno, to już jest... Zaczęło się... Świat się kończy... Ona wie... - szlochał, nie odwracając się. Night pokręcił lekko głową.

- Jeśli dacie mi chwilę, może uda mi się do niego dotrzeć i powie coś przydatnego. Od czasu ataku Crystal na Canterlot, ciężko z nim rozmawiać

 

Kapłan

- Cieszę się słysząc to - powiedział z nieukrywanym entuzjazmem ogier. - Jednorożce o twoim potencjale, nie powinny tracić swoich zdolności. Być może nawet uda ci się zainteresować naszą panią - spojrzał w kierunku wejścia i podeszło do nich dwoje kapłanów. - Droga do Canterolot gdzie zgłębia się magię jest długa, zwłaszcza stąd. Nikt nie ma tyle mocy by teleportować się bezpośrednio tam. Możesz więc zdecydować. Jeśli chcesz możesz udać się tam pieszo, a wtedy przydzielimy ci eskortę byś dotarł bezpiecznie. Jeśli jednak wolisz szybszą drogę, możemy cię teleportować ze świątyni do świątyni, aż dotrzesz na miejsce. Decyzja należy do ciebie. Zanim jednak wybierzesz, pomyśl czy masz wszystko, bo powrotu w najbliższym czasie nie będzie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eryk syknął, ale nie ugiął się. Uważnie wysłuchał oficera.

- Jedyny błąd jaki popełniłeś...to urodzenie się. Osądzą cię bogowie. Jeżeli mamy zginać...zginiemy w walce - warknął

Wtedy, kamienie wystrzeliły z tłumu uderzając w pole siłowe. W następstwie, czy raczej w tym samym czasie, pretorianie i legioniści z kawałkami skał w kopytach, rzucili się na gwardzistów, przede wszystkim uderzając po łbach. Mniej więcej stosunek dwóch buntowników, na jednego rojalistę, mogłoby przynieść nawet pozytywny skutek. Victor wraz z jednym z kompanów podbiegli na mównicę by dopaść głównych obecnie przeciwników. Terens natomiast przy wsparciu dwóch drwali atakował od tyłu. 

- Chcieliście żeby wam się pokazać...proszę bardzo. Ale jak dokładnie to już nie określiliście - parsknął. 

Edytowano przez Hetman WK
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Wyjdź stąd... Chce zostać z nim sama... - zabrzmiała władczo jednocześnie wkradł się tam jej zwyczajny ton naprawdę przyjemny i niezmiernie wesoły... Zachował jednak swoje poważne brzmienie, gdy podmuchy wiatru powiesiły jej pelerynę i kapelusz gdzieś w powietrzu... - Jestem Dancing of the Fate,,, Jestem tu by ci pomóc... - zapełniła, ale zawiesiła głos, nie będąc pewna następnych słów.... - A tobie jak na imię? - Czekała moment na jego słowa... Dość niecierpliwie...

 

     - Czemu jest za późno? - Jej oczy przepełniła magia, a oczy wypełniły się czasowym piaskiem... Wyglądała jak wąż który hipnotyzował swoją ofiarę... Jednocześnie wypełniał ją niewyobrażalny spokój... - Co się zaczęło? Czemu świat ma się skończyć? Kto wie? - pytała pochodząc do niego dość powoli, uważając na każdy krok wiedząc że mógłby jej zrobić sporą krzywdę samym uderzeniem kopyta. Nie dawała jednak szanse strachowi by nadgryzł jej serce. Była odważna... Liczyła że zostało w nim coś ze starego gwardzisty... - Co za niebezpieczeństwo grozi tobie? Nam? Wszystkim? - brzmiała dość lekko próbując dotknąć jego ramienia... W zwyczajnym geście... Chciała mu pomóc. Jednak jej magia nie była mu wstanie tego zrobić w sposób doraźny, a raczej nie gotowa zapłacić ceny by jej użyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Night Tale

Lekko mrugnął, słysząc prośbę Dancing of the Fate. Nie bał się o nią. Wiedział, że poradzi sobie sama lepiej niż z jego pomocą. Co on mógł właściwie teraz zrobić? Mógł co prawda spróbować dotrzeć do gwardzisty, ale ona najwyraźniej zrobi to lepiej. Nic więc nie powiedział, tylko kiwnął głową w geście zgody, a potem wyszedł za drzwi. Mimo wszystko, był bardzo ciekawy co takiego Dancing of the Fate zdoła się od niego dowiedzieć. A może była to jedna wielka strata czasu?

 

Ogier, nie zdawał się nie zwrócić uwagi na to że został sam w pomieszczeniu z nieznajomą. Wciąż mamrotał coś do siebie, ale z pewnością nie był to język kucyków. Brzmiało to trochę jak swego rodzaju zapomniana modlitwa. Nie zareagował również, słysząc jak klacz mu się przedstawia, zupełnie jakby ciałem był tutaj, ale jego umysł przebywał w zupełnie innym strasznym miejscu. Czując magię klaczy, wyglądało jakby jego wzrok na chwilę odzyskiwał rozsądek, ale była to kilkusekundowa chwila. Coś nie pozwalało mu jasno myśleć i cokolwiek to było, musiało być potężne. Nagle jednak poruszył lekko głową, patrząc w milczeniu na klacz, a potem zaczął obłąkańczo chichotać.

 

- Miała racje... - mówił nie zaprzestając chichotu. - Przybyłaś tu... Ale była poza tamtą... - wiadomym było, że mówił o Qualm Mask. - Jeszcze jedna - podniósł się i zaczął chodzić w kółko po pomieszczeniu. Nie patrzył już na klacz, która stała niedaleko. Zupełnie jakby zupełnie dla niego zniknęła. - Było ich kiedyś wielu, a została już tylko ona... Zaczęła to składać... Berło, które ma moc niszczenia i kreacji, a gdy skończy, zakończy nasze życia... Widziałem jak światy trawią płomienie... Jak nienazwani niszczą miasta i mordują wszystko co stanie im na drodze... - nagle podbiegł szybko w stronę klaczy i chwycił ją, ale wyraźnie nie chcąc robić krzywdy. - Ona wie, że już tu jesteście i czeka... Musicie uciekać... Dla naszych światów, nie ma ratunku... - puścił nagle klacz, jakby zrobił coś strasznego i zaczął się cofać od niej jak najdalej. Stanął przy ścianie i zaczął uderzać głową o materac. - Strawią nas płomienie, a ziemie skąpię nasza krew, wszyscy zginiemy, ale wy tego nie widzicie - śpiewał, uderzając bez przerwy głową o materac.

 

Okoliczne wsie

Gwardziści okazali się jednak bardziej bojowi niż ostatnim razem. Na dodatek, gdy tylko zaczął się atak buntowników zaczęły nadlatywać pegazy, które powiększały ilości gwardzistów nad buntowników. Ostrzał powietrzny, skutecznie utrudniał zbliżenie się do gwardzistów na ziemi. Ponadto zaatakowani gwardziści, nie wahali się otworzyć ognia w stronę tłumu i atak kamieniami na niewiele się zdał. Kilkoro gwardzistów dało się zaskoczyć, ale większość była gotowa na agresje i nim buntownicy zdołali się choćby zbliżyć, zostali ostrzelani. Oficer widząc całą sytuacje, nie wyglądał na przestraszonego, a bardziej znużonego. Zwłaszcza widząc po czyjej stronie była przewaga.

 

- Myślę, że już wystarczy - mruknął ze znużeniem oficer, widząc walające się ciała po ostrzale. Minął swoich ludzi od tak i podszedł do Terensa. - Wiadomo z góry jaki będzie wynik tego starcia - spojrzał na stosy ciał. - Ale chyba dostaliście już nauczkę. Dobry dowódca wie kiedy trzeba się wycofać. Ty i twój postrzelony kolega tu zostaniecie, a reszta zostanie wolna. No chyba że chcesz mieć na kopytach krew tych źrebaków, klaczy i reszty niewinnych rodzin. Wybór należy do ciebie - oficer uśmiechnął się. Uniósł kopyto, a pegazy zaprzestały ataku. - Jak widzisz można zapobiec tej rzezi

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteście mordercami o dobrze o tym wiecie - Eryk zbliżył się jeszcze - Skoro tak bardzo chcecie...to proszę bardzo możecie nas teraz zarżnąć, powiesić czy co wam się tam do ciężkiej cholery podoba. Ale wiem jedno. Moi kompani są teraz wolni. Z dala od tyranii i tego piekła na ziemi

Terens skinął głową

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Kto miał rację? - zapytała zaskoczona, nie spodziewając się po nim takiego wybuchu, tego że ją chwyci, zacznie walić głową w materac - kim jest ona, jak jej na imię? - pytała podekscytowana, rządna tej informacji, uważając by nie zrobił sobie krzywdy, gdy powietrze wokół jego ciało zaczęło gęstnieć, by nie mógł dalej uderzać, zrobić sobie krzywdy... Imię postaci o której mówił znaczyło naprawdę wiele. Mogło naprowadzić w pewnych wypadkach na świat... Może jakąś legendę którą znała... Było wiele została jedna, berło zniszczenia... Te słowa padały wiele razy, ale i tak rzadziej niż zjawi się wybraniec i zbawi świat... Zaciskała nerwowo wargi... Zastanawiając się co powinna począć. Czy nie pożałuje swoich czynów, gdy zadbała kryształami w rogach pomieszczenia, by za wiele magii z niego nie uciekło. Nie chciała zbiegowiska, a już w tamtym momencie powietrze drgało odczuwalnie.

     Magia niebezpiecznie kotłowała się w jej oczach gdy się zastanawiała, co takiego działo się w jego głowie... Czy to była sprawa siły wyższej? Szukała śladów, zamierzała z tym walczyć wyciągnąć go z tego obłędu bo przecież sam w niego nie wpadł. Nie mógł znać tych znaków. Nie w tej rzeczywistości. Tak myślała, gdy fioletowe wstęgi wypływały z jej spojrzenia... Kolejne znaki wokół niej się formowały... Rosła w siłę, budowała potęgę, czerpiąc ze splotu coraz więcej i więcej, gdy grzywa jej zaczęła z lekka się rozpadać na złote energetyczne pasma i obłoki... a iluzja rogu zniknęła nie mogąc być dłużej otrzymywana, gdy cała to jej uwaga skupiana była na ogierze, problemie i osobie o to odpowiedzialnej. Czy on był przez coś wiązany... Przez klątwę, czar? Jeśli tak mogła sobie z tym poradzić. Chciała to zrobić, ale chciała jego pomocy...

     - Zdradź mi imię... Powiedź więcej... - rozkazywała? prosiła? wypowiedziane słowa miały wiele znaczeń, ale w jej ustach brzmiały jak funkcje i nic więcej, gdy suchy ton zastąpił miękkie frazy którymi posługiwała się na co dzień. A każde niosło ze sobą kolejny puls drążący coraz to głębiej i głębiej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oszalały gwardzista

- Boli... - powiedział słabym tonem ogier i obejrzał się na klacz. Zarówno z nosa jak i oczu wypływały mu niewielkie strużki krwi. Nie było pewne, czy to przez magię, która teraz była w pomieszczeniu, czy może przez to, że jego umysł nie był w stanie znosić tego wszystkiego. - Nie miałem prawa tego widzieć... - mówił nadal słabo i nie zwracają uwagi na krew. - Te rzeczy i istoty, nie są przeznaczone dla takich jak ja... Nasze umysły nie są w stanie zrozumieć jak daleko to sięga... Oni nie mają ciała, to tylko iluzja dla oczu, którą karzą nam oglądać... Jak istota taka jak ja, która jest zaledwie pyłem na wietrze czasu, mogła to oglądać? Słyszę te głosy co noc... Szydzą ze mnie i mówią, że wkrótce po mnie przyjdą... Każą mi rysować, wtedy pozwolą mi tu być, ale wiem, że nadziei nie ma - zmarszczył lekko brwi. - Znasz jedno z jej setek imion, Dancing of the Fate - powiedział ponuro. - Świata, który tam był już nie ma, lecz ona została i teraz chce skończyć co zaczęła... - skulił się na ziemi szlochając jak dziecko. Najwyraźniej obłęd, który dorwał ogiera był spowodowany tym co zobaczył, a nie magią. Umysł nie był gotowy na to co ujrzał. - Widzę zapomnianych, teraz... - powiedziała nagle, unosząc głowę. - Mówią, że nie życzą sobie ciebie i tej, którą chowasz, tutaj... Karzą wam stąd wyjść... - mówił niemal przerażony. Cokolwiek widział, musiało go naprawdę przerażać, bo cały dygotał niczym galareta.

 

Okoliczne wsie

- Będziecie mieć uczciwy proces - mruknął oficer, a potem machnął kopytem na gwardzistów. - W przeciwieństwie do was, kieruje nami honor. Zgodnie z umową, wszyscy mogą odejść, poza wami - kilku gwardzistów podeszło do Terensa i Eryka, a potem założyli im łańcuchy na kopyta. Uważali przy okazji na postrzelone kopyto Eryka. - Ponieważ nie macie obrońców, zostaną oni przysłani na nasze życzenie. Dziś będziecie w naszym obozie w klatkach - wskazał na otwarte klatki. - Jesteście w tej chwili oskarżeni o zdradę i zamachy. Najgorsza dla was opcja, to śmierć, najlepsza dożywocie w kopalniach kryształu. Jeśli chcecie coś jeszcze powiedzieć to ostatnia szansa. Potem w klatkach już nikt was nie wysłucha do procesu - gwardziści stanęli przy klatkach czekając na reakcje zatrzymanych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White i Sinister

- A więc co planujesz zrobić z tymi podmieńcami? - Spytała z ciekawości Sinister idąc przez gęsty las wyglądem przypominającym Everfree z czasów kiedy jeszcze nie został skażony. - Wszystkich nie wybijesz, ich jest za dużo a w końcu zaatakują taką grupą której pokonanie będzie ponad twoje siły.

- Niech próbują mnie pokonać a w pewnym momencie uznają że te nędzne próby im się nie opłacają - Odparła pewna siebie White. - Potrzebuje tylko lepszej broni, takiej która zawsze pozostaje nienaruszona po uderzeniu i niemożliwej do używania przez inne jednorożce. To denerwujące i kłopotliwe gdy to robią... Umiałabyś coś takiego wykonać? 

- Pewnie, pierwszy warunek jest banalny jednak drugi to co innego, przy użyciu czarnej magii to byłby banał ale niestety ta opcja odpada - Powiedziała Sinister widocznie zastanawiając się nad możliwościami. - Gwardia od razu by wyczuła że z tą bronią coś jest nie tak, zaczęliby zadawać pytania i nie skończyłoby się do dobrze - Obydwie klacze wyszły z lasu na dość dużą polanę na której stał samotny dom co oznaczało że praktycznie dotarły już na miejsce.

- Wiesz, masz jeszcze tą magię chaosu i tak dalej. Wymyślisz coś.

- To nie takie proste jak się wydaje - Sinister wyjęła klucz i przekręciła zamek w drzwiach otwierając je. Ich oczom ukazał się dość długi korytarz z drewnianą podłogą a na jego samym końcu dało się zobaczyć przejście do kolejnego pomieszczenia jakim było laboratorium chemiczne. - Mogę praktycznie zmieniać każdą cechę materiałów ale nie jestem pewna czy istnieje coś takiego jak podatność na lewitacje czy coś innego. Muszę nad tym dłużej pomyśleć a dodatkowo zanim zacznę potrzebuje sproszkowanego metalu z twojej aktualnej broni. Wydaje mi się że chcesz zatrzymać jej unikalną cechę?

- Byłoby to dosyć pożądane... Jak mam to zrobić?

- Pójdziesz do sklepu i kupisz pilnik do metalu, potem zeskrobiesz nim wierzchnią warstwę a następnie dasz mi ten pył. Brzmi prosto prawda? - Sinister wiedziała że White nie lubi tego typu robót jednak prawda była taka że ona lepiej się do tego nadawała ze swoją silniejszą lewitacją.

- Powiedzmy... A  nie można do tego kogoś wynająć? - Spytała z nadzieją.

- Pewnie ktoś by to zrobił chcąc sobie dorobić ale czy masz pieniądze by mu zapłacić? Ja nie pożyczę - Uśmiechnęła się chytrze.

- Niestety nie przy sobie - White nie spodziewała się wydatków więc praktycznie całość bitów zostawiła w domu. - Dobrze, nie mam korony to i mi nie spadnie.

- To ty zajmiesz się skrobaniem a ja wieczorem gdzieś wyjdę się w pewne miejsce na spotkanie - Specjalnie nie mówiła z kim i gdzie, wiedziała że nie spodobałoby się to jej rozmówczyni.

- Coś ukrywasz że nie powiedziałaś co to za miejsce i co to za osoba z którą zamierzasz się spotkać? - Spytała podejrzliwie patrząc na Sinister.

- Po prostu uznałam że tak będzie lepiej, po za tym i tak będziesz zajęta więc nie masz możliwości by pójść ze mną.

- Jeszcze zobaczymy - W głosie White było czuć determinacje i zaraz po tym ruszyła galopem w kierunku Ponyville.

- Heh, zobaczymy... - Powiedziała obserwując biegnącą klacz. Było jej trochę głupio z tego kłamstwa, w końcu posiadała pilnik do metalu ukryty w którejś z szafek i wystarczyło go tylko poszukać.

  • Haha 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...