Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Chyba się budzimy. Ja będę załatwiać spokojniejsze sprawy, ty będziesz się zajmować sprawami bardziej niespokojnymi. Tak. To dobry pomysł. Ruszaj tam na górę. Chyba na ciebie czekają.

 

Obudziła się. Zauważyła że jest przywiązana do łóżka. Zrobiliście dla niej najlepszą rzecz jaką mogliście zrobić. Dziękuję. Jedno oko zmieniło kolor na fioletowy. Ona... przeprasza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Kapi co do pancerza kolczego to jesteś boski  :twilight2: )

Po otrzymaniu pancerza Alchemik przystąpił do transmutacji. Usiadł pod ścianą a na podłodze narysował krąg transmutacyjny na którym położył zbroję. Gdy wszystko było gotowe klasnął w ręce i dotknął zbroi by zamienić ją na ludzką. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałam na jego wyraz twarzy widząc dezaprobatę rzekłam.

- Bądź spokojny, nie będę używała magii, będziemy walczyć tradycyjnie - powiedziałam jemu spokojnie. Po czym stary ogier zaatakował mnie mieczem, próbując mnie trafić szyję, lecz w ostatniej chwili odparłam ten atak za pomocą kostura. Następnie zrobiłam krok, a po chwili drugi, oba w inną stronę. Mój atak był mieszony w kopyto w celu strącenia rywala z równowagi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Zbroję mogę odebrać jak skończę walkę. Green musi czuć się cholernie niezręcznie.]

Grim nie do końca dowierzał zapewnieniom klaczy, ale że walka już się zaczęła, nie miał za dużo czasu na myślenie. Gdy zablokowany miecz brzęknął o kostur, ogier wycofał się szybko o spory krok, przez co oręż jednorożca świsnął tuż przed nim. Ciemnordzawy kuc prędko przeszedł do kontrataku, zadając oszczędne pchnięcie na pierś oponentki, bacząc przy tym, by jej przypadkiem nie zabić.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cios zadany mieczem wyrwał z mych kopyt kostur. Wiedziałam, że bez broni sobie nie poradzę, więc szybko odskoczyłam od Grima w celu wzięcia znowu w kopyta swoją broń,

- Nieźle muszę to przyznać, ale ze mną łatwo nie będzie - rzekłam lekko uśmiechnięta. Nagle przypomniałam o Wiktorze, że wypadało go przeprosić za swe zachowanie. Więc zwróciłam się do rywala i dodałam.

- Może przerwijmy ten pojedynek, muszę przeprosić Wiktora. Poza tym muszę jakoś zmotywować swoich towarzyszy do walki.

Edytowano przez PlaguePony
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim zatrzymał się w nie do końca zwinnym półobrocie, w jaki przeszedł z tylko sobie znanych powodów. Tak jakoś wyszło, że twarz miał zwróconą zupełnie w inną stronę, niż znajdowała się Visionary. Poprawił ten błąd, odwracając się spokojnie. Zobaczył, że jednorożec podnosi swój kostur, zapewne wytrącony z jej kopyt. Ogier podrapał się kopytem po głowie, robiąc lekko zdziwioną minę. To, jakim sposobem udało mu się za pomocą pchnięcia pozbawić przeciwniczkę broni, pozostawało dla niego tajemnicą. Po chwili namysłu stwierdził, że to kwestia szczęścia. Wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że nie będzie się bił po próżnicy.

- Całe życie nie jest łatwe - odparł krótko swoim ochrypłym głosem. - Idź więc, ja też mam kilka spraw do załatwienia. I dziękuję za pojedynek.

 

Następnie zwrócił się w kierunku Greena, dostrzeżonego w przelocie wcześniej. Dowódca czekał na niego. Ciemnordzawy kucyk wyprężył się przed nim służbiście, starając się nie myśleć o tym, że drugi ogier musiał stać jak słup. Spojrzał na podarunek, po czym powstrzymał westchnienie wyrywające się z niego na widok podarunku. Był naprawdę ładny, i z pewnością wiele kosztował. Grim odebrał pancerz, z pewnym trudem biorąc w kopyta wszystkie jego części na raz. Znów stanął na baczność, ledwo utrzymując równowagę.

- Dziękuję. Będzie bardzo przydatny - rzekł krótko tonem zdumiewająco podobnym do tonu niegdysiejszego gwardzisty.

 

Nie za bardzo wiedząc, co zrobić dalej, skinął głową w geście dziękczynienia, po czym nie czekając począł pozbywać się niepotrzebnej na razie kurtki, juk oraz uszanki. Błysnęła naciągnięta na swetr kolczuga. Przez jakiś czas orientował się, jak, gdzie i co należy założyć, by prezent spełniał swoje funkcje. W końcu połapał się, przywdział kirys, osłony na kopyta, na końcu zakładając hełm. Zadrżał lekko, gdy zimna kolcza osłona dotknęła jego karku. Nie był zwyczajny nosić zbroi, do kolczugi wprawił się głównie dlatego, że pod nią wciąż miał swój normalny ubiór. Uśmiechnął się lekko pod wąsem. Jakby go teraz w Trotford zobaczyli, toby im oczy zbielały. Kurtki już się ponownie ubrać nie dało, zaniósł ją zatem do Solida. Nie zaprzątając jego uwagi ukrył rzeczy w jakiejś skrzyni. Wróci po nie jak przeżyje. Ze sobą wziął miecz, puklerz, pistolet z ładunkami, juki oraz kryształ do wzywania pomocy. Miecz przypasał tak, by z łatwością po niego sięgać, pistolet umieścił w wygodnym miejscu, ładunki na dwóch zaimprowizowanych pasach biegnących ukośnie przez pierś. Puklerz wylądował na grzbiecie, kryształ też znalazł się na jednym z pasów.

 

Kiedy załatwił wszelkie sprawy związane ze swoim ekwipunkiem oraz przygotowaniem do bitwy, postanowił poświęcić kilka minut Animal Heart. Powędrował więc ku szpitalowi. Zastał tam królika, gronostaja, Sandstorm, jakiegoś medyka oraz leżącą na łóżku tajemniczą postać.

- Gdzie jest Animal Heart? - zapytał z głupia frant, patrząc mniej więcej w stronę zwierząt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Animal zauważyła, że nadarzyła się okazja, której nie mogła stracić. Patrząc w stronę doktora wycofała się tak, żeby w razie czego Sandstorm ją zasłaniała, gdyby ten się odwrócił. Angel przysunął do swojej opiekunki juki i popatrzył na nią.

- Weź tak nie stój, tylko wróć do swojej postaci. 

- Ale... ale ja nie mogę...

- Co? Jak to nie możesz?

- No nie mogę.

- Możesz jaśniej?

- Nie potrafię się skupić i przez to nie jestem w stanie...

- Och, no daj spokój! Dasz radę.

- Ale...

- Żadnych ale, twój tata tu idzie.

- S-słucham?

- No słyszę i czuję go, zbliża się.

W tym samym momencie do skrzydła szpitalnego wszedł Grim i zapytał o Animal, patrząc gdzieś w stronę królika i gronostaja.

- Pewnie przyszedł cię jeszcze zobaczyć przed tym powstaniem, skup się, bo możesz już go nigdy nie zobaczyć.

- N-nawet tak nie m-mów...

Białe zwierzątko jeszcze raz upewniło się, że Breeze nie patrzy i po chwili znów było beżowym kucykiem, który szybko założył juki. Następnie zbliżył się do przyjaciółki.

- Och... Serox, dziękuję... i ja... um... naprawdę się cieszę... że jestem dla ciebie przyjaciółką, uhm... przyjacielu. - Klacz ostatnie słowo powiedziała z łagodnym uśmiechem. - A teraz przepraszam.

Po wypowiedzeniu tych słów pegazica skierowała się w stronę ciemnordzawego kuca. Cieszyła się na jego widok. Naprawdę się bała, że przez wojnę coś mu się złego stanie.

- U-um... miło mi cię znów widzieć, Grim... znaczy tato... znaczy...

Edytowano przez Wilcza Liddell
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po czym jak Grim poszedł we własną stronę, postanowiłam pójść przeprosić Wikotra, którego potraktowałam źle, mimo że na to nie zasłużył. Jednak przypomniałam, że nie mam żadnych leków czy mikstur i trucizn do walki z wrogiem, więc skierowałam powolnym tempem się do skrzydła szpitalnego. Gdy dochodziłam do celu, usłyszałam słowa klaczki, które były skierowane w stronę jakiegoś ogiera, lecz gdy ostrożnie i niespostrzeżenie wychyliłam głowę zobaczyłam, kto był odbiorcą tych słów.

- Więc to chciał załatwić, chciał porozmawiać z córką... trochę dziwne bo taka rozbieżność wieku, chyba, że to jest przybrana córka - myślałam widząc tą dwójkę. Po tych przemyśleniach, weszłam do nich z zapytaniem.

- Czy tu dostanę truciznę z mantikory oraz kilka maści leczniczych? - zapytałam się dwójki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim przez chwilę jakby ze sobą walczył. Wcześniej lekko drgnął na przemianę, lecz zdążył się już oswoić ze zdolnościami klaczy. Zamknął na moment oczy, następnie postąpił kilka kroków w stronę Animal, ponownie w jej kucykowej formie. Wspomniał na lata, które pokrył już kurz, a potem zrobił coś, czego nie potrafił od bardzo dawna. Objął pegazicę, wkładając w to tyle czułości rodzinnej, ile tylko w tej chwili potrafił.

- Ciebie też... córciu - uśmiechnął się ciepło, przyjaźnie. - Pomyślałem, że powinniśmy jeszcze chwilę pobyć ze sobą. Wiesz... chciałem się tobą nacieszyć.

 

Kuc wydawał się niespecjalnie przejmować obecnością Sandstorm, którą w swoim sąsiedztwie tolerował, ani lekarza, który i tak był zajęty swoimi sprawami. Wystarczyło mu to, iż ma kilka minut dla dopiero co odzyskanej rodziny. Jednoosobowej, ale zawsze.

- Widzisz, chciałem powiedzieć ci jeszcze parę rzeczy. Wiesz, że może być różnie tam, na górze. Nie mówię tego, by cię straszyć - na chwilę uścisnął klacz mocniej - lecz by dodać ci sił. Cokolwiek się nie stanie, słońce już wzeszło. Nadzieja wróciła do serc nas wszystkich. Na pewno to czujesz. Jesteś dobrą osobą, dbasz o zwierzęta, troszczysz się o innych. Dlatego chciałem, byś została tutaj, pomagała leczyć. Jeśli... - przełknął ślinę, by nieco wygładzić zdarty głos - zdarzy się tak, że będziecie musieli uciekać, rób, co podpowiada ci serce. Gdybym musiał, wiesz, zostać tam na dłużej, moje gospodarstwo jest we wsi Trotford. Na samym jej krańcu, podle lasu. Będziesz mogła mieszkać tam w spokoju, nikt ci nie będzie przeszkadzał. Kucyki są raczej miłe, pomocne. I żyją tam zwierzęta. Ja...

 

Musiał to z siebie wydusić, ale już nie mógł. Nie mógł zrobić tego przy wszystkich. Przerwał dokładnie wtedy, kiedy do środka weszła Visionary, z zapytaniem dotyczącym medykamentów oraz trucizny. Nie odpowiedział, nie znał się kompletnie. Coś w nim pękło, ulotna chwila przeminęła. Wycofał się lekko, jakby wychodząc z pewnej przestrzeni, wracając do rzeczywistości. Przestał obejmować Animal. Popatrzył podejrzliwie na Sandstorm. Wszak jego przybrana córka zwróciła się do niej innym imieniem.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekając na odpowiedź od nich, ujrzałam po chwili jak Grim odchodzi na nie dużą odległość, więc podeszłam do niego i rzekłam po cichu.

- Wiem jak się czujesz, nie mając nikogo, ponieważ.... ja straciłam rodziców i od tamtego momentu jestem sama na tym świecie. To szlachetne, że ją przyjąłeś jako swoją córkę. Jak skończy się wojna, to mogę dać wam mój dawny dom tu w Canterlocie. Mogę również dać kogoś z moich ludzi, aby ją obronił za wszelką cenę, albo ja mogę to zrobić - rzekłam smutną miną na twarzy, lecz zawartym spokojem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O moja Celestio... - Królik pacnął się w głowę. - Tak to jesteś tak cicho i akurat teraz musiałaś powiedzieć coś za głośno? Animal, zrób coś!

Zanim Angel to powiedział klacz uważnie słuchała Grima. Była szczęśliwa, że tu jest, że może z nim jeszcze rozmawiać. Chciała, żeby było tak zawsze, jednak była świadoma bolesnej prawdy. Pragnęła teraz tylko, aby nic się nie stało jej ojcu. Nikomu. Bez krzywd. Dlaczego to musi tak być? Dlaczego musi istnieć takie zło na świecie? Dlaczego? Odpowiedzi by się znalazły, lecz kiedy...

Animal czuła ciepło w sercu, gdy Grim ją obejmował. Teraz on był jedyną osobą, która była jak rodzina. Teraz nie mogła liczyć na tą prawdziwą, ale zastanawiało ją, czy jej ojciec i macocha będą próbowali bronić Equestrię. Ale dawny opiekun był jednym z gwardzistów księżniczki Luny. Czy pozostał po stronie dobra, czy jednak teraz broni Nightmare Moon?

To się teraz nie liczyło. Tylko to, co się w tej chwili działo tutaj.

Jednak wszystko, co dobre musi się skończyć. Do skrzydła szpitalnego weszła jakaś klacz i o coś spytała. Stwierdziła, że to drugie na pewno jest, ale to pierwsze?

I jeszcze musiała się akurat znaleźć w takiej trudnej sytuacji. Co zrobić? Nie wiedziała. Nie umiała kłamać. Rzuciła szybkie spojrzenie na Angela.

- Eee... No bo Serox to taka ksywa Sandstorm z dzieciństwa, bo ten... Ona lubiła ser! I yyy... Podpisywała się czasem "X", więc... Żeby to jakoś fajnie połączyć dodano literę "o" i wychodzi Serox! - krzyknął królik. Niestety zapomniał, że nikt, prócz Animal, go nie zrozumie.

Edytowano przez Wilcza Liddell
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogier skupił nieco niechętne spojrzenie na jednorożec, momentalnie zrzucając na nią winę za przerwanie chwili zapomonienia. Obejmując Animal widział bowiem dwie osoby na raz. Tulił jednocześnie samą pegaz, ale też i inną klacz, tę, która już nie istniała. Tej, która dała mu życie. Wysłuchał w spokoju tego, z czym podeszła do niego Visionary i zamyślił się głęboko. Gdzieś tam, bardzo głęboko, i to tylko w kontekście obecnej sytuacji, zrobiło mu się jej odrobinę szkoda. Nikomu i nigdy nie życzył utraty rodziców, choć wiedział, że nieraz bruździł wrogom naprawdę ostro. Żachnął się lekko na słowa o domu w mieście.

- Dziękuję ci, ale ja nie mógłbym tutaj żyć. Nie potrafiłbym. Animal chyba też nie, chociaż ona może powiedzieć to sama. Obronić ją? - tutaj chmury okrywające zwykle twarz kuca ustąpiły na moment - Czemu nie? Jeżeli ktoś będzie chciał. Nie zmuszaj nikogo rozkazem, by stawał tam, gdzie powinienem być ja. 

 

Po tych słowach, wyrzeczonych jak zwykle chłodno, prosto, Grim znów zbliżył sie lekko do beżowej pegaz, wyrzucając niepotrzebne myśli. To była ich chwila.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tyle dobrego mogę przynajmniej zrobić dla was - odparłam krótko do Grima. Zobaczyłam, że twarz ogiera trochę się rozchmurzyła po moich dalszych słowach - Tak jak wcześniej powiedziałam, oni oddadzą życie za mnie, a ja za ich. Oni nie mają do kogo wrócić po wojnie, bo tak jak ja zostali skażeni albo potracili bliskich. To ja dałam im cel w życiu, że mogą się odpłacić za cierpienia, które im zadano. Ona będzie miała jednego z moich najlepszych żołnierzy to mogę obiecać - dodałam po chwili. Po czym jak Grim wrócił do niej, przeszłam się po pomieszczeniu w celu poszukiwania medykamentów i trucizn. Następnie po tym jak znalazłam z trudem, wróciłam do sali treningowej, żeby przeprosić Wiktora i poprosić True Soul'a (jeden z moich towarzyszy), aby obronił za wszelką cenę Animal. Po przekazaniu rozkazu, podeszłam do Wiktora i rzekłam.

- Wiktor chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie, nie powinnam tak podnosić głosu na Ciebie. Powinnam Ci to wynagrodzić, powiedz co chcesz to zrobię to - mówiłam trochę obniżonym głosem.

Edytowano przez PlaguePony
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiktor zabrał Toporek Nickowi i podszedł wkurzony do Visionary, schował toporki za pas. i spojrzał na nią dosc wkurzonym wzrokiem.

- Od samego początku staram się być miłym i towarzyskim, twoje słowa były dla mnie jak postrzał w pierś, głebokie i bolesne. - zwiesił się na chwile - Przyjmuje twoje przeprosiny... co do przysługi.... niechce nic... - odszedł pod sciane i usiadł by odpocząć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick siedział w głównej sali i polerował nóż, przejrzał tez sprzęt, niczego mu nie brakowało po za jednym "później, przyjdzie i na to czas" pomyślał. Widział jak jego kompani przechodzą przez salę, nie chciał rozpoczynać rozmowy więc siedział cicho.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim przypatrywał się królikowi, słuchając jak ten gorączkowo popiskuje. Nie znał mowy zwierząt, lecz jego obycie pozwalało mu stwierdzić, iż gryzoń próbuje coś wyjaśnić. Dość nieudolnie zresztą. Uwga ogiera została skupiona na pewnym istotnym szczególe, który jakoś nie chciał mu dać spokoju, pomimo wszelkich jego starań. Jego przybrana córka zwróciła się do tej jednorożec, Sandstorm, jak do ogiera. Nie byłoby to może specjalnie dziwne, przejęzyczenia się zdarzają, lecz wcześniej użyła imienia Serox. Brzmiało dość obco, ale na pewno nie było to imię żeńskie. Tę sprawę możnaby teraz, korzystając z chwili spokoju wyjaśnić. Ciemnordzawy kucyk zbliżył się więc nieco do Animal, tak, by nie być specjalnie słyszalnym, po czym pod pozorem cichej rozmowy począł krótkie przepytywanie.

- Zaraz będziemy się musieli na jakiś czas pożegnać, muszę wyjść na górę wcześniej niż reszta. Powiedz mi proszę, o co chodziło z tym Seroxem? Nie chcę naruszać prywatnych spraw, ale to było trochę dziwne, nie uważasz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na start tradycyjnie parę ogłoszeń parafialnych. Po pierwsze sprawa z Plaugem i Guardianem. Już napisałem w ogłoszeniach coś na ten temat, ale dla pewności powtórzę to tutaj. Czuję się częściowo współodpowiedzialny za to co się stało. Ci dwaj gracze zapytali mnie czy mogą sobie urządzić coś takiego. Ja się zgodziłem. Dałem co prawda warunki, które miały zapewnić pozostanie tego wątku pobocznego poza sesją, które zostały całkowicie złamane, przez wprowadzenie tak oczywistych opisów sytuacji bezpośrednio do postów czytanych przez wszystkich. Mogę się dalej rozpisywać o tym jak to mnie nie posłuchano, ale smutna prawda będzie taka, że będę się tylko próbować przez to usprawiedliwić. Nie ukrywam, że mam wyrzuty sumienia za to ,ze przez moją głupotę naraziłem Was wszystkich na czytanie tych nieprzyjemnych postów. Chciałem w sposób oficjalny ,ale też szczery wyrazić moją skruchę i przeprosiny. Na prawdę nie zdawałem sobie sprawy jak o będzie wyglądało i wykazując ogromną krótkowzroczność dałem częściowe przyzwolenie. Na prawdę Was wszystkich za to przepraszam i mam nadzieję, że i ten kolejny z mych licznych błędów mi wybaczycie. Usunąłem już wszystkie niesmaczne posty, niestety włącznie z tymi, w których Guardian i Plauge przepraszali w spoilerach. Daję więc do ogólnej wiadomości fakt, ze Oni także żałują. Raz jeszcze przepraszam za to wszystko.
 
Następna sprawa organizacyjna, ale już nie taka smutna i upokarzająca. Podejrzewam ,że w następnym poście zaczniemy oblężenie. Dlatego uprzejmie proszę wszystkich o oficjalne zdeklarowanie przynależności do grup i udanie się na miejsce zbiórki. Oczywiście rozmowy mogą być kończone w spokoju itp. Jeśli wyniknie jakaś sprawa przygotowawcza to przesuniemy atak, ale miło by było gdyby już następny post był rozpoczęciem. Dlatego kończcie pomału wszystko, w czym ja muszę uczestniczyć (luźne rozmowy mogą być zakończone nawet w ostateczności tuż po zaczęciu akcji). Oczywiście ci co nie chcą wychodzić na powierzchnię od razu nie muszą tego czynić i mogą kontynuować swe zajęcia.
 
W spoilerze opisano utratę pewien incydent z Dakelin, który nie jest ważny bezpośrednio dla fabuły, a zawiera lekko drastyczniejszą scenę.
 
Kula szybko dokonała paru poprawek i po chwili przesłała informacje do mózgów ogierów, a następnie wyłączyła się. Atlantis zmniejszył ja szybko i zabrał ze sobą. Jedynym minusem tego rozwiązania była konieczność stałego podtrzymywania magicznej kuli przez umysł, co go w nieznacznym stopniu, ale jednak obciążało.
 
Yellow uśmiechnął się szczerze do Thermala. 
- No wyślę mojemu zastępcy instrukcje co ma zrobić z gazem i już zabieramy się za tworzenie smoka.
Po chwili milczenia ogier otworzył oczy, po czym powstrzymując swoją euforię zaczął się skupiać. Z pobliskich ścian zaczęła napływać moc, która kierowała się do jego rogu. Delikatne i przezroczyste stróżki mętnego złota lewitowały zagęszczając się w okół maga. Oczy Yellowa zaczęły emanować światłem, a jego grzywa lekko falować. Thermal chcąc pomóc także przekazał swoją energię. Żółty jednorożec zaczął pomału się unosić. Nagle skumulowana energia zaczęła się trząść, wydzielały się powoli małe cząsteczki, które po chwili rozsypały się na całą salę. Wiele kulek o średnicy około 1 cm unosiło się i wirowało wypełniając komnatę niby świetlne odblaski z kuli dyskotekowej. Powoli wszystko stawało i uspokajało się, gdy cała masa zatrzymała się, całe tysiące cząsteczek naraz zaczęły płynąć do środka. Powstawał z nich najpierw mało wyraźny kształt, który rozmywał się w przestrzeni. Dało się jednak rozróżnić najpierw łapy, później korpus, długą szyję i ogon, a także głowę smoka. Wyglądał jak wielka świecąca żarówka w kształcie bestii. Środek jednak miał mętny i przypominał tylko w pewnym stopniu projekt z kuli. Thermal zaczął się zastanawiać, czy na pewno wszystko idzie zgodnie z planem. Konstrukt przywodził na myśl wielką plamę, bądź nieogarniętą masę kolorowego gazu. Kowal spojrzał na magika z lekkim zawiedzeniem, ten zdawał się dalej wkładać moc w twór. Na ziemi zaczęły się rysować o wiele wyraźniejsze złote, okrągłe runy z grubych linii. W okrąg był wpisany trójkąt, na którym widniał rysunek jakiegoś kryształu. Boki były usiane mniejszymi znaczkami ,które tworzyły obramowanie. Gdy ostatnie kreski połączyły się Yellow ocknął się i rzekł:
- Fakt nie wygląda to zbyt imponująco, wiem. Jednakże nie martw się bo nie będziemy w tym latać. Po prostu nie chciałem marnować energii na podtrzymanie całości w ostatecznej wersji. O wiele łatwiej jest stworzyć zarys i napędzać go samą mocą pochłoniętą z tych ścian, poprzez runę kumulacyjną. Przed samym wyjściem pozostanie nam tylko dopracować szczegóły czaru.
 
Przy ścianie Stalowy Alchemik zaczął bawić się z pancerzem. Kucyki w porównaniu do człowieka były dość małe, więc musiał skorzystać z wcześniej uzyskanej sztabki żelaza i odchudzić ją o 400g. Po położeniu obu przedmiotów skupił się na nich. Ostre światło uderzyło w jego oczy, gdy cząsteczki zaczęły się przesuwać tworząc nowy ład. Wszystko się zmieniało, aż w końcu dopasowało się do osobistych preferencji alchemika. Rebon był z siebie zadowolony, wszystko wyszło mu poprawnie, co było zawsze miłym doświadczeniem.
 
W skrzydle szpitalnym, gdzie lekarz zajmował się Dakelin toczyła się rozmowa Grima z Animal. Nikt specjalnie nie przejął się Visionary, która równie szybko co przybyła od razu odeszła. Pielęgniarka wróciła i przekazała niepomyślne dla Dakelin słowa:
​- Shadow mówi, że już raz ta postać jej podpadła, więc jest zbyt duże ryzyko wypuszczenia tego. Mamy to tu trzymać, a najlepiej zamknąć, na czas szturmu, później dowódczyni podejmie decyzję co z nią zrobić.
Breeze przyjął rozkaz do wiadomości i popchnął łóżko, na którym znajdowała się Dakelin do izolatki szpitalnej. Było to małe pomieszczenie 3mx3m, w którym paliła się jedna runa. Ciężkie drzwi z metalowymi okuciami uniemożliwiały ucieczkę. Jednak doktor nie zamknął ich, a jedynie kazał pilnować pielęgniarce. Sam wszedł do środka i dalej badał Dakelin. Stwierdził, że najwyraźniej chwilowo nic nie należy podawać, więc usiadł w wejściu i obserwował skrzydło magiczne co chwila spoglądając uważnie na człowieka. Ogier miał rozmarzony wzrok, gdy obserwował coś lub kogoś w głębi sali, ale później jakby wyraźnie posmutniał i zwiesił lekko głowę. Po chwili dłuższej obserwacji połączonej z wytężonym wysiłkiem umysłowym do jego oczu wrócił lekki blask.
 
 

Dakelin leżała sobie spokojnie, odzyskując w pełni świadomość, gdy nagle poczęły ją otaczać dziwne czarne opary. Co ciekawe nikt poza nią nie zwracał na nie uwagi. Niedługo zakryły całą przestrzeń gęstym dymem. Wtem z góry pało na nią fioletowe światło, lekko klarując sytuację. Dakelin stała dosłownie pośrodku pustki. Wśród blasku schodziła, jakby po niewidzialnych schodach owa postać, która wcześniej dała jej spełnienie pragnienia. Stąpała majestatycznie, a po chwili rozległ się jej delikatny głos, który zdawał się być słodki, ale coś mówiło ,że gdyby wejść w niego głębiej byłby trucizną.
- Witam cię moja rozkoszy. Przychodzę, aby podzielić się z tobą moją radością i przez ciebie ją zdobyć. Gdybym mogła odwiedzałabym cię częściej, ale ty byś tego nie wytrzymała, jeszcze nie, a przecież nie chcemy odbierać ci rozkoszy, prawda?
Postać uśmiechała się i zbliżała do Dakelin, która nie mogła się ruszać. Następnie zakapturzona wystawiła swe kopyto i podniosła dziewczynę do góry. Z każdym krokiem byłą co raz bliżej. Dakeli poczuła lekki ból na szyi i spostrzegła, że ma tam przecięcie, szramę, z której spływa szkarłatna krew. Miała wrażenie, że to najsłodszy płyn, jaki kiedykolwiek czuła, ale nie mogła nic zrobić aby się napić. To była męczarnia z każdą chwilą bardziej głodniała i z każdą chwilą szkarłat zalewał jej strój. Jednak piekło zaczęło się gdy postać dotknęła Dakelin. Dziewczyna poczuła jakby milion ostrych ostrzy wbijających się w szyję i emanujących bólem na całe ciało. Jej skóra momentalnie popękała i zaczęła wylewać krew, która płynęła po kopycie klaczy do tego, co miała pod kapturem. Dakelin nie mogła oddychać, wszystko zaczęło się chwiać, chciała krzyczeć, ale nawet tego nie mogła. Krople krwi spływały jej na język kierowane dziwną mocą magiczną, jednak byłą to tortura. Dało się wyczuć smak płynu, jednak zaraz się rozmywał pozostawiając umysł w pragnieniu posiadania go. Nie dało się tego znieść. Klacz dalej się uśmiechała.
- Też to czujesz? Na pewno tak, zawszę przyniosę ci więcej tego. Płacz i cierp, a będziesz szczęśliwa i twa dusza także. Teraz gdy pomyślisz o odezwaniu się będziesz ponownie przeżywać tą rozkosz, choć żaden dźwięk nie wypłynie z twych ust.
Dakelin poczuła jakby wszystko z niej odpłynęło i został czysty ból. Gdy chciała się odezwać, zrozumiała o co chodziło dziwnej klaczy. Porcja cierpienia jak milion strzał przeszyła jej ciało, które zaczęło się zwijać w konwulsjach. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze i czułą się sama opuszczona przez wszystkich, także przez Rebona, który miał być z nią. Teraz jego sylwetka majaczyłą tylko w pamięci dziewczyny, zadając tylko dodatkowe cierpienie psychiczne. Klacz uśmiechała się, a jej oczy płonęły.
 

Gdy Dakelin kompletnie ogarnęły ciemności, ocknęła się na łóżku w skrzydle szpitalnym. Chciała coś powiedzieć, ale poczuła ból. Spojrzała na szyję. Jej skóra popękała w kilku miejscach, od razu zagajając się, jednak pozostawiając cierniste, czerwone blizny, które pomału wygasały, wraz ze zmniejszaniem się bólu.  

  
            

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moonlight spokojnie wstała i odłożyła księgę na miejsce, resztę wrzuciła do torby. Chwilę po tym szła tunelami, by dołączyć do swojej grupy.

(wróciłam i to, że nie pisałam nie znaczy, iż zrezygnowałam. witajcie znów!)

[właśnie, ja na początku, kiedy to zostało omówione się zdecydowałam iść na NMM.]

Edytowano przez Nessie
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Deklaruje się częścią drużyny idącej na zamek)

 

Masked podszedł do Atlantisa i odezwał się do niego cicho, a głos jego był zimny i szorstki.

 

-Już czas, będę czekał w miejscu zbiórki.

 

Po tych słowach odwrócił się i ruszył ku korytarzom. Niestety, czas na przygotowania dobiegł końca, a on nie skończył wszystkiego. W bitwie musi to nadrobić. Ponadto ciągle był głodny, mimo iż starał się zabić tę myśl i jak dotąd udawało mu się to. Przemierzając jednak tunele mężczyzna popadł w głębokie rozmyślania. *Czy nam się uda? A co jeśli tak? Potrzebuje więcej mocy do walki. Musze się lepiej przygotować. Czy Ona spełni swoją obietnicę?* Wszystkie te myśli kołowały się w jego głowie, jednak on sam zachowywał stoicki spokój. Szedł z podniesioną głową, dumnie, pełen gracji i każdy kto na niego spojrzał, mógł ujrzeć jego siłę ducha, chart umysłu i pełną gotowość do walki. Mężczyzna poprawił z lekka maskę, tak by nie utrudniała mu żadnych czynności po czym skierował się wprost ku miejscu spotkania grupy ruszającej na zamek. Jedynie myśl iż będzie musiał współpracować z Shadow nie przychodziła mu nazbyt łatwo. Ona jak i inni nie rozumieli mocy, a jedynie ich ślepe zapędy ku księżniczkom. Nie rozumieli iż kuce bez tyranek również sobie poradzą, a może nawet lepiej. Nie, ich nie interesowały proste kuce, mimo iż uważali inaczej, dla nich ważne były tylko tyrani i ich władza, gdyż nie potrafili polegać na własnej sile i rozumie. Ale Masked nie miał zamiaru tego zmieniać, jeszcze nie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Angel westchnął, bo przypomniało mu się, że Grim go nie rozumie. Ale pewnie nawet gdyby zrozumiał, to by w to nie uwierzył. Klacz za to nie wiedziała co zrobić. Wpakowała Sandstorm w kłopoty z powodu swojej własnej nieuwagi, bo po raz pierwszy musiała za głośno coś powiedzieć. Musiała coś wymyślić. Ale chyba każda opcja mogła mieć złe zakończenie. W końcu wzięła głęboki wdech i spojrzała w oczy swojego przybranego ojca. 

- Ja... Naprawdę nie mogę... Chciałabym, ale nie mogę... To ważne... Jeśli Sandstorm sama nie będzie chciała tego powiedzieć, to ja też nie, przepraszam... - wyszeptała i spuściła wzrok. Na jej twarzy wymalował się także smutek. 

Edytowano przez Wilcza Liddell
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Przepraszam za brak kolorow ale jade pociagiem i bez porzadnego neta jak wroce to z edytuje. Ide z Yellowem na koszary)

Sandstorm westchnela ciezko i podeszla do dwojki kucy przytulila Animal i szepnela jej uspokajajaco do uszka

- Nie gniewam sie, kazdy popelnia bledy.

Potem stanela przed Grimem i rzekla:

- To dlaczego ona sie do mnie tak zwrocila to moja tajemnica. Shadow tez to wie i toleruje. Naprawde ciezko jest mi to trzymac w sekrecie ale przez osoby takie jak niestety ty czy masked, nie moge tego zdradzic. Mam nadzieje ze to rozumiesz.

Gdy juz skoczyla, spogladala na Grima wyczekujac odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...