Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

To ja sobie pobiadolę. A co... dawno tego nie robiłem. Mam serdecznie dość swojej epilepsji. Ludzie boją się tej choroby.

 

Czy to próbie umówienia się, czy przebywania ze znajomymi. Wolą cię nie zapraszać. Powiecie - tacy znajomi to nie znajomi? Ja ich doskonale rozumiem. Jeśli chodzi o spotkania z osobami, które dopiero co się poznało... w pewnym momencie trzeba powiedzieć. I nie chcę takich spotkań. I tak nie wypali. Nawet jeśli ktoś "zaakceptuje" chorobę to w pewnym momencie powie dość. Zmień podejście powiecie? Może gdybym miał 17, a nie 27 lat... Jeśli w moim życiu ma pojawić się ta "special somepony" to tylko, taka która zrozumie moją chorobę, a może sama będzie na nią chorować? 

 

Swoją drogą przez internet łatwo jest napisać długi pocieszający post o tym, że będzie lepiej. Rzeczywistość jest inna - nie, nie będzie. Będzie gorzej. Wątroba nie jest obojętna wobec silnych leków. Po 14 latach zaczynam odczuwać skutki. Za kolejnych 10 będzie jeszcze gorzej. 

 

Niczego nienawidzę tak jak ludzi, którzy radośnie "narzekają na narzekanie" innych i wyzywają od polaczków. Od tego jest ten temat. Poza tym - stary, wiem że masz na wszystko "wysianowane", dach nad głową i fajnych kumpli od podpierania ścian aby nie upadły, a Twoje ego sięga stratosfery, ale zrozum, że są tacy, dla których post typu: "Wiem co czujesz, ale jeśli będziesz smutać nigdy nie będzie ci lepiej. Uśmiechnij się" To puste słowa. Równie dobrze można pierdnąć do mikrofonu na Skype.

 

Lepiej nie mówić nic, niż powiedzieć "współczuję Ci", jeśli nie przeszło się tego, przez co dana osoba przechodzi. 

 

Zbliża się wesele kumpla, na które nie chce mi się iść. Ale nie mogę odmówić. Nie dla niego. Nie dla kumpla z dzieciństwa. Takiego z dzieciństwa. Pójdę bez pary licząc na to, że choć jeden ze starych znajomych nie został "zakolczykowany". Muszę też załatwić sobie transport, pytać neurologa czy mogę wypić łyka szampana za zdrowie pary młodej (nie wspominając o lampce), uważać na szklankę żeby ktoś się nie pomylił i nie zrobił "drinka", ukrywać leki jakby były narkotykami...  Żenada. Ale może nie będzie aż tak źle?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ataki z utratą przytomności są opanowane. Mam ataki mioklonii (bez problemu znajdziesz co to jest), potrafię je mieć cały dzień. Mam na to lek, ale to antydepresant = BARDZO silny lek. W małej dawce - hamuje ataki. W większej dawce działa usypiająco. W odpowiednio dużej - to psychotrop. Jak to ładnie ujął neurolog (najlepszy... i najdroższy na  Podlasiu - "to jak strzelanie z armaty do wróbla, ale skoro działa to nie widzę przeciwwskazań") Nie pytajcie o nazwę - dostępny na receptę w wyjątkowych przypadkach (i po serii badań)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma to jak... Właśnie... Powiedzieć coś głupiego, czego się żałuje, a przyjaciółka potem nienawidzi cię do końca życia i w jej oczach jesteś taki sam jak każdy inny facet.

Niestety, ta jedna mała nierozważna rzecz, a przekreśliła wszystko jak się starałem o tą przyjaźń i teraz... "Forever alone awaits me".

Modern Warfare ma k*a rację... Ludzie nie pamiętają dobrych uczynków, pamiętają te złe i właśnie... To co powiedziałem tej przyjaciółce, sprawiło, przekreśliło tą przyjaźń i moje starania... Teraz jestem zdany sam na (nie)łaskę ludu in der Stettin i nikt mi nie pozwoli odpocząć od życia jakie mam w tym Szczecinie :/
Bo nie znajdę nigdzie drugiej takiej jak ona :(

Edytowano przez MasterBezi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste, rozumiem, że odłożenie leków odpada? Sam nie wyobrażam sobie zażywania jakichkolwiek leków. Zwykłych leków przeciwbólowych unikam jak ognia.

 

MasterBezi, próbowałeś przeprosić? Powiedzieć że zachowałeś się głupio, czy coś takiego?

Dobre uczynki przypominają się innym zazwyczaj po naszej śmierci, niestety...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste, rozumiem, że odłożenie leków odpada? Sam nie wyobrażam sobie zażywania jakichkolwiek leków. Zwykłych leków przeciwbólowych unikam jak ognia.

Muszę je brać regularnie co ok 12 godzin. Gdybym odstawił je na więcej niż powiedzmy 48h pewnie skończyło by się to atakiem. Nie można zmienić leku ot tak, jak przy grypie - od ręki. Zmniejszenie / zwiększenie dawki - 3 tygodnie stopniowego przechodzenia. Zmiana leku - najlepiej 2-3 miesiące i obserwacja skutków (spadek masy ciała, wzrok, włosy, apetyt...). Muszę też uważać na inne leki np przy przeziębieniu. Czytanie ulotki od A do Z to normalka (popularna Flegamina i Gripex - nie mogę bo wchodzą sobie w paradę)
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro lek jest "armatą na wróbla" to nie polecał Ci czegoś odpowiedniejszego?

Nie ma innego. Poza tym można go wprowadzić "od ręki", nie gryzie się z innymi. Ale jest OK. Trudno być optymistą gdy na każdym kroku choroba daje się we znaki. I tak od 14 lat. Pół życia...

 

Jestem samotna. Zacznę od października 2 rok studiów ekonomii i nikt nie będzie ze mną gadał tak normalnie a jedynie po to by wziąć notatki. A też chcę się zaprzyjaźnić z kimś.

Wiem co czujesz. Ja też jestem samotny. Idąc na studia liczyłem, że znajdę bratnią duszę. I się przeliczyłem. Nie, żebym się nie starał, ale w pewnym momencie wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Powiem wprost - przyjaźń na studiach nie istnieje. Prosty test. Weź dwóch "przyjaciół". Siedzą w jednej ławce. W trakcie testu na ziemię spada ściąga. Profesor pyta jednego z nich czy to twoja? Myślisz, że "przyjaciel" poświęci się i powie "nie, nasza wspólna" / "nie, moja". Wątpię.

Przykład z życia. "Przyjaciółka" poprosiła o wpisanie jej na listę obecności. Problem w tym, że takich przyjaciół znalazło się z 10 i na oko było widać, że coś tu jest nie tak. Profesor sprawdził obecność tak jak w podstawówce. Następnie powiedział: "kto wpisał na listę nieobecnych? Kto przyzna się teraz to otrzyma jedynie minusa, jeśli nie to widzimy się na egzaminie pisemnym" (a ten jest BARDZO trudny) - Cisza. A tacy przyjaciele!

Inny przykład? Najczęściej trzymałem się z dwiema dziewczynami (pedagogika wczesnoszkolna, byłem jedynym facetem). Nie uważałem ich za przyjaciółki, ale kogoś więcej niż znajome. Pewnego dnia potrzebowałem pomocy. A była to poważna sprawa. Nie chcę się rozpisywać. Najważniejszy jest fakt,że nie wymagało to wielkich nakładów z ich strony. Czekałem dwa tygodnie, ale nie otrzymałem jej. A wystarczyło odpisać na SMSa jednym słowem: "tak" lub "nie". Ale gdy trzeba było notatki - telefon nie przestawał dzwonić.

Studia to: "Masz, pożycz, zrobisz ksero, wydrukujesz..."? Normalka. Jako student pedagogiki wczesnoszkolnej nauczyłem się jednego. Lepiej być samotnym chamem niż mieć nastu fałszywych "przyjaciół". Nie wykluczam pojedynczych przypadków, ale ogólnie nie liczyłbym na znalezienie przyjaciela.

Oczywiście pomiędzy wykładami można pogadać na każdy temat, ale to wszystko. Jeśli nie załapiesz się do "kącika wzajemnej adoracji" będziesz sama. Chociaż prawdę mówiąc osobiście wolę podpierać ściany, niż mieć grono "znajomych", którzy przy tobie są mili, a za plecami radośnie cię obgadują.

Także główka do góry. Po pierwsze - bądź sobą. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś dla innych. Po drugie - pamiętaj, że na tym świecie są tacy jak Ty i czasami na siebie wpadają  :fluttershy5:

 

PS. Tak patrząc po Twoim profilu i tym co piszesz, szkoda że nie mieszkasz bliżej. Do reszty - NIE to nie jest żaden podryw. :yHRvV:  Po prostu miło by było pogadać w cztery czy ile tam chcesz oczu

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W takim razie nie muszę życzyć Ci wytrwałości, bo ją masz, skoro potrafisz dostrzegać w życiu dobre chwile, mimo choroby.

 

W trakcie testu na ziemię spada ściąga. Profesor pyta ciebie czy to twoja? Myślisz, że twój przyjaciel poświęci się i powie "nie, nasza wspólna".

No to byłoby akurat głupie. Kto ściąga, ten ryzykuje. Czemu miałby się do niej przyznawać, skoro to nie jego? Już prędzej mógłby powiedzieć, że to jego, wtedy przeją by na siebie winę, ale tak to obaj by dostali po pale(czy tam dwójce) i na tym by się skończyło, ale to i tak bez sensu.

 

 

Obaj byliśmy pod wpływem... nerwów.

No tobie już przeszło, ale z kobietami to różnie bywa, także bądź dobrej myśli :)

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W takim razie nie muszę życzyć Ci wytrwałości, bo ją masz, skoro potrafisz dostrzegać w życiu dobre chwile, mimo choroby.

 

No to byłoby akurat głupie. Kto ściąga, ten ryzykuje. Czemu miałby się do niej przyznawać, skoro to nie jego? Już prędzej mógłby powiedzieć, że to jego, wtedy przeją by na siebie winę, ale tak to obaj by dostali po pale(czy tam dwójce) i na tym by się skończyło, ale to i tak bez sensu.

Dobra ściąga to taka, która pasuje pod każdy test (własnoręcznie napisane streszczenie kilku prac, najlepiej uczyć się ze ściągi - migiem znajdziesz to czego szukasz - nie używać kolorowych markerów). Dzięki niej skorzystają obie strony. Sam takie robiłem i pisząc coś szukałem odpowiedzi i dla siebie i dla osoby siedzącej obok. Z własnej głupoty wpadłem na psychologii - przecież prof znała mowę ciała :/ Ale na ustnym śpiewałem jak z nut.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałem przeprosić... Ale nic z tego nie wyszło... Powiedziała "to koniec" i tyle...

 

Czas, potrzeba czasu, nie ustępuj, pokaż że Ci zależy ale nie bądź nachalny; z czasem emocje opadną i będziecie mogli porozmawiać jak ludzie ;).

 

 

 

Czy to próbie umówienia się, czy przebywania ze znajomymi. Wolą cię nie zapraszać. Powiecie - tacy znajomi to nie znajomi? Ja ich doskonale rozumiem. Jeśli chodzi o spotkania z osobami, które dopiero co się poznało... w pewnym momencie trzeba powiedzieć. I nie chcę takich spotkań. I tak nie wypali. Nawet jeśli ktoś "zaakceptuje" chorobę to w pewnym momencie powie dość. Zmień podejście powiecie? Może gdybym miał 17, a nie 27 lat... Jeśli w moim życiu ma pojawić się ta "special somepony" to tylko, taka która zrozumie moją chorobę, a może sama będzie na nią chorować?

 

Triste, naprawdę nie mam pojęcia przez co przechodzisz z tą chorobą, wiem również że niektórych rzeczy w życiu nie da się zmienić a czasem "zmiana nastawienia" to zwykłe oszukiwanie się. W mojej rodzinie mamy pewne doświadczenie z lekarzami... mój brat ma wrodzoną wadę kręgosłupa ( dość mocne skrzywienie oraz mniejsza wytrzymałość ). Chodzi praktycznie od urodzenia na różne rehabilitacje, ćwiczenia  itp. Tej wady nie da się wyleczyć, mój brat nie będzie mógł podejmować większości prac. Wiecie co jest naprawdę żałosne ? Gdy mój brat poszedł na kontrolę to "mądry" lekarz wystawił diagnozę : ZDROWY :wat: . Osiem miesięcy trzeba było się włóczyć po różnych instytucjach aby dociekać sprawiedliwości... 

Kilka lat temu w szkole na WFie przewróciłem się i strasznie bolała mnie stopa oraz kostka - praktycznie nie mogłem chodzić. Pojechałem do szpitala a tam pan doktor powiedział że nadwyrężyłem sobie mięsień... spoko-oko jest lekarzem więc pewnie wie co mówi... po dwóch tygodniach ból był mniejszy ale nie ustąpił - "jest lepiej czyli nic groźnego" - słowa lekarza. Po miesiącu było już ok... Po tym wydarzeniu dość często ta stopa dość często ulegała łatwo "awarią" ale pal licho z tym. Około dwa lata potem miałem mały wypadek z udziałem tej samej stopy, za nic nie mogłem chodzić więc zabrali mnie do szpitala, zrobiono zdjęcia rendgenowskie i .... okazało się że podczas pierwszego wypadku miałem dość poważnie uszkodzoną kość stopy która na skutek nie leczenia źle się zrosła... Wyobrażacie to sobie ? Chodziłem prawie miesiąc z nadpękniętą kością stopy... a ten "bałwan-doktor" nawet nie kazał zrobić zdjęcia... po prostu kosmos. Mój ojciec ma łuszczycę, to jest genetycznie dziedziczone... obawiam się że również będę to mieć. Od czasu do czasu zdarza się że ot tak bez powodu w tych samych miejscach na dłoniach pęka mi skóra; i to nie jakoś lekko ale wygląda to jak głęboka rana po przecięciu nożem... Nawet nie macie pojęcia jak ludzie na mnie patrzą gdy się ze mną witają. To jest naprawdę krępujące. Inną sprawą jest także to że od dłuższego czasu nie miałem drugiej połówki, duża większość znajomych już kogoś ma raczej na stałe, szykują się powoli śluby. A ja ? No właśnie nic... i chyba tak już pozostanie. Byłem kilka miesięcy temu na ślubie... miałem do wyboru : albo być w "normalnym" towarzystwie i być co chwila zadręczany milionem pytań dlaczego przyszedłem bez pary albo usiąść przy stole typowym "wujkiem Zenkiem" i zalać się w trupa nie słysząc głupich pytań itp. Cóż z wesela wyszedłem naje*bany jak meserszmit... Normalnie zabawa że boki zrywać... :lyra3: .

 

Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą

 

To nie jest prawda ale... czasem aby być szczęśliwym lub po prostu nie popaść w depresję trzeba się oszukiwać; stwarzać pozory szczęścia ponieważ codzienne życie przynosi zbyt dużo rozczarowań niestety...

Czy ja siebie oszukuję ? Tak, niestety tak...

Każdy zasługuje na odrobinę szczęścia oraz miłości w życiu.

 

Triste, nie byłem w "Twoich butach" i zapewne nigdy nie będę, ale życzę Ci szczęścia oraz trzymam kciuki za Ciebie abyś znalazł tą drugą połówkę która będzie Twoim oparciem :hug3: .

Edytowano przez Eternal
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba nie najlepszy temat na pierwszy post ale co tam. No więc mieszkam obecnie ze stryjkiem, stryjek ma mocny problem z alkoholem(jest na tym poziomie gdzie zdaza sie nie trzymanie kału). W domu panuje ciągle chlew, własciwe chlew to był mój pokój, reszta to melina. Rzadko wchodze do kuchni, jedynie tak na szybkiego, jeszcze na poczatku sierpnia smigały po niej larwy i było pełno much, o łazience szkoda gadać. Nie jestem jakimś leluchem czy coś, własciwie to jestem dość energiczny- trenuje, biegam- ale jeśli chodzi o dom to strasznie sobie nie radze, brak mi tej systematycznosci. Wieczorem 2 dni temu postanowiłem to zmienić(nie pierwszy raz), zrobiłem na kartce liste co robić by działać mniej więcej wedle jakiegoś planu, no i wczoraj sie podjąłem. Już z samego rana miałem opóźnienia w planie, nieprzewidzianych robót przybywało. Na jednej półce było sporo swistków ojca, postanowiłem je wywalić, skoro tyle lat leżą to pewnie nie są ważne. Przegladałem po kolei każdy by mieć pewność, że nie wywalam czegoś ważnego. No i znalazłem kartke na której ojciec zapisał sobie jakiś numer(kiedyś często brał kartki z mojego pokoju, bo zawsze mam pare do bazgrania pod ręką), ale to nie było zwykła kartka, tylko kartka na której pare lat temu napisałem pewien nienawistny tekst(miałem może z 14 lat). Poznałem go po przeczytaniu jednej linijki, odrazu z nerwów podarłem i wywalilem, potem wygrzebałem ze smietnika by zobaczyc jak wiele na niej bylo(bo pisalem wiecej niz jedna takich kartek). To było dla mnie jak cios, że ktoś to czytał, tymbardziej ojciec, co wzbudziło we mnie pare niemiłych wspomnien. Chwyciłem za zapałki i spaliłem scinki w ręce.

Pracy nie było końca, jak na złość spaliła mi się zarówka wieczorem w pokoju, więc niewiele mogłem już zrobić. Dzis kontynuuje, trzymajcie kciuki bym wytrwał :).


Pewnego dnia potrzebowałem pomocy. A była to poważna sprawa. Nie chcę się rozpisywać. Najważniejszy jest fakt,że nie wymagało to wielkich nakładów z ich strony. Czekałem dwa tygodnie, ale nie otrzymałem jej. A wystarczyło odpisać na SMSa jednym słowem: "tak" lub "nie".

A schrzaniłeś je za to, czy coś w tym stylu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba nie najlepszy temat na pierwszy post ale co tam. No więc mieszkam obecnie ze stryjkiem, stryjek ma mocny problem z alkoholem

Mam podobny problem. Dwóch alkoholików - ojciec i brat. Gdy brat dostanie ataku padaczki alkoholowej, nie musimy nawet podawać adresu. Wystarczy nazwisko. Mieszkam w małej miejscowości więc wiedzą o co chodzi. A robienie w zbroję czy syfu w kuchni - normalka. A najgorsze jest to, że nie mamy żadnych praw. Nie możemy nawet takiego pasożyta wyrzucić z domu bo jeśli jest cwany to wróci z policją i wtedy to my mamy przechlapane.

A schrzaniłeś je za to, czy coś w tym stylu?

Nie. Ale oboje wiedzieliśmy co o tym sądzę. Próbowały się jakoś wytłumaczyć, ale chłodne "nie ma sprawy" wypowiedziane bez jakichkolwiek emocji dało większy efekt niż wyrzucenie z siebie tego co myślę.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę Was Dashie i Triste rozumiem.. Miałem kiedyś w domu podobnie, teraz jak czytam o DDA to większość się zgadza.. Ojciec dużo pił, były kłótnie i dużo przemocy, za dużo z tamtego okresu nie pamiętam. Szukam dziur w całym, za często reaguję agresją, skupiam się na negatywnych emocjach... Do tego mam w głowie taki głos co mi bluzga na ludzi od jakiegoś czasu, nie rozumiem tego.. Przykładowo widzę jakiś kilku kolesi idących chodnikiem i moja pierwsza myśli - pi***one pe**ły.. Odczuwam to tak jakby nie były to moje myśl, ciężko mi to jakoś zrozumiale opisać. Po prostu wstyd mi za mój łeb w tej chwili ;p Wyobrażam to sobie tak jak bym miał tam na ramieniu diabełka co mi szepcze do ucha.

Ale mniejsza z tym, wracając do "skupiania się na negatywnych emocjach", przykładowo sytuacja taka miała miejsce kilka dni temu, szef przyszedł do nas do roboty i zaczął nas obwiniać za to że za mało jest zrobione (co było akurat winą poprzedniej zmiany która nie wyrabia normy), ja zamiast zapomnieć i dalej spokojnie sobie dalej robić, to skupiałem się na tej całej nienawiści do kolesia przez następne półtorej godziny. Takich sytuacji mam od groma, często ciężko jest mi myśleć o czymś innym.

Matka często jak się stresuje to też chyba się nie kontroluje za bardzo i wybucha, krzyczy na mnie, wtedy ja też się unoszę i wychodzi na to że kłótnia idzie o to że ja krzyczę na nią, a nie powinienem bo ona jest moją matką, z drugiej strony jak mam siedzieć cicho kiedy na mnie się podnosi głos - i tak błędne koło dopóki po prostu nie wyjdę z domu, lub nie zamknę się w pokoju, bo wtedy już argumenty żadne nie docierają (tutaj widzę że nie tylko ja mam problemy w tej rodzince..)

Staram się zachowywać normalnie, no ale widzę że nie bardzo wychodzi.. To wszystko się na mnie jakoś dziwnie odbiło, mnóstwo miałem sytuacji kiedy ja sobie jestem w neutralnym humorze, a jacyś znajomi się pytają dlaczego taki smutny jestem. Raz nawet nauczyciel się mnie dopytywal czy wszystko w porządku bo mam taką nieszczęśliwą minę.

Ps.:  To dość problematyczne :sparkler: Właśnie moja mama jest święcie przekonana że mam na nią focha,bo jestem po prostu nie w chumorze, a mój wygląd mówi że jestem dużo smutniejszy niż jestem w rzeczywistości.

 

Tak sobie teraz myślę, że moja babcia też miała problemy z alkoholem i to się musiało odbić na mojej mamie. Idąc dalej tym tokiem myslenia to ja się boję jak to będzie wyglądało kiedy ja kiedyś będę miał mieć rodzinę..

Edytowano przez Bezik
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślałem, że nigdy więcej mnie to nie spotka. I nie chciałem, ale niech to szlag, znowu dopadło mnie przeklęte zauroczenie...

 

Po co... po co zgłosiłem się do oczepin i łapania krawatu. Upadł na ziemię pod moimi stopami, gdybym zaczekał sekundę podniósł by go ktoś inny i miałbym spokój. A tak? Zobaczyłem ją. Spojrzenie, uśmiech... wiecie o co chodzi.

 

Byłem pewien, że to po prostu swobodny taniec. A tu niespodzianka - taniec z gwiazdami: paso doble, walc, cha cha. Ona znała wszystkie style. Ja "tragikomiczny freestyle". Ale te oczy, uśmiech... Chciałem z nią zatańczyć jeszcze raz "coś normalnego", może powolnego, pogadać? Starałem się ją wypatrzeć - proste - "po welonie znajdziesz ją", ale zniknęła z mojego widoku na dobre. Ale nie serca. Mógłbym popytać kumpla. Może wie skąd się wzięła, ale po co mi kolejne rozczarowanie... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...