Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 04/21/15 we wszystkich miejscach
-
Osobiście uważam odcinek za całkiem dobry. (Po prawdzie to pamiętam że tylko jeden odcinek MLP mi się nie podobał ale mniejsza) Jak zawsze, wymieniam tylko plusy: -Początkowy Mindcrash- pierwszy sen, zastanawiałem się czy to jawa czy nie (dopiero jak AB nagle zjawiła się w tym lasku to miałem pewność). Drugi sen myślałem że to jawa do puki AB nie poszła do domku na drzewie (swoją drogą pomyślałem -"Incepcja"?). Trzeci sen pomyślałem że się rzeczywiście już obudziła ale jak ta kołdra nagle zniknęła to już wiedziałem. Czwarty sen... NAPRAWDĘ MYŚLAŁEM że to już koniec. Ale nie. (Swoją drogą- A może "Dzień Świstaka"?). Więc odcinek dałmi dobre uczucie "Co tu się dzieje do jasnej marmolady?". -Ogólna kreatywność snu, szczególnie jeżdżenie na ubijaczce i wpadnięcie w tą paciarę było strasznie fajne -Wybranie Vinyl i Octavi jako dwie z trzech jurorek. Twórcy mogli tam dać dwie losowo generowane kucyki ale dali coś co jest świetnym mrugnięciem do fanów -Twittermity- chociaż swoją drogą...one nie były wyśnione? -Kołysanka- po prostu, ładna kołysanka A tu napiszę rzeczy które nie są dla mnie plusem ale włączyły u mnie pewne odczucia: -Luna za którą nie przepadam ale jak się pojawiła pomyślałem "Jej fani Luny będą szczęśliwi" -Scena jak Babcia Smith i AJ gadają głosem Big Maca. To było dość surrealistyczne -Ten kuc-pogromca owadów mówił coś o przeniesieniu się na "zieleńsze pastwiska". Pierwsza reakcja- "O, one jednak umierają". Druga reakcja- "WTSiano! One umierają!?!?"2 points
-
Trzy rzeczy na które najczęściej zwracam uwagę: -Przewidywalność: Widzę, że zdania są podzielone. Sam z początku byłem pewien, że mroczna postać ze snu Bloom była Luną, ale jak zaczęła kraść znaczki, jednak zastanawiałem się czy to nie Starlight, ale w sumie okazało się, że to raczej po prostu wytwór fantazji Bloom a Luna pojawiła się dopiero później. Może i też było wiadomo, że wszystko było snami, ale w każdym działo się coś ciekawego. Podsumowując uważam, że przewidywalność nie jest wadą tego odcinka. -Logika: Abstrahując od snów (z wiadomych powodów) trochę tylko dziwne, że Bloom bała się wyrzucenia z domu za znaczek, co to Sparta? Choć z drugiej strony, gdyby miała jakiś egzotyczny talent, raczej nie zrealizowała by go na Akrach. Podsumowując uważam, że brak logiki nie jest wadą tego odcinka. -Humor: Może nie uśmiałem się tak jak przy poprzednim odcinku, ale nie narzekam. Fajne było wyśnione CMC tudzież rodzina Apple jak kazali wynosić się AB, taka sadystyczna radocha, może w przeróbkach zostanie to wzbogacone o kilka wulgaryzmów. Do tego być może nawiązanie do Robocopa z tym jak AB zakręciła sobie "pistoletem" na kopycie, nim go odłożyła. Po mojemu 9/10, bardzo fajny odcinek, ale nie fantastyczny. Nie dla tego, że podobny do poprzednich, po prostu czegoś mi tu brakowało.1 point
-
Jestem i ja mam tylko nadzieję że galeria ta zostanie utrzymana w ładzie o porządku1 point
-
Wing Commander 3™: Heart of the Tiger, SimCity 2000™, Wing Commander™ IV: The Price of Freedom, and Ultima VII The Complete Edition wszystko jest na jednym kluczu do Orgina.... oddaję, bo czuję się rozczarowany...1 point
-
1 point
-
1 point
-
Oj tam oj tam. Jak jesteś wewnątrz dzieckiem to na to nigdy nie można być za stary. A jak nie to wystarczy tylko zmienić słowo "Zabawa" na "LARP" i wszystko staje się o wiele bardziej dorosłe1 point
-
1 point
-
Nie dawno obejrzany odcinek 4'ty Po raz bodajże 2 motyw luna+ klacz Pinkie jako latający kurczak Babs ma swój znaczek (nie to,żeby ona robiła coś w serialu) powtarzające się sceny z wstawaniem Applebloom Trochę też oczywiste było to,że to są sny (przynajmniej później) bo skoro w dwóch premierowych odcinkach Twilight tłumaczyła na czym polega znaczek i jak się weźmie to co było mówione w tym.Oczywiste jest,że AB na pewno by nie miała pierwszego znaczka i nie łapała by fruwających świecących cośów.Plus chciałbym zauważyć,że na każdym CM jaki miała SB było jabłko więc można wnioskować,że może CM był dobry bo był związany z jabłkami ale źle był wykonywany dar. Nie powiem,że odcinek mnie się jakoś specjalnie podobał,ale akurat w MLP:FiM nie ma słabych odcinków są tylko dobre odcinki i mega odcinki.1 point
-
Chyba to też wychodzi stąd, że dzięki Rarity Sweetie Belle jest bardziej... kreatywna? Ano, dokładnie. Wielki zawód i troll ze strony twórców1 point
-
Here we go again... Odcinek o Apple Bloom. Yay! I kończący swoistą trylogię snów i Luny. Niestety z wszystkich odcinków ten dla mnie prezentuje się najgorzej zarówno pod względem podobnych epizodów z Sweetiee i Scootaloo jak i dotychczasowego sezonu. Ale hej, to dopiero 4 odcinek. Ogólnie bardzo podobał mi się morał z odcinka. Widać, ze twórcy czerpali inspiracje z pierwszego sezonu przy tworzeniu początku sezonu piątego bo takiego wielkiego skupienia na nich, nie było już od bardzo dawna. Apple Bloom przeżywa bardzo ważny i iście dziecięcy dylemat, z którym chyba każdy zmierzył się kiedyś z przyszłości. Wybór zawodu i tego co będzie się robiło w przyszłości jest bardzo ważne dla każdego. Nikt nie chciał by robić coś przez całe życie co nie sprawia choćby najmniejszej przyjemności. Dodajmy jeszcze do tego presje rodziną na to by dziecko poszło w wyraźnie obranym kierunku(np. rodzina jest od dziada, pradziada lekarzami a tu nagle syn wyskakuje z humanem). To naprawdę dojrzały temat i wymagający myślenia nie tylko u dzieci, ale i u rodziców. W takich chwilach naprawdę widać, że kreskówka jak najbardziej jest familijna i można z niej wyciągnąć bardzo mądre rzeczy. Tak samo jak dla CMC, które nie chciały by skończyć z talentem, który by im się nie podobał i nie sprawiał radości. Początkowo AB łapię talent podobny do tych co ma jej rodzina(związany z jabłkami), później pomysły są coraz bardziej odjechanie i ostatecznie wygląda na to, że żaden talent nie jest na tyle dobry by móc do niej pasować. Oczywiście to wszystko działo się w śnie i twórcy mogli dać popis swoim fantazjom, szkoda tylko, że tego nie zrobili. To w sumie największy problem odcinka. Był po prostu trochę nudnawy. Sekwencje snów był powtarzalne i w żaden sposób wyjątkowe, pomysły z znaczkami dosyć ciekawe ale i przewidywalne. Chociaż to sen AB...Z drugiej strony może to nic dziwnego, że całość wyglądała tak zwyczajnie? Tym nie mniej miałem nadzieje, że sekwencje snów będą bardziej podobne do tego co widzieliśmy w odcinku o Sweetiee. Tam naprawdę wykorzystano potencjał nierealnego świata marzeń. Nie to co tutaj. Chociaż pomysł z cieniem AB, który ją ogranicza i widok Luny pomagający jej, jak najbardziej w dechę. Co jeszcze takiego było warte uwagi? Pinkie w oknie piejąca niczym kurczak. Rozbroiło mnie to. Scootaloo latająca w śnie, wiedząc, że nie może tego zrobić na jawie bo nie umie..takie smutne to trochę było. Wykorzystanie motywu, który był obecny w wielu fanfikach. Co by było gdyby Rodzina Apple chciała odrzucić jej najmłodszą członkinię jakby nie miała znaczka wspólnego z jabłkami? Teraz wiemy, że to by nie miało znaczenia. Czy tylko ja jestem zawiedziony, że Bads Seed dostała swój znaczek off screen? I jeszcze jeden minus, który nie może przejść obojętnie. Czemu ten fragment z Octavią i Vinyl jest tylko snem Sweetiee?? I czemu był pokazany w zwiastunach jako coś super ważnego!? Tak bardzo byłem napalony na ten koncert a tu się okazuje, że to tylko mały fragment z snem. Zmarnowano doskonałą szanse na rozwój postaci. I wyeksponować trochę duet V&O. Odcinek 7/10. Dobry i porządny, ale mam nadzieje, że za tydzień będzie lepiej.1 point
-
Sprawa nie jest prosta - aspekt finansowy. Tak, to kosztuje więcej o te 4-5 stów miesięcznie, jak nie więcej. Bo musi kupić sobie choćby głupi płyn do mycia naczyń oraz opłacić stancję. Więcej kasy idzie na jedzenie. Mieszkanie razem jest bardziej ekonomiczne. Z domu wyprowadziłam się niedawno, w wieku lat 18tu. Studiuję w innym mieście. Zalety: - usamodzielniłam się - wolność - poprawa skilli typu gotowanie - większa odpowiedzialność - no, trzeba po sobie sprzątać, ale tak trzeba-trzeba - rodzinka widzi, że to nie ja robiłam największy bałagan, a moje nic nierobienie w domu wcale nie było nic nierobieniem "Cahan wróć i ogarnij chatę!" - ja mam spokój, oni mają spokój - poznałam nowych ludzi1 point
-
Cóż, możliwe że, jak to się nieraz przecież zdarza, wpadła na tę ripostę - lub jeszcze genialniejszą - jakieś dwa dni po ukazanych w odcinku wydarzeniach [uśmiech i mrugniecie okiem]. Odnośnie zaś kontrpolemiki imć Użytkownika Mordoklapowa, winien jestem pewne wytłumaczenie (jeśli czytającego to nie interesuje - przepraszam za dokonywanie, z jego punktu widzenia, lania wody i proponuję raczej pominąć resztę wypowiedzi, umieszczonej dla zachowania większej ilości miejsca w spoilerze)1 point
-
1 point
-
Not sure if legit or troll *** A w międzyczasie przyszło mi do głowy, jak AB mogła się odgryźć Tiarze i Spoon. Tuż po tym jak te ją wkurzały tekstami o tym, że tylko robaki będą chciały się z nią przyjaźnić, powinna się do nich odwrócić z uśmieszkiem i zapytać czy w takim razie one zostaną jej przyjaciółkami?1 point
-
TAK! Odnalazłem go! Oto ostatni wolnomyśliciel, geniusz nad geniuszami, widzący wśród ślepców, kolorowy wśród szarych! Brawo! Brawo! Niech Bogu będą dzięki za twą olśniewającą poświatę padające na me bydle oblicze! Naprawdę? Bydło? Czy to jest naprawdę tak trudno, wysilić jednocześnie pamięć, myślenie analityczne i empatię? Neurony lustrzane? Czy to jest naprawdę, tak niesamowicie trudne do zrozumienia, że jesteś po prostu jednym małym człowieczkiem? Nikim specjalnym? Ego aż tak boli od tego? Że takich jak ty są miliardy? Tych co myślą, że są jednymi z ostatnich myślących? Nikt taki nie jest. Nikt nie jest zupełnie ślepy, niemyślący i należący do "bydła". Każdy ma potężne emocje. Każdy ma odczucia podczas odbioru sztuki, pewnie tak intensywne i mocne jak ty. Prawie każdy ma jakieś drobne przemyślenia w swojej głowie, czasem bardziej lub mniej genialne. Każdy ma pasje i zainteresowania. Każdy ma ludzi których niesamowicie kocha. Każdy ma ambicje i marzenia - zarówno mniej jak i bardziej realne. A to że ty tego na pierwszy rzut oka nie dostrzegasz, nie czyni tych ludzi bydłem. Ego boli, co nie? Mnie też... Dlatego właśnie nikt nie lubi prawdy.1 point
-
Z tego co udało mi się dostrzec, Szanowny użytkownik o nicku Razorhead w swój komentarz o odcinku wmieszał polemikę z moją oceną na ten temat. Jako klasyczny osobnik Homo sapiens odczuwam nieprzemożoną chęć obrony mego zdania i z góry przepraszam osoby trzecie za ewentualne niedogodności związane w możliwością powstania niekontrolowanej dyskusji wynikłej z mojej kontr polemiki. Problem jest taki, że nie za bardzo mnie interesują głębie bohaterek tegoż odcinka, gdyż są one ubogie w charakter i jakiekolwiek specjalnie ciekawe cechy. Ot, takie trochę różniące się od siebie dzieciaki. Wedłóg mnie nawet Spike ma większe możliwości odnośnie pokazania głębi, gdyż jest wprowadzony na głębsze wody niezwykłości głównych bohaterek tegoż serialu. Dzieje się tak, gdyż ma tandencje do pojawiania się z mane6 i automatycznego tworzenia relacji - bardziej lub mniej skomplikowanych - z tymi właśnie klaczami. Które mają więcej charakteru niż ta grupa dzieciaków. Miłośników CMC z góry przepraszam za urazę. Osobiście nie oczekuję od kuców akcji. Wręcz przeciwnie, bardzo cenię bardzo nudne i bardzo banalne odcinki, bowiem właśnie za to pokochałem ten serial. I myśli oraz emocje można przedstawić przy pomocy innych motywów niż sen. W moim osobistym mniemaniu jest to kwestia osobista. Niektórzy takie rzeczy przewidują, inni nie. Sądzę, iż to nie nie jest żaden argument odnośnie jakości odcinka. Po prostu popchnęli kawałek fabuły globalnej do przodu i tyle. Kiedyś musieli. I według mnie zrobili to średnio. Ogółem MLP ma trochę problem z tym, że zaczynają tworzyć osobne odcinki w których każda z jakiejś grupy klaczy (mane6 lub cmc) musi przez coś przejść. Zazwyczaj scenarzyści mają dobre pomysły na początku (odcinek ze Scootaloo, Sweetiebelle, czy ten w którym Rainbow Dash otrzymuje klucz do skrzynki) ale potem pojawiają się problemy. Nie wioadomo co zrobić z tą ostatnią klaczą! Skończyły się pomysły! I otrzymujemy coś takiego. Losowość danego dzieła, też może być przewidywalna. Dzieje się tak, gdy scenarzysta jest zbyt mało kreatywny i naśladuje innych twórców. Odnoszę wrażenie tym wypadku tak jest. Na dzielni wśród moich ziomów nazywam to Złym Randomem. Należy też wspomnieć o fakcie, że morał odcinka jest raczej naciągany. Powiedzmy sobie szczerze, ilu ludzi ma pracę którą lubi?1 point
-
Dokładnie. Tym nie mniej zło to zło. Nie można się bać tego powiedzieć, że metody jakie stosowała inkwizycja były po prostu złe. Nigdy nie twierdziłem, że jest ona odpowiedzialna za miliony, ale osoby poszkodowane przez nią, i to poważnie, to spokojnie dziesiątki jak nie setki tysięcy. Nie mogę rozumieć takiego relatywizmu moralnego co niektórych, ale hej. Ludzie1 point
-
Imo, tutejsi obrońcy inkwizycji mają rację jeśli chodzi o to, że wyobrażenia na temat tej instytucji są mocno przesadzone. Jednak to, czy na stosach zginęły miliony, czy setki ludzi, nie ma większego znaczenia - sama idea karania śmiercią za bluźnierstwa i herezje to zbrodnia. Oczywiście inkwizycja nie była pierwsza w tym, a nawet była pewną poprawą w porównaniu do tego co było wcześniej.1 point
-
Mój drogi, zanim zaczniesz, po raz kolejny, ośmieszać się i pokazywać swoją niewiedzę naucz się trochę na temat argumentacji, bo widzę, że zarówno pod względem historii kościoła jak i sposobów rozmowy, twoja argumentacja leży i kwiczy. Na Boga też nie ma żadnych dowodów a w niego wierzysz. I nie poradzę na to, że nie ogarniesz tego, że taka zasada istnieje i jest uznawana przez każdego mądrego człowieka na ziemi znającego się na retoryce. Twój problem nie mój xd Aż ci wkleję z najpopularniejszego źródła byś nie musiał się wysilać: Argumentum ad ignorantiam (łac. argument odwołujący się do niewiedzy) – pozamerytoryczny sposób argumentowania, w którym dyskutant uznaje za dowód prawdziwości swojej tezy fakt, że jego oponent nie potrafi uzasadnić tezy przeciwnej. Jest to błąd logiczny polegający na nie wzięciu pod uwagę, że brak dowodów fałszywości jakiejś tezy nie implikuje jej prawdziwości. Dziękuje, przyznaj się do błędu. Odnośnie: Radzę przeczytać mój. Jest dużo bardziej obiektywny niż ten PR1 point
-
Masz racje, taka teoria jak najbardziej jest słuszna. Ja tylko przedstawiłem to co wiadomo do dzisiaj. Po za tym, Inkwizycja była zła. Sam papież to przyznał. Cel, który przyświecał jej przy powstawaniu zapewne był zupełnie inny, ale hej. Człowiek sam w sobie jest w stanie zniszczyć wszystko. Przynajmniej KK przeprosił za nią. To się liczy. Wybaczamy, już więcej tego nie będzie. Swoją drogą, twierdzenie, że nie mogło być więcej ofiar inkwizycji bo nie ma na to dowodów to zwykłe ad ignoratiam. Najzwyklejszy w świecie błąd logiczny.1 point
-
Dokładnie. Bo to Jezus decyduje o tym to będzie zbawiony. Wiem, że to może być co dla niektórych straszna myśl, ale hej, pogódź się z tym, że na zbawienie nie można sobie zapracować. To dar, który pochodzi tylko od Boga. Czy tego chcesz czy nie. I odnośnie Inkwizycji. Była zła i błędna, ale nie aż tak zła jak niektórzy twierdzą. W Watykanie zaprezentowano owoc wielkiej sesji naukowej z udziałem wybitnych historyków z kilkunastu krajów, która odbyła się w 1998 r. Po sześciu latach specjalna komisja redakcyjna zakończyła prace, którymi kierował profesor historii chrześcijaństwa Agostino Borromeo z rzymskiego uniwersytetu La Sapienza. – Dyskusja nad inkwizycją przenosi się na płaszczyznę czysto historyczną, operuje solidnymi danymi statystycznymi – powiedział dziennikarzom podczas prezentacji tomu. Inwizycja w liczbach Liczbę ofiar inkwizycji szacowano na setki tysięcy, a nawet miliony. Tymczasem według najnowszych badań – w 1998 r. Jan Paweł II odtajnił watykańskie archiwa inkwizycji – ciesząca się najbardziej ponurą sławą inkwizycja hiszpańska w latach 1540–1700 przeprowadziła 44 674 procesy z oskarżenia o zdradę świętej wiary katolickiej. Na karę śmierci skazano w nich dokładnie 1,8 proc. oskarżonych. Na dodatek część ze skazanych na śmierć sądzona była zaocznie (zdążyli zbiec lub ukryć się przed inkwizytorami) – na stosach spłonęły symboliczne kukły. Nieszczęśników, którzy nie wymknęli się trybunałom Świętej Inkwizycji i zostali uznani winnymi, czekał los okrutny. Kiedy inkwizycja okrzepła, dostojnicy Kościoła i katolickiej monarchii hiszpańskiej zdali sobie sprawę, że mają w rękach potężne narzędzie urabiania mas w duchu posłuszeństwa religii i państwu. Ogłoszenie i wykonanie wyroku bywało widowiskiem przyciągającym tłumy. Skazanych prowadzono w uroczystej procesji, w asyście zakapturzonych księży i ze śpiewem. Skazańcowi golono głowę, nakładano mu wysoką szpiczastą czapkę, ubierano w strój hańby – zwany sanbenito – coś w rodzaju żółtego worka pokutnego z wymalowanymi diabłami, piekielnymi płomieniami i imieniem ofiary. Jeśli w ostatniej chwili wyrzekł się grzechu herezji, mógł liczyć na złagodzenie kary. Duszono go przed spaleniem. Kto z tej możliwości nie skorzystał, trafiał na stos żywy i z zakneblowanymi ustami, by nie próbował przeklinać katów. Tak umierał renesansowy włoski filozof Giordano Bruno, jedna z najsławniejszych ofiar inkwizycji (1600 r.). Ostatnie takie widowisko – znane pod nazwą auto dafé (z portugalskiego – akt wiary) – urządzono w Meksyku w połowie XIX w.; w Europie należały już one do przeszłości. Jak pogodzić lochy, tortury i stosy inkwizycji z Ewangelią? Nie jest tak, że Kościół musiał stworzyć tę instytucję, która do dziś wyrządza mu wielkie szkody moralne. Czarnej legendy inkwizycji nie wyssali z palca wrogowie Kościoła. Ale nie jest też tak, że inkwizycja nie budziła w chrześcijanach wstrętu. I że nie próbowali oni jakoś zahamować rozpędzonej machiny, która zresztą zmiażdżyła niejednego z funkcjonariuszy kościelnego terroru. Przeciwko nadgorliwcom protestowali u papieża niektórzy biskupi. Okrutny inkwizytor francuski Robert Le Bourge doprowadził bezwzględnością działania do zamieszek i został aresztowany na rozkaz papieski. Władcy sumień Starożytny pisarz chrześcijański Laktancjusz (IV w.) pisał, że religia jest przedmiotem wolnej woli, nie można jej nikomu narzucać, lepiej przekonywać słowami niż razami (verbis melius quam verberibus res agenda est). Pokusa nawracania siłą przyszła wraz z sojuszem ołtarza z tronem. Skoro prawo rzymskie karało śmiercią za obrazę majestatu cesarza, jakże tolerować znieważanie majestatu boskiego? Kiedy narodziła się europejska teokracja – rodzina państw chrześcijańskich, w których władca poczuwał się do obowiązku obrony i krzewienia religii – zgubne ziarno zostało posiane. Religia była dosłownie sprawą śmiertelnie poważną, wszak chodziło w niej o zbawienie wieczne. I państwu, i Kościołowi zależało na tym samym: na jedności i porządku. Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Zdrada religii oznaczała zdradę państwa. Pierwszy akt dramatu inkwizycji rozegrał się w związku z herezją katarów (z greckiego czysty) – pięknie pisze o nich Zbigniew Herbert w „Barbarzyńcy w ogrodzie”. Ten potężny ruch religijno-społeczny miał w średniowieczu wiele nazw i odmian, ale ostrze zawsze kierował przeciwko ziemskim potęgom Kościoła i państwa. Kościół nie radził sobie z ekspansją katarską na południu Europy – groźba ekskomuniki (czyli wyłączenia ze wspólnoty) nie działała, bo katarzy uważali ziemski Kościół za grzeszny i nie chcieli być jego częścią, odrzucali też obowiązki względem państwa. W końcu ogłoszono krucjatę przeciwko herezji (to od katarów pochodzi słowo kacerz) i to pomogło. Do walki z katarami powstała inkwizycja – dosłownie poszukiwanie, ściganie. Papież Grzegorz IX polecił w 1233 r. nowym zakonom dominikanów i franciszkanów wprowadzić inkwizycję w życie. Nie było jeszcze osobnej instytucji, papież mianował specjalnych wysłanników na tereny zagrożone herezją. Tam gdzie oni urzędowali, urzędowała inkwizycja. Kolejni papieże tej epoki starali się ukrócić ewentualną samowolę inkwizytorów, wyroki śmierci czy tortury musiały mieć aprobatę lokalnego biskupa. Nie ma przekonujących dowodów, że inkwizytorzy to byli sami fanatycy, sadyści czy psychopaci. Większość stanowili ludzie, którzy starali się w dobrej wierze służyć religii i Kościołowi i trzymali się nakazanych reguł. Przybywszy na miejsce misji, ogłaszali tzw. czas łaski – wiarołomcy mogli zgłosić się dobrowolnie i wyznać winę. Czekała ich wtedy kara niezbyt surowa, na przykład pielgrzymka. Jak łatwo się domyślić, takich dobrowolnych samooskarżeń nie było wiele, za to pojawienie się papieskich inkwizytorów kusiło do załatwiania miejscowych porachunków. Gros oskarżeń pochodziło z donosów. Wprawdzie przepisy nakazywały sprawdzanie wiarygodności świadków – krzywoprzysiężcy byli surowo karani – i zawierały pewne zabezpieczenia praw oskarżonych, praktyka jednak miała niewiele wspólnego z naszymi współczesnymi wyobrażeniami uczciwego procesu sądowego. Szło w nich o jedno: o wydobycie z oskarżonego wyznania winy. To prowadziło prostą drogą do nadużyć. Tortur nie wolno było stosować ponad miarę (kwadrans, góra – godzina) i tylko jeden raz, ale co warte są zeznania wymuszone torturami? I co za pociecha z tego, że ojciec, który fałszywie oskarżył syna o herezję, został ukarany dożywociem? Sedno sprawy – z naszego punktu widzenia – polega na tym, że w ruch poszedł mechanizm wyzwalający najciemniejsze strony człowieka. Ponurym echem odezwie się on w praktykach, późniejszych o wiele wieków, reżimów totalitarnych. Polityczne Auto-da-fé Inkwizycja zamiast wierze zaczęła służyć też polityce. Gdy francuski zakon rycerski templariuszy (wziął miano od świątyni – templum – Salomona w Ziemi Świętej) urósł w potęgę, król Filip Piękny zażądał od papieża Klemensa V (XIV w.), by go rozwiązał. Oficjalny powód był oczywiście inny: zakonnicy-rycerze mieli rzekomo wyrzekać się Chrystusa i nurzać w rozpuście. Na rozkaz króla templariuszy francuskich aresztowano i poddano torturom. Wymuszone zeznania przeczytał papież i kazał uderzyć w cały zakon. Gdy się dowiedział, jak je zdobyto i że templariusze je odwołali, cofnął dekret o uwięzieniu. Sprawa oparła się o sobór Kościoła w Vienne (1311 r.). Jednak pod naciskiem króla zakon ostatecznie rozwiązano, a jego dobra skonfiskowano. 54 czołowych templariuszy Filip posłał na stos – słabe papiestwo przegrało. A kiedy Kościół słabł, na sile zyskiwała władza świecka, która skwapliwie wykorzystywała inkwizycję do własnych celów. Tak było na Półwyspie Iberyjskim – w katolickich królestwach Hiszpanii i Portugalii – gdzie rozegrał się drugi, najbardziej znany akt dramatu. Katoliccy monarchowie hiszpańscy – Izabela i Ferdynand – chcieli umocnić swe rządy w państwie, gdzie wielkie i trwałe były wpływy społeczności muzułmańskiej (moryskowie) i żydowskiej (marrani). Spośród nich rekrutowali się nowi chrześcijanie, posiadający spore majątki i wysokie godności. Marranem był np. kardynał Juan de Torquemada, stryj słynnego wielkiego inkwizytora Thomasa. Papież Sykstus IV dał w 1478 r. Izabeli i Ferdynandowi przywilej powoływania inkwizytorów. Kiedy w 1492 r. monarchowie nakazali wszystkim żydom opuścić królestwo, część z nich przeszła na chrześcijaństwo, by móc pozostać w ojczyźnie. Inkwizytorzy węszyli podstęp. Oskarżali marranów o potajemne praktykowanie wiary żydowskiej. Pierwszy stos zapłonął już w 1481 r. Posypały się surowe wyroki, masowe aresztowania, konfiskaty majątków. Z Hiszpanii inkwizycja powędrowała do zamorskich kolonii katolickiego imperium, od Peru do Meksyku. Zamorskie trybunały inkwizycyjne – w Indiach (Goa), Brazylii i Angoli – miała też Portugalia. Archiwa inkwizycji portugalskiej zachowały się nienaruszone. Wynika z nich, że w latach 1534–1760 wydała ona 1808 wyroków śmierci. Egzekucji dokonywała władza świecka (wykonano niespełna 1200) – Kościół mógł w ten sposób bronić się przed zarzutem, że stosując przemoc, gwałci Ewangelię. Po katarach i nowych chrześcijanach przyszło kolejne wyzwanie – protestantyzm. W 22 lata po obłożeniu reformatora Marcina Lutra ekskomuniką Kościół ustanowił bullą Pawła III inkwizycję rzymską (1542 r.). Tworzyło ją początkowo 6 kardynałów, mających kontrolę nad terenem ówczesnego państwa kościelnego. Inkwizycja rzymska rozpatrywała sprawy o przejście na protestantyzm, ale i – jak inne trybunały w Europie – oskarżenia o czary i łamanie prawa kościelnego. Pomocą służyła inkwizytorom utworzona w 1571 r. kościelna kongregacja indeksu ksiąg zakazanych. Przed rzymskim trybunałem stanął astronom Galileusz, który wyparł się swych poglądów naukowych i dzięki temu został skazany na odmawianie psalmów i areszt domowy (1633 r.). Stosy czarownic Gorliwymi inkwizytorami okazali się też protestanci. Nie naśladowali instytucji, ale posługiwali się tymi samymi metodami, nie trzymając się nawet tych pozorów praworządności, jakimi były przepisy i procedury narzucone inkwizycjom katolickim. Prześladowali i mordowali tych, którzy nie chcieli zaprzeć się wiary katolickiej lub buntowali się przeciwko nowym porządkom – jak niemieccy anabaptyści. Rzymską inkwizycję rozwiązano w 1908 r., zastępując ją Kongregacją Świętego Oficjum. Po reformach II Soboru Watykańskiego, który ogłosił m.in. przełomową deklarację o wolności religii, Oficjum zastąpiono Kongregacją Doktryny Wiary – kierował nią kard. Józef Ratzinger. Inkwizycja kojarzy się również z polowaniami na czarownice. Jeden z najpopularniejszych podręczników inkwizycyjnych dwóch jego średniowiecznych autorów-dominikanów nazwało właśnie „Młotem na czarownice” (1488 r.). Nie wiadomo dokładnie, ile nieszczęsnych kobiet zmiażdżył ten młot. Prof. Borromeo twierdzi, że w Hiszpanii na śmierć skazano 59, we Włoszech – 36, w Portugalii – 4, za to w Szwajcarii 4 tys., a w Niemczech – 25 tys. Sądy świeckie miały być pod tym względem dużo gorsze niż trybunały inkwizycyjne. Posoborowy Kościół rzymski wielokrotnie wyrażał skruchę z powodu ekscesów inkwizycji. Przepraszał za nie Jan Paweł II. Nie spodobało się to odłamowi katolików, którzy uważają, że przeciwnicy Kościoła świadomie stworzyli czarną legendę inkwizycji, by kompromitować katolicyzm jako religię ciemnoty i represji. Co innego jednak rzetelne badania historyczne i wynikające z nich korekty, a co innego ocena moralna. Współczesnej wrażliwości nie wypada przerzucać się liczbami: że spalono tylko tylu, a aż tylu darowano życie i ukarano łagodnie. Zło nie polega na liczbach, tylko na mechanizmie służącym temu, by przemocą bronić jedynie słusznej wiary.1 point
-
Odwołam się do całego posta, cytatem: Konkluzja: Inkwizycja robiła złe rzeczy, ale wiele osób ubarwia sobie fakty... PAMIĘTAJCIE O 600000000000000000000000000000000000000000000000 stosów!1 point
-
Zwiększenie i dofinansowanie czegoś co nie przyda się w życiu, brawo Prawdą jest iż katecheci nie przekazują wiedzy... ale z drugiej strony uczniowie tez mają to w dupie. Religia jako przedmiot powinna być zlikwidowana i zamiast tego organizować jakieś lekcje dla chętnych w kościołach.1 point
-
1 point
-
Sugerujesz, że zabójstwo bezbronnego dziecka/kobiety nie jest morderstwem? W sumie masz rację, bo to, co zrobił Mojżesz, nazywa się ludobójstwem. Bezkrytyczna wiara jest właśnie bezmyślnością. Czym innym nazwać przekonanie o tym, że uzdrowi cię kąpiel w jakimś źródle, bo jakieś dziecko zobaczyło tam kiedyś matkę boską? Przy czymś takim nie chodzi nawet o wiarę w Boga i stworzenie świata, ale o naiwną wiarę w cuda, wbrew statystyce. Gdzie tu widzisz manipulację? Przecież Dawkins nie mówi, że naukowcy mają rację, bo mają mikroskop w ręku. Mówi o tym, że religia i nauka nie są ze sobą zgodne, ponieważ w nauce chodzi o konstruktywne wątpienie, a w religii o bezkrytyczną wiarę. Takie postawy są ze sobą niezgodne, nie ma w tym manipulacji. Wybrał konwertytę. Tutaj też myślę, że przykład był dobrany. Konwertyci statystycznie są bardziej fanatyczni niż ludzie wychowani w wierze, wątpię, by Dawkins o tym nie wiedział. Ale to właśnie znakomicie pokazuje, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą bezmyślna wiara. Ja natomiast oczekiwałem więcej dystansu. Btw. autokrytycyzmu brakuje właśnie religii.1 point
-
Tutaj muszę wystąpić w obronie Pana Ateisty . Są bardzo dobre przesłanki za tym co się wtedy działo. Mamy na przykład promieniowanie tła. Cóż, tutaj działa prawo Bernoulliego wielkich liczb. Szansa, że na przestrzeni milionów lat wytworzą się pozytywne mutacje jest dość duża. Poza tym, jesteśmy w stanie prześledzić jak jedne gatunki się zmieniały z jednych w inne. Ten temat częściej zbacza z kursu niż samoloty tanich linii lotniczych. Według mnie, dopóki jest kulturalnie to nie ma przeciwwskazań, jeżeli mówimy o drobnym offtopie. No, chyba że ci ten fakt przeszkadza, to możemy spróbować przenieść się gdzieś indziej.1 point
-
Przypominamy, że na Vistulianie odbędzie się ogólnopolski turniej My Little Pony CCG, prowadzony przez charyzmatycznego Spike'a! Z przyjemnością informujemy, że w turnieju będą cenne nagrody rzeczowe ufundowane przez Stowarzyszenie Tribrony oraz firmę Enterplay, z którą nawiązaliśmy współpracę. Pozwoli to wzbogacić pulę nagród na przykład o unikatowe karty promo.1 point
-
Zasadniczy błąd popełniasz tu ty, zakładając, że celem człowieka powinno być dobro ogółu. Ludzie nie są rojem, tylko zbiorem samolubnych jednostek. A pojedyncza jednostka może ustanawiać sobie różne cele. Takim celem może być dobro gatunku. Ale nie musi. W każdym razie, nie można powiedzieć, że ocalenie większej liczby osób jest logicznie nadrzędne.1 point
-
Bardzo klasyczny błąd poznawczy (sorry za powtarzanie się z tą psychologią, nie mogę się powstrzymać). Jest to tzw. efekt pominięcia. Proponuję o tym poczytać np. na wikipedii. Radzę się go wyzbyć, bo jest to bardzo nieprzyjemny dla otoczenia efekt. No, chyba że stwierdzenie "Bóg tak chciał, więc nie będę się mieszał" ci wystarczy. Co do Hitlera: Takim ludziom się pomaga, nie nimi gardzi. To jest po prostu ofiara swojej ideologii i ludzi którzy ją aprobowali. Mogę się założyć, że na początku panowania ten człowiek nie planował holocaustu. To był zapewne efekt stopniowego narastania nienawiści wobec żydów z powodu dysonansu poznawczego i chęci zdobycia poparcia. Nienawiść dobrze jednoczy ludzi. Najpierw się ją udaje, a w efekcie.. cóź, zasada "fake it until you make it" zadziałała aż za dobrze. Poza tym, problemem jest też fakt, że on miał władzę. Prawdopodobnie na świecie było (i jest) wielu ludzi którzy gdyby też ją mieli, zrobiliby coś podobnego.1 point
-
Twoja stara jest tak stara, że wisi mojżeszowi 2 zł. Twoja stara jest tak stara, że widziała kiedy morze martwe było jeszcze morzem chorym. Twoja stara wychodzi w nocy na dach i tańczy z gwiazdami. Twoja stara jest tak gruba, że jak wchodzi na wagę, widzi swój numer telefonu. Chuck Norris tak naprawdę nie żyje od 3 lat, tylko śmierć boi mu się o tym powiedzieć.1 point
-
Akurat wtedy będę na obozie... Szkoda. Dawno nie było meetów w Warszawie :( Jak powiada mądrość ludowa, wszystko co dobre, omija Orchid1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00