Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/30/18 we wszystkich miejscach

  1. Pamiętaj tylko proszę, że to nie jest wieczne, na pewno przejdzie. Taki okres jest dość naturalnym stanem, jeśli teraz tak masz to spróbuj znaleźć coś czym możesz się zająć przez ten czas, skupić się na tym. Może coś nowego, co Cię zajmie przez jakiś czas? Może spróbuj się z kimś spotkać. Trzymaj się tam i nie puszczaj, bo to minie. Naturalny etap, szukaj nowych rzeczy, nowych dziedzin, nowych zajęć. Nie skupiaj się tylko na tym co już jest. Nie jestem można najlepszy w pocieszaniu, moje życie też nie świeci przykładem, ale wiem, że zawsze przychodzi lepszy okres.
    2 points
  2. @W.B. Czytając to wszystko ja mam jedną radę. Bo NIC innego raczej nie podziała, mimo że nie znam Twoich dziadków, ale z Twojego wywodu to wynika jacy są. Spie*dalaj stąd. Ucieknij, po prostu weź najważniejsze rzeczy i ucieknij. Pooddawaj zwierzęta zaufanym ludziom (próbuj posprzedawać). Domyślam się, że z przyjaciółmi będzie ciężko się rozstać, ale zostając tam raczej też się rozstaniesz prędzej czy później. Ucieknij, jesteś pełnoletnia więc znajdź pierwszą lepszą pracę, wynajmij najtańsze mieszkanie, czy nawet sam pokój, ale nie żyj z tymi potworami. Ewentualnie druga możliwość to zamieszkaj ze swoimi rodzicami za granicą. Język nie jest trudny, a z początku dasz radę bez niego. Jeśli oczywiście się da tak zrobić, byś z nimi tam mieszkała.
    2 points
  3. Do @Uszatka bo wjechał inny post To może ja spróbuję coś napisać. Na swoim przykładzie trochę popiszę, może wyjdą jakieś wnioski czy inny punkt widzenia. Przede wszystkim, zawsze jest się w czymś dobrym, nawet jeżeli chodzi o psucie. Rób dużo rzeczy, i dziel się nimi. Spróbuj się nie zniechęcać, jak nie wyjdzie to wyśmiej, jak ja czasem swoje badziewne rysunki czy próby gotowania. Jakakolwiek drobna pozytywna reakcja na twoje działania poprawia odrobinę samopoczucie i nieco motywuje by robić więcej. Można tu się w zasadzie odnieść do wszystkiego. W moim przypadku no są to (głównie, ale nie tylko) zdjęcia, jakieś badziewne screenshoty czy minirecenzje. Często mnie zniechęca fakt ile ludzi robi to lepiej, i że po co w ogóle to robię, czy robię coś dobrze, itd. Przypominam że życie nie ma celu, jeśli go sobie sami nie nadamy, nie musi to być jakiś dalekosiężny cel, ja nauczyłem się żyć w sumie z dnia na dzień bo tak cały czas jakbym myślał o jutrzejszym dniu, o tym co będzie za tydzień, za rok itd to bym nie wyrobił. Oczywiście takie myślenie w granicach rozsądku jednak istnieje. Jedynie od czasu do czasu mnie poważniejsze rozkminy nachodzą po których jest słabo. Małymi krokami jakoś to idzie do przodu, mimo że niepewnie. Nie żeby było dobrze, ale przede wszystkim przez to źle też nie jest. Wszystko jest kwestią punktu widzenia, a ten jest dość elastyczny, chociaż zależy od osoby dużo. Chciałem coś napisać, spróbowałem pomocy, pewnie sam się w tym pogubiłem. Jeżeli nic to nie da to przepraszam.
    2 points
  4. A największą bolączką fandomu (i nie tylko) są ludzie, co nie chcą się zmieniać No i tak, przebywanie w fandomie jest, z jednej strony fajne: arty, fajni ludzie, a z drugiej strony człowiek trafia na takiego "pana G" (proszę nie dopytywać) i ma dość gadania o mlp przez następny miesiąc (albo w ogóle by dał sobie już spokój z fandomem). Wierzę, że warto być w fandomie, pomimo wielu jego wad.
    2 points
  5. Powiem tyle. Zawsze najbardziej wyszczekani będą najbardziej zauważeni w grupie. Nie ważne czy to fandom, czy nawet mniejszość. Ludzie z boku będą widzieć tylko te najbardziej skrajne przypadki, nawet jeżeli jest ich najmniej. Oni po prostu są najgłośniejsi i jest ich wszędzie. Jest to krzywdzące dla tych grup, ale tak niestety działa społeczeństwo. No, a że ludzie są różni, to zawsze będzie ten "rak" czy ta "toksyczność", a ludzie uznają te "stereotypy" za prawdziwe. BTW. Nie wiem co Ci się z postem stało, ale wygląda to jak malware, więc powinieneś sobie komputer przeskanować i przeczyścić.
    2 points
  6. Witam społeczność Ale ten czas leci. Dla sprostowania od razu rzeknę że nie jestem nowy, a jedynie odradzam się jako fan. Niegdyś byłem bardzo aktywnym członkiem społeczności a swoją przygodę zakończyłem w połowie drugiego sezonu, gdy jeszcze był on premierą, więc bagatela jakieś 6 lat temu +/-. Kiedyś znany byłem pod nickiem KeyPony, organizowałem sesje RPG w klimatach MLP, byłem grafikiem od artworków a także swojego czasu byłem wiceadministratorem forum ponland.pl, kawałek historii. Niestety, w końcu zamiłowanie do MLP oziębło z powodów życiowych i przez cały ten czas trzymałem się jedynie z grupką znajomych, którzy również porzucili ten fandom. Parę tygodni temu jednak zakupiłem Netflixa i zobaczyłem iż ma w swojej ofercie 5 sezonów MLP. Z ciekawości rozpocząłem oglądanie na nowo drugiego sezonu i skończyłem na piątym . Poczułem że coś się we mnie zmieniło i teraz wiem że znowu "mam tę moc" . Mam nadzieję że znajdę tu dla siebie kąt i wesprę społeczność swoimi umiejętnościami tak jak niegdyś. Jeśli macie dla mnie jakieś zajęcie to dajcie znać . Niech żyje Księżniczka Luna!
    1 point
  7. to już się domyślam kto to wymyślił... jak bardzo chcesz to mogą co ładniejsze sztuki robić u Trevora tak, ale przed rozpoczęciem programu prosili by widzów o desaturację barw w swoich telewizorach
    1 point
  8. The unenlightened masses They cannot make the judgement call Give up free will forever their voices won’t be heard at all Display obedience While never stepping out of line And blindly swear allegiance Let your country control your mind (Let your country control your soul) Live in ignorance And purchase your happiness When blood and sweat is the real cost Thinking ceases, the truth is lost Don’t you worry You’ll be told exactly what to do I give my people the lives they need The righteous will succeed The fires of greed will burn the weak So we’ll make freedom obsolete Making whole the fabric of society Collective consciousness controlled as you will see Let your country control your soul (x4)
    1 point
  9. O tak, "Kolorowy Wiatr" to przepiękna piosenka, jedna z lepszych Ostatnio znacznie polubiłam tę piosenkę: W ogóle to Merida Waleczna jest jedną z moich ulubionych produkcji Disneya.
    1 point
  10. Mam nadzieję że znajdzie się jeszcze jedno miejsce dla skromnej poddanej Księżniczki Luny
    1 point
  11. w takim razie tak: podążam za swoimi marzeniami i nic nikomu do tego że widzę je w czarnych kolorach
    1 point
  12. No cóż, jako że przez lata tylko okazjonalnie zaglądałem na forum incognito, to jak już zostałem zaproszony do Konkursu Literackiego, to miałem coś jak obowiązek się tutaj pojawić w pełnej krasie. I nie zaniżać własnych standardów. -Dolarze. Ja nie mówię że nie zjadłeś więcej fanfików dzisiaj na śniadanie niż ja przez całe życie i że masz prawo mieć własne przyzwyczajenia. Moja stara polonistka pewnie powiedziałaby 'manieryzmy językowe'. Pewnie że kolokwialnie mówiąc wszystko nawet 'FE:Project Horizons' (to chyba aktualnie największe bydle, ale mogę mieć stare dane), da się nazwać 'opowiadaniem'. Tylko że musimy mieć świadomość, że (z tego co mnie uczono i się chyba powszechnie przyjęło w terminologii literackiej), istnieje gradacja tzw. epiki wedle jej kalibru: opowiadanie-nowela-minipowieść-powieść. I z tego co kojarzę to ten największy kaliber czyli 'powieść' zaczyna się od umownych stu stron. A to tylko jedno z kryteriów, bo jak pisałem KO spełnia także pozostałe, a więc wielowątkowości i mnogości bohaterów. Dlatego pozwolisz, że pozostanę przy poprawniejszej i nie umniejszającej dziełu formie. Ale jako kompromis, proponuję ci posługiwanie się w odniesieniu do KO, terminem 'Opowieść', który (znowu: jak ja go rozumiem) nie jest oficjalnym terminem teoretyczno literackim i (tak jak ty to pojmujesz) nie dotyka aspektu długości dzieła. Słodka Celestio, o czym my tutaj dyskutujemy? Ad rem! BEZKRESNE MORZA SPOILERÓW PRZED WAMI! (Także do Fallout Equestrii) Co do tego fragmentu twojej wypowiedzi. Tak myślę że Kryształowy Gród, jak przystało na miasto oblężone, nie ma luksusu przegrywania kolejnych starć. Ba! Jest chyba nawet w tekście wspomniane lub zasugerowane (bazuję na pamięci sprzed pół roku- może być zawodna), że nawet remisy są bardzo kosztowne i w funkcji czasu kosztują zbyt wiele i przybliżają widmo klęski (chyba bodajże Twili miała takie przemyślenia). Na pewno nie powiedziałbym, że w KO występuje tzw. 'efekt szturmowców' - w sensie im więcej wrogów ma protagonista, tym ci gorzej strzelają i tym są generalnie głupsi. Dysproporcja w saldzie złomowania maszyn (w sensie jedna eqestriańska za kilka sombryskich) na prawdę w moim przekonaniu może być wytłumaczalna przewagą (do czasu!) sprzętową i przewagą wyszkolenia i doświadczenia żołnierzy. Z resztą po iluś takich miesiącach kosztownych remisów obrona wykrwawia się i w momencie gdy wróg podbija z nowymi działami, zamyka pierścień okrążenia oraz w końcu udaje mu się zniszczyć lotnisko, zyskuje przewagę strategiczną na tyle, że wrota piekieł otwierają się szeroko i dni obrońców są policzone. Popatrz też na to tak: W powieści mamy zapis ilu... dwóch? trzech? miesięcy walk gdzie trwa kosztowny pat, a potem Sombria literalnie zwala się księżniczce Cadance do komnaty. Na pewno nie nazwałbym tego jednostronną narracją. W realu III Rzesza i ZSSR potrafiły na froncie wschodnim prowadzić oblężenia i bronić się w danym punkcie przez wiele miesięcy, a nawet lat (vide 900 dni Leningradu... czy -w ramach ciekawostki- dwa miesiące obrony w XV wiecznej -nie betonowej- archaicznej fortyfikacji Malborka). W realiach frontu wschodniego dwa oblężenia Kryształowego Grodu to pikuś, a jakoś nikt nie nazwa najdłuższych oblężeń frontu wschodniego jednostronnymi. Śmierć jednostki to tragedia, a miliona to statystka. Skupmy się na bohaterach. Piszesz, że Spidi z jednym wyjątkiem oszczędza główne serialowe postacie. Wiesz... to że one przeżyły, to po akcji ze Scootaloo wcale nie było takie pewne. I owszem trzymało w napięciu. Już nawet nie mówię, że takie postacie jak AJ, Rainbow, czy Pinkie mogły biorąc udział w akcjach bojowych zarobić kulkę codziennie. Przynajmniej raz każda z postaci głównych znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia... i na pewno nie powiesz że wyszła z tego obronną ręką. Wyliczmy na ponad tuzinie głównych postaci: mamy gwałt + traumę psychiczną... klaustrofobię po traumatycznych przeżyciach na morzu... uraz głowy pewnie z wylewem krwi do mózgu i zaburzeniami psychiki do reszty na tle somatycznym... głęboką depresję z próbami samobójczymi na tle magicznej klątwy... alkoholizm+ katastrofę lotniczą, z usmażeniem skrzydeł żywcem... utratę skrzydeł i katatonię... trwałą utratę wzroku na tle klątwy magicznej... kilka magicznych przeobrażeń... permanentny stan przedzawałowy ze stresu na tle arkanomagicznym... a w końcu (coś przy myślałem że rzucę książkę o ścianę i pójdę na dwór pobiegać, a potem zerwę z autorem wszelkie relacje na rok) niemal odstrzelenie głowy kulą snajpera... Technicznie rzecz biorąc chyba jedyną postacią (na próbie kilkunastu!) którą za jakiś umykających rozumowi powodów Spidi zachował w jednym kawałku, była Applebloom. Mów co chcesz, Dolarze, ale nie przekonasz mnie że to jest pieszczenie się z postaciami kanonicznymi. OK. Zgadzam się, że literalnych 'trupów' było w saldzie mniej niż u np. kKat, ale nie powiesz mi, że to co zaserwował Spidi, nie miało czytelnika wytrząsnąć z bezpiecznej pozycji. Wiesz, kiedy autor skasował bilet Digterowi, a więc z pewnego punktu widzenia zabił sam siebie, to już na prawdę powinno to dać czytelnikowi do myślenia, że autor ma w ręce kosę i jeżeli tylko tak wypadnie kostka, nie zawaha się jej użyć. Piszesz, że autor "rozczarował cię" bo np. Seetie Belle mógł zabić, a jednak tylko pozbawił ją wzroku. ...Wiesz... Eeee... Nie znamy się na tyle aby ci robić uwagi ad personam, że podejrzewam u ciebie skłonności sadystyczne... ...Nie mniej jak dla mnie brutalności dzieła nie można sądzić tylko po ostatecznym saldzie zejść śmiertelnych, ale po tym czy postacie są w sposób angażujący emocjonalnie czytelnika maltretowane... A u Spidiego są. I to jak cholera. I jak wykazałem powyżej najczęściej w taki sposób, że wychodzą z tego trwale zepsute na lata... ALE nawet przyjmując twoją (niepokojącą mnie) logikę, że 'bez trupa się nie liczy', to Spidi miał wiele takich sekwencji gdzie jego sadyzm nad gatunkiem końskim owszem był ze skutkiem śmiertelnym i to tak, że 'normalnego' czytelnika aż mroziło, jak choćby kilkunastostronicowy (sic! sic! SIC!) opis Pony Katynia. Zapytam niczym gladiator Maksimus widzów amfiteatru: "Czy tamta sekwencja była dla ciebie wystarczająco emocjonująca"? (Ten akapit był półżartem. Nie bierz do siebie.) Teraz do tego fragmentu. Ponieważ większość niemieckich konstrukcji była tak wydumana technologicznie, że faktycznie często była (w statsach) lepsza od sprzętu konkurencji? (Nie będę się spierał, że często to wydumanie nie szło z niezawodnością, co jak nauczyła historia miało się okazać czynnikiem decydującym o rezultacie kampanii.) A w warunkach obrony, gdy te wydumane konstrukcje można było zawlec do serwisu, a nie zostawić wysadzone w polu na straty jak w IIWŚ, to a i owszem mogło się sprawdzać nawet nieźle. Ale że coś w tych założeniach literackich autora było niehalo, to jestem w stanie się zgodzić, tylko ja problem widzę gdzieś indziej. Dawno, dawno temu kKat założyła że przeprowadzi literacką transformację sielanki realiów serialowych, w realia Ameryki lat 60. w konwencji retro-futuro na progu wybuchu wojny nuklearnej. Założyła wtedy w tekście, że ta przemiana potrwa 20 (ponad 20? nie pamiętam dokładnie) lat czasu przedstawionego. W konsekwencji np. Klacze Ministersw były w momencie rzucenia megaczarów dojrzałymi klaczami między 40. a 50. rokiem życia. Spidi u zarania swojej powieści przyjął założenia, że chce bawić się w tekście Mane6 w wieku absolwentek studiów wyższych -około 25 lat. W efekcie musiał podjąć karkołomną próbę przekonania czytelnika, że nieznająca wojny od 1000 lat państwowość Equestii, będzie potrafiła wykonać przeskok technologiczny od wiktoriańsko-edwardiańskiego serialu do poziomu naszego roku 1941, w bagatela pięć lat czasu przedstawionego i to zupełnie bez doświadczeń militarnych, które pozwoliłyby tą technologię wynaleźć tak jak w naszym świecie metodami prób, błędów i latami prób polowych w kolejnych konfliktach jak np. I WŚ. ...I jak dla mnie czytelnik ma na wstępie dwa podejścia: Albo 'zawiesić niewiarę' (jak nazywał to J.R.R.Tolkien) i przyjąć realia takie jakie są by dać się porwać akcji i pozwolić skupić się na tym co autor chciał nam w tej baśni opowiedzieć... Albo 'krzyknąć że to jeden wielki bulszit i wyjść'... Bo -choć boli mnie to bardzo- Pewnych rzeczy takich jak właśnie jak realistyczny postęp technologiczny po prostu przeprowadzić się nie da, w oparciu o takie warunki, a na pewno nie w pięć lat. Uważam że zawsze będzie to jeden z głównych zarzutów wobec całej konwencji Kryształowego Oblężenia, jako takiego. I mówię: To co ty Dolarze, podniosłeś, to tylko akurat jeden ze skutków przyjętej konwencji, wobec której zwyczajnie nie da się (niestety! i z tym się zgadzam!) prowadzić traktowanego na serio rozwoju technologicznego. Uważam, że im dłużej się nad tym myśli, tym mniej ma się frajdy z tekstu. Trzeba zasłonić na ten element oko, bo inaczej KO przestanie dawać jakąkolwiek przyjemność z czytania. A przynajmniej u mnie, przyjemność z czytania potrafiłem odnaleźć zwłaszcza w przytoczonej przez ciebie scenie... Ba nawet uważam ją za jedną za najśmieszniejszych w całej sadze... Gdy Ksieżniczka Luna wysłała czołg lekki PzKw I do kosza, widząc sam pierwszy projekt. Oczywiście takiej sekwencji nie można traktować serio i autor ją zamieszczając miał pełną świadomość, że jest ona zrobiona dla beki. Jak 'fantastyczną' konstrukcją PzKw I był (projektowany jako oficjalnie jako traktor rolniczy), wie każdy pasjonat militariów i chyba 90% z nich wspomina o nim tylko po to by ciągnąć sobie z tego łacha. Pozostałych 10% lubi masterować nim pierwszy poziom World of Tanks. Wracając do KO, myślę że taką sekwencją już w połowie I Tomu, autor dał nam czytelnikom dosyć jasno do zrozumienia, że w powieści są rzeczy dosyć umowne. A nawet nieco naciągane. Ale who cares! Ostatecznie beleterystyka jako taka, służy temu by dawać fun, a nie być podręcznikiem historii. Prócz tego, gdy tak czytasz KO i punktujesz dzieło Spidiego o cudowność kolejnych wunderwaffe, chyba nie dajesz mu żadnej taryfy ulgowej za jego przekonania. A chyba znasz człowieka dłużej niż ja i powinieneś wiedzieć, że Spidi jest bezwstydnym germanofilem (co ja mówię w Polsce, jest dosyć odważną postawą życiowo-literacką, zwłaszcza gdy schodzi na tematy historii, zwłaszcza II WŚ). I ja myślę że za taką odwagę głoszenia niepopularnych społecznie tez, należy mu dać pewną taryfę ulgową. No ale popatrzmy po większych od niego. Taka kKat. Napisała bezwstydny (łącznie z formą i rozdawaniem punktów doświadczenia) nawet często w warstwie fabularnej ripoff ze scenariusza pewnej gry komputerowej i chyba nikt nie polemizuje, że zrobiła to w natchnieniu geniuszu (w dodatku w raptem kilka miesięcy- cóż za tempo prac!). Tak samo tutaj. KO jest uniwersum napisanym w pewnej konwencji. Konwencją tą jest to, (w największym uproszczeniu!) że Niemcy są dobrzy, a Rosjanie źli. I choć wydaje się to na początku wywrotowa teza, to jednak warto IMHO ponad tym przejść do porządku dziennego i po prostu czytać dalej i patrzeć co z tego wyniknie dla fabuły. Poza tym jest to chyba jakiś głos próbujący przywrócić równowagę, po tych wszystkich zupełnie odlatujacych demonizacjach III Rzeszy jakie od 70 lat, w kulturze przynoszą cały czas takie kwiatki jak hordy nazistowskich nieumarłych z Wolfenstaina, czy Hellsinga. (Co nie znaczy, że Spidi nie bawił się literacko spuścizną po tamtych dwóch dziełach- patrz akcje z nietokucami- pisząc niczym metaforyczna Rainbow: "jeżeli coś jest awesome to my też to chcemy!") Warto też wspomnieć -jak już to rozbieramy na czynniki pierwsze- że sam autor w produkowaniu wunderwaffe nakładał na siebie pewne ograniczenia. I tutaj cytat z Celestii (z głowy) "Equestria nigdy nie będzie stosowała Broni Odwetowych" -także pamiętajmy o tym że Spidi miał w materiale źródłowym niemieckiego arsenału jeszcze wiele, wiele bardziej pokręconych i OP projektów ponad 'pierwszy myśliwiec odrzutowy' i na prawdę gdyby był pozbawionym wyczucia literackiego manczkinem (a nie jest!) na prawdę miałby czym Sombryjczyków spalić na popiół. Uważam że takie ograniczenie jest akurat przejawem dobrego wyczucia literackiego w kontekście rzekomego robienia wszystkiego co niemieckie zbyt OP. Przyznaję, że po pół roku od lektury nie pamiętałem tego detalu. Choć jak tak nad tym teraz myślę, to takie rozwiązanie literackie traktuję jako tzw. 'Prawa Grand Finale', gdzie wiele powieści przygodowych na koniec dodaje 20% do zajefajności. Dopóki nie przeskakuje to rekina jest to IMHO dopuszczalne. Mówię: Nawet kKat, gdy czuła taką potrzebę łamała prawa konwencji post-apo zajeżdżając w widza smokiem. Tutaj też autor po 1200 stron przypomniał sobie, że jego świat przedstawiony ma korzenie w magicznej krainie fantasy z serialu i postanowił że dla odmiany walka jednorożców nie będzie polegała na pruciu do siebie z lewitowanych nad głowami półałtomatycznych karabinów przeciwpancernych... (Czytałbym to! ) No tylko że wtedy wyszedłby z tego Hellsing... I znowu (dla ciebie) niedobrze. Ale czy można było tą scenę zrobić lepiej? Kurczę, pewnie tak, bo nawet gdyby zrobić z tego Pojedynek Na Pieśni Mocy, to mimo burzy z powodu skojarzeń z Rainbow Rocks, to pewnie mogłoby to być nawet ciekawsze. Jest jak jest. OK. Zgodzę się że Sombra w I i II Tomie KO, jest pisany trochę nie równo i zdarza mu się podejmować decyzje, których nie zawsze da się wytłumaczyć szaleństwem starego dyktatora. Pod tym kątem taka np. Fallout Equestria mając na koncie takie postacie jak Goddes, czy Red Eye ma tych złoli napisanych o wiele lepiej. Polemizowałbym, tylko czy Generalissmus Sombra jest zupełnie słabą kreacją. Nie szedłbym jednak w tej ocenie, aż tak daleko. Ale tak ponad Sombrą, czy Whitefire'em to zastanawiam się nad pewną koncepcją. Mianowicie, (wobec tego że Spidi pokonał ich w Tomie II, a akcja o dziwo na przekór logice literackiej się nie skończyła), zastanawiam się czy KO, nie jest powieścią z kluczem, bądź powieścią filozoficzną, gdzie głównym złem nie jest ten czy inny złoczyńca, ale sama jako taka Idea Wojny Totalnej, bądź Ida Ustrojów Totalitarnych. Zwróć uwagę, Dolarze, że dwóch głównych antagonistów wyrażało- personifikowało te dwie idee (tak jak Discord personifikuje Ideę Chaosu... na przykład)... I potrzeba jeszcze kilkuset stron (pewnie całego Tomu III) by uporać się z Burzą, którą te dwa kucyki rozpętały. SPOILERÓW TO JUŻ na razie KRES! Powiem ci, że właśnie że ja także szanowałem dzieło głównie za jego objętość. Ale potem poznawszy Spidiego, nauczyłem się spoglądać na tą powieść, nieco inaczej. Nie tylko za ilość trudu i godzin... ale też za ilość serca które w to przelano. Dziś wiem, że Spidi miał i nadal ma nam-czytelnikom wiele do powiedzenia. Zupełnie poza wszystkim dodatkowym bonusem jest to, że jest to Powieść Pomnik -a przynajmniej tak to odbieram- ponieważ autor powsadzał w tekst nie tylko OCki, ale wręcz Ponysony bardzo wielu realnie istniejących osób i broniaków, przez co uwiecznił ich- oddał świadectwo temu, że w jakiś sposób inspirowali go w jego życiu- podtrzymali na duchu historiami swoich nieraz bardzo realnych losów. Uroczym, ale to bardzo uroczym metapoziomem tej Powieści, jest świadomość, że wiele postaci literackich jakie brykają sobie po jej kartach, można jeżeli ktoś zada sobie odrobinę trudu- spotkać w realu -głównie w Gdańsku i Okolicach. Sam kiedyś robiłem Spidiemu zarzut, że jego postacie noszą często nieequestriańskie lub wprost zupełnie z czapy wzięte imiona które nie pasują do żadnej konwencji... A dopiero potem zrozumiałem i bardzo doceniłem uczciwość i zaangarzowanie autora, który nie boi się nazwać np. Ruhisa-Ruhisem, a Vitaja-Vitajem. Będę dlatego stanę na stanowisku, że KO, to poza wszystkim innym także Pomnik Wystawiony Fandomowi. A to sprawia, że jest to rzecz tym bardziej wartościowa i nobilitująca to Dzieło. Tak uważam. A idei konkursu literackiego jako środka do budowania Rozszerzonego Uniwersum, oczywiście przyklaskuję wszystkimi czterema kopytkami. Nic nie jest chyba lepszą laurką dla autora, jak danie początku Opowieści, która może żyć własnym życiem i rozrastać się tam gdzie on sam nie zdołał się literacko zapuścić. Tym bardziej że jest to bardzo otwarte uniwersum i chyba nie ma takiej opowieści wojennej, której by się nie dało tam jakoś sponifikować i przyszyć do całości. Także dobry pomysł z tym konkursem miałeś. Chwalę ideę! -R.
    1 point
  13. Jakbyś zobaczył gdzie ja mieszkam, to byś dopiero zrozumiał co to znaczy paranoja. xD Jakbyś czegoś potrzebował to mów. Ja tam się z każdym chętnie dzielę czym mogę. Czy to diaxy, czy wungiel albo coś tam do budowania. I współczuje temu komuś co zrobił to po złości. Ile trza mieć lat aby niszczyć w akcie desperacji komuś dom w minecraftcie. xD
    1 point
  14. N: Początkowo myślałem, że nick wziął się od nazwiska, ale teraz nie wiem. Ogółem taki średnie, może trochę oryginalny, ale w tym oryginalność nie równa się jakość. A: Niezmienny od lat, skacząca Pinkie na czarnym tle. Mam wrażenie, że Pinkie jest trochę zniekształcona, ale to może mi się po prostu ubzdurało. Ogółem rzecz biorąc, niezły. S: Cytacik z piosenki Myslovitz, zespół genialny, utworek też super, więc ogromny plusik za gust. Poniżej jakiś link do czegoś. U: Mimo, że gość sporo wie o życiu to jest optymistą i szacunek za to. Umie ciekawie powiedzieć i lubiłem z nim rozmawiać, żartować. Pamiętam jak rok temu wspólnie gadaliśmy na głosowym, też było przyjemnie. Bardzo sympatyczny gość.
    1 point
  15. Oj, te anime podchodzi już pod tą starszą widownię. Bo choć w Naruto są momenty, które bawią i nie są tak zawile ukazane to są też właśnie te wątki trudniejsze. Jest to wciągające i skłania widza do własnej refleksji. Naruto jest przedstawiony w sposób taki, że możemy poczuć jakbyśmy sami byli w tej całej historii. No po prostu Naruto w pewien sposób nawet kształtuje ludzi, bo możemy w tym wszystkim znaleźć cząstkę samego siebie. Motyw cierpienia jest w tym anime bardzo spotęgowany. Utożsamić się z bohaterami jest niezwykle łatwo... I co, no to jest piękne.
    1 point
  16. W sumie to zastanawiające. Ludzie tak nieznoszą walentynek, bo komercha, są samotni itp. Czemu w takim razie nie obrażają się na dzień dziadka/babci, matki/ojca, skoro to też komercha i w dodatku prezentów też nie dostaną?
    1 point
  17. W zasadzie to gdzie nie pójdziesz, czym się nie zainteresujesz, w końcu trafisz na zjawiska toksyczne. Śmiesz powiedzieć, że lubisz niepopularnego salcesona? TY TAKI OWAKI!™ Lubisz Wisłę Kraków, ale masz pecha trafić na miejsce zdominowane przez fanów Cracovii? TY TAKI OWAKI!™ Powiesz coś złego o grze X*? TY TAKI OWAKI!™ Nie jesteś GG EZ? TY TAKI OWAKI!™ Poza tym, zawsze znajdą się jednostki, które lubią patrzyć, jak świat płonie. I nie są jakoś bardzo związane z danym fandomem, ale trzymają się blisko, żeby dla beki wyśmiewać innych. *Ale ten przykład mnie bawi najbardziej. Była to jakaś dyskusja gdzieś o Mass Effekcie 3. Nie uważam gry za arcydzieło, bo nim nie była, ale trafił się jakiś gość, który usilnie próbował przekonywać, że sądzę tak, bo "na pewno jestem hejterem". Argumenty mu wybitnie nie szły, to wypalił czymś w stylu "najpierw zagraj, a potem się wypowiadaj". Jak mu wysłałem skrin z Origina z moimi 150 godzinami przegranymi w ME3, więcej się już nie odezwał
    1 point
  18. słowem nie pomogę (bo nie potrafię) ale może warto abyś spróbowała tego: bardzo mi pomaga na złe samopoczucie, smuty, doły i niemoc
    1 point
  19. Nareszcie! Logiczny i poparty argumentami komentarz w odpowiedzi na krytykę! Niestety jest to tu rzadkość, więc każdy taki cieszy oko. Zacznijmy jednak od kwestii początkowej Jak dla mnie każdy fanfik pisany w uniwersum MLP, dopóki nie zostanie zaaprobowany przez Hasbro i oficjalnie wydany pod ich marką jest opowiadaniem. Długość i rozbudowanie nie mają tu nic do rzeczy - to nadal zwyczajne opowiadanie fanowskie. Nieważne czy chodzi tu o KO, konkursowy oneshot czy idące w miliony słów fanfiki angielskie. Beware the spoilers! A i owszem, jest wyjaśnienie że Sombra osłabił pozostałe odcinki frontu wystawiając plota na kopniaka i ogólnie wiemy że zajął dużą część terytorium Equestrii. Ale zwróć uwagę na opisywany sceny walki na bitwy i potyczki. Tam niemal cały czas Equestria wygrywa lub zostaje "cudem uratowana". Przypadki w których mamy sceny gdzie ponosi już nie nawet miażdżącą klęskę, ale chociaż porażkę można policzyć na palcach... a może nawet na kopytach. Remisy też nie są za częste - zasadniczo cały czas zwycięża dobra strona. Jak dla mnie jest to po prostu niesamowicie nużące. Kiedy zaczyna się walka to i tak mam 99% pewności, że wiem jak się skończy, co odbiera tekstowi jakąkolwiek możliwość zaskoczenia czytelnika. Nie zgodzę się również z tym że Spidi nie oszczędza postaci kanonicznych - jak na razie zginęła tylko Scootaloo z tych najważniejszych. A i tu nie mam pewności czy nie zostanie jakimś cudem wskrzeszona - mam naprawdę szczerą nadzieję że nie, bo tu już kompletnie zabiłoby tę postać i jej występ w jednej z najlepszych części KO. Weźmy scenę, gdzie "zginęła" Sweetie Belle - po jej przeczytaniu byłem pełen uznania i (dosłownie) zachwytu. Autor nie dosyć że skasował jedną z ważnych postaci kanonicznych to na dodatek zrobił to w wspaniałym stylu - nie w jakieś heroicznej obronie zagrożonego odcinka czy w bohaterskim ataku, ale w małej, brudnej, niewiele znaczącej potyczce. W tamtej scenie klimat wojny się wprost wylewał z ekranu - wyobraź sobie zatem moje rozczarowanie kiedy po chwili okazało się że ona jednak przeżyła. Tyle dobrze że trwale okaleczona (i mówię to mimo że lubię ją tak bardzo jak nie znoszę Scotaloo), ale mimo wszystko niesmak pozostał. Tutaj zaś nie można pominąć właśnie faktu modeli broni o czym wspominałem w swoim pierwszym komentarzu dot. KO. Equestria ma same najlepsze konstrukcje, nie popełnia żadnych błędów i wszystko im działa idealnie. To jest gigantyczna słabość KO, ponieważ z punktu daje im pewność ostatecznego zwycięstwa. Koronnym przykładem są tutaj Me 262, które wymyślono i działają cudownie i bezwaryjnie i w ogóle są najlepsze. Gdzie niepowodzenia? Gdzie nieudane loty testowe? Gdzie martwi oblatywacze? Nie mogę też pominąć kwestii, która ubodła mnie już na początku I tomu, kiedy Luna - która przypomnijmy spędzała ostatnie tysiąc lat w kurorcie lunarnym - "intuicyjnie" wie które podwozie będzie najlepsze dla czołgów i że czołgi lekkie są do niczego niepotrzebne... powtórzę więc to co pisałem już wcześniej, że intuicyjnie to ona może znać sie na budowie jakiejś dzidy a nie na nowoczesnym sprzęcie. W samoloty nie wnikam bo ten temat akurat mnie nigdy za bardzo nie interesował, chociaż też trochę nieudanych konstrukcji by się przydało. Ale floty już nie pominę - otóż w przygotowywaniu się do pisania opowiadania konkursowego (tak, mam zamiar to zrobić), sięgnął do I tomu gdzie trwała budowa floty. I szlag mnie trafił kiedy widziałem jak budują dziesiątkami U-booty (oczywiście same najlepsze bo to Equestria) czy niszczyciele a dodatkowo jeszcze wielkie pancerniki i lotniskowce. Po raz kolejny - zero problemów, zero pomyłek, tylko to co najlepsze. W sumie jestem bardzo ciekaw jak autor postanowi rozwiązać kwestię lotnictwa morskiego, które jest bardzo różne od zwykłego i wymaga odmiennych konstrukcji - raczej bym nie polecał standardowo używać samolotów "lądowych" na lotniskowcach, gdyż liczna śmiertelnych wypadków szłaby w dziesiątki o ile nie setki sztuk. Weźmy również pod uwagę awaryjność sprzętu, która po stronie Equestrii prawie nie występuje w warunkach bojowych co jest dla mnie kolejnym kuriozum, szczególnie jeżeli chodzi o czołgi. Takie "Tygrysy", mimo swoich rozlicznych zalet miały przecież skłonności do psucia się - głównie przez to, że były tak dobre i miały wszyskie części dopasowane na tip-top - ich naprawa w warunkach polowych z tego co wiem była koszmarem. Zaś przy T-34 czy Shermanach to poklajstrowali je na szybko, wyklepali młotkiem i dalej można było jechać. Natomiast z całego KO przebija dokładnie odmienny obraz - Sombria się rozsypuje a Equestria jest niezwyciężona. Co zaś do wspomnianych ataków z zaskoczenia - gdyby chociaż jeden zakończył się sukcesem, to może patrzyłbym na to łaskawszym okiem. Chodziło mi dokłądnie o moty kiedy Twilight Sparkle nagle dostała kryształowy miecz, pancerz, tarczę i tak dalej. To było niemal jak przemiana z Czarodziejek z Księżyca. No i sama walka przypominała te toczone w anime - na szczęście nie wykrzykiwali zaklęć na glos... Pragnę zauważyć, że w swoim zarzucie co do Sombry nie odnosiłem się nie tyle do warsztatu literackiego ale do kreacji samej postaci. Z jednej strony na początku mam wstawkę godną idioty zdradzając swoje plany zanim będzie gotowy do ich realizacji. Następnie nakreślony jest obraz niemalże geniusza, który podporządkował sobie trzy wielkie państwa i jest zagrożeniem niemalże dla całego świata. A potem jest już tylko gorzej - tak naprawdę nie robi nic tylko słucha muzyki i cierpi wewnętrznie. To się po prostu nie trzyma kupy. Zaskakujące jest też to, dlaczego tak późno zdecydował się interweniować i zniszczyć kopułę w Crystalopolis (wiem, że to nie nazwa z KO, ale jestem do niej przyzwyczajony), zamiast dążyć do tego od samego poczaku - w końcu zdobycie Serca dałoby mu olbrzymią przewagę. Ogólnie wychodzi niespójny obraz nie wiadomo kogo. Tak więc nadal stoję na swoim stanowisku, iż jest to bardzo słaba kreacja głównego antagonisty. W swoim podsumowaniu podtrzymuję swoją opinię, że "Kryształowe Oblężenie" to opowiadanie słabe, mimo że ma dobre strony i osobiście go nie polecam. Jednocześnie jednak w pełni zgadzam się z opinią, że nie należy przechodzić obok niego obojętnie - mogę tego tekstu nie lubić, ale jest to jednak najdłuższy polski fanfik i choćby dlatego warto choćby rzucić na niego okiem - również z szacunku dla włożonego w nie czasu i pracy. Stąd też zresztą idea konkursu, który ma dodać trochę treści do fanowskiego uniwersum. Może ktoś pokusi się o opis zwycięstw Sombrii na froncie południowym? Może kto inny postara się opisać codzienne życie mieszkańców w kraju toczonym przez wojnę? Autor naturalnie nie musi niczego z tych rzeczy uznawać za kanoniczne, ale nawet jeżeli tego nie zrobi, to sądzę że świat KO jedynie na tym zyska, choćby przez próby jego rozbudowy.
    1 point
  20. Hmmm... A ja trochę przez przekorę, owszem polecam. <TOTALNE spoilery poniżej, aż do końca.> Od razu mówię, że Tom II, czytałem z pół roku temu, więc nie jestem w tym zakresie tak na świeżo jak $84, nie mniej z uniwersum KO mam regularną styczność, więc jestem w temacie. Przede wszystkim uwaga merytoryczna: Uważam że mówienie o KO jako o 'opowiadaniu' to duże umniejszenie. Tam każdy z tomów wyczerpuje definicję sklasyfikowania tego jako 'powieści' kilka razy, nawet jeżeli patrzeć tylko na ich objętość, a do tego dochodzi kwestia mnogości bohaterów i wątków. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem że Po pierwsze Equestria dostaje po tyłku regularnie już od Tomu I. Traci ziemię, miasta, całe stada i zasoby surowców, a co najgorsze z każdym miesiącem walk przegrywa tracąc swoją znaną z serialu niewinność. Akcja II Tomu trafia w ten moment kroniki konfliktu, gdzie obie strony zwarły się w klinczu, a szybki blitzkrieg stał się powolną i niszczącą psychikę obu stron wojną na wyniszczenie. Gdyby była OP, najeźdźcy zostaliby zepchnięci do morza. Tak się jednak nie dzieje. Trwa pat. Na północy widzimy sytuację gdzie Sombryjczycy próbują odzyskać inicjatywę strategiczną i koniec końców udaje im się to, choć ceną wyprowadzenia kosztownego w siły ciosu jest odsłonięcie się na Eqestriański kontratak. Ten przychodzi, lecz w momencie gdy większość poznanych przez nas bohaterów albo już straciła życie, albo w bardzo bolesny (także dla czytelnika) sposób została okaleczona tak fizycznie jak i psychicznie. Spidi jako autor nie oszczędza postaci kanonicznych, a OCki wręcz bym powiedział przepuszcza przez niszczarkę, tak że dosłownie czujemy jak obrońcy Kryształowego Grodu topnieją w oczach. Ja czytając powieść na pewno nie odniosłem wrażenia że Equestriańska broń pancerna jest niezniszczalna i dał nam to do zrozumienia epizod już z I Tomu i pierwszą załogą czołgu Digtera. Saldo II Tomu było takie, że z Kryształowego Grodu nie wyszła żadna wielka kontrofensywa z Pinkie szarżującą na czele z otwartym włazem, a koniec końców z tamtejszych formacji pancernych nie zostało dosłownie nic. Po drugie rzekoma gloryfikacja Equestriańskiego oręża i rzekome partactwo Sombryjczyków, do póki nie sprowadzą nowych modeli broni, jak dla mnie broni się jeżeli popatrzymy na realia IIWŚ na których oparł się autor. Wojna ta jest historią pisaną z jednej strony geniuszem lub błędami dowództwa, a z drugiej historią wyścigu zbrojeń i umiejętności zyskania dzięki posiadanemu uzbrojeniu przewagi w polu. Sombria jako państwo wzorowane na ZSRR powiela wszystkie słabości jakie w tamtych czasach wykazywał system oparty na partyjnym państwie policyjnym, którego czystki kadrowe i partyjniactwo doprowadziło na skraj przepaści, z tą różnicą że walcząc jako agresor nie ma przewagi własnego terenu i możliwości rozciągania linii zaopatrzeniowych wroga. Cały twist jaki podjął Spidi polega na tym, że radzieckie militaria na z których czerpie Sombria, nie wytworzyły tak spektakularnego sprzętu oblężniczego, jak choćby niemieckie działa kolejowe, a ich taktyka faktycznie polegała na 'spamowaniu' wroga dużą ilością prostszego inżyniersko, lecz relatywnie niezawodnego sprzętu. I to też zgodnie z tymi realiami, co do zasady obserwować możemy to w książce. Przy czym i tak uważam ten zarzut za powierzchowny o tyle, że co kilkaset stron Sombria wyciągnąć potrafi jednak z kapelusza atak z zaskoczenia 'Olbrzymami' bądź desant spadochronowy, więc na pewno nie tonie to w rutynie i potrafi jednak nie raz czytelnika zaskoczyć. Klimat II Tomu na pewno nie nazwałbym serialowym. Tak na prawdę cały (może i nawet przydługi) Tom I ma za zadanie rozprawić się z nim i dać do zrozumienia, że idą 'nowe mroczne czasy'. Tom II już na prawdę nie schodzi poniżej czegoś co nazwać by można 'starym wojskowym kinem przygodowym' gdzieś pomiędzy 'Czterema Pancernymi i Psem' a amerykańskim kinem lat 60, które to wojskowo-koszarowe przygody dominują przez może 2/3 tego tomu (co bynajmniej nie znaczy że brakuje już tam mocniejszych sekwencji, jak choćby ta ze Scootaloo). Lotnicza błyskotliwość lotników pokroju Bravewinga (motyw z samolotem w przelatującym przez pałac) jest właśnie nawiązaniem do konwencji przygodowej. Co czyta się z wypiekami na twarzy. Pozostała 1/3 Tomu to już skręt w mroki 'współczesnego' kina wojskowego, gdzie nie brakuje akcji rodem z 'Katynia', 'Wroga u Bram', 'Kompanii Braci', 'Pianisty' czy w końcu 'Upadku'. Lektura staje się wręcz depresyjnie ciężka i może przez to autor na koniec wprowadził na nowo nieco elementów fantastycznych, tak by przypomnieć czytelnikowi, że w tym świecie nadal jeszcze istnieją alikorny. Nie zgodziłbym się że były tam tanie zagrywki z anime, bo i nawet twórcy kalibru kKat, nie wstydzili się gdy kończyła się im amunicja zaskoczyć czytelnika smokiem. Zgodziłbym się jedynie że w końcówce autor zaskakująco się pospieszył nie pozwalając ujść antagonistom w objęcia Tomu III. Ten niby ma być o czym innym -i jest to świadoma decyzja literacka- nie mniej było to zagranie dosyć na przekór oczekiwaniom czytelników. Co do postaci: Nie zgodzę się że słabości Sombry są minusem wynikłym ze słabego warsztatu literackiego. Sombra by Spidi jest przede wszystkim zgorzkniały, stary i tak na prawdę słaby wewnętrznie, lecz to świadomy portret tej postaci w odniesieniu do dyktatorów świata realnego. W tej roli generalissimus wypada tak jak każdy zakłamany śmiertelny kuc, próbujący w pysze podnieść kopyto na boskie istoty alikornów i tak też kończy: jak podobnie do bohaterów mitologii klasycznej postawionych wobec podobnej dysproporcji ontologicznej. Zgodzę się częściowo z dosyć problematycznym nakreśleniem w Tomie II postaci Rainbow Dash. Presja miesięcy wojny zamieniła klacz dosłownie w potwora, kłębowisko samych negatywnych cech w stopniu który wręcz odrzuca czytelnika od tej postaci. Samo nakreślenie na tym etapie konfliktu charakteru Rainbow jako tzw. 'suki' mogłoby się jednak bronić o wiele więcej, gdybyśmy mogli jednak obserwować ten upadek w czasie pierwszych miesięcy oblężenia które jednak miały miejsce w nieopisanej luce między Tomami I i II. Cały czas mam nadzieję że autor któregoś dnia powróci w swej twórczości do tego etapu wojny i konwaliduje ten przeskok, ponieważ właśnie Rainbow traci na nim najwięcej. A mówię: historia jej upadku (czego doświadczyła chyba jako pierwsza z mane6), mogłaby być myślę turbociekawa. Póki co faktycznie jest to spory zgrzyt. Żeby nie było, że mówię o KO tylko dobrze, warto wskazać na pewien element, jakim jest inspiracja u Spidiego nie czym innym jak 'Grą o Tron'. Autor przyjął godną wręcz samego G.R.R.Martina zasadę, że jak postaci wypadnie zła kostka to ta postać po prostu ginie. Nie ważne czy okoliczności są chwalebne, czy zupełnie przypadkowe. Nie ważne czy ktoś jest akurat pogodzony z losem, czy będąc w trakcie romantycznych uniesień ma nadzieje na jutro. Zły rzut kostką i mamy trupa. Ktoś nazwałby to bardzo silnym realizmem i próbą oddania ślepej przypadkowości jaką toczą się wojny, zwłaszcza w dobie broni palnej. Ale z drugiej strony minusem dla wielu czytelników będzie gdy książka kopnie ich w krocze... kilka razy... i to tak by pojawiły się u nich łzy. Ciężko powiedzieć, czy to znamię dobrej, czy złej literatury. Na pewno jest to znamię literatury smutnej, a taka jest wymowa tego mającego całe setki stron dzieła. Inaczej od kKat, Spidi podjął decyzję artystyczną, że nadzieja pojawi się dopiero w Tomie III i co do zasady nie przeplatał tego że 'coś się u postaci zepsuło' po to by mogło być lepiej. Przez to teraz póki Tomu III nie mamy, lektura samego Tomu II zostawia czytelnika z bardzo, bardzo niekucykowym kacem moralnym. Tutaj jednak muszę powiedzieć, że obecny czytelnik jest w o tyle dobrej sytuacji, że na dniach Spidi ma opublikować kilka rozdziałów onego Tomu III, po których wiem, że faktycznie podjęły dzieło prostowania kaca po Tomie II i mam do niego zaufanie w tej kwestii, że i dalsze rozdziały będą się miały 'do dobrego.' <TUTAJ KOŃCZĄ SIĘ SPOILERY> W podsumowaniu chcę bronić stanowiska, że 'Kryształowe Oblężenie' kawałem dobrej literatury jest. Docenić należy autora, w tym że konsekwentnie podjął w naszym nadwiślańskim kraju, próbę napisania historii na nowo, w taki sposób, żeby to co niemieckie nie grało by ikonicznej już w polskiej literaturze roli szwarccharakterów. To odważne i nieoczywiste założenie literackie, które w dodatku zostało sponifikowane. Bardzo pokręcony i wyzuwający z bezpiecznej pozycji czytelnika projekt, którym od początku nic nie jest moralnie oczywiste. Jest to przykład literatury bardzo angażującej emocjonalnie czytelnika. Może być to rozpatrywane jako plus, albo jako coś co sprawia że jest to rzecz nieco hermetyczna. Na pewno jest to trudniejsze i nie do polecenia każdemu broniaczowi (jak o wiele bliżej temu do 'Fallout Equestrii' niż do 'Past Sins')... Powieść przez Tomy I i II wyszła bardzo daleko poza realia serialu MLP:FiM, jedynie na nich bazując, co też może być potraktowane tak na plus jak i na minus. Nie mniej ja osobiście widzę to jako lekturę obowiązkową, dla każdego kto nie ma zwolnienia od lekarza zabraniającego mu czytać rzeczy srogich. Nie jest to dzieło idealne. Opinie Dolara, którym starałem się oponować, nie wzięły się z powietrza i je szanuje, choć w większości się pod nimi nie podpisuję. Twierdzę, że w przypadku takiego Magnum Opus, nie wolno przejść obojętnie i należy po nie sięgnąć, choćby po to aby wyrobić sobie o tym własną opinię. Dla osób którym temat podejdzie, myślę że może być to spokojnie książka wielorazowego użytku (półżartem: o ile się nie rozlepi, choć ten problem wydawca ma podobno za sobą, a i kupę luźnych kartek czytać można!). Co więcej, jest to bilet na przejażdżkę do na prawdę ciekawego fanowskiego uniwersum. Dla fanów militariów bardzo łakomy kąsek. Kończąc. Pozostaje czekać na rozwój wypadków w Tomie III, który wielką mam nadzieję- dowiezie czytelnika (bezpiecznie złożonego na nowo do kupy) do końca opowieści o Wielkiej Wojnie Obronnej.
    1 point
  21. Piękna i zadbana lwica, dobre stare czasy przypomina.
    1 point
  22. Przyznam że bardzo miło mi się je oglądało i odniosłem wrażenie że niektóre wcześniej olewane przez animatorów/twórców sprawy były tym razem zrealizowane na bogatości. dźwięk teleportu postaci jak i przedmiotów był powalający
    1 point
  23. Jedna z piękniejszych piosenek Disneya:
    1 point
  24. Fandom będzie się trzymał nawet po wyjściu G5 (zakładając z góry, że nie będzie ona za dobra). Sporo ludzi przestało oglądać kuce na 3-4 sezonie, a mimo to dalej aktywnie uczestniczą w życiu fandomu, który de facto zrzesza fanów kolorowych taboretów, ale w głównej mierze tworzą go ludzie. Dopóki będą organizatorzy meetów, artyści czy też zwykli zjadacze serialu, którzy jako tako będą się w nim udzielać to szybko nie zniknie. Dodatkowo możesz poznać i spotkać wiele wspaniałych ludzi, nawiązać dobre kontakty czy też przyjaźnie. Ja przez długi czas zwyczajnie bałam się zaangażować czy przyjść na meeta, ale w końcu się zdecydowałam (po spotkaniu paru bronies na Comic Conie) i nie żałuję. Odnośnie jeszcze umierania fandomu... (Eh, tylko umieranie i umieranie.) Jedyny fandom, który faktycznie może umrzeć to ten, który narodził się martwy. Niech to brzmi idiotycznie, ale już tłumaczę. Weźmy pod lupę... fandom Igrzysk Śmierci. Jest on dość... nijaki. Nic o nim nie da się powiedzieć, szczerze mówiąc nie powiedziałabym nawet, że jest jakiś fandom. Kompletne zero - przynajmniej w Polsce. To możemy nazwać martwym fandomem. Przy nim Bronies trzymają się bardzo dobrze! Słowo "fandom" w rożnych odmianach zostało użyte przeze mnie... osiem razy. Cudownie...
    1 point
  25. Zrzynka jak nic ale zabawna przynajmniej. 5/10
    1 point
  26. Przeczytane (ponownie) Beware the spoilers! Skończyłem drugi tom Kryształowego Oblężenia, pora więc podzielić się kilkoma przemyśleniami na temat najdłuższego polskiego opowiadania. Jak stwierdziłem w poprzednim komentarzu - nie było dobrze. Mimo dobrych scen i niezłej kreacji niektórych bohaterów (głównie OC) ilość wad je przytłaczała i w efekcie KO nie otrzymało ode mnie wysokiej oceny. Przystępując ponownie do lktury miałem nadzieję, że zmieni się to na lepsze. Niestety spotkał mnie zawód. Tym razem nie będę wypisywał punktów jak w poprzednim komenatarzu choć kilka treściabędzie trzeba powtórzyć lub rozbudować. Na przykład totalne przeintelektualizowanie tekstu - raz jeszcze powtarzam iż wciskanie na siłę... nieco mniej standardowych wyrazów nie jest dobrym pomysłem, a tu występuje nagminnie. Nie mówiąc już o miejscach gdzie zostały one użyte po prostu błędnie, a i taki przypadek rzucił się w oczy. Umiaru niestety nie stwierdzono. Jedziemy dalej - Equestria nadal jest OP. Niby są oblężeni, niby sytuacja jest tragiczna, ale i tak poza killkoma rozdziałami na początku wygrywają wszystko. Praktycznie każda bitwa czy potyczka przed finałowym szturmem to zwycięstwo Equestrii lub w najlepszym wypadku "ocalenie cudem z niewielkimi lub żadnymi stratami". Nie wiem jak dla reszty czytelników, ale dla mnie jest to po prostu koszmarnie nudne. Na dodatek wygląda na to że jeden żołnierz Equestrii wart jest w przybliżeniu miliona swoich odpowiedników z Sombri. No,, może tysiąca. O czołgach to już nie wspomnę - wygląda na to że kilka tygrysów wygrało im wojnę tłukąc wrogów setkami czy tysiącami - tak, pewnie przesadzam ale takie odnosi się wrażenie. Na dodatek autor pozbawił antagonistów działających mózgów - na oślep pchają sie pod lufy, stosują nieskuteczną taktykę i przestarzały sprzęt. Mówiąc krótko zachowują się jak totalni nowicjusze świeżo po szkole - czyli dokładnie tak jak powinna zachowywać się Twilight, która naturalnie dla odmiany jest ultra-kompetentna i nie popełnia błędów. To naprawdę boli. Nie zapominajmy również o tym, że pod koniec tomu nagle wyciąga z rękawa gigantyczną armię, która przełamuje wszystkie fronty bez najmniejszego wysiłku czy większych strat. Pa-ra-no-ja. Kolejna kwestia - Rainbow Dash. Ta, która za swoje zachowanie powinna być wielokrotnie zdegradowana, wywalona karnie z wojska (niech będzie że po zakończeniu działań, kiedy przestanie być potrzebna) a nawet powieszona za swoje liczne przewinienia (niesubordynacja, doprowadzenie do upadku morale w jednostce, doprowadzenie do śmierci co najmniej jednego członka jednostki, alkoholizm, używanie wulgaryzmów i gróźb w stosunku do podległych jej oficerów czy próby fałszowania wyników tabeli zestrzeleń), konsekwentnie kreowana jest na bohaterkę. Co do jej związku z Brave Wingiem - przez kilka rozdziałów miałem nadzieję, że autor nam tego oszczędzi. Niestety po raz kolejny się zawiodłem i dostaliśmy najbardziej sztampowy związek jaki mógł się trafić - od zaciekłych wrogów po zakochanych. Nie wspominając już o tym, że wybaczenie jej win przez Brave Winga po jednej rozmowie jest strasznie sztuczne. I żeby nie było - jeżeli całą jej karą będzie jedna zjebka jaką dostała od Luny to będzie to po prostu śmieszne. Idziemy dalej - realizm. W scenach walki na ogół wypada dobrze, szczególnie kiedy mamy do czynienia z potyczkami AJ lub walką sił pancernych. Naturalnie pomijając wcześniej wysunięty zarzut że Equestria stale wygrywa. Niestety trafiają się również momenty w którym wszystko idzie się gwizdać. Przykłady? Przelot samolotem przez pałac. Rainbow Dash, która po kraksie, podsmażeniu i przeszczepie skrzydeł po dniu jest praktycznie gotowa do służby. Brave Wing, który świeżo po otrzymaniu protezy używa jej niemal jak ekspert. Nieproporcjonalnie wielkie ilości łez wylewane przez Sweetie Brick... znaczy Belle. Przykłady można niestety mnożyć, W sumie mogę tutaj też wrzucić to co uważam za największy grzech "Kryształowego Oblężenia" czyli mieszanie realiów serialowych z... nazwijmy to życiowymi. Niestety w KO jest to robione nieumiejętnie i na siłę. Nawet najlepsze sceny mogą w każdej chwili być zniszczone przez wtręty czysto serialowe, tak samo jak cierpi na tym logika (stawianie "serdeczności" ponad militarny pragmatyzm). Szczerze mówiąc nie wiem czego byłoby trzeba żeby to poprawić - możliwe że napisania całości od nowa. Bohaterowie - a tu nareszcie mam okazję mniej ganić a dużo chwalić. O ile kreacja Księżniczek niestety się pogarszała, to muszę powiedzieć iż Luna potrafiła się przynajmniej częściowo zrehabilitować, kiedy zaczęła się zachowywać jak prawdziwa władczyni. Mam tu na myśli scenę przywołaniu pewnego kucoperza do porządku, czy rozdział z wizytą w snach - cały był super, ale szczególnie podobała mi się scena z Rainbow Dash. Co prawda nie zdołała całkiem zatrzeć złego wrażenia ale w przeciwieństwie do siostry przynajmniej widać poprawę. Następnie AJ - zdecydowanie najlepsza postać w KO, nie mam praktycznie niczego do czego mógłbym się przyczepić, tutaj mogę jedynie chwalić i życzyć by wszystkie postacie były tak dobrze napisane. Rarity - również jest dobrze, chociaż mówiąc szczerze wolałbym czytać o jej podmorskich przygodach, gdyż floty nadal praktycznie w fanfiku nie ma. Z tych słabych jestem zmuszony wymienić Sombrę - mamy tutaj przed oczami obraz totalnej niekompetencji. Nijak nie pasuje to do osoby, która podporządkowała sobie kilka krain. Obawiam się, że to jedna z najgorszych kreacji Sombry z jaką sie spotkałem w fanfikach. Jeżeli chodzi o OC, to nie jest najgorzej. Owszem, niektóre osoby mnie irytowały i uważam że były słabiutko napisane, na przykład Blaze (i nie, nie wiedziałam czyje to OC, dowiedziałem się o tym dopiero kiedy już go znielubiłem ). Brave Wing prezentował się świetnie, ale pogrzebał to kiedy zamiast postąpić z RD tak jak powinien (czyli pozwolić się jej usmażyć w kabinie) to się w niej sztampowo zakochał. Digiter i Rushiu jak zwykle prezentowali się nienagannie aż do czasu swego przedwczesnego zejścia. No może z wyjątkiem scen Digiter x Rarity, które uważam za napisane... tak sobie. Nie było tragedii, ale była nuda - to główny zarzut w ich stronę. W sumie nuda dotyczy też finałowej walki Twilight Sparkle vs White Fire. Miała wstawki z anime i dłużyła się niemiłosiernie - autentycznie myślałem że zasnę podczas lektury. Pozostaje jeszcze słynna (lub niesławna) scena gwałtu. Na początku wyglądało to dobrze. Reakcje AJ wypadała prawdziwie i realistycznie. Scena napisana było mocno i brutalnie jako jednoznacznie negatywna. Wręcz od niej odrzucało, co tutaj należy potraktować jako wielki plus. Udało się pokazać mrok i okrucieństwo, wywołać obrzydzenie działaniami żołdaków. Po czym nagle pojawił się wąż i cały wspaniale zbudowany klimat poszedł się gwizdać. Serio. Kiedy nagle doszło do magicznej transformacji, to zaczałem się śmiać - nie wyobrażam sobie innej reakcji przy tak... absurdalnym rozwiązaniu sceny. Scena, która mogła być jedną z najlepszych (chociaż strasznych) w całym opowiadaniu została całkowicie i nieodwracalnie zdruzgotana przez "jednookiego węża". Naprawdę wielka szkoda. Na koniec jak zwykle zostawiłem rozważania nad formą. I teraz tak - w porównaniu do pierwszego tomu jest znacznie lepiej jeżeli chodzi o wszelkie literówki czy pomyłki gramatyczne lub ortograficzne - tych pierwszych jest zdecydowanie mniej, tych ostatnich praktycznie nie stwierdziłem. Nadal natomiast o pomstę do nieba woła stylistyka, nagminne korzystanie z "ciebie", czy szyk zdań. No i już wcześniej wspomniane przeintelektualizowanie. Tego jest nadal zadecydowanie za dużo. Podsumowując z żalem stwierdzam iż na chwilę obecną uważam "Kryształowe Oblężenie" za fanfik, którego nie da się już uratować - nie wiem na jakie wyżyny geniuszu musiałby się wspiąć autor w III tomie, żeby zatrzeć bardzo złe wrażenie dwóch pierwszych części, ale nie jestem pewny czy to w ogóle możliwe. Na chwilę obecną jest to naprawdę słabe opowiadanie z pewnymi dobrymi momentami. Nie polecam
    -1 points
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...