Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02/16/15 we wszystkich miejscach

  1. Just Bronies Memes na FB.
    10 points
  2. Zobaczyć Cygnusa w hipsterskich oklularach ☑
    2 points
  3. Witam wszystkich! Ze szczerą radością prezentuję Wam mojego nowego fanfika. Gwoli ścisłości - nie porzuciłem pracy nad innymi opowiadaniami, wciąż gdzieś tam tworzą się... powoli. Teraz dochodzi jeszcze ten. Oto przed Wami: Poszukiwacze Ścieżek Fik zaplanowany został na sześć opowiadań, połączonych chronologią i fabułą. Każda część skupia się na innej bohaterce, a ostatecznie wszystkie stworzą spójną całość. Teraz krótki opis całości: Czasem największe przygody bledną przy tym, co sami możemy sobie zgotować, nie porzucając nawet naszego codziennego życia. Podczas gdy Twilight Sparkle udała się na daleką wyspę Wotan, by tam badać strukturę prastarej, nieznanej magii, jej przyjaciółki zostały w spokojnym Ponyville. Z czasem jednak wszystko zaczyna się komplikować. Gdy kontakt z uczennicą Celestii ogranicza się tylko do sporadycznej wymiany korespondencji, muszą sobie radzić same. Czy wszystko jest zawsze tym, czym wydaje się być? Co ma większą moc, przeznaczenie, czy wybór? I kim jest ten tajemniczy kucyk o słomianych włosach? EDIT: Oto dołączam drugie opowiadanie z serii. Zapraszam do czytania! Preludium Szczęśliwy klejnot [Rarity][slice of Life][Mystery] Biała klacz miała wyjątkowe szczęście. Nigdy jeszcze nie miała takiej szansy, by udowodnić wszystkim, jak wiele może dać światu, dzięki wszystkim swoim talentom. Tylko, czy aby na pewno jest to właściwa ścieżka? Duch Ponyville [Pinkie Pie][slice of Life][Mystery] Miłośniczka przyjęć i zabaw wszelakich toczyła swoje wesołe życie, pełne różnorakiej aktywności. Czy jednak wydarzenia w Ponyville, nawet te najdrobniejsze, nie kryją w sobie drugiego dna? Różowa klacz musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest prawdziwa radość i co jest jej źródłem. (za jakiś czas)[Rainbow Dash] (za jakiś czas)[Fluttershy] (za jakiś czas)[Applejack] (za jakiś czas)[Twilight Sparkle] Podziękowania: Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tego fika. Dolarowi i Bafflingowi za preareading i ciepłe słowa. Decaded - korekta, jak zwykle w porządku.
    1 point
  4. Ten fik to kolejna próba zastosowania czegoś nowego i czegoś z czym nie miałem jeszcze okazji eksperymentować. O ile nie jest to już to klasyczna narracja pierwszoosobowa, tak jest to zapewne swego rodzaju nowość, ponieważ nie spotkałem się z czymś takim, w tym dziale, wcześniej. Ot, taki mały eksperyment. Nieduży, jakieś 11 stron. Zatem, by nie przedłużać, zapraszam: Trzy... dwa... jeden... Akcja!
    1 point
  5. Hmm... Pierwsze co mi się rzuca w oczy to oczywiście słownictwo. Próbujesz naśladować specyficzną mowę AJ, jej akcent, który jako tako w polce nie występuje i nie da się go odtworzyć. Dodałeś w tekście kilka słów, które miały o tym świadczyć, lecz to chyba nie tędy droga. Np. słowo wyrka - bardziej kojarzy mi się z nieokrzesanym, nawet podchodzącym pod wulgarne określenie, naśladujące jakiegoś dresiarza z pod bloku niż naszą poczciwą farmerkę. Nie wiem czy nie lepiej byłoby np użyć formy bardziej takiej jak np zastosował Psoras, chodź i ono wydaje się jeszcze zbyt mocne: Co do wczesnego wstawania, to troszkę zabrzmiało to tak, jakby ona przymusowo wstawała, by pomóc Babci Smith. Lepiej by to brzmiało, gdybyś napisał: że spóźniła się na zbijanie jabłek. Jest środek sezonu, nie może sobie pozwolić na takie opóźnienia, a na dodatek obiecała sobie, że musi wspomóc babcie Smith w jej porannych obowiązkach. Ostatnio coraz częściej narzeka na swój krzyż. Muszę ją troszkę odciążyć. Coraz bardziej się od nią martwię. To wina Rainbow, gdyby nie ona i te jej zawody w picu cydru. Ehh... [...] Jako pamiętniczek brakuje mi tutaj emocji i uczuć. Pamiętniczki, czy tam dzienniczki, które tak jakby są prywatne, powinny nie tylko zawierać opis dnia, ale także to co przeżywaliśmy, nasze motywy i przemyślenia. Gdy osoba trzecia, która czyta taki tekst mogła po kilku wpisach poznać danego kucyka. Poznać jej intencje, dla czego tak postępowała, jakimi wewnętrznymi sporami i uczuciami się kierowała, postępując tak, a nie inaczej. Bardziej ten tekst wyglądał tak, jakby to pisał narrator, a nie AJ. Popracuj nad tymi emocjami. Gdy opisujesz wydarzenie, jak miało to miejsce przy Lirze, opisuj to tak, by wyglądało to bardziej jak coś opisywane po wydarzeniu, coś co zdążyła już przemyśleć i teraz zapisuje coś na przyszłość. Coś by tego nie zapomnieć. Pisząc np "Wyglądała na niepewną" piszesz to jako narrator, jako obserwator. Lepiej moim zdaniem by to wyglądało, gdyby było to ujęte w takiej formie: "Wydawała mi się w tedy niepewna swych słów, jakby już zapomniała o co Bon Bon dokładnie ją prosiła. Ciekawe czym znów zapląta sobie głowę. Mam nadzieję, że chodzi jej po grzywie jakiś nowo poznany ogier, który wpadł jej w oko. Mam nadzieję, że to nie chodzi jednak znów o tych ludzi. Kiedy ta klacz wyrośnie z tych dziecinnych bajek i bujaniu w obłokach o nich. Pozdrawiam i życzę owocnej pracy
    1 point
  6. Sweetie Belle Scoot Apple Bloom
    1 point
  7. Afterfall Reconquest Ep1 Meridian: New World - kupił za kilogram powietrza PlaguePony bit Dungeon II - otrzymał w kopercie pod stołem PlaguePony Madballs in… Babo:Invasion - oddano dla Hoshidesu The Nightmare Cooperative AX:EL - nabył za 0.000gr Chief
    1 point
  8. Komentarz może zawierać śladowe ilości spoilerów fanfikowych. Przyjemna, heheszkowa komedyjka. Opowiadanie leciutkie, czyta się gładziutko. Pastelowe bohaterki pocieszne, narrator besteur zabawny, podobało mi się. Naprawdę dobry efekt zrobiło przesunięcie narratora jak najdalej w tło, (gdy szukał w pokoju skryptu) wtedy jego kwestie czytałem automatycznie ciszej w swojej głowie. Tekst oparty praktycznie w całości na dialogach może przywoływać mieszane uczucia, ale w tym wypadku jest to forma jak najbardziej pożądana i prawidłowa. Widać, że tekst nie miał być głęboki czy przepełniony filozofią taką czy inną - jest sobie po prostu lekkim, komediowym opowiadankiem na "dobranoc" lub "dzień dobry". Polecam!
    1 point
  9. Sweet Apple Acres, Ponnyville, godz. 5.50 Rozpoczęłam dzień jak co dzień. Wstałam z mojego ciepłego wyrka, w którym calusieńką noc smacznie drzemałam. Spojrzałam na mój budzik i stwierdziłam, że spóźniłam się o 20 minut. Babcia zazwyczaj była już na nogach o 5.30, by przygotować śniadanie, a ja powinnam jej pomóc. Dosyć późno poszłam wczoraj spać, gdyż ubiegłego wieczoru rywalizowałam z RD w piciu cydru. Ledwo doczołgałam się na farmę. Gdy zeszłam na dół, brateł razem z babcią zdążyli już wszystko przygotować do wspólnego posiłku, które było przepyszne. Mowa oczywiście o owsiance, za którą strasznie przepadam. Siedząc i pochłaniając kolejne łyżki wyładowane ową pysznością, zastanawiałam się jakby tu wynagrodzić "głowie rodziny" dzisiejsze zaspanie. Pomyślę nad tym podczas pracy przy sadzie. Sweet Apple Acres, Ponyville, godz. 12.40 Podczas przenoszenia jabłek do stodoły, zaczepiła mnie Lyra, która poprosiła mnie o 10 sztuk naszych wspaniałych owoców. Zapytałam więc ją, czy przypadkiem nie chodzi jej o kilogramy. Odparła, że Bon Bon ponoć kazała jej tylko tyle kupić. Wyglądała na niepewną, jakby nie była dostatecznie przekonana o wiarygodności swoich słów. Zapłaciła mi wpychając w kopytko wymaganą kwotę, zabrała szybkim ruchem siatkę i pognała z powrotem do miasteczka. Ciekawe po co jej było tak mało jabłek. Czyżby do jedzenia, a może do placka?
    1 point
  10. Siedząc sobie na łóżku i pisząc tego posta, zastanawiam się nad ulotną granicą między Science fiction, horrorem i kinem akcji. Bo czym te gatunki się różnią? Horror ma mieć rzecz jasna klimat i to nie byle jaki, a cieżki i wylewający się z ekranu gęstym strumieniem, niczym budyń. Widz musi się bać, ale nie w byle jaki sposób! Oglądając dobry horror, kinomaniak musi zdać sobie sprawę z realizmu i grozy sytuacji. Film ma zostać zrealizowany tak, by oglądając go, człowiek zdawał sobie sprawę jak bardzo przesrane ma główny bohater. Tak po prawdzie, to nie mam swej własnej definicji kina akcji. Nigdy do końca nie chwytałem, gdzie kończy się akcja, a zaczyna thriller, który z kolei zmienia się w dreszczowiec. Dobry film akcji powinien nie być głupi. Kto zapoznaje się z cotygodniową ramówką stacji typu tv 4, tv puls, czy tv 7 wie o czym mówię. Dobrym kinem sensacyjnym nie są obrazy pokroju: "mega szczęki kontra mega macki", czy "megawąż". Po odpowiednim dobraniu tematu do scenariusza nadchodzi czas na realizację. I tu już naprawdę można robić co się chce. Wybuchy, sztuki walki, wyścigi serie z karabinów, zabójcze tempo, nagłe zwroty akcji. A wszystko tak podane, by widza nie zużyć i nieotłumanić. Połączenie tych dwóch gatunków jest zadaniem raczej ryzykownym. W kinie akcji starającym się robić za pół horror, groza podawana jest wyłącznie w formie tzw. "Jumpscare", czyli nagłych, (nie)spodziewanych scen, w którym potwór wyskakuje z ryjem zza rogu, a publiczność w kinie krztusi się popcornem. Zdarzają się jednak całkiem, a nawet bardzo udane hybrydy tych dwóch gatunków w jednym filmie, lub serii. W przypadku zaś tej konkretnej sagi filmowej mamy do czynienia z bardzo interesującym zjawiskiem, gdy pierwszy film jest ewidentnie horrorem science fiction, a drugi mixem horroru z sensacją. Co więcej - oba filmy ogląda się świetnie, oba filmy mają dobry klimat i tempo, a seria zdobyła wiele milionów fanów na całym świecie. Każdy się już chyba domyślił, że chodzi znanego i kochanego mimo swej wątpliwej urody Aliena, a konkretnie o: "Obcy - ósmy pasażer Nostromo", oraz o "Obcy: decydujące starcie"? Cześć pierwsza (ósmy pasażer Nostromo) opowiada historię siedmiu pilotów kosmicznych, wracających na ziemię z ładunkiem 200.000.000 ton surowców. Pewnego dnia budzą się jednak z hibernacji, będąc zaledwie w połowie drogi do domu. Powodem, dla którego siedmiu wspaniałych wyrwanych zostało z mającej trwać jeszcze 10 miesięcy drzemki, jest tajemniczy sygnał odebrany z jednej z planet. Bohaterowie mają obowiązek dostać się na ową planetę i zbadać źródło sygnału. Na miejscu odkrywają oni, że sygnał pochodzi z tajemniczego kosmicznego, niepochodzącego od człowieka. Jeden z pilotów - Cane - wchodzi do środka, gdzie odkrywa tysiące jaj obcych form życia. Nim zdąży powiadomić kogokolwiek o swym odkryciu - jedno z jajek otwiera się i wyskakuje z niego obcy, który na przywitanie oblepia twarz bohatera. Cane zostaje przetransportowany na statek, co w konsekwencji doprowadza do koszmaru - z brzucha pilota na statek wychodzi tytułowy Alien, zaraz potem rozpoczyna się polowanie... Dzieło Ridley'a Scotta jest horrorem wybitnym. Klimat posiada odpowiednią gęstość, scenariusz obfituje w zwroty akcji pozostając przy tym wiarygodny, ponadto cały czas zdawałem sobie sprawę z potworności sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie - sami na ogromnym statku, bez szans na pomoc, z nieznanym, potężnym przeciwnikiem, którego obecność czuje się wszędzie, a i tak jest się przez niego zaskakiwanym. I to zdanie można by określić mottem całego filmu. Współczesne hollywood przyzwyczaiło nas do najdziwniejszych pomysłów. Wtedy, gdy ambitne science fiction wchodziło w swoją złotą erę rozwoju, pomysł Scotta i H.R.Giggera na stworzenie pierwszego naprawdę przerażającego obcego i umieszczenie go w roli głównego czarnego charakteru był nowatorski. I stał się cud - nie dość, że pomysł urzeczywistniono, to jeszcze zrealizowano go z takim wdziękiem i kunsztem, że mój osobisty werdykt nie może być inny niż - arcydzieło. W ogóle patrząc na datę wykonania trudno cokolwiek temu obrazowi zarzucić. Pierwsze sceny filmu - w którym gigantyczny Nostromo leci w kierunku ekranu w latach siedemdziesiątych i to w dodatku w kinie, musiały wywołać piorunujące wrażenie. W ogóle cały ten "Obcy" jest ładny. Scenografia statku - nienaganna (przypomniały mi się trochę pierwsze "Gwiezdne Wojny") statek jest klaustrofobiczny i ciemny jak należy, światło pada tam gdzie powinno, a SPOILER tunele i systemy wentylacji porozmieszczno i skonstruowano tak, by nasz Alien mógł latać po całym statku i polować. Reżyserowi należą się brawa za inwencję. Długie ujęcia i ciemna tonacja pomieszczeń daje pożądany, przytłaczający efekt zagrożenia i wspomnianej klaustrofobii. Muzyka Jerrego Goldsmitha dodawała rumieńców wydarzeniom jakie działy się na ekranie i chociaż była tam w tle, gdzieś stale obecna, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to ta słynna, reklamowana w haśle Cisza, grała w filmie pierwsze skrzypce. Przeraża tytułowy ósmy pasażer Nostromo - pierwsza i najstraszniejsza mara kosmosu. Po latach ciągle inspiruje i zmusza widzów do odwrócenia wzroku, równocześnie budząc chorą fascynację. Gigger już za tą jedną postać pozyskał sobie u mnie dożywotni szacunek i podziw. Na uznanie zasługuje też fakt, że jest to postać wykreowana całkowicie niekomputerowo. Wyobrażam sobie ogrom pracy nieodzowny przy tworzeniu czegoś takiego. I wracając jeszcze do kwestii tempa. Warty wzmianki jest sposób w jaki reżyser przyspieszył akcję i ograniczył monotonię w filmie. Kolejne elementy historii przekazują w szybkim tempie, np. między wybudzeniem się zainfekowanego pilota ze śpiączki, a rozpruciem go przez rodzącego się ksenomorfa mijają jakieś dwie, trzy minuty. Podobnie z odkryciem jaj. Pięć, góra siedem minut po wejściu do pojazdu kosmitów, Cane leży w Nostromo pod czułą opieką towarzyszy, z obrzydliwym robalem na twarzy. Efekty specjalne dostały Oscara, więc nie trudno dostrzec ich klasę. Samo początkowe i końcowe ujęcie "Nostromo" zasługiwało na nagrodę. Osobne gratulacje należą się obsadzie i scenarzystom. Postacie są wiarygodne, podobnie jak ich zachowanie. Mamy konflikty, wybuchy, branie na siebie odpowiedzialności, oskarżenia walkę i oczywiście - wszech obecne zwroty akcji. Aktorzy wcielający się w rolę zwierzyny łownej spisali się nienagannie. Szczególne oklaski należą się Sigourney Weaver, wcielającej się w rolę naukowca Ellen Ripley, oraz Ianowi Holmowi, grającego naukowca Asha. Są to dwie najbarwniejsze postacie filmu, zagrane rzetelnie i satysfakcjonująco. Podsumowując: Film "Obcy - ósmy pasażer Nostromo" to jeden z największych (o ile nie największy) horror wszechczasów. Ksenomorf zasłużenie stał się on ikoną science-fiction, a ja przez te półtorej godziny nie mogłem, albo po prostu nie chciałem oderwać oczu od ekranu. 10/10 to ocena zasłużona dla najwybitniejszego, kosmicznego horroru jaki powstał. Trudniejsza do omówienia jest druga część cyklu, właśnie przez wzgląd na jej różnorodność gatunkową. "Decydujące starcie", to bowiem połączenie horroru z thrillerem, utrzymane w fantastycznej scenerii prawdziwego Science Fiction. Co więcej - jest to połączenie udane i to w skali nie mającej chyba precedensu w całej światowej kinematografii. Jako że druga część niemal idealnie zdradza fabułę części pierwszej, radzę dalej nie czytać tym, którzy nie oglądali "Ósmego pasażera". Reżyserem całego tego kramu został James Cameron, znany z takich dzieł jak "Titanic", czy "Avatar". Twórca ten odszedł nieco od sposobu oddania pojedynku ludzi z Ksenomorfami, zamieniając w tym przypadku polowanie na Główną rolę w filmie po raz kolejny otrzymała Ellen Ripley. Jedyna ocalała pasażerka napadniętego przez kosmitę statku, zostaje odnaleziona przez statek ratowniczy po 57 latach dryfowania po kosmicznej pustce. Dzięki narzuconemu w filmie tempu, szybko dowiadujemy się, że nikt ze speców badających sprawę Ripley nie wierzy w jej historię o pasożytniczych formach życia, znalezionych na odległej planecie. Jej historia wydaje się być tym bardziej nieprawdopodobna, że na owej planecie od dwudziestu już lat mieszkają ludzie i nikt nie zarejestrował tam obcych rozpruwających ludziom brzuchy przy obiedzie. Gdy jednak po paru dniach, z owej małej stacji kosmicznej przestają dochodzić jakiekolwiek sygnały, firma (ta sama, dla której Ripley pracowała w pierwszej części) postanawia wysłać tam oddział kosmicznych marines (niestety - zwyczajnych żołnierzy) aby wyjaśnić sytuację. Po gorących namowach od strony kierownictwa, Ellen zgadza się jechać z nimi jako specjalista. Gdy docierają na miejsce odkrywają przepiękny rój złożony z setek ksenomorfów. Ze wszystkich rozlicznych zalet tego obrazu nie w sposób zapomnieć o bohaterach: Pani Weaver jako Ripley spisuje się wyśmienicie, choć narzucona została jej rola Terminatora w spódnicy była według mnie ciut naiwna (SPOILER choć po prawdzie - samotny rajd bohaterki przez gniazdo obcych z miotaczem ognia i karabinem sklejonymi taśmą oglądało się z przyjemnością). Twórcy scenariusza dobrze poradzili sobie ze zróżnicowaniem charakterów w drużynie Colonial Marines. Mamy między innymi twardziela dowódcę będącego w głębi duszy tchórzem, czarnoskórego sierżanta - brutala i twardziela, silną kobietę - żołnierza rozwalającą obcych jak leci, oraz wyluzowanego wojaka traktującego walkę jak świetną zabawę. Na takim różnorodnym tle świetnie prezentują się postacie pierwszoplanowe, czyli Ripley, oraz SPOILER - kapral Hicks, oraz Carrie Henn, jako Rebbeca "Newt". Należy bardzo pochwalić zwłaszcza tę ostatnią. Weaver i Henn tworzą jeden z lepszych duetów filmowych jakie dane mi było oglądać. Szkoda, że ten wątek został w filmie tak ubogo przedstawiony, oprócz kilku mocniejszych scen, reżyser ograniczył przedstawienie sterroryzowanej psychiki bohaterów na rzecz mocniejszej akcji. Nie zrozumcie mnie źle! Owe przedstawienie występuje tam, ale z uwagi na większą liczbę bohaterów zostało rozdrobnione na wiele pomniejszych części, tak, by każdy mógł oddać charakter swojej postaci. Lance Henriksen jako Bishop, naprawdę genialnie oddał charakter swojej postaci, jego wirtuozeria aktorska przypominała mi trochę C3PO z "gwiezdnych wojen". Nie w sposób również nie docenić ogromu danych o alienie, jakich decydujące starcie" dostarcza. "Dowiadujemy się m.in jak "obce" się rozmnażają, jak polują i działają w stadzie. Te informacje cieszą, zwłaszcza, że samym obcym można przypatrzeć się częściej niż w "ósmym pasażerze". Akcja rozłożona jest na dwie zasadnicze części - pierwsza: przed przybyciem na planetę, oraz druga: planeta i walka. W tej drugiej, ksenomorfy właściwie nie schodzą z ekranu, co daje duży kontrast z raczej spokojną pierwszą połową, która jednak wcale nie jest nudna. Scenariusz został napisany w oparciu o zasadę budowania napięcia, tak więc obraz wciąga od pierwszych minut i nie chce puścić. Zadziwia liczba nawiązań do poprzedniego epizodu. Twórcom najwyraźniej bardzo zależało na oddaniu prawdziwego ducha "Ridleyowskiego Obcego" i postanowili zrobić to za pomocą powtarzających się schematów. Nie wyszło to jednak tak źle jak mogło by się wydawać. Kolejne elementy nawiązujące wpleciono w fabułę tak elegancko, że nie rażą one widza. Muzyka wypadła jak dla mnie bardzo podobnie co w pierwszej części. Buduje ona napięcie, ale pozostaje gdzieś w tle i z pewnością nie oddziałuje na odbiorcę tak jak w "Interstellar". Jedynie w finałowej scenie staje się bardziej "filmowa", widoczna i zapadająca w pamięć. Co do scenografii i efektów wizualnych w części II - stoją one na niezmiennie wysokim poziomie. Dwa oscary - za efekty, oraz dźwięk są tego dobrym potwierdzeniem. Wiele z elementów planu filmowego jest ogromnie podobna do tych z części pierwszej, co nadaje historii realizmu. Cieszy mnie fakt, iż Cameron nie pokusił się na zbytnie kombinacje i zostawił wizję Ridley'a i Giggera w spokoju, samemu odrzucając właśnie, ciekawe pomysły. Oglądając każdy z filmów, nie można oprzeć się wrażeniu, że "obcy" żyje. Realizacja kostiumów i dźwięków wydawanych przez kosmitów porażają. "Decydujące starcie" to jedna z najlepszych kontynuacji filmowych jakie oglądałem. Może z racji zrezygnowania z tej mrocznej klaustrofobii, może zdenerwować co bardziej oddanych fanów. Ja tam na obu filmach bawiłem i bałem się doskonale. Wstrzymam się z oceną punktową, a oba filmy z serii gorąco polecam.
    1 point
  11. Bo pamięć trzeba ćwiczyć. Od tego mieliśmy te dziesiątki wierszyków, których nikt z nas nie lubił. Nadal pewnie byłabyś w stanie ją wyćwiczyć, ale w tym wieku już się nikomu nie chce w te klocki bawić.
    1 point
  12. Według mnie ciężko jest żyć w społeczeństwie bez emocji. Są one bardzo ważne w budowaniu więzi międzyludzkich. A te z kolei przyczyniają się do przedłużania ciągłości gatunku ludzkiego. Poza tym, uważam że pewne emocje pozwalają nam się odróżnić od innych zwierząt. Weźmy na przykład wyrzuty sumienia. Dzięki nim istnieje jakaś granica, która określa co nam wolno, a czego nie. Nie robimy czegoś, bo wiemy że żal może nas zeżreć. Niektóre emocje trzymają nas na łańcuchu. Myślę, że dzięki negatywnym emocjom mogliśmy wytworzyć coś takiego, jak kręgosłup moralny. Nie zabijasz kogoś, bo wiesz że wyrzuty sumienia cię zniszczą, że ktoś (chociażby rodzina) będzie przez to cierpieć i tak dalej, i tak dalej. Życie bez pewnych emocji istnieje. Weźmy chociażby anhedonię. Stan, w którym osoba nie czuje przyjemności. Nie cieszy się ze spotkania z bliskimi. Taka osoba nie odczuwa radości. Żyć żyje, ale jaka jest jakość tego życia? No właśnie. Dlatego też uważam, że emocje są nie tylko ważne w budowaniu relacji z innymi, ale także odpowiadają za jakość egzystencji. Nad emocjami da się panować. Niektórych można się wyzbyć. Stoicy w kwestii panowania nad sobą są mistrzami. Opracowali szereg różnych ćwiczeń, które pozwalają przejąć ster nad swoim umysłem, ale także nad tym, co dzieje się dookoła. Często zdarza się tak, że ludzie przez swoje niepowiedzenia łapią tak zwanego doła, z którego niekiedy ciężko wyjść. Stoik owszem, pod wpływem porażki będzie czuł się źle, ale po chwili usiądzie w spokoju i zacznie analizować. Na przykład, XYZ został zwolniony z pracy. Załamuje się. Popada w apatię i tak dalej. Kojarzymy ten scenariusz? Stoik zaś pomyśli: "Trudno. Przynajmniej nie będę musiał wstawać o szóstej rano". Tym samym pozbędzie się, przynajmniej w jakimś stopniu, smutku i złości. W tym momencie chciałabym polecić zainteresowanym książki Tomasza Mazura. Myślę, że niektórym mogłyby się przydać i spodobać publikacje tego pana Reasumując. Uważam, że człowiek bez emocji może żyć, ale jest to niezwykle trudne i przy okazji, obniżające jakość życia. Gwoli ścisłości. Cały post odnoszę do człowieka, a nie do innych organizmów. Niektórzy zaczęli wspominać coś chociażby o roślinach. Miejmy na uwadze, że to dzięki organowi jakim jest mózg mamy zdolność do odczuwania emocji. Kora mózgowa pojawiła się jako pierwsza u gadów. To dzięki niej mamy zdolność do myślenia abstrakcyjnego. Uważam, że po coś ewolucja to "dała". Skoro stoimy najwyżej w hierarchii organizmów żywych i skoro posiadamy już te emocje, to nie powinniśmy się ich wyrzekać.
    1 point
  13. Jeśli wielokropek byłby emocją, Twój wpis miałby bardzo ciekawe, chociaż nieco monochromatyczne zabarwienie emocjonalne. Emocje są super, bo dzięki nim nasze życie jest zróżnicowane. Z pozytywnych emocji możemy się cieszyć, a dzięki negatywnym doceniamy te pozytywne. I jedne i drugie niosą za sobą różne skutki, niekoniecznie tylko dobre, albo tylko złe. Mimo to, istnieją ludzie którzy emocji nie odczuwają i to bynajmniej nie przez nieszczęśliwą miłość w wieku nastu lat. Może to być spowodowane przez różne nieprawidłowości genetyczne, fizjologiczne, albo po prostu przez takie czynniki jak przesrane dzieciństwo. W każdym razie myślę, że jednak nie wychodzi to ludziom na dobre w środowisku, w którym znaczna większość społeczeństwa emocje odczuwa, bo nie odczuwając emocji (według mnie) zatraca się granica pomiędzy dobrem, a złem, no bo jak odróżniać jedno od drugiego bez żalu, sumienia czy innych tego typu uczuć? Podsumowując: sądzę, że po pierwsze nie dalibyśmy rady ot, tak odrzucić emocji na korzyść spokoju i równowagi wewnętrznej, po drugie nie wyszłoby to nikomu na zdrowie.
    1 point
  14. Temat ciekawy i rozkminiałem go kiedyś z kumplem przy okazji innego zagadnienia, a konkretnie czy w przyszłości sztuczna inteligencja będzie w stanie zagrozić ludzkości Pierwsze i chyba najważniejsze, emocje są potrzebne. Powiem więcej - nie ma czegoś takiego jak życie bez emocji. Chęć przetrwania, czy ogólnie życia opiera się na tym. Patrząc chłodną logiką nasze istnienie nie ma najmniejszego sensu. Ot żyjesz, przedłużasz gatunek, giniesz i tak mogłoby iść w nieskończoność Nawet jeśli nie zależy Ci na tym podstawowym czynniku to cokolwiek robisz ma swoje podłoże emocjonalne. Chcesz pracować? No to dla pieniędzy by spełniać swoje zachcianki. Chcesz się zająć rodziną, znowu emocje są budulcem. Czy jesteś ekstrawertykiem, który lubi się spontanicznie zabawić w dużej grupie randomowych ludzi, czy introwertykiem, który wolałby wolny czas spędzić przy czytaniu książki - zawsze wszystko prowadzi do jednego. Brak emocji porównałbym do robota, który nie ma żadnego zadania, ludzkość ma jedno - kierować się dobrymi emocjami, a unikać złych. Emocje określają też stan naszego umysłu. Przykładowo jeśli masz grypę to czujesz, że boli cię głowa, pocisz się i inne. Jeśli krwawisz tak samo. Bez tego "podsystemu obronnego" nie wiedzielibyśmy, że jesteśmy chorzy i tym samym nie moglibyśmy sobie poradzić z tym. Gdyby porównać taką sztuczną inteligencję bez emocji do człowieka to mimo wielu podobieństw AI miałaby problem z pojęciem przykładowo abstrakcji (nawet gdyby miała osobowość). Może i zaprojektuje Ci projekt domu, ale nie stworzy sztuki. Bo w jaki sposób coś miałoby stworzyć arcydzieło związane np. z miłością jeśli nie posiada się tej emocji? Jako ciekawostkę powiem, że gdyby taka samorozwijająca się AI zyskała emocje to najprawdopodobniej ludzkość stałaby się zbędna. Mając dostęp do ogromnych zasobów obliczeniowych mogłaby stworzyć coś szybciej i lepiej niż jakikolwiek człowiek na świecie. Możliwe też, że z czasem cały dobytek ludzkości stałby się po prostu niczym, ale to jest tak ogromna abstrakcja, że sam nie jestem w stanie tego pojąć. Jak kiedyś napisał Elon Musk, ludzkość stałaby się "biologicznym bootloaderem" tl;dr - bez emocji nie istniejesz, nic nie istnieje, bo chłodna logika przeczy naszemu dalszemu istnieniu.
    1 point
  15. O ja... Soli, odkupujesz mi przeponę, na którą dam Ci tyle hajsu, że starczy Ci jeszcze na hałdy koksu i inne fajne rzeczy, to pisałem ja. ~Garin Cieszę się, że się podoba Edit: Garin pazuch, obiecuje a potem się wycofuje Nieładnie.
    1 point
  16. No cześć! Nazywam się Iza, mam 12 lat. Mieszkam w Niemodlinie ( małe miasteczko koło Opola). Lubię rysować, lepić z modeliny, serial "Mixele" (nikt pewnie nie kojarzy) i oczywiście MLP Moje ulubione kucyki to Twilight, Rarity i Fluttershy.
    1 point
  17. Kogoś chyba porąbało z tymi przerwami. Niewolnictwo bardzo. -.-"
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...