Skocz do zawartości

Dolar84

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    3975
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    110

Wszystko napisane przez Dolar84

  1. Wcześniej ktoś zadał pytanie o to jak zaczęła się przygoda z pisaniem. No to czas odkurzyć archiwum pamięci i wyciągnąć na światło dzienne trochę faktów. Można powiedzieć iż start nastąpił jakieś 18-20 lat temu w czasach szkoły podstawowej. Miałem szczęście mieć doskonałą polonistkę, która nie dosyć, że katowała nas wypracowaniami, to zachęcała do pisania różnego typu historyjek. Naturalnie o poziomie ich nie będę się wypowiadał, gdyż jeżeli był on obecny to w stopniu minimalnym. Kolejnym etapem było wkręcenie się w fandom Tolkienowski, gdzie jakieś opowiadanie jedno z drugi udało mi się popełnić, ale jak jakiś czas temu spojrzałem na to co wtedy napisałem to niestety musiałem w celu znieczulenia sięgnąć po sfermentowany owoc winnych pnączy. Jednocześnie bawiłem się w przeróbki różnych piosenek na inne tematy i to wychodziło całkiem znośnie (przynajmniej tak było oceniane). Następnie nadszedł czas odkrycia pewnego czasowp... znaczy czasopożeracza zwanego Ogame. Trochę się pograło, ale po jakimś czasie uznałem, że wklejanie czystych raportów jest nudne i zacząłem do nich dodawać fabularyzowane opisy, jak również na forum prowadzić historię Uni 7 pod nazwą "Kroniki Galaktyki". Złe to nie było, ale i tak większą radochę miałem z pisania wierszy a raczej rymowanek, które czasami przybierały całkiem spore rozmiary (dwie trójscenowe jednoaktówki opisujące największe bitwy tamtego okresu ). Kolejny epizod miał miejsce już po dołączeniu do tutejszego fandomu. Na początek postanowiłem trochę potłumaczyć i tak jakoś wyszło, że zagłębiłem się w tym na dobre. Potem szczuty między innymi przez Albericha rozpocząłem pisanie autorskich tekstów. Co prawda idzie to powoli ale postępuje i nawet jakaś tam renomę zdołałem sobie już wyrobić (choć bardziej jako tłumacz - tu pomaga nieoficjalny wyścig z moim translatorskim arcywrogiem aTOMem Obaj mamy z tego powodu dużo dobrej zabawy ). Bezwstydnie muszę sie pochwalić, iż jedyne moje dokończone opowiadanie zostało przełożone na angielski (za co bardzo dziękuję Airlickowi) i czeka tylko na ostateczne patroszenie przed publikacją i nieuchronną klęską (lub oszałamiającym tryumfem) na fimfiction . To byłoby na tyle. Koniec nudzenia, możecie się budzić
  2. Również się zupełnie nie zgadzam. Dowody dlaczego można znaleźć w serii Winningverse
  3. Foley - wyobraź sobi teraz, iż taki kucyk trzyma w zębach broń i z zapałem wymierza nią ciosy. Góra po drugim naderwie sobie niektóre mięśnie i dłużej już nie pomacha, a w tym czasie jego przeciwnik go wypatroszy. Ale to tylko z logicznego punktu widzenia - w fanfikach można (prawie)wszystko. Jeżeli zaś interesuje Was temat używanej broni to polecam zajrzeć na FGE i tam odgrzebać artykuł Kredke właśnie na ten temat - naprawdę wszystko zostało naświetlone ze wszystkich stron. Naturalnie tutaj dyskutujcie dalej - nikt nie broni.
  4. To całkiem możliwe oczywiście - dopóki nie uda nam się go dopaść i zapytać to nie będziemy wiedzieli. Ale spójrz na to z tej strony - może akurat znał to określenie, a że ono jednocześnie jest nazwą pasującego zwierzaka, to idealnie udało się je dołożyć na zasadzie dwuznaczności, tym bardziej, że oba znaczenia w oryginale pasują (przynajmniej z tego co udało mi się już dowiedzieć o Maid of the Mountains). Dlaczego więc nie miał wykorzystać leżącego jak na dłoni żarciku? Co do klimatycznych tłumaczeń to pełna zgoda, a oficjalnych tłumaczy serialu należy... [tu proszę wstawić dowolne wysoce brutalne czynności] za takie numery. W wielu wypadkach przy oglądaniu dubbingu odnosiłem wrażenie, że myślenie ich po prostu boli (i nie, nie mówię o VA).
  5. A czy rozważyłaś, że mógł pan Polsky posunąć się do bycia wrednym i użyć slangu? Wszak "hinny" to w północno-wschodniej Angli i Szkocji odpowiednik "honey". Tak gadają Geordies. Wydaje mi się, że nieco lepiej pasuje do kontekstu niż muł A ja cały czas miałem nadzieję, że zaczerpnęli pomysł scenografi z "The Sound of Music" No i musical bardziej mi pasuje niż operetka, no ale skoro takie odniesienie dali, to czas się zainteresować i tym dziełem Co do odcinka - coś pięknego. Mamy Rarcię w pełnym przekroju, mamy humor, mamy występ godny artystki ze spalonego teatru, pozostałe Mane 6 mimo że trochę w tle, to wkomponowane idealnie. No i oczywiście jak zwykle aluzje i nawiązania jak choćby wydawca gazety (widoczny w oknie) jak żywo przypominający tego dziada ze Spider Mana, czy może odpowiedniczka Coco Chanell. No i sam odcinek będący typowym SLice of Life. Bezwzględnie 10/10.
  6. Przeczytane. Po pierwsze - niebezpiecznie zbliżasz się do granice gore (opis walki z wywerną). Uważaj z tym albo daj mi znać, to przeniesie się gdzie trzeba. Po drugie - przynajmniej na pierwszych 8-12 stronach bardzo dużo powtórzeń, które skutecznie eliminują radość lektury. Szkoda, że komentarze były wyłączone. Po trzecie - ściana tekstu. Dalej trochę lepiej, ale taki brak przerw to istna tortura dla oczu niektórych czytelników. Po czwarte - fabuła bardzo interesująca. Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały, bo udało Ci się nie dość, że pokazać bardzo przyjemnego bohatera, to i wyznaczyć mu wyjątkowo ciekawe zadanie.
  7. Gore w dziale ogólnym. Przenoszę do MLN. Plus brak otagowania tematu.
  8. Mordecz - tak jak napisał Foley, to spór o używanie odmiennego lub nieodmiennego Canterlot, to wieczna wojna i to z gatunku tych nie do rozwiązania, ponieważ opiera się na upodobaniach czytających i komentujących. Artykuł, który SPIDI jakiś czas temu umieścił w Brohoofie jasno wykazał, że zasadniczo obie formy są poprawne i mogą być używane nawet naprzemiennie. Ze swojej strony powiem tyle, iż reprezentuję najbardziej zakamieniało-konserwatywne podejście, która zakazuje mi jakiejkolwiek odmiany słowa "Canterlot". Dlaczego? Ponieważ tak samo jak w "Camelot" taka odmiana po prostu rani moje oczy i jest mi równie miła co ostry ból nerki. Poza tym stwierdzam, że niektóre nazwy brzmią po prostu lepiej, gdy są utrzymane w formie nieodmiennej. Na przykład nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł napisać "VanhoofverU" czy "TrottinghamU", ale z kolei przy takim "Stalliongradzie" już ten problem nie występuje. Wszystko zależy od indywidualnej opiniii czytającego, więc jeżeli taka forma mu się nie podoba, to dlaczego nie miałby zawrzeć tego w komentarzu (na przykład w nadzieii, że autor się przejmie i zmieni formę )? Oczywiście nie może nikogo do niczego zmuszać i warto żeby podkreślił, iż jest to jego wysoce subiektywna opinia gdyż akurat przy Canterlot obie formy są (niestety) poprawne.
  9. Jako że koniec ogólnoforumowego eventu świąteczno-noworocznego został ustalony na 14 stycznia, to do tego właśnie momentu przedłużam termin oddawania prac w Konkursie Literackim. Jako że osoby które pisały z przeświadczeniem, iż termin upływa 02.01.2014, to żeby było sprawiedliwie mogą dokonać w swoich pracach zmian. Jedynym warunkiem jest to, żeby dokonać ich, że tak powiem, na raz a nie dłubać co chwilę i podesłać mi listę przeprowadzonych zmian. Naturalnie jeżeli Ci z oddających już teraz uważają, iż ich praca jest czystą perfekcją, nie muszą zmieniać niczego
  10. Nieco po czasie, ale oficjalnie zamykam X jubileuszową edycję Konkursu Literackiego. Miło mi, że po raz kolejny dostarczyliście sporo tekstów i postaram się przedstawić wyniki jak najszybciej.
  11. Niepoprawna forma - opowiadanie musi być zamieszczone w formacie google docs. Czas na poprawę - 2dni.
  12. Przeczytane. Zapowiada nam się tu naprawdę interesująca historia. Co prawda gdy zobaczyłem alicorny pozaserialowe, to gniewnie nastroszyłem wąs, ale udało się przedstawić wszystko tak, że ich obecność, nie dość, że nie razi, to jeszcze jest atutem opowiadania. Para głównych bohaterów dobrana świetnie - interakcje między nimi niejednokrotnie wywołują szeroki uśmiech na twarzy. Sama fabuła interesująca, na dodatek już tak niewielki fragment świata daje niesamowitą liczbę możliwości do dalszego rozwijania historii. Podsumowując - czekam na kolejne rozdziały.
  13. Dolar84

    Odcinek 7: Bats!

    Absolutnie nic nie przegapiłeś - chodzi tylko i wyłącznie o kolor, dlatego szanse są zapewne niewielkie, żeby okazało się iż taka była inspiracja. Zresztą jak czytałem już ktoś przede mną zwrócił na to uwagę. No nic - trzeba mieć nadzieję
  14. Dolar84

    Odcinek 7: Bats!

    Airlick ma oczywiście rację A teraz do rzeczy. Zdecydowanie najlepszy odcinek z dotychczasowych - przebił nawet przezabawne Power Ponies. Jest sporo gagów, doskonała piosenka, i ciekawa, choć przewidywalna fabuła (no ale po MLP nie spodziewam się głębi w stylu Ingmara Bergmana ). Poza tym mamy całą Mane 6 co zawsze jest plusem i nawet każda z nich ma swoją rolę. Przejdźmy do wylistowania plusów: - Oficjalne uznanie Batponies. To znaczy, że Sarosianie (kto czytał Background Pony wie o czym mówię) są kanonem. RADOŚĆ! - Fluttershy jak wampir. Radość has been doubled! Nosflutteratu stało się przynajmniej częściowym kanonem. - Piosenka. Jako człowiek będący fanem musicali wszelakich po prostu się w niech zakochałem (biedny przycisk powtarzania na YT...). Jest dokładanie taka jaką spodziewałbym się usłyszeć, poza tym ma przezabawny tekst. Ale i tak ukradła ją Rarity swoimi dwoma wersami. Ten głos pasował tam po prostu idealnie. Aktorce podkładającej głos przyznaję Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Libacji z Dębowymi Mocnymi, a w wysoce wątpliwym przypadku spotkania jej osobiście, muszę mieć pod ręką kapelusz, by pył sprzed jej nóg zmiatać, gdy zegnę się w ukłonie podkreślającym podziw dla jej geniuszu. - Sporo nawiązań (jak zwykle zresztą). I chociaż strój stracha na wróble raczej zrzucam na karb przypadku, to chcę wierzyć, że inspiracja Falloutem miała jakiś udział w jego doborze. - Polaryzacja stanowisk AJ i FS zakończona wcale sensownym kompromisem pozwalającym na rozwój całości sadu, kosztem niewielkiej jego części (a jeżeli populacja za bardzo wzrośnie to zawsze można użycić czegoś do jej... zredukowania ) - Interesujący pomysł na owocożerne Wampirogacki - Pinkie Pie jak zwykle niszcząca system (i logiczne myślenie). Największe plusy za końcową rozmowę z Fluttershy no i oczywiście za swobodną wariację na temat "Women! I vanna zuck your blood!" - Łaknąca cydru RD. W sumie się jej nie dziwię. To naprawdę doskonały napitek - Morał zachęcający do szukania kompromisów i nie rzucaniu się na pierwsze, zwykle najradyklaniejsze rozwiązanie. Oraz uczący do pewnego stopnia umiejętności bronienia niepopularnego stanowiska, jeżeli jest się przekonanym o jego słuszności. Jak również minusów: - RD robiąca z siebie artystkę ze spalonego teatru. Ot, amatorszczyzna. Gdzież jej do prawdziwej mistrzyni, czyli Rarci. - Fluttershy i jej podejście... no cóż, tak już mam że szczerze i dogłębnie nienawidzę wszystkiego co podchodzi pod określenie "eko-oszołomstwa". - Nijaka Twilight. Jest poważna, rozsądna i jakaś taka... odległa. Zabierzcie jej te skrzydła i oddajcie neurozy, które miała jako bibliotekarka - było to o niebo zabawniejsze. Podsumowując: Jeżeli miałbym oceniać odcinek jako taki, to daję 9/10 (duży wpływ na genialna piosenka). Jeżeli zaś ograniczyć ocenę wyłącznie do odcinków 4 sezonu, to należy się 10/10 (równie duży wpływ ma genialna piosenka). PS: Fish - zanim zaczniesz narzekać, że pomimo minusów daję najwyższą ocenę, to uświadom sobie proszę, iż one nie wykluczają możliwości jej przyznania. Subiektywne odczucia to prawdziwa potęga
  15. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  16. Nie czepi się, ponieważ traktuje [brak tagu] jako jeden z tagów autorskich. Gdyby nie było w ogóle - no wtedy bym pluł jadem i tupał nogami Co do samego opowiadania to jest krótkie i przyjemne. W sumie osobiście przyporządkowałbym je do Slice of Life, może z niewielką, minimalną wręcz, domieszką randomu. W każdym razie napisane jest bardzo przystępnie i oferuje miłe spędzenie kilku minut na lekturze - ot tak, żeby się odprężyć. Pomijając jednego byka na początku, strona techniczna wydaje się być bez zarzutu. Czekamy na kolejne teksty.
  17. Tym samym z radością ogłaszam, iż "Żelazny Księżyc" otrzymuje tag [Epic]. Gratulujemy.
  18. Masz wiele racji, ale spójrz też na drugą stronę sytuacji. Załóżmy sytuację (i to że mamy otwieracz) - czytasz opowiadanie, które bardzo Ci się podoba, akcja rozwija się doskonale, opisy zapierają pierść w dechach i w ogóle mamy cud, miód i orzeszki. A tu nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje jakieś określenie, którę jest dla Ciebie odpychające. W tym momencie następuje zgrzyt, i znaczna część przyjemności z lektury idzie się giwzdać (że tak to kolokwialnie ujmę). I teraz jest dylemat - czy czytać dalej, mając pewność, że napotkasz na kolejne słowa, które będą powodować zgrzyt Twoich zębów, czy zrezygnować z lektury (która ma być w końcu przyjemnością)? Obawiam się, że na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi - naturalnie nie można po czymś takim twierdzić, że opowiadanie jest słabe, a co najwyżej, że jest przekreślone dla osoby akurat je czytającej. Oczywiście pod warunkiem, że niechętna dowolnem określeniu osoba nie uzna, że tekst jest na tyle dobry, że można mu wybaczyć uszkodzenia szkliwa powstające podczas zgrzytania zębami przy lekturze i podejmie decyzję o jej kontynuowaniu. W takim przypadku naprawdę pomogłoby ustalenie odgórnych norm których wszyscy musieliby się trzymać. Czy jednak ma to sens? Twierdzę, że nie, gdyż jednolitość przynajmniej w pewnym (o ile nie w znaczącym) stopniu zabiłaby kreatywność i wszystkie teksty stałyby się podobne. Sztywne normy najlepiej zostawić pismom urzędowym - tam się sprawdzają, a od opowiadań im wara. Akurat ta forma jest specyficzna i z całą pewnością nie będzie się każdemu podobać jednak ma swoje zastosowania. Brzmi wręcz doskonale jeżeli użyjemy jej w rozmowach nadętych arystokratów, ale już dla zwykłej komedii jest zbyt... górnolotna. Poza tym nigdy nie można stosować tego w liczbie pojedyńczej - "klacz z jednorożca" zdecydowanie brzmi równie przyjemniej jak tarty o siebie styropian. Tutaj zgadzam się z tym, że ostateczna decyzja należy do autora tekstu - tak właśnie powinno być. Natomiast nie widzę nic złego w ewentualnej próbie przekonania rzeczonego autora do innej formy. Może się z tym zgodzić lub nie - i tak w końcu będzie tak jak zdecyduje. Naturalnie to przekonywanie też nie może być zanaddto upierdliwe czy wręcz być zmuszaniem. Raczej coś na zasadzie wymiany poglądów uciętej w chwili, gdy autor zdecyduje się na wersje ostateczną. Sposób mówienia AJ jest niestety praktycznie nieprzekładalny. Można oczywiście spróbować użyć gwary wiejskiej, ale jak to napisał psoras, u nas kojarzy się ona zdecydowanie negatywnie. Osobiście polecam pisanie normalnie (no chyba że trafi się jakiś rarytas godny wykorzystania) i doprecyzowywanie akcentu w opisach towarzyszącym dialogom. Przekład słownictwa Pinkie jest zdecydowanie prostszy, ponieważ sporo jej wypowiedzi to neologizmy, czy poprzekręcane słowa, które dają tłumaczowi sporą swobodę w działaniu. Oczywiście nie należy z nią przesadzać.
  19. Trzeba znaleźć złoty środek między rzeczywistością a łatwością w odbiorze. Kwestia twarz-pysk... różni ludzie piszą różnie, niektórym to przeszkadza, inni nawet nie zauważają. Są też tacy, którym zdarza się mieszać te określenia i stosować wymienie. "pegazica" - za to strzelam. Bezwarunkowo i bezlitośnie. W żadnym z moich opowiadań czy tłumaczeń ta abominacja się nie pojawi, no chyba że akurat będę ją wyśmiewał. Osobiście polecam formę "biała pegaz/jednorożec", czy wprowadzone przez Marquise Fancypants di Coroni "klacz z pegazów/jednorożców". Canterot/Canterlotu - jak to w jednym ze swoich artykułów SPIDI dowodził obie formy są poprawne. Osobiście preferuję nieodmienną gdyż według mnie brzmi po prostu lepiej, podaczas gdy ta odmieniona jest mi tak samo miła jak usłyszenie dźwięku pazurów przeciąganych po tablicy, czy tartego o siebie styropianu... aż się wzdrygnąłem. Dokładność anatomiczna - tu nie należy przesadzać. Jasne, warto pamiętać że obojczyka nie znajdziemy u kucyków, ale wzruszenie ramionami może być akceptowalne. Patrząc z anatomicznego punktu widzenia kość ramienna i samo ramię występuje, tylko w nieco innym umiejscowieniu niż ludzie sądzą. Poza tym znajdźcie mi formę, która może to stwierdzenie zastąpić? Inna problema - "foreleg" i "hindleg". Niby wszystko jasne - przednia i tylna noga. Ale jak przełożyć dobrze zdanie gdzie kucyk obejmuje drugiego? "Otoczył nogą jej ramiona/barki/plecy" ARGH... przecież to pali w oczy. Czasami trzeba się naprawdę mocno nakombinować, żeby to jakoś brzmiało. "kucyk Ziemi" - auć... bez urazy Tomek, ale to brzmi kiepsko. Ale to też naturalnie kwestia gustu. Władca - twój pomysł jest według mnie fatalny. Dlaczego? Pisanie czy tłumaczenie ma być przyjemnością a nie obowiązkiem, a do tego sprowadzałoby się wprowadzenie (nawet sobie samemu) takiego systemu.
  20. To tylko potwierdza zdanie jakie mam o oficjalnych tłumaczach serialu i tym co należałoby z nimi zrobić gdyby przepisy nie zakazywały (pochodnie-taczki-sznury-pętle-suche gałęzie). No, ale chyba nieco odeszliśmy od tematu głównego, warto do niego wrócić. PS: Cieszy mnie, że temat spotyka się z zainteresowaniem. SPIDI na pewno też się tym uraduje
  21. Przyznaję (choć w wielkich bólach), że Drżypłoszka brzmi przynajmniej nieźle. Nie zmienia to faktu, że za tłumaczenie imion piętnowałbym żelazem. Naprawdę czasmi boje się, żeby ktoś w opowiadaniu nie popełnił kwiatka w stylu "Nieporządek zaczął znowu siać chaos". No zastrzeliłbym.
  22. Twoja wypowiedź, Fire Sky dała mi inspirację na zwrócenie uwagi na kolejną rzecz, która powoduje u mnie natychmiastowe plucie jadem. "Pegazorożce" - za to (i wiele innych tłumaczeń) najchętniej wysyłałbym na Syberię, bez prawa powrotu. Skoro mamy całkiem ładną nazwę "Alicorn" to dlaczego jej nie używać? Nawet ewentualne spolszczenie do "alikorn" nie brzmi tak fatalnie jak "pegazorożec". Nie wiem skąd ludziom się to wzięło...
  23. Przeczytane Co do jakości tłumaczenia wypowiadać się praktycznie nie muszę - jest taka jak zwykle, czyli górna granica stanów wysokich. Co do treści, to stwierdzam, iż jest to opowiadanie terapeutyczne. Idealnie poprawia kiepski lub fatalny humor, a radosna neuroza Twilight jest idealnym balsamem na depresję. aTOM jak zwykle wybrał do przetłumaczenia perełkę. Bezwzględnie polecam! PS: Idę zakąsić słownikiem w cynamonie. PPS: Gdyby tylko nie to "ona"....
  24. Z innych irytujących, a dosyć często występujących potknięć, można wymienić używanie zaimków osobowych. W naszym języku naprawdę nie trzeba pisać "Ja powiedziałem" "Ja zrobiłem" i tak dalej... Niestety taka tendencja jest wyraźna i to akurat spowodowane jest dużą ilością treści angielskich - "I did", "I make"... U nich jest to niezbędne - u nas absolutnie niewskazane.
×
×
  • Utwórz nowe...