Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Tu sprawa komplikowała się jeszcze bardziej, bo według autora księgi Celtowie mieli wiele zaświatów, a większość z nich była krainami "na dalekim zachodzie. I tak był Tir na nOg (Ziemia Młodych), Tir Sorcha (Ziemia Swietlana), Tir Tarngiri (Ziemia Obiecana) i wiele innych. Co ciekawe, celtyckie legendy traktowały o tym, jakoby żywi mogli się na te wyspy dostać, choć na pewno nie łatwo. To jednak były legendy, a rzekome ziarno prawdy które potencjalnie można było w nich znaleźć musiało być bardzo głęboko ukryte, jeśli w ogóle.
  2. Z dwóch książek którym lekturze się poświęcił "Historia nekromancji" była bardziej obszerna i zawierała tyle suchych faktów, że niemal zapraszała do snu. Opisywała historię praktycznie od starożytności, choć zaznaczała, że owa magia w stanie pierwotnym mogła istnieć już nawet w paleolicie. Co ciekawe, księga nie opisywała parających się ową magią jako splugawionych czarowników - byli oni przedstawieni zupełnie neutralnie. Były też różne specjalizacje nekromancji: spirytyści, którzy jedynie nawiązywali kontakt ze światem zmarłych - ci dzielili się na świadomych, rozmawiających z duszami zmarłych i nieświadomych, często szaleńców błądzących na krawędzi jednego i drugiego świata. Byli nekromanci aktywni, parający się przyzywaniem dusz lub ciał, które potrafili sobie podporządkować i nekromanci pasywni, stosujący magię krwi, kości i inne tego typu szamańskie sztuki. Niekiedy, według księgi, klasy splatały się w zależności od stopnia wiedzy i umiejętności podmiotu. Co zaś się tyczy tomu o zaświatach, opisywał on szczegółowo Helheim, Hades, chrześcijańskie Niebo, celtyckie Mag Meld, słowiański Wyraj i inne, pomniejsze. Trudno było w tym znaleźć jakąkolwiek regularność, bo opisy poszczególnych mitycznych krain znacznie się różniły. Wiele pisało jednak o ludziach, którzy potrafią się kontaktować z zaświatami i wyszukiwać w nich dusze zmarłych na prośbę żywych. U Celtów byli to druidzi, Chrześcijaństwo potępiało istnienie takich osób. Pytanie, na ile ich umiejętności były prawdziwe i czy osoby z takimi talentami bądź wiedzą chodziły jeszcze po ziemi.
  3. Mhina była coraz bardziej zaskoczona tym, co działo się w tym nowym, egzotycznym, dziwacznym kraju. Naiwnie wierzyła, że skoro z okazji kolei są tu stacje i perony, to ludzie wsiadają normalnie, drzwiami. Możliwe jednak, że ten niecodzienny popis wynikał po prostu z innych obyczajów czerwonoskórych. Słyszało się przecież o powszechnych sporach o terytoria między nimi, a europejczykami. Szamanka postanowiła wstać od dziewuchy, której się poprawiało i usiąść na najbliższej ławie, jako że obecnie nie miała nic konkretnego do zrobienia. Dyskretnie łypała to na czerwonoskórego badającego truposzy, to na typa z pistoletem, czyli na cele najbardziej niepokojące. Otwarła okno, gdyby ptaszysko chciało wylądować.
  4. Bułka była nieco twarda, ale na pusty żołądek działała niczym błogosławieństwo. Dotarł do biblioteki szybko, po drodze mijając miejsce wczorajszego wypadku. Gazety już musiały o nim huczeć. Jeśli chodzi o siedzibę, było w niej jak zwykle pusto. Wszyscy łowcy byli zapewne w terenie, a dowódcy w swoich biurach. Od wejścia do biblioteki Adama przywitała przyjemna cisza i atmosfera uśpienia. Bibliotekarka była tam gdzie zawsze, ze swoim wiecznym, ciasnym kokiem i surowym spojrzeniem. Odprowadziła go do półek z odpowiednimi książkami. Adam odnalazł "Mitologię i dzieje Celtów", "Mitologię Nordycką", jak również cały segment ksiąg dotyczących nekromancji. Wśród nich dzieła takie jak " Nekromancyja. Najplugawsza z magyi" średniowiecznego zakonnika, "Jak poprawnie palić wiedźmy i czarodziejów na stosie - poradnik", autorstwa portugalskiego inkwizytora Henrique de Aviz, "Historia Nekromancji" nieznanego autora, "Czarna magia i jej konsekwencje" biskupa de Salex oraz "Zaświaty i co o nich wiemy" - wydania kolejno opisujące wierzenia Europejskie, Afrykańskie, Indyjskie i Ameryki Łacińskiej. Pytanie o krasnoludzkiego kowala skwitowane zostało krótkim "mpf", będącym w zamierzeniu pogardliwym prychnięciem. Nie, zapewne nie mieli kowali, a tym bardziej krasnoludzkich.
  5. To się na szczęście nie wydarzyło i kiedy już organizm pokonał pierwsze, powalające wrażenia związane z ruchem, Pete mógł wstać i spróbować tym razem zawalczyć z grawitacją, światłem i rzeczywistością ogólnie rzecz biorąc. Zagajnik w którym był młody wampir był dość gęsto porośnięty krzakami i wiekowymi drzewami, niemniej zetknięcie z promieniami słonecznymi nie należało do przyjemnych. Gdyby został dłużej na otwartym słońcu, z pewnością przypłaciłby to zdrowiem. Druga sprawa, oczy wampira nie były przystosowane do tak jasnego światła, a że było to jego pierwsze zetknięcie ze słońcem od czasu transformacji, odczuwał to naprawdę nieprzyjemnie. Pete widział przejaśnienie między drzewami i słyszał szumiący nieopodal strumień. Pamięć wskazywała na to, że droga do miasta nie była wymagająca jak na nogi wampira, ale inaczej sprawa się miała w świetle dnia...
  6. - O, tak. W odpowiedniej chwili się po nią zgłoszę. Tymczasem bywaj! - rzekł. W pokoju zrobiło się nagle nieco cieplej i nie dało się już wyczuć dziwacznej obecności upiora, czy czymkolwiek Nock był. Nic nie zniknęło ani z plecaka, ani nawet z mieszkania Adama. Tajemniczy gość zniknął równie szybko co się pojawił. Adam natomiast musiał być ostrożny w swoich poszukiwaniach.
  7. Przez ziemiste sklepienie, czy też raczej dziurę w nim mną rękaw Pete'ego padała pojedyncza, zagubiona strużka światła słonecznego. Zauważył to dopiero po chwili. Póki co nie doszło do samozapłonu ani niczego w tym guście, a krótka obserwacja pozwoliła dojść do wniosku, że owszem, słońce dość szybko po kontakcie ze skórą zaczyna powodować ból i pozostawia oparzenia, ale spłonięcie raczej wampirowi nie groziło. Przynajmniej nie od razu, a i może zdąży znaleźć coś do zwilżenia ust. Obecny niewesoły stan prawdopodobnie był też skutkiem tych dziwnych ziółek rozprowadzonych w powietrzu podczas sabatu, dziwnej muzyki i praktycznie wszystkiego co się tam działo. W zależności od decyzji czy Pete postanowił zostać w grocie czy też ruszyć w poszukiwaniu lepszych warunków, przeciwko niemu pojawił się kolejny oponent w postaci lekkich zawrotów głowy.
  8. Spod łóżka rozległo się ciężkie westchnienie. - Nie mam pojęcia, jak. Zapytaj kogoś, nie jestem wszechwiedzący. Jak już mówiłem, bywam tam ze względu na swoją wszechstronność. Tacy jak ja mają w zwyczaju wędrować tu i tam. I nikomu nie służę! Zrobiłem to z czystej uprzejmości - odparł. - Czy mógłbyś zasłonić okno? Jakby to... Raczej nie lubię tak jasnego światła - wytłumaczył.
  9. - Proszę wybaczyć, nie przedstawiłem się. Nazywam się Nock. Chciałbym pozostać pod łóżkiem, jeśli łaska, bo powiedzmy... to moja strefa komfortu. Jestem czymś w rodzaju upiora, potwora spod łóżka. Jako osoba światowa, bywam tu i tam i zdaje się, że napotkałem w zaświatach twoją znajomą. Czekała na sąd, zdaje się i doradziła, zdaje się, abym tu przyszedł i przekazał wiadomość od niejakiego Wilka. A brzmi ona: "Powiedz smarkaczowi, żeby przylazł do nas tu, na drugą stronę. Inaczej się nie zobaczymy". Aczkolwiek jak, poza oczywistym, jeśli mogę się wtrącić, zdaje się może być trudnym zadaniem. Trudno wejść na drugą stronę będąc żywym - stwierdził Nock.
  10. Przez moment zdawało mu się, że jest zbyt zmęczony by zasnąć, ale to był krótki moment. Adam pogrążył się w głębokim, ciężkim śnie. Obudził go głód i dramatyczne burczenie w brzuchu. Sytuacja za oknem wskazywała na to, że jest wczesne popołudnie, aczkolwiek jak to na wyspach bywało - oczywiście pochmurne. Adam poczuł chłód, a ledwie po wstaniu lekki pisk w uszach przerodził się z powrotem w paplaninę. Coś uderzyło w nogę łóżka od spodu, po czym syknęło z bólu. - Halo? Mości pan Adam? - zapytał zachrypnięty, niepewny głos nieokreślonej istoty o nieokreślonej płci. - Tylko NIE PATRZ pod łóżko!
  11. ROSE - To teraz jest czas, byś jako złodziej nauczyła się słuchać poleceń. Jeśli oczywiście chcesz przeżyć, bo warunki, które ci oferuję są wyjątkowo korzystne. A nie musi tak być - odparła starsza klacz i wyszła, uprzedzając ten moment nieprzyjemnym, jadowitym uśmiechem. Roo odczekała parę chwil, nim zdecydowała się mówić. - No, lepiej jej nie podpaść, poza tym jest w porządku. Karmi, daje dobre miejsce do spania i nie bije, niewiele znajdziesz tu miejsc w tej robocie na takich warunkach - skomentowała nieco piskliwym, ale w ogólnym rozrachunku ciepłym głosem. Mrugnęła do Rose. - To jak? Zaczynamy naszą małą lekcję obycia w towarzystwie, hę? - zapytała. REDWATER Najgorsze było czekanie. Redowi oczywiście udało się zakraść do ulicy i wspomnianej przepaści. Przyprawiała o zawroty głowy, ale wystarczyło dobrze wycelować by trafić na omszałą półkę skalną. Na nią wylewała się brudna, zielona woda która następnie z pluskiem spływała na część półki, by finalnie trafić do oddalonego o dziesiątki metrów morza. Było naprawdę wysoko. Copper wspominał o tym, że miejsce jest osłonięte. Było istotnie, a to za sprawą bliźniaczej skały, na której wyrastała kolejna bogata rezydencja. Wracając jednak do kanałów, wielka rura która wyrastała ze skały oczywiście cuchnęła, choć jeszcze nie niemiłosiernie. Dla źrebaka mogła być wygodnym przejściem, ale Red musiał się schylić, by w ogóle do niej wejść i pogrążyć się w ciemnościach. Gdzieś we wszechogarniającej czerni dostrzegł słaby snop światła - to musiała być krata, o której mówił mały.
  12. - Ciekawość bywa zabójcza - stwierdziła Zannah, zatrzymując się w pół kroku przed chatką. -...Dlatego też tam zajrzymy - dokończyła, wskazując dłonią, żeby Kater poszedł pierwszy. Drzwiczki były tak maleńkie, że zabrak musiał się schylić, żeby się przez nie przecisnąć. Zbutwiałe drewno ustąpiło pod lekkim naciskiem, otwierając przed Katerem świat stęchlizny i pleśni. Było tam skromne, polowe łóżko skonstruowane z korzeni i drewna, było krzesło i prowizoryczny kominek. Od wewnątrz chatka wyglądała nieco lepiej niż od zewnątrz, ale Kater nie miał możliwości wyprostowania się. Kiedyś ktoś, kto tu mieszkał musiał wybielić ściany uwikłane z resztek metalowych paneli i zrobić sobie całkiem wygodną, prostą kuchenkę. Teraz jednak małe, pustelnicze mieszkanko przejęła natura, a w szczególności jakiś gatunek włochatego, sporego pająka, którego przedstawiciele urządzili sobie gniazdko metr od Katera.
  13. Znalazło się sporo artykułów o reptilianach, obcych w starożytnym Egipcie, obcych w starożytnych kulturach europejskich, poradniki do gier (w przypadku nekromancji) oraz cała masa nieprzydatnych, śmieciowych informacji i teorii spiskowych. Były też oczywiście definicje opętania. Różniły się szczegółami, ale większość zgodnie twierdziła, że jest to stan podczas którego człowiek czuje, że jego ciało znajduje się pod wpływem obcego bytu. Zazwyczaj nie był to pokojowo nastawiony byt. Głosy ponownie zlały się w jedną, niemożliwą do rozszyfrowania mieszaninę szumu, a Adam w tym wszystkim poczuł się dosyć samotny. Zazwyczaj towarzyszyły mu dwa duchy, teraz nagle pozostał sam z szeptami w głowie. Sytuacja była dosyć... Dziwna.
  14. - Ohoho, a gdzie to się tak spieszymy, kompanie? Noc już może i nie młoda, ale co się odwlecze... Cierpliwości! - odparł sukkub, na przekór nieco zwalniając kroku i radośnie przy tym chichocząc. Oboje nie należeli do zbyt trzeźwych i może to, choć zdecydowanie nie tylko to wpłynęło na fakt, że rankiem Pete niewiele pamiętał. Pamiętał, że to co się wydarzyło w zagajniku należałoby powtórzyć i w całym tym hormonalnym zamieszaniu niewiele pamiętał ponad dziwne, zaborcze ciepło ciała sukkuba. W trakcie tych szaleńczych zabaw Moira robiła się coraz cieplejsza, natomiast Pete i tak nienależący teraz do zbyt ciepłych osobników tracił stopniowo na temperaturze. Pamiętał też bardzo korzystny, oszałamiający zapach mieszający się z zapachami uderzającym i z lasu. Co ciekawe, sukkub pachniał zupełnie inaczej niż człowiek. Trochę mniej organicznie, a bardziej magicznie. Młody wampir po wszystkim, mimo nieco zamglonych obrazów mógł być pewien, że tak dobrze jeszcze nie było. Nieco gorsza była pobudka. Czuł tępy ból w skroniach, w uszach mu szumiało, a pod powiekami - mogłoby się wydawać - miał tłuczoną sól. I niemal na pewno wszystko to nie było sprawką sukkuba. Nie był szczególnie wprawiony w tej typu imprezach masowych i nawet wampirzy organizm to odczuł. Co by było, gdyby był człowiekiem? Na twarzy miał trochę ziemi. Nad nim również była ziemia i... Korzonki? Było też na szczęście źródło światła, a więc Pete nie został zakopany żywcem. Leżał w niewielkiej grocie, chroniony przed światłem dnia. Nie była przestronna, ale swobodnie mógł usiąść bez uderzania głową w sklepienie jamy. Na zewnątrz śpiewały ptaki, szumiały drzewa i świeciło słonko. Cholerne słonko.
  15. Arcybiskup z Canterbury

    [Zapisy][Gra]Blood Lad

    Dosyć dużo tu błędów gramatycznych.
  16. Miał ironiczne podejście do wszelkich tego typu moralizatorskich tekstów, ale głos Pana który do niego przemówił był niczym balsam na zdruzgotaną duszę skalaną ciałem. Tak! Iriel przez chwilę poczuł niemal euforię, której wyrazu jednakże nie przeniósł na ciało. Siedząc niemal po uszy w gównie miał wrażenie, że spłynęła na niego kropelka oczyszczenia, odciągając od otaczającej przyziemności i wszystkich jej paskudnych aspektów. A potem zdał sobie sprawę z przekazu. Jasne, to oznaczało, że miał szansę wrócić, ale cholera... Takie słowa nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Nadzieja została więc szybko zepchnięta w niepamięć i zastąpiona bezsilnym poczuciem skrajnej niesprawiedliwości. Całkiem spora ilość tych skrzydlatych dupków powinna skończyć na ziemskim padole, ale oberwało się jemu. Teraz pewnie będzie musiał się poniżyć, poświęcić czy cierpieć w jakikolwiek inny sposób, po czym jak już się skrajnie upodli, ktoś sobie o nim przypomni i dopiero po tych wszystkich upokorzeniach, które jeszcze nie nastały, wróci na górę. Ale to odchodziło na plan dalszy. Najpierw robota. - Dobra, chłopaki. Prowadźcie do następnych, z tym powinno być w porządku - powiedział ponuro.
  17. I tak się faktycznie stało tuż przed powrotem do domu. W związku z wypadkiem nikt nie zaczepiał Adama, ponieważ nie był jego bezpośrednim świadkiem, a o rozmowie z duchem nikt nie miał prawa wiedzieć, tak więc dotarł do mieszkania bez problemów. No może pomijając fakt tego, że w rzeczywistości Adama zagościło istnienie duchów nieodmiennie wyglądających trupio. Informacji niestety musiał jednak szukać w siedzibie, jako że nie dysponował księgami o duchów. Mógł też oczywiście szukać informacji w internecie, kto wie co by znalazł.
  18. ROSE - Czy coś ci nie odpowiada, jeśli chodzi o moje sposoby na wydawanie poleceń? - zapytała klacz, bardzo ekspresyjnie zmieniając wyraz twarzy z przyjacielskiej na surową. Pytanie zawisło w powietrzu, podszyte wyczuwalną groźbą. Drzwi otwarły się i do milczącego pokoju weszła różowa klacz jednorożca. Była młoda, w wieku Rose, albo nawet młodsza. Grzywę miała białą, prostą i wyglądała na typ nieszczególnie bystry, ale będący miłym, niezobowiązującym towarzystwem. Zatrzepotała rzęsami, wyczuwając, że coś jest na rzeczy i stanęła pod drzwiami, czekając na polecenia. REDWATER Mały pegaz odwrócił się i przemyślał propozycję. - Dobra! - odparł entuzjastycznie. - To chodź za mną. Ale wiesz co? Będziesz się musiał zakraść od tyłu, od ogrodu. Rodzice nie lubią obcych i wcale a wcale im nie ufają. Przyniosę jedzenie do mojego pokoju. Albo nie! Zaczekaj w ogrodzie. Jak zapadnie noc, to cię wpuszczę do domu. Nie możemy ryzykować. Słuchaj, widzisz mur, nie? Musisz iść w lewo, aż do ulicy. Za nią jest przepaść, ale metr niżej jest półka skalna. To jest trochę ukryte przed wzrokiem innych, z tamtej strony mało kto lata. Musisz iść do niej, potem do kanału który wylatuje tuż obok. Tym kanałem przejdziesz do studzienki w ogrodzie, a ja ją odblokuję.
  19. Kierunek, prócz nieznanego co mogło ich spotkać po drodze, był kierunkiem który należało obrać jeśli chciało się odwiedzić Edfu położone na wybrzeżu. Tyle, że na dystansie od miejsca w którym byli obecnie do miasta było jeszcze sporo mil i Księżycowy jeden tylko wiedział, co na nich czyhało. Przynajmniej w teorii. Im dalej od wężowej kotliny, tym dalej na otwartą pustynię. Z kierunkiem obranym przez Hamzata nikt się absolutnie nie kłócił, bo też przecież on otrzymał rolę boskiego przewodnika. Szli w bliskim sąsiedztwie pionowych niemal, pomaranczowych skał przeoranych przez wiatr i naznaczonych dziurami i grotami. Przy upale który nastał nie było nawet sensu od nich odchodzić. Jakiś czas później udało się znaleźć odpowiednie miejsce na założenie obozu - niewielką wnękę w skałach, z której był dobry widok na roztaczające się wokół wydmy. Rozłożenie obozu w kontraście z niedawną walką było naprawdę małym wysiłkiem, ale już w trakcie przyszło zmęczenie i uderzyło z podwójną siłą.
  20. Mhina postanowiła nie wchodzić w dyskusję, bo wątpiła żeby jej wkład mógł pomóc jakkolwiek w wyjaśnieniu tajemnicy. Owszem, warto było się dowiedzieć jakie było źródło tajemniczego zamieszania, ale najpierw wypadało zająć się bałaganem. Kobieta przemyła ranę nieprzytomnej, póki co nie mając zbyt wielu lepszych możliwości na "przywrócenie" jej do życia. Trzeba było to opatrzyć, czym zajęła się potem. Przez okno próbowała dojrzeć sylwetkę sępa, mając nadzieję, że łysolowi nic nie jest i że zwyczajnie szybuje sobie po niebie, nie przejmując się niczym. Próbowała dojrzeć też potencjalne niebezpieczeństwo, ale to w przerwach między opatrywaniem młodej.
  21. Istota w dole się nie odezwała, a Taliyah przez chwilę tkwiła w miejscu, czy to z przestrachem, czy ciekawością wpatrując się w dno dziury. - Umm... Vasco? - odezwała się z zakłopotanym wyrazem twarzy, zerkając to na młodego Vastaja, to na stwora. - A gdyby tak jej pomóc? Ona chyba stara się coś powiedzieć. Nie wiem czy dobrze rozumuję, ale w moich stronach jak ktoś tak wygląda to zazwyczaj potrzebuje wody... To znaczy w moich stronach może nie, bo tacy co tak wyglądają są martwi od paru tysięcy lat, ale ostatecznie ona wygląda jak roślina - dokończyła, wstając z pozycji leżącej, ale nie ruszając się z miejsca. Czekała na werdykt przewodnika.
  22. ROSE Chia spojrzała na Rose usilnie się zastanawiając nad pytaniem. Przemyślenia zakończyły się wzruszeniem ramion. - Nie zmuszam, nie zabraniam. Rób co chcesz. Od czasu do czasu to byłoby całkiem korzystne, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o informacje, a jeśli nie masz wprawy w sprawach łóżkowych to i tak nie ma sensu... No chyba, że masz. Albo że chcesz, by moje dziewczynki sprzedały ci parę trików i trochę teorii - odparła z filuternym uśmiechem i mrugnęła do Rose. - HALO, ROO PROSZONA NA GÓRĘ, NATYCHMIAST - wrzasnęła, uprzednio otworzywszy drzwi i to przełamanie ustronności chwili zwieńczyła czarującym uśmiechem podstarzałej klaczy. REDWATER Bez pomocy małego Red nawet nie miałby kłopotu z dotarciem na szczyt. On po prostu by tam nie dotarł. Czekała go ponad dwugodzinna wyprawa po wąskich kładkach, mostkach linowych, skośnych dachach, a czasem nawet przez budynki mieszkalne. Czasem przechodził przez skróty, po których nawet by się nie spodziewał, że gdzieś prowadzą, a mały pegaz (przedstawił się jako Copper) zadbał o to, żeby szli w ciemnych zaułkach, nie zaś po samej "powierzchni", która mogłaby ich wystawić na widok pogoni. Wszędzie gdzie szli były więc beczki, zbutwiałe drewno, sieci, kawałki okrętów, czy też same okręty przekształcone w zabudowania. W międzyczasie Copper zaczął paplać i nie skończył nim pojawili się na placu, jedynej płaskiej przestrzeni jaką Red widział od paru godzin. Była znacząca różnica między tym co było TAM, a TU. Owszem, budynek również był skonstruowany z okrętów, ale wyglądał bardzo ekskluzywnie i królewsko. Nie było obdrapanego z farby drewna, a cała bryła budowli wydawała się być przemyślana i była odgrodzona od placu murem. - I ja mu wtedy hop i z kopa w pysk, tak właśnie zrobiłem. Będzie pamiętał, że z Copperem się nie zadziera. No, to już tutaj. To dzięki za pomoc, fajnie było, cześć - rzucił i jak gdyby nigdy nic oddalił się w stronę wejścia do rezydencji, mając Reda zupełnie gdzieś.
  23. - Moira, drogi panie! Jak brzmi twoje imię? - zapytała. Dzika muzyka trwała jeszcze dosyć długo, choć wydawało się, że to ledwie parę chwil. Nogi same niosły do tańca i nawet mocny organizm młodego wampira poczuł pod koniec zmęczenie. Wielokrotnie zmieniał partnerki do tańca, ale niemal zawsze rudy sukkub wracał jak bumerang. Potem oczywiście pojawiły się dziwaczne światła i jeszcze dziwniejsza muzyka, wszystko wirowało i wszystko stanowiło nierozerwalną całość, póki sabat nie postanowił się rozejść... Nie tak do końca, oczywiście. Rozejść parami, czasem też większymi grupkami, w bardziej ustronne miejsca. Nie wszyscy się do tego oczywiście zastosowali, Pete widział jak co poniektórzy uczestnicy odchodzą samotnie, ale przecież nie to się teraz liczyło. On sam zmierzał w stronę dębowego zagajnika oddalonego o paręset metrów od wzgórza z sukkubem pod ręką. To była kolejna rzecz na plus, którą ciało krwiopijcy gwarantowało - po wysiłku który przyniosła noc nie musiał się martwić o to, że nie wytrzyma kolejnego "wysiłku". Jedyne co mogło mu grozić to nieco spotęgowane zmęczenie, przynajmniej w teorii. Mijali parę par, które były nieco mniej dyskretne i oddały się rozpuście w losowych miejscach - czy to przez wpływ magicznej muzyki, czy alkoholu, czy jeszcze innych środków. Umysł Pete'ego zaczął natomiast z wolna wracać do trzeźwości.
  24. - Może chodzi o kontakt z umarłymi? - przedarł się przez zakłócenia głos Hetmana. - Może. Niemniej znów coraz gorzej cię słyszę, Adamie. Trudno nam cię znaleźć. Cokolwiek zrobił ten białowłosy drań, zrobił to całkiem skutecznie. Musimy znaleźć rozwiązanie jak najprędzej, Hetman przebąkiwał coś o opętaniu, ale ja tam nie wiem czy to ma szanse działać. Gdzie teraz idziesz? Faktycznie, Adam również coraz gorzej ich słyszał i bynajmniej nie przez zamieszanie wokół.
  25. Nawinęło się parę osób, jako że Pete zmierzał akurat do centrum całej zabawy. Wokół największego z ognisk tańczyło sporo ludzi i nieludzi. Nie był to oczywiście taniec z rodzaju tych dworskich, niemrawych, albo radosnych, ludowych. Był dziki w pełnym tego słowa znaczeniu - wszyscy wyginali się i skakali do muzyki, która płynęła niewidomo skąd i niemal odbierała zmysły. Automatycznie podrywała nogi do tańca, zabierając rozsądek. Obok Pete'ego przemknął niedźwiedź, który zaskakująco dobrze radził sobie na dwóch łapach. W zmysły uderzały nie tylko dziwne dźwięki, ale i zapachy. Wszędzie było czuć korzenne zioła, dym z ogniska i piżmo. Ani wampir się obejrzał, jak do tańca porwała go chwytając za dłonie jakaś ruda kobieta z burzą włosów, spomiędzy których sterczały kozie rogi. Oczywiście spojrzenie w dół upewniło go w tym, że była sukkubem.
×
×
  • Utwórz nowe...