Witam
Z góry zaznaczam, że niniejszy post nie ma na celu obrażenia ŻADNYCH uczuć, religijnych bądź nie. No więc, zaczynamy
Podobnie jak większość, w dzieciństwie chodziłem do kościoła BO TRZEBA. W sumie, nie ma się co dziwić. Tak po prostu jest. Jedziesz, stoisz godzinę(w moim przypadku liczyłem cegły na filarze w trakcie kazania [ ] ) i tyle jeśli chodzi o praktykę.
Od 4 klasy szkoły podstawowej miałem fenomenalną katechetkę, taką... ludzką. Serio. Na religii, mimo że byliśmy nawet w 6 klasie (WOW WOW) przynosiła gitarę i śpiewała nam piosenki, które w sumie pamiętam do dziś. Często chodziliśmy na filmy poruszające ogólnie tematykę wiary. Właśnie jeden z nich bardzo zbliżył mnie do głębokiej wiary. Dotyczył Catariny Rivas (nie bijcie za złą pisownię) która przeżyła objawienie w trakcie trwania mszy świętej. Stwierdziłem, że skoro Jezus jest w stanie zejść do zwykłego człowieka, to (6 klasa) jest bardzo fajny i nie traktuje go jak bożkowie z mitologii.
W trakcie wakacji przez dwa lata uczęszczałem na kolonie rekolekcyjne. Zabawa przednia, ludzi co nie miara. No żyć, nie umierać. W kościele ciągnąłem rodziców do pierwszej ławki bo wyraźnie czułem, że jestem bliżej Boga i Jezusa.
Nadeszło gimnazjum...
Poznałem tam Monikę, koleżankę z którą utrzymywałem kontakt przez wszystkie trzy lata. Sama osoba była naprawdę fajna, ale... no właśnie, ale.
Chodziła na Oazę. Ja w tamtym czasie miałem pewne problemy rodzinne i, mimo że chodziłem do kościoła regularnie, podobnie z modlitwą i spowiedzią, to zacząłem się pytać:Skoro Bóg jest wszechmocny, to czemu nie widzę zmian na lepsze w swoim życiu? Pytanie naszło, za przeproszeniem, z dupy, w drodze ze szkoły do domu (jak człowiek nie ma muzyki jest dziwnie O_o). Ale serio, zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest. Życie rodzinne było coraz gorsze, momentami po prostu chodziłem spać o walniętych godzinach byleby mieć spokój.Wracając do Moniki to zadałem jej to pytanie. Bez wahania opowiedziała mi o tym jak to Bóg nas kocha itd.Ale ja wciąż się dopytywałem? No i wtedy po raz pierwszy na mnie nawrzeszczała. Jestem osobą zaciętą i zacząłem przekopywać Internet i posiadaną bibliotekę na temat spraw religijnych (wiem, że Internet nie jest za dobry). Z czasem zacząłem się z nią coraz częściej wykłócać. W sumie walka o pietruszkę. Po prostu polubiłem dyskusje na ten temat. Bierzmowanie.
Nie pamiętam już, czy to prawda, ale papież Franciszek powiedział, że bierzmowanie jest sakramentem pożegnania wiernego z Kościołem. U mnie tak było.
Mieliśmy wymagającego księdza. BARDZO WYMAGAJĄCEGO. Trzeba było być na każdej mszy, gorzkich żalach, różańcach itd. Przyszedł Wielki Tydzień i SOBOTA. Tego dnia nie zapomnę. Moment kiedy siedziałem zmęczony w kościele, 3 godzinę, był przełomem. Stwierdziłem, że nie chcę już nic, tylko podpis w indeksie. Jest, koniec, udało się, podpis jest. Ale,ale, nie koniec przygód bierzmowanego...
Spotkanie. Będzie egzamin i potrzebna jest ofiara. Cyt.:"Sądzę, że ofiara 50 zł jest adekwanta do rangi tego sakramentu" Ugryzłem się w język. Nie ukrywam, byłem gotów zrobić wszystko, żeby dostać ten sakrament.
Przyjechał ksiądz egzaminator. Pierwsze pytanie: Kto z was ma katechizm siedlecki? Cisza. Dlaczego to pytanie? Okazało się, że był on REDAKTOREM NACZELNYM właśnie tego katechizmu.
Jeśli chodzi o bierzmowanie, to tyle OSTATNIA PRZYGODA Z KOŚCIOŁEM KTÓRĄ MNIE ZRAZIŁ
Tegoroczne święta, idę do kościoła "bo mama prosiła". Siedzę w ławce, przychodzi czas kazania. List episkopatu Polski. Ok, po prostu to wysiedzę. Pierwszy temat:ochrona życia. Ok, rozumiem, w końcu to jest złe.(Uznaję tylko aborcję dziecka poczętego w wyniku gwałtu lub przymusu). Kolejny temat mnie jednak powalił:
In-vitro
Zaczęło się o wyjaśnieniu, że in-vitro jest tak naprawdę zesłańcem szatana na Ziemię, jest niesprawdzone, powoduję alergie, koklusz, atak ślepej kiszki i śmierć wszystkiego co wymawia to słowo. Ale szalę goryczy przelało jedno zdanie, którego jednak dokładnie nie zacytuję, bo po prostu go nie pamiętam, aczkolwiek wydźwięk był następujący:
Ludzie którzy zdecydowali się na użycie metody in-vitro aby uczynić WŁASNE życie szczęśliwszym powinni zostać napiętnowani
A na tablicy ogłoszeń wielki plakat KLINIKI LECZENIA NIEPŁODNOŚCI
Oczywiście prywatnej...
No kurrrrr.....
Kolejny temat:Ludzie żyjący bez ślubu(Moje zdanie:Jak są szczęśliwi, to po cholerę im ślub?)
Wg, listu, takich ludzi należy ODSUNĄĆ od sakramentu pokuty (nie udzielać im go) a jednocześnie, o ironio, umożliwić dostęp do zbawienia i otoczyć ich opieką duszpasterską.
Lel AKTUALNY STOSUNEK DO BOGA
Wierzę w Boga chrześcijańskiego. Sam uważam się za chrześcijanina, nie katolika, prawosławnego czy protestanta. Po prostu chrześcijanina. Di Ent