Mój przeciwnik był... ciekawą osobą. Bez wątpienia. Kiedy się rozstawił razem z całym swoim majdanem, po czym coś zrobił a potem... znowu coś zrobił. Kiedy w końcu wystrzelił w moim kierunku pociski przyznaję, że miałem ochotę ziewnąć. Wymamrotałem zaklęcie i sięgnąłem po energię. Kiedy zaczerpnąłem ją a inkantacja się skończyła, zaklęcie zostało wykonane. Moje ciało stało się niemal przezroczyste, jednak nie to było jego skutkiem. Podłoga pode mną stała się falista, jej powierzchnia załamała się i zapadłem się pod ziemię, unikając pocisków wroga. Odbiłem się od gleby, wciąż będąc pod podłogą, po czym wyskoczyłem prosto spod nóg mojego przeciwnika, sprawiając, że upadł. Kiedy znalazłem się już na powierzchni, ponownie rzuciłem zaklęcie, cały czas czerpiąc energię z ciała. Głowę mojego przeciwnika otoczyła bladoniebieska aura, a jego umysł został dotknięty ogromnym wysiłkiem. Obciążony urokiem, który powodował u niego potężny ból głowy, Chemik był przez chwilę unieszkodliwiony.