UWAGA SPOILERY
Si Deus nobiscum jest kolejnym fikiem, do czytania którego zostałam zmuszona przez Fanfikowe Oskary. I bardzo dobrze się stało, bo podczas lektury banan praktycznie nie schodził mi z twarzy, a na usta cisnęły się słowa "Gandzia, kocham Cię! To jest zajedwabiste!".
Główny plus za sam pomysł - intrygi! Kozacy! Listy! Kuce! Szczególnie te intrygi i wojenka przypadły mi do gustu. Jako fanka politicial fantasy idealnie wstrzeliłam się w target.
Intrygi są fajne, ciekawe i dobrze napisane. Wszystko rozplanowane od początku do końca. Waćpan Gandzia zaprawdy spisał się wyśmienicie. Niemalże ogłosiłabym go spadkobiercą George'a R.R. Martina. A w naszym fandomie mało opowiadań z taką dozą intryg uświadczysz. Szczególnie, że cały czas trzymały one w napięciu i do samego końca nie wiedziałam jak się to wszystko potoczy. To duży plus, zazwyczaj fika rozgryzam w parę minut. Jedynym zgrzytem był Blueblood, który własną piersią Celestię osłonił. Jako zdrajca nie postąpiłabym tak - za dużo rzeczy mogło pójść nie tak. Mógł zginąć, nie zdążyć, etc. Nie, tego nie kupuję, całą resztę już tak.
Sytuacja polityczna również jest ciekawa - Kucza Armia Czerwona, Lunarni, zmanipulowani Solarni, Kucze Syny... Tak, to jest coś doskonałego. Fajnie opisane bitwy i wykorzystane strategie sprawiały, że opisy walki nie nudziły się i nie wyglądały "X rąbnął z miecza, a Y oddał z różdżki". Minusy? A i owszem! Niektóre rzeczy wzięły się z przysłowiowego plota - skąd się te cholerne psy i gryfy tam wzięły, poza tym, że opłacone. Bardziej rozwinęłabym te wątki, podobnie jak obronę Crystal Empire, które zostało wręcz porzucone przez autora..
Si Deus nobusum generalnie ma wybornie wykreowane postaci. Szczególnie polska armia rządzi - Zientarski, księżulek, pan Niemiec, Michał i listy kozaków . Dobra Luna. I CUDOWNY Blueblood, W końcu ktoś nie zrobił z niego ostatniego kretyna. Tak, to cudowny intrygant. Niezła Chrysalis.
Elementy awansowały na Elementy Tła - wszystkie.
I najgorsza postać - Celestia. Zrobiłeś z niej niesamodzielną, bezmózgą niedojdę. To władczyni Equestrii, a tańczy jak jej zagrają. Nein.
Doskonale poprowadzona genialna, nieliniowa fabuła.
Braki w opisach... Za mało ich, zdecydowanie za mało. A wiecie, że lubię takie kwieciste rodem z "W Pustyni i w Puszczy".
Mimo wszystko - czy się stoi, czy się leży, Epic Gandzi się należy. Bowiem pomimo licznych niedoróbek, które znikają na tle całości, Si Deus mógłby robić za genezę słowa "zajedwabistość".