Adaptacje filmowe? Zazwyczaj to ZUO. Wystarczy przytoczyć: Wiedźmina, Eragona, Miecz Prawdy [serial], nowsze Pottery.
Wkurza mnie zmienianie wątków, fabuły [często bardzo silne], usuwanie wątków kluczowych, a dodawanie jakiegoś szajsu [najczęściej cycków i kiczowatych romansów]. W efekcie wychodzą filmy typu "Nikt nie wie o co chodzi". Idealnym przykładem spierniczenia dobrej książki są nowsze sezony Gry o Tron - cycki, cycki, Talisa...
Ale są też adaptacje lepsze od książek - np. Władca Pierścieni. Książka jest nudna jak flaki z olejem, nie oszukujmy się. A tłumaczenie Łozińskiego woła o pomstę. Zaś film? Muzyka, efekty specjalne, ładne widoki, akcja posuwa się dobrym tempem, aktorzy dobrze grają. Fabuła? No, może i wycięli niektóre fajne sceny [Mogilne Kopce, powstanie w Shire], ale i tak uwielbiam.