No i w końcu nadrobiłam Popioły. Cóż, muszę przyznać, że rozdział się udał, jest pełen akcji i nie ma nudnych fragmentów. 56 stron zleciało naprawdę szybko i przyjemnie, ba, mam ochotę na więcej i więcej. W oczy nie rzuciło mi się zbyt wiele błędów, co nie znaczy, że ich nie było, ale ogółem obserwuję wzrost poziomu. Miło też, że fabuła została mocno pociągnięta do przodu.
Sunny... Dobrze wiedzieliśmy, że to się tak skończy, ale faktycznie, napisałeś to w taki sposób, że aż do samego końca czytelnik miał nadzieję, iż może się uda, może ją uratują. Poczułam też znaczny wzrost sympatii do Lightning Dust, która pokazała, że w jakimś stopniu zależało jej na towarzyszce i podwładnej. Ogółem wątek naszych żołdaków w tym rozdziale mocno zyskał, stał się bardziej interesujący, podczas gdy wcześniej na tle całości wypadali najsłabiej, najnudniej. Również Red pożegnał się z tym światem, niby szkoda konia, ale zabieg literacki ponownie pochwalam. Dobrze użyta śmierć, to dobra śmierć. Ciekawi mnie co dokładnie zrobiła Antałek i dlaczego jej nie powieszono, lecz ukarano w inny sposób. Co do Jet Set - niby spoko, robi się ciekawie, ale z drugiej strony widzę pewien zgrzyt - ładnie to tak podpierdalać żołnierzy innym dowódcom? Godzi się to w regularnej armii?
Jeśli chodzi o Typhoona i resztę Wielkich Rasistów, to jest dobrze. Widać, że Lightning Contrail ma gówno do powiedzenia, a wojskiem rządzą widzimisie Księżniczek, które również nie wydają się być do tego odpowiednie oraz jeden wielki chaos. Niby wcześniej pisałeś co Typhoon chciał osiągnąć, wieszając "zdrajczynię", ale... Nie pokazałeś tu tego. Niektóre kuce mają pretensje, że powiesił jakiegoś randomowego pegaza i tyle. Liczyłam na coś więcej. Dziwi mnie to, że generał Contrail aż tak bardzo nie ma nic do gadania. Dlaczego nikt w tej cholernej armii nie zrobi minimalnego porządku? Już chyba Armia Czerwona miała lepszą dyscyplinę, w czym niewątpliwie pomogło NKWD za plecami. Celestia i Luna niby mają braki w kadrach, ale o ile nie trzymają czegoś w zanadrzu (np. pomocy w popełnieniu samobójstwa na pewnych osobach), to są zwyczajnymi idiotkami. Nie wiem czy nie widzą, czy nie chcą widzieć, że w każdej chwili ich własna armia może uznać, że fajnie by było zrobić alikornom analany Blitzkrieg.
Cadance, podoba mi się twoja wizja Księżniczki Miłości. O ile normalnie nie przepadam za tą postacią, to u ciebie jest wprost przeciwnie. Zimna, inteligentna i wyrachowana sucz. Manipulantka, prawdziwy gracz w grę o tron. Brawo, brawo. I sposób w jaki mówi o Shiningu i swoim źrebaku, coś pięknego. W sumie to nawet jej kibicuję by wygrała tę wojnę. Wydaje się bić bystrością Królewskie Siostry, buntowników czy całą resztę tałatajstwa na głowę.
Wątek Goldenrod również przyspieszył. Po mało ciekawych wędrówkach z Equinoxem w końcu dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy. Przede wszystkim charakterek klaczy został jeszcze silniej zarysowany i powiem szczerze, że teraz podoba mi się ona jeszcze bardziej. Cenię sobie czysty pragmatyzm. Do tego fajnie, że w końcu ktoś przedstawił nam w miarę prosty sposób co dokładnie się w tej Equestrii odpierdala i dlaczego. Tak, zdecydowanie dobry fragment. Postać Bloody Light choć na początku napawała mnie pewną obawą, to w końcu zaskarbiła sobie moją sympatię. Może i jest chorą pojebką, ale całkiem porządną chorą pojebką. Ciekawi mnie też czy aby nie miała racji odnośnie korzeni Goldenrod, a sądzę, że mogła być bardzo blisko prawdy. W sumie ciekawi mnie, czy przeżyła.
Buntownicy, oj buntownicy. Banda samolubnych kretynów. Może i niezupełnie kretynów, ale na pewno kucyków zbyt zaślepionych własną wspaniałością i zbyt pewnych siebie. Ciekawi mnie co tam jeszcze się wydarzy...
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Cahan I Jadowita