Skocz do zawartości

O Bogu tak po prostu


WhiteHood

Recommended Posts


Czyli uważasz, że palenie ludzi żywcem na stosie, torturowanie ich godzinami, przy użyciu takich środków jak żelazna dziewica, łamanie kołem, tortury wodne, przypalanie, wyrywanie zębów czy okrutne tortury psychologiczne nie było niczym złym. No cóż... zło to w sumie pojęcie względne.
Prosiłbym pana o dokształcenie się.

 


Lecimy dalej, zabijanie setek tysięcy ludzi w imię Boga, branie ich do niewoli, narzucanie im swojej wiary, torturowanie i grabieże majątków, czyli to co niosły ze sobą wojny religijne, to też nic złego, normalka.
Nie wiem, odpowiadam za katolicyzm, czasem za chrześcijaństwo, separuję się od religii innych niż ta którą reprezentuję. Wymień konkretne przykłady, a ja ci powiem dlaczego to co uważasz za fakt, jest bzdurą.

 


Wmawianie ludziom, że jeśli zapłacą ileś tam monet na budowę bazyliki, to ich rodzina będzie krócej w czyśćcu jest ok
Wlicza się w jałmużnę. Nikt ich nie zmuszał. Serio nie masz się czego czepiać?

 


Usprawiedliwianie zbrodni cytatami z Biblii też z pewnością nie jest złe, to tylko ja mam jakąś paranoje...
Konkretne przykłady?

 

 


Ale, że co .Niby po za ludźmi nie ma zbawienia?
Nie ma zbawienia poza Kościołem.

 


kiedyś na szeroką skale mordowali chrześcijanie (np.sądy Boże)
Cooo...? Żądam przykładów.

 


Czyli tak jak myślałem, nie podoba ci się nazewnictwo.
Czytaj: "Niech inni mówią swoje, a ja wiem swoje."
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma zbawienia poza Kościołem.

Tak KK głosi wszem i wobec. Zbawienie można też uzyskać w inny sposób. Jeśli nie czynisz zła bliźnim, dlaczego miałbyś być potępiony?

 

 

 

Cooo...? Żądam przykładów.

Pewnie chodzi mu o "polowanie na czarownice", wyprawy krzyżowe oraz działania Inkwizycji.

Edytowano przez Gatrin
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście ,że nie Mojżesz tylko Bóg. Ale nie kazał ich zamordować tylko zabić. Nie wiem czy dla ciebie mordować i zabijać to różnica ,ale dla mnie to duża różnica.

Sugerujesz, że zabójstwo bezbronnego dziecka/kobiety nie jest morderstwem? W sumie masz rację, bo to, co zrobił Mojżesz, nazywa się ludobójstwem.

 

 

Nazywanie wiary bezmyślnością. Nie wiem jak bardzo bezkrytycznym w stosunku do tego filmu trzeba być, by nie widzieć takich rzeczy.

Bezkrytyczna wiara jest właśnie bezmyślnością. Czym innym nazwać przekonanie o tym, że uzdrowi cię kąpiel w jakimś źródle, bo jakieś dziecko zobaczyło tam kiedyś matkę boską? Przy czymś takim nie chodzi nawet o wiarę w Boga i stworzenie świata, ale o naiwną wiarę w cuda, wbrew statystyce.

 

 

Nie wspominając o tym, że jak dla mnie za dużo tam chwytliwych hasełek, a za mało jakichkolwiek sensownych argumentów. Najbardziej dramatyczne dla mnie jest jednak to, jak ten człowiek żeruje na ludzkich błędach poznawczych. W skrócie manipuluje.

 

Dla przykładu: https://youtu.be/tMvhaoahotw?t=8m6s

Przecież to jest chyba wycięte z jakiegoś filmu propagandowego! I oczywiście muszą być najważniejsze atrybuty naukowca. Mikroskop i pipeta! Teraz wiem, że to oni mają rację.

Gdzie tu widzisz manipulację? Przecież Dawkins nie mówi, że naukowcy mają rację, bo mają mikroskop w ręku. Mówi o tym, że religia i nauka nie są ze sobą zgodne, ponieważ w nauce chodzi o konstruktywne wątpienie, a w religii o bezkrytyczną wiarę. Takie postawy są ze sobą niezgodne, nie ma w tym manipulacji.

 

 Albo 39:49. Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, jak zmieni się obraz muzułmanów po zobaczeniu starannie dobranego, a może i nawet wyreżyserowanego przypadku?

Wybrał konwertytę. Tutaj też myślę, że przykład był dobrany. Konwertyci statystycznie są bardziej fanatyczni niż ludzie wychowani w wierze, wątpię, by Dawkins o tym nie wiedział. Ale to właśnie znakomicie pokazuje, jakie niebezpieczeństwa niesie ze sobą bezmyślna wiara.

I w sumie nie widzę powodów kontynuowania dyskusji. Szczerze powiedziawszy oczekiwałem odrobinę autokrytycyzmu, ale jak widać się przeliczyłem.

Ja natomiast oczekiwałem więcej dystansu. Btw. autokrytycyzmu brakuje właśnie religii.

Edytowano przez Mon
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma zbawienia poza Kościołem.

 

A kościół to nie ludzie?. Przynajmniej tak Chrystus ustalił.Jeśli jest tak jak mówisz ,gdzie w tym wszystkim jest Chrystus ? A i jeśli byś mógł jakieś przykłady z Biblii.

W Biblii jest chyba użyte słowo ekklesia- zgromadzenie  Po za tym co ty rozumiesz przez słowo Kościół bo bardzo mnie to ciekawi.

 

 

Tak KK głosi wszem i wobec. Zbawienie można też uzyskać w inny sposób. Jeśli nie czynisz zła bliźnim, dlaczego miałbyś być potępiony?

Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie Panu naszym” (Rzym.6:23)

Edytowano przez White Hood
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Bezkrytyczna wiara jest właśnie bezmyślnością. Czym innym nazwać przekonanie o tym, że uzdrowi cię kąpiel w jakimś źródle, bo jakieś dziecko zobaczyło tam kiedyś matkę boską? Przy czymś takim nie chodzi nawet o wiarę w Boga i stworzenie świata, ale o naiwną wiarę w cuda, wbrew statystyce.

Bezkrytyczna wiara jest bezmyślnością. Zgadzam się. Jednak odniosłem wrażenie że mówił on o każdej wierze. Zarówno mniej i bardziej krytycznej. Takie nieprzyjemne uogólnienie.

 

Btw. bezkrytyczna niewiara też jest bezmyślnością.

 


Ja natomiast oczekiwałem więcej dystansu. Btw. autokrytycyzmu brakuje właśnie religii.

Problem jest taki, że ten film nie obraża mnie jako katolika. Tzn. jego treści raczej nie trafiają w moje rozumienie wiary. On godzi w moje oczekiwania względem obiektywizmu i tolerancji ateistów. Teraz po prostu widzę, że muszę jednak ich zacząć traktować trochę inaczej.

 

A co do faktu, że autokrytycyzmu brakuje części katolików, to się zgadzam. Ogółem nam jako ludziom tego brakuje.

 


Gdzie tu widzisz manipulację? Przecież Dawkins nie mówi, że naukowcy mają rację, bo mają mikroskop w ręku.

Nie, nie mówi. Na tym właśnie polega dobra manipulacja. Nie mówi, a przekazuje treści. Tutaj jest klasyczna zasada kontrastu. Muzykę i kolorystykę pewnie losowali, co nie? Żeby tylko było obiektywniej.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosiłbym pana o dokształcenie się.

 

Chyba mi nie powiesz, że inkwizycja nie stosowała tych metod. Prosisz mnie o dokształcenie się, a sam sprawiasz wrażenie jakbyś nie miał historii w szkole.

 

 

Nie wiem, odpowiadam za katolicyzm, czasem za chrześcijaństwo, separuję się od religii innych niż ta którą reprezentuję. Wymień konkretne przykłady, a ja ci powiem dlaczego to co uważasz za fakt, jest bzdurą.

 

Przykład? Wojny krzyżowe, czemu uważasz, że nie miały miejsca?

 

 

Wlicza się w jałmużnę. Nikt ich nie zmuszał. Serio nie masz się czego czepiać?

 

Ale to kłamstwo. To tak jakbym ci powiedział, że jak mi dasz 100 złoty, to kiedyś Bóg odda ci za mnie 1000.

 

 

Konkretne przykłady?

 

aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi”;

Rzym.6,6b.

 

Tymi słowami Tomasz z Akwinu tłumaczył palenie ludzi na stosie.

 

 

Cooo...? Żądam przykładów.

 

Ordalia, czyli sądy Boże były powszechnie praktykowane jeszcze kilkaset lat temu, wywodzą się z pogańskich praktyk. Przykładowo próba zimnej wody, polegała na skrępowaniu osoby podejrzanej o czary i wrzucenie jej do wody. Jeśli tonęła to była uznana za niewinną, jeśli unosiła się na powierzchni to niestety oznaczało to dla niej śmierć.

 

 

Pewnie chodzi mu o "polowanie na czarownice", wyprawy krzyżowe oraz działania Inkwizycji.

 

Pewnie tak, kto to wie.

Edytowano przez phoenixswzwr
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Jeśli nie czynisz zła bliźnim, dlaczego miałbyś być potępiony?
Bo nie wierzysz.

 


Pewnie chodzi mu o "polowanie na czarownice", wyprawy krzyżowe oraz działania Inkwizycji.
Polowania na czarownice to wymysł protestantów i nowożytności. Przykro mi, że ochrzczeni w tym brali udział, to wręcz zło.

 

Wyprawy krzyżowe...

9e60f1692a.jpg

 

Zaś co do Inkwizycji... Co było w niej złego?

 


A kościół to nie ludzie?
Zauważ - kościół to budynek, Kościół zaś to wspólnota wiernych.

 


Jeśli jest tak jak mówisz ,gdzie w tym wszystkim jest Chrystus ?
Przepraszam bardzo, ale od kiedy to bez włączenia do Kościoła poprzez chrzest można dostąpić zbawienia?

 


Jaka jest różnica pomiędzy morderstwem, a zabójstwem?
"Morduje się" bezprawnie, czyli właściwie robi się to, co dzisiaj się rozumie pod pojęciem "zabijanie". "Zabija się" w obronie własnej, bądź w obronie ojczyzny. Tak rozróżniali starożytni.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Przepraszam bardzo, ale od kiedy to bez włączenia do Kościoła poprzez chrzest można dostąpić zbawienia?

Jaki jest warunek włączenia do ekklesii (zgromadzenia) Jezusa Chrystusa?

-Umiłowani przez Boga, powołani święci (Rz 1,6-7)

-Usprawiedliwieni z wiary i obdarowani Duchem Świętym (Rz 5,1-5; 8,9-10; Ga 3,2; Ef 1,13)

-Zanurzeni w jednym Duchu i napojeni jednym Duchem (DzAp 1,5; 2,39; 11,17; 1 Kor 12,13)

-Wybrani przez Boga, poświęceni przez Ducha, pokropieni krwią Jezusa (1 P 1,2)

 

Najpierw trzeba być zbawionym ,dopiero później jest się członkiem kościoła.

Edytowano przez White Hood
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Nie, nie mówi. Na tym właśnie polega dobra manipulacja. Nie mówi, a przekazuje treści. Tutaj jest klasyczna zasada kontrastu. Muzykę i kolorystykę pewnie losowali, co nie? Żeby tylko było obiektywniej.

A co miał zrobić z tym fragmentem, żeby nie było manipulacji? Przecież jego przedstawienie Kościoła też wcale nie było manipulacją, na pewno nie jeśli chodzi o obraz kościoła i modlących się ludzi. Naprawdę, nie wiem o co ci tu chodzi. Co ci przeszkadza ten mikroskop?


Bezkrytyczna wiara jest bezmyślnością. Zgadzam się. Jednak odniosłem wrażenie że mówił on o każdej wierze. Zarówno mniej i bardziej krytycznej. Takie nieprzyjemne uogólnienie.

Pytanie jaka wiara nie jest bezkrytyczna, jeśli mówimy o wierze religijnej? Mało który wierzący otwarcie wątpi w istnienie Boga, nie tyle filozoficznego stwórcę świata nawet, co religijnego Boga. Zresztą, przecież na tym właśnie polega wiara - na przyjęciu czegoś jako pewnik, bez szukania w tym niezgodności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Zresztą, przecież na tym właśnie polega wiara - na przyjęciu czegoś jako pewnik, bez szukania w tym niezgodności.

Ze mną było trochę inaczej. Fakt są w Biblii fragmenty które przeczą same sobie ,ale na pierwszy i na drugi rzut oka ,czasem nawet na piąty. Trzeba się po prostu ówczesną kulturą zainteresować.  Jak jakiś pastor czy ksiądz coś mówi zawsze sprawdzam, ale nie wiem czy to się wiąże z wiarą.Chyba nie, raczej ze sprawdzaniem człowieka.

Ps . Mówiłem ,że nie mam czasu zrobić tematu ,ale na małe odpowiedzi mam czas. Żeby ktoś mnie za kłamce nie wziął czy coś.

A tak na marginesie ,może by coś o piwie albo o kuchni założyć .hmm?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Jaki jest warunek włączenia do ekklesii (zgromadzenia) Jezusa Chrystusa?
Przestań bezmyślnie cytować i zacznij łączyć rzeczy. Żeby zostać zbawionym, musisz zostać ochrzczonym, po tym zaś swoim życiem udowodnić, że zasłużyłeś na zbawienie, które daje ci Jezus.

 

----

 

Ja naprawdę uważam, że pytań o Boga by nie było, gdyby w szkołach pracowały kompetentne osoby, potrafiące wykładać podstawowe wiadomości na temat religii, oraz uczniowie, którzy będą otwarci na te wiadomości. Dzięki takim tematom całym swym sercem stoję za pozostawieniem religii w szkołach. Ba, nawet zwiększeniu ich ilości i dofinansowaniu ich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Dzięki takim tematom całym swym sercem stoję za pozostawieniem religii w szkołach. Ba, nawet zwiększeniu ich ilości i dofinansowaniu ich.

 

Zwiększenie i dofinansowanie czegoś co nie przyda się w życiu, brawo :B6jwX:

Prawdą jest iż katecheci nie przekazują wiedzy... ale z drugiej strony uczniowie tez mają to w dupie.

Religia jako przedmiot powinna być zlikwidowana i zamiast tego organizować jakieś lekcje dla chętnych w kościołach.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie jaka wiara nie jest bezkrytyczna, jeśli mówimy o wierze religijnej? Mało który wierzący otwarcie wątpi w istnienie Boga, nie tyle filozoficznego stwórcę świata nawet, co religijnego Boga. Zresztą, przecież na tym właśnie polega wiara - na przyjęciu czegoś jako pewnik, bez szukania w tym niezgodności.

Cóż, masz trochę spaczoną wizję niektórych katolików. Są tacy katolicy którzy starają podejść do wiary sceptycznie i z dystansem. I są tam pewne drobne sprzeczności, jednak w granicach niepewności pomiarowych. No, i wszystko można wytłumaczyć niezrozumiałością Boga. :D Bo spróbuj zrozumieć istotę nieograniczoną przez logikę.

 

Warto zwrócić uwagę jeszcze na fakt, iż kościół katolicki to była mimo wszystko ogromna organizacja trwająca przez wieki. To, że po drodze wplątało się tam trochę kłamstewek i niedociągnięć nie należy się dziwić. Niemożliwością byłoby wręcz, żeby tak się nie stało. Jednak najważniejszy point jest ciągle taki sam.

 

 

 

Zwiększenie i dofinansowanie czegoś co nie przyda się w życiu, brawo

Ale się przydaje po życiu. :pinkie4:

Edytowano przez Mordoklapow
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ja naprawdę uważam, że pytań o Boga by nie było, gdyby w szkołach pracowały kompetentne osoby, potrafiące wykładać podstawowe wiadomości na temat religii, oraz uczniowie, którzy będą otwarci na te wiadomości. Dzięki takim tematom całym swym sercem stoję za pozostawieniem religii w szkołach. Ba, nawet zwiększeniu ich ilości i dofinansowaniu ich.

 

Może pomysł ze zwiększeniem samych godzin dobry by nie był. Aczkolwiek zmiana i ustalenie ich formy byłby super.

 

Co do tego wyrabiania się z programem... to wiele zależy od uczniów... i jak cała klasa dostaje pały z jakiegoś działu fizyki i nauczyciel musi powtarzać materiał KILKA RAZY(3 moim przypadku) to potem się goni z materiałem bo... matura! Podobnie było z chemią... z bilogią nam nie odpuściła... Wkurzał mnie natomiast nieprzydatny WOS i WOK. Nic z tego nie wyniosłem, musiałem tam gnić i udawać, że słucham tego, jak cudowna była kultura żydowska i jak bardzo hitlerowcy byli zbrodniarzami...  taka powtórka z historii, tylko na jeden temat.

 

Coś o teologii (miałem tak przez całe Liceum) było dosyć fajne.  Wiele można było się dowiedzieć. 

 

Miałem też lekcje z fajnym księdzem... jestem natomiast przeciwny lekcjom religii, które polegały na nic nie robieniu i "puście sobie jakiś film..." 

Ja ogólnie lubiłem każdy przedmiot w szkole... na uczelni jest gorzej, mimo, że mam większy wpływ na to, czego się uczę.

 

Ja bym wprowadził deklaracje dla osób, które chcą chodzić na takie lekcje/nie chcą chodzić od samego początku liceum. A lekcje religii wprowadził w środku dnia. (u mnie  właśnie tak były ustawione... )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Zaś co do Inkwizycji... Co było w niej złego?

 

Jeśli to, o czym pisałem wcześniej, nie jest dla ciebie złe, to już chyba nic nie będzie.

 

 

Polowania na czarownice to wymysł protestantów i nowożytności. Przykro mi, że ochrzczeni w tym brali udział, to wręcz zło.

 

Polowanie na czarownice to wymysł protestantów? Pozostawię bez komentarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polowanie na czarownice to wymysł protestantów? Pozostawię bez komentarza.

 

Odwołam się do całego posta, cytatem:

 

 

Ileż to słyszeliśmy opowiadań o straszliwych więzieniach Inkwizycji ! Wierni postulatowi sprawdzania dostępnych źródeł historycznych, porównajmy obraz z nich się wyłaniający z owymi opowiadaniami.

Inkwizycja miała dwa rodzaje więzień :

  • "tajne więzienie" (odpowiednik dzisiejszego aresztu śledczego)
  • "więzienie karne" (carcel de penitencia) gdzie osoby skazane odsiadywały karę "wiecznego więzienia" (proszę aby nikogo nie myliła ta nazwa - "wieczne więzienie" rzadko bywało dożywociem, wyrok mógł opiewać na wiele lat, ale mogły to być też np. 3 miesiące. Po prostu nazwą tą opatrywano każdy orzeczony wyrok więzienia. W XV i XVI wieku "wiecznym więzieniem" nazywano także obowiązek przebywania w domu krewnych lub nawet zakaz opuszczania miasta)

Pewnym paradoksem jest, iż więzienia "karne" były zwykle lżejsze niż areszt śledczy. Niektóre z nich były rzeczywiście ciemne i mokre (wymienia się Sewillę, Kordobę i Saragossę), większość jednak była znacznie lżejsza niż "standardowe" więzienia królewskie[1]. Zdarzało się często, iż więźniowie pospolici - osadzeni w więzieniach publicznych - samooskarżali się przed Inkwizycją wyłącznie po to, by przeniesiono ich do owych "lochów Inkwizycji"!

Nic w tym zresztą dziwnego, skoro - w odróżnieniu od więzień królewskich - w "lochach" Inkwizycji z reguły karmiono regularnie i to wcale nie najgorzej (chleb, mięso, wino). Więźniowie posiadający własne środki mogli sobie ponadto sprowadzać posiłki z miasta ( w tym także owoce i słodycze). Choć brzmi to dla nas - wychowanych na "czarnej legendzie" Inkwizycji - niewiarygodnie, jednym z obowiązków służby więziennej było czuwanie, aby aresztanci nie przejedli w ten sposób całego swojego majątku (nie w ich interesie zresztą - musieli mieć z czego płacić grzywny !). Ubodzy aresztanci dostawali "z urzędu" kapcie, koszule i kalesony, zaś ludzie należący do inteligencji zwykle mogli przechowywać w celi książki oraz przybory do pisania. Wszystkim więźniom zapewniano opiekę lekarską.

Mężczyźni osadzani byli z reguły w celach pojedynczych, zaś kobiety - w zbiorowych, co miało w założeniu chronić je przed nadużyciami ze strony służby więziennej.

Oczywiście wszystko to nie oznacza, iż nie zdarzały się nieprawidłowości - wiemy że w 1560 roku w Sewilli bunt więźniów został brutalnie stłumiony, na Wyspach Kanaryjskich w 1792 nakarmiono więźniów soloną rybą bez podania wody, zaś w 1544 roku w Barcelonie ujawniono przypadki "dorabiania" przez obsługę więzienia na obcinaniu racji aresztantów. Jednak sam fakt, iż znamy te przypadki świadczy, iż to nie one stanowiły normę.

Od XVII wieku często więzienie polegało na obowiązku noszenia specjalnego stroju i powrotu na noc do celi. Dochodziło tu zresztą do zabawnych paradoksów : więzień przebywający w dzień w mieście, a na noc wracający do celi nie musiał - w związku ze statusem osadzonego - płacić podatków. Powodowało to sytuację, iż przedsiębiorcy "osadzeni" mogli oferować towary taniej niż "wolna" konkurencja i nierzadko dorabiali się majątków (kara "wiecznego więzienia" trwała zazwyczaj nie dłużej niż 3 lata, zaś wyrok "więzienia wiecznego i nieodwołalnego" opiewał zwykle na mniej niż 8 lat). Ułatwienia te nie były jednak możliwe w początkach istnienia inkwizycji.

 

Co Inkwizycja wniosła do życia społecznego ?

Założę się, że na tak sformułowany podtytuł większość czytelników odruchowo się żachnie - a jednak Inkwizycji właśnie zawdzięczamy szereg instytucji, którymi chlubi się nowożytny system prawny. Pierwszą z tych zdobyczy jest instytucja obrońcy. Z cała pewnością nie był to obrońca w dzisiejszym znaczeniu tego słowa (niektórym posada ta myliła się zapewne z funkcją prokuratorską), jednak fakt pozostaje faktem - to właśnie Officium zawdzięczamy tę - fundamentalną dla nowoczesnego wymiaru sprawiedliwości - instytucję prawną.

Inną innowacją, może nie tyle wprowadzoną co wskrzeszoną przez Inkwizycję była wieloinstancyjność. Od wyroku trybunału oskarżony mógł się odwoływać, jednak początkowo nie wszystkim więźniom na to zezwalano. Praktyka blokowania części odwołań zanikła z chwilą, kiedy Suprema (naczelny organ inkwizycji w Hiszpanii) wprowadziła obowiązek przekazywania wyroków do siebie dla zatwierdzenia. Zmieniała ona często wyroki nawet bez składania odwołania i to przeważnie na korzyść oskarżonych.

Warto także powiedzieć, iż o ile koncepcje doktrynalne Lutra nie spotkały się w Hiszpanii ze zbyt gorącym przyjęciem, o tyle postulaty moralne zrealizowano na długo przed wystąpieniem doktora Marcina w Wittenberdze. Prymas Hiszpanii (a od 1507 Generalny Inkwizytor Kastylii) kardynał Cisneros przeprowadził bardzo skrupulatną lustrację usuwając ze stanowisk w Kościele i inkwizycji ludzi niegodnych, a także dbał o poziom wykształcenia duchowieństwa ( w 1508 założył w tym celu uniwersytet). Wydał także walkę handlowi odpustami (co było osią późniejszego wystąpienia Lutra). Praktyka ta nie była zresztą nigdy przez Kościół Powszechny dopuszczona, jednak dość często zdarzały się w jej dziedzinie nadużycia.

Jeszcze dłuższą pod względem "zdobyczy" kartę ma Inkwizycja Papieska. Mocą ustanowienia papieża Grzegorza IX podsądny nie tylko mógł, ale wręcz musiał mieć obrońcę, i to z kwalifikacjami zawodowego prawnika, zeznania wydobyte na torturach nie mogły być materiałem dowodowym, a oskarżony i jego obrońca mogli się zapoznać z wszystkimi dowodami winy i nazwiskami świadków (rzecz nowa w ówczesnym wymiarze sprawiedliwości i całkowicie różna nawet od praktyki obowiązującej w inkwizycji hiszpańskiej).

Bardzo surowe kary - do śmieci włącznie - groziły za rzucanie fałszywych oskarżeń (ten punkt staje się oczywisty jeśli pamiętać, iż Rzym powołał inkwizycję papieską przede wszystkim po to, by zapobiec skazywaniu niewygodnych ludzi pod pozorem herezji czy czarów (co było to powszechną praktyką wśród średniowiecznych feudałów). Inkwizycja znała także instytucję ławników - choć pełnili oni raczej rolę konsultacyjną dla zawodowego sędziego. Wprowadzono też - rewolucyjną na owe czasy - zasadę, iż nie wolno karać ludzi niepoczytalnych. Nie była to czysta teoria - przewód sądowy rozpoczynał się od obdukcji lekarskiej.

Inna innowacją, jaką wprowadziła inkwizycja papieska było wcześniejsze zwolnienie za dobre sprawowanie.

 

Różne zarzuty

Wśród zarzutów stawianych postępowaniu inkwizycyjnemu wymienia się zarzut utajniania nazwisk świadków oskarżenia. Ma to rzekomo świadczyć o braku praworządności. Tymczasem powód tej praktyki był całkowicie odmienny:

W przepisach dotyczących prowadzenia śledztwa wielką szansą dla badanego była możliwość zdyskredytowania świadków oskarżenia przez zarzucenie im przez podsądnego nieobiektywności. Odbywało się to w ten sposób, iż oskarżony mógł podać trybunałowi listę swych "śmiertelnych wrogów" i tym samych zneutralizować ich zeznania (zwracam uwagę iż jest to znacznie więcej, niż może zrobić dla swej obrony podejrzany we współczesnym procesie karnym !). Aby jednak zapobiec oszustwom w tym względzie (np. żeby oskarżony nie neutralizował wszystkich niewygodnych świadków "jak leci") lista zeznających była przed postawionym w stan oskarżenia utajniona. Ten - oczywisty przy tak skonstruowanym mechanizmie eliminowania zeznań osób niechętnych podsądnemu - krok jest dziś przytaczany przez przeciwników Inkwizycji jako argument mający wykazać jej brak praworządności.

Jak silnym narzędziem była w rękach oskarżonego owa lista "śmiertelnych wrogów" świadczy przypadek Gaspara Torralby z Vayona. Został on aresztowany w 1531 roku pod zarzutem luteranizmu. Torralby był przysłowiową "zakałą" miasteczka, nic dziwnego więc iż do świadczenia przeciw niemu zgłosiło się aż 35 sąsiadów. Podsądny nie znał składu ławki świadków oskarżenia, jednak niewiele myśląc przystąpił do sporządzania listy "śmiertelnych wrogów". Umieścił na niej po prostu wszystkich, którzy mu tylko przyszli na myśl (152 osoby, w tym własną żonę i córkę). Okazało się, iż na liście tej znajdują się również wszyscy świadkowie, a więc proces musiano umorzyć.

Inną częścią "czarnej legendy" jest rzekome skazywanie na śmierć ludzi szalonych. Oczywiście, podobnie jak inne ówczesne sądy Inkwizycja zapewne skazała pewną liczbę osób które dziś wylądowałyby raczej na oddziale zamkniętym jakiegoś szpitala psychiatrycznego - winić za to należy jednak raczej stan wiedzy medycznej. Dokumenty wskazują jednakże, że niemal zawsze gdy ówczesna, prymitywna medycyna rozpoznawała szaleństwo oskarżonego, sprawa była umarzana.

 

Kary

Wbrew rozpowszechnionej opinii, stos nie był najczęściej orzekaną karą. ściśle biorąc, Inkwizycja nie mogła nikogo na stos skazać - nie miała takich uprawnień. Po stwierdzeniu ciężkiego przypadku herezji, Officium przekazywało oskarżonego organom państwa z prośbą o okazanie miłosierdzia i nie przelewanie krwi. Ten zwyczaj "prośby o łaskę" - przejęty od Inkwizycji papieskiej - był jednak tylko formą, gdyż władze państwowe nigdy nie uwzględniły takiej prośby.

Ustalenie dokładnej liczby osób spalonych na stosie jest dość trudne. Prawdopodobnie najwięcej osób zginęło w ciągu pierwszego półwiecza działalności tej instytucji (być może było to nawet kilka tysięcy osób). W latach późniejszych ( 1560-1700) skazani na śmierć stanowili co najwyżej 1%, zaś później nawet ułamek procenta. W pięćdziesięcioleciu 1759-1808 spalono w Hiszpanii czterech heretyków. Ustalenie dokładnej liczby jest trudne także z tego powodu, iż większość egzekucji nie była wykonywana na skazanych, lecz in effigie, tj. palono w zastępstwie kukły mające wyobrażać skazanego. Ocenia się, iż liczba egzekucji in effigie przekraczała wielokrotnie liczbę rzeczywistych wykonań wyroku (tzw. in persona).

W wieku XVIII niechęć do wydawania wyroków śmierci w Inkwizycji tak wzrosła, tak że szukano pretekstu do uniewinnienia podsądnego. Niemal zabawny jest tu przypadek księdza Miguela Solano, heretyka i głosiciela herezji. Został on skazany na "przekazanie ramieniu świeckiemu" przez trybunał w Saragossie. Władza naczelna Inkwizycji, Suprema, nakazała odroczenie egzekucji i podjęcie prób nawrócenia. Gdy to nie przyniosło efektu, trybunał uznał go ponownie winnym. Tym razem Suprema wstrzymała wykonanie wyroku pod pozorem badań lekarskich - niestety, ksiądz Miguel okazał się być całkowicie zdrowym. Usiłując jakoś temu zaradzić, zarządzono szeroko zakrojony wywiad środowiskowy - gdy okazało się iż oskarżony chorował niegdyś na jakąś niegroźną chorobę, czym prędzej uznano iż jest on niespełna rozumu i sprawę umorzono.

Oczywiście przedstawiłem tu szczególny wypadek - w początkach działania Inkwizycji scenariusz taki byłby mało prawdopodobny.

Arsenał orzekanych kar był dość szeroki. Ich dolegliwość zależała od rodzaju przestępstwa, statusu społecznego i finansowego oskarżonego oraz stopnia okazanej skruchy. Bardzo popularne były kary finansowe (grzywny lub przepadek mienia), nakładano też często pokuty duchowe. Pokutą mogło być słuchanie Mszy świętej, odmawianie różańca czy Psalmów. (Podobnie było w Inkwizycji Rzymskiej - np. Galileusz został skazany na odmawianie raz w tygodniu, przez trzy lata siedmiu psalmów. Ponieważ był człowiekiem wierzącym, po zakończeniu tej kary , kontynuował odmawianie tych psalmów aż do końca życia). Stosowano też wymóg podzielenia się majątkiem z ubogimi, poszczenia w wyznaczone dni itp. Niekiedy stosowano kary "indywidualne" - np. zakaz wykonywania zawodu akuszerki (Walencja 1607) czy zakaz gry w karty i kości (Toledo 1685, sprawa bluźniercy Lucasa Moralesa).

Kary pieniężne lub przepadek mienia egzekwował poborca konfiskat. Po opłaceniu kosztów działania trybunału, pieniądze trafiały do kasy państwa.

Do standardowego arsenału kar należała też banicja (dla obywateli Hiszpańskich) lub nakaz opuszczenia kraju (dla obcokrajowców). Stosowano też przeciwieństwo - nakaz pozostawania w określonej miejscowości. Jak widać, poza pokutami "duchowymi" stosowane kary nie odbiegały zbytnio od tych wymierzanych przez ówczesne sądy świeckie. Przykładem może być kara chłosty, wymierzana publicznie. Władze Inkwizycji jednak nie zezwalały na agresywne zachowanie publiczności, o czym świadczyć może edykt Supremy z 1680 roku, piętnujący wypadki obrzucania skazańców kamieniami przez asystujący przy karze tłum.

Pewnym specyficznym rodzajem kary był obowiązek sambenito, tj. noszenia specjalnego stroju. Dla ludzi z wysoką pozycją społeczną sporą dolegliwością były też inhabitacje, to jest zakazy pełnienia ważnych funkcji społecznych przez dzieci skazanego. Prowadziło to niekiedy do paradoksów : w 1590 roku w Los Santos Cristobal Rodriquez (syn człowieka skazanego na inhabitację) zachował funkcję szefa straży oświadczając publicznie iż jest... bękartem. Oświadczenie to - w innych okolicznościach uważane w XVI wieku za wstydliwe - pozwoliło mu obejść wyrok trybunału.

Najcięższe kary to oczywiście galery i stos. Na pomysł tej pierwszej kary wpadł król Ferdynand na początku XVI wieku - zapewniając sobie tym samym "kadry" dla marynarki wojennej. Współpraca jednak nie układała się najlepiej, gdyż flota hiszpańska niechętnie zwalniała więźniów, którym kara się już zakończyła. Zmuszało to Inkwizycję do wielokrotnych monitów w tej sprawie. Na galery nie skazywano kobiet, które w zamian były kierowane do bezpłatnej pracy w szpitalach lub przytułkach dla sierot.

 

Tortury

Tortury są najbardziej chyba integralną częścią czarnego obrazu Inkwizycji. Jak było naprawdę ?

Do drugiej połowy XVIII wieku (kiedy to wiele krajów zrezygnowało z ich stosowania pod wpływem argumentacji takich myślicieli jak Monteskiusz czy Sonnenfels) tortury były normalnym sposobem prowadzenia przesłuchań i wyjaśniania wątpliwości przez europejskie sądy. Panowało w Europie tzw. prawo magdeburskie, gdzie głównym dowodem było przyznanie się oskarżonego do winy, a głównym środkiem skłonienia go do tego - tortury. (Aby pokazać tło epoki warto dodać, iż jest to czas kiedy każdy sąd miejski złożony z mieszczan i kata miał prawo do wymierzenia 21 rodzajów śmierci "kwalifikowanej" - tzn. połączonej z torturami - za kradzież, cudzołóstwo i tym podobne przestępstwa). Stosowanie tortur wynikało z zaliczenia herezji do zwykłych , ściganych przez państwo przestępstw, choć hiszpańska Inkwizycja wyróżniała się tu raczej pozytywnie wśród innych trybunałów - tortury były łagodniejsze i rzadziej stosowane, a przede wszystkim ich używanie było ujęte w ramy ścisłych przepisów.

Do stosowania tortur w przewodzie sądowym zniechęcały procedury samej Inkwizycji - bowiem jeśli więzień "pokonał" tortury - sprawa była umarzana (co prawda w pewnym okresie zdarzało się, iż osobnik ten lądował w ramach pokuty na pewien czas nawet na galerach). Nie była to możliwość czysto teoretyczna - stosunkowo wielu więźniów w ten sposób uzyskiwało wolność. źródła podają przykładowo, iż na auto (ogłoszeniu wyroku) w 1594 roku w Walencji umorzono z powodu "pokonania tortur" 53 z ogólnej liczby 96 spraw.

Być może ten przepis Officjum sprawił, iż jak pokazują badania archiwalne tortury były stosowane w ok. 10% śledztw.

Innym czynnikiem był wymóg oględzin lekarskich przed przystąpieniem do tortur. W przypadku złego stanu zdrowia lekarz po prostu zabraniał ich stosowania. Musiało się to zdarzać dość często, gdyż zachowała się datowana na 1622 rok, nagana związana ze zbyt częstym korzystaniem z tego paragrafu.

Lekarz zresztą musiał być obecny także przy samych torturach, aby tortury nie spowodowały trwałego kalectwa czy śmierci oskarżonego. W razie potrzeby przerywał ich stosowanie.

Wiadomo ponadto, iż tortur nie stosowano w przypadku lżejszych zarzutów, gdy zachodziła obawa iż mogłyby w praktyce być dolegliwsze od orzeczonej kary.

Wbrew rozpowszechnionym opiniom Inkwizycja hiszpańska nie stosowała ani przypalania żelazem, ani w ogóle szerokiego wachlarza tortur. Dopuszczalne były w zasadzie trzy metody :

  • garrucha (podnoszenie przy pomocy liny przywiązanej do związanych na plecach rąk
  • toca (kneblowanie w położeniu "do góry nogami" i podduszaniu strumieniem wody - przepisy dopuszczały maksymalnie 15 litrów)
  • potro (mocne krępowanie ramion sznurem i zaciskaniu go w ten sposób, aby wrzynał się w ręce)

Oczywiście należy zakładać, że zdarzały się w tej sprawie nadużycia - świadczą o tym reprymendy naczelnej rady Inkwizycji (tzw. Supremy) z lat 1484, 1488, 1500, 1561, 1575, 1627, 1630 i 1667. Jednak nadużycia te nie były tolerowane, a znane z literatury opisy (czytaliście Studnie i wahadło E.A.Poe ?) należy włożyć między bajki.

Pewną ciekawostką jest, iż inkwizytorzy - zgodnie z Kodeksem Kanonicznym - nie mieli prawa obecności podczas tortur.

W zasadzie przepisy nie pozwalały na kilkukrotne stosowanie tortur (dopuszczona była jedna sesja trwająca pół godziny). Niestety ten przepis bywał obchodzony (przez interpretację następnej sesji jako kontynuacji poprzedniej), jednak rzadko przekraczano liczbę trzech sesji. I tu inkwizycja wyróżniała się pozytywnie na tle innych sądów, w których w Europie przyjęta była zasada 5 paleń (sesji tortur) - po szóstej sąd rezygnował z oskarżenia ( stąd polskie powiedzenie "pal go sześć" oznaczające rezygnację).

Zeznania wydobyte na torturach traciły swą ważność, jeśli podsądny nie potwierdził ich w ciągu 24 godzin na sali sądowej. Przeczy to powszechnie przyjętej opinii, iż tortury miały na celu wymuszenie zeznań obciążających - stanowiły one raczej coś w rodzaju ordallii czy znanych z wcześniejszych procesów karnych pojedynków sądowych, przy czym zdaje się iż nie miano złudzeń, iż ucierpią także niewinni. Francisco Peni (teoretyk Inkwizycji) tak oświadczał torturowanym : "Nie przyznawaj się do tego, czego nie zrobiłeś i pamiętaj, że jeśli zniesiesz z pokorą niesprawiedliwość i męczarnie, dostąpisz chwały męczeńskiej". Nie da się ukryć, że takie podejście powodowało niejednokrotnie zarówno skazywanie niewinnych, jak i uwalnianie winnych.

 

Walka z zabobonem

W wiekach średnich pobożność ludowa pełna była różnego rodzaju "nawiedzonych", przy czym niektórzy z nich posuwali się do dość zaskakujących twierdzeń, np. negowali potrzebę pracy, rodziny, niektórzy nawet uważali że wiara upoważnia człowieka do rozpusty (dokładniej - uważali iż człowiek "czysty" może uprawiać rozpustę nie grzesząc - słynny casus ks.Medrano z Toledo). Były także "beatas" ("świętoszki") które np. twierdziły iż są żoną Jezusa, propagowały wizje i przepowiednie, sprzedawały amulety etc.

Inkwizycja ścigała te wypaczenia, postępując jednak stosunkowo łagodnie. Wynikało to z przekonania, iż "oświeceni" są w istocie ludźmi dobrej woli, wprowadzonymi w błąd przez siły szatańskie.

Całkiem inaczej podchodzono do "fałszywych mistyków" (oszustów religijnych). Tych ścigano surowo, choć rzadko bywali skazywani na karę śmierci - głównym celem było zdemaskowanie ich szarlatanerii. Trzeba powiedzieć, że o ile większość działań Inkwizycji - wbrew dzisiejszym opiniom - cieszyła się poparciem ludności, o tyle walka z szarlatanerią wywoływała wiele niesnasek. Officium nie ugięło się jednak przed humorami ludu i w wiekach XVI-XVIII przeprowadziło wiele procesów o "fałszywą mistykę", niejednokrotnie występując odważnie przeciwko możnym tego świata.

Zepsucie to nie ominęło także niektórych domów zakonnych - przykładem był proces kwietystów z Corella. Oskarżonymi byli przełożeni dwu klasztorów - męskiego i żeńskiego. On - Juan de la Vega - uważał się za najwiekszego współczesnego mistyka hiszpańskiego, ona zaś - Agueda de Luna - słynęła z "cudów" i "wizji". śledztwo wykryło, iż mieli oni pięcioro dzieci, które dusili zamiast po urodzeniu. "Matka" Agueda zmarła w więzieniu, zapadły także wyroki dożywocia oraz nakazano zwrot i zniszczenie wszystkich "dewocjonaliów" wyprodukowanych przez straszliwą parę.

Ta troska o moralność ludzi Kościoła miewała także niestety złe skutki; znany mistyk, św.Ignacy Loyola, autor używanych i cenionych do dziś "ćwiczeń duchowych" (tzw.rekolekcje ignacjańskie) został oskarżony o iluminizm i przesiedział 7 tygodni w więzieniu oraz nakazano mu wstrzymać się z działalnością publiczną na 3 lata.

 

Palenie czarownic

Cóż bardziej się kojarzy w powszechnej świadomości z Inkwizycją jak nie procesy o czary i palenie na stosie czarownic ? Prześledźmy zatem fakty, gdyż na przykładzie procesów o czary najlepiej chyba widać funkcjonowanie propagandy tworzącej "czarna legendę" inkwizycji. Ale zacznijmy od początku...

We wczesnym średniowieczu praktyki magiczne były bardzo rozpowszechnione. Zjawisko to było trudne do powstrzymania - nie zaradziła im ani bulla papieża Jana XXII z 1326 roku (Super illius specula) ani nawet rozporządzenia królewskie (w Kastylii w roku 1414 państwo wydało przepis skazujący na śmierć magów, wróżbitów i astrologów - niemal zupełnie bezskutecznie).

Na początku władze Inkwizycji nie były pewne, czy sprawy takie w ogóle podlegają ich kompetencji - badano ich związek z wiarą. Zajmowano się raczej tymi spośród nich, które miały bezpośredni związek z kultem szatańskim lub w których - w trakcie obrzędów "magicznych" - profanowano hostię, wodę święconą, oleje chrzcielne, krucyfiks itp.

Tak więc, aż do roku 1576 istniała pewna dualność - magią zajmowała się zarówno inkwizycja, jak i sądy królewskie i biskupie. Co więcej, sądy inkwizycji były dużo mniej surowe od państwowych (zwykle było to publiczne odrzeczenie, chłosta lub grzywna - w ciężkich przypadkach banicja lub więzienie).

Po roku 1576 Officium, wychodząc z założenia, iż wiara w astrologię kłóci się z wiarą w wolną wolę człowieka ( na takim stanowisku zresztą stoi Kościół do dziś) wprowadziła książki astrologiczne na indeks (uważano jednak, by nie zabronić używania książek mówiących o zastosowaniu nauki o gwiazdach w rolnictwie, medycynie czy nawigacji). Usiłowano również nakłonić uniwersytet w Salamance do likwidacji wykładów astrologicznych. Zabiegi te zbiegły się w czasie z bullą papieża Sykstusa V Coeli et Terrae, potępiającą oprócz astrologii także wróżbiarstwo i inne praktyki magiczne (zresztą czarostwo potępiali też papieże Innocenty VIII, Aleksander VI, Leon X, Hadrian VI i Klemens VII).

Wyroki wówczas nie były wysokie - jedynie duchowni mogli się spodziewać dodatkowo utraty święceń.

W 1486 roku wychodzi książka Młot na czarownice (autorami byli niemieccy inkwizytorzy Sprenger i Kramer) w którym opisano "praktyki" czarownic. Trudno powiedzieć na ile oddawała ona rzeczywistość ówczesnego satanizmu (opisy są raczej wątpliwej wiarygodności), niemniej stała się ona na długie lata szeroko rozpowszechnioną lekturą, mimo potępienia książki przez papieża Aleksandra VI. Ten sam papież zresztą osobiście uchylał wyroki procesów o czary, a gdy w roku 1492 król Hiszpanii Juan wydał edykt wypędzający Żydów (jeśli się nie nawrócą w ciągu czterech miesięcy), papież udzielił im schronienia. (Podobnie gdy Manuel (król portugalski) chciał w pięć lat później skłonić Żydów siłą do chrztu, Aleksander VI wsparł protest miejscowego biskupa i wymógł dla Żydów edykt tolerancyjny.)

Aleksander VI nie był zresztą wyjątkiem - już wcześniej papieże Innocenty III, Honoriusz III, Grzegorz IX, Celestyn IV, Innocenty IV, Aleksander IV, Urban IV, Klemens IV uchylali wyroki skazujące na śmierć (niestety królowie z reguły nie respektowali takiego uchylenia. W 1252 roku papież Innocenty IV wydał nawet bullę (ad exstirpanda) nakazującą łagodne traktowanie uwięzionych. Powtórzył też w niej zakaz stosowania tortur wobec przesłuchiwanych.

Nadejście Reformacji jeszcze zaogniło sytuację. Zarówno Marcin Luter, jak i Kalwin czy Bullinger ostro występowali przeciw czarownicom. O ile jednak w krajach, gdzie istniała inkwizycja, poddana szczegółowym przepisom co do sposobu prowadzenia śledztwa i wydawania wyroków proces - nazwijmy to umownie "polowania na czarownice" był ograniczony ścisłymi normami prawnymi i weryfikowany przez władze zwierzchnie, o tyle w innych krajach procesy o czary pozostawiono lokalnym trybunałom. Warto dodać w tym miejscu, że każdy feudał miał pewną władzę sądowniczą na podległych mu terenach - tak więc niedobrze było być majętnym lub nie lubianym przez wojewodę sąsiadem. Pod pozorem oskarżenia o czary załatwiano prywatne porachunki. Skutkiem takiego układu czynników było, iż - według dzisiejszych szacunków - ponad 90% czarownic spalono w krajach protestanckich !

W samych tylko Niemczech stracono ok. 100 000 (sto tysięcy) czarownic, podczas gdy całkowita liczba osób skazanych na śmierć przez Inkwizycję Hiszpańską przez cały okres jej trwania wynosi najwyżej 25 000 osób 2 (niektórzy historycy podają nawet liczbę... 1 tysiąca). W ogólnym szaleństwie spalono w całej Europie za czary ok. pół miliona osób3.

W Hiszpanii (podobnie zresztą jak w całej Europie) czarostwo ścigały przede wszystkim władze świeckie ( a także - w mniejszym stopniu - sądy biskupie), zaś największą aktywność przejawiali sędziowie prowincjonalni. Podczas gdy w całej Europie trwał szał palenia czarownic, Generalny Inkwizytor zwołał do Granady w 1526 roku sesję teologiczną która miała rozstrzygnąć realność istnienia czarownic, sabatów itp. Chociaż sesja potwierdziła istnienie czarostwa, jednak ujawniła się na niej frakcja (której przewodził przyszły Generalny Inkwizytor Fernando de Valdes), która poddawała w wątpliwość istnienie czarownic. Fakt ten wpłynął niewątpliwie na to iż od tej pory władze inkwizycji wielokrotnie zalecały ostrożność i powściągliwość w sprawach o czary. Co więcej, stwierdzono iż najskuteczniejszą metodą walki z czarostwem jest intensyfikacja misji ewangelizacyjnej na terenach zagrożonych tymi praktykami, powszechne oświecenie religijne oraz fundowanie obiektów sakralnych w miejscach rzekomych sabatów. Grupa Valdesa wysunęła nawet postulat wypłacania z funduszy inkwizycji zapomogi najbiedniejszym, aby nie szukali pomocy w praktykach magicznych.

Bardzo znanym wydarzeniem w Hiszpanii była sprawa czarownic z Navarry - w sprawie tej, prawdopodobnie opartej na podnieconych nastrojach zapadło kilkadziesiąt wyroków śmierci i pojawiło się sporo fantastycznych opisów. Działo się to w roku 1527.

Sytuacja ta omal nie powtórzyła się - także w Navarze - w roku 1538. Teraz jednak władze inkwizycji, nie chcąc dopuścić ponownie do wymknięcia się sytuacji spod kontroli wysłały na miejsce specjalnego wizytatora mającego przekonywać miejscową ludność o wątpliwej wartości książek w rodzaju Młota na czarownice. Równocześnie zaostrzono kontrolę lokalnych trybunałów (np. z tego powodu zdymisjonowano w 1550 inkwizytora Sarmiento w Barcelonie).

Jak widać, mimo szaleństwa w całej Europie, władze inkwizycji nie uległy manii polowań na czarownice. W 1530 roku rozesłano okólnik zalecający ostrożność, zaś wkrótce potem Suprema nakazała przesyłanie do siebie wszystkich wyroków do zatwierdzenia - i z reguły je łagodziła. Ograniczono także dowolność postępowania, żądano dowodów iż taka czy inna szkoda nie mogła powstać z przyczyn naturalnych, lecz jest efektem działania magicznego. Wszystko to prowadziło do niechęci ze strony sędziów świeckich, którzy orzekali w sprawach o czary znacznie wyższe wyroki i czynili to dużo łatwiej. Niechęć ta była tym większa, że inkwizycja zabroniła przekazywania swoich aresztantów sądom świeckim i biskupim, gdyż równało się to częstokroć w praktyce wyrokowi śmierci.

Znany jest też wypadek, w którym w jednym z trybunałów przyjęto wykładnię, iż samo zgłoszenie oskarżenia o czary mogło być zinterpretowane jako... herezja. Ten prosty manewr powstrzymał nawałę donosów i ostudził ogólną histerię ludności.

Do dziś nie do końca wyjaśnione są powody tak wielkiej powściągliwości inkwizycji w sprawie czarów. Na pewno jakąś rolę odegrała tu - dość sceptyczna - postawa Inkwizytorów Generalnych (którzy byli z reguły ludźmi wykształconymi), niechęć do represjonowania tzw. starych chrześcijan oraz to, że inkwizycja posiadała zarówno kadry naukowe zdolne do chłodnej refleksji nad sprawą, jak i aparat umożliwiający powstrzymanie samowoli swoich trybunałów. Nadto podsądni w sprawach o czary wywodzili się z dołów hiszpańskiego społeczeństwa - co czyniło ich w oczach trybunału raczej ofiarami, niż wspólnikami diabła.

Momentem zwrotnym okazała się - paradoksalnie - najbardziej tragiczna karta. W górskim regionie Zugarramurdi w Baskoni, pod wpływem łowów na czarownice uprawianych w pobliskiej Francji wybuchła psychoza strachu. Dokonywano krwawych samosądów, tak że wiele osób zgłaszało się z denuncjacją lub autodenuncjacją do władz świeckich, kościelnych i inkwizycji. Ta ostatnia postanowiła wysłać z misją wizytatora, Juana Valle de Alvarado. Ów w trakcie kilkumiesięcznej wędrówki zebrał oskarżenia przeciw 280 osobom, z czego aresztowano 40 osób (11 z nich otrzymało wyroki śmierci - z tego faktycznie spalono 6 osób).

Wydarzenia te nie uśmierzyły psychozy w regionie - przeciwnie, samosądy przybrały na sile. W tej sytuacji Suprema zdecydowała się posłać innego wizytatora - został nim członek trybunału inkwizycyjnego Alonso de Salazar y Frias. On także podjął, trwającą 8 miesięcy, wędrówkę po górskim regionie Zugarramurdi. W wyniku auto- i denuncjacji zebrał oskarżenia przeciw ponad 6000 osób. Alonso jednak był prawnikiem i to krytycznym - nie aresztował nikogo, lecz poddał analizie zgromadzony materiał dowodowy. Wykonał także wizje lokalne na miejscu rzekomych sabatów, wykonał próby działania "maści czarownic" (jak łatwo się domyślić, okazało się iż nie potrafi ona ani umożliwić lewitacji, ani nie jest szkodliwa dla zwierząt), dokonał konfrontacji zeznań a nawet zlecił badania lekarskie kobiet, które twierdziły że współżyły z szatanem (niektóre z nich okazały się być dziewicami).

W tej sytuacji napisał raport dla Supremy, w którym zawarł m.in. następujące słowa :

'[...] Rozważywszy to wszystko z należytą chrześcijańską wnikliwością, nie znalazłem najmniejszych podstaw, by sądzić, że choćby w jednym przypadku doszło do prawdziwych czarów.

[...] Na podstawie mojego doświadczenia wnioskuję o wadze milczenia i powściągliwości, jako że nie było czarownic ani zauroczonych, dopóki nie zaczęto mówić i pisać na ich temat.[...]'

31 sierpnia 1614 roku Suprema przyznała, iż wyroki w sprawie regionu Zugarramurdi były błędem i formalnie rehabilitowała skazanych, co wiązało się z cofnięciem konfiskat itp. kar dodatkowych. Aby aresztować jakąkolwiek osobę z oskarżenia o czary, potrzebne było od tej chwili przedstawienie niezbitych dowodów, zgoda wszystkich członków trybunału oraz uzyskanie zezwolenia Supremy. Umorzono wszystkie trwające jeszcze procesy o czary, zaś lokalne trybunały otrzymały specjalne kwestionariusze pytań, które miały sformalizować przesłuchania w sprawach o czarostwo. Jeśli ktoś sam zgłaszał się do trybunału należało zadać pytanie czy owa niewierność zdarza się tylko nocą, czy też w dzień - po usłyszeniu odpowiedzi "nocą" kwalifikowano zeznania jako relację ze snu i nie brano ich pod uwagę. Zakazano publikowania sensacyjnych szczegółów i odebrano możliwość orzekania w sprawach o czary sądom świeckim. Wezwano do nasilenia ewangelizacji na terenach objętych psychozą strachu przed czarownicami.

Mimo że przez wiele jeszcze lat w Europie płonęły stosy, po przełomowym roku 1614 inkwizycja hiszpańska nie skazała na śmierć ani jednej osoby w sprawie o czary - wszystkie procesy kończyły się uniewinnieniem lub czysto symbolicznymi karami. Stanowi to jaskrawy kontrast z krajami protestanckimi - nic zresztą dziwnego jeśli pamięta się jak wielkim zapałem, wręcz obsesją chwytania czarownic pałał zarówno Marcin Luter, jak i Kalwin (w 1545 roku Kalwin spalił za czary - wg własnego widzimisię, bez żadnego sądu - 31 osób w Genewie).

Choć trudno w to uwierzyć człowiekowi wychowanemu na propagandzie mówiącej jak to inkwizycja hiszpańska polowała na czarownice, fakty świadczą iż właśnie zachowanie świętego Officium w tej sprawie stanowi najjaśniejszy punkt na mapie średniowiecznej Europy.

 

Zakres zainteresowań Inkwizycji

Jako się rzekło, magią i czarownicami zajmowała się inkwizycja raczej niechętnie. Jakie były w takim razie jej główne dziedziny zainteresowań ? Można właściwie je podzielić na cztery rodzaje :

  • judaizujący chrześcijanie
  • moryskowie (mahometanizujący chrześcijanie)
  • heretycy
  • przestępcy przeciw moralności (sodomici, bluźniercy, bigamiści etc.)

Wbrew obiegowym opiniom, Inkwizycja nie posiadała uprawnień do poddawania śledztwu osób nie będących katolikami (wyjątkiem było czynne znieważenie katolicyzmu lub kapłanów, niemniej procesy takie były rzadkością). Tak więc na przykład deportacje Żydów z Hiszpanii nie miały nic wspólnego z Inkwizycją - były posunięciem królewskim.

Zasady zachowania zakresu działania bardzo pilnie przestrzegano - w [1] przytoczony jest casus, kiedy to w 1623 roku w Valladolid pewna skazana kobieta prowadzona na miejsce egzekucji poczęła krzyczeć, jakoby nigdy nie została ochrzczona. Reakcją było natychmiastowe wstrzymanie egzekucji i śledztwo, czy tak jest w istocie.

Podobnie przepisy nie zezwalały na poddawanie śledztwu dzieci - z przykrością trzeba jednak powiedzieć, iż zakaz ten bywał obchodzony.

Być może najbardziej znaną i komentowaną sprawą jest okres zwalczania herezji Katarów (albigensów), których przedstawia się dziś często jako niewinnych i łagodnych dziwaków. Prawda jednak była inna - Katarzy uważali świat materialny ( w tym ciało człowieka) za dzieło szatana a seks - za zbrodnię. Obrzęd "Oczyszczenia" polegał na zamurowaniu wskazanej osoby celem wyniszczenia jej ciała przez śmierć głodową. Bezpośrednim powodem niechęci chrześcijan do Katarów były morderstwa ( i to na dużą skalę) jakich dopuszczali się oni na katolikach ( szczególnie na duchownych). Nie zamierzam tu twierdzić, iż lekarstwo (wyprawa krzyżowa przeciw albigensom) było mniej krwawe niż choroba - jednak stanowczo należy przeciwstawić się legendzie o "łagodnych Katarach".

W procesach przeciw albigensom uczestniczyła jedna z postaci "czarnej legendy inkwizycji", inkwizytor Tuluzy Bernard Gui. Propaganda antykatolicka ( a także współcześni literaci - patrz Imię Róży Umberto Eco) przypisują mu niezwykłą krwiożerczość i "palenie wszystkich jak leci". Dokumenty mówią jednak, iż wydawał on mniej więcej 1 orzeczenie "przekazania ramieniu świeckiemu" (czyli praktycznie kary śmierci) na 100 procesów. W swym podręczniku pisał iż inkwizytor powinien: "zawsze zachować spokój, nie dać się ponieść złości ani oburzeniu... powinien nie zatwardzać swego serca i nie odmawiać zmniejszenia albo złagodzenia kary zależnie od towarzyszących okoliczności... W przypadkach wątpliwych powinien być ostrożny, powinien wysłuchiwać, dyskutować i badać, aby dojść cierpliwie do światła prawdy"[2].

Podobna historia jest z Torquemadą - najbardziej "czarna" wersja mówi o 2% wyroków śmierci. I on zostawił zapiski, w których napominał aby "sędziowie nie ulegali gniewowi ani łatwym uproszczeniom, aby pamiętali o miłosierdziu i o tym, że ich celem jest zwalczanie grzechu, nie grzeszników."[2] Takie słowa mniej dziwią, jeśli się wie iż ów człowiek, stanowiący ulubiony cel ataków swój majątek (już za życia, nie dopiero testamencie) przeznaczał dla biednych ( w tym dla rodzin osób skazanych przez inkwizycję).

Chciałbym być dobrze zrozumiany, dlatego też powtórzę zastrzeżenie z początku tego tekstu - bynajmniej nie zachwyca mnie że 1 czy 2% oskarżonych zostało straconych. Niemniej obraz ten tak jaskrawo różni się od przedstawianego w literaturze popularnej i rozpowszechnionego w świadomości milionów ludzi, iż trudno nie podziwiać sprawności propagandy antykatolickiej, która go ukształtowała. Dla przykładu : Robert Steel w poważnym dziele Social England pisze "W Anglii liczba powieszonych za herezję przewyższa trzydzieści do czterdziestu razy analogiczne dane dla działalności Inkwizycji Hiszpańskiej". A jednak inkwizycja jest na ustach i w świadomości wszystkich, zaś o rzezi katolików wstydliwie zapomniano.

Podobnie sprawa ma się z tzw. rewolucją francuską. W ciągu zaledwie dwu lat (1792-1794) zabito 36000 ludzi, w tym 12 000 bez sądu. O XX-wiecznych ( liczonych dziesiątkami milionów) ofiarach komunizmu nawet szkoda wspominać. Zresztą - jeśli mówimy o Hiszpanii - to komuniści zdołali tam w ciągu czterech lat (1936-1939) rzekomo oświeconego wieku XX zamordować 60 000 ludzi których jedyną wina było pochodzenie, śluby zakonne, posiadanie majątku lub zbyt wysokie wykształcenie. Jak widać, tworzone często porównania inkwizycji do stalinizmu czy hitleryzmu (socjalizmu internacjonalistycznego lub nacjonalistycznego) są głęboko nieuzasadnione i dla Officium krzywdzące.

Oczywiście to wszystko nie stanowi jakiegoś usprawiedliwienia inkwizycji - cieszyłbym się jednak, gdyby w oskarżeniach zachowano odpowiednie proporcje, i by Ci których "współwyznawcy" (zarówno wiary jak i niewiary) mają znacznie więcej ofiar na sumieniu nie ujawniali tak dobrego samopoczucia oskarżając Kościół Katolicki.

Prześladowania zarówno "mahometanizujących" jak i "judaizujących" chrześcijan (nigdy - przynajmniej ze strony inkwizycji - ortodoksyjnych Żydów) są najprzykrzejszą sprawą dla katolika przy omawianiu inkwizycji hiszpańskiej. I nie jest żadnym pocieszeniem, iż reszta Europy nie była w tej dziedzinie lepsza ani że przywódca Reformacji, Marcin Luter, nienawidził Żydów, planował ich wyniszczenie lub wypędzenie z Europy oraz że wzywał do pogromów. Owszem, powinno to nieco stonować zapędy krytyczne naszych Braci Odłączonych, niemniej stanowi niewątpliwie powód do smutku i przeprosin ze strony katolików.

"Judaizujący" byli prześladowani szczególnie w pierwszych latach istnienia Officium, kiedy to nie ujęto jeszcze śledztwa w twarde ramy przepisów, a poszczególne trybunały lokalne miały dużą samodzielność. Co gorsze, byli oni niejako wzięci " w dwa ognie" - z jednej strony stała inkwizycja, z drugiej zaś ortodoksyjni Żydzi, którzy nie cierpieli "przechrztów". Do końca XV wieku w ściganiu "judaizujących" z inkwizycją aktywnie współpracowali więc lokalni rabini.

Pod koniec XV wieku papież Sykstus IV próbował ograniczyć samowolę hiszpańskiej inkwizycji wydając w 1482 specjalną bullę. Zarzucał w niej inkwizytorom kierowanie się żądzą zysku i wystawianie dusz podsądnych na niebezpieczeństwo, przypominał o obowiązku zaznajamiania oskarżonych z zarzutami, brania pod uwagę okoliczności łagodzących oraz umożliwienia apelacji do Rzymu. Nakazywał także przestrzeganie prawa oskarżonego do posiadania adwokata. Szczególnie ważne było to, iż papież udzielił jednocześnie generalnej amnestii.Wielu historyków jest zgodnych, że gdyby papież nie ugiął się przed żądaniami królów hiszpańskich i nie odwołał tej bulli, byłby to koniec hiszpańskiej inkwizycji. Niestety, papiestwo nie wykazało należytego hartu ducha i od tej chwili Rzym praktycznie stracił wpływ na inkwizycję. Doszło nawet do tego, iż papieskie zarządzenia zmierzające do poprawy losu oskarżonych nie mogły być w Hiszpanii rozpowszechniane - król wsparł wręcz ten zakaz karą śmierci.

W późniejszych wiekach nacisk przesunął się z represji na próby nawrócenia, choć przyznać trzeba że jeszcze kilkukrotnie aktywność Officium w tej dziedzinie rozpalała się na nowo.

Przestępcy przeciw moralności (bluźnierstwa, bigamia, nieortodoksyjność, magia, sodomia) stanowią przedmiot większości spraw począwszy od XVI wieku, przy czym inkwizycja jest zwykle łagodniejsza w tych sprawach niż równoległe sądy świeckie. Być może przyczyna leżała w tym, iż Officium była przeznaczona nie tyle do sądzenia grzeszników, co do zapobieżenia odstępstwom od wiary. Tak więc np. prędzej interesowano się kimś kto głosił iż współżycie przed ślubem nie jest grzechem niż kimś kto taką rozpustę praktykował.

W sposób ścisły, inkwizycja była urzędem o charakterze eksperckim której jedyne prawdziwe zadanie polegało na orzekaniu o zgodności lub sprzeczności różnych poglądów, prądów i czynów z regułami wiary. W tym sensie inkwizycja istnieje do dziś pod nazwą Kongregacja ds. Doktryny Wiary.

 

Konkluzja:

Inkwizycja robiła złe rzeczy, ale wiele osób ubarwia sobie fakty... PAMIĘTAJCIE O 600000000000000000000000000000000000000000000000 stosów!

Edytowano przez KochamChemie
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

 

Wypełniając przykazania boże.

A gdy to, co skażone, przyoblecze się w to, co nieskażone, i to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność, wtedy wypełni się słowo napisane: Pochłonięta jest śmierć w zwycięstwie! Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje?  A żądłem śmierci jest grzech, a mocą grzechu jest zakon; (57) ale Bogu niech będą dzięki, który nam daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. A tak, bracia moi mili, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu. " 1 koryntian

 

Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar;
Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił
. Efez. 2:5,8-9

 

Nie da się wypełnić zakonu. Jedynie Jezus go wypełnił i w Nim mamy zbawienie. Nie ma zbawienia z uczynków. Zbawienie jest z łaski. Bo nie ma czegoś takiego jak zasłużyć na zbawienie. Nikt na nie nie zasłużył .Dlatego nazywa się to łaska.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Nie da się wypełnić zakonu.
*przykazań. Unikajmy tej spaczonej retoryki.

 


Zbawienie jest z łaski. Bo nie ma czegoś takiego jak zasłużyć na zbawienie. Nikt na nie nie zasłużył .Dlatego nazywa się to łaska.
Więc grzech, choćby był największy, po zwykłym pomyślunku na zasadzie "o, sorry, Boże" znika jak ręką odjął? Żadnej pokuty, żadnego zadośćuczynienia, tylko myśl i w sumie masz czyste sumienie?
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Więc grzech, choćby był największy, po zwykłym pomyślunku na zasadzie "o, sorry, Boże" znika jak ręką odjął? Żadnej pokuty, żadnego zadośćuczynienia, tylko myśl i w sumie masz czyste sumienie? 

Dokładnie. Bo to Jezus decyduje o tym to będzie zbawiony. Wiem, że to może być co dla niektórych straszna myśl, ale hej, pogódź się z tym, że na zbawienie nie można sobie zapracować. To dar, który pochodzi tylko od Boga. Czy tego chcesz czy nie. 
 
I odnośnie Inkwizycji. Była zła i błędna, ale nie aż tak zła jak niektórzy twierdzą.
 
W Watykanie zaprezentowano owoc wielkiej sesji naukowej z udziałem wybitnych historyków z kilkunastu krajów, która odbyła się w 1998 r. Po sześciu latach specjalna komisja redakcyjna zakończyła prace, którymi kierował profesor historii chrześcijaństwa Agostino Borromeo z rzymskiego uniwersytetu La Sapienza. – Dyskusja nad inkwizycją przenosi się na płaszczyznę czysto historyczną, operuje solidnymi danymi statystycznymi – powiedział dziennikarzom podczas prezentacji tomu.
 
Inwizycja w liczbach
 
Liczbę ofiar inkwizycji szacowano na setki tysięcy, a nawet miliony. Tymczasem według najnowszych badań – w 1998 r. Jan Paweł II odtajnił watykańskie archiwa inkwizycji – ciesząca się najbardziej ponurą sławą inkwizycja hiszpańska w latach 1540–1700 przeprowadziła 44 674 procesy z oskarżenia o zdradę świętej wiary katolickiej. Na karę śmierci skazano w nich dokładnie 1,8 proc. oskarżonych. Na dodatek część ze skazanych na śmierć sądzona była zaocznie (zdążyli zbiec lub ukryć się przed inkwizytorami) – na stosach spłonęły symboliczne kukły.
 
Nieszczęśników, którzy nie wymknęli się trybunałom Świętej Inkwizycji i zostali uznani winnymi, czekał los okrutny. Kiedy inkwizycja okrzepła, dostojnicy Kościoła i katolickiej monarchii hiszpańskiej zdali sobie sprawę, że mają w rękach potężne narzędzie urabiania mas w duchu posłuszeństwa religii i państwu. Ogłoszenie i wykonanie wyroku bywało widowiskiem przyciągającym tłumy. Skazanych prowadzono w uroczystej procesji, w asyście zakapturzonych księży i ze śpiewem. Skazańcowi golono głowę, nakładano mu wysoką szpiczastą czapkę, ubierano w strój hańby – zwany sanbenito – coś w rodzaju żółtego worka pokutnego z wymalowanymi diabłami, piekielnymi płomieniami i imieniem ofiary. Jeśli w ostatniej chwili wyrzekł się grzechu herezji, mógł liczyć na złagodzenie kary. Duszono go przed spaleniem. Kto z tej możliwości nie skorzystał, trafiał na stos żywy i z zakneblowanymi ustami, by nie próbował przeklinać katów. Tak umierał renesansowy włoski filozof Giordano Bruno, jedna z najsławniejszych ofiar inkwizycji (1600 r.). Ostatnie takie widowisko – znane pod nazwą auto dafé (z portugalskiego – akt wiary) – urządzono w Meksyku w połowie XIX w.; w Europie należały już one do przeszłości.
 
Jak pogodzić lochy, tortury i stosy inkwizycji z Ewangelią? Nie jest tak, że Kościół musiał stworzyć tę instytucję, która do dziś wyrządza mu wielkie szkody moralne. Czarnej legendy inkwizycji nie wyssali z palca wrogowie Kościoła. Ale nie jest też tak, że inkwizycja nie budziła w chrześcijanach wstrętu. I że nie próbowali oni jakoś zahamować rozpędzonej machiny, która zresztą zmiażdżyła niejednego z funkcjonariuszy kościelnego terroru. Przeciwko nadgorliwcom protestowali u papieża niektórzy biskupi. Okrutny inkwizytor francuski Robert Le Bourge doprowadził bezwzględnością działania do zamieszek i został aresztowany na rozkaz papieski.
 
Władcy sumień
 
Starożytny pisarz chrześcijański Laktancjusz (IV w.) pisał, że religia jest przedmiotem wolnej woli, nie można jej nikomu narzucać, lepiej przekonywać słowami niż razami (verbis melius quam verberibus res agenda est). Pokusa nawracania siłą przyszła wraz z sojuszem ołtarza z tronem. Skoro prawo rzymskie karało śmiercią za obrazę majestatu cesarza, jakże tolerować znieważanie majestatu boskiego? Kiedy narodziła się europejska teokracja – rodzina państw chrześcijańskich, w których władca poczuwał się do obowiązku obrony i krzewienia religii – zgubne ziarno zostało posiane. Religia była dosłownie sprawą śmiertelnie poważną, wszak chodziło w niej o zbawienie wieczne. I państwu, i Kościołowi zależało na tym samym: na jedności i porządku. Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Zdrada religii oznaczała zdradę państwa.
 
Pierwszy akt dramatu inkwizycji rozegrał się w związku z herezją katarów (z greckiego czysty) – pięknie pisze o nich Zbigniew Herbert w „Barbarzyńcy w ogrodzie”. Ten potężny ruch religijno-społeczny miał w średniowieczu wiele nazw i odmian, ale ostrze zawsze kierował przeciwko ziemskim potęgom Kościoła i państwa. Kościół nie radził sobie z ekspansją katarską na południu Europy – groźba ekskomuniki (czyli wyłączenia ze wspólnoty) nie działała, bo katarzy uważali ziemski Kościół za grzeszny i nie chcieli być jego częścią, odrzucali też obowiązki względem państwa. W końcu ogłoszono krucjatę przeciwko herezji (to od katarów pochodzi słowo kacerz) i to pomogło. Do walki z katarami powstała inkwizycja – dosłownie poszukiwanie, ściganie. Papież Grzegorz IX polecił w 1233 r. nowym zakonom dominikanów i franciszkanów wprowadzić inkwizycję w życie. Nie było jeszcze osobnej instytucji, papież mianował specjalnych wysłanników na tereny zagrożone herezją. Tam gdzie oni urzędowali, urzędowała inkwizycja. Kolejni papieże tej epoki starali się ukrócić ewentualną samowolę inkwizytorów, wyroki śmierci czy tortury musiały mieć aprobatę lokalnego biskupa.
 
Nie ma przekonujących dowodów, że inkwizytorzy to byli sami fanatycy, sadyści czy psychopaci. Większość stanowili ludzie, którzy starali się w dobrej wierze służyć religii i Kościołowi i trzymali się nakazanych reguł. Przybywszy na miejsce misji, ogłaszali tzw. czas łaski – wiarołomcy mogli zgłosić się dobrowolnie i wyznać winę. Czekała ich wtedy kara niezbyt surowa, na przykład pielgrzymka. Jak łatwo się domyślić, takich dobrowolnych samooskarżeń nie było wiele, za to pojawienie się papieskich inkwizytorów kusiło do załatwiania miejscowych porachunków. Gros oskarżeń pochodziło z donosów.
 
Wprawdzie przepisy nakazywały sprawdzanie wiarygodności świadków – krzywoprzysiężcy byli surowo karani – i zawierały pewne zabezpieczenia praw oskarżonych, praktyka jednak miała niewiele wspólnego z naszymi współczesnymi wyobrażeniami uczciwego procesu sądowego. Szło w nich o jedno: o wydobycie z oskarżonego wyznania winy. To prowadziło prostą drogą do nadużyć. Tortur nie wolno było stosować ponad miarę (kwadrans, góra – godzina) i tylko jeden raz, ale co warte są zeznania wymuszone torturami? I co za pociecha z tego, że ojciec, który fałszywie oskarżył syna o herezję, został ukarany dożywociem? 
 
Sedno sprawy – z naszego punktu widzenia – polega na tym, że w ruch poszedł mechanizm wyzwalający najciemniejsze strony człowieka. Ponurym echem odezwie się on w praktykach, późniejszych o wiele wieków, reżimów totalitarnych.
 
Polityczne Auto-da-fé
 
Inkwizycja zamiast wierze zaczęła służyć też polityce. Gdy francuski zakon rycerski templariuszy (wziął miano od świątyni – templum – Salomona w Ziemi Świętej) urósł w potęgę, król Filip Piękny zażądał od papieża Klemensa V (XIV w.), by go rozwiązał. Oficjalny powód był oczywiście inny: zakonnicy-rycerze mieli rzekomo wyrzekać się Chrystusa i nurzać w rozpuście. Na rozkaz króla templariuszy francuskich aresztowano i poddano torturom. Wymuszone zeznania przeczytał papież i kazał uderzyć w cały zakon. Gdy się dowiedział, jak je zdobyto i że templariusze je odwołali, cofnął dekret o uwięzieniu. Sprawa oparła się o sobór Kościoła w Vienne (1311 r.). Jednak pod naciskiem króla zakon ostatecznie rozwiązano, a jego dobra skonfiskowano. 54 czołowych templariuszy Filip posłał na stos – słabe papiestwo przegrało. A kiedy Kościół słabł, na sile zyskiwała władza świecka, która skwapliwie wykorzystywała inkwizycję do własnych celów.
 
Tak było na Półwyspie Iberyjskim – w katolickich królestwach Hiszpanii i Portugalii – gdzie rozegrał się drugi, najbardziej znany akt dramatu. Katoliccy monarchowie hiszpańscy – Izabela i Ferdynand – chcieli umocnić swe rządy w państwie, gdzie wielkie i trwałe były wpływy społeczności muzułmańskiej (moryskowie) i żydowskiej (marrani). Spośród nich rekrutowali się nowi chrześcijanie, posiadający spore majątki i wysokie godności. Marranem był np. kardynał Juan de Torquemada, stryj słynnego wielkiego inkwizytora Thomasa.
 
Papież Sykstus IV dał w 1478 r. Izabeli i Ferdynandowi przywilej powoływania inkwizytorów. Kiedy w 1492 r. monarchowie nakazali wszystkim żydom opuścić królestwo, część z nich przeszła na chrześcijaństwo, by móc pozostać w ojczyźnie. Inkwizytorzy węszyli podstęp. Oskarżali marranów o potajemne praktykowanie wiary żydowskiej. Pierwszy stos zapłonął już w 1481 r. Posypały się surowe wyroki, masowe aresztowania, konfiskaty majątków.
 
Z Hiszpanii inkwizycja powędrowała do zamorskich kolonii katolickiego imperium, od Peru do Meksyku. Zamorskie trybunały inkwizycyjne – w Indiach (Goa), Brazylii i Angoli – miała też Portugalia. Archiwa inkwizycji portugalskiej zachowały się nienaruszone. Wynika z nich, że w latach 1534–1760 wydała ona 1808 wyroków śmierci. Egzekucji dokonywała władza świecka (wykonano niespełna 1200) – Kościół mógł w ten sposób bronić się przed zarzutem, że stosując przemoc, gwałci Ewangelię.
 
Po katarach i nowych chrześcijanach przyszło kolejne wyzwanie – protestantyzm. W 22 lata po obłożeniu reformatora Marcina Lutra ekskomuniką Kościół ustanowił bullą Pawła III inkwizycję rzymską (1542 r.). Tworzyło ją początkowo 6 kardynałów, mających kontrolę nad terenem ówczesnego państwa kościelnego. Inkwizycja rzymska rozpatrywała sprawy o przejście na protestantyzm, ale i – jak inne trybunały w Europie – oskarżenia o czary i łamanie prawa kościelnego. Pomocą służyła inkwizytorom utworzona w 1571 r. kościelna kongregacja indeksu ksiąg zakazanych. Przed rzymskim trybunałem stanął astronom Galileusz, który wyparł się swych poglądów naukowych i dzięki temu został skazany na odmawianie psalmów i areszt domowy (1633 r.).
 
Stosy czarownic
 
Gorliwymi inkwizytorami okazali się też protestanci. Nie naśladowali instytucji, ale posługiwali się tymi samymi metodami, nie trzymając się nawet tych pozorów praworządności, jakimi były przepisy i procedury narzucone inkwizycjom katolickim. Prześladowali i mordowali tych, którzy nie chcieli zaprzeć się wiary katolickiej lub buntowali się przeciwko nowym porządkom – jak niemieccy anabaptyści.
 
Rzymską inkwizycję rozwiązano w 1908 r., zastępując ją Kongregacją Świętego Oficjum. Po reformach II Soboru Watykańskiego, który ogłosił m.in. przełomową deklarację o wolności religii, Oficjum zastąpiono Kongregacją Doktryny Wiary – kierował nią kard. Józef Ratzinger.
 
Inkwizycja kojarzy się również z polowaniami na czarownice. Jeden z najpopularniejszych podręczników inkwizycyjnych dwóch jego średniowiecznych autorów-dominikanów nazwało właśnie „Młotem na czarownice” (1488 r.). Nie wiadomo dokładnie, ile nieszczęsnych kobiet zmiażdżył ten młot. Prof. Borromeo twierdzi, że w Hiszpanii na śmierć skazano 59, we Włoszech – 36, w Portugalii – 4, za to w Szwajcarii 4 tys., a w Niemczech – 25 tys. Sądy świeckie miały być pod tym względem dużo gorsze niż trybunały inkwizycyjne.
 
Posoborowy Kościół rzymski wielokrotnie wyrażał skruchę z powodu ekscesów inkwizycji. Przepraszał za nie Jan Paweł II. Nie spodobało się to odłamowi katolików, którzy uważają, że przeciwnicy Kościoła świadomie stworzyli czarną legendę inkwizycji, by kompromitować katolicyzm jako religię ciemnoty i represji. Co innego jednak rzetelne badania historyczne i wynikające z nich korekty, a co innego ocena moralna. Współczesnej wrażliwości nie wypada przerzucać się liczbami: że spalono tylko tylu, a aż tylu darowano życie i ukarano łagodnie. Zło nie polega na liczbach, tylko na mechanizmie służącym temu, by przemocą bronić jedynie słusznej wiary.

 

 

Edytowano przez Sttark
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...