Skocz do zawartości

[Zapisy][Gra]A w przyszłości chcę zostać czarnym charakterem.


Recommended Posts

Al'Tharad zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy w jego życiu natrafił na kogoś, kto zdołał go przewyższyć poziomem rozmowy. To było niespotykane, oraz bardzo pouczające. Może i negocjacje z Lordem się nie powiodły ale na pewno były bardzo pouczające.

- Oczywiście, mogłem się spodziewać że człowiek rządzący tym miastem nie będzie taki...typowy. Rzekłbym nawet "normalny". - Szata odrobinę nachyliła się nad biurkiem, kaptur przybliżając bardziej w stronę twarzy patrycjusza.

- Nie wspominałem o wybuchającym trollu. Czym pan jest? Magiem? Jasnowidzem? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem Lordem Vetinari piastującym urząd Patrycjusza Ankh Morpork. Nie sądzi pan chyba, mój drogi nieznajomy, że nie wiem o rzeczach, które zachodzą w moim mieście? Wiem zarówno o wybuchających Gildiach, jak i trollach. Obserwuję i podejmuję stosowne kroki, od tego tu jestem - odpowiedział z całkowitym spokojem. Brak twarzy gościa widocznie mu nie przeszkadzał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż, technicznie rzecz ujmując to miałaś być moim obiadem, ale uznałem że trochę mi cię szkoda bo tak na tej wsi mieszkałaś a tam nudno i cię przygarnąłem. Trochę tak jakbyś ty kurczaka adoptowała zamiast zrobić z niego zupę. - powiedział do dziewczyny. - No ale jesteś ciekawą osobą a ja lubię pogadać z kimś czasem więc, nie żałuję. - powiedział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wie pan o wybuchających gildiach...i nic pan z tym nie robi. Czy jako miłościwie nam panujący Lord nie powinien pan zapobiegać wszystkim taki incydentom. Gildia alchemików wysadza się w powietrze, no dobrze. Co jeśli za którymś razem eksplozja będzie mocniejsza? Nie budynek gildii a pół miasta, dajmy na to? Może nawet ten pałac.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewnie tak - zgodziła się Hana. Niebawem stanęli przed siedzibą Gildii. Most nad fosą zawsze był otwarty, więc nie było problemu z wejściem. Do czasu. 

- Ta pani jest członkiem Gildii? - zapytał goblin przy wejściu. 

 

- W miastach zdarzają się pożary, powodzie i inne kataklizmy. Nie mogę zapobiec im wszystkim. I nie widzę sensu zapobieganiu, to jak walka z wiatrakami. Cała rzecz polega na tym, żeby eksplozje zdarzały się, bo wtedy nikogo to nie dziwi i nikt nie odważy się panikować. A jeśli spłonie jakaś część miasta, cóż... Odbuduje się ją. Nie powinniśmy przywiązywać się nazbyt do rzeczy materialnych, a ja nie muszę żyć w pałacu - odpowiedział Vetinari uprzejmie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rozumiem. - Odpowiedział, po czym szata odwróciła się.

- W takim razie muszę pomóc alchemikom w inny sposób. Legalnie lub nie. Miłego dnia Lordzie. - Pożegnał się i ruszył do wyjścia. 

Co prawda, Al'Tharad po raz pierwszy przegrał z kimś wymianę zdań. Nie było to przyjemne ale jednocześnie świeże. To było coś nowego. I to mu się podobało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czyli zna również moje imię. Interesujące. - Mówił sam do siebie, opuszczając pałac.

Zatrzymał się po kilku krokach. Zdał sobie sprawę, że przez to całe podziwianie budowli w ogóle nie zwrócił uwagę na drogę, jaką tu przebył. Krótko mówiąc, nie miał pojęcia jak wrócić.

- Więc...dokąd teraz? - Zastanawiał się, nie tracąc swojego wrodzonego spokoju. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Szukasz kogoś? - zapytał znajomy głos. Widle siedział na jednym z murków i wpatrywał się z uśmiechem w Al'Tharada. Prawdopodobnie. 

-Jak tam spotkanie z Patrycjuszem? 

 

Najemnicy byli na tyle zorganizowani, że mieli nawet swoje własne ramki. Wyjechali więc z Ankh Morpork jedną z bocznych bram i teraz przemierzali pola w poszukiwaniu odpowiedniej wioski i w końcu pojawiła się jedna na horyzoncie -niewielka, ale dobra na początek. Była otoczona drzewami, co stanowiło plus. Kilku wieśniaków przechadzało się z krowami. 

 

Jak można się było spodziewać, Hana była zamkiem zafascynowana - najbardziej trójgłowym psem, którego nie omieszkała dotknąć i pogłaskać. Ten jednak nie wydawał się być tym specjalnie poirytowany i raczył nie odgryźć jej ręki.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jest to bardzo wykształcona osoba. Bardzo. - Odpowiedział, jak zawsze kierując się głosem Widle. - Jednakże nie udało mi się osiągnąć celu, oraz nie mam pojęcia jak wydostać się z tej dzielnicy. Nie jestem w zbyt korzystnej sytuacji. - Przyznał, swoim spokojem maskując wstyd jaki odczuwał. 

- Co mam teraz robić? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wioska wydawała się dobra na początek, ale Hiacynt nie za bardzo wiedział, jak ją przejąć. Zaobserwował kilka sprzyjających im okoliczności przyrody, ale wolał, żeby elf pomógł mu z częścią strategiczną.

- A więc co proponujesz na początek? Masz dla mnie jakieś porady? - brunet spytał się elfa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ha, pierwszy raz słyszę takie określenie. No, ale w kwestii sytuacji... miasto daje w kość, co? Gdzie chcesz iść, z powrotem do Alchemików? - zapytał, zupełnie nie postrzegając sytuacji maskowatego jako dziwnej.

 

Trójgłowy słysząc uwagę Doxana odwrócił w jego kierunku łeb i zawarczał, śliniąc się przy tym niesamowicie. Co ciekawe, ślina wytrawiała kamienną podłogę w momencie zetknięcia się z ziemią, parując przy tym niesamowicie.

- Oj nie mów mu tak, może to go obraża? - zapytała Hana i radośnie potruchtała za Doxanem do jego osobistej celi.

- Trochę tu ciemno. I co teraz będziesz robił? Napadniesz jakąś wioskę, może całe miasto? Smoki mogą robić coś poza tym?

 

- O, nie. To kwestia twojej kreatywności! Pomyśl chwilę i na pewno do tego dojdziesz - odpowiedział. Zbójcy spojrzeli po sobie, zdekoncentrowani i zagubieni. Przywódca grupy zbliżył swojego rumaka do rumaka Hiacynta.

- A gdyby tak, Lordzie Hiacyncie, wlecieć tam na pełnym pędzie, puścić z dymem jakąś chałupę, krzyczeć i mówić podłe słowa? - zapytał.

Mieszkańcy dalej zdawali się mieć w głębokim poważaniu podejrzanych typów z Hiacyntem na czele.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście że nie wracam. Wyobraża pan sobie że mam się przyznać do błędu? Że nie zdołałem zdziałać nic w ich sprawie? Mowy nie ma! Wolałbym coś pożreć. Już dawno niczego...nie strawiłem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A co zazwyczaj pożerasz? - zapytał. - Sugeruję coś w ciemnej uliczce, bo tak oficjalnie i w biały dzień to kiepska sprawa. - Widle wstał i ruszył poza teren wystawnych ulic Ankh Morpork - z powrotem w dzielnicę Mroków.

 

Rekonesans dowiódł, że wioska nie miała absolutnie żadnej ochrony. Wieśniacy co prawda coraz bardziej podejrzliwie przyglądali się przybyłym, ale nikt nie ważył się zrobić jakiegoś bardziej konkretnego kroku. Przez wieś przepływał wąski strumień, spływający z pobliskiego wzgórza i na tym kończyły się aspekty strategiczne. Jak też można było zauważyć, przeważającą część fauny stanowiły tu krowy.

 

- Nie wiem, bo w tych ciemnościach nic nie widzę. Poza tym, to ty postanowiłeś mnie zaadoptować. Powinieneś mieć plan - stwierdziła i usiadła na podłodze, próbując dostrzec coś w słabym świetle dopalającej się pochodni.

 

- To twoje prywatne preferencje - odparł zszywaniec. Ale jeśli mogę zasugerować, zrób to poza Ankh Morpork. W mieście nikogo nie zdziwi martwy rycerz na płonącym koniu. Straszliwa tu panuje znieczulica.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...