Skocz do zawartości

Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]


Magus

Recommended Posts

Sinister Spell 

Wyszła z tunelu z ulgą zaciągając się świeżym powietrzem a po chwili skierowała się w stronę domu idąc spokojnym krokiem jak typowy kucyk który wcale nie został przyłapany na samodzielnej nauce czarnej magii. Star natomiast poczekała chwilę aż Crimson się oddali i zostanie z Sinister jedynie w cztery oczy.

- Powiedz mi co ci dało wyrzekanie się własnego talentu by świat był lepszy? - Zapytała znając odpowiedz. - W tym aspekcie White Ci nie pomaga, próbowałaś być taka jak ona ale dla ciebie to nie działa. Nawet jak leczyłaś osoby co zaledwie skosztowały czarnej magii i z innymi niejasnymi problemami z którymi nie radziła sobie typowa medycyna czy zaklęcia narzekali. Pamiętasz ich słowa? W stylu "Obdzierasz mnie z każdego grosza", "Cena jest zbyt wysoka" i mój faworyt pod tym względem "To twoje powołanie, nie powinnaś brać za to pieniędzy a cieszyć się jedynie z naszej wdzięczności."

- Nic konkretnego - Patrzyła w ziemie nawet nie spoglądając w stronę Star. - To co powinnam zrobić? Kontynuować naukę czarnej magii? 

- Przestać słuchać każdego słowa White - Stwierdziła z uśmiechem. - Przestań na siłę starać się być taka jak ona, ignoruj ją kiedy mówi że coś jest złe ale wzbudza twoją ciekawość i sprawia ci przyjemność. A co do zaklęć nie ma czegoś takiego jak nadmiar wiedzy, w tym wypadku wiem że się ze mną zgadzasz. Pomyśl co byś umiała gdybyś nie zmarnowała tych sześciu lat, może byłabyś w stanie przyzwać demona, czarno magiczną broń czy używać krwi do wykonywania rytuałów. A tak to masz tylko tą swoją nędzną, nudną chemię.

- Nie chce jej stracić... - Westchnęła nie będąc pewna czy rada którą zaproponowała Star jest dobra - Mimo wszystko chce dla mnie jak najlepiej. 

- Zrób co uważasz za lepsze dla ciebie i nie bierz pod uwagę nikogo innego, to nieistotne elementy - Powiedziała będąc zadowoloną ze swoich prób, wyglądało na to że Sinister nie jest już taka pewna swojej drogi a to pierwszy krok by z niej zboczyć. - Ale na dzisiaj mam dosyć twojej szlachetności, do pojutrza bo wydaje mi się że jutro nie będziesz miała dla mnie czasu. Najpierw White a potem ta Crimson... - Ostatnie słowo wypowiedziała ziewając po czym rozpłynęła się w powietrzu.

 

Dalsza cześć jej drogi przebiegała spokojnie, na szczęście nie napotkała żadnego gwardzisty który zadawałby pytania na które musiałaby kłamać. Po około godzinie spokojnego spaceru dotarła do domu i jedyne co chciała zrobić to od razu położyć się do łóżka by zasnąć. Nie mogła jednak tego zrobić, klamoty które trzymała na półkach zawierały jej czarną magię co mogłoby stanowić problem przy nieprzewidzianej wizycie stróżów prawa Crystal. Pierścionki, monety czy pióra, to wszystko musiało zniknąć ale nie musiała tego zakopywać czy wrzucać do rzeki. Sinister znała zaklęcie które sprawiało że drobne rzeczy po prostu znikają, nie wiedziała dokąd trafiają ale wystarczająco daleko by pozbyć się ich na dobre.

 

White

- Jednodniowa sława - Powiedziała cicho do siebie rozglądając się na peronie. Niby to był dobry początek ale jej zdaniem nie był tego warty zważając na potencjalne niebezpieczeństwo jakie na siebie ściągnęła. Teraz żałowała że nie przestawiła się kapłanowi co mogłoby spowodować że w codziennym obwieszczeniu zostanie wspomniane jej imię. Nagle poczuła lekkie szturchnięcie i pierwsze co pomyślała że znowu jakiś złodziej próbuje szczęścia przy kradzieży. Tak jednak nie było bo ogier nie uciekał. 

- Nic nie szkodzi - Odezwała się i pobiegła na pociąg by nie odjechał zanim do niego wsiądzie. Gdy była już w środku wyjęła bilet i sprawdzając które miejsce zarezerwowała usiadła w trzecim wagonie przy oknie. Teraz gdy nie musiała się śpieszyć  profilaktycznie obejrzała swoją sierść i grzywę czy przypadkiem nie znajduje się na niej coś co nie powinno. Była na to mała szansa ale coś tu chyba było nie w porządku że ostatnio tyle osób się o nią ociera czy szturcha. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pociąg

Wagon, który zajęła White, był w pewnym stopniu wypełniony pasażerami. Gdzieś przy drzwiach, siedziało dwóch ogierów w średnim wieku, rozmawiających o biznesie i jak to rządy Crystal wpływają na finanse. W innym miejscu, siedziała samotna matka z dwójką źrebaków. Mały ogierek dokuczał klaczce, ciągnąc ją za grzywę, na co ta się wyraźnie skarżyła. Klacz, próbowała bezsilnie uspokoić oba źrebaki. Poza tym, siedziała tu jakaś grupa kucyków, żywiołowo rozmawiając. Patrząc na liczne walizki, musiała to być jakaś wycieczka przyjaciół. Nagle drzwi wagonu się otworzyły, a do środka weszła niepozorna klacz. Fizycznie wyglądała na bardzo kruchą i była prawie o głowę niższa od White. Sierść klaczy, była cała czerwona niczym krew, a grzywa i ogon w barwach brązu. Pod pachą niosła najwyraźniej dzisiejszą gazetę. Rozejrzała się ze zmarszczonymi brwiami po wagonie i nagle spojrzała na wolne miejsce obok White. Nic nie mówiąc, klacz usiadła obok niej, a potem rozwinęła gazetę czytając artykuły.

 

Na jednej ze stron, było zdjęcie Sinister, z nagłówkiem poszukiwana. Artykuł mówił o tym jak jest niebezpieczna i żeby się do niej nie zbliżać. Inny mówił o masakrze w Crystal Empire i poszukiwaniach psychopaty, który porwał niewinne źrebaki. Większość jednak tekstów, opierała się na największym wydarzeniu. Mianowicie walkach w Las Pegazus, na których miała się pojawić, miłosierna władczyni. Artykuł pełen był opisów przygotowań do uroczystości jak i opisów ekscytacji mieszkańców, którzy będą mogli w końcu być może, poznać ich ukochaną cesarzową. W miarę jak pociąg się poruszał, klacz dalej nie reagowała, przewracając kolejne strony gazety. Co jakiś czas jednak, można było dostrzec, że kąt oka kieruje w kierunku White. Jednak równie dobrze, mogła to być paranoja, w końcu klacz siedziała koło okna, więc nieznajomy kucyk, może chciał tylko czasem spojrzeć na interesujący go widok za oknem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

     - Ja nie jestem kucykiem, nie muszę robić tak trywialnych rzeczy. Nigdy więcej o tym ci nie przypomnę - powiedziała Mask, a ostatnie zdanie wręcz wysyczała, jednak nie ruszyła za ogierem zostając z Haze w jednym pokoju. Spoglądając na nią, trącając jej policzek swoim nosem. Wymieniły się spojrzeniami, a klaczka próbowała się odwrócić, jednak nie była wstanie...

     - Przepraszam - wyszeptała...

***

     - Wybacz ale denerwuje mnie takie podejście. - Kręciła głową. - Magia to ciężka sztuka ale nie można nazywać jej czarną choćby pochodziła od samej Sharr - powiedziała siadając na jednym ze stołków przy stole... Zastanawiając się co powinna zjeść na śniadanie, a miała całkiem szerokie pole do wyboru. - Owies z mlekiem i kanapka z żonkilem to dobre śniadanie, nie uważasz? - zapytała, spoglądając na niego... Skoro sam się zaproponował że zrobi.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Night Tale

Słysząc syk, Qualm Mask, ogier nic nie odpowiedział. Już dobrze rozumiał jej gniew i zachowanie, w końcu Haze sporo mu wyjaśniła. Winiła się najpewniej za to co się działo, choć nie chciała się temu przyznać. Dlatego była gotowa zaatakować Crystal, mimo, że nic o niej nie wiedziała. Nie był jednak pewny, za co ją uznawać jeśli nie za kucyka, w pewnym sensie. Z drugiej strony, podmieńce do pewnego stopnia i hipogryfy też przypominały w niewielkim stopniu kucyki, ale w bardzo niewielkim jednak. Qualm Mask w obecnej postaci, bardziej przypominała kucyka, ale nie było tajemnicą czemu przybrała taką postać. Zaraz jednak zwrócił uwagę na Dancing of the Fate, której minął niedawny wybuch.

 

- Rozumiem - mruknął, lekko się uśmiechając. - W czasie rytuału, można poczuć magię Crystal - lekko westchnął. - Jest odległa, dziwna i tak niezwykła. Niepodobna do niczego co znam. Ty jednak lepiej się na tym znasz niż ja zapewne - przypomniał sobie, to co mówiła wczoraj Haze o Dancig of the Fate i jej znajomości magii. - Sama stwierdzisz, co myśleć gdy to poczujesz - znów się uśmiechnął, dalej przygotowując jedzenie. Niedługo potem, przyniósł dla klaczy miskę z mlekiem i owsem, a obok położył kanapkę z żonkilem. Sam Night Tale, wybrał sobie na śniadanie tylko kilka jabłek. - Zdecydowanie uważam - odpowiedział klaczy, uśmiechając się przy tym. - Każde śniadanie, gdzie nie muszę pokazywać zdolności kulinarnych na wysokim poziomie, jest dobre

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Nie interesowały ją rozmowy o biznesach i jak to dekrety Crystal na nie wpływają, nie zwracała nawet uwagi na samotną matkę z dwójką rozrabiających źrebaków ani na żywiołowo gadające towarzystwo wokół niej. Jej ciekawość jednak wzbudziła ta krucha klacz która dosiadła się obok niej, wyglądała na słabą i niewinną ale miała świadomość że to może być tylko złudzenie. Podmieńce chyba mogły być czym tylko zachciały i wtapiając się w tłum atakowały z zaskoczenia, niestety musiała to zaakceptować i liczyć na wyuczony odruch gdy poczuje się zagrożona. Nie każe się przecież przesiąść temu kucykowi tylko dlatego że czuje się niekomfortowo jednak bała się że wyciągnie broń na niewinną osobę i zwróci to uwagę gwardii co stworzy pewne problemy. Zmienili się. Za czasów Celestii byli bardziej wyrozumiali i nie zamykali w dyby z byle powodu, na przykład gdy ktoś wyrazi sprzeciw podczas egzekucji buntowników. Spojrzała na nagłówek artykułu o Sinister. 

Ona nie była niebezpieczna... Bardziej pasowało by słowo "uczulona" na pewne zachowania jak na przykład gdy ktoś wyciąga w jej kierunku broń czy zachowuje się w stosunku do niej jakby stanowiła zagrożenie - Pomyślała jednocześnie czytając tekst o walkach gladiatorów i niespodziewanym fakcie że Crystal we własnej osobie ma się na nich pojawić. To coś nowego, jak dotąd się ukrywała i prawie nikt jej nie widział. Dlaczego jednak chce się ujawnić w czasie takiej wątpliwej uroczystości? Nie lepiej by było gdyby zrobiła to podczas jakiejś ważnej ceremonii? Na przykład w najdłuższym dniu w roku podczas letniego święta słońca, pokazać że Celestii już nie ma i to ONA wznosi tarczę słońca. O wiele bardziej pasowałoby to do wizerunku jaki tworzy propaganda, miłościwej dobrej władczyni dbającej o poddanych.

 

Po około godzinie drogi pociąg zatrzymał się w Ponyville i White z ulgą wysiadła z wagonu, powstrzymała się jednak z chęcią galopu wprost do domu Sinister by zobaczyć co u niej ponieważ chciała sprawdzić coś jeszcze. Odwróciła się i patrzyła na innych pasażerów usiłując zobaczyć czy ta krucha klacz również opuściła środek lokomocji na tym samym przystanku co ona.

 

Sinister Spell

Drugie miejsce - mruknęła rozczarowana. - Pierwsze otrzymała ta katastrofa lotnicza. Nie rozumiem tego bo od kiedy latające okręty są straszniejsze od czarnej magii? - Zwróciła się do kruka który tylko przekrzywił głowę, chyba nie miał pojęcia o czym mówiła. Spojrzała na wizerunek klaczy ukazany na ekranie a potem skierowała swój wzrok na lustro. - Hmm, nie poznaje siebie, czyżby wasz portret pamięciowy został stworzony przez ogiera bądź klacz z ostrym przypadkiem daltonizmu? Jeśli tak założyłabym się że ta osoba dostała tą pracę dzięki wysoko położonemu wujkowi... - Teraz dotarło do niej że jest głodna, w końcu wczoraj miała kupić coś na kolacje i na dzisiejszy obiad ale magia Crystal zawarta w berle skutecznie to pokrzyżowała te plany. Mając jednak nadzieje przetrząsnęła wszystkie szafki w poszukiwaniu ostatniej marchewki, ananasa czy chociażby paru żonkili. Niestety jej próby okazały się bezskuteczne. Szybko założyła torby pakując do nich dwa mieszki zawierające grudki złota z drewnianej szkatułki na wszelki wypadek jakby nie miała okazji wrócić do domu. Zamknęła za sobą drzwi przekręcając klucz dwa razy i napisała White wiadomość zawierającą informacje że znajdzie ją w Ponyville na straganach z żywnością albo w pobliżu rynku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Peron Ponyville

Kolejne kucyki, opuszczały pociąg, również te, które White mogła zobaczyć wcześniej w swoim wagonie. Nie było tam jednak nadal widać klaczy, która siedziała obok niej. Może już wyszła lub tak wmieszała się w tłum, że nie sposób było ją zobaczyć. Nic jednak nie wskazywało, by miało stać się coś złego. Kolejne kucyki mijały White, nie zwracając na nią uwagi, będąc zajętymi własnymi sprawami. Sytuacja jednak po niedługiej chwili, uległa zmianie. White mogła poczuć, jak coś delikatnie kłuje ją w bok. Gdy tylko zwróciła tam wzrok, ujrzała klacz jednorożca. Nie była to jednak ta sama, która wcześniej koło niej siedziała. Była przeciętnej postury o purpurowej sierści i seledynowej grzywie. Nawet nie patrzyła na White, tylko gdzieś w przestrzeń, uśmiechając się jak na kucyka przystało. Klacz mogła spostrzec, niewielki niepozorny kolec, wystający z kopyta jednorożca, który stał obok niej. Nie wyglądało to na niebezpieczną broń, ale pewne rzeczy dziwiły. Kolec był tak niewielki, że tylko White z bliskiej odległości mogła go zobaczyć podczas gdy inne kucyki go nie dostrzegały. Ponadto, wydawało się, że jest połączony z kopytem klaczy, a nie przez nią trzymany. Z kolca opadła niewielka fioletowa ciecz. Wszystko wskazywało, że jest zatruty.

- Zachowuj się naturalnie i idź przed siebie i nie rób nic głupiego, bo będziesz martwa - mruknęła klacz w kierunku White. - Powiem Ci gdzie się zatrzymamy po drodze - na chwile, White mogła zobaczyć jak oczy klaczy zmieniają barwę na pełny błękit, nim znów stały się różowe.

 

Ponyville

Idąc prze miasteczko, Sinister mogła zobaczyć, że wszędzie gwardia jest bardziej pobudzona niż zazwyczaj. Zaczepiali przypadkowe kucyki, pokazując im jej zdjęcie i pytając, czy jej nie widzieli mówiąc przy okazji mówiąc jak jest niebezpieczna i gotowa zabić każdego kto na nią choćby spojrzy. Gwardzistów było nawet więcej na ulicach niż zwykle, a na ścianach widniały plakaty z napisem poszukiwana. Kucyki też wyglądały na wyjątkowe zmartwione, myślą, że po miasteczku kręci się niebezpieczna klacz, mogąca stwarzać dla wszystkich zagrożenie. Nie było też żadnych śladów i graffiti od Crimson Burn. Ta jednak, równie dobrze mogła wypoczywać po intensywnym wczorajszym dniu i po prostu gdzieś spała, czekając na umówione spotkanie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Dlaczego, oh dlaczego te głupie, agresywne podkucyki, które zasługują na śmierć, nie kochają nas? 

- East, wpadłabyś może na herbatkę przed pracą? - zagadnęła Mason. 

- Czemu nie.

 Po zakończeniu apelu obie klacze ruszyły kłusem w stronę zewnętrznych dzielnic. Większa klacz zatrzymała się przed drzwiami i zaczęła chaotycznie grzebać w swojej torbie. W końcu znalazła kluczyki i otworzyła drzwi do niewielkiego mieszkania.

- Damy przodem - ukłoniła się żartobliwie i przepuściła Eastwind. 

 Istnieje wiele czerwonych flag, które mogą ostrzec gości, że z ich gospodarzem jest coś nie tak. W tym przypadku 'czerwona flaga' była dosłownym sztandarem zawieszonym koło wieszaka na okrycie wierzchnie. 

- To ironiczne - mówiła Mason wiele razy, nawet, jeśli nikt jej nie wierzył. 

 Granatowa klacz wystawiła na gaz przestarzały czajniczek i od razu przeszła do rzeczy. 

- Te igrzyska to całkiem fajna okazja, żeby się wysadzić. 

 Nastała niekomfortowa cisza. 

- Niiiieee. Nie. Nie zgadzam się. Nie.  

- Ale słuchaj, Crystal tam będzie, okazja się może nie powtórzyć... 

- Masz tylko jedno życie, i nie pozwolę ci go od tak zakończyć! Crystal nie zając, nie ucieknie. Poza tym, jak to niby zamierzasz zrobić? Myślisz, że nie będzie kontroli? 

- Może zapomniałaś, ale specjalnie po to mamy te tunele... 

- Tak, a potem pójdziesz na pieszo przez lodową tundrę do Las Pegasus. I dlatego to JA robię plany, nie ty.

 Mason wyglądała na urażoną. Zgasiła milcząco czajnik i zalała wrzątkiem mocną herbatę. 

- A więc co TY, pani "ja planuję a ty nie", zamierzasz robić? Wiesz, celem tajnego stowarzyszenia nie powinno być samo bycie tajnym. Jak zamierzacie zrobić cokolwiek, jeśli uważacie, że opuszczanie miasta z bronią to zbyt duże ryzyko?

 Eastwind zamyśliła się, wpatrując się w filiżankę w kwiatki. Trzymała się tego, że plan Mason był nie do zrealizowania - nawet, gdyby uniknęła przeszukiwań gwardzistów, nie ma mowy, żeby wpuścili ją z bronią na arenę - chyba, że w roli walczącego. A nawet, jeśliby się tam znalazła - czy mogłaby tak po prostu dźgnąć cesarzową Equestrii? Nie. Będzie tam mnóstwo gwardii, oddziałów śmierci, a Crystal będzie pewnie nosić pełną zbroję. A jednak - Mason zadała dobre pytania. Co zrobić, jak nie to? Czekać, aż Crystal sama podstawi się pod jej pyszczek? Do tego nie trzeba szpiegów, akt, spryskiwaczy czyszczących pamięć, pakowania źrebiąt pod nogi oddziałów śmierci... 

- A mówiłam ci już o tym włamaniu? 

- Tak. 

- Sprawdź, czy drzwi są zamknięte. 

 Granatowa klacz ziemska wydała odgłos irytacji, ale sprawdziła zamknięcie drzwi. 

- Na siedem kłódek, tak jak lubisz. 

 Eastwind szczerze się uśmiechnęła i poklepała klacz delikatnie po plecach. Pociągnęła jeszcze łyk herbaty i opowiedziała jej wszystko o porannym spotkaniu z włamywaczem. 

- No i nie wiem, gdzie on teraz jest, ani co dokładnie ukradł. Ale to musiało być coś ważnego, skoro strażnicy tak wariują. 

- Ja bym wzięła. 

- Ty to byś wszystko wzięła - zaśmiała się. 

 Black Mason kiwnęła tylko głową. 

- Słuchaj, jeśli chcesz iść na te igrzyska - idź. Może zdobędziesz jakieś ciekawe informacje. Wydarzenie wydaje się dość... dziwne, podejrzane. Nie wiadomo, po co Crystal się tam wybiera osobiście. Nie próbuj tylko dźgać słońca motyką, dobrze? 

- Porywać się z motyką na słońce. 

- Dobrze? 

- Eh, okej.

- Ja postaram się pogadać z Greenem i nie dać się zamknąć. 

- Ha! Jakby kogokolwiek jeszcze zamykał w więzieniu zamiast biczować! 

- Zgadzam się, upadek trzeciej władzy w naszym kraju to bardzo poważna sprawa. 

 Z poważną miną siorbnęła herbatę. 

- A nie spróbujecie go ostrzec? 

- Kogo, włamywacza? Przecież wszystko było w ogłoszeniach. Nie jest głupi, połapie się. Zrobił co zrobił. Wiedział, jakie będą konsekwencje. Jego sprawa, nie moja. On mnie o pomoc nie prosił, tylko o ciszę. Kropka. 

 Eastwind dokończyła herbatę i odstawiła filiżankę na stół. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie.

- Muszę już iść. Praca czeka. 

- Żegnajcie, towarzyszko - z udawanym akcentem rzekła Mason. 

- Żegnaj. Miłego dnia. 

 Klacz wyszła z budynku, zostawiając przyjaciółkę za sobą. Jej kroki były szybkie, ale nie biegła. Po co miałaby biec? Co prawda do pracy był kawałek drogi, ale według obliczeń, Eastwind powinna zdążyć na czas.

 Dobrze, nie powinniśmy czekać, aż Crystal podstawi się nam pod pyszczki. Ale w takim razie co? Mamy wszyscy jechać do Canterlotu pociągiem z Kryształowy Sercem? Zrobić rewolucję i czekać, aż Crystal przyjdzie ją stłamsić? I to zakładając, że nie wyśle po prostu oddziałów śmierci. Przydałoby się dać jej jakiś powód, żeby przyszła osobiście.

 Czy oddziały zawsze noszą maski przeciwgazowe? Czy są odporne na ogień? Bo ten nasz amnestyk jest niby bardzo łatwopalny. Czy zrobienie miotacza ognia ze spryskiwacza do wody to dobry pomysł? Przydałoby się zapytać tego... 

 - Ał! Kto tu postawił ten słup?

 Może zostawię sobie te pytania na wieczór. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal Empire

Nastroje w królestwie, mogły przywodzić na myśl beczkę z prochem. Wystarczyłaby iskra żeby wszyscy wokół wpadli w panikę. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu wszyscy sądzili, że po ulicach kręci się groźny psychopata. Nikt jednak nie wiedział czego do końca się spodziewać. Nikt w końcu nie widział jak włamywacz wygląda. Co niektórzy starali się wykorzystać obecną sytuacje. Chociażby co niektóre ogiery, chcące dać pokaz swojej męskości i mówiące co niektórym klaczą jak to je obronią przed mordercą. Najbardziej utrudnione zadanie mieli gwardziści, bo nawet nie wiedzieli kogo dokładnie mieli szukać. Zaczepiali przypadkowe kucyki każąc im opróżnić rzeczy z toreb, czy worków. Czasem ktoś nie chciał wykonać rozkazu, tak jak ogier, który stanął w obronie zapewne swojej żony, mówiąc, że nic nie ma w jej torebce. Wściekły gwardzista, uderzył go obuchem włóczni i zaczął ciągnąć go nieprzytomnego po ziemi. Gdy klacz zaczęła płakać żeby go zostawili też została uderzona i nieprzytomna zabrana. Nie było tajemnicą, że na oboje czekają dyby. Niektórzy gwardziści nie widzieli sensu w poszukiwaniach, mówiąc do siebie na głos, że najpewniej napastnik uciekł już z królestwa. Pozostawało jedno pytanie. A mianowicie, jak? Skoro wyjścia były obstawione, tak, że nawet mysz nie byłaby w stanie się przecisnąć

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra, wiara. Mamy co chcieliśmy. A nawet więcej niż się spodziewałem. Zostawiamy te pogięte puszki na drodze. Niech będą przestrogą dla tych przeklętych rojalistów. Skoro wszyscy mamy już ładunek, na grzbietach oraz pamiątkę - spojrzał na zdobyty kryształ ze zbroi oficera który schował do torby - To wracamy do wioski. Dzięki temu będziemy mogli myśleć nieco poważniej o przeciwstawieniu się władzy tej całej...Crystal, czy jak jej tam do czorta jest. Terens, weź połowę naszych i idziecie bliżej południa. Lucius, bierzemy resztę i ruszamy bliżej północy. Zachowujemy odstępy i unikamy patroli przeciwnika
Wszyscy kiwnęli głowami i już po chwili, na drodze zostały tylko stare pancerze oraz zniszczony wóz. I rzecz jasna przerobiony napis z tej dziwacznej, czarnej mazi. A pretoriania, wraz ze swymi przywódcami, spokojnie wracali do swojej małej ojczyzny

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Tak bardzo uważnie przyglądała się kucykom opuszczającym wagony pociągu że zapomniała obserwować otoczenie, nic dziwnego więc że w momencie gdy coś ukłuło ją w bok wyraźnie podskoczyła i postawiła uszy na sztorc. Szybko obróciła głowę w kierunku zagrożenia i spostrzegła małą broń na końcu kopyta klaczy, ten kolec był zbyt niepozorny by zadać śmiertelne rany ale substancja która z niego kapała na pewno miała możliwości by spowodować śmierć. Przez chwilę zastanawiała się czy popełniła błąd poświęcając całą uwagę na jednej rzeczy i czy mogła w jakiś sposób zapobiec tej sytuacji ale pokręciła głową. Nie miała szans, żaden kucyk nie byłby na tyle uważny by być na to przygotowanym. Chcąc nie chcąc musiała zagrać w grę na zasadach osoby której dała się podejść.  

- Porażka boli cie w serduszko? - Powiedziała z fałszywym współczuciem patrząc przed siebie. Zwlekała z wykonaniem polecenia chcąc pokazać że się nie boi, sprawić złudzenie że posiada jakiegoś asa w rękawie dzięki któremu może wyjść z tej sytuacji obronną ręką. Była niemal pewna że nie mają zamiaru od razu zabijać jednorożca który ich ośmieszył, w innym przypadku trucizna już dawno krążyłaby w jej żyłach. - Wedle twojego życzenia kucyku - Odpowiedziała na żądanie klaczy i dopiero teraz ruszyła naprzód idąc normalnym tempem.

 

Sinister

Wetknęłam kij w mrowisko. Stwierdziła w myślach rozglądając się wokół i patrząc na to co dzieje się w Ponyville. Bolało ją to co rozpowiadali gwardziści ponieważ nie było żadnego dowodu na to że jest niebezpieczna i żądna krwi. Może poza faktem że "samodzielnie" uczyła się czarnej magii ale nie był to na tyle mocny powód by przechylił szalę. Miała szansę próbować kogoś zabić w tej świątyni jednak nie zrobiła tego wybierając w miarę pokojową ucieczkę co bardziej pasowało do kogoś kto chce po prostu żyć swoim życiem i mieć święty spokój od innych. Westchnęła kierując swoje kroki w kierunku kawiarni z zamiarem zjedzenia jakiegoś ciastka na pusty żołądek i napicia się kawy albo wina. Gdy była w środku rozejrzała się za wolnym stolikiem bez rezerwacji i czekając na kelnera przeglądała menu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okoliczne wsie

Podobnie jak wcześniej przed atakiem stonki, nie było widać w okolicy gwardzistów. Tym jednak razem, nic nie sugerowało, że zbliżała się kolejna fala owadów. Przynajmniej droga powrotna wydawała się bezpieczniejsza. Najwyraźniej, gwardziści, nie usłyszeli dochodzącej walki, więc nikt nie poszedł tego sprawdzić. Najpewniej powóz zostanie znaleziony nad ranem. W międzyczasie, ciemną do tej pory okolice, rozświetliły liczne światła. Szybko stało się jasne, co robiła aktualnie większość gwardii. Musiało trwać, masowe spalanie ciał robactwa i wszystkiego po walce. Zapewne dlatego, gwardziści nie usłyszeli okolicznych odgłosów walki.

 

Podmieniec

- Jesteś zabawna - zachichotał podmieniec, nie zatrzymując się. "Towarzyszka" White, odzywała się niezwykle cicho, tak by nikt nie słyszał. Zwłaszcza unikała mówienia, gdy było zbyt wiele kucyków. - Chcieliśmy coś sprawdzić, a ty to zepsułaś - mówiła głosem takim sam jak kucyk. - Tamten podmieniec i tak miał zginąć, ale to nie ważne - mruknęła, prowadząc klacz poza peron. Ponownie zamilkła, gdy ją prowadziła przez ruchliwe części miasteczka. Nie odsuwała się jednak od White. Co jakiś czas dotykała ją lekko kolcem, by dać jej do zrozumienia, żeby nie robiła nic głupiego. Zwłaszcza tak było, gdy mijały okolicznych gwardzistów, pokazujących listy gończe, na których była Sinister. Dopiero gdy przestało być tłoczno, znów podmieniec otworzył usta. - Zupełnie was nie rozumiem. Powinniście nienawidzić Crystal, a ty chronisz jej ludzi? - zmarszczyła lekko brwi, patrząc, czy nikogo nie ma. Nagle bardzo szybkim ruchem kopyta, podmieniec przycisnął White do ściany, lekko ją przyduszając i patrząc w oczy. Zbliżyła pysk do jej ucha, a kolec nadal trzymała przy jej ciele, wolnym kopytem. - Wyobraź sobie, jak to będzie, gdy nasza królowa zdobędzie całą jej moc dla siebie. Nic nie zmieniłaś, a Crystal nam się niedługo sama wystawi - zaraz potem, lekko się odsunęła, uwalniając szyje White i znów dotykając ją tylko kolcem w bok. - No na co czekasz? Właź tam - wskazała głową, na okoliczny pusty zaułek.

 

Restauracja

Wewnątrz restauracji panował całkiem spory ruch i nie było dziwne, że większość klientów to były jednorożce. Dawniej w Ponyville, nie było to tak powszechne, jednak teraz trwał rytuał i co niektórzy musieli się najeść. Zapewne część z nich znów nie zdążyła na czas i pozostanie im jeszcze zaczekać. Kelnerzy byli trochę zabiegani, zbierając i podając zamówienia. Nie mówiąc, że musieli wynosić brudne naczynia. Mimo wszystko, kamuflaż Sinister się sprawdzał, bo nikt jej najwyraźniej nie rozpoznał. Dopiero po pewnej chwili, kelner zwrócił uwagę na nią, idąc po jej zamówienie. Niedaleko słychać było niektóre rozmowy i można było usłyszeć, że dotyczyły bezpośrednio Sinister.

 

- Widzieliście te poszukiwaną? - mruknął jakiś ogier.

- Wydaje mi się, że w ogóle nie powinna wchodzić na rytuał - szepnęła klacz. - Naprawdę dziwie się, że gwardziści jej nie zatrzymali za sam wygląd. Kapłani czasem są zbyt litościwi, że pozwalają jednorożcom o takim wyglądzie wejść do środka

- Tak zdecydowanie, to ja wyglądała było obrazą dla każdego dumnego jednorożca. Bardziej by pasowała na kucyka ziemskiego. Poza tym to tylko krucha klacz z niższych sfer, jaka ona może być groźna? - spytał inny ogier, na co cała trójka zaczęła rechotać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grupa pod dowództwem Eryka, zwalniała co jakiś czas, obserwując łuny i dym. 
- Bogowie... - Lucius pokiwał głową - Ulitujcie się nad tymi biednymi duszami którzy zginęli w walce z cholernymi owadami. Rzecz jasna jeśli chodzi o naszych

Pretorianie zaśmiali się
- Spokój panowie. Gwardziści martwią się tylko o to, żeby dobrze na tym wyjść. Nawet bym się nie zdziwił, gdyby ta cesarzowa wysłała na nas te stonki. Ale przynajmniej nasi ziomkowie trochę nauczyli się walki czy dyscypliny. A to nam się bardzo przyda.

- Jaki będzie nasz następny cel? 
- Póki co...odpoczniemy trochę. Niech nasi Frumentari nadal mają oczy i uszy szeroko otwarte.

- Ta jest!
Im bliżej wioski, tym bardziej buntownicy rozdzielali się żeby wzbudzać jak najmniej podejrzeń, po czym wszyscy członkowie wrócili ukratkiem do domów

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Sytuacja w której się znalazła nie wyglądała dobrze jednak nie beznadziejnie, nadal mogła używać magii ale potrzebowała czasu na rzucenie zaklęcia zanim zostanie ukłuta tym kolcem. Zastanawiała się jak zdobędzie tą drogocenną chwilę i doszła do wniosku że przydało by się coś co odwróci jej uwagę ale nie wydawało się to łatwe do wykonania. 

- Za szybko to stwierdziłaś, moja siostra uważa że jestem nudna z tą całą nauką magii - Powiedziała zastanawiając się co u niej jednak do White szybko dotarło że aktualnie ma poważniejsze problemy. Ten kolec... Ma za zadanie przebić tylko skórę więc w starciu z czymś nieco wytrzymalszym powinien się złamać. Spojrzała na swoje kopyta i wysokie metalowe podkowy, wyglądały na takie że powinny podołać temu zadaniu jednak w jaki sposób znajdzie się w pozycji by wyprowadzić cios? Nagle  poczuła że jest podduszana i przyciskana do ściany, miała ogromną ochotę by ją uderzyć i bronić się ale to nie był odpowiedni moment. 

- Wybacz, nie mam w zwyczaju wyobrażać sobie rzeczy które są krótko mówiąc mało prawdopodobne... Może jak pójdę spać to mi się przyśni - Po tych słowach dziarsko ruszyła w kierunku pustego zaułka jednak po paru krokach potknęła się prawym kopytem i upadła na ziemie. - Niezdara ze mnie - Stwierdziła krótko z krzywym uśmiechem jednak zamiast się podnieść przewróciła się bardziej na bok i zgięła lewą tylną nogę z zamiarem kopnięcia podmieńca w brzuch. Była wyższa od swojego przeciwnika więc miała dłuższe kopyta i chciała wykorzystać ten fakt.

 

Sinister

Zerknęła w kierunku towarzystwa rozmawiającej o niej ale szybko zwróciła uwagę na kelnera który przyszedł po jej zamówienie.

- Dzień dobry, poproszę  kawałek ciasta czekoladowego i kieliszek słodkiego czerwonego wina - Powiedziała zastanawiając się jaki numer może wyciąć tej trójce, wahała się między nauczeniem ich dobrych manier lub obdarcia ich z godności. Obie wizje były kuszące i Sinister nie mogła się zdecydować. Miała nadzieje że dopiero co tu przyszli i nie wyjdą zanim zdąży przygotować zaklęcia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, Hettman to możesz zacząć nowy dzień, chyba, że chcesz coś jeszcze napisać w tym. Jeśli zaczniesz nowy możesz zwrócić uwagę na obwieszczenie, które go zaczęło.

 

Podmieniec

Słysząc brak wiary w siłę i możliwości władczyni podmieńców, "towarzyszka" White, niemal, nie ukrywała wściekłości. Chyba ledwo się powstrzymała, by głośno nie syknąć w jej kierunku. Ostatecznie zmarszczyła tylko brwi nic nie mówiąc. Wiedziała w końcu, że jeszcze to wszystko odszczeka, o ile rzecz jasna przeżyje dzisiejszy dzień. Zaraz jednak, podmieniec ponownie się zirytowała, widząc nieporadność klaczy. Naprawdę kucyki były żałosne. Dziwne, że jeszcze sama nie nabiła się na kolec przy jej boku. Uniosła kopyto, by złapać White za kark i podnieść na równe kopyta, przeklinając przy tym pod nosem. Stało się jednak coś, czego nie przewidziała. Nim zdołała złapać White, ta się nagle odsunęła i kopnęła ją w brzuch. Podmieniec głośno syknęła, wpadając w okoliczne kartony, ale szybko doszła do siebie, stając na równe kopyta. Przy okazji przestała udawać, pokazując swoją prawdziwą postać podmieńca. Nie różniła się niczym od reszty z nich. Syknęła głośno w kierunku White, pokazując przy tym długi cienki język i duże kły. Nim jednak podmieniec zaatakowała klacz, nagle z zaułka doszedł twardy męski, ale jakby znajomy głos.

 

- Toxic Snare, starczy - dwie skrzynie w zaułku, otoczyły się zielonym światłem i zamiast nich, pojawiły się nagle kucyki, które White mogła zapamiętać. Pierwszym z nich, był duży ogier, który wpadł na nią na peronie. Drugim była klacz, która siedziała obok niej w pociągu. - Miło znowu cię widzieć - uśmiechnął się ogier, ponownie zmieniając postać. Nagle White, mogła ujrzeć masywnego podmieńca. Był ze dwa razy większy niż ten, który na nią syczał. Widać było na nim naturalny pancerz, w barwie ciemnego błękitu. Nie było złudzeń, to był wojownik z gniazda. Zaraz po nim, postać zmieniła klacz, na szczęście gabarytami przypominając pierwszego podmieńca. - Muszę przyznać, że wyglądasz apetycznie - oblizał się lekko duży podmieniec, gdy dwa kolejne stanęły na przód niego. - Sądzę, że nim zabierzemy cię do gniazda, najpierw my się na tobie pożywimy. Sama wiesz, jesteś to winna Toxic Snare, za te kopnięcie i popsucie ataku jej bliskiej przyjaciółki

 

- Już nie mogę się doczekać - oblizała się, ta, która wcześniej prowadziła White. Teraz ona jak i drugi podmieniec, szły bezpośrednio na nią, gdy ten duży stał spokojnie z tyłu, patrząc na całą sytuacje z rozbawieniem.

 

Restauracja

Ogier przyjmujący zamówienie, zanotował słowa Sinister. Zaraz potem lekko się uśmiechnął skinął głową i odszedł w kierunku kuchni. W międzyczasie, kucyki, które tak żywiołowo mówiły o wczorajszym występie Sinister, jeszcze nic nie jadły. Ich stolik był bez jedzenia, co wskazywało, że właśnie skończyli posiłek lub nadal czekali. Nagle jednak, jeden z kelnerów zaczął nieść w ich kierunku za pomocą lewitacji zamówienie. Taca składała się ze szklanek z chłodnym sokiem jabłkowym i potraw w postaci sałatek jak i apetycznego ciasta na deser.

 

- Najwyższy czas - mruknął z niezadowoleniem ogier, który do niedawna nabijał się z Sinister.

- Musi nam pan wybaczyć. Mamy dziś straszny ruch, z powodu...

- Tylko tłumaczenia - skrzywił się, przerywając kucykowi. - Jeśli nie dajesz rady, zmień pracę, oj wybacz, nie możesz, bo takie beztalencia magiczne nic nie osiągają - wszyscy troje, parsknęli śmiechem, gdy kelner odszedł. Po około dziesięciu minutach, przyszedł kelner z zamówieniem dla Sinister.

- Proszę wybaczyć, że tak długo, mamy dziś wielu gości - mruknął, kładąc jej posiłek na stole.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Odetchnęła z ulga widząc że jej plan zadziałał, co prawda klacz miała się całkiem dobrze po tym kopnięciu ale przynajmniej nie jest na tyle blisko by z tym swoim kolcem stanowić zagrożenie. Szybko podniosła się na wszystkie cztery kopyta i nagle usłyszała znajomy głos dobiegający z naprzeciwka. Spojrzała w tym kierunku i jej oczom ukazał się znajomy ogier oraz jednorożec siedzący obok niej w pociągu. ,,A jednak przeczucie mnie nie myliło", pomyślała White wyciągając z pokrowca obydwie swoje bronie i jednocześnie cofając się parę kroków do tyłu by zwiększyć odległość od przeciwników. 

- Chciałabym powiedzieć to samo ale niestety nie mogę, nie cierpię waszej rasy od mniej więcej ataku na Canterlot - Powiedziała czując się nieco bardziej komfortowo niż chwilę temu. ''Dwa drony i jeden wojownik, mogło być gorzej ale pytanie czy w niektórych kartonach nie ma ich więcej", rozglądała się przez chwilę na boki ale potem jej wzrok utkwił w ogierze. - Zabierzecie mnie do gniazda ale tylko jeśli dacie radę, nigdy nie sprzedałam swojej skóry tanio i teraz nie będzie inaczej - Lewitacją przeniosła jeden metalowy pręt na swoją prawą stronę i trzymała go przed sobą szpikulcem obróconym w stronę przeciwnika, drugi natomiast zaczęła wprowadzać w ruch obrotowy i z każdą sekundą coraz bardziej sprawiał wrażenie śmigła samolotu. - Zapraszam.

 

Sinister

Obserwowała tłumaczącego się kelnera przy stoliku szyderczego towarzystwa. Jeszcze trochę i postaram się żeby gwardziści was z stąd zaprowadzili i zakuli w dyby, może to obniży waszą ocenę osobistą do akceptowalnego poziomu", po tej myśli udała się do toalety jednak zamiast używać jej zgodnie z przeznaczeniem wyciągnęła kopyto przed siebie i zbierając swoją magię ukształtowała trzy małe, dosyć przezroczyste ćmy. Wydobyła ze swojej torby fiolkę z praktycznie czystym etanolem i do każdego czaru dodała kroplę tego płynu. 

- Będzie zabawnie - Mruknęła do siebie bardzo cicho i chowając przedmiot oraz zaklęcia do plecaka wyszła z toalety i jak gdyby nigdy nic usiadła przy swoim stoliku czekając na kelnera z jej zamówieniem.

- W porządku, rozumiem - Stwierdziła nie zwracając zbytniej uwagi na ogiera i zajęła się konsumpcją ciasta. Po około dwóch minutach z jej toreb położonych na podłodze niepostrzeżenie wyleciały trzy ćmy przenikając przez materiał i praktycznie od razu skierowały się do swojego celu. Jeśli Sinister zrobiła wszystko poprawnie towarzystwo ze stolika obok powinno zacząć się zachowywać jakby każdy z nich miał trzy promile alkoholu we krwi. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieńce

- Uwielbiam takie twarde sztuki, to wzmaga apetyt - ogier lekko oblizał się, gdy Toxic Snare się cofnęła do tyłu, widząc wirujący kij. Drugi drone, nie wykonał żadnej reakcji, tylko patrzyła ponuro na White. - Sądziłem, że kucyki szukają ciągle przyjaciół i wybaczają wszystko - zmarszczył lekko brwi i nagle napiął bardziej ciało, stając twardo. Jego róg otoczyła zielona aura i ta sama zaczynała pojawiać się na kijach White. To samo zrobiły kolejne dwa podmieńce, próbując pomóc przy tym ogierowi. Teraz White musiała siłować się z trzema podmieńcami o swoją broń. - Zapomniałem cię uprzedzić - lekko się uśmiechnął, ciągnąc z całych sił. - Jedliśmy całkiem niedawno, więc jesteśmy w pełni sił jak sądzisz? Jaki to będzie miało finał? - spytał, gdy cała trójka zaczęła ciągnąć mocniej, by zdobyć kije. - Jestem wyjątkowo ciekawy, co zrobisz bez swoich zabaweczek

 

Restauracja

Towarzystwo, które już zdążyło zdenerwować Sinister, nie zachowywało się inaczej niż do tej pory. Nic nie wskazywało, żeby plan klaczy zadziałał. Nadal się śmieli, ubliżając przy okazji w ich uznaniu tym gorszym kucykom. Spokojnie przy tym dokańczali swój posiłek. W pewnym jednak momencie, wzrok klaczy się zmienił. Zaczęła się lekko kiwać na boki, a jej głowa przy tym opadała lekko. Wyglądało, że z całych sił walczy ze snem. Jeden z ogierów uśmiechał się w nietypowy sposób, nie jak zazwyczaj kucyki. Trzeci kucyk w międzyczasie, zaczął nerwowo rozglądać się po okolicznych kucykach. Otworzył nagle usta i wtedy głośno beknął. Wszystkie kucyki patrzyły na niego zniesmaczone, gdy ten kiwał się na krześle.

 

- Cś... wam... nie... psuje... - bełkotał niezrozumiale, podnosząc się. Okoliczne kucyki były zaskoczone zmianą. Nagle drugi ogier wstał od stolika, podchodząc do jakiejś klaczy.

- Masz.... takie... łydne... no... wiesz - klacz była wyraźnie zniesmaczona, widząc jego zachowanie. - Idziemy... do mnie...? - wybełkotał. Sytuacja stała się na tyle dziwna, że zaraz zjawiła się obsługa. Jeden z kelnerów podszedł do stolika, wąchając ich szklanki, by sprawdzić, czy czegoś tam sobie nie dolali. Pozostała trójka kelnerów podeszła do jednego z ogierów.

- Wszystko dobrze? - spytał niepewnie ogiera, gdy kelner koło stołu dawał znak, że nic nie czuje. Powoli podszedł do klaczy, która jako jedyna nie sprawiała większych problemów. Nie licząc tego, że spała na stole i obficie przy tym chrapała.

- A bo co? - pacnął kopytem kelnera, który lekko się cofnął. - Myślisz.... że co? Chcesz.... też...? - nagle, w restauracji pojawiło się kilku gwardzistów. Najwyraźniej okoliczny patrol, zauważył, że coś niedobrego się tu dzieje.

- Na chwałę Crystal - powiedział kelner, widząc ich i powoli idąc do jednego z nich. Zaczął mu coś mówić, a gwardzista kiwnął głową i podszedł do pijanego kucyka.

- Ma się pan natychmiast uspokoić - powiedział twardo, patrząc na ogiera.

- Skarbie,,, - oparł się o zdezorientowanego gwardzistę. - Możmy... iść na sienko i... - nagle stało się coś, co zniesmaczyło wszystkich wokół, a gwardzistę zamurowało. Ogier, który ledwo składał słowa, nagle zaczął czkać coraz mocniej i nie wytrzymał. Zwymiotował na gwardzistę, którego trzymał. Wszyscy patrzyli na to z szokiem i zniesmaczeniem. Może na chwilę było niezręcznie, ale trwało to krótko

- Dość tego - warknął wściekle obrzygany i nagle obezwładnił ogiera, przyciskając do ziemi. - W imieniu Crystal, zostajecie zatrzymani - w międzyczasie, kolejni gwardziści pochwycili chrapiącą klacz i ogiera, który zaczepiał samotną klacz przy stoliku.

- Jakiej srystal? - spytał ogier, przygniatany do ziemi, gdy wyprowadzali go gwardziści. Kucyki patrzyły na to wszystko w szoku. Nawet, gdy cała akcja się skończyła, nikt nie wrócił do posiłków, tylko coś do siebie gorączkowo szeptali.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

- Nie wiem czy zauważyłeś ale kucyki po kontakcie z ludźmi stały się bardziej jak oni - Spojrzała na swoją broń jak otacza się zieloną aurą i również zaparła się wszystkimi czterema kopytami dając z siebie wszystko by nie zabrali jej własności. - Po za tym nie jestem z Equestrii a z krainy daleko stąd, mniej przyjaznej niż to miejsce. Nie wiem też czego ode mnie oczekujecie, mam się poddać z uśmiechem na twarzy a potem dać się zaprowadzić do waszego gniazda by tam się z wami zaprzyjaźnić? Nikt by nie był aż tak wspaniałomyślny, co prawda może znalazłby się ktoś odpowiednio naiwny na taki czyn ale trafiliście na złą osobę - Nadal mówiła spokojnie mimo że dwa pręty zaczęły oddalać się od niej w kierunku podmieńców a nadmierne używanie magii sprawiało że zaczynała odczuwać fizyczne zmęczenie. To było oczywiste że nie wygra tego pojedynku ale tam gdzie siła zawodzi z pomocą przychodzi spryt i zaskoczenie przeciwnika. - Gdy sprawy przybiorą zły obrót zawsze mogę uciec a finał zostanie odłożony w czasie - Stwierdziła teleportując wirujący szpikulec parę centymetrów przed Toxic Snare na wysokości szyi a drugi, nieruchomy przed oko drugiego drona. Jednocześnie zmieniła kierunek swojej lewitacji na przeciwny mając nadzieje że nie mają nadludzkiego czasu reakcji by w porę uchronić się przed uderzeniem. 

 

Sinister

Czekała ze spokojem jedząc ciasto czekoladowe i popijając je winem, niezbyt udane połączenie ale Sinister to nie obchodziło, chciała po prostu czymś napełnić chociaż w części żołądek. Po paru minutach usłyszała bekniecie a zaraz po tym mamrotanie typowe po dużej dawce alkoholu. Z uśmiechem obróciła się w stronę stolika z towarzystwem lubującym się w wyśmiewaniu innych i patrzyła jakby to było jakiegoś rodzaju przedstawienie. Teraz wy się zbłaźnicie i teraz Ponyville będzie gadać o tym wybryku przez mam nadzieje najbliższe parę dni - pomyślała i opróżniła zawartość swojego kieliszka. Wyjęła ze swojej torby pieniądze i odliczając odpowiednią sumę położyła zapłatę na stoliku. Chciała wstać i wyjść ale zawahała się myśląc czy powinna zostawić napiwek. White zawsze tak robiła mówiąc że dobro wraca ale nie rozumiała tego zwyczaju. Pracownik przecież otrzymywał pensje a miłe zachowanie było obowiązkiem by klienci chętniej przychodzili pamiętając przyjazną obsługę. Wzruszyła ramionami i dorzuciła dwie monety uznając że od tego uczynku zbyt bardzo nie zbiednieje. 

- Zapłatę położyłam przy stoliku - Powiedziała w kierunku kelnera jakby nic się nie stało i trójka skrajnie pijanych kucyków zupełnie ją nie obchodziła. - Do widzenia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieńce

- Tak, macie to do siebie, że łatwo ulegacie wpływom innych - uśmiechnął się wojownik, nie zaprzestając ciągnięcia broni White. - Ludzie to wyjątkowo śmieszne zwierzątka, ale mówiąc szczerze, nigdy mi nie smakowali, nie to co wy - z uśmiechem, zaczął słuchać dalszych słów White. - Tym lepiej, że jesteś z daleka, Preferuje nowe orientalne smaki. A patrząc na naiwność twojej rasy, wcale bym się nie zdziwił ilu z was skorzystałoby z takiej propozycji

- Strejk... - syknęła, najwyraźniej zirytowana Toxic Snare. - To nie czas na gadki z jedzeniem. Musimy się skupić - spojrzała na masywnego podmieńca i lekko się cofnęła. - To znaczy... Jak ty uważasz

- Musisz wybaczyć moim podwładnym - znów się uśmiechnął. - Nie wiedzą kiedy się zamknąć. To prawda, możesz uciec, ale my zawsze cię wytropimy, to życie w ciągłej... - nim dokończył, otworzył szeroko oczy, widząc jak broń nagle znika. Toxica Snare była w równie wielkim szoku, gdy nagle jedna z broni pojawiła się przed nią. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy pręt uderzył jej szyje. Język podmieńca wyszedł bardzo mocno z jej ust, a ona legła na ziemi. Nie było pewne czy nadal żyje. Zaraz potem nastąpił inny dźwięk. Drugi pręt, który poleciał w drugą podmieniec, opadł z hukiem na ziemię. Podmieniec, w którego on leciał, stała z uniesionym kopytem w górze. Wszystko wskazywało, że nim pręt ją dosięgnął, ta uderzyła go kopytem z taką siłą, że opadł na ziemię. To tylko wskazywało jaki miała refleks. Nic jednak nie powiedziała, tylko patrzyła ponuro, to na White, to na Toxic Snare.

 

- Teraz mnie naprawdę wkurzyłaś - powiedział wściekle wojownik. Na jego pysku był absolutny wyraz furii, gdy nagle skierował wzrok na podmieńca, który obronił się przed prętem. Nic nie mówiła, tylko uderzała kopytem w ziemię, zupełnie jakby używała alfabetu morsa, co było dziwne. - Nie - warknął, patrząc na nią. - Nigdzie nie idziemy - podmieniec, używający alfabetu morsa, opuścił głowę, ale patrzył spod niej wściekle na wojownika. - To, że królowa pozbawiła cię strun głosowych za karę, nie znaczy, że nie wiem co myślisz - zacisnął zęby. - Zważaj sobie i spróbuj pomóc Toxic Snare. Sam się tym zajmę - podmieniec pokiwała głową i ruszyła sprawdzić, co z drugą nieprzytomną. W tym czasie wojownik, znów spojrzał na White. - Zobaczymy jak szybka jesteś i jak sobie poradzisz bez swoich zabawek, kucyku - nagle wojownik rozwinął skrzydła, a jego ciało pokryła zielona bariera. Zaczął lecieć prosto na White, niemal z prędkością pocisku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Zgodnie z oczekiwaniami Toxic Snare nie obroniła się przed tym atakiem jednak drugi podmieniec zrobił coś niespodziewanego, odbił broń White jakby faktycznie była to zabawka. Jak? - Rozbrzmiało w jej głowie nie mogąc zrozumieć jakim sposobem wykazała się takim refleksem i tak twardym kopytem. 

- Za dużo gadasz - Stwierdziła krótko patrząc na podmieńca leżącego na ziemi, co prawda mocno oberwał ale istniała możliwość że jeszcze żyje i nie można było dać mu możliwości tak po prostu się zregenerować. Pręt którym dostała nadal znajdował się nad nią a White długo nie myśląc postanowiła upewnić się że zabiła przeciwnika. Rozpędziła swoją broń używając całej mocy lewitacji z zamiarem przebicia jej głowy. Potem spostrzegła że wojownik rozwinął skrzydła, pokrył się zieloną barierą i lecąc z dużą prędkością najwyraźniej postanowił ją staranować. - Jesteś głupi myśląc że te kawałki metalu to jedyne czym dysponuje - Po tych słowach pewna siebie zrobiła coś co mogło wydawać się głupie - Zaczęła ze świecącym rogiem galopować wprost w stronę wojownika. Po chwili wokół White rozpostarła się złota tarcza ale wyglądało na to że jest z nią coś nie tak, pewne jej miejsca położone głównie po bokach i z tyłu były bardziej przezroczyste jakby nie nauczyła się tego zaklęcia w pełni i całkowicie nie panowała nad magią. Była to zmodyfikowana wersja bariery ochronnej jednak w przeciwieństwie do oryginału nie przyjmowała całej energii uderzenia na siebie a powodowała zmianę kierunku magii przeciwnika co powodowało że typowy promień magiczny zakrzywiał się.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieńcy

Pręt zaczął opadać w kierunku leżącej Toxic Snare. Podmieniec o nieznanym jeszcze imieniu, patrzyła jak ten opada na jej głowę, zupełnie jakby nie interesowała się losem towarzyszki. Nim jednak pręt zdołał dotknąć jej głowy, podmieniec stojąca nad nią, uderzyła w niego kopytem z taką siłą, że ten wbił się w okoliczną ścianę. Nie patrzyła na starcie White z wojownikiem, bo dostała jasne rozkazy. Poruszyła jej ciało kopytem, ale Toxic Snare się nie ruszyła. Podmieniec uniosła ją lekko i położyła jej bezwładne ciało na grzbiecie. W międzyczasie, wojownik uderzył w barierę magiczną, którą stworzyła White z taką siłą, że roztarł się wielki huk. Na barierze pojawiły się delikatne pęknięcia, ale wojownik nie zdołał się przebić, tylko trzymał się za głowę zdezorientowany. Z jego głowy skapywała zielona posoka, która spływała na jego pysk. Oblizał lekko strużkę własnej krwi.

 

- To było mocne... - powiedział, szybko podnosząc się, nim White go zaatakowała. Nagle milczący podmieniec, znów zaczęła uderzać kopytem o ziemię. - Zamknij się, wiem co robię - podmieniec pokręciła głową, a wojownik znów spojrzał na White, uśmiechając się. Nagle chwycił jedną z niedawnych broni White w kopyto. - Zabawimy się inaczej - warknął, lecąc bardzo wysoko w górę, co ciekawe milcząca podmieniec nie zaatakowała White, tylko stała i czekała. W międzyczasie wojownik, zniknął z oczu White i rzucił prosto w nią z dużą siłą, jej niedawną broń. Samemu lecąc z drugiej strony, tak by klacz nie spostrzegła podwójnego zagrożenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Znowu mi przeszkodziła i nie zdziwiłabym się gdyby to ona byłaby większym wyzwaniem niż ten osiłek - Pomyślała patrząc jak wojownik uderza w jej barierę która nie do końca zadziałała tak jak powinna, tor jego lotu powinien odchylić się o 45 stopni w górę i polecieć dalej ale wyglądało na to że coś skopała w czarowaniu. Korzystając z chwili okazji gdy jej przeciwnik podnosił się z ziemi i rozmawiał z drugim podmieńcem lewitacją wyciągnęła broń ze ściany przenosząc ją w pobliże swojego lewego boku znowu sprawiając że nabierała prędkości obrotowej. Odczuwała lekki ból głowy ale nie przeszkadzał jej, wiele razy walczyła będąc w dużo gorszym stanie i mimo to radziła sobie.

- Wiesz co robisz? To ty masz rozbity pysk a nie ja - Powiedziała prowokując go a on tymczasem wzniósł się powietrze i straciła go z oczu nie mogąc patrzeć prosto w słońce. Była to dla niego idealna okazja do ataku ale White nie zamierzała dać mu tej możliwości, używając teleportacji przeniosła się pod ścianę odległą o około dwadzieścia metrów skąd doskonale widziała przeciwnika będąc w cieniu. Pierwsze co zrobiła to złapała w lewitacje rzucony przez niego pręt spowalniając jego lot a gdy znalazł się za nim ponownie zaczęła nadawać mu prędkość by ten uderzył go w plecy w rejon skrzydeł. Druga, wirująca cześć broni również zmierzała w jego kierunku tak by uderzyć go w głowę.

- Jeszcze się nie nauczyłeś że to MOJE? - Krzyknęła gniewnie. Nigdy nie lubiła gdy ktoś bez pytania zabierał jej rzeczy a fakt że robił to podmieniec dodatkowo to potęgował. 

 

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieńce

Nie było tajemnicą, że masywny podmieniec, nie przewidzi planu White. Leciał z taką prędkością, że nawet nie spostrzegł, że pręt, który niedawno leciał z dużą prędkością, nagle zwolnił. Był pewny, że ten już zdążył opaść na ziemię, więc nawet się nie rozglądał. Nagle jednak poczuł ogromny ból, gdy coś uderzyło go w grzbiet. Czuł, że traci powoli władzę w skrzydłach i nie jest w stanie utrzymać się w powietrzu. Nim jednak zdążył całkiem opaść na ziemię, tuż przed swoim pyskiem zobaczył pręt. Nie miał szans na wykonanie uniku, w tak krótkim czasie, nie mówiąc, że skrzydła przestały mu pracować. Poczuł jak pręt z dużą siłą uderza go w pysk, po czym spadł na ziemię z wielkim hukiem, wznosząc wokół tumany kurzu. Podmieniec leżał na ziemi z prętem wbitym w grzbiet i drugim, leżącym obok niego. Wyglądał na martwego, zwłaszcza, gdy widziało się spływającą po nim zieloną posokę, która tworzyła powoli kałużę pod jego ciałem. Nagle jednak podniósł się ledwo z ziemi.

 

- Ty suko... - powiedział słabo i padł na ziemię z wywalonym na wierzch jęzorem. Nim White mogła zaatakować ostatnie podmieńce, nagle jej broń pokryła zielona poświata. Pręt z ciała podmieńca został wydobyty z nieprzyjemnym dźwiękiem. Oba pręty leciały w kierunku White, jednak co ciekawe nie szybko, a wyjątkowo spokojnie. Nie wyglądały by miały ją zaatakować. Nagle zatrzymały się tuż przed White i tkwiły nieruchomo. Milcząca podmieniec, patrzyła na klacz spod zmrużonych oczu i jakby czekała, aż White zabierze swoją broń.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

Patrzyła jak jej broń najpierw wbija się w plecy podmieńca, potem obrywa drugą w twarz a na sam koniec mocno uderza w ziemie. Wiedziała że wojownicy są twardzi ale była niemal pewna że nawet oni nie są na tyle żywotni by przeżyć coś takiego. Mimo to zdołał podnieść się z ziemi ale tylko na chwilę by najprawdopodobniej wypowiedzieć swoje ostatnie słowa.  

- Ty suko? - Powiedziała z oburzeniem patrząc na ciężko rannego albo prawie martwego ogiera, sądziła że ten pojedynek jeszcze chwilę potrwa jednak jej przeciwnik nie okazał się ogromnym wyzwaniem. Nie powiedziała nic więcej ponieważ i tak było to bezcelowe, w tym stanie na pewno nie będzie jej słyszał. Chciała wyjąc swoją broń utkwioną w masywnym ciele jednak stało się coś nieoczekiwanego, metalowe pręty otoczyła zielona aura i ostatni, jeszcze zdolny do walki podmieniec zaczął powoli lewitować je w jej kierunku. Nie wyglądało to na próbę ataku, leciały zbyt wolno by mogły zrobić komukolwiek krzywdę ale była w stanie gotowości spodziewając się podstępu. 

- Dziękuje? - Powiedziała niezbyt pewnie gdy pręty się zatrzymały przed nią. Zupełnie nie spodziewała się tego gestu od kogoś komu zraniła lub zabiła dwóch pobratymców i z początku nie wiedziała co o tym myśleć. - To koniec? - Spytała już z mniejszą dozą niepewności po czym dodała: - Przynajmniej na teraz - Ta klacz była intrygująca, różniła się od innych jakby była lepsza lub w pewien sposób sprawiała wrażenie bardziej... dobrej? White jednak nie była do końca przekonana ponieważ postępowała zgodnie z rozkazem wojownika który brzmiał ,,Zważaj sobie i spróbuj pomóc Toxic Snare. Sam się tym zajmę". Gdy on padł została bez dowódcy więc chyba powinna wrócić do roju gdzie otrzyma kolejne zadania. Niezależnie od powodu chyba nie musieli walczyć, przejęła broń w swoją lewitacje ale poczekała ze schowaniem jej do pokrowca. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podmieniec

Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć na wątpliwości White, ale nie dobył się z niej żaden głos. Uderzyła kopytem w swoje gardło, ale nie dało to żadnego efektu. Ostatecznie z rezygnacją pokręciła głową. Wszystkie jej obecne ruchy, mogły sugerować, że nadal nie przywykła do milczenia, a niemową została całkiem niedawno. Uderzyła kilka razy kopytem o ziemię, próbując najwyraźniej porozumieć się alfabetem morsa, którym porozumiewała się z innymi. Zaraz jednak przestała, rozumiejąc, że najpewniej kucyk przed nią nigdy się tego nie uczył. Nie miała w końcu nigdy ku temu powodów. Zaczęła więc machać kopytem przed sobą, jakby próbowała przekazać White wiadomość. Pokazała kopytem na White, a potem nim machnęła, chcąc jej najwyraźniej przekazać, że to koniec walki i może odejść. Najwyraźniej wcale nie miała ochoty na walkę z jednorożcem. Na pewno nie był to strach, bo podmieniec wcale go nie okazała. Powoli ruszyła z Toxic Snare na grzbiecie, w kierunku wojownika, który uderzył o ziemię. Stanęła nad nim i pokręciła lekko głową. W końcu spróbowała go podnieść, jednak ten był za duży dla niej gabarytami i wyglądało to całkiem komicznie, gdy dwa razy mniejsza podmieniec próbowała go unieść. W końcu usiadła z rezygnacją na ziemi, kładąc Toxic Snare obok i zaczęła jakby czegoś szukać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z rozkazem, pretorianie podzieli łupy i pohchowali je w swoich domach. Nie zatrzymali da siebie żadnej z broni, gdyż według doktryny Legionu, mieli polegać jedynie na swym pancerzu i prostej maczecie, albowiem Cezar obawiał się, że zbytnia ilość uzbrojenia, mogłaby sprawić że jego osobista gwardia zaprzestanie polać na swym spycie, a bardziej na ekwipunku właśnie.

O świcie Terens swym zwyczajem udał się tartaku, wraz z innymi drwalami, a Lucius czekał na wieści swych frumentari. Eryk nie spał długo, ba można powiedzieć że wcale nie spał. Aczkolwiek czuł się bardzo dobrze. Postanowił więc przejść się po wiosce. 
- I jak? Węszyli coś?
- Tja - Victor skinął głową - Miałeś racje. Gwardziści prawie weszli mi za próg. 

- Widzisz...a wątpiłeś we mnie.

- Dobra dobra, nie czepiaj się tak. A. I zgadnji co obwieścili ci pyszałkowie...
- Poczekaj...Dzielna gwardia Equestriańska samotnie i heroicznie obroniła wsie brudnych sponifikowancych i oczywiście odpowiedzialność za te ataki ponoszą ludzie...
- ...Jak widzicie nie potrafią okazać wdzięczności czy coś. Ale reszta się zgadza - prychnął - Łup przynajmniej zacny?
- Oczywiste. Tyle broni że możemy już stworzyć ze dwie...albo i trzy decurie.

- Ho ho. Nie spodziewałbym się tego.

- To jeszcze nic - szepnął - Znaleźliśmy broń palną. Krótką i dystansową...
- Znaczy...że lepiej nich rojaliści nie podchodzą?

- Dokładnie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...