Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Nie ma sensu się o to spierać. Potyczki słowne prawicy i lewicy będą zawsze, jedna strona ma swoje zdanie, druga swoje. A ten temat raczej nie służy do roztrząsania tego.

 

W każdym razie, wracając do tematu - wieczna depresja, pustka i brak poczucia celu, wartości oraz sensu w życiu. Tak wygląda moja codzienność, i raczej nie sądzę żeby to uległo zmianie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja też się wyżalę. 

Wkurza mnie już to ciągłe obrażanie mnie od debila, i innych. Cały czas ktoś mnie wyzywa. Albo mnie zaczepia , bo jestem słabszy. Nawet nie wiem co pisać. Po prostu mam w sobie taką pustkę jak by mnie wogóle nie było. Po prostu czuję się jak bym był na dole chierarchi społecznej czy jak to się tam piszę. Czuję się jak bym był ten najgorszy co nic nie umie. Wogóle nawet nie wiem jak to opisać jak ja się czuje. meh.. Nie ważne..

A ja wiem o co ci chodzi,kiedyś tak miałem w podstawówce.

Daj mi ich do mnie,ja się nimi zajmę. :lol:  Nie przejmuj się i żyj tylko dla siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To teraz ja zacznę swoją licealną tyradę :rainderp:

 

Nie wiem, czemu niektórzy zrobili tutaj taki najazd na język polski... Równie dobrze można powiedzieć, że "mnie język X nie interesuje, nie chcę się go uczyć i to jest nachalna propaganda, a szkoła wymaga tego przedmiotu". Rozumiem te osoby, które w swojej karierze edukacyjnej trafili na kiepskich polonistów, którzy sami nie wiedzą czego chcą od ucznia tak naprawdę. Ale nie rozumiem tego jeżdżenia po polskiej literaturze... Weźmy np. "Lalkę". To nie jest tylko powieść o nieszczęśliwej miłości Wokulskiego i jego rozterkach życiowych. Ta książka pokazuje kawałek polskiej historii oraz problemy Polaków, które są aktualne dzisiaj. Tak jak w "Lalce" były podziały społeczeństwa tak są do dzisiaj. Tak jak kiedyś ludzie kierowali się uprzedzeniami, tak kierują się nimi nadal. Nie można ot tak skreślać lektur, bo nam się personalnie nie podobają. Ze wszystkiego trzeba coś wynieść. Na tym polega nauka...

 

Prawie kończę swoje liceum i jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Nie cierpię swojej klasy. W większości to osoby, które chcą robić jak najmniej, a najwięcej zyskać. Właściwie moja klasa ma najgorszą frekwencję przez ciągłe ucieczki, olewanie nauczycieli itp. Przez takie osoby mocno ucierpiała reputacja innych osób...

Poziom nauczania był raz lepszy, raz gorszy. O ile z polskiego, angielskiego, czy matematyki poziom jest zadowalający, o tyle z innych przedmiotów niekoniecznie. Większości tego, co mi się liczy w czasie rekrutacji na studia nauczyłam się sama, bo niestety w szkole albo przekazywano błędne informacje, albo kompletnie nie rozumiałam danego zagadnienia.

 

Kolejna sprawa. Dużo, dużo, dużo stresu w szkole. Czasami kąśliwe uwagi nauczycieli ("pasożyty", "świnie" i tak dalej...). Dużo nerwów kosztowały mnie te trzy lata, przez co teraz nie wiem w co ręce wsadzić...

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przystając przy temacie szkół, to czytając te opinie na temat liceów i techników to już nie wiem gdzie iść, jestem prawie we wszystkim beznadziejny.. co prawda mam motywację, ale nikt nie chce mi pomóc w rozwijaniu czegoś, sam nie wiem w czym jestem dobry lub najlepszy.. do tego przez moje niektóre cechy wewnętrzne jak i również, można powiedzieć "zewnętrzne" nie zyskam zbyt dużego grona przyjaciół w wyższych szkołach.. no ale trzeba jakoś żyć, są wzloty i upadki, chciałem się po prostu tak o wyżalić, ale powiem, że mam nadzieję i pozytywne myśli :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czemu niektórzy zrobili tutaj taki najazd na język polski... Równie dobrze można powiedzieć, że "mnie język X nie interesuje, nie chcę się go uczyć i to jest nachalna propaganda, a szkoła wymaga tego przedmiotu". Rozumiem te osoby, które w swojej karierze edukacyjnej trafili na kiepskich polonistów, którzy sami nie wiedzą czego chcą od ucznia tak naprawdę. Ale nie rozumiem tego jeżdżenia po polskiej literaturze... Weźmy np. "Lalkę". To nie jest tylko powieść o nieszczęśliwej miłości Wokulskiego i jego rozterkach życiowych. Ta książka pokazuje kawałek polskiej historii oraz problemy Polaków, które są aktualne dzisiaj. Tak jak w "Lalce" były podziały społeczeństwa tak są do dzisiaj. Tak jak kiedyś ludzie kierowali się uprzedzeniami, tak kierują się nimi nadal. Nie można ot tak skreślać lektur, bo nam się personalnie nie podobają. Ze wszystkiego trzeba coś wynieść. Na tym polega nauka...

 

Źle mnie zrozumiałaś, a może to ja się niejasno wyraziłem - nie mam nic do języka polskiego. Problemem jest to, że języki X i Y mają odpowiednio 3 i 2 godziny lekcyjne w tygodniu, natomiast język polski ma ich 5 lub 6 (nie wiem czy wszędzie są takie proporcje, u mnie tak było). Problemem jest także to, że język polski jest przedmiotem obowiązkowym na maturze. Jeden z języków obcych też, ale jeśli np. angielski ci się nie podoba możesz zdać inny język, masz do wyboru kilka różnych. Poza tym jeśli chodzi o naukę języka obcego, to uczymy się tu właśnie języka, chodzi nam o to by móc porozumiewać się z innymi ludźmi. W przypadku języka polskiego jest to lekcja nie tyle samego języka co całej kultury. Kultura to rzecz która jest ceniona przez niektórych ludzi i ja to rozumiem, ale nie ma znaczenia praktycznego.

A co do tej "Lalki" to masz rację, to nie była najgorsza książka i nie powinienem zestawiać jej z "Panem Tadeuszem" i romantycznymi idiotami. Aczkolwiek myślę, że w kwestii kultury człowiek sam powinien decydować czy chce ją zdawać na maturze - nie jest ona niezbędna do funkcjonowania w społeczeństwie jak podstawowa matematyka (de facto poziom testu gimnazjalnego, tylko masz kartkę z wzorami pod nosem) czy znajomość języka, która w czasach globalizacji staje się bardzo przydatna. Dlatego myślę, że język polski powinien mieć mniejszą liczbę godzin na poziomie podstawowym i opowiadać tylko o wartościowych i uniwersalnych tekstach kultury( czyli "Lalka" zostaje, a "Dziady cz. III" wylatują). Natomiast myślę, że jeśli chodzi o maturę z polskiego to test czytania ze zrozumieniem i wypracowania do wyboru to całkiem rozsądna rzecz i to powinno pozostać, ale myślę że tematy wypracowań nie powinny ograniczać się do lektur i wierszy, innymi słowy bardziej powinno to sprawdzać umiejętności językowe niż wiedzę o kulturze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Większości tego, co mi się liczy w czasie rekrutacji na studia nauczyłam się sama, bo niestety w szkole albo przekazywano błędne informacje, albo kompletnie nie rozumiałam danego zagadnienia.

O właśnie, też mam podobnie w szkole i też mi się to strasznie nie podoba. Z tymże ja mam kijową nauczycielkę matematyki. Na maturze chcę zdawać matmę rozszerzoną, w szkole mam podstawę więc ogólnie poświęcam dużo wolnego czasu na uzupełnienie własnej wiedzy w tej dziedzinie. Z tymże byłoby mi dużo łatwiej, jakbym ze szkoły wynosiła jakieś podstawy, a tak to dupa, bo nauczycielka w ogóle nie umie tłumaczyć. Ogarniam wszystko sama w domu z podręcznikiem. Próbowałam raz na lekcji nie słuchać co ta brzydkieepitety mówi i samej ogarniać z podręcznika, no ale to zauważyła i skończyło się jedynką.

Idąc nową podstawą programową dostałam w pakiecie przyrodę- czyli w drugiej klasie biologie+geografie uczone przez dwóch innych nauczycieli, ale z jedną oceną na koniec. Nie byłoby to nic złego, gdyby nie to, że te pierdoły, które tam są, nie są informacjami potrzebnymi. Dla przykładu jeden z działów to- geografia sportu. No, w męski organ rozrodczy potrzebne. Fakt faktem uczyć się tego nie trzeba, ale nie lubię tracić czasu na coś zupełnie nie potrzebnego. Bo przynajmniej 50% obecności trzeba wyrobić.

Kolejna sprawa to angol- poziom mojej grupy z angola jest strasznie niski, ale to nie wina nauczycielki, tylko grupy chłopaków (właściwie niektórym dziewczynom też to się udziela), którzy rozwalają lekcje- tą jedyną, na innych jest spokój. Tak więc 5 godzin w tygodniu jest zazwyczaj marnowanych na słuchaniu jak ona próbuje przywołać ich do porządku. Do tego ci chłopacy nic nie umieją, trzeba wszystko po pięćdziesiąt razy tłumaczyć- można normalnie zasnąć.

 

Dobra rada: jeśli chcecie gadać o patriotyzmie, lekturach czy o tym czy język polski jest potrzebny czy nie, załóżcie sobie na to osobny temat w odpowiednim dziale. Offtop jest karany tutaj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spanikowałem. Totalnie zacząłem panikować. 

Chodzi o mój licencjat. Kończę go w końcu. 50 stron już napisane. We wtorek mam oddać.

Ale materiały to są niestety mierne, momentami niemożliwe wydaje się znalezienie tego, czego najbardziej potrzeba.

Do tego forma, mój stan rozumowania, myślenia... Bo fakt faktem, ja za głupi na studia jestem, mogłem iść do zawodówki.

Boję się, że oddam tą pracę, a mi promotorka cofnie. I, że zamiast bronić się w czerwcu, to będę musiał bronić się we wrześniu lub za rok. Albo, że nigdy nie uda mi się obronić licencjata i tym samym będę skazany na porażkę życiową - jestem po humanie w LO, więc w zasadzie nie mam nic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


A co do tej "Lalki" to masz rację, to nie była najgorsza książka i nie powinienem zestawiać jej z "Panem Tadeuszem" i romantycznymi idiotami. Aczkolwiek myślę, że w kwestii kultury człowiek sam powinien decydować czy chce ją zdawać na maturze - nie jest ona niezbędna do funkcjonowania w społeczeństwie jak podstawowa matematyka (de facto poziom testu gimnazjalnego, tylko masz kartkę z wzorami pod nosem) czy znajomość języka, która w czasach globalizacji staje się bardzo przydatna. Dlatego myślę, że język polski powinien mieć mniejszą liczbę godzin na poziomie podstawowym i opowiadać tylko o wartościowych i uniwersalnych tekstach kultury( czyli "Lalka" zostaje, a "Dziady cz. III" wylatują). Natomiast myślę, że jeśli chodzi o maturę z polskiego to test czytania ze zrozumieniem i wypracowania do wyboru to całkiem rozsądna rzecz i to powinno pozostać, ale myślę że tematy wypracowań nie powinny ograniczać się do lektur i wierszy, innymi słowy bardziej powinno to sprawdzać umiejętności językowe niż wiedzę o kulturze.

 

Ech, czemu tak źle wypowiadasz się o romantyzmie? Nie wiem jak omawiane były w Twojej szkole lektury takie jak "Dziady", czy "Kordian", ale sądząc po tonie wypowiedzi albo niezbyt ciekawie, albo niezrozumiale.

Romantyzm jest dość specyficzną epoką, ale żeby ją zrozumieć trzeba też rozumieć kontekst kulturowy i historyczny. Epoka oświecenia narzucała racjonalizm. Ale to w tej epoce doszło do rozbiorów Polski i to w tej epoce uświadomiono sobie jak źle jest ze społeczeństwem i władzą kraju. Skoro rozum zawiódł to zaczęto szukać alternatyw, stąd diabły czy duchy lewej i prawej strony w "Dziadach"; stąd imaginacja i strach w "Kordianie". Szukano metod by za pomocą metafor, mistycyzmu opisać cierpienie towarzyszące utracie kraju, ale zarazem jest to próba porzucenia racjonalizmu i szukania być może czegoś lepszego. Poza tym, będąc pod zaborami polscy poeci nie mogli sobie pozwolić na opisywanie dokładnie represji. Była cenzura. Stąd być może niejasne dla wszystkich sceny w "Dziadach". Dlatego wg mnie nazywanie romantyków idiotami jest bardzo, bardzo krzywdzące. W romantyzmie nie chodzi tylko o nieszczęśliwą miłość, ale także i o bunt, heroizm, walkę i opisywanie uczuć, które przez czas oświecenia zostawiono daleko w tyle, bo przecież nie są racjonalne.

Wybacz za taką ścianę tekstu, ale po prostu osobiście bardzo lubię epokę romantyzmu i boli mnie jak ktoś pisze o romantykach w takich sposób. Oczywiście szanuję Twoje zdanie i zgadzam się z tym, że powinno się kłaść nacisk na matematykę i języki obce, ale mimo wszystko chyba wypada znać kilka faktów z życia swojego narodu :)

 

 


Do tego forma, mój stan rozumowania, myślenia... Bo fakt faktem, ja za głupi na studia jestem, mogłem iść do zawodówki.

 

Szkoda, że myślą tak o sobie ludzie, którzy naprawdę coś sobą reprezentują, a nie ci którzy właściwie nie mają nic sensownego do pokazania i idą na studia bo chcą mieć mgr przed nazwiskiem... Linds, serio? Nie bój się, będzie dobrze :) Profil w LO w późniejszym życiu nie ma znaczenia. Co Ci po tym? Myślisz, że ktoś będzie patrzył na Ciebie przez pryzmat profilu w szkole średniej? Wtedy ten ktoś musiałby być naprawdę... Dziwny...

Nie martw się :)

 

 

A ja z kolei od jakiegoś czasu jestem strasznie zła. Łatwo się złoszczę i denerwuję. Ech, nie wiem jak wytrwam do tej matury, skoro ciągle jestem w takim stanie... Wszystko przez te trzy lata w LO. Naprawdę żałuję, że nie zmieniłam szkoły... Ciągle stres, wyścig szczurów, oczekiwania których nie mogłam spełnić, brak wiary w swoje możliwości, strach przed tym czy czasem nauczyciel nie powie: "powinnaś iść do szkoły specjalnej" (były takie teksty, niekoniecznie skierowane do mnie, ale jednak). Jestem teraz tak znerwicowana, że nie wiem jak sobie poradzę w maju...

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda, że myślą tak o sobie ludzie, którzy naprawdę coś sobą reprezentują, a nie ci którzy właściwie nie mają nic sensownego do pokazania i idą na studia bo chcą mieć mgr przed nazwiskiem... Linds, serio?

A skąd ta pewność, że nie zaliczam się do tej drugiej grupy? Co ja w zasadzie sobą reprezentuję? Ja na studia poszedłem właśnie dlatego, by mieć mgr przed nazwiskiem. Bo dałem sobie wmówić, że na świecie poradzą sobie tylko absolwenci uczelni wyższych. Bo ludzie dookoła mi mówili, że muszę iść na studia. A przede wszystkim ogólniak i studia wybrałem głównie dlatego, że chciałem jak najszybciej wynieść się z rodzinnego miasta, bo nie potrafiłem w nim żyć i tamto miasto coraz bardziej mnie dobijało psychicznie. Nawet teraz, po 3 latach nie wyobrażam sobie, żebym miał tam wracać i mieszkać. Ledwo się zmuszam, żeby do rodziców na święta jeździć. Rodzina. To jedyna rzecz, dla której jeżdżę tam.

Faktycznie, wiele sobą reprezentuję, a na studia poszedłem z wielce normalnych powodów! Nawet kierunku sobie dobrze wybrać nie umiałem. Wybrałem taki na takiej uczelni, bo myślałem, że tylko tam dam radę się dostać w Warszawie. A do Warszawy mnie ciągnęło, bo lubię miasto. Ciągnęło, bo z mojego rocznika, z moich znajomych z Tychów jestem tam jedyną osobą. Mogłem zacząć życie na nowo. 

 

Profil w LO w późniejszym życiu nie ma znaczenia. Co Ci po tym? Myślisz, że ktoś będzie patrzył na Ciebie przez pryzmat profilu w szkole średniej? Wtedy ten ktoś musiałby być naprawdę... Dziwny...

Nie martw się  :)

 

Nie rozumiesz. Żebym był po technikum, czy po zawodówce, to w razie nie obronienia licencjatu miałbym jakiś zawód. A tak, to nie mam nic. Jeżeli przyjmą mnie do jakiejś pracy, to do pracy bez przyszłości, przy której non stop będę się martwił, czy starczy pieniędzy do jutra. Ja niestety z powodu pewnych... predyspozycji, nie mogę w ogóle myśleć o pracy fizycznej. Stąd emigracja zarobkowa, by robić na budowie też nie wchodzi za bardzo w grę. Krótko mówiąc, jestem uwalony. Uratować by mnie mogło ewentualne pójście do polityki (lub na księdza, a co to to nie), ale kto na mnie zagłosuje? A po drugie faktem jest, że znalazłby się ktoś, kto chciałby wykorzystać fakt, że polityk siedział w broniaczach pełnych clopów itd.  :crazytwi3:

 

 

A ja z kolei od jakiegoś czasu jestem strasznie zła. Łatwo się złoszczę i denerwuję. Ech, nie wiem jak wytrwam do tej matury, skoro ciągle jestem w takim stanie... Wszystko przez te trzy lata w LO. Naprawdę żałuję, że nie zmieniłam szkoły... Ciągle stres, wyścig szczurów, oczekiwania których nie mogłam spełnić, brak wiary w swoje możliwości, strach przed tym czy czasem nauczyciel nie powie: "powinnaś iść do szkoły specjalnej" (były takie teksty, niekoniecznie skierowane do mnie, ale jednak). Jestem teraz tak znerwicowana, że nie wiem jak sobie poradzę w maju...

 

Dasz sobie radę. Musisz ino uwierzyć w siebie i opanować stres. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


A skąd ta pewność, że nie zaliczam się do tej drugiej grupy? Co ja w zasadzie sobą reprezentuję? Ja na studia poszedłem właśnie dlatego, by mieć mgr przed nazwiskiem. Bo dałem sobie wmówić, że na świecie poradzą sobie tylko absolwenci uczelni wyższych. Bo ludzie dookoła mi mówili, że muszę iść na studia. A przede wszystkim ogólniak i studia wybrałem głównie dlatego, że chciałem jak najszybciej wynieść się z rodzinnego miasta, bo nie potrafiłem w nim żyć i tamto miasto coraz bardziej mnie dobijało psychicznie. Nawet teraz, po 3 latach nie wyobrażam sobie, żebym miał tam wracać i mieszkać. Ledwo się zmuszam, żeby do rodziców na święta jeździć. Rodzina. To jedyna rzecz, dla której jeżdżę tam.

Faktycznie, wiele sobą reprezentuję, a na studia poszedłem z wielce normalnych powodów! Nawet kierunku sobie dobrze wybrać nie umiałem. Wybrałem taki na takiej uczelni, bo myślałem, że tylko tam dam radę się dostać w Warszawie. A do Warszawy mnie ciągnęło, bo lubię miasto. Ciągnęło, bo z mojego rocznika, z moich znajomych z Tychów jestem tam jedyną osobą. Mogłem zacząć życie na nowo.

 

Skąd pewność? Po prostu trochę obserwuję ludzi i sposób ich nauki.

 

Też idę na studia, bo mam tylko liceum. I w sumie, to jest chyba jedyna w miarę sensowna ścieżka rozwoju po liceum... Po liceum ani wykształcenia, ani zawodu... Też się w tej sytuacji mogę lekko załamać, ale mimo wszystko nie to w tym momencie jest dla mnie problemem.

Poza tym, teraz będę mieć najdłuższe wakacje w życiu i nawet gdybym chciała iść do w miarę sensownej pracy i w niej zostać to niestety, ale bym nie mogła, bo wykształcenie średnie po liceum daje w sumie... Nic.

Wybieram się na kierunek, który dla dość sporej ilości ludzi jest albo kierunkiem w sam raz na przezimowanie, albo kierunkiem z przypadku. I już wiem, że będę mieć za 5 lat prawdopodobnie problem z pracą :rainderp:

 


Nie rozumiesz. Żebym był po technikum, czy po zawodówce, to w razie nie obronienia licencjatu miałbym jakiś zawód. A tak, to nie mam nic. Jeżeli przyjmą mnie do jakiejś pracy, to do pracy bez przyszłości, przy której non stop będę się martwił, czy starczy pieniędzy do jutra. Ja niestety z powodu pewnych... predyspozycji, nie mogę w ogóle myśleć o pracy fizycznej. Stąd emigracja zarobkowa, by robić na budowie też nie wchodzi za bardzo w grę. Krótko mówiąc, jestem uwalony. Uratować by mnie mogło ewentualne pójście do polityki (lub na księdza, a co to to nie), ale kto na mnie zagłosuje? A po drugie faktem jest, że znalazłby się ktoś, kto chciałby wykorzystać fakt, że polityk siedział w broniaczach pełnych clopów itd. :crazytwi3:

 

Może i nie rozumiem, ale chociaż się staram. Domyślam się, że jednak obrona pracy licencjackiej to stres i myśli związane z niezaliczeniem. Ale przecież siedziałeś nad tą pracą, pewnie się starałeś żeby to miało ręce i nogi, pewnie ktoś Ci sprawdzał rozdziały pracy i pewnie jakieś sugestie ze strony tej osoby były. Nie może być tak źle przecież w takiej sytuacji... Poza tym, są poprawki. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście jeśli chodzi o edukację. No, przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. Nie wiem czy jest dobre, ale przynajmniej optymistyczne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i nie rozumiem, ale chociaż się staram. Domyślam się, że jednak obrona pracy licencjackiej to stres i myśli związane z niezaliczeniem. Ale przecież siedziałeś nad tą pracą, pewnie się starałeś żeby to miało ręce i nogi, pewnie ktoś Ci sprawdzał rozdziały pracy i pewnie jakieś sugestie ze strony tej osoby były. Nie może być tak źle przecież w takiej sytuacji... Poza tym, są poprawki. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście jeśli chodzi o edukację. No, przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. Nie wiem czy jest dobre, ale przynajmniej optymistyczne.

 

Owszem, jest ktoś taki, kto sprawdza. Promotor. Ale moja promotorka to jest bardzo wymagająca, bo to jej pierwszy raz, gdy jest promotorką. Pierwszy rozdział miałem całkowicie do poprawy. Poprawiłem, ale ona jeszcze tego nie widziała. A we wtorek oddaje jej całą pracę. 

Ostatnim razem jak kazała poprawiać 1. rozdział to sporą część tego rozdziału i uznała moją pracę za kpinę, a nie licencjat. 

I w sumie chyba cała praca taka jest. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Owszem, jest ktoś taki, kto sprawdza. Promotor. Ale moja promotorka to jest bardzo wymagająca, bo to jej pierwszy raz, gdy jest promotorką. Pierwszy rozdział miałem całkowicie do poprawy. Poprawiłem, ale ona jeszcze tego nie widziała. A we wtorek oddaje jej całą pracę.

Ostatnim razem jak kazała poprawiać 1. rozdział to sporą część tego rozdziału i uznała moją pracę za kpinę, a nie licencjat.

I w sumie chyba cała praca taka jest.

 

Hm, wiesz ja trochę jeszcze nieobeznana w tym temacie, ale kto sprawdza już finalną wersję? Chyba nie promotorka, tylko komisja?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spanikowałem. Totalnie zacząłem panikować. 

Chodzi o mój licencjat. Kończę go w końcu. 50 stron już napisane. We wtorek mam oddać.

Ale materiały to są niestety mierne, momentami niemożliwe wydaje się znalezienie tego, czego najbardziej potrzeba.

Do tego forma, mój stan rozumowania, myślenia... Bo fakt faktem, ja za głupi na studia jestem, mogłem iść do zawodówki.

Boję się, że oddam tą pracę, a mi promotorka cofnie. I, że zamiast bronić się w czerwcu, to będę musiał bronić się we wrześniu lub za rok. Albo, że nigdy nie uda mi się obronić licencjata i tym samym będę skazany na porażkę życiową - jestem po humanie w LO, więc w zasadzie nie mam nic.

Zakładam, że jakiekolwiek zapewnienia, iż jesteś inteligentny, starasz się i na pewno wszystko się uda teraz do Ciebie nie trafią. Cóż.

Rozumiem, że się boisz, ale spróbuj opanować tę panikę. Zamiast rozważać najgorsze scenariusze postaraj się do nich nie dopuścić - bo jeśli teraz skupisz się na analizowaniu poprzednich błędów, to rzeczywiście może się nie udać, a szkoda, bo jesteś o krok i wbrew temu, co Ci się wydaje nie jesteś na straconej pozycji. Wiem, że mówi to licealistka, której się w życiu wszystko udaje i nie ma pojęcia o Twojej sytuacji, ale najlepsze, co możesz teraz zrobić to opanować się, wykrzesać z siebie trochę optymizmu i walczyć dalej. Wierzę w Ciebie, założę się że kilka innych osób też - i Ty także powinieneś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech, czemu tak źle wypowiadasz się o romantyzmie? Nie wiem jak omawiane były w Twojej szkole lektury takie jak "Dziady", czy "Kordian", ale sądząc po tonie wypowiedzi albo niezbyt ciekawie, albo niezrozumiale.

Romantyzm jest dość specyficzną epoką, ale żeby ją zrozumieć trzeba też rozumieć kontekst kulturowy i historyczny. Epoka oświecenia narzucała racjonalizm. Ale to w tej epoce doszło do rozbiorów Polski i to w tej epoce uświadomiono sobie jak źle jest ze społeczeństwem i władzą kraju. Skoro rozum zawiódł to zaczęto szukać alternatyw, stąd diabły czy duchy lewej i prawej strony w "Dziadach"; stąd imaginacja i strach w "Kordianie". Szukano metod by za pomocą metafor, mistycyzmu opisać cierpienie towarzyszące utracie kraju, ale zarazem jest to próba porzucenia racjonalizmu i szukania być może czegoś lepszego. Poza tym, będąc pod zaborami polscy poeci nie mogli sobie pozwolić na opisywanie dokładnie represji. Była cenzura. Stąd być może niejasne dla wszystkich sceny w "Dziadach". Dlatego wg mnie nazywanie romantyków idiotami jest bardzo, bardzo krzywdzące. W romantyzmie nie chodzi tylko o nieszczęśliwą miłość, ale także i o bunt, heroizm, walkę i opisywanie uczuć, które przez czas oświecenia zostawiono daleko w tyle, bo przecież nie są racjonalne.

Wybacz za taką ścianę tekstu, ale po prostu osobiście bardzo lubię epokę romantyzmu i boli mnie jak ktoś pisze o romantykach w takich sposób. Oczywiście szanuję Twoje zdanie i zgadzam się z tym, że powinno się kłaść nacisk na matematykę i języki obce, ale mimo wszystko chyba wypada znać kilka faktów z życia swojego narodu

Edytowano przez DiscorsBash
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie podziękowałam jeszcze Cordisowi za wszystko co napisał, choć nie dowiedziałam się niczego nowego, ale zawsze to pocieszne, że przynajmniej ktoś rozumie mój wnerw. Inaczej czasem nie wiem czy rzeczywiście mam problem czy robię z igły widły. ^^"""

 


Cytat
O tym, że interesuje mnie psychologia terroryzmu już w ogóle nie wspominam, bo przestałabym dostawać pieniądze na studia. Dobija mnie to, ponieważ to właśnie terroryści wygnali nas kiedyś z domu i później wielokrotnie bezpośrednio zagrażali zdrowiu i życiu wielu członków mojej rodziny.
 
Chciałabyś zrozumieć motywy ich postępowania, jak rozumują, czym się kierują, prawda?
 

 

To już wiem, niestety. Republika z której pochodzę jest z 3 stron otoczona przez ekstremistycznych muzułman ściśle przestrzegających zasady oko za oko, przez co polityczno/ etniczo/ religijne spory zapoczątkowane kilkaset lat temu nadal trwają od czasu do czasu znajdując sobie nowe zdarzenia do napędzania agresji. Będąc tam na wakacjach odczułam jak to jest stale mieć świadomość, że gdziekolwiek idziesz, ktoś może zaraz wysadzić siebie lub samochód lub cały targ w imię Allaha. Na szczęście wychowano mnie tak, żeby ta rzeczywistość mnie nie dziwiła i żebym umiała od razu zaakceptować ją jako normę, co zaoszczędziło mi wiele stresu i zapewniło bezpieczeństwo. 

Powinnam wyjaśnić, że z powodu takiej a nie innej sytuacji, republika z której pochodzę kładzie duży nacisk wychowawczy na etykę używania broni oraz niedokonywanie zemsty. Innymi słowy oto nasze zasady:

1. Broń raz wzięta do ręki musi zostać użyta, czyli jeśli wejdziesz z kimś w konflikt nie sięgaj najpierw po broń, tylko próbuj porozumieć się, uspokoić wroga lub uciec. Jeśli wyjmiesz broń, oznacza to, że zamierzasz zabić- w tym momencie każda strona wyzbywa się wszelkich skrupułów, ponieważ muzułmanie akceptują zabójstwo w samoobronie.

2. Nie dokonuj zemsty. To bardzo ważne, ponieważ wystarczy już, że jedna strona napędza się ekstremistyczną wersją honoru. Gdybyśmy zaczęli robić to samo, ludzie ginęliby 3 razy szybciej niż dzieje się to teraz.

I tu jest pies pogrzebany, ponieważ ludzie tam nie znają za bardzo innych form walki z tym złem niż przy użyciu broni. W idealnej wersji można by robić to przystępując do grup antyterrorystycznych czy współpracując z policją. Niestety wszelkie organizacje tego typu są skrajnie skorumpowane i niemoralne. Dodatkowo osoby mieszające się w te sprawy kończą źle- bardzo źle. I jeszcze jedno: w tym momencie jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Nie znalazłam dotąd kraju, który podawałby o nas rzetelne informacje, opinii publicznej nie mówi się o przebiegach konfliktów na bieżąco, więc prawie nikt nie wie co i dlaczego dzieje się w tym rejonie za to najwyraźniej kilku rządom jest to na rękę, ponieważ mogą nas potem wykorzystywać do woli w podtrzymywaniu swojej polityki zagranicznej (długo żeby wyjaśniać). W skrócie: nas można atakować cały czas, ale jeśli my ruszymy choć małym palcem, dostanie nam się od wszystkich prozachodnich rajów, które zafałszują informacje o nas tak, żeby było tylko wiadome, że jest jakiś konflikt który jest fe i zachód jest taki piękny (tu wstaw jakiekolwiek aktualne pomysły na rozszerzenie granic wpływów zachodnich).

Przez taką sytuację jesteśmy przyzwyczajeni do siedzenia cicho i do walki jak lisy- bardziej polegając na sprycie niż na otwartym konflikcie. Wielu ludzi ma dokładnie te same myśli co terroryści, wynikające z czystej desperacji i chęci walki o godne życie. Ja też niestety zhańbiłam się raz taką myślą w jej czystej formie, miałam autentyczną i szczerą chęć kogoś zastrzelić, ponieważ ta osoba przyczyniła się do cichego wymordowania wielu naszych cywili i uszło jej to bezkarnie. Jednak to nie jest odpowiedź i każdy w mojej rodzinie -choć czują to samo- wyrzekłby się mnie. Różnica między nami a terrorystami to właśnie czyny czy też raczej ich brak, a nie da się tego osiągnąć bez surowej dyscypliny moralnej. 

W każdym razie to jest moja motywacja: jako jedna z niewielu osób znajduję się poza krajem, mogę zdobyć wykształcenie i pracować robiąc coś w tym kierunku. Nie obchodzi mnie w sumie w jakim kraju i z czyimi terrorystami miałabym do czynienia ponieważ konfliktów w moim rejonie nie rozwiążę nigdy, a terroryzm to zło nie ważne gdzie się pojawi. To nowa forma walki, którą można prowadzić legalnie i z dystansu bez wyżynania się nawzajem jak jacyś barbarzyńcy, a już szczególnie bez ponoszenia ofiar w cywilach. To coś niedostępnego ludziom, którzy nie wyjechali za granicę, a nawet wtedy wymagałoby to od nich nowego toku myślenia niż ten już nam wpajany. Dlatego jest to dla mnie trudne, byłam sama w tym postanowieniu dopóki nie znalazł się mój partner, który dał mi jakiekolwiek wsparcie w tej kwestii.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest mi wstyd bo nie potrafię się uczyć, bo jestem zwyczajnie za głupi na wiele rzeczy, zaniedbałem trochę materiału i nie jestem w stanie tego nadrobić przez co jadę na samych dwojach i nie potrafię ich polepszyć na chociażby czwórę.

Tu nie chodzi o to, że nie umiesz się uczyć, po prostu musisz znaleźć odpowiednią dla siebie metodę. I przede wszystkim trzeba uczyć się systematycznie, bo jak sam widzisz dwój na czwórki łatwo się poprawić nie da, uczyć trzeba się na pierwszy termin. Zwłaszcza, że w większości przedmiotów to czego się nauczysz w jednym dziale będzie niezbędne również w kolejnych i jeśli nie będziesz uczyć się od początku, to będziesz miał coraz większe zaległości. A jeśli o metody nauki chodzi, to nie polega to na bezmyślnym wkuwaniu, musisz sprawdzić co pomoże Ci w nauce. Np. Żeby nauczyć się matmy nie trzeba wkuwać wzorów tylko liczyć zadania.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


zaniedbałem trochę materiału i nie jestem w stanie tego nadrobić przez co jadę na samych dwojach i nie potrafię ich polepszyć na chociażby czwórę.

 

Zależy dlaczego zaniedbałeś szkołę. Jeśli przez np. chorobę bądź też inną poważną sytuację to szkoła powinna Ci iść w pewnym stopniu na rękę i pozwalać na pisanie prac w innych terminach itd. Jeśli to był wynik Twojego lenistwa to musisz teraz zmierzyć się nie tylko z problemem zaległości, ale także z pracą nad sobą, swoim czasem i motywacją.

Nie wiem, co Cię interesuje ani w jakiej teraz szkole jesteś, ale coś Ci poradzę: zastanów się, co lubisz najbardziej, jaki przedmiot, co Cię fascynuje i skup się głównie na tym, a inne przedmioty traktuj jako dodatki. Ze wszystkiego nie trzeba mieć 4, czy nawet 3. Grunt to skupić się na tym, co ma największy wpływ na Twoją przyszłość.

Jeśli chodzi o konkretne metody nauki... Sam zdecyduj. Niektórzy jak się uczą lubią chodzić z książką, robić kolorowe notatki (ja tę metodę praktykuję i jestem zadowolona). Spróbuj kojarzyć fakty, a nie wkuwać na blachę. Próbuj chociaż w jakimś niewielkim stopniu zrozumieć dane zagadnienie.

Są co prawda pewne przedmioty, które trzeba po prostu wyuczyć się na pamięć, więc mogę doradzić spożywanie dużej ilości chociażby czekolady w czasie nauki, gdyż ta zawiera magnez, który wpływa korzystnie na koncentrację :D Ale jeśli chodzi o ścisłe przedmioty to tutaj głównie liczy się systematyczność i praktyka. Tak jak Mon napisał, jeśli chodzi o matmę po prostu trzeba robić zadania. Nawet te najprostsze, żeby nauczyć się metody. Jeśli czegoś nie rozumiesz to przecież możesz skorzystać z internetu, książek, notatek znajomych czy w ogóle zagadać z kimś kto może Ci coś wyjaśnić (nawet przez internet).

Grunt to się nie poddawać i się uczyć. Ale też nie przesadzaj z nauką, bo się bardzo szybko zmęczysz i nie będziesz w stanie dalej się pracować.

 

:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się przyznam, że w tym roku szkołę olałam totalnie. Uczę się do matury, nie do szkoły. Niektóre przedmioty zawaliłam i mam z nich 2. No cóż, nie można być krową rekordzistką ze wszystkiego [szczególnie w moim elitarnym liceum, w którym 3 dostaje się za to, za co normalni ludzie dostają 5].Groziły mi też 1... Bo nie miałam zaliczonych wszystkich sprawdzianów. No, w tydzień wyrobiłam na mocne 3.

 

I jestem wkurzona, że niektórzy moi nauczyciele wyjechali sobie w ostatnim tygodniu przed wystawieniem ocen! I nie mogłam podciągnąć ocen jeszcze bardziej... a brakowało mi dosłownie kilku setnych!

 

No cóż, liczy się matura, a nie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym podziękować Sabinie i Salmonelli za przeczytanie moich żali i za podnoszenie mnie na duchu. Kończę tego licencjata pisać i dzisiaj drukuję, by jutro dać promotorce do przejrzenia. Nie jest perfekcyjnie, ale przynajmniej dotarłem do końca. Dziękuję. 

 

I jestem wkurzona, że niektórzy moi nauczyciele wyjechali sobie w ostatnim tygodniu przed wystawieniem ocen! I nie mogłam podciągnąć ocen jeszcze bardziej... a brakowało mi dosłownie kilku setnych!

 

No cóż, liczy się matura, a nie...

 

Primo - na ocenę pracuje się cały semestr, a nie w ostatnich tygodniach. Nauczyciele mają prawo wziąć sobie wolne wcześniej i wyjechać. To nie wy, uczniowie, jesteście dla nich, tylko oni dla was. 

 

Secondo - co do matury to nie bądź tego taka pewna. Owszem, najważniejsza jest matura. Ale w razie podczas rekrutacji na studia o ostatnie miejsca na kierunku będzie walczyć kilka osób z tymi samymi wynikami z matury (albo odmiennymi, ale uzyskującymi w rekrutacji tyle samo punktów), to wygrywają osoby z lepszymi ocenami na świadectwie, zarówno z przedmiotów, jak i z zachowania. 

Edytowano przez Linds
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachowanie, to akurat mam wzorowe. A semestr był niezwykle krótki [nieco ponad 2 miesiące]. I aby było śmieszniej- wszystkie sprawdziany porobili idealnie pod koniec. I nie, nauczyciele nie pojechali na urlop. Pojechali na wycieczkę z inną klasą i to nie ich wychowawczą. Na dodatek już wcześniej dużo wyjeżdżali. A co do urlopu- i tak mają go już dużo. Mają się wyrabiać z materiałem, a nie...

 

I jeśli cała szkoła jedzie na krokach, to coś z nauczaniem z niektórych przedmiotów jest nie tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Secondo - co do matury to nie bądź tego taka pewna. Owszem, najważniejsza jest matura. Ale w razie podczas rekrutacji na studia o ostatnie miejsca na kierunku będzie walczyć kilka osób z tymi samymi wynikami z matury (albo odmiennymi, ale uzyskującymi w rekrutacji tyle samo punktów), to wygrywają osoby z lepszymi ocenami na świadectwie, zarówno z przedmiotów, jak i z zachowania. 

 

Pierwsze słyszę. Wśród wszystkich ludzi jakich znam nikt nigdy nie powiedział czegoś takiego, oceny z liceum nigdy nic nie znaczyły i nie rozumiem czemu ludzie się nimi w ogóle stresują. Oceny z zachowania to już w ogóle jest porażka. Ludziom, którzy w chamski i szczeniacki sposób regularnie odzywają się do nauczycieli i innych osób nic się nie dzieje bo nauczyciele nie mają ochoty wypisywać im tych wszystkich uwag i potem takie niewychowane mendy dostają wzorowe zachowanie- przynajmniej tak u mnie było. Wzorowe dostała nawet osoba, która raz ukradła sprawdzian z przedmiotu z którego cała klasa była beznadziejna i codziennie wszyscy dostawali pały póki nie ustalono kto był złodziejem. Dlatego nawet licealne oceny z zachowania jak dla mnie guzik znaczą. Byłam wprawdzie najgorszym uczniem w mojej szkole, ale maturę napisałam ładnie i poszłam na dobre studia. :P Więc naprawdę nie ma co się przejmować.  :aj5: 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że na niektóre kierunki brane są pod uwagę oceny z jakiegoś konkretnego przedmiotu. Mój kolega wybiera się na lotnictwo (nie jestem pewna jak nazywa się ta uczelnia, jest na pewno gdzieś w Wielkopolsce) liczy mu się matematyka, angielski, testy sprawnościowe, a do tego ocena z fizyki na koniec. Jednak gdyby zdawał fizykę na maturze wtedy wzięliby pod uwagę procenty z tego egzaminu (przynajmniej tak mi tłumaczył).

 

I niestety (albo stety) jest coś takiego jak "konkurs świadectw". Ktoś tak ustalił i chyba dobrze jest mieć w miarę przyzwoitą średnią na koniec szkoły średniej. Może się przydać.

 

A co do zachowania... W II klasie zdarzyło się, że miałam najwyższą średnią w klasie (a to i tak było gdzieś 4,37 :rainderp:) i zachowanie bardzo dobre, podczas gdy moi znajomi z niższą średnią mieli wzorowe. Wtedy też trzeba było kogoś wybrać do sztandaru. Nie zgodziłam się, ponieważ akurat w dniu tej uroczystości miałam już coś ustalonego i było to dla mnie ważne. Dostałam ochrzan, że jak to tak, że szkoła tyle dla mnie robi ( :lol:), a ja taka niewdzięczna, jak mogę blabla... Następne w kolejce były moje znajome, które miały zachowanie wzorowe i też powiedziały, że nie mogą. Zero komentarza od strony nauczycielki.

 

A teraz inna sprawa. Koleżanki z zachowaniami bardzo dobrymi podeszły do nauczycielki i powiedziały, że dużo robiły w ciągu roku, angażowały się itd., więc chciałby poprosić o zachowanie wzorowe. Ale pani powiedziała, że nie, bo mają za niską średnią :ming: A kiedy mi wystawiała zachowanie (wtedy kiedy miałam tą super średnią) powiedziała, że oceny to nie wszystko... :rainderp:

 

Jak dobrze, że już kończę tę szkołę :lunaderp:

 

Ocenianie zachowania w szkole wg mnie to totalna porażka...

Edytowano przez Sabina
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze słyszę. Wśród wszystkich ludzi jakich znam nikt nigdy nie powiedział czegoś takiego, oceny z liceum nigdy nic nie znaczyły i nie rozumiem czemu ludzie się nimi w ogóle stresują. 

 

Może twoi znajomi po prostu nie mieli takiej sytuacji lub sami o tym nie słyszeli? Ja akurat o takim systemie słyszałem nie raz i znam osoby, u których to właśnie zadecydowało o tym, czy będą studiować na lepszej, czy gorszej uczelni.

Powiem więcej. Na mojej uczelni podczas rekrutacji było zastrzeżone, że w przypadku remisu pod uwagę są brane oceny końcowe i zachowanie. Są uczelnie, które olewają to, kto do nich trafi, a są i takie uczelnie, co liczą na ludzi ogarniętych, którzy nie przyniosą uczelni hańby.

 

Oceny z zachowania to już w ogóle jest porażka. Ludziom, którzy w chamski i szczeniacki sposób regularnie odzywają się do nauczycieli i innych osób nic się nie dzieje bo nauczyciele nie mają ochoty wypisywać im tych wszystkich uwag i potem takie niewychowane mendy dostają wzorowe zachowanie- przynajmniej tak u mnie było. 

 

Współczuję szkoły. To świadczy jedynie o spieprzeniu zarówno szkoły, jako instytucji, jak i jej pracowników. Ja na szczęście byłem w takich szkołach, gdzie ze złym zachowaniem może nie rozprawiano się do końca tak jak się powinno, ale jednak reakcja zawsze była, uwagi i rozmowy z rodzinami, a w ekstremalnych przypadkach to i policja bywała - tego ostatniego doświadczyłem na własnej skórze. 

Ocena z zachowania ma malutkie znaczenie. Ale jakieś zawsze ma. Plus świadczy o posiadaczu takiej oceny, jeżeli jest ona wydana sprawiedliwie. Są różni ludzie, ale mi byłoby wstyd, gdybym miał zachowanie naganne przyznane. 

 

Wzorowe dostała nawet osoba, która raz ukradła sprawdzian z przedmiotu z którego cała klasa była beznadziejna i codziennie wszyscy dostawali pały póki nie ustalono kto był złodziejem. 

 

Well, nie dziwię się. Osoba ta chciała zrobić dobry czyn społeczny i pomóc klasie :v 

Nie no, żart oczywiście. 

 

 

A co do zachowania... W II klasie zdarzyło się, że miałam najwyższą średnią w klasie (a to i tak było gdzieś 4,37  :rainderp:) i zachowanie bardzo dobre, podczas gdy moi znajomi z niższą średnią mieli wzorowe. Wtedy też trzeba było kogoś wybrać do sztandaru. Nie zgodziłam się, ponieważ akurat w dniu tej uroczystości miałam już coś ustalonego i było to dla mnie ważne. Dostałam ochrzan, że jak to tak, że szkoła tyle dla mnie robi (  :lol:), a ja taka niewdzięczna, jak mogę blabla... Następne w kolejce były moje znajome, które miały zachowanie wzorowe i też powiedziały, że nie mogą. Zero komentarza od strony nauczycielki.

 

Typowe. Nauczycielki jeśli będą naciskały, to tylko na osoby, które wydadzą im się łatwe do złamania lub takimi, którym łatwo wejść na głowę. Dobrze jednak, że zachowałaś asertywność i się nie dałaś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...