Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Zwierzęta nie kończą się na psie... i nie byłabym taka, pewna, jak zachowałby się każdy pies, a jak zachowałby się każdy człowiek.

 

Samoświadomość? Nieznajomość pojęcia?

Skąd wiesz?

 

Są miliony gatunków zwierząt, ciężko stwierdzić co, które wie, czy ma świadomość, etc. To, że nie powie, nie oznacza, iż nie wie.

Swoją drogą- psy wcale nie należą do geniuszy w świecie zwierząt.  Chociaż zdziczałe psy są mądrzejsze od swoich domowych odpowiedników. A przykład z komórką nie jest trafiony. Dochodzi bowiem kwestia hierarchii i dominacji charakterystycznych dla gatunku.

 

A twój przykład nie jest trafiony, bo to nie jest kwestia samoświadomości.

 

Przykład [nie psi, bo psy nie są moją specjalnością akurat]:

Konie ustalają hierarchię w stadzie siłą- kopią się gryzą, etc. Zwierzę o niższej pozycji [czyli to które dostało lanie] zazwyczaj zabiega o przyjaźń zwierzęcia o pozycji wyższej [tego, które lanie mu dało], ponieważ mu się to biologicznie opłaca.

 

U ludzi żyjących w kulturach pierwotnych działa to na podobnej zasadzie- silniejszy daje ochronę, więc się go słucha. A wiem, że jest silniejszy, ponieważ wcześniej mnie sprał. Dlatego zamknięty w komórce pies może zechcieć wpaść w łaski dominującego nad nim człowieka, czyli tego, który zamknął/uwolnił go z komórki.

 

Konie także się szkoli na zasadzie dominacji. Nie chodzi oczywiście o znęcanie się nad zwierzęciem :rdblink:. Ale często jest tak, że "koń potwór", wychowywany "bezstresowo" raz dostanie słusznie batem i staje się nagle wspaniałym, współpracującym i chętnym do kontaktu z człowiekiem wierzchowcem. Dzieje się tak dlatego, że wówczas traktuje człowieka jako zwierzę alfa, u którego może szukać ochrony, czuje się więc przy nim bezpiecznie.

W naturze konia wychowuje w ten sposób jego stado. Zwierzęta nadmiernie agresywne i dominujące są za to ze stada wykluczane.

 

Powiedziałabym, że ten mechanizm działa u wszystkich stadnych ssaków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek to teoretycznie też zwierze. Just sain'

 


Prosty przykład:
Jak zamkniesz człowieka bez powodu w komórce na godzinę, to po wypuszczeniu będzie wkurzony i z pretensjami. Pies będzie merdał ogonem radując się, że w końcu może wyjść i zobaczyć właściciela.

 

Brzmi jak: "Zamknij dziewczynę/żonę i psa na kilka godzin. Sprawdź kto się bardziej ucieszy na Twój widok"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek to zwierzę nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie. Niestety nierzadko do ludzi nie dociera, że oni też są zwierzętami. Wysoko rozwiniętymi ewolucyjnie, to prawda, ale jednak zwierzętami.

Za milion lat, o ile jeszcze będą jacyś "ludzie" to my będziemy dla nich, jak szympansy dla nas.

 

Dobra, mały off top się zrobił. Ale temat ciekawy, więc proponowałabym utworzenie osobnego tematu, by tu nie śmiecić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem zachowanie psa w tej sytuacji nie różniło by się niczym od zachowania dziecka, bo obaj są w hierarchii niżej od właścicieli. Jak chcesz.

 

Brzmi jak: "Zamknij dziewczynę/żonę i psa na kilka godzin. Sprawdź kto się bardziej ucieszy na Twój widok"

No dokładnie ;)

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko zależy od tego kto w co wierzy. Udowodniono, że człowiek NIE pochodzi od małpy, a ma wspólnego członka. Gdzieś na drabinie ewolucji znajduje się to brakujące ogniwo. Swego rodzaju "skrzyżowanie" (takie drogowe) - małpy poszły w swoją stronę, ludzie w swoją. Oba gatunki ewoluowały na oddzielnych drogach ponieważ się rozeszły. Do dziś nie wiadomo czym jest to wspólne ogniwo, wspólna istota.

 

Także ludzie to zwierzęta. A gdy usłyszałem na wykładzie prowadzonym przez księdza, że pies to bezduszna istota, która nie ma prawa odczówać emocji, ponieważ wedle woli Boga, te są zarezerwowane dla istot wyższych jakimi są ludzie... wyszedłem z sal. To były 7 zajęcia z 10. Otrzymałem nieobecność czyli teoretycznie miałem połowę zajęć za sobą i prawo podejścia do egzaminu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małe dziecko by się zapewne ucieszyło, że rodzic, który zamknął je w komórce raczył je wypuścić.

Dziewczyna/żona nie jest zwierzęciem podległym, tylko raczej na równi w hierarchii, dlatego nie pozwoli się w ten sposób traktować, ponieważ jest [przynajmniej w krajach cywilizowanych] nauczona, że może mieć pozycję inną niż całkowita uległość. Arabskie żony są nierzadko traktowane jak śmieci, a się zazwyczaj nie buntują.

 

@Triste

Oczywiście, że nie pochodzi od współczesnych małp, które również ewoluowały. Ale trzeba przyznać, że naszych odległych przodków można by nazwać jeszcze "małpami", z braku lepszego słowa. Patrząc w dal, to i człowiek, i małpa pochodzą od protistów, co nie znaczy, że pantofelek, czy inne stworzonko jest naszym przodkiem :rdblink:.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rany... Czy niektórzy ludzie muszą się zawsze, ale zawsze uczepić czegoś co w sumie nie jest zbyt istotne? :rainderp:

Chciałam się pożalić- pożaliłam. A zrobiła się z tego dyskusja o zamykaniu w ciemnej komórce dorosłego, dziecka i psa. Oraz z tego, co widzę jest wątek psychologiczny i nawet ewolucjonizm się wkradł :ming: Dajcie spokój, ludzie...

 

A co do tego, kto się bardziej ucieszy jak wyjdzie z ciemnej komórki... Nie ma to jak generalizowanie zachowań.

Jeszcze bym coś tutaj dopisała o tym zamykaniu, ale już dam sobie siana.

 

Pozdrawiam z ciemności komórki ucieszona...

:ming:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Aspitia

 

...wygrałaś internety. Myślałam po tym tekście, że masz coś koło 13 lat,a dalej patrzę, że 23. Sorry, ale no... NO. x.x

 

A w ogóle to chociaż raz powiedziałaś im tam, że masz dość słuchania o  budownictwie i narzczonej?

 

Zapewne mój sposób wypowiadania się nie wskazuje na to, że mam 23 lata.

Nie mówiłam mamie tego bo tego nie rozumie.

I tak nie rozumiem swoich rodziców. Nie jestem za towarzyska a jak ktoś wpada to mam rzucać wszystko i siedzieć przy stole choć wie, że ja tego nie znoszę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczorajszy dzień był dla mnie bardzo ciężki. Mój pies ma już 12 lat. Od jakiegoś czasu chorowała- miała guza przy łapie. Poszliśmy do lekarza i wszystkie badania kwalifikujące ją na operację wyszły bardzo dobrze, mimo jej wieku. Wczoraj miała być operacja wycięcia tego paskudztwa. Okazało się, że to nie takie proste... Zadzwonił lekarz, stawiając moją rodzinę przed wyborem: uśpienie albo amputacja. Na odpowiedź mieliśmy jakąś chwilę, bo pies leżał już na stole, pod narkozą. Nikt nie spodziewał się, że ten guz będzie aż tak rozległy... W tamtej chwili pojawiły się różne myśli. Jak uśpimy to przestanie cierpieć (już raz miała guz, to była jej druga taka poważna operacja), ale z drugiej strony przecież pies też chce jeszcze trochę pożyć z nami. Jak zgodzimy się na amputację, pies będzie kaleką do końca życia. Może sobie przecież nie poradzić z takim stanem rzeczy... Jednak mimo wszystko, zdecydowaliśmy się na amputację.

Było ciężko... Przyznam, że strasznie mnie bolało, jak pies wrócił do domu i ruszał mięśniami odpowiedzialnymi za ruch łapy, którą stracił. Ona była przekonana, że ta łapa nadal jest. Szukała jej nosem. Próbowała wstać, opierając się na niej. Myślę, że może nawet bolała ją łapa, której już nie było...

Dzisiaj już jest lepiej. Mimo bólu, szoku po operacji, wstaje. Ani razu się nie poddała. Za wszelką cenę chciała wstać i jej się to udało. Teraz śpi, ale dzisiaj była już na spacerze, sama zjadła obiad, weszła do budy.

I taka myśl mnie naszła... Życie jest za piękne, żeby je tracić. Skoro nawet zwierzęta chcą żyć mimo wszystko, to ludzie powinni brać z nich przykład. Nie poddawać się i zawsze walczyć do końca.

Trochę spóźniony zapłon, ale powiem Ci, że z początku taka reakcja z jej strony nie zaskakuje. Ale jak widzisz - przyzwyczaja się i wszystko będzie w porządku. Miałem podobną sytuację, niestety u mnie był to wybór między uśpieniem psa, a trzymaniem go jak rośliny. Podjęłaś moim zdaniem dobrą decyzję, bo w tym przypadku nadzieja była i jest, wierzę, że niedługo się Twój pies przyzwyczai kompletnie do nowej sytuacji, ja niestety musiałem kazać mojego uśpić, bo jej życie było prawdziwą męką przez tamte kilka dni po zatruciu i weterynarz nawet nadziei nie dawał na to, że dojdzie do siebie po tym... i myśl naszła Cię bardzo dobra, z którą się zgadzam. Sam miałem cięższe chwile (nie takie jak niektóre osoby, ale nei było mi łatwo) i zawsze wychodziłem z nich, wierzę, że każdy jak w siebie naprawdę wierzy to poradzi sobie w każdej sytuacji.

 

Jezu, ale lanie wody :rainpriest:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nakręciłem się na impreze u przyjaciela. W ten weekend miał organizować osiemnastkę ale w ostatniej chwili odwołał bo jego mama zaprosiła rodzinę pomimo tego, że on sobie tę datę zaklepał miesiąc wcześniej. W wyniku tego całkowicie rozpierdzieliły mi się plany na weekend i teraz tak siedzę i zamulam. Doradźcie coś. Myślałem co by nie wybrać się do Krakowa ale samemu to nie ma tam co robić zbytnio.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Littlebart

Nakręciłem się na impreze u przyjaciela. W ten weekend miał organizować osiemnastkę ale w ostatniej chwili odwołał bo jego mama zaprosiła rodzinę pomimo tego, że on sobie tę datę zaklepał miesiąc wcześniej. W wyniku tego całkowicie rozpierdzieliły mi się plany na weekend i teraz tak siedzę i zamulam. Doradźcie coś. Myślałem co by nie wybrać się do Krakowa ale samemu to nie ma tam co robić zbytnio.

 

To są te super problemy :P? Ja nigdzie prawię nie wychodzę w wekendy, chyba że coś jest zaplanowane i jakoś da się żyć. Zrobisz coś pożytecznego zostając w domu, wyśpisz się, wypoczniesz sobie i wyjdzie Ci to na dobre :] Chociaż każdy lubi spędzać czas inaczej, nie myśl że coś Ci narzucam. Rób co uważasz za słuszne :P

Edytowano przez Littlebart Czarownicy Pies
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pisałem tu nigdy, no ale doszło do tego. Będzie butthurt, ale muszę to z siebie wyrzucić, bo jestem wkurzony strasznie...

 

Strasznie zaczynają mnie wkurzać ludzie ze studiów. Nie chodzi mi tu bynajmniej o to, że nic nie robią, tylko imprezują etc. Rozumiem to, bo sam nie jestem orłem, a dobrą imprezką nie pogardzę. Wkurza mnie strasznie to, że potrafią uszanować innych, a konkretnie wykładowców i tych studentów, którzy chcą coś z zajęć wynieść.

 

Czy naprawdę tak trudno jest wysiedzieć spokojnie przez te półtorej godziny?! Jeśli wykład kogoś nie interesuje, to najzwyczajniej na świecie przekupuje się kogoś piwem, by wpisała się za tą osobę na listę obecności. Ale nie, lepiej przyjść na wykład, popajacować sobie, komentować wszystko na głos (bo tak trudno jest szeptać). Nie tylko wyprowadza to z równowagi wykładowcę, ale również i niektórych studentów (w tym mnie). Aż mi się żal czasem robi, że magister/doktor/profesor omawia jakieś ciekawe zagadnienie i robi to w równie ciekawy sposób podczas gdy banda pajaców przeszkadza w realizacji celu, jakim jest przekazanie wiedzy. Nawet, jeśli już muszą być na wykładzie, to niech kurna uszanują innych i nie przeszkadzają :v . Można na fejsa sobie wejść, pograć w coś, muzyki sobie posłuchać, no ale w sposób bardzo dyskretny i przede wszystkim cichy. Mnie czasem głowa boli jak słyszę rozmowy na zajęciach, więc co mam się dziwić wykładowcom/ćwiczeniowcom ;d .

 

Druga sprawa z dnia dzisiejszego, która mnie wkurzyła, i to bardzo. Ogólnie dzisiaj był właśnie wykład z Retoryki. Mnie niestety nie było, gdyż jestem chory. No ale na 15 musiałem się i tak do katedry udać, bo ćwiczenia z Argumentacji, a że pani od ćwiczeń ostra i zadała pracę domową, to obecność obowiązkowa. Przyjeżdżam pod uczelnię, wchodzę do środka - niektórzy ludzie z grupy wilczym wzrokiem się na mnie gapią. No i poleciał butthurt, że na wykładzie z Retoryki pani profesor się wkurzyła, bo tydzień temu kilka osób znalazło się na liście obecności dwukrotnie, a ja... trzykrotnie. I wielkie pretensje do mnie, że to oczywiście PRZEZE MNIE się wkurzyła i zdecydowała, że od teraz lista będzie sporządzana pod koniec wykładu, gdzie wszyscy po kolei będą się wpisywali. Tydzień temu się spóźniłem na wykład, no ale nikogo nie informowałem w między czasie o tym i tym bardziej nie prosiłem, by ktoś mnie wpisał na listę. Nie moja wina, że ktoś jest nadopiekuńczy i wpisuje się za mnie na liście :v . No ale oczywiście ja najbardziej oberwałem, choć na to nie zasłużyłem. Ale może i dobrze, że tak to się skończyło. Może wreszcie ludzie zaczną chodzić na wykłady i nie będzie przed sesją: DEJ NOTATKI, DEJ NOTATKI, DEJ NOTATKI >.< .

 

Tutaj kończę swój żal. Wybaczcie, że bez stylu i składu, ale po prostu musiałem gdzieś to wyrzucić z siebie :v

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy naprawdę tak trudno jest wysiedzieć spokojnie przez te półtorej godziny?! Jeśli wykład kogoś nie interesuje, to najzwyczajniej na świecie przekupuje się kogoś piwem, by wpisała się za tą osobę na listę obecności. Ale nie, lepiej przyjść na wykład, popajacować sobie, komentować wszystko na głos (bo tak trudno jest szeptać). Nie tylko wyprowadza to z równowagi wykładowcę, ale również i niektórych studentów (w tym mnie). Aż mi się żal czasem robi, że magister/doktor/profesor omawia jakieś ciekawe zagadnienie i robi to w równie ciekawy sposób podczas gdy banda pajaców przeszkadza w realizacji celu, jakim jest przekazanie wiedzy. Nawet, jeśli już muszą być na wykładzie, to niech kurna uszanują innych i nie przeszkadzają :v . Można na fejsa sobie wejść, pograć w coś, muzyki sobie posłuchać, no ale w sposób bardzo dyskretny i przede wszystkim cichy. Mnie czasem głowa boli jak słyszę rozmowy na zajęciach, więc co mam się dziwić wykładowcom/ćwiczeniowcom ;d .

To w ogóle na wykłady macie konieczność chodzić? Czy tylko wykładowca sobie tak umyślał żeby mieć frekwencję na wykładach, co by kierownik katedry myślał że jego wykłady są ciekawe? Mnie najbardziej właśnie wkurzali młodzi ambitni, często jeszcze nie doktorzy, którzy musieli się pokazać przed profesorem. Mieliśmy my takiego jednego doktoranta który prowadził mistrzowsko usypiające wykłady. Oczywiście lista musiała być bo jak to niechodzić na jego wspaniałe wykłady, w które tak wiele siły włożył (zupełnie nieprzydatna wiedza, nie odróżniająca się od naukowego bełkotu).

Co innego ćwiczenia lub laboratoria, tam student powinien sam pracować, ale często z powodu braku wcześniejszych wykładów bardziej przypominają właśnie wykłady.

Rozumiem twój żal że studia w Polsce są na takim niskim poziomie, to jest przykre. Mógłbym tu jeszcze wiele do rzucić, a najgorsze jest to że nikomu nie opłaca się poprawiać jakości kształcenia, a i nawet prywatne uczelnie często staczają się w dół, taka bieda w Polsce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Imesh przypomniałeś mi pierwszy rok, kiedy ludziom się za przeproszeniem w dupach chyba poprzestawiało, bo w ramach "integracji" zaczęli się umawiać na tzw. beforki czyli chlańsko przed wykładami i nawet afterki, czyli chlańsko po nich. Zażartowałam na naszej grupie FB, że jeszcze międzyrków brakuje, to urządzili kilka. No brak słów. Potem zdarzało się, że podpici siedzieli na wykładach- całe szczęście zwykle w tylnych rzędach.

 

Inna rzecz, która mnie dobija (ale tu już sama sobie jestem mocno winna), to że przez moje regularne spóźnialstwo ludziom wydaje się, ze zlewam sobie studia, ale jak już przyjdę, to przygotowana albo -na wykłady- z komputerem i w ciszy nabijam notatki do samego końca. Tylko tochę mi przykro, ze to dziwi większość ludzi, albo, ze wręcz w to nie wierzą. Ale najmocniej denerwują mnie typy, które mi wytykają brak szacunku przez niepunktualność a sami gadają przez cały wykład i to dość głośno albo nie raczą wyłączać dźwięków w telefonie. Nie mówię, że jestem od nich lepsza, bo mają rację, ale też nienawidzę hipokryzji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znam to aż za dobrze. Wszystko zależy od wykładowcy. Jeśli ktoś jest ostry i konsekwentny to szybko poustawia wszelkich wesołków. Przykład z życia: mieliśmy 10 godzin zajęć. Zajęcia podzielono: 4+4+2(egzamin). W pewnym momencie wykładowca po czterech czy pięciu ostrzeżeniach mówi porządnie wkurzony do grupki osób: "panowie mogą już iść do domu". Zero reakcji. W końcu ktoś dał im znać, że to o nich chodzi. "Panów tu nie ma, macie nieobecność"

Reakcja :wat:

"Znają panowie warunki przystąpienia do egzaminu, prawda? Trzeba być na przynajmniej połowie zajęć. Panowie byli na czterech z dziesięciu. Egzamin się nie liczy. Widzimy się we wrześniu".

Szczyt chamstwa? Nie. Na pierwszym wykładzie powiedział wprost, że nie sprawdza obecności. Woli dziesięć osób zainteresowanych tematem niż 90 siedzących aby siedzieć. Każdy ma prawo wyjść w dowolnym momencie, a nawet w ogóle nie przyjść. Jednak jednego nie toleruje: przeszkadzania. Za takie coś wyrzuca i wlepia nieobecność. To samo tyczy się nie wyłączania / nie wyciszenia telefonu.

A propo kształcenia na studiach... pedagogika wczesnoszkolna i logika?  :crazytwi3:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To w ogóle na wykłady macie konieczność chodzić? Czy tylko wykładowca sobie tak umyślał żeby mieć frekwencję na wykładach, co by kierownik katedry myślał że jego wykłady są ciekawe?

 

Trudno powiedzieć. Ogólnie teoretycznie uczestnictwo jest obowiązkowe z możliwością posiadania max 2 nieusprawiedliwionych nieobecności. No... ale po pierwsze zawsze można kogoś wpisać na listę (żodyn wykładowca nie sprawdza po wykładzie ilu tak naprawdę jest poza tym wcześniej przeze mnie opisanym przypadkiem), po drugie i tak raczej z tą listą nic nie robią, więc za druga opcja jest bardzo prawdopodobna :v .

 

Studia akurat w moim przypadku (Dziennikarstwo i Komunikacja Społeczna) nie prezentują niskiego poziomu. Ba, dowiedziałem się mnóstwo interesujących i praktycznych rzeczy od ludzi, których śmiało mogę nazwać poniekąd autorytetami (jedna pani profesor w zasadzie sama wymyśliła przedmiot (komunikologia), który jest wykładany w całej Polsce i wszyscy korzystają z jej podręczników :shock: ).  Licząc jeszcze to, że na moim uniwerku trudniej jest się tylko na prawo i psychologię dostać, to spodziewałem się w miarę rozgarniętych ludzi. Niestety takowi stanowią zaledwie 10% roku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy naprawdę tak trudno jest wysiedzieć spokojnie przez te półtorej godziny?! Jeśli wykład kogoś nie interesuje, to najzwyczajniej na świecie przekupuje się kogoś piwem, by wpisała się za tą osobę na listę obecności. Ale nie, lepiej przyjść na wykład, popajacować sobie, komentować wszystko na głos (bo tak trudno jest szeptać). Nie tylko wyprowadza to z równowagi wykładowcę, ale również i niektórych studentów (w tym mnie). Aż mi się żal czasem robi, że magister/doktor/profesor omawia jakieś ciekawe zagadnienie i robi to w równie ciekawy sposób podczas gdy banda pajaców przeszkadza w realizacji celu, jakim jest przekazanie wiedzy. Nawet, jeśli już muszą być na wykładzie, to niech kurna uszanują innych i nie przeszkadzają :v . Można na fejsa sobie wejść, pograć w coś, muzyki sobie posłuchać, no ale w sposób bardzo dyskretny i przede wszystkim cichy. Mnie czasem głowa boli jak słyszę rozmowy na zajęciach, więc co mam się dziwić wykładowcom/ćwiczeniowcom ;d .

 

Niestety, bywają sytuacje, że są osoby, które by chętnie dały i czteropak za wpisanie ich na listę obecności, a nikt nie wpisze - albo oleją, albo jeszcze chętniej wyrolują, wezmą piwa i nie wpiszą. Dlatego część osób nadal chodzi na wykłady. 

Np. ja. Mnie nikt nie chce wpisywać i muszę sam zadbać o swoje sprawy. Oczywiście ja akurat nie gadam na wykładach. Czytam książki (aktualnie "Korzenie niebios" z serii "Uniwersum Metro 2033"), albo z kolegami po cichu gramy w Pana. 

Dla mnie zaś nie tyle denerwujące, co żenujące jest zachowanie ludzi, co wezmą sobie flaszkę na wykład kupią, siądą sobie nawet z tyłu i podczas wykładu się uwalają...

 

 

Druga sprawa z dnia dzisiejszego, która mnie wkurzyła, i to bardzo. Ogólnie dzisiaj był właśnie wykład z Retoryki. Mnie niestety nie było, gdyż jestem chory. No ale na 15 musiałem się i tak do katedry udać, bo ćwiczenia z Argumentacji, a że pani od ćwiczeń ostra i zadała pracę domową, to obecność obowiązkowa. Przyjeżdżam pod uczelnię, wchodzę do środka - niektórzy ludzie z grupy wilczym wzrokiem się na mnie gapią. No i poleciał butthurt, że na wykładzie z Retoryki pani profesor się wkurzyła, bo tydzień temu kilka osób znalazło się na liście obecności dwukrotnie, a ja... trzykrotnie. I wielkie pretensje do mnie, że to oczywiście PRZEZE MNIE się wkurzyła i zdecydowała, że od teraz lista będzie sporządzana pod koniec wykładu, gdzie wszyscy po kolei będą się wpisywali. Tydzień temu się spóźniłem na wykład, no ale nikogo nie informowałem w między czasie o tym i tym bardziej nie prosiłem, by ktoś mnie wpisał na listę. Nie moja wina, że ktoś jest nadopiekuńczy i wpisuje się za mnie na liście  :v . No ale oczywiście ja najbardziej oberwałem, choć na to nie zasłużyłem. Ale może i dobrze, że tak to się skończyło. Może wreszcie ludzie zaczną chodzić na wykłady i nie będzie przed sesją: DEJ NOTATKI, DEJ NOTATKI, DEJ NOTATKI >.< .

 

Primo - ja na twoim miejscu bym na to lał. Przynajmniej nie musisz walczyć o listę, jak to bywa u nas. Wykład monograficzny, a więc obowiązkowy i profesor postanowił puścić listę po sali, by ludzie się wpisywali. I w międzyczasie wykład trwa, a lista zaginęła na min. godzinę. Ktoś ją u siebie po prostu zatrzymał. Po co? Nie wiadomo. Może wpisywał całą swoją rodzinę? Albo zapomniał wysłać dalej, albo chciał po prostu wkurzyć ludzi? Nie wiadomo też, kto to zrobił. Wiadomo jednak, co się stało potem - ludzie zachowywali się jak zwierzęta, gotowe zabić byleby dorwać się do listy. 

Tradycyjnie, znajomi ustawieni lepiej byli wpisywani przez ich znajomych, więc nie musieli walczyć w tłumie.

Ja będący samotnym wilkiem z przymusu, musiałem walczyć o dorwanie się do listy i wyszedłem nieco poobijany. 

 

Secondo - nie każdy może chodzić na wykłady. Ludzie pracują, albo mają podczas wykładów ćwiczenia na drugim kierunku. Albo tak jak ja - zamiast jeździć na wykłady to jeżdżę do Głównej Biblioteki Komunikacji pracować nad licencjatem. I niestety, biblioteka jest otwarta tylko do godz. 15:00, a jeszcze muszę liczyć dojazd (uczelnia na dalekim końcu miasta, uczelnia niemalże w ścisłym centrum Warszawy), czy czas dojścia z wejścia do biblioteki - biblioteka znajduje się w budynku Ministerstwa Transportu, więc ja do biblioteki muszę być eskortowany przez pracownika biblioteki, który z drugiego końca budynku musi specjalnie przyjść po mnie. Pechowo się składa, że wykłady i ćwiczenia mam przeważnie w czasie, kiedy wspomniana biblioteka działa! A byłbym gotów w sumie jeździć popołudniami na wykłady i siedzieć do późnego wieczora. 

Ale nie, człowiek nic więcej poza czubek swojego nosa nie widzi i jak ktoś nie chodzi na wykłady to od razu jest leniem i nierobem. 

 

I proszę, bez tekstów typu "absolutorium masz 2 lata, nie musisz teraz tego pisać". Tak się składa, że deadline na licencjat mam 10 kwietnia. A praca jeszcze w powijakach. 

 

 

Inna rzecz, która mnie dobija (ale tu już sama sobie jestem mocno winna), to że przez moje regularne spóźnialstwo ludziom wydaje się, ze zlewam sobie studia, ale jak już przyjdę, to przygotowana albo -na wykłady- z komputerem i w ciszy nabijam notatki do samego końca. Tylko tochę mi przykro, ze to dziwi większość ludzi, albo, ze wręcz w to nie wierzą. Ale najmocniej denerwują mnie typy, które mi wytykają brak szacunku przez niepunktualność a sami gadają przez cały wykład i to dość głośno albo nie raczą wyłączać dźwięków w telefonie. Nie mówię, że jestem od nich lepsza, bo mają rację, ale też nienawidzę hipokryzji.

 

Mnie w ludziach z moich studiów denerwuje to, że na codzień mnie olewają, ewentualnie traktują jak tanią ozdobę. Wyobraź sobie sytuację, że starasz się być ambitna, jesteś inteligentna, chętna do współpracy, pomocy, a mimo tego przymusowo trafiasz do grupy z najgorszymi osobami - nic nie robiącymi leniami, którzy chętnie zrobią wszystko, byś to ty odwaliła za nich całą robotę mimo tego, że masz dużo innych spraw na głowie. I trafiasz do tej grupy, bo oczywiście pozostałe to kręgi wzajemnej adoracji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wygląda na to, że też napiszę w tym "zacnym" temacie. Otóż od kilku dni powątpiewam w sens bycia bronym. Zaczęło się od tego, że ktoś mi powiedział, iż z Applebloom na telefonie wyglądam jak pedał. Wyżej wymieniona "ozdoba" została przeze mnie natychmiast usunięta... Od tego czasu czasu kolejny dzień mam wątpliwości nad sensownością bycia miłośnikiem kolorowych koników. Jako jeden z argumentów wymieniam sobie mój wiek. No bo czy 28 lat to nie jest zbyt dużo na takie coś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym się przejmował tym, że mając kucyka na tapecie, mówią o że wygląda to kolokwialnie mówiąc pedalsko to chyba bym zwariował. Mówiąc szczerze początkowo się tym przejąłem ale po tygodniu docinek ze strony kolegów przestałem się tym przejmować w ogóle. A odnośnie wieku to Dolar84 jest rok młodszy od ciebie i nie wstydzi się tego, że jest bronym. Podsumowując wiek to nie przeszkoda a docinkami odnośnie ozdób kucykowych nie ma co się przejmować. Z czasem się to znudzi innym jak nie będziesz na to reagował.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat mimo wieku takie uwagi gdzieś mnie tam jednak dotykają. Oficjalnie nigdy nikomu nie przyznawałem się do bycia bronym. Odnośnie wszelakich ozdób kucykowych, itp oglądanie odcinków, koszulka z Applejack i brelok z Zecorą były ok, a nalepiona na telefon Applebloom to raptem pedalska. Nie rozumiem tego sam... Generalnie mam pod tym względem małe załamanie i irytują mnie posiadane przeze mnie wyżej wymienione przedmioty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wygląda na to, że też napiszę w tym "zacnym" temacie. Otóż od kilku dni powątpiewam w sens bycia bronym. Zaczęło się od tego, że ktoś mi powiedział, iż z Applebloom na telefonie wyglądam jak pedał. Wyżej wymieniona "ozdoba" została przeze mnie natychmiast usunięta... Od tego czasu czasu kolejny dzień mam wątpliwości nad sensownością bycia miłośnikiem kolorowych koników. Jako jeden z argumentów wymieniam sobie mój wiek. No bo czy 28 lat to nie jest zbyt dużo na takie coś?

 

Jeżeli ktoś widząc kucyka na tapecie uznaje Cię za homoseksualistę to świadczy jedynie o jego / jej IQ, które jest równe lub mniejsze ilości dni w lutym. Bo co ma piernik do wiatraka? A co jeśli ktoś jest i odpowie "owszem jestem, mam chłopaka, dobrze nam razem". Jaki będzie następny argument? "Bo to nienormalne?" A jaka jest definicja normalności? A tak... wyróżniam się z tłumu oglądając "kolorowe osiołki". Faktycznie, tylko iść i się pochlastać...

 

Wszystko zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Sam mam 28 lat i będę bronym dopóki nie znudzi mi się serial... albo dopóki Hasbro nie sprzeda marki Disney'owi. Ok, czasami sam się sobie dziwię, że zanim się obejrzę, a na liczniku będzie 30, ale to moje życie   :aj5:

A jeśli jakiś znajomy mi powie, że oglądanie MLP jest takie i owakie to straci w moich oczach szacunek i trafi do szufladki z osobnikami żyjącymi tak jak przystało... "bo co ludzie powiedzą". 

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli ktoś widząc kucyka na tapecie uznaje Cię za homoseksualistę to świadczy jedynie o jego / jej IQ, które jest równe lub mniejsze ilości dni w lutym. Bo co ma piernik do wiatraka? A co jeśli ktoś jest i odpowie "owszem jestem, mam chłopaka, dobrze nam razem". Jaki będzie następny argument? "Bo to nienormalne?" A jaka jest definicja normalności? A tak... wyróżniam się z tłumu oglądając "kolorowe osiołki". Faktycznie, tylko iść i się pochlastać...

Wszystko zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Sam mam 28 lat i będę bronym dopóki nie znudzi mi się serial... albo dopóki Hasbro nie sprzeda marki Disney'owi. Ok, czasami sam się sobie dziwię, że zanim się obejrzę, a na liczniku będzie 30, ale to moje życie :aj5:

A jeśli jakiś znajomy mi powie, że oglądanie MLP jest takie i owakie to straci w moich oczach szacunek i trafi do szufladki z osobnikami żyjącymi tak jak przystało... "bo co ludzie powiedzą".

Generalnie nie zostałem uznany za homoseksualistę. Jedynie usłyszałem, że z nalepioną na telefon Applebloom wyglądam jak pedał. Jakoś koszulka z Applejack czy brelok z Zecorą są ok... Akurat takie komentarze Niestety biorę do siebie, czego efektem w tym wypadku było usunięcie nalepki i ogólne podłamanie w temacie kucyków. W danej chwili czułem się jak idiota i myślałem, że się na miejscu spalę że wstydu na słowa, że z tym wyglądam jak pedał i co mnie te koniki tak zafascynowały nie odpowiedziałem nic, tylko nalepkę podarłem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...