Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Za to prawie równy rok temu dowiedziałam się, że moja mama choruje na tak zwaną bradykardję.

Też mam bradykardię. Głupio coś takiego pisać, ale na tyle niewielką, że nie biorę leków. Mimo to i tak szybciej się męczę i po prostu nienawidzę lata. Najchętniej zasnąłbym pod koniec maja, a obudził się pierwszego września.

Trzymaj się :hug3:

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Denerwuje mnie to że od kilku dni próbuję coś napisać a mi nie wychodzi. Nie umiem powiedzieć co czuje. Nie potrafię powiedzieć tego co myślę. Że nie umiem powiedzieć co mi jest. Że trudno mi jest nawiązać kontakt z kimkolwiek. Że potrafię tylko sobie mówić że jestem do niczego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Straszny mam żal do rodziców, że chcą kupić moją miłość byle gównem. Śmieją się ze mnie jak coś mi nie wyjdzie, lub się pomylę, jak się rozpłaczę, to przez pierwsze 3 minuty jest "O BOŻE, PRZEPRASZAM, NIE PŁACZ, KUPIE CI CO CHCESZ", a jak dalej ryczę, to mają wielką pretensję i na mnie wrzeszczą, żebym się zamknęła w końcu. Mój tata zatrzymał się mentalnie na 14 letnim gimbusie. Zwykły, słaby egoista, dla którego są ważniejsi przyjaciele, niż "rodzina". Jeszcze się dziwią dlaczego jestem na ogół smutna, zamknięta w sobie, wrażliwa i nie mam przyjaciół. Moja mama potrafi tylko rozdawać rozkazy, nie pamiętam, żeby mnie kiedykolwiek miło poprosiła. Zazdroszczę ludziom, którzy ufają i czują wsparcie od swoich krewnych. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Straszny mam żal do rodziców, że chcą kupić moją miłość byle gównem. Śmieją się ze mnie jak coś mi nie wyjdzie, lub się pomylę, jak się rozpłaczę, to przez pierwsze 3 minuty jest "O BOŻE, PRZEPRASZAM, NIE PŁACZ, KUPIE CI CO CHCESZ", a jak dalej ryczę, to mają wielką pretensję i na mnie wrzeszczą, żebym się zamknęła w końcu. Mój tata zatrzymał się mentalnie na 14 letnim gimbusie. Zwykły, słaby egoista, dla którego są ważniejsi przyjaciele, niż "rodzina". Jeszcze się dziwią dlaczego jestem na ogół smutna, zamknięta w sobie, wrażliwa i nie mam przyjaciół. Moja mama potrafi tylko rozdawać rozkazy, nie pamiętam, żeby mnie kiedykolwiek miło poprosiła. Zazdroszczę ludziom, którzy ufają i czują wsparcie od swoich krewnych.

Daj im do przeczytania krótkie (7x stron) opowiadanie Oscar i Pani Róża. Mały chłopak pisze dokładnie o tym samym - żałosnej próbie "kupna miłości", rodzicach którzy w ogóle nie rozumieją potrzeb dziecka etc. To powinna być lektura obowiązkowa dla każdego rodzica. Ja mam podobnie z ojcem. Najwyraźniej myśli, że posiadam szósty zmysł - dar czytania w myślach. Ma pretensje o to, że czegoś nie zrobiłem. A wystarczyło powiedzieć. Zapytany czy nie potrzebuje pomocy odmawia, ale uwielbia wypominać matce, że musi utrzymywać dwóch nierobów. :rainderp: Na szczęście matula ma wszystkie klepki na swoim miejscu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, wątpię, żeby to przeczytali, a nawet jeśli, to by pewnie nie zrozumieli przekazu, czemu to czytają. Do tego mój ojciec na każdym kroku obraża moją matkę, przy kolegach, przy mnie jak jej nie ma, jak się zdenerwuje, to jest żałosne. Na prawdę trzeba mówić własnej córce, że jej matka to jebana pijawka? Myśli, że wie najlepiej i oszukuje sam siebie. Moi rodzice mi ciągle dokuczają, jak bym była jakąś dziwką, która się puści z byle kim w wieku 13 lat. Oni na prawdę myślą, że to jest śmieszne? Mnie to boli, że tak mówią nawet przy ludziach. Uważam, że przed zrobieniem dziecka i chcenia bycia rodzicem, bo byle jakie dziecko w wieku 1-3 latka było straszliwie słodkie, trzeba się jakoś do tego przygotować. Pobyć z nim, dowiedzieć się od rodziców STARSZYCH dzieci jak to jest, przeczytać książkę i BYĆ ODPOWIEDZIALNYM człowiekiem. Większość ludzi przed zmajstrowaniem bachora, zamartwia się pewnie jedynie "jak ja zmienię pieluchę" i "czy bardzo będzie się darło w nocy", zapominają, że dzieci dorastają i też mają problemy. Ręce mi opadają, jak ja chce coś powiedzieć, co mojemu tacie się nie podoba, to on od razu z tekstem "To ten głupi umysł 14 latki". Bo przecież ja nie mogę być tolerancyjna, a on musi być w moich oczach jakąś wyrocznią i Wikipedią, która wie najlepiej, bo tak. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, wątpię, żeby to przeczytali, a nawet jeśli, to by pewnie nie zrozumieli przekazu, czemu to czytają. Do tego mój ojciec na każdym kroku obraża moją matkę, przy kolegach, przy mnie jak jej nie ma, jak się zdenerwuje, to jest żałosne. Na prawdę trzeba mówić własnej córce, że jej matka to jebana pijawka? Myśli, że wie najlepiej i oszukuje sam siebie.

Czytając to, mam wrażenie, że mieszkałaś u mnie przynajmniej rok. U mnie nie tyle obraża, co poniża gdy jesteśmy u rodziny. Również myśli, że jest chodzącą encyklopedią. Nic nie przebije tego, co powiedział mojej matce zaraz po tym gdy przeszła po bardzo ciężkim zawale (reanimacja). Gdyby moje życie było filmem, w tym momencie pojawiłaby się scena, w której opuszczam coś w zwolnionym tempie, a przedmiot upadłby na podłogę z łomotem. Z jego ust padło: "a żebyś zdechła w tym szpitalu ty k#" Miałem ochotę przywalić mu w twarz młotkiem do kotletów, który leżał na stole - dosłownie, ale za bardzo się go boję.

Moi rodzice mi ciągle dokuczają, jak bym była jakąś dziwką, która się puści z byle kim w wieku 13 lat. Oni na prawdę myślą, że to jest śmieszne? Mnie to boli, że tak mówią nawet przy ludziach. Uważam, że przed zrobieniem dziecka i chcenia bycia rodzicem, bo byle jakie dziecko w wieku 1-3 latka było straszliwie słodkie,

Umm... poprawka. Mój brat ma prawie dwuletniego syna. Więcej kłopotów niż z "rozpuszczonym" nastolatkiem. Serio.

trzeba się jakoś do tego przygotować. Pobyć z nim, dowiedzieć się od rodziców STARSZYCH dzieci jak to jest, przeczytać książkę i BYĆ ODPOWIEDZIALNYM człowiekiem.

Nie każdy powinien mieć dzieci. Książki są bezużyteczne. Patrz to co napisałem powyżej. Też czytali książki, gdy syn był jeszcze w planach, byli niczym Twilight. Niestety teorię można było o kant D obić.

Większość ludzi przed zmajstrowaniem bachora, zamartwia się pewnie jedynie "jak ja zmienię pieluchę" i "czy bardzo będzie się darło w nocy", zapominają, że dzieci dorastają i też mają problemy.

Tja, w ogóle się nie przejmują. Kupują zabawki, myślą o słodkim bobasku, takim jak z reklam Pampersów i czasopism dla pań. 9 m-cy później budzą się w prawdziwym świecie: płacz w nocy, kolki, przemęczenie... A później jest tylko trudniej.

 

Ręce mi opadają, jak ja chce coś powiedzieć, co mojemu tacie się nie podoba, to on od razu z tekstem "To ten głupi umysł 14 latki". Bo przecież ja nie mogę być tolerancyjna, a on musi być w moich oczach jakąś wyrocznią i Wikipedią, która wie najlepiej, bo tak.

"W telewizji mówili trudny wiek, przejdzie. Przeczekać jak burzę i znowu będzie słodka córeczka tatusia" - żałosne podejście.

Nie wiem co Ci doradzić... Rozmowę? Jeśli są tacy oporni to bez względu na argumenty nic to nie da. Będą je gasić zanim skończysz zdanie. Może spróbuj powiedzieć swoje w ten sposób - gdy oni prawią swoje morały nie przerywaj, milcz (bez względu na to jak bardzo jesteś wściekła). Gdy skończą, zapytaj czy możesz coś powiedzieć - mów. Przerywają - milczysz. I tak do skutku. Nic z tego nie wychodzi. Trzymaj się swego. Przetestowane na bracie. Miał do mnie jakieś pretensje. Non stop, spokojnym tonem pytałem o konkrety. Nie zakładaj "ręki na rękę". Według mowy ciała zamykasz się na odbiorcę. Gdy przyszło co do czego nie wiedział co powiedzieć.

Mam nadzieję, że w jakikolwiek sposób pomoże.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Umm... poprawka. Mój brat ma prawie dwuletniego syna. Więcej kłopotów niż z "rozpuszczonym" nastolatkiem. Serio.

Ale z małym dzieckiem są raczej... fizyczne problemy, małe dzieci nie za bardzo mają własne zdanie, ubierają się w to co chcą rodzice, idą ta gdzie oni chcą, nie jest samodzielne. Z nastolatkiem są już psychiczne problemy, jakkolwiek to brzmi :rainderp:


Nie każdy powinien mieć dzieci. Książki są bezużyteczne. Patrz to co napisałem powyżej. Też czytali książki, gdy syn był jeszcze w planach, byli niczym Twilight. Niestety teorię można było o kant D obić.

Właśnie do tego zmierzam. No dobra, książka może była złym przykładem, ale może... no nie wiem, fora internetowe? Cokolwiek, żeby zobaczyli, że to nie jest takie łatwe.


Tja, w ogóle się nie przejmują. Kupują zabawki, myślą o słodkim bobasku, takim jak z reklam Pampersów i czasopism dla pań. 9 m-cy później budzą się w prawdziwym świecie: płacz w nocy, kolki, przemęczenie... A później jest tylko trudniej.

"Koleżanki spała tak słodko" Powiedziała młoda matka, siedząc przy kojcu z rozbeczanym dzieckiem. Najgorzej jest jak jedno z rodziców myśli, że jeżeli dziecko jest małe, to może robić co chce i nadal zostać na etapie 14 letniego gimbusa pełną parą. Niestety, do końca to nigdy nie przejdzie...


"W telewizji mówili trudny wiek, przejdzie. Przeczekać jak burzę i znowu będzie słodka córeczka tatusia" - żałosne podejście.

Nie wiem co Ci doradzić... Rozmowę? Jeśli są tacy oporni to bez względu na argumenty nic to nie da. Będą je gasić zanim skończysz zdanie. Może spróbuj powiedzieć swoje w ten sposób - gdy oni prawią swoje morały nie przerywaj, milcz (bez względu na to jak bardzo jesteś wściekła). Gdy skończą, zapytaj czy możesz coś powiedzieć - mów. Przerywają - milczysz. I tak do skutku. Nic z tego nie wychodzi. Trzymaj się swego. Przetestowane na bracie. Miał do mnie jakieś pretensje. Non stop, spokojnym tonem pytałem o konkrety. Nie zakładaj "ręki na rękę". Według mowy ciała zamykasz się na odbiorcę. Gdy przyszło co do czego nie wiedział co powiedzieć.

Mam nadzieję, że w jakikolwiek sposób pomoże.

Trafiłeś w sedno. On mówi, że mi to przejdę, zmądrzeje i wyrosnę z tego wieku. Wyrosnę z tego, że mogę mieć własne zdanie inne niż jego? Zmądrzeje, że homoseksualizm to GROŹNA choroba psychiczna? Jak mu powiedziałam, że akceptuje homoseksualizm, to prawie nie wybuchł. Chociaż jak przeprowadziłam o tym rozmowę z koleżanką, która też jest homofobem, to wrzeszczała, kłóciła się i nawet się trochę obraziła, bo nie umiała zrozumieć.

 

Robię tak, ale oni jeszcze bardziej się nakręcają. Najlepiej jest przeprosić i jak najszybciej wyjść z konferencji. To za bardzo nic nie da, oni trzymają na swoim, szczególnie tata. Najlepiej jak mi się żali, że mu źle, że jest jak na kagańcu, że jej się w dupie poprzewracało. Myśli, że ja się z tym wszystkim zgadzam :ming: Za bardzo boje się postawić, żeby nie wywołać kupoburzy i "Uważasz, że jestem zuy i mnie nie kochasz ;///". Może jednak ta "kupna miłość" a swoje plusy, może kupią mi mieszkanie jak już będę starsza. Już mówili, że mi samochód kupią, chociaż ja wcale nie chce prawa jazdy. :rariderp:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale z małym dzieckiem są raczej... fizyczne problemy, małe dzieci nie za bardzo mają własne zdanie, ubierają się w to co chcą rodzice, idą ta gdzie oni chcą, nie jest samodzielne. Z nastolatkiem są już psychiczne problemy, jakkolwiek to brzmi :rainderp:

Mój chrześniak we wrześniu skończy raptem 2 lata, a już testuje rodziców. Sprawdza co mu wolno, a czego nie. Zabronią - "udawany płacz". Wydawać by się mogło, że idiotyczna i "brutalna" metoda ignorowania Niani z TVNu, na serio działa. Ale masz rację. Później pojawiają się spięcia na poziomie psychologicznym. Każda ze stron musi pójść na kompromis, a jeśli ojciec twardo stoi przy swoim...

 

Właśnie do tego zmierzam. No dobra, książka może była złym przykładem, ale może... no nie wiem, fora internetowe? Cokolwiek, żeby zobaczyli, że to nie jest takie łatwe.

Racja. Warto pamiętać, że dziecko to nie samochód. Każde jest inne. Można kogoś posłuchać, ale lepiej brać to jako delikatną sugestię, a nie instrukcję obsługi. "Taki wiek, więc przejdzie = oleję, bo to ja mam rację" - Nope...

 

Trafiłeś w sedno. On mówi, że mi to przejdę, zmądrzeje i wyrosnę z tego wieku. Wyrosnę z tego, że mogę mieć własne zdanie inne niż jego? Zmądrzeje, że homoseksualizm to GROŹNA choroba psychiczna?

W jednym ma racje - wyrośniesz z tego paskudnego okresu dojrzewania. Nie wyrosłaś i nie wyrośniesz z posiadania swojego zdania. Skąd mu to strzeliło do łba? Chyba nadal myśli, że jesteś dzieckiem, które "wykona każdy rozkaz". Aha, ja mam podobnie. Padaczkę tłumaczy moim ateizmem :rainderp:

 

Jak mu powiedziałam, że akceptuje homoseksualizm, to prawie nie wybuchł. Chociaż jak przeprowadziłam o tym rozmowę z koleżanką, która też jest homofobem, to wrzeszczała, kłóciła się i nawet się trochę obraziła, bo nie umiała zrozumieć.

Niestety... nie brakuje i takich ludzi. Mogę tylko zgadywać, ale zapytani czy są tolerancyjni odpowiedzieliby, że tak. Powiem tylko tyle. Nie wkładaj kija w obornik, bo zacznie śmierdzieć.

 

Robię tak, ale oni jeszcze bardziej się nakręcają. Najlepiej jest przeprosić i jak najszybciej wyjść z konferencji. To za bardzo nic nie da, oni trzymają na swoim, szczególnie tata.

Skąd ja to znam...

 

Najlepiej jak mi się żali, że mu źle, że jest jak na kagańcu, że jej się w dupie poprzewracało. Myśli, że ja się z tym wszystkim zgadzam :ming: Za bardzo boje się postawić, żeby nie wywołać kupoburzy i "Uważasz, że jestem zuy i mnie nie kochasz ;///".

Mój żali się matce. "Ateista... ja tu haruję, a im się w dupach poprzewracało". Co do miłości - nie mam z nim prawie kontaktu. Żadnych tematów, co dopiero mówić o miłości. Przynajmniej z mojej strony. Najzwyczajniej w świecie go nienawidzę. Ale to rozmowa na inną ścianę tekstu.

 

Może jednak ta "kupna miłość" a swoje plusy, może kupią mi mieszkanie jak już będę starsza. Już mówili, że mi samochód kupią, chociaż ja wcale nie chce prawa jazdy. :rariderp:

Oj, kilkanaście miesięcy minęło zanim przestał myśleć, że to nie lenistwo. Musiało minąć tyle czasu zanim pojął, że NIE MOGĘ mieć prawka. Przez ten cały czas były pretensje. Moim zdaniem miłości nie można kupić. Ja takiego samochodu bym nie chciał, nigdy w życiu, choćby to miałby być Mercedes. Mogę się domyślać, że przy pierwszej lepszej "wymianie argumentów" będą to wypominać. Lepszy rower z własnych funduszy niż wypominany "talon na miłość"

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze was rozumiem.

Moi wspaniali rodzice nie wiem dlaczego sobie mnie zrobili. Ponieważ chcieli robić karierę, to wywalili mnie z domu i podrzucili babci. Matka mnie jeszcze odwiedzała, naprawdę charowała i nie mam do niej pretensji. Ale mój tatuś wolał być wiecznym studentem. Oglądałam go od święta i cieszyłam się na jego widok jak wierny psiak. Z perspektywy czasu wiem, że byłam głupia. Bo dlaczego zależało mi na kimś, komu nie zależało na mnie? [do dzisiaj nie wie kiedy mam urodziny i jak mam na drugie imię :burned:]

 

Potem, w 2 klasie podstawówki raczyli sobie o mnie przypomnieć. I wszystko było w miarę dobrze, aż do końca gimnazjum, kiedy to zaczęłam mieć własne zdanie, własny gust i miałam po prostu dość bycia posłuszną marionetką. Dostawało mi się już za wszystko- zgubił kasę, to oskarżył mnie o kradzież. Rozwalił coś? Moja wina. Wszystko moja wina. Epitety na "k", etc. o sobie słyszę od dziecka. I mam to gdzieś. Prawda jest taka, że swojej rodziny nie kocham, tylko się jej boję. Nie o siebie, wątpię by mi coś zrobili, ale boję się o życie moich ryb oraz o swoją kotkę. Już mi kiedyś za karę, nawet nie wiem za co, utopili mi patyczaki.

 

Moje zainteresowania? Wszystkie są złe! Albo infantylne, albo dla starych dziadów! I kasy z tego nie ma, więc po cholerę to robisz?! Rysujesz? I tak się nie nauczysz. Piszesz? Wiesz, że nigdy nic z tego nie będzie? Koniki, phi. A jeśli chodzi o miecze, to są święcie przekonani, że na treningi chodzę, bo na kogoś lecę :lol:.

 

I wiecie co? Zwisa mi to. Muszę zdobyć dobrze płatną pracę i wynieść się jak najdalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Mój chrześniak we wrześniu skończy raptem 2 lata, a już testuje rodziców. Sprawdza co mu wolno, a czego nie. Zabronią - "udawany płacz". Wydawać by się mogło, że idiotyczna i "brutalna" metoda ignorowania Niani z TVNu, na serio działa. Ale masz rację. Później pojawiają się spięcia na poziomie psychologicznym. Każda ze stron musi pójść na kompromis, a jeśli ojciec twardo stoi przy swoim...

Oh, nie wiedziałam, nie miałam nigdy do czynienia z małym dzieckiem, są bardziej cwane niż myślałam :ming:

 


W jednym ma racje - wyrośniesz z tego paskudnego okresu dojrzewania. Nie wyrosłaś i nie wyrośniesz z posiadania swojego zdania. Skąd mu to strzeliło do łba? Chyba nadal myśli, że jesteś dzieckiem, które "wykona każdy rozkaz". Aha, ja mam podobnie. Padaczkę tłumaczy moim ateizmem

Sytuacja sprzed dosłownie chwili, zaczęli mieć do mnie pretensję, że niby jestem chamska. Jeszcze mówią żebym nie rżnęła głupa, chociaż nawet nie wiem o co chodzi. Że jeżeli tak będzie dalej to będę płakać. Nie raczą mi powiedzieć o co chodzi, przecież ja mam 6 zmysł wszech wiedzy :ming: Jak zaczyna mój tata temat "głupiego wieku", to zwraca się tak, jakby miał mnie wytresować, jak psa.


Ja takiego samochodu bym nie chciał, nigdy w życiu, choćby to miałby być Mercedes. Mogę się domyślać, że przy pierwszej lepszej "wymianie argumentów" będą to wypominać. Lepszy rower z własnych funduszy niż wypominany "talon na miłość"

Ze strony uczuciowej masz rację, takich rzeczy nie powinno się przyjmować, takie puste prezenty. Ale... ze strony praktycznej, jeśli dają, to bierz :ming: 


Bo dlaczego zależało mi na kimś, komu nie zależało na mnie? [do dzisiaj nie wie kiedy mam urodziny i jak mam na drugie imię ]

Mój mieszka ze mną na co dzień i ledwo kojarzy, że mam urodziny gdzieś po wakacjach i na pewno przed świętami, o drugim imieniu nie wspomnę...


Prawda jest taka, że swojej rodziny nie kocham, tylko się jej boję. Nie o siebie, wątpię by mi coś zrobili, ale boję się o życie moich ryb oraz o swoją kotkę. Już mi kiedyś za karę, nawet nie wiem za co, utopili mi patyczaki.

Może to zabrzmi jakbym była jakimś rozpuszczonym bachorem, w końcu mam tylko 14 lat, ale ja też nie kocham mojej rodziny. Nie czuje tęsknoty, przywiązania, czy przyjaźni. Jak wyjeżdżam to tęsknie za domem, Warszawą, laptopem, poduszką, szczurem, ale nie za nimi. Gdy mój tata wyszedł sobie i nie wracał długo, to nie martwiłam się o niego, tylko o siebie. Moje babcie też chcą kupić moją miłość, jedna umie tylko rozkazywać, a druga ma jakieś fanaberie. Jedynie kocham dziadka, szkoda, że nie jest moim "prawdziwym" dziadkiem. Aż się popłakałam jak o tym pomyślałam, on jest taki miły i kochany...  :

Co do zwierząt, mam [a raczej moja mama ma, bo nawet zwierzaki mnie nie lubią] Chihuahue i szczurka. Mam wrażenie, że bardziej nimi się zajmują i przejmują niż mną...


Moje zainteresowania? Wszystkie są złe! Albo infantylne, albo dla starych dziadów! I kasy z tego nie ma, więc po cholerę to robisz?! Rysujesz? I tak się nie nauczysz. Piszesz? Wiesz, że nigdy nic z tego nie będzie? Koniki, phi. A jeśli chodzi o miecze, to są święcie przekonani, że na treningi chodzę, bo na kogoś lecę .

U mnie to samo. Tylko, że moi się z tego śmieją i myślą, że wyrosnę :ming: Islandia? Co ty będziesz tam robić? Po co Ci to? Podchodzą to jak do jakiejś "zabawy". Myślą, że mi się to znudzi i w końcu "zmądrzeje". "Pojadę z Tobą!", tylko, że oni jeszcze chyba nie skumali, że ja chce tam zostać na stałe i na pewno nie z nimi :ming: Z rysowaniem jest jednak odwrotnie, tata jest grafikiem i raczej cieszy się, że pracuje na PS`ie. Od dziecka chodziłam na plastykę. Chyba oni mają nadal nadzieje, że wiążę przyszłość z rysunkiem, szkoda, że ja nie :lol:

 

Moim jedynym celem na najbliższe lata to wyprowadzić się od nich, oczywiście jak już będę wystarczająco dorosła. Mogę mieszkać nawet na Pradzę Północ i pracować w Monopolowym, byle nie u nich. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj miałem mega wkurzający i pechowy dzień. W piątek prawdopodobnie zgubiłem legitymację studencką (wychodziłem z dziekanatu i prawdopodobnie położyłem na półce w korytarzu i nie schowałem z powrotem do portfela :v ). W jaki sposób dowiedziałem się o tym?

 

*werble*

 

Podczas dzisiejszej kontroli biletu

 

Ironia losu jest o tyle większa, że w dniu dzisiejszym przy posiadaniu legitki mogłem jeździć ZA DARMO (bo Juwenalia ;d ). Nie dość, że zgubiłem ważny dokument uprawniający do cennych zniżek, to jeszcze na dzień dziecka zakosiłem mandat 200 zł za brak biletu :forgiveme: .

 

Doprawdy dzisiejsze Juwenalia były z... . Wracając do studenckiego święta - wkurzyła mnie też dzicz na koncercie. Na Juwenaliach grała Luxtorpeda. No to dla mnie pozycja obowiązkowa. Podczas koncertu nie pamiętam kiedy byłem tak zażenowany publiką. Litza coś ważnego mówił, to wszyscy tylko krzyczeli "N...". Widać było jego wkurzenie na twarzy. Także ludzie na scenie chyba nie wiedzą, że pogo ≠ n... się czym popadnie tak, by komuś coś złamać, wybić, wydłubać etc. Zważywszy na to, że większość "pogowiczów" wyglądała mi trochę dresowato :v .

 

To chyba tyle. Wydaje mi się, że wszystko z siebie wyrzuciłem. Może nic poważnego, ale na pewno bardzo wkurzającego ;d

Edytowano przez Imesh
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ironia losu jest o tyle większa, że w dniu dzisiejszym przy posiadaniu legitki mogłem jeździć ZA DARMO (bo Juwenalia ;d ). Nie dość, że zgubiłem ważny dokument uprawniający do cennych zniżek, to jeszcze na dzień dziecka zakosiłem mandat 200 zł za brak biletu

 

Może nie musisz płacić mandatu, jeśli udowodnisz im, że jesteś studentem. W końcu bilety czasem się gubią. Czytałem, że jak zostawi się ważny bilet w domu i kanar złapie to nie trzeba płacić, tylko trzeba się udać później z tym biletem do odpowiedniego miejsca (piszę z perspektywy Warszawy). Może tutaj jest analogicznie. Sytuacja trochę inna bo legitymacji w ogóle nie ma (chyba, że się odnajdzie), ale może da się mimo to coś zrobić.

Chyba, że już zapłaciłeś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc tu przenieśli mój ulubiony temat ;_;

No więc mam 15 lat, będę kończył 2 klasę gimnazjum. Jestem dobity. Powodów jest kilka. Nie mam takiego bliskiego towarzystwa w szkole, przyjaciół którym mógłbym się wyżalić, którzy by mnie pocieszali gdybym był smutny, przytulili. Niby mam kilku kolegów, ale nie czuję specjalnej więzi z nimi ani chęci pogłębienia znajomości. Nie mamy nawet o czym rozmawiać. Jak tylko ktoś z nich zaczyna mówić o swoich zainteresowaniach, to praktycznie nic nie rozumiem o czym oni mówią i tylko czasem przytakuję dla sprawienia wrażenia, że słucham. Niestety, moje zainteresowania trochę wychodzą poza założenia tego czym się interesuje standardowa gimbaza ;_;

Z resztą, w szkole raczej nikt nie chciałby się ze mną kolegować. Dlatego też nie lubię się przywiązywać do kogoś, a w szczególności nie znoszę wpadać w zauroczenie, czy zakochiwać się w kimś. Po co przysparzać sobie smutku, skoro i tak ci wszyscy piękni, mądrzy i idealni nie chcieliby się nawet kolegować z brzydalem. Taka myśl tylko wprawia ich w przerażenie.

Lubię podkładać głos pod postacie i śpiewać. Taka trochę moja pasja. Czasem coś tam nagrywam, ale nie znoszę swojego głosu! Do niczego się nie nadaje! O ile śpiewać jako tako umiem, to mój głos psuje cały efekt.

Poza tym, boję się o przyszłość. Przez cały czas byłem fajtłapowaty, nieogarniający niczego. Boję się o to, co będę robił po szkole, czy będę kontynuował męczącą mnie naukę, czy znajdę dobrą pracę, bądź zamienię pasję w zawód, czy będę miał własny dom, czy znajdę kogoś kto będzie podzielał moje zainteresowania, czy kiedykolwiek zakocham się ze wzajemnością, i tego typu rzeczy. Mówią mi, że "wszystko się samo jakoś ułoży", ale nie zmienia to faktu, że kiedy pomyślę o moich dalszych losach, to popadam w przerażenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Robię wszystko dla innych. Nie potrafię patrzeć na smutek innych. Powiecie pewnie: "Taki człowiek to skarb". Ale dla takiego "skarbu" jest to strasznie trudne. Nie zliczę ile razy porzuciłam coś lub kogoś kogo kocham, ponieważ ktoś inny o to prosił. Nie usiądę obok osoby, którą kocham bo ktoś mógłby się czuć urażony. Nie powiem tego co chcę powiedzieć, bo jeśli przez to komuś będzie smutno? Żyję w błędnym kole nie robienia niemal nic dla siebie, pomocy, chcę być obojętna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc tu przenieśli mój ulubiony temat ;_;

No więc mam 15 lat, będę kończył 2 klasę gimnazjum. Jestem dobity. Powodów jest kilka. Nie mam takiego bliskiego towarzystwa w szkole, przyjaciół którym mógłbym się wyżalić, którzy by mnie pocieszali gdybym był smutny, przytulili. Niby mam kilku kolegów, ale nie czuję specjalnej więzi z nimi ani chęci pogłębienia znajomości. Nie mamy nawet o czym rozmawiać. Jak tylko ktoś z nich zaczyna mówić o swoich zainteresowaniach, to praktycznie nic nie rozumiem o czym oni mówią i tylko czasem przytakuję dla sprawienia wrażenia, że słucham. Niestety, moje zainteresowania trochę wychodzą poza założenia tego czym się interesuje standardowa gimbaza ;_;

Z resztą, w szkole raczej nikt nie chciałby się ze mną kolegować. Dlatego też nie lubię się przywiązywać do kogoś, a w szczególności nie znoszę wpadać w zauroczenie, czy zakochiwać się w kimś. Po co przysparzać sobie smutku, skoro i tak ci wszyscy piękni, mądrzy i idealni nie chcieliby się nawet kolegować z brzydalem. Taka myśl tylko wprawia ich w przerażenie.

Lubię podkładać głos pod postacie i śpiewać. Taka trochę moja pasja. Czasem coś tam nagrywam, ale nie znoszę swojego głosu! Do niczego się nie nadaje! O ile śpiewać jako tako umiem, to mój głos psuje cały efekt.

Poza tym, boję się o przyszłość. Przez cały czas byłem fajtłapowaty, nieogarniający niczego. Boję się o to, co będę robił po szkole, czy będę kontynuował męczącą mnie naukę, czy znajdę dobrą pracę, bądź zamienię pasję w zawód, czy będę miał własny dom, czy znajdę kogoś kto będzie podzielał moje zainteresowania, czy kiedykolwiek zakocham się ze wzajemnością, i tego typu rzeczy. Mówią mi, że "wszystko się samo jakoś ułoży", ale nie zmienia to faktu, że kiedy pomyślę o moich dalszych losach, to popadam w przerażenie.

Prawie jak ja. Życie jest okrutne. A po drugie nie ma co mówić o przyszłości, poczekamy zobaczymy...

 

Więc teraz ja (Po raz 2) :

1.Nikt mnie nie lubi oprócz moich 3 kolegów z podst. oraz kolegi i koleżanki (Dziewczyny zresztą..) z internetu.

2.Brzydki jestem

3.Totalna fajtłapa. Nie umiem się wykazać. Słaby jestem. W nauce i w wszystkim..

4.Co dzień przygnębiony. Może i nawet depresja 

5.Ciągłe wyzywanie od debila hu... już nawet nie reaguje na to.

6.Powaleni ANTYkoledzy w klasie którzy chcą się tylko popisać. 

7.Ponury jak beton... Codziennie gorzej z mną

Szkoda gadać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z takich denerwujących drobnostek:

- Kiedy zapominałem biletu, dwa razy mnie złapali na kontroli w autobusie. Teraz od prawie roku ani razu nie zapomniałem biletu i kontrolę w tym okresie miałem tylko raz.

- Mój brat jest chyba jasnowidzem. Mogę mieć telefon przez kilka dni przy sobie, ale wystarczy, że go na chwilę odłożę na bok (wyciszony, bo zapominam włączyć dźwięki, więc nie słyszę) - akurat wtedy musi zadzwonić i potem ma pretensje ,,dlaczego nigdy nie masz przy sobie telefonu?".

- Kiedy stoję przy moim tacie, nic ode mnie nie chce. Ale jak tylko chcę obejrzeć jakiś film, czy robię akurat coś innego, wtedy właśnie ma do mnie jakąś sprawę nie cierpiącą zwłoki.

- Mam 160 cm wzrostu i więcej nie będzie.

- Krzywe zęby.

- Wada wzroku.

 

Z drobnostek to tyle. Z większych rzeczy - tak naprawdę nie wiem, czy mam na co narzekać. Mama zmarła 2 lata temu, mieszkam sam z tatą w dużym domu. Znajomych brak, nie pamiętam, kiedy ostatnio z kimś przeprowadziłem rozmowę dłuższą niż 1 minuta. Ale już się do tej samotności przyzwyczaiłem i to tak, że teraz nawet kiedy ktoś do mnie zagada, nie umiem z tym kimś gadać. Kiedy się parę lat nie gada na tematy nie związane z pracą czy nauką i nagle ktoś chce pogadać, to po prostu nie wiem, co powiedzieć. Chyba odzwyczaiłem się od rozmawiania. Przez internet łatwiej mi się gada, bo mogę sobie przemyśleć, co chcę napisać. Ale w rozmowie twarzą w twarz powiem parę słów i koniec.

Skończyłem studia, po których nie ma pracy. Wybrałem taki kierunek, bo nie miałem lepszego pomysłu. Pół roku darmowego wolontariatu związanego z kierunkiem, 9 miesięcy pół-darmowego stażu i na tym się skończyło.

Ale czy mam faktycznie na co narzekać? Po roku znalazłem pracę na umowę-zlecenie jako recepcjonista, gdzie zarabiam w miarę nieźle, a roboty nie ma za wiele. Z tych studiów mam taką korzyść, że raz na rok dorabiam sobie w takiej jednej firmie, gdzie robotę biorę do domu i wychodzi z tego też niezła kasa. Nadal żyją moja babcia i dziadek. Jestem sprawniejszy niż przeciętna osoba w moim wieku. Łysina mi chyba nie grozi, bo mam bardzo gęste i bujne włosy. Moja idolka często występuje w okolicy, więc raz na miesiąc-dwa mogę uczestniczyć w jej występach. Mogę się uważać chyba za szczęsciarza, mając od niej 3 autografy (każdy inny) i 3 wspólne zdjęcia (jedno celowe, dwa przypadkowe). Większość osób może się cieszyć, jak swojego idola zobaczy na żywo raz w życiu. Więc nie mam chyba tak źle, choć to moje życie różni się od życia przeciętnego dorosłego.

Edytowano przez kamiledi15
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Huh, kiedyś mógłbym tu napisać kilka postów wypełnionych bólem i żalem. Wystarczyło jednak trochę popracować i większość tych smutków zniknęła.

Casper i TheCoRes:

1. Myślenie, że nikt was nie lubi, nie sprawi, że was polubią. Z takim nastawieniem do każdego będziecie oziębli, co raczej nie przysporzy wam wielu przyjaciół.
2. Wygląd. Co z tego? Też nie jestem najpiękniejszy, ale w zasadzie co to zmienia? Róbcie co chcecie i nie zważajcie na to jak wyglądacie. Ważne jest wnętrze, co chyba powinniście już wiedzieć - w końcu jesteśmy na forum o MLP.
3. Popracujcie nad sobą. Pouczcie się. Nie poddawajcie się, bo to najgorsze, co można zrobić. Lepiej pracować, niż siedzieć i się użalać.
4. Jeśli będziecie myśleć "jestem przygnębiony", to na pewno nie wyjdziecie z tego stanu.  

 

Jeśli uważacie, że "życie jest bez sensu/nudne", to znaczy, że nie potraficie w pełni z niego korzystać. Nauczcie się tego, zmieńcie szkołę, zapiszcie się do psychologa i poszukajcie czegoś, co sprawia wam radość. Mi się w ten sposób po roku przygnębienia udało z tego wyjść, więc myślę, że wam też się powinno udać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste po raz kolejny będzie się żalił... a kto zabroni?  :fluttershy3:

 

Z każdym dniem wkurza mnie średniowieczne i zabobonne podejście ojca do XXI, w którym żyjemy. Najwidoczniej tego nie zauważył. 

 

1. Każdego - powtarzam - każdego ranka, przed wyjściem do pracy ma pretensje, które mówi tak głośno, żebym usłyszał je z bratem. Pomijam fakt, że jest 4 rano. "Harujem we dwóch jak woły na dwóch nierobów. Nowak ma piątkę dzieci. Pracują, pożenili się, a te? W domu siedzą. Jeden tylko słuchawki na uszach i klepie w ten komputer, a drugi krzyżówki rozwiązuje. W życiu to sobie nie poradzą, nawet łyżki jeden z drugim nie weźmie, podać do ręki trzeba... - itd

 

a) Nowak załatwił robotę po znajomości. Każdemu, bez wyjątku. Bez tego synusie i córeczki ganialiby do pośredniaka.  

 

b) Mają żony / mężów bo ich rodzice mają sporą gospodarkę = majątek, dzięki czemu mogli "przekonać" odpowiednie osoby. 

 

c) Ojciec po przyjściu do domu siada przy stole i niczym w restauracji czeka na podanie wszystkiego. Bezczelnie potrafi powiedzieć "daj sól". 

 

d) Nie potrafi gotować. W ogóle - i kto tu nie potrafi sobie radzić w życiu? 

 

2. Żaden niczym się nie zainteresuje, czy to trawę na działce skosić, zielsko wyrwać, skopać, warzywo przebrać... 

 

a) To powiedz, że coś trzeba zrobić! Weź przykład z matki, która mówi "idź do sklepu i kup X". 

b) Zapytany czy trzeba w czymś pomóc odpowiada, że nie, a później ma pretensje, że "nie zainteresuje się jeden z drugim..."  :rarity5: 

To po prostu żenada. 

 

3. "BO TAK ICH WYCHOWAŁAŚ!"

 

a) Może się mylę, ale dziecko wychowuje oboje rodziców. Chyba że... 

 

b) A tak... jak miał być ojcem skoro był wiecznie zalany w trupa i bił matkę na naszych oczach. Ciężko zyskać szacunek gdy 7-8 letnie dziecko widzi coś takiego. Jeśli coś zyska to strach, zamknie się w sobie (na dobre). A później zdziwienie, że u Nowaków wszyscy się pożenili (a że mieli normalnego ojca...)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się tylko wyżalę, żeby rozładować się trochę z ogólnej histerii...

Wzięłam rok awansem, żeby poprawić przedmioty- uwaliłam je w jeszcze gorszym stylu niż w zeszłym roku mimo, że bardziej się starałam.

Dzisiaj nie zdałam kolejnego egzaminu, który byłam pewna, że zdałam, więc byłam załamana i dopiero udało mi się wywlec z łóżka i ogarnąć.

Coraz bardziej wierzę, że jestem tępą dzidą, której nic się nie uda w życiu i zostanę bez wykształcenia i guzik będę mogła.

Zaczynam siwieć ze stresu i jeszcze robię się wredna z tego wszystkiego, zauważam to po fakcie i potem nie mam ochoty gadać z ludźmi, żeby przypadkiem znowu nie zacząć wyżywania się na nich.

Drugi rok wałkuję przedmioty, które mnie w ogóle nie interesują i fatalnie mi to idzie, czekam z niecierpliwością na coś związanego ze specjalizacją tylko po to, żeby się dowiedzieć, że guzik mnie nauczą w szkole i muszę większość ogarnąć na własną rękę albo poprzez drogie kursy.

Mam już 3 egzaminy do poprawy na wakacje, jutro prawdopodobnie uwale ten największy i będą 4, więc ZNOWU zamiast spokojnie wypocząć i nacieszyć się tym bezcennym czasem z partnerem będe się dołować nauką i popadać głębiej w kompleksy idioty. Uroczo...

A i prawdopodobnie z powodu całego miesiąca ciężkiej depresji rozwaliło mi organizm, bo bez powodu mam nagle jakąś dziwną alergię i randomowo puchną mi migdałki tak, że nic nie mogę przełknąć. Spać bez 5 nerwowych przebudzeń po drodze też się nie da ostatnio. x.x

Edytowano przez Burning Question
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę cię rozumiem. Ja jak uwalałem spedycję po raz któryś to też się denerwowałem. Zwłaszcza, że 3 lata zmarnowałem na studiach, które mnie nie ciekawią.

 

Teraz? Szykuję się do obrony we wtorek i muszę wykuć odpowiedzi na ponad 90 pytań. 90 pytań z zakresu, które ani trochę mnie nie ciekawią. A potem? Problem z wyborem studiów.

Z jednej strony rodzina mnie namawia, bym nie porzucał logistyki i poszedł na magisterkę albo z tego, albo z czegoś pokrewnego, albo z bezpieczeństwa narodowego/wewnętrznego (w tym nie widzę najmniejszego sensu, zwłaszcza, że w przyszłości chcę wyemigrować, a za granicą nikt nie pozwoliłby mi raczej działać w obszarze bezpieczeństwa). 

Z drugiej strony chcę zmienić studia, zacząć drugie. Ostatecznie skończy się na ciągnięciu dwóch studiów na raz, bo chcę być w przyszłości zabezpieczony tak, by mieć jakąś pracę... W każdym razie o drugich studiach to mam dwie opcje:

* zacząć w TYM roku Geografię na Uniwersytecie Warszawskim, w przyszłości wyrobić sobie specjalizację społeczno-ekonomiczną albo geografię miast i turystyki i potem ewentualnie jeśli jeszcze zechcę to robić podyplomówkę z Turystyki i Rekreacji, kursy na przewodnika, pilota itd.

* zacząć za rok Turystykę i Rekreację na Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW) - uczelnia ponoć bardzo dobra, o wysokim poziomie, organizują kursy na pilotów itd. 

 

Gorzej, że zapewne pracy pilota nie znajdę, bo pilotów, przewodników itd. narobiło się w cholerę i teraz ludziom trudno znaleźć w tym robotę, która byłaby powyżej 200 zł (dobra stawka, przy której się człowiek jakoś utrzyma to dopiero 300 zł za dzień), najczęściej w ofertach jest 100 zł - z racji, że jest za dużo młodych traktujących tę pracę jako "dorabianie sobie", a nie jako główne źródło utrzymania się. 

Ale geografię i tak chcę studiować i liczę na jakąś pracę z tego.

Bardzo fajnie bym się miał o pracę po geografii fizycznej, ale ze mnie bardziej humanista niż ścisłowiec i zgaduję, że na studiach będę miał problem z zaliczeniem matematyki i statystyki, chyba, że mi na studiach uznają wyniki z Akademii. 

 

Najgorsze jest to, że czasu na decyzję mam mało, a muszę go jeszcze podzielić na naukę do obrony.

 

 

Wracając, przepraszam Burning - musisz się opanować, uspokoić. Stres ci nic nie da, tylko obłoży Ciebie dodatkowymi problemami. Trzeba po prostu wziąć się w garść i się uczyć, innej opcji nie ma. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym czytał o sobie... I nie, nie jesteś tępa. Masz doła z powodu oblanych egzaminów. Tak jak ja miałem. Magisterki nie zrobiłem, mam licencjat i guzik z tego mam. Kursy (ile byś ich nie miała) nic nie dadzą jeśli nie weźmiesz się w garść. Doskonale znam uczucie oblewania pierwszego, drugiego, trzeciego egzaminu... stosy notatek rosną a w głowie uczucie, że za Chiny ludowe tego nie poprawisz. Poprawisz tylko weź się w garść.

 

Odpocznij jeśli to możliwe. Nie myśl non stop o tych egzaminach - wiem, trudne. Idź do kina, na spacer z chłopakiem / koleżanką etc. Mózg musi odpocząć. Bez tego można zwariować. Przy ostatniej poprawce myślałem, że zwariuję (odruch Pawłowa jeśli wiecie o co chodzi), byłem kompletnie wyczerpany. Tak fizycznie jak i psychicznie. Bóle głowy, trudności z zasypianiem...  Żyłem tym przeklętym egzaminem. Po zdaniu indeksu poczułem jakby zdjęto ze mnie ogromny ciężar... jakieś 100 ton.  

 

Co do przedmiotów. Powiem tak: "wprowadzenie do pedagogiki (wykłady + ćwiczenia)", "podstawy pedagogiki (wykłady + ćwiczenia)", "pedagogika (wykłady + ćwiczenia)" - trzy lata o tym samym, z tą różnicą, że za każdym razem bardziej rozbudowane. Do tego: filozofia, logika... po co mi to w pracy nauczyciela? 

Oblany egzamin to często wynik syndromu tzw. "samospełniającej się przepowiedni":

1. Mówisz sobie, że nie zdasz = wzmaga się stres
2. Stres utrudnia naukę
3. Słabe wyniki w nauce zwiększają stres
4. Zapętlić 2 i 3 do czasu egzaminu
5. Przez ten stres i myślenie: nic nie umiem, nie nauczyłam się oblewasz egzamin
6. Mówisz sobie "a nie mówiłam, że nie zdam?" I znowu ten stres...

Niestety studia mają to do siebie, że na 10 przedmiotów 1 dotyczy dziedziny, której chcesz się nauczyć. Pozostałe to idiotyczne zapchajdziury. Przynajmniej u mnie tak było. Na te wszystkie lata, wliczając w to rok poprawki miałem "aż" trzy przedmioty dotyczące kierunku. Żeby było "śmieszniej" na coś tak podstawowego jak "metodologia nauczania (matematyka / plastyka / język polski) przeznaczono 10 godzin! Czyli 3 na każdą dziedzinę. Podsumowując... więcej nauczyłem się na praktykach słuchając rad nauczycielek oraz wyciągając wnioski z popełnianych błędów niż przez 6 lat studiów  :burned:   

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety studia mają to do siebie, że na 10 przedmiotów 1 dotyczy dziedziny, której chcesz się nauczyć. Pozostałe to idiotyczne zapchajdziury. Przynajmniej u mnie tak było. Na te wszystkie lata, wliczając w to rok poprawki miałem "aż" trzy przedmioty dotyczące kierunku. Żeby było "śmieszniej" na coś tak podstawowego jak "metodologia nauczania (matematyka / plastyka / język polski) przeznaczono 10 godzin! Czyli 3 na każdą dziedzinę. Podsumowując... więcej nauczyłem się na praktykach słuchając rad nauczycielek oraz wyciągając wnioski z popełnianych błędów niż przez 6 lat studiów  :burned:   

 

Wszystko rozbija się o dofinansowanie unijne i rządowe - uczelnie je otrzymują jeśli uczy się odpowiedniej liczby przedmiotów, przy odpowiedniej liczbie godzin itd. Podobnie jeśli uczelnia chce zyskać status uniwersytetu - okazało się, że moja uczelnia by zyskać tytuł uniwersytetu musi utworzyć jeszcze jeden wydział, na którym na pewno nie zabraknie zapchajdziur. Już teraz na logistyce - w młodszych rocznikach - pojawiły się zapchajdziury typu socjologia, ja zaś miałem np. filozofię i historię ekonomiczną. Cóż, mnie to akurat się podobało, bo jak wspominałem, jestem bardziej humanistą, więc tego typu przedmioty były dla mnie przyjemnością. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...