Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Psycholog u którego byłeś, to za przeproszeniem dupa a nie psycholog. W ogóle cię nie słuchał (albo nie chciał), nie analizował, nie myślał jak mógłby pomóc. Zero empatii, nie potrafił wczuć się w twoje problemy (lub je ignorował). Zadał ci jakiekolwiek pytania, które faktycznie dotyczyły twoich problemów? Ciebie, a nie problemu ogólnie (porównanie: lekarz rodzinny pyta o "podręcznikowe" objawy grypy, zamiast pytać ciebie co ci dolega, a na to co mówisz odpowiada "mhm") Bo empatia to podstawowa "broń" dobrego psychologa.

Sam byłem u psychologa, ale ta kobieta faktycznie nie tyle mi pomogła, co dała wiele do myślenia. Dała siłę, żeby walczyć. Najpierw cierpliwie wysłuchała, spisując jakieś wnioski. Następnie zaczęły się konkretne pytania. Po wszystkim stwierdziła, że nie potrzebuję psychiatry, ponieważ najczęściej wiąże się to z - wiadomo jakimi - lekami. Stwierdziła, że nie potrafi mi pomóc :wat:. Ani ona, ani żaden psycholog. Ona może jedynie przeanalizować problem na jednym, lub większej ilości spotkań, a następnie odesłać dalej.

Powiedziała mi, że potrzebuję terapii grupowej. W moim przypadku DDA. "Wygadania się" z ludźmi, którzy mają podobne lub takie same problemy. Podała mi godziny spotkań i stwierdziła, że w każdej chwili mogę do nich dołączyć. Na koniec powiedziała, że w tym momencie jej praca się kończy - mogę przychodzić jeśli chcę, ale czy jest sens? Ona jest "pośrednikiem". Mój problem pozwoli rozwiązać grupa.

Rzeczywistość to nie filmy. Nie można ot tak "zadzwonić do psychoterapeuty i wypłakiwać się w ramię przez telefon". Czy usłyszenie przez słuchawkę "wszystko będzie dobrze" cokolwiek da?

Jeśli faktycznie będziesz tego potrzebować, wypisze ci odpowiednie skierowanie. Problem - jak odróżnić dobrego psychologa od gościa, który sam powinien iść na terapię :/ Ten u którego byłeś, powinien szyszki po lasach zbierać, a nie być psychologiem. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Porada dla wszystkich jak ogarnąć czy ma się dobrego psychologa I CO ROBIĆ SAMEMU ŻEBY TEN PSYCHOLOG MÓGŁ COŚ ZDZIAŁAĆ Z WAMI.

Jest cała masa takich problemów gdzie nawet dobry psycholog po prostu nie może ci podać żadnej konkretnej rady czy nakierowywać cie na jakieś wyjście z sytuacji, które mu chodzi po głowie. Wierzcie lub nie- jest to profesjonalne podejście. Psycholog, który od razu wie co i jak masz zrobić ze swoim życiem to amator, któremu wydaje się, że jak wykuł się dobrze na egzaminy to zna już wszystkie odpowiedzi na ludzkie problemy. Kiedy siedzi się po lepszej stronie biurka w poradni łatwo zapomnieć, że nie jest się nieomylnym i że papierek ze studiów guzik znaczy. 

Dobry psycholog, to taki, który wysłucha uważnie, zrozumie i parafrazując twój problem upewni się, ze dobrze ogarnął sytuację i twoje odczucia, zada odpowiednie pytania (tu już on może wiedzieć co będzie lepsze) ale najważniejsze- pokieruje rozmową tak, żebyś ty sam myślał i mówił cały czas o problemie. Problem w tej pracy polega na tym, że ludzie odpowiadają konkretnie na konkretne pytania i chcą to zrobić szybko i w skrócie bo wydaje im się że psycholog tego potrzebuje i oczekuje. Nie, dobry psycholog może zrobić tak, że w ciągu całej wizyty zada wam 3 odpowiednie pytania popychając was cały czas do rozmowy i rozważań aż sami dojdziecie do rozwiązania. On ma tylko sterować waszym dochodzeniem do rozwiązania, bo nie może za was zdecydować co jest słuszne a co niebo nie jest wszechwiedzącym bogiem, a jeśli tak zrobi pozbawi was poczucia odpowiedzialności za ten problem oraz poczucia kontroli nad życiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tia...

Ostatni raz zaufałem lekarzom w sprawie swojego zdrowia psychicznego. Niesety, utwierdziło mnie to w moim przekonaniu, że lekarz jest zawodem z powołaniem do niesienia innym pomocy. Białej mafii zależy teraz tylko na kasie, ale zbaczam z tematu. 

 

Ale poważnie... 

Pomysłów mi zaczyna brakować jak dalej mam postępować, wszystkiego się poprstu odechciewa. Taki dół już ciągnie się od prawie dwóch lat, i nie prędko się zapowiada abym z niego się wygramolił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest jakiś zawód w którym bez chęci da się robić coś dobrze...? Zamiast się poddawać, powinieneś po prostu lepiej poszukać, poczytać opinie zanim się do kogoś wybierzesz, porównać. Niestety pośród psychologów niewielu jest nimi z powołania ale jak już sie tacy trafią to są świetni. Warto lepiej poszukać, nawet jeśli nic nie pomoże, to przynajmniej nie pogorszy (tylko nie do psychiatry), a ty nie będziesz miał świadomości że nie próbowałeś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do psychiatry nie można się zapisać od tak. Wydaje mi się, że potrzebne jest skierowanie lekarza rodzinnego. Tak jak i do neurologa czy kardiologa. No chyba, że prywatnie. Ale to duże ryzyko, ponieważ często pracują tam "specjaliści" bez umowy z NFZ z powołania dla kasy, a nie chęci niesienia pomocy. Poza tym, nie mając umowy, nie mogą wypisywać recept z ulgą. Co gorsza jeśli wypiszą cokolwiek, to będzie to lek od tego, kto lepsze auto zafundował. Co innego jeśli poleci go inny lekarz, a pacjenci to potwierdzą. Znam z doświadczenia (nie psychologicznego) 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeszukałem sieć. Na początku wszystko wyglądało bardzo optymistycznie. Chciałem ci znaleźć definicje, paragrafy, doradzić co powinieneś zrobić... W teorii mógłbyś załatwić ich "na amen". Niestety, czytając wypowiedzi osób pokrzywdzonych, zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osoby, które miały o wiele gorzej niż ty, tylko pogarszały sprawę idąc do sądu. Zamiast - teoretycznie - jeden z drugim dostawać po kilka latek, dostawali... karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata!!! Co więcej, opieszałość sądu oraz "konfrontacja" ze sprawcami musi odbyć się za ich zgodą (jesteś niepełnoletni)... w miejscu zamieszkania :wat: A dowodów kupa. "Pomogłoby" to jak diabli. Nawet osoby, które próbowały popełnić samobójstwo musiały czekać nie wiadomo ile na rozpatrzenie sprawy!!!

 

Chyba będziesz musiał przecierpieć tych kilka lat, bo policja nic nie zrobi. Znam to z doświadczenia: "działa się jakaś krzywda, będzie spokój, jakby co to dzwonić drugi raz, nie jesteśmy od takich spraw" - no tak... spisywanie nikomu nie przeszkadzających nastolatków jest lepsze  :burned:  Co mogę doradzić? Może jakieś instytucje będą coś wiedzieć? MOPR? Trudno powiedzieć. Warto pogadać, tym bardziej, że pozostaniesz anonimowy. Chyba pozwalają ci wyjść z kumplami? To dobry pretekst.

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mógł bym na to jedno poradzić , - zgłoś się do opieki społecznej. Z tego co słyszałem oni z urzędu muszą rozpatrzyć każdy przypadek znęcania się , nawet psychiczne.

Jeśli coś wykryją to sprawa idzie do sądu rodzinnego. Tylko muszę cie uprzedzić że mogą cie przenieś do domu dziecka do ukończenia 18 roku życia, lub do rodziny zastępczej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A próbowałeś im wygarnąć to co tu napisałeś? Czy skonfrontowałeś ich z tym, że nie czujesz byś miał u nich rodzinny dom (który poniekąd zobowiązali się tobie dać biorąc cię w opiekę) ? Może powiedz co czujesz, że masz wrażenie bycia niechcianym gościem w domu. Niewiele masz do stracenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mógł bym na to jedno poradzić , - zgłoś się do opieki społecznej. Z tego co słyszałem oni z urzędu muszą rozpatrzyć każdy przypadek znęcania się , nawet psychiczne.

Jeśli coś wykryją to sprawa idzie do sądu rodzinnego. Tylko muszę cie uprzedzić że mogą cie przenieś do domu dziecka do ukończenia 18 roku życia, lub do rodziny zastępczej.

Byłem tam. Z o wiele gorszą sprawą. Owszem, muszą rozpatrywać każdy przypadek, ale "rozpatrywać z urzędu" to tylko definicja. W rzeczywistości, mają lub udają, że są zawaleni robotą i wniosek taki trafi po jakimś czasie. Ja tylko straciłem czas. Powiedzieli, żebym sam napisał oskarżenie. Gdy takie wyślemy musimy zadbać o kilka rzeczy, a całość ma kilka etapów.

- udowodnienie znęcania się

- sprawa idzie do sądu rodzinnego (nie spieszą się)

- wspomniana "konfrontacja" (nagranie z dyktafonu to silny dowód, ale nie może być prowokowany!)

- sąd może rozpatrzyć ten wniosek pozytywnie, ale nie musi (może umorzyć sprawę)

- biorąc pod uwagę dobro osoby poszkodowanej szybciej nałoży karę w zawieszeniu = dolanie oliwy do ognia, niż odbierze prawa do opieki i odeśle do domu dziecka. A tego z całą pewnością nie chcesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej hej hej STOP. Znam ja takich ludzi aż za dobrze, bo 20 lat spedziłąm pod jednym dachem z osobą o baaaaaardzo podobnym charakterze, przynejmniej do tego tu opisu pasuje w 100%. Rozmowa z nimi -tym bardziej szczera- nic nie da a nawet pogorszy sytuację. Im nie zależy, żeby dziecku było lepiej. Oni po prostu są wredni i egoistyczni. Cokolwiek szczerego im powie, zostanie to użyte przeciwko niemu jako jego słabość i nie będzie miał po tym życia, bo po pierwsze nie zrozumieją i będą chciali zrozumieć, a po drugie w swej ignorancji go wyśmieją prawdopodobnie albo zbagatelizują sprawę raniąc bardziej człowieka. Szczera rozmowa to przeważnie dobre wyjście. W normalnymi ludźmi w wielu sytuacjach. Ale nie w tej i niech mnie piorun trzaśnie jeśli się mylę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość ChrisEggII

Przeszukałem sieć. Na początku wszystko wyglądało bardzo optymistycznie. Chciałem ci znaleźć definicje, paragrafy, doradzić co powinieneś zrobić... W teorii mógłbyś załatwić ich "na amen". Niestety, czytając wypowiedzi osób pokrzywdzonych, zderzyłem się ze ścianą rzeczywistości. Osoby, które miały o wiele gorzej niż ty, tylko pogarszały sprawę idąc do sądu. Zamiast - teoretycznie - jeden z drugim dostawać po kilka latek, dostawali... karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata!!! Co więcej, opieszałość sądu oraz "konfrontacja" ze sprawcami musi odbyć się za ich zgodą (jesteś niepełnoletni)... w miejscu zamieszkania :wat: A dowodów kupa. "Pomogłoby" to jak diabli. Nawet osoby, które próbowały popełnić samobójstwo musiały czekać nie wiadomo ile na rozpatrzenie sprawy!!!

 

Chyba będziesz musiał przecierpieć tych kilka lat, bo policja nic nie zrobi. Znam to z doświadczenia: "działa się jakaś krzywda, będzie spokój, jakby co to dzwonić drugi raz, nie jesteśmy od takich spraw" - no tak... spisywanie nikomu nie przeszkadzających nastolatków jest lepsze  :burned:  Co mogę doradzić? Może jakieś instytucje będą coś wiedzieć? MOPR? Trudno powiedzieć. Warto pogadać, tym bardziej, że pozostaniesz anonimowy. Chyba pozwalają ci wyjść z kumplami? To dobry pretekst.

Ot i nasza gówniana polska rzeczywistość. Oprawcy mają takie same prawa jak ich ofiary. Na papierze ładnie to wygląda, a w rzeczywistości policja gówno może robić.

Alkoholik znęca się nad rodziną i rujnuje jej budżet? Zadzwoń po policję. Przyjadą, pogrożą palcem i odjadą. A ten będzie miał kolejny powód do katowania bliskich. Przecież leczenie alkoholizmu nie jest przymusowe, a wyrzucić z domu nie mogą, bo takie jest polskie prawo. Prędzej matka z dziećmi wyląduje na ulicy, niż ich oprawca.

Rodzic leje bez opamiętania dzieciaka? Sąsiedzi będą udawali, że nic nie słyszą. No chyba że, broń Boże, będzie to się odbywało po 22. Wtedy zgłoszą zakłócanie ciszy nocnej! Co zrobi policja? Pogrozi palcem i odjedzie, a następnego dnia wszystko wróci do "normy".

Stadko dzieciaków z obdartymi ubraniami i problemem ze złożeniem zdania lata cały dzień po podwórku, podczas gdy samotna matka leży pijana gdzieś w domu? Ludzie się z dzieciaków pośmieją, ale nikt do tego nie podejdzie poważnie.

A kiedy to państwo zaczyna działać? Dopiero po tym, jak wydarzy się jakaś tragedia. W końcu "mądry Polak po szkodzie". TAKI CH*J!

Skąd to wiem? Powiedzmy, że nie miałem życia usłanego różami, a do tego jego większość spędziłem w miejscowej "dzielnicy biedy".

 

 

 

Ale na szczęście, jak będę pełnoletni to będę się mógł przeprowadzić do domu, który zostawili mi moi prawdziwi rodzice, ale będę musiał go dzielić z bratem.

Pytanie tylko ile ci do tej dorosłości pozostało i czy brat się na to zgodzi. W miarę samodzielnym od opiekunów można być nawet w wieku 16 lat. O drodze sądowej nie ma co marzyć. Chyba, że zrobisz coś, co by jakoś szczególnie zwróciło na ciebie uwagę sądu (nie, nie piszę o próbie samobójczej). Coś, co by wręcz zmusiło do odebrania im praw opieki nad tobą.

Edytowano przez ChrisEggII
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Wyciągnąłem już lekcję z tych przygód. Muszę objeżdżać sporym kawałem drogi, aby nie trafić na nich. Przez swoją głupotę narażałem się na niebezpieczne sytuacje, ale z drugiej strony, kto oprócz mnie pomoże starej i chorobliwiej babci. Rodzice pracują , a wujkowie już dawno odwrócili się od rodziny.

 

OK, to ekstremalne rozwiązanie ale ja bym kupił pistolet na gaz

 

 

Faktycznie, probowac z tym walczyc droga prawna raczej nie ma sensu.

Taka glebsza rozmowa tez by nie zdzialala, tylko by przyniosla odwrotny skutek od zamierzonego.

Myslac bez wplywu emocji, chyba najrozsadniej byloby to przeczekac. Tylko, zebym mniej sie tym wszystkim przejmowal i nie bral do siebie, bo im starszy jestem tym wiecej rozumiem, a kiedys to wszystko wydawalo mi sie normalne...

Przepraszam za brak polskich znakow

 

1. Dokładnie. Walcz - nie dosłownie, ale znajdź w sobie siłę. 

2. I staraj jak najbardziej nie przejmować się sytuacją (powiedział ten, co ma dwóch alkoholików w domu :/ ) - jeśli zobaczą, że to co robią spływa po tobie jak woda po kaczce, dadzą sobie siana

 

Ot i nasza gówniana polska rzeczywistość. 

 

Oprawca ma większe prawa. Ofiara ma obowiązki. My próbowaliśmy wyrzucić z domu, ale... "załatwić lokal zastępczy". A i ubezwłasnowolnić trzeba. W innym wypadku sam musi chcieć. Oczywiście, nie można zapomnieć o lokalu zastępczym. Chwila? Dla takiej mendy? Cóż - "welcome to Poland". Leczenie alkoholizmu może być przymusowe - próbowaliśmy tego. A jak to wygląda? Każdy może zobaczyć w genialnym filmie "Pod mocnym aniołem". Jeśli dla kogoś będzie to komedia... zazdroszczę fajnego życia. Ja miałem wrażenie, że większość filmu jest o mojej rodzinie. Jest piekielnie realistyczny i dobrze zrealizowany... aż za dobrze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


OK, to ekstremalne rozwiązanie, ale ja bym kupił pistolet na gaz

Trist, a jeśli zdobyliby broń palną to jak mi ta "zabawka" pomoże?

Czy nie lepiej ominąć kłopoty niż pogarszać sprawę. Na początku miałem z tego rozrywkę i fun, ale robiło się coraz niebezpieczniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Faktycznie, probowac z tym walczyc droga prawna raczej nie ma sensu.
Taka glebsza rozmowa tez by nie zdzialala, tylko by przyniosla odwrotny skutek od zamierzonego.
Myslac bez wplywu emocji, chyba najrozsadniej byloby to przeczekac. Tylko, zebym mniej sie tym wszystkim przejmowal i nie bral do siebie, bo im starszy jestem tym wiecej rozumiem, a kiedys to wszystko wydawalo mi sie normalne...

 

Jeszcze odniosę się do Twojej sytuacji. Nie wiem czy u Ciebie w okolicach jest coś takiego jak ośrodek interwencji kryzysowej. Jeśli sytuacja będzie zła i stale się będzie pogarszać może udaj się właśnie do takiego ośrodka (o ile jest w Twoich okolicach). Można tam porozmawiać z psychologiem i ewentualnie zostać na noc, gdybyś bał się wrócić do domu.

 

 

Garin z Khazad_dum, na Twoim miejscu zrobiłabym podobnie. Unikałabym tego miejsca, żeby nie trafić na tę bandę. Tak sobie myślę... Pewnie nie Ty jeden jesteś ofiarą ich dziwnych "zabaw", więc może niebawem znajdą się świadkowie+ dowody obciążające tę zgraję. Mam nadzieję, że niebawem dostaną za swoje :/

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

I na mnie przyszedł czas. A że nie mam do kogo gęby otworzyć, to wypiszę się tutaj. Zaśmiecając temat. Do rzeczy.

 

Po pierwsze, wczoraj straciłem pracę. Mimo, iż zapowiadała się na ciężką i nużącą, a do tego trzeba było rozmawiać z ludźmi, to mi na niej zależało. Bardzo. Była nieźle płatna, a ja potrzebuję pieniędzy. Nie żebym był specjalnie biedny, ale mam na co je wydawać. No i po 24 godzinach szkolenia był test certyfikacyjny teoretyczny i praktyczny. Starałem się, zarówno na szkoleniu, jak i w domu, korzystając z materiałów. Nauczyłem się o sprzęcie więcej, niż przez 3 lata liceum. Nie zdałem. TRZYKROTNIE. Dziś piszę cv do Tesco...

 

Dwa, mam kłopot, drobny. Nic nie potrafię zrobić raz a dobrze. Kompletnie nic. Za cokolwiek się nie zabiorę, zawsze zjawi się uczynny człowiek chętny, by mnie poprawić. Żeby to jeszcze była pomoc, przewodnictwo. Ale nie. To jest wypominanie, a ja czuję się wyśmiewany, nie pouczany. Tak jest zawsze, gdy coś robię, choćbym nie wiem jak się starał.

 

Trzy, leki już mi praktycznie nie pomagają, na terapię czekam wieczność, bo prywatnie mnie nie stać. Dziewięć miesięcy prostowania trwającej ponad 3 lata depresji, szpital i tabletki nie dały nic. Absolutnie nic. Wyjazd coś robił. Ale dałem się zmanipulować, gospodyni użyła moich uczuć i wróciłem do tego, co zostawiłem za sobą. Ja i moja rodzina tkwimy w głębokim szambie, próbujemy z niego wypełznąć, niemrawo to idzie. Pomagam jak tylko mogę. Jednak już nie widzę sensu w ciągnięciu tego dalej, w walce z życiem. Czasami trafiają się dni, gdy myślę o pójściu do monastyru. I męczę się tym, czy to już powołanie, czy jeszcze smutna desperacja. A czasem trafiają się dni, kiedy dumam o zupełnie innym rozwiązaniu problemów. To nie jest tak, że czuję się niechciany, o nie. Ja czuję się bezsilny. I niepotrzebny, wręcz skrajnie bezużyteczny, bo moje działania nie przynoszą efektów. Jestem miernotą, cokolwiek nie robię, a czasowy spokój dają mi tylko dwie rzeczy. Cerkiew oraz alkohol.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam problem dość dużego kalibru...

Moja przyjaciółka wczoraj próbowała popełnić samobójstwo. Pocięła się i chciała się wykrwawić. Wiem to bo pisała wtedy do mnie na GG. Nie pomagały prośby, ani groźby, ani nic. Co gorsza nie miałem sposobu powiadomić o tym nikogo, bo mieszka w innym mieście daleko ode mnie, a ja nie znam jaj rodziców, ani jej znajomych. Szczęśliwie jednak jeden przypadkiem do niej poszedł nieświadom zajścia i zawiadomił pogotowie i uratowano ją.

Dziś dalej nie ma ochoty do życia i dalej chce umrzeć.

Nie wiem co robić, ale nie chcę by faktycznie się zabiła. Ma ktoś jakieś sugestie co robić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu potrzeba specjalisty. Nikt nie próbuje się zabić "ot tak". Zawsze jest jakaś przyczyna. Osoba taka, może być nieufna wobec absolutnie wszystkich, włącznie z najlepszym przyjacielem. Specjalista do niej dotrze. Dotrze do źródła problemu, a tych może być wiele. Nie wiem jak to jest, ale chyba po próbie samobójczej ktoś dostaje specjalistę "z przydziału". Swoją drogą kiedyś przez myśl, też przeszła mi myśl: "a zjem te cztery cholerne opakowania tabletek i będzie po wszystkim, koniec stresu, koniec użerania się erc" Sekundę później dotarła do mnie myśl: "stary, masz dla kogo i po co żyć... bez względu w jak głębokim szambie wylądujesz". Do tego wniosku doprowadzi twoją przyjaciółkę porządny specjalista. Nie w tydzień, nie w miesiąc, ale kilka. 

 

Od siebie mogę dodać, że ojciec przeszedł na emeryturę. Albo coś popierniczył, albo ktoś "życzliwy" mu doradził... tak czy inaczej na dniach przyjdą rachunki. ZUS rozpatruje sprawę. Mamy oszczędności na ten miesiąc, ale jeśli sprawa się przeciągnie... będziemy mieli przerąbane.

 

Ciągle mam sto zadań domowych, a jak dzisiaj wróciłam z KFC z koleżanką do domu to zaczęła się awantura o coś, że rysuje po zeszycie i itd.

1. Zadania to normalka. Lepiej przywyknij. Z każdym rokiem będzie gorzej.

2. Kup notatnik i sobie rysuj. Zeszyt to zeszyt. Nauczono mnie tego w podstawówce (nie wiem jak jest teraz, ale musiałem przepisywać cały).

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze, nic nie poradzisz i tak się zabije. :ming:

 

Kurde szalenie zabawne... dzięki Ci wielkie, wszystkie moje problemy zniknęły, a w środku czuję kojące ciepło :dry:

 

 

Uważa że nie chce jej się żyć?

 

Widać nie wytrzymuje stresu i bólu. 

 

Rodzina nic dla niej nie znaczy?

 

Może ma mamę/tatę/siostrę/brata/babcię/chłopaka/kochanka dla którego warto żyć. Trzeba znaleźć powód tej zachwianej samooceny. Nie ma drzwi bez kluczy, każdy zamek posiada klucz, trzeba tylko znaleźć ten właściwy.

 

Przyjaźń nic dla niej nie znaczy?

 

Macie jakieś dobre, wspólne chwile, wspomnij o nich.

Przypomnij jej o przyjaźni jaka was łączy.

 

Od wczoraj mówi, że już nikt o niej nie pamięta i każdy chce się jej pozbyć i nikogo nie będzie na jej pogrzebie, a zwłaszcza rodziców i temu podobne, a temu co wezwał pogotowie i mi mówi, że nas za to nienawidzi.

 

 

Tu potrzeba specjalisty. Nikt nie próbuje się zabić "ot tak". Zawsze jest jakaś przyczyna. Osoba taka, może być nieufna wobec absolutnie wszystkich, włącznie z najlepszym przyjacielem. Specjalista do niej dotrze. Dotrze do źródła problemu, a tych może być wiele. Nie wiem jak to jest, ale chyba po próbie samobójczej ktoś dostaje specjalistę "z przydziału". Swoją drogą kiedyś przez myśl, też przeszła mi myśl: "a zjem te cztery cholerne opakowania tabletek i będzie po wszystkim, koniec stresu, koniec użerania się erc" Sekundę później dotarła do mnie myśl: "stary, masz dla kogo i po co żyć... bez względu w jak głębokim szambie wylądujesz". Do tego wniosku doprowadzi twoją przyjaciółkę porządny specjalista. Nie w tydzień, nie w miesiąc, ale kilka.

 

Sama mi mówiła, że chce się zabić z powodu tego, że chłopak ją zostawił po dwóch latach związku dla innej, a ta teraz opowiada o niej niestworzone rzeczy. Ma takiego specjalistę, ale nie chce z nim rozmawiać. Twierdzi, że nie ma sensu jej ratować, że jest to bezcelowe. Tylko ze mną i dwójka znajomych utrzymuje teraz jaki taki kontakt, ale i tak jest na mnie zła, że starałem się ją odwieść od tej myśli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...