Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/03/14 we wszystkich miejscach
-
UWAGA. OPOWIADANIE NIE JEST PRZEZNACZONE DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW. Uprasza się o nieprzejeżdżanie suwakiem na ostatnią stronę przed zapoznaniem się z poprzednimi oraz o niespoilerowanie w komentarzach. Pre-readerem był Dolar84. Opis: Tytułowa bohaterka dostrzega szansę zdobycia serca ukochanego. Długość: 6 stron. Klacz w czerwonym kapeluszu [One-Shot] [+16] [slice of Life] [sad] [Romans] Wszelkie komentarze mile widziane :3. Epic: 1/10 Legendary: 1/503 points
-
3 points
-
Przeczytane Opowiadanie mi polecano w ostatnim czasie wielokrotnie - Cahan robiła za żywą agencję reklamową. Jak widać skutecznie. Teraz dodatkowo widząc jakie osoby się tu wypowiedziały uznałem, że należy wziąć wolne od oskarów i zobaczyć jak to się tupta po tych Ścieżkach Donikąd. Beware the spoilers! Prolog - Przyznaję, że na początku warknąłem. Szczerze mówiąc bardzo nie lubię prologów dłuższych niż strona, no góra dwie lub trzy. Ale szybko to pominąłem, bo rzecz to niemal bez znaczenia i zagłębiłem się w lekturze. Cóż zobaczyłem? Las. Nowy gatunek bohaterów. Scenkę rodzajową w typie "ktoś tu ma przegwizdane". I od razu zostałem wciągnięty w wir wydarzeń. Całkowicie i nieodwracalnie. Zacznę od tego co ujęło mnie najbardziej. Opisy. Długie, rozbudowane, soczyste opisy. Jestem w takich rozkochany - ba! Sam z nich korzystam, kiedy zdarza mi się coś napisać. Mówiąc szczerze czytając je, czułem jakbym po raz kolejny przemierzał głębiny w Nautilusie, szukał Kapitana Granta, czy budował świat od zera na Tajemniczej Wyspie. Udało Ci się opisać świat bardzo podobnie jak czynił to wspaniały Juliusz Verne. Bogactwo i głębia łapie czytelnika i nie puszcza (no dobra, w tym wypadku akurat jest puszcza, ale i tak nie puszcza - późna pora to i suche teksty się uruchamiają.. wybacz ). Zdaję sobie sprawę, iż coś takiego nie wszystkim odpowiada, gdyż siłą rzeczy akcja opowiadania rozwija się wolniej i znajdą się czytelnicy, którzy będą na to kręcić nosem. Ja to akurat ubóstwiam i ciesze się już na kolejne. Idąc dalej nie mogę nie wspomnieć o dialogach - tu jest znacznie gorzej. Nie nazwę ich złymi, jednak są w najlepszym wypadku średnie. Można powiedzieć, iż brakuje w nich życia, brakuje iskry, która pchałaby całą akcję do przodu. Kilka klas niżej od opisów - powinieneś nad nimi popracować. Bardzo. Teraz sięgnijmy do klimatu. Czytałem komentarze poprzedników i wszędzie pojawia się Sapkowski. Szczerze mówiąc ja w tym zupełnie nie wyczuwałem tego stylu - i choć za Wiedźminem przepadam, to tutaj liczę brak akurat tego klimatu za gigantyczny plus. Udało Ci się wykreować coś innego, odmiennego a jednocześnie łapiącego czytelnika i pozwalającego mu zobaczyć poruszane wiatrem liście, majestat pradawnych drzew, odczuć atmosferę leśnego osiedla ielenów (bardzo fajna nazwa, ale nad odmianą trzeba ciut myśleć ), czy wczuć się w targi dwóch, niezbyt się lubiących kupców. Świetna robota. Skoro już przy tym jesteśmy to przywołam scenę, gdy rozstrzygnął się los pierwszej ofiary. Przyznaję, że gdy wyczytałem, iż zbliża sie piękna łania to byłem pewny, że zaraz zaczną leczyć chorych i w ogóle zapanuje przyjaźń, bo ona wszak jest taka dobra i łagodna. Ku mojemu radosnemu zaskoczeniu zakończyło się to strzałą w głowie. Tak wiem, jestem krwiożerczy, ale naprawdę było to zagranie, które za jednym zamachem pozwoliło Ci uniknąć sztampowego rozegrania sceny i pokazało nam, że z obrońcami lasu zadzierać nie warto. Wielkie brawa. Teraz bohaterowie. Weratyr - srogi, dzielny, oddany swoim obowiązkom. Przy tym kawał gnoja. Świetna postać przez prawie cały czas trwania prologu. Dlaczego prawie? Ponieważ ten jego wybuch był jak dla mnie zbyt nagły. Cała scena rozegrała się po prostu za szybko i za gwałtownie. Rozumiem, że emocje to potężna siła, ale mimo wszystko wypadło to odrobinę sztucznie. W momencie gdy zaczął się gotować, to przypuszczałem że zginie i tylko zastanawiałam się jak las go zabije. I do teraz nie wiem. Na drzazgi umarł czy co? Ale dzięki temu mamy pewną aurę tajemniczości, więc nie mam zamiaru narzekać. Oska - Tak naprawdę niewiele jeszcze możemy o niej powiedziec, ale zarysowana została nienagannie. Taka miła, piękna, dobra łania, która uprzejmym i spokojnym tonem mówi swojemu bykowi, żeby wpakował komuś strzałę w oko. Bardzo pozytywne wrażenie. Mam nadzieję, że jeszcze się z nią spotkamy. Whisky Jar - Tutaj co prawda niewiel się o nim dowiedzieliśmy, ale rozwinąłeś go fantastycznie. Cwaniak, pokątny handlarz i ogólnie szuja i kanalia nie pozbawiony jednak poczucia humoru, czy ciepłych uczuć dla swoich przyjaciół i znajomych. Na chwile obecną moja ulubiona postać w opowiadaniu, co mnie nieco niepokoi - zwykle ci których lubię najbardziej z niewiadomych mi przyczyn żegnają się z kartami opowieści w sposób niekoniecznie łagodny. No ale zobaczymy. Niech śpiewa więcej szant! Rozdział 1 - Znowu opisy! Dużo opisów! Miasto! Świątynia! Piękne. Nie mam zamiaru się powtarzać, ale po raz kolejny zbierasz za nie najwyższą ocenę. Coś wspaniałego! Dialogi w porównaniu do nich nadal kuleją, ale jest już lepiej. Mimo to nadal musisz włożyć w nie więcej... pracy to oczywiste, ale przede wszystkim serca. Z tego co piszesz to wynika, że zdajesz sobie sprawę, że są one Twoją bolączką. Jednak o ile w opisach widać, że wkładasz w nie pracę, sercę i duszę na dodatek to w dialogach tego nie ma. Są miejscami strasznie drętwe. Spróbuj może postąpić jak z opisami - szlag, powiedz sobie: "ten dialog jest ważny, kocham to jak ma wyglądać i go zrobię dobrze!" po czym włóż w niego wszystko czym dysponujesz. To co napisałem z pewnością brzmi strasznie nawinie, ale co jest najśmieszniejsze często działa. Takie typowe przełamywanie niechęci do czegoś. Jeżeli Ci się uda i napiszesz dialogi na miarę opisów to ja nie będę mial więcej pytań. Dalej - w niektórych miejscach siejesz powtórzeniami. To nie jest dobre. Pod tym względem lepiej mają na zachodzie, gdzie nie zwraca się na to takiej uwagi, jednak u nas stanowią one nieprzyjemny dysonans i zgrzytają podczas lektury. W kilku miejscach Ci je zresztą zaznaczyłem. Kolejni bohaterowie: Laza Canabis - niepowtarzalny. Ze swoim sposobem mówienia, podejściem do świata i ogólną upierdliwością wyrasta również na jednego z moich ulubieńców. Inches - urocza bestyja. Inteligentna, złośliwa i nie dająca się łatwo zapędzić w ieleni róg. Bardzo dobrze pokazana historia postaci, która sama w sobie jest po prostu interesująca i logiczna. Niby nie jest nikim ważnym, ale jest powszechnie znana. Czuć bijącą od niej radość życia. No i ta jej otwartość wobec każdego, nie pozbawiona jednak pewnej, bardzo niewielkiej dozy dystansu. Nie wiem czy to słuszne wrażenie, ja w każdym razie takie odniosłem. Jestem bardzo ciekaw jak się ta postać rozwinie. Sombra - a to ci niespodzianka! Patrzcie państwo kogo przywiało! Przyznaję, iż ucieszyłem się widząc go, z jego beduińsko-hinduską tożsamością (a przynajmniej z taką mi się skojarzył). Jego kreacji mieliśmy już sporo - jestem ciekaw co Ty z nim zrobisz. Jeżeli chodzi o samą fabułę to tutaj akcja szła raczej powoli. Szczerze mówiąc mnie, jako wiernemu fanowi Dynastii, bardzo taka forma odpowiada. Powolne i spokojne rozwijanie akcji, okraszanie jej wspaniałymi opisami i dorzucanie ciekawych bohaterów pobocznych - kapłanka była genialna, a sierżant Pansy wypadła idealnie. Nawet tak epizodyczna postać jak strażnik przy bramie wyszedł idealnie. Niby nikt, ale widać, że zrobiony bardzo dobrze. Rozdział 2 - na wstępie ująłeś mnie szantą. Nie powiem - zaśpiewałem sobie gromkim głosem, sprowadzając na siebie gromy i przekleństwa sąsiadów (ich pech). Opis dmuchania szkła - bezcenny! Wspaniały! FE-NO-ME-NAL-NY! To właśnie jeden z takich szczegółów, które stanowią o mocy tego opowiadania. Wszystko napisane świetnie. Time Turner (I tak, mimo Twojego oświadczenia, myślę o nim - Doctor Whooves ) to postać bardzo dobra i to z pięknie opisaną historią. Można powiedzieć, że napisałeś kogoś, kto spełnia swój "American Dream", choć powoli i rozważnie. Opisy jego warsztatu, miłości do szkła, minerałów i na dodatek zasugerowany afekt dla Inches bardzo dobrze się uzupełniają, tworząc wyborny likwor w postaci brązowej Zębatki. Jedno zastrzeżenie przy nim - scena gdzie on daje do zrozumienia arystokratce, że z niej podkpiwa. to mi brzydko zgrzytnęło. Jaki rzemieślnik, choćby najlepszy w swoim fachu dałby odczuć komuś o wyższej pozycji, że uważa go/ją za idiotę? Chyba taki, któremu niemiła skóra. Nie mówiąc już o tym, że stosowna plotka na dworze mogłaby go skutecznie pozbawić klienteli z wyższych sfer, a w końcu on jest bizneskucem i zarabiać jakoś musi. Przejdźmy teraz do sceny w tawernie - od początku do końca dobrze się przy niej bawiłem. Dialogi były lepsze niż wcześniej (mamy stałą tendencję zwyżkową, ale nadal może być dużo lepiej), a odmienność zaprezentowanych charakterów przy wspólnym stole nadała tej atmosferze dodatkowego smaku. Aprobuję. Podsumowując - mamy tu kawał porządnego opowiadania z fenomanalnymi opisami, gorszymi dialogami, świetnymi bohaterami i wciągającą fabułą. Tekst, obok którego naprawdę nie wolno przejść obojętnie. Tak więc Sahibie (czytając to słowo i widząc Sombrę natychmiast wspominałem Pandita Davasarmanna z serii o Tomku Wilmowskim) masz od teraz nieco przegwizdane. Oficjalnie wprowadzam w życie protokoły dupotrujstwa i będę gromkim głosem (ach to powtórzenie!) domagał się kolejnych rozdziałów, bym dalej mógł tuptać po Ścieżkach Donikąd. A dla tych, którzy dotarli do samego końca tego przydługiego komentarza mam dwa słowa: Bezwzględnie polecam!2 points
-
Sezon 4 z profesjonalnym dubbingiem Odcinek 1 Księżniczka Twilight Sparkle – Część 1 (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yc0kd Odcinek 2 Księżniczka Twilight Sparkle – Część 2 (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1ycwxs Odcinek 3 Zamkomania (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yej09 Odcinek 4 Samodzielna Dzielna Do (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yl5xo Odcinek 5 Przyjaźń uskrzydla (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1ymx8q Odcinek 6 Super-kucyki (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yqkq1 Odcinek 7 Nietoperze! (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yxikp Odcinek 8 Rarity podbija Manehattan (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1yz8d4 Odcinek 9 Pinkie Apple Pie (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1z16bf Odcinek 10 Rainbow Falls (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1z467k Odcinek 11 O jednego za dużo http://www.dailymotion.com/video/x1zcyk9 Odcinek 12 Honor Pinkie (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1z7c2m Odcinek 13 Proste życie (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x1ze50h Odcinek 14 Fluttershy ma głos (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x25wbjf Odcinek 15 Nauka z Twilight (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x25ysvr Odcinek 16 Nielekko być Bryzusiem (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x2611mg Odcinek 17 Lekcja samodzielności (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x264aaa Odcinek 18 Maud Pie (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x268i54 Odcinek 19 Oklaski dla Sweetie Belle (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x269jkl Odcinek 20 Wiara czyni cuda (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26c9jh Odcinek 21 Skrzydlata wiedza (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26ekd1 Odcinek 22 Targi wymiany (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x266ntg Odcinek 23 Inspiracja, manifestacja (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26gem7 Odcinek 24 Igrzyska w Equestrii (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26ixy0 Odcinek 25 Królestwo Twilight - część 1 (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26laps Odcinek 26 Królestwo Twilight część 2 (1080p): http://www.dailymotion.com/video/x26o23j Link do playlisty, na której znajdują się odcinki: http://www.dailymotion.com/playlist/x382hp1 point
-
1 point
-
Oj, coś taki wyczulony na niewinne żarty słowne? Odrobina dowcipu moim zdaniem na pewno wyjdzie na zdrowie, a równie pewne jest to, że w opowiadaniu nie znajdą się bardziej śmiałe przedstawienia wiadomych scen. Mam chyba nawet całkiem zabawny pomysł jak mógłbym się z tego wywinąć kiedy w histori przyjdzie co do czego. Clopów nie umiem i nie chcę umieć pisać więc nie będę się do tego zabierał. Dowcip z fajką... chyba nie mogłem się powstrzymać Z kolei wypadanie lotek spowodowane jaraniem faktycznie było, ale impotencja? W którym miejscu? Będąc jeszcze w tych klimatach to zarzucę taką opowiastką: rozmawiam sobie swobodnie ze znajomym o moich bohaterach, konkretnie o Swallow Tower i o tym, że jest, cytuję, "kapłanką świetnie posługującą się drągiem", on na to siarczystym "Czym?!", na które ja całkowicie niezrozumiawszy sytuacji odpowiadam o najprostszej broni drzewcowej. Nim zorientowałem się o co mu chodziło minęły dwa dni... Ja naprawdę nie mam zbyt, że się tak wyrażę, spaczonego umysłu i aby wyłapać dowcip o takiej tematycę muszę go mieć podane na tacy Eee... Nope. Właściwie to powiedziałbym, że ieleni to taka trochę mieszanka różności z przeważającą częścią mojej radosnej twórczości. O ile mnie pamięć nie myli to wykreowałem ich sobie słuchając tejże nutki (swoją drogą szczerze polecam ten zespół) To mi się podoba. Pisząc, postaram się o tym pamiętać, choć pewnie wyjdzie średnio na jeża. Nie zaprzeczam... Sam uważam, że będę to musiał jakoś ujednolicić. Na pewno nie odmienia się tak jak "jelenie" ale to chyba oczywiste. W sumie dobrze, że o tym wspomniałeś, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak zrobić żeńską formę NIE !!! Wy to macie pomysły... Aż nie chce mi się wierzyć, że nikt nie zauważył TEGO... Jeśli jednak zauważył, to prosiłbym o nie psucie nikomu niespodzianki a ewentualne pomysły proszę kierować pod adres, ktorego z przyczyn technicznych nie podam. Ale Sapkowski? Jedna osoba mająca skojarzenia to jeszcze rozumiem, ale tyle ludu? Absolutnie nie było moim celem wzorować się na nim, choć nie myślcie, że nie doceniam pochwały. Porównanie do Verne też bardzo miłe. A ogólnie? Zaraz wyjdę z siebie, chwycę swoje bezwładne ciało i zacznę wyczyniać z nim taniec radości! Pisanie ma sens! Życie ma sens! Ale tak szczerze, to nie wiem jak mam Wam wszystkim dziękować. I pomyśleć, że drugi rozdział pisałem z obawami, że znowu nikogo nie będzie to obchodzić (wiem, niezbyt oryginalne) Wręcz skaczę z radości, że ŚD tak wszystkim przypadło do gustu. Wielkie, serdeczne, obsypane lukrem na sam widok wywołującym próchnicę, szczere DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM! Tylko, cholera, co ja mam teraz zrobić, żeby Was nie rozczarować... PS: Jak ktoś ma jakiś ciekawy pomysł to zamieniam się w słuch1 point
-
Poczekam do jutra. Jakby co, uciekniecie oboje Swoją drogą, zauważyliście zmianę wyglądu (wieku) tuż po ucieczce i po powrocie?1 point
-
Rozdział I: Zaczęło się bardzo dobrze. Wszelkie opisy, przedstawienie Inches, no miód malina, aż tu nagle pojawiają się powiastki erotyczne, a konkretnie ich wymieniona kilka linijek dlaje nazwa... i atmosferę szlag trafił. Potem pojawia się Cannabis, czyli palenie powodu impotencję i wypadanie lotek Już chciałem napisać, że dialog Inches i Cannabisa naprawdę mi się podobał... a tu znowu rozwalenie klimatu tak bezczelnym podtekstem. Mam wrażenie, że można to było zrobić nieco subtelniej, bo w obecnej formie nagle "wyrywa" to człowieka z tekstu. Na szczęście zaraz potem znowu wbija on w niego swe ślepia niczym szpak w telewizor. Klasztor. Milcząca kapłanka-wojowniczka. Nie no, plejada postaci w tym fiku jest fantastyczna Kosztela, nawet strażnik przy bramie, który się na ledwie parę linijek pojawił był świetnie opisany. No i sama końcówka rozdziału jest... zaskakująca. Miód-zdania: "Spanie jest przereklamowane, mamo. Jak można tracić codziennie siedem godzin z życiorysu, gdy można je wykorzystać bardziej produktywnie?" - oj, tak... "Większość jej pacjentów cieszyła się końskim zdrowiem" - I see what you did there...1 point
-
Hejka buziaczki poniaczki. właściwie to moja przygoda z mlp zaczęła się dosyć spodziewanie albo i nie... podczas moich podróży mentalnych na internecie nieraz napotykałam wzmianki o mlp lub arty... ale jakoś nie zwracałam na to uwagi.... aż do czasu mianowicie marzec tego roku gdy mój kuzyn mieszkający obok wpadł do mnie i wręcz zmusił mnie do obejrzenia paru odcinków... dosłownie wykorzystał kajdanki które w domu miałam i przykuł mnie do fotela.. :flutterblush:a potem puścił mlp... z każdą kolejną chwilą oglądania mój opór malał i stało się... sponifikowałam się psychicznie.... i jestem Pegasis choć sporo rzeczy związanych z fandomem jeszcze nie rozumiem... ale jestem jedną z was dzięki Shirogetsu...1 point
-
Warning! Na horyzoncie masywne spoilery, pochowane w spoilery! Bardzo ładne. Jeśli idzie o styl - tylko na początku miałem wrażenie delikatnego, niepotrzebnego przedłużenia (nie dłużyzny, jedynie przedłużenia), a mianowicie Ale to tylko jeden, jedyny taki moment w opowiadaniu. Potem jest już bez zarzutu. Akcja jest prowadzona bardzo spokojne, a kolejne poczynania bohaterki, jak również jej emocje są opisane w taki sposób, że można w klimat dziełka wniknąć bardzo szybko i poczuć się niemalże tak, jakby się stało tuż obok postaci, jakby się było naocznym świadkiem opowiadanych wydarzeń. Dość przygnębiających, warto dodać. Moment, w którym Rarity spotkało to, co ją spotkało uderzył we mnie i rozciął łuk brwiowy. Wracając na moment do kwestii wczuwania się w klimat - ze wszystkich miejsc opisanych w opowiadaniu, ten konkretny pokój, w mojej opinii oddany został najlepiej. Smród alkoholu, brud, a także stan w jakim się znalazł album, te odłamki szkła, wszystko znalazło swoje miejsce. Jak już wspominałem, można się było poczuć tak, jakby stało się tuż obok postaci i obserwowało ich poczynania. Przyglądając się teraz rdzeniowi fabuły - a więc temu, wokół czego krążą te wszystkie rozterki i główny powód, dlaczego pośród tagów mamy [+16]. Dobór słów, jak również cała konstrukcja tego kluczowego fragmentu i sprytnie wplecione w to wszystko przemyślenia Rarity sprawiły, że ta dosyć kontrowersyjna tematyka została opisana w sposób całkiem subtelny, bez pewnych szczegółów i zbędnych fajerwerków. A przynajmniej w mojej opinii. Stało się to szybko i posłużyło również za spoiwo między dwiema kontrastującymi z sobą połowami opowiadania. Zatem, czy [+16] jest tutaj na miejscu? Owszem, jest. Pomimo ogólnego taktu i głównie sugerowaniu a nie szczegółowym opisywaniu pewnych zdarzeń. Poza tym, spodobała mi się narracja. Miło jest od czasu do czasu przeczytać coś, gdzie narrator nie jest w trzeciej osobie. Z innych rzeczy - bardzo ładny tytuł, zachęca do czytania. Pozostała jednak jeszcze jedna rzecz. A mianowicie - zakończenie. Niestety, ale jak wcześniej od uderzenia został rozcięty łuk brwiowy, tak teraz cios udało się bez problemu zablokować. Z czego to wynika? Tak czy inaczej, jest to opowiadanie krótkie, ale nie pozostawiające niedosytu. Napisane doskonale, o solidnej stronie technicznej i nie pozostawiające czytelnika obojętnym. Atutem jest tu klimat, ale także coś, co lubię najbardziej, czyli opisy przeżyć wewnętrznych postaci. Może gdzieniegdzie tylko można było się pokusić o użycie kilku dodatkowych słówek, ale niekoniecznie. Dodam jeszcze, że końcówka została napisana w taki sposób, że mimo wszystko, niejeden raz zastanawiałem się co mogłoby się stać dalej. Co będzie dalej z Rarity, co zrobi, co sobie postanowi. To również plus. Ogółem, czas spędzony na lekturze "Klaczy w czerwonym kapeluszu" nie był czasem straconym. Naprawdę, warto poświęcić trochę czasu i pogdybać. Być może i jest to znany i niejednokrotnie wyeksploatowany motyw, jednakże styl w jakim został opisany jak również słownictwo i tempo prowadzenia akcji całkowicie pozbawiły opowiadanie wrażenia wtórności. Tak więc - jest znakomicie, serdecznie polecam. Pozdrawiam!1 point
-
Zapoznałem się z tekstem już wcześniej i Made miała okazję poznać moją opinię. Opowiadanie, które mogę chwalić, zachwycać czy wręcz się nad nim rozpływać. Dlaczego? Klimat! Klimat tego opowiadania jest jedną z jego dwóch najmocniejszych stron, Fabuła jest bez zarzutu, mimo początkowego podejrzenia, że dostaniemy ograny motyw, szybko przekonujemy się, że autorka zawędrowała dużo dalej i nas zaskoczyła. Kilkukrotnie. Jednak to ta stworzona, zmieniająca się atmosfera jest po prostu wspaniała i nie da się wyrwać z jej czaru. Ani nie chce. Drugi potężny plus to zakończenie, które jest po prostu... doskonałe. Nie znajduję lepszeego słowa. W sumie ten komentarz powinien być dłuższy i wypełniony cytatami z opowiadania, żebym mogł zachwycać się bardziej, ale skoro nie ma być spoilerów, to muszę poprzestać na zachwycie (powtórzenie zamierzone) ogólnym Dla wszystkich niezdecydowanych - Bezwzględnie polecam!1 point
-
Jako, że Gacinka komentuje moje niektóre prace, więc i jak odwdzięczę się tym samym. SPOILEREN! I cóż mogę skrobnąć: Nad stylem nie będę się rozwodził, ponieważ albo został on już opisany przez kogoś, kiedy ja tworzyłem swój post, albo zostanie opisany i wychwalony. Mi się podobał. Zapis kulminacyjnej sceny przypadł mi do gustu i jak dla mnie pasował idealnie. Nie potrzeba tam niczego więcej. Pomysł ciekawy, nie kontrowersyjny, ale ciekawy, dobrze przedstawiony, natomiast zakończenie, to swego rodzaju wisienka na torcie. Reasumując: Przeczytałem, podobało się. Gratuluję dobrego tekstu. P.S Jak komuś moje poglądy względem uzależnionych od alkoholu nie odpowiadają... handlujcie z tym. Wszelkie obiekcje zatrzymajcie dla siebie. Alkoholicy nie zasługują na szacunek.1 point
-
Przed przeczytanie: O kurka wodna. Dolar już przedwczoraj mi mówił, że napisałaś coś świetnego i że mam czekać, aż to opublikujesz. Aż się boję czytać, skoro to ma być takie wstrząsające. Ciekawe czy po przeczytaniu będę zazdrosny, że pierwszy nie wpadłem na ten motyw... Dobra, zabieram się do czytania. Uwaga, odpalam. Po przeczytaniu: ... o Boże. To jest dobre. Bardzo dobre. Taki styl pisania bardzo pomaga w wczuciu się. Tylko to wczucie... aż boli. O Boże. Edit - dobra, rodzinny harmider wytrącił mnie trochę z klimatu. Dalej się czuję jakbym dostał po jądrach, ale jak mam zazdrościć to pomysłu jak to napisać, a nie samego motywu. "Pszczoły" były wstrząsające ze względu na styl i pomysł, tu zaś chodzi głównie o styl.1 point
-
Jako władca działu, jesteś niczym nikczemnik, który może chociażby dla zabawy, rozstrzelać jednego ze swoich minionków (nas) Dobra wracam do tekstu, o który zaczynam się martwić. Trochę za długi ten "wstęp" :/1 point
-
1 point
-
SĄŻNISTE SPOILERY. * Uwaga do ludu: komentarz, który widzisz, jest niebotycznie szczegółowy, niesłychanie długi i nieziemsko nudny, a to dlatego, że pisany był z myślą o autorze. Jeśli nie jesteś Johnnym, nie czytaj go, bo umrzesz. * Uwaga do autora: pewna doza złośliwości zawarta w poniższej opinii nie jest wymierzona w ciebie. Pewnie, że duma cierpi, ale wiem po sobie, że nie ma lepszego sposobu, by człowiek dostrzegł swoje błędy. Poszczególne części, nie wyłączając samego prologu, są wyjątkowo rozbudowane (jak na fanfikowe standardy), więc uznałam, że najlepiej zrobię, jeśli każdy fragment skomentuję osobno. Prolog. Przed przystąpieniem do lektury przeglądnęłam sobie komentarze moich poprzedników. Z niektórymi kwestiami w nich poruszanymi się zgadzam, z innymi niekoniecznie, ale na pewno muszę pochwalić pomysł. To prawda, że stworzyłeś od podstaw własny, nowy świat fantasy. Przyznam, że bardzo podoba mi się to uniwersum, choć fantastykę omijam szerokim łukiem, jak ci już napisałam w wiadomości. W każdym razie fajnie, że ci się chciało i że nie podążasz utartym schematem, że jak MLP, to kilka sławniejszych miasteczek z wiecznie przeludnionym Ponyville na czele, księżniczki i Mane 6. Tutaj mamy coś zupełnie nowego – świat dawny, nieokiełznany i dziki, obwarowany murami i porośnięty puszczami zamieszkałymi przez rasy, których w serialu się nie uświadczy. Bardzo mi to odpowiada. Jeśli chodzi o samych bohaterów – na pierwszy plan wysuwają się, rzecz jasna, ieleni. Świetna myśl, innowacyjne podejście, a uczynienie z tej konkretnej rasy strażników lasu – genialne. Stworzenie od zera nowego gatunku nie jest wcale proste, trzeba mieć pomyślunek, a ty go masz. Skoro już jestem przy postaciach… W prologu poznajemy zaledwie kilka – ielenia Weratyra, łanię Oski, kupca Whiskey Jara oraz paru zbłąkanych podróżnych. To prawda, że wszyscy są dobrze odrysowani i wyraziści, ale że – cytując Cahan – czytelnik instynktownie ich lubi, wcale bym nie powiedziała. Weratyr, główny bohater prologu, jest tym, przez którego charakteryzujesz rasę ieleni… a on jest totalnym fanatykiem i po prostu strasznym bucem. W porządku, jestem w stanie zrozumieć zamysł – ielenie to strażnicy pilnujący, by nikt nie zakłócał spokoju przedwiecznej puszczy. Chronią ją, tak jak ona chroni ich. Istnieje zakaz przekraczania granicy terytorium ieleni przez kucyki, które bezczeszczą las i generalnie są jak wrzód na tyłku, nieposłuszne, swawolne i interesowne – na dodatek za cholerę nie chcą się podporządkować naturalnej harmonii przyrody. Dramatyzmu dodaje fakt, że ielenie są z lasem powiązane nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie i duchowo (ale o tym później). Ja to naprawdę rozumiem, szanuję koncept, zresztą, takie plemiona będące wielkimi przyjaciółmi przyrody to nie pierwszyzna (nawet Pocahontas ballady do ucha nucił kolorowy wiatr… czy jakoś tak)… ale ten Weratyr nie jest postacią, którą mogłabym polubić. Miał być silny, niezależny, dumny, wierny… a ja widzę w nim jedynie nieprzyjemnego buraka, w dodatku takiego, który jest totalnie psychologicznie niewiarygodny (o tym za chwilę). Powróćmy do motywu związku ieleni z lasem. Zwierzaki nie tylko w nim mieszkają, nie tylko żyją dzięki jego darom, ale wręcz z nim rozmawiają, pławią się w jego życzliwości i giną pod wpływem gniewu. Wobec powyższego uczynienie z drzew niemal żywych osób, uczłowieczenie ich, mówienie o ich płaczu, bólu i krwawieniu – było posunięciem doskonałym. Ponadto mamy jeszcze tajemniczy, magiczny proces, w trakcie którego wybraniec staje się po wieczność częścią puszczy. Bardzo fajne, baśniowe, a choć fantastyki nie czytam, wiem, że dobrze wpisuje się w konwencję. Przyjemną postacią jest Oski. Wydaje się o wiele bardziej roztropna od swego ukochanego i wzbudza (przynajmniej we mnie) większą sympatię. Może dlatego, że nie zachowuje się jak fanatyczny szaleniec łamane przez Weratyr… Wracając do niego: nie podoba mi się ostatnia scena z nim. Z początku taki oddany puszczy: tylko po to, by pod koniec wpaść w szał i rozrąbać drzewo z powodu przyszłego rozstania z ukochaną. Jego przemyślenia, że „nagle dotarło do niego, że las rozdzielił dwa kochające się serca” kompletnie mnie nie przekonują. Mimo że cała scena jest dość długa, miałam wrażenie, że Weratyr jak za wciśnięciem magicznego guzika przestawił się z uwielbienia do lasu na nienawiść wobec niego. Wydawało mi się, że nie radzisz sobie z opisywaniem emocji, w związku z czym wychodzi… sucho. No właśnie też się zastanawiam. W kwestii postaci to już chyba wszystko – może poza końcową sceną. Przeczytałam ostatnie zdanie prologu i zrobiłam minę pod tytułem: „ale, co, jak, dlaczego?”. Może mi ktoś wytłumaczyć, co się stało, że umarł? Zabiła go furia puszczy czy o co chodzi? Na początku pomyślałam, że przypadkiem rzucił się w siekierą na swoją ukochaną pod postacią drzewa, ale ona się wtedy jeszcze nie przemieniła. Potem przyszło mi do głowy, że to ona go zabiła, nie mogąc znieść zbrodni Weratyra, a było to wtedy, kiedy stali przytuleni… ale też nie. Ostatecznie nie wiem, co się wydarzyło. Sama akcja prologu jest bardzo przyjemna. Mamy przybliżoną rasę ieleni, ich zwyczaje i przekonania, spotkanie z kupcem, wstęp do świętowania przemiany Oski… Trochę fantastyki, trochę dobrej obyczajówki. Brak zastrzeżeń. Uwierz, Grento, że tak miało być. Johnny w ten sposób buduje klimat i moim skromnym zdaniem, wyszło mu przednio. Okej, żeby nie było tak cukierkowo, pora na obiecaną zjebkę. Zgadzam się, że styl sprawia wrażenie profesjonalnego… No właśnie. Tylko sprawia. Powiem więcej – jeżeli Sapkowski naprawdę tak pisze, to cieszę się, że nie ruszyłam jego książek, bo podczas lektury cały Acard bym ojcu zechlała. Ten styl jest… ciężki. Opisów mrowie i to się chwali, ale całość jest przegadana. Niektóre akapity nic by nie straciły, gdyby były o połowę krótsze… no i jeszcze ta wszechobecna łopatologia. Usilnie wyjaśniasz to, czego każdy normalny człowiek domyśli się z dialogu bądź zachowania bohaterów. Postaram się zobrazować ten problem przykładami: Najpierw Oski wygłasza tyradę, że Weratyr powinien oszczędzić część podróżnych i dlaczego, a akapit dalej wyżej wspomniany powtarza niemal słowo w słowo kwestię łani w swojej głowie ustami narratora. Kasia weszła do pokoju i rzuciła w kąt plecak. Zzuła buty i uwaliła się na kanapie, odruchowo sięgając po pilota. Zastygła jednak z ręką wyciągniętą w stronę stołu, gdyż z sąsiedniego pokoju dobiegło ją radosne szczekanie. Z poprzedniego akapitu ciężko to wywnioskować, więc dla jasności wyjaśnię – to szczekanie to stąd, że Kasia ma psa. Jestem narratorem i moim obowiązkiem jest cię, czytelniku, nastawić psychicznie na to, że zaraz dowiesz się o kolejnych talentach sprytnego kupca. Nie mogę po prostu przejść do opisywania sytuacji, w której on te talenta w praktyce wykorzystuje, bo byłbyś zaskoczony i pewnie nawet byś nie zauważył. Dalej: scena, w której Weratyr natyka się przypadkiem na oszczędzoną przez niego klaczkę. Czy on naprawdę musi tak szczegółowo rozważać wszystkie możliwości ZA. KAŻDYM. RAZEM? Nie wiem, po co jest ta scena z hałasem czy tam innym tałatajstwem, które sprowokowało Weratyra do wzmożonej czujności, skoro koniec końców żadnego zagrożenia nie było. Wiele jest zdań, które mogłyby być krótsze, ale niepotrzebnie je rozwlekasz. Każdy opis ubarwiasz masą ozdobników – przymiotników, przysłówków – nawet te, które aż się proszą o odrobinę dynamiki. Weratyr w przypływie szału wbił siekierę w najbliższe drzewo. Korona zaskomlała z bólu. Na leśne poszycie posypały się drzazgi, gdy ostrze z impetem orało roślinę. Kolejna rana, kolejny zamach – płat kory upadł na ziemię, a pień spłynął żywiczną krwią. Ogier siłą wyrwał z niego ostrze i zamachnął się do ponownego ciosu. Nie wiem, czy jest lepiej, ale na pewno część przymiotników nie była tam potrzebna, a imiesłowy warto zamieniać na czasowniki, które czynią tekst bardziej dynamicznym. Parafrazując Irwina: prolog może nie ssie, ale również nie zachwyca. Kolejne części recenzji będą sporo krótsze – styl przecież diametralnie się nie zmienia, a powtarzać się nie mam zamiaru. Rozdział 1. Miłe zaskoczenie. O wiele lepszy niż prolog, czytało się przyjemnie, chociaż znów miałam wrażenie, że przeciągasz. Wszystko opisujesz tak dokładnie, podczas gdy najważniejszym fragmentem rozdziału była końcówka i spotkanie głównej bohaterki z naszym ulubionym kucykowym antagonistą. Z drugiej strony, po tym rozdziale widzę, że po prostu masz taki, hmm, bogaty styl. Tym razem jednak było lepiej. Albo zaczynam się przyzwyczajać, albo w prologu faktycznie z tym przegiąłeś. Kolejny raz rozdział kończy się mocnym akcentem – bardzo fajnie. Akcja również mi się podobała – ot, zwykły dzień z życia bohaterki. Właśnie, bohaterka. Inches to kolejna dobrze odmalowana postać. Udało mi się ją polubić – mimo że jest urodzoną pisarką, zdaje się twardo stąpać po ziemi. Jest rozsądna, ma poczucie humoru, z łatwością zaskarbia sobie sympatię mieszkańców miasta, odznacza się wieloma talentami, chociaż czasem zachowuje się jak źrebak („Miałam w sumie iść do domu, ale taka ze mnie gapa, że o tym zapomniałam” – doprawdy urocze). Podobały mi się bardzo fragmenty opisujące jej wieczorno-nocne twórcze rytuały – takie drobiazgi jak totalne zatracenie poczucia czasu albo zasypianie na otwartym notesie i budzenie się z drukiem odciśniętym na policzku budują tę postać jako lekko rozkojarzoną artystkę. Fajna jest też jej nieposkromiona ciekawość. Hie, hie. Wolę nie wiedzieć, jak smakowały te bułeczki grzane cebulową parą . Zapachy się mieszają, nawet jeśli blacha jest lita. Nie ma za bardzo się do czego przyczepić. Cytując Irwina – za pierwszy rozdział masz okejkę. Rozdział 2. O nie, znowu ten z fajką, co jak upośledzony poeta prawi… A już miałam nadzieję, że był tylko epizodycznym (BARDZO epizodycznym) błaznem. Trudno, jakoś go ścierpię. Zresztą, przy odrobinie dobrej woli można uznać za zaletę, że umiesz uczynić postaci na tyle wyrazistymi, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Dobra, przeczytałam całe i… o cholera, to jest świetne. Z rozdziału na rozdział lepsze, a tutaj było arcyciekawie i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Doszła nam nowa postać, a kilka znanych z poprzednich rozdziałów zyskało nielichą charakterystykę. Time Turner, solidny rzemieślnik smalący cholewki do Inches, jest uroczy i budzi sympatię, jednak absolutnym hitem tej części okazał się Whiskey Jar, kupiec i – nie oszukujmy się – krętacz, co to własną matkę opchnąłby za mieszek złota. Polubiłam go straszliwie – jest swawolny, figlarny, bezczelny, a jego teksty wywołują radosny wyszczerz. No piękne. Po prostu piękne. A scena z targowaniem się o cenę kamienia to istny majtersztyk. Uwielbiam tego starego kanciarza. O Sombrze na razie niewiele wiemy, poza tym, że jest egzotyczną ciekawostką z dalekiego kraju, ma słabość do kamieni szlachetnych (czyli kanonicznie) i sprawnie włada nie tylko magią, ale też językiem (w sensie, że jest dobrym dyplomatą. Serio, właśnie o to chodziło. NAPRAWDĘ). Powoli zawiązuje się też jakaś konkretna akcja – do gry powraca osierocona, tajemnicza klaczka z równie tajemniczą (choć już nie osieroconą) chorobą. Domyślam się, że w najbliższej przyszłości możemy się spodziewać również ponownego pojawienia się chamskich i złośliwych dumnych i potężnych ieleni. Konkluzja lub, jak mówi dzisiejsza młodzież, wersja tl;dr: Opowiadanie jest lepsze z rozdziału na rozdział. Ma interesującą fabułę oraz stworzony od podstaw świat z niesztampowymi postaciami. Autor odznacza się niezłym stylem (na prolog spuśćmy zasłonę milczenia) i raczy czytelnika gargantuiczną ilością opisów. Jeśli ktoś lubi fantastykę, lektura na pewno dostarczy mu samych przyjemnych wrażeń, a jeśli – jak ja – nie lubi… to też mu dostarczy. Godne polecenia. Czytać, zanim wystygnie. Pozdrawiam i czekam na kontynuację, Madeleine1 point
-
1 point
-
Ten Pan powyżej(Chyba najprawdopodobniej Bartis), to bardzo słaby fotograf... Żeby nie umieć robić zdjęć... ale co tam...1 point
-
1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00