Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/16/17 we wszystkich miejscach

  1. Oto mój OC, a raczej ponysona ^^ Imię: Starray Rasa: Jednorożec Wiek: 16 lat (ludzkich, nie wiem jak to się przelicza) Talent: Tworzenie czegokolwiek (np. rysowanie lub pisanie) CM: Granatowy kleks z białą czteroramienną gwiazdką w środku. Kleks może być farbą lub atramentem (odnosi się to do talentu) i symbolizuje niezdarność, co pasuje do Starray całkowicie. Gwiazdka symbolizuje jej hobby: interesuje się nocnym niebem (niestety w wielkim mieście nie ma szans na zobaczenie gwiazd). Spróbujcie mnie zapytać o dzisiejszy księżyc Wygląd: Starray ma jasnobrązową sierść, żółto-limonkowe oczy i niebieską, jaśniejszą z jednej strony grzywę z pasemkiem w kolorze oczu. Charakter: Jest spokojna, trudno ją zirytować. W otoczeniu obcych kucyków jest dosyć cicha i nieśmiała, ale ma kilku przyjaciół z którymi rozmawia, śmieje się i przeżywa różne rzeczy bez przeszkód. Jest niezdarą. Nie żeby to od razu nazywać gracją słonia, ale coś potrąci, upuści lub zaleje o wiele częściej niż inni. Przywiązuje się do przedmiotów. Nawet, jak pewna śrubka, której by w życiu nie użyła się zgubi, to uparcie jej szuka. No bo co z tego, że może łatwiej, szybciej i taniej kupić nową, skoro stara gdzieś leży? Rodzina: Mama - Alltest - to lekko nierozgarnięty ziemski kucyk z pegazimi korzeniami, w średnim wieku. Próbuje różnych prac, więc co chwila je zmienia, chociaż ostatnio coraz rzadziej. Po niej Starray ma niezdarność i w sumie chęć tworzenia nowych rzeczy. Tata - Arrange Cube - jednorożec w podobnym wieku co mama. Jest zorganizowany, jak porządna głowa rodziny. Zdecydowanie jest ścisłowcem. Po nim za to Starray odziedziczyła cierpliwość i kreatywność. Ma jeszcze dwie młodsze siostry: Feather Dance (kucyk ziemski) i Heartlet (pegaz), ich głównym zainteresowaniem jest taniec, w przypadku Feather również tworzenie fantazyjnych historii. Miejsce zamieszkania: Manehattan, chociaż zawsze marzyła o przeprowadzce do Baltimare lub Ponyville. Stan cywilny: Singielka Historia: Starray urodziła się w dzielnicy na obrzeżach Manehattanu. Na początku szkoły podstawowej nie miała znaczka, tak jak prawie wszystkie kucyki. Zdobyła go podczas sytuacji, kiedy została sama w domu, na dworze burza, nic ciekawego nie było do roboty. Niechętnie spojrzała na pustą kartkę papieru. Po chwili jednak, nie mając niczego innego do roboty, spróbowała coś z tym zrobić i w sumie nieźle jej szło. Kiedy wrócili rodzice mała klaczka podbiegła do nich, chcąc pokazać kolekcję kilku figurek z papieru, po drodze potrąciła kałamarz i przewróciła się. Wtedy małemu, zdezorientowanemu i poplamionemu atramentem jednorożcowi pojawił się znaczek. W podstawówce nauka szła jej bardzo dobrze, niestety nie można było tego powiedzieć o zdobywaniu przyjaciół. Z powodu tego, że nie była w klasie od początku roku, istniały już grupki kucyków, a ona była sama. Była jeszcze zbyt nieśmiała i cicha, aby do kogoś zagadać, stała się więc klasową szarą myszką. Rok później poznała Doves Heart. Była plamkowatą pegazicą, która kolegowała się z Feather. Zauważyły, że mają podobne zainteresowania i zaprzyjaźniły się. Razem również były zakochane w Kryształowym Królestwie i ich dziecięcym marzeniem było wyjechanie tam i spotkanie księżniczki. W wakacje wyjechała na obóz. Podczas dni pełnych wysiłku, musztry, ale też odpoczynku, śmiechu i wyzwań pozbyła się trochę tej nieśmiałości, którą miała w sobie. Przed obozem bała się podejść do obcego kucyka i zapytać o godzinę, po powrocie nie miała w tym przeszkód. Dzęki Doves Heart i kilku innym kucykom, które poznała przez nią nie groziło jej zwariowanie w szkole. A wydawało się być tam coraz gorzej. Podczas ostatniego roku podstawówki odliczała dni, aby już zostawić za sobą klasę, w której ledwo mogła wytrzymać. W dniu skończenia szkoły, po apelu, wszyscy spotkali się w sali. Przypomniała sobie wtedy kilka scen, które były śmieszne, niemożliwe czy po prostu zapadły jej w pamięć. Nagle te sześć lat wydały się mniej nieznośne. Nadeszła chwila pożegnania. Wszyscy przytulili się tworząc jedną wielką masę. Wszyscy płakali, że muszą się rozłączyć. Starray zauważyła, że jako jedyna miała suche oczy. W gimnazjum było lepiej. Na początku była trochę speszona, ale to minęło. Mimo to czuła, że miedzy nią a resztą klasy stoi jakaś niewidzialna ściana. Nie wiedziała czy to przez zainteresowania, bycie w jakimś klubie, jej wiek (była o rok młodsza od reszty kucyków) czy po prostu problem siedzi w niej. Przyjaźń z Doves i resztą pozostała niezerwana. Fakt, były wzloty i upadki, ale, jak to mówią, przyjaźń to magia. Czasem zazdrościła swojej przyjaciółce zdolności lotu. Kiedy spotykały się w drodze ze szkoły, szły razem chwilkę, ale ta później wracała do domu z łatwością wzbijając się w powietrze. Starray mogła tylko patrzeć przytwierdzona do ziemi. Później jednak zastanowiła się nad tym z innego punktu widzenia. Przecież Doves mogła zazdrościć jej możliwości posługiwania się magią, tak samo jak ona teraz zazdrości jej skrzydeł. Od tego czasu mniej zwracała uwagę na to, czego nie ma. Kilka lat później zaczęła interesować się magią transmutacyjną. Zmienienie się w coś innego okazało się jednak zbyt trudne. Codziennie ćwiczyła, ale nic się jej nie udawało. Mogła mieć tylko nadzieję, że kiedyś jej się poszczęści, więc codziennie przed snem próbuje rzucić zaklecie transmutacji, na razie bezskutecznie. Znalazła też trochę czasu na swoje hobby. Jako że w Manehattanie nie ma jak zobaczyć gwiazd, używa zaklęcia, które pozwala je chociaż w przybliżeniu pokazać na suficie. Obecnie kończy szkołę wyższą, dorabiając już na pracy dorywczej. Planuje znaleźć pracę, którą polubi i będzie mogła w końcu wyprowadzić się z głośnego Manehattanu do Baltimare czy Ponyville, a może nawet do Kryształowego Królestwa. --------- I jak OC-ek? Piszcie co myślicie, przyjmę krytykę z otwartymi kopytami
    4 points
  2. Dobry Socks. Cieszy mnie, że przybyłaś do działu MLN [18+] by skomentować to dzieło. Ze względu na formę twojego postu w postaci poszatkowania mojej wypowiedzi cytatami pozwolę odpowiedzieć w tej samej formie - będzie to łatwiejsze jak i podejrzewam też, że trafniejsze. Mniej więcej z tego samego powodu dlaczego zarówno pierwszy post Hoffmana jak i pierwszy mój post w tej dyskusji były takie emocjonalne. Brak nici porozumienia - pierwszy post Hoffmana czytało mi się dosyć ciężko ze względu na ton wypowiedzi i generalnie wysoką emocjonalność tekstu (który był dużo agresywniejszy od mojego, chociaż tego nie zauważasz). Wraz z kolejnymi postami jak i prywatną dyskusją jaką mieliśmy na Discordzie zdaję się, że nawiązaliśmy bardzo dobry dialog, w którym wyjaśniliśmy sobie nawzajem różnice poglądów i w kolejnych postach dyskusji jak i prywatnej konwersancji wymiana argumentami poszła znacząco lepiej. Stąd też, implikacja, że traktuję Hoffmana jak dziecko uznam za bardzo, ale to bardzo kiepską prowokację i conajmniej głupotę. Innymi słowy, uznajesz w tym wypadku fakt trzymania się wydarzeń historycznych, które wydarzyły się naprawdę za jakąś chorą zbrodnię na opowiadaniu, która odbiera mu jakość. Nie mam bladego pojęcia na jakiej podstawie, ponieważ rozwiązanie w stylu “opowiedzenie tej samej historii, tylko w sposób alegoryczny, przez użycie X” jest motywem starym jak świat. Powiem więcej, te dzieła byłyby zwyczajnie słabe gdyby nie użyto alegorycznie zwierząt do ich przedstawienia. Mogę zrozumieć nieznajomość Mausa, bo mimo, że to klasyka gatunku, to nie tak popularna. Ale przecież gdyby nie ten motyw, bardzo popularny, będący lekturą szkolną Folwark zwierzęcy Orwella byłby kompletnie niestrawny. Zarówno Maus jak i Folwark są przykładami świetnych opowiadań alegorycznych, które opowiadały dokładnie wydarzenia historyczne z dokładnością do ponad 80% wciskając zwierzęta zamiast ludzi. Sprawdziły się w swej roli wyśmienicie. Krwawe Słońce celuje w podobny gatunek. Poza standardowym dla ciebie łapaniem za słówka, naprawdę dziwi mnie zarzut, bo mam reputację osoby, która akurat przyjmuje wszelką krytykę bardzo serio o ile nie jest wyrażona w idiotyczny sposób. W trzech postach wcześniej długiej dyskusji Hoffmanem (szczególnie drugim i trzecim) detalicznie tłumaczyłem dlaczego została taka, a nie inna decyzja o ilości gore w opowiadaniu. Możesz sobie detalicznie poczytać i odpowiedzieć na nie, zamiast je ignorować (uśmiech). Co do przekroczenia granicy… >> Zaloguj się (bez konta się nie da) >> Wejdź do działu MLN z wyraźnie zaznaczonym [18+] >> cytat: Możliwe treści to: szczególna przemoc brutalność sadyzm tortury >> Wejdź do KSa posiadający tag Grimdark >> Odpal Rozdział XIV (reszta opowiadania jest dla frajerów i mnie nie obchodzi) >> Odsyła cię na stronę, który dodatkowo informuje, że rozdział jest ciężki, wejdź i tak >> Narzekaj, że przekroczono granicę Pozwolę się nie powtarzać i nie lać wody. Wszystkie sceny z wyjątkiem jednej (mającej nie więcej niż 3000 słów) miały konkretne uzasadnienie fabularne (od budowy postaci po wyjaśnianie ich zachowań). Ta jedna bez tego uzasadnienia prawdopodobnie otrzyma właśnie re-write. Wszystkie inne miały swoje mniejsze bądź większe zadanie które wypełniły. Nie musisz wrzucać krótkiego streszczenia Spec Ops: The Line, grałem w to. Poza tym, że to shooter z dobrą fabułą i naprawdę dobrym klimatem, to miejscami zawodzi, głównie przez fakt, że tych złych decyzji nie da się uniknąć, chociaż w praktyce by się dało - szczególnie scena z fosforem w której nie można go nie użyć. To dziwne. Piszesz tak jakbyś czytała tylko Rozdział XIV i na jego podstawie beształa całe opowiadanie, podczas gdy reszta fanfika, szczególnie w budowie postaci Rising Storma i Rainbow Dash przez wszystkie czternaście rozdziałów robiła właśnie to co opisujesz. ...zaraz. No tak. Muszę przyznać, że jest to ciekawe, że wycięłaś mi cytaty tylko z pierwszego posta gdzie odpowiedziałem emocjonalnie na post of Hoffmana, ale kompletnie zignorowałaś to co napisałem później kiedy już dyskusja moja i Hoffmana zeszła na bardzo dobry, cywilizowany poziom w którym argumenty jakimi się wymienialiśmy były dużo wyższej jakości. Rozumiem unikanie odpowiedzi na argumenty jakie przytoczyłem na obronę swojej tezy, ale żeby aż tak… Nie ma sprawy. Wpadnij jak zdecydujesz się przeczytać resztę fanfika (no tak) albo zdecydujesz się odpowiedzieć na argumenty z postu drugiego i trzeciego mojej dyskusji z Hoffmanem. Jak uważasz. Pozwolę się zachować jak przyzwoity człowiek i takiego nie dawać za takie właśnie jak opisujesz zachowanie z twojej strony. Pozdrawiam - Verlax
    4 points
  3. No to powracamy do tematu niszczenia grzywy Rarity i patrzenia, co z tego wyjdzie. ENG: PL NAPISY: PL DUBBING:
    3 points
  4. To był bardzo szybko zrobiony rysunek po długiej podróży pociągiem, więc moje chibi umiejętności (których nie mam) były wyjątkowo niskie. Mi też nie podoba się ten pyszczek. Wege burgery... w sumie tak, tak to wygląd. Straszne To dlatego, że oni wszyscy są z innych bajek. Bloody pół życia spędziła łażąc po lasach, szukając ziół lub lecząc na mniej rozwiniętych terenach. Moon za to wychowała się w dość majętnej rodzinie i gale to dla niej chleb powszedni. Za to Spero... nie sprzeciwiał się, gdy Moon założyła mu muszkę ; P Cieszę się, że rysunek wywołuje pozytywne emocje. Dziękuję! Za to jeśli chodzi o White Feather'a, faktycznie z tym pierścieniem nawet ciut przypomina hobbita Hmm... w sumie mogłabym mieć padawanów, tylko nie umiem uczyć xD *** Dzień dobry! Przybywam z kolejną paczką, choć znowu niewielką. Poprawka trochę ograniczyła mój czas na rysunki, ale wszystko mam już zdane. Teraz mogę znowu tworzyć! Na początek pokażę dwie kolejne zakładki. Pierwsza była robiona na zamówienie od wyżej wymienionego Francuza z DA. Zakładka jest dwustronna i przedstawia jego główne OCki Drugą zakładkę zrobiłam dla przyjaciółki, która jest fanką przygód Doktora Who. Dostosowałam go bardziej do tej kucykowej wersji, z której jestem całkiem zadowolona. Prócz zakładek zrobiłam też pocztówkę, która okazała się kompletną klapą. Papier, mimo że jest przeznaczony do akwareli, pod wpływem wody zaczął się łuszczyć i rwać rujnując spory kawałek obrazka, przez co musiałam zrezygnować z koncepcji na tą pracę. Wygląda dużo prościej niż miała być w pierwotnym założeniu. Zniszczenia skorygowałam w PSie, przez co nie wygląda aż tak źle. Na początku września mięło 5 lat, odkąd założyłam moje kucykowe konto na Deviantarcie i z tej okazji postanowiłam narysować swój kucykowy autoportret. Jak na okoliczności towarzyszące tworzeniu tego rysunku, wyszedł moim zdaniem bardzo dobrze I na koniec, może nie kucykowy obrazek, ale jestem z niego naprawdę bardzo, bardzo, baaardzo dumna! Marinette to moja postać na RPG, której udało się zostać antagonistą :3 Wampirka, łotrzyk-szarlatan, marionetkarka wyznająca chaos! Dobrze pluszaki, to by było na tyle. Jestem bardzo ciekawa, co myślicie o tych rysunkach. Dodam jeszcze, że niedawno przyszło do mnie spore pudło pełne, podobrazi, pędzli i akryli... Nigdy ich nie używałam, więc ciekawe co z tego wyniknie! Miłego! ~Moon
    2 points
  5. I jak potem zaufać czemuś takiemu jak " autoodtwarzanie "
    2 points
  6. Świetny odcinek. Wypadłem na pomysł, aby zmieszać te dwie pozycje. Tak jak zauważył użytkownik wyżej na start mamy postać z "The Perfect Pear", część klaczy dostała głosy, a sam odcinek przypomina "Lekcję stanowczości" z Fluttershy. Wybornie.
    1 point
  7. Pierwszy raz widzę, żeby odcinek był tak dobrze dopracowany pod względem detali. Już w drugim kadrze widzimy powrót postaci z odcinka 'The Perfect Pear'. Tak oto Babcia Smith prowadzi interesy u boku Dziadka Pear, a Burnt Oak jak mniemam opowiada swoje historie Applebloom. Niby takie szczegóły, a jednak cieszą oko. Kolejną świetną rzeczą jest fakt, że niektóre postacie po raz pierwszy się odezwały. Mam na myśli Golden Harvest, Merry May, Berryshine oraz Sprinkle Medley. Swoją drogą Rarity w tym odcinku przypomina trochę Fluttershy z odcinka ,,Lekcja stanowczości'' przed spotkaniem z Iron Willem. Razem z grzywą klacz zupełnie straciła pewność siebie. Ale w końcu od czego ma swoje przyjaciółki? Finał znów mnie nie zaskoczył, ale w ostatnim kadrze zachwycił mnie widok Muffins z nowym stylem grzywy
    1 point
  8. Kopernik się pewnie w grobie przewraca:
    1 point
  9. 1 point
  10. W sumie rzeczywiście trochę tej historii za mało. W wolnym czasie coś dodam
    1 point
  11. Ciekawy pomysł na OC. Bardzo podoba mi się ta postać. Ma rację. Przydałoby się trochę więcej historii. Poza tym wszystko SUPER!
    1 point
  12. Całkiem niezłe OC. Ma normalną historie i nie jest Mary Sue. Za to można by było rozwinąć historie, na razie jest tego troche mało. Opisać dokładniej czasy podstawówki, relacje z innymi kucykami lub dodać jeszcze kilka innych wydarzeń. Pozatym wszystko jest okej
    1 point
  13. Właśnie obejrzałem ten film i myślę że powinno go obejrzeć więcej osób. Aż ciarki przechodzą.
    1 point
  14. Zaległe napisy: Epic Fails Get the Show on the Road Leaping off the Page Proszę: https://goo.gl/n9Mm4w
    1 point
  15. Już takowa kucykowa gra powstaje https://azul-gaming.wixsite.com/theponies
    1 point
  16. Więc tak... zastanawiałam się czy na pewno ten post tu publikować, ale uznałam, że raz się żyje. Wiele do tematu nie dodam, chciałabym się po prostu odnieść do słów Verlaxa z jego pierwszego posta oraz do posta Poulsena. Zależy. Autor wyjaśnił powody ("A bo ja nie chcę zakłamywać" i podobne) tych scen, i z początku można to kupić, ale bez względu na to co miał na celu, w końcu zmieniło się to w durne odhaczanie kolejnych punkcików z listy "Zbrodnie w Nankinie" i epatowanie brutalnością. Verlax chciał pokazać, że wojna to zło, spoko, ale widocznie tak bardzo się tym pokazywaniem zajął, że ostatecznie wyszło to co napisał Hoffman - "Just gore for the sake of having gore". Aż mi się przypomina drama pod KO... Co mam na myśli? W temacie z Kryształowym Oblężeniem krytykowałam brutalność - masa brutalnych scen, kompletnego potępiania zbrodni tych złych, a marginalizowanie zbrodni "dobrych", sceny mordów, gwałtów które są tylko po to by łatwo szokować, ale nie wnoszą nic więcej do fabuły i akcji. Odpowiedział mi Ruhis, traktując mnie jak kogoś, kto z historii chyba na warunkach przechodził - zaczął mi mówić jaka ta wojna brutalna była, tłumaczyć jak dziecku, dawać jakieś filmiki z brutalnymi scenami (Nawiasem mówiąc... nie ma to jak uczyć kogoś historii dając jako przykład scenę z filmu "Furia"). A tak się składa, że ja się wtedy jeszcze II Wojną interesowałam, i wiedziałam jak to było z brutalnością. Wiedziałam o goumiers, UPA, zbrodniach armii czerwonej. Tylko uważałam, że słowo pisane ma swoje granice, i pewnych rzeczy się nie powinno pisać, czy to z punktu widzenia fabuły (spłycanie jej), czy to z punktu widzenia "moralnego" (obrzydzanie, szokowanie). Ty, Verlax, robisz coś podobnego. Hoffman nie wypowiedział się na temat tego, czy dobro ma zwyciężać, a mimo to traktujesz go tak, jakby jednak o tej kwestii mówił. Traktujesz go jak dziecko które ślepo wierzy, że dobro wygrywa zawsze, bez strat, a zło zawsze przegrywa. Nie. Hoffman zwrócił uwagę na kwestię brutalnych scen, i nie oczekiwał bajkowego Happy End. Tak więc nie rozumiem czemu w ogóle tę kwestię poruszyłeś. Zależy od indywidualnego podejścia, ale jak dla mnie [Tragedy] i [Grimdark] się nie wykluczają. Grimdark to jest ciężka atmosfera, strach itp., Tragedy to tragedia, smutek. Tak samo z Gore - Grimdark to ciężka, przytłaczająca atmosfera, mrok, strach, Gore to flaki. Jak mówiłam, zależy od podejścia ale jak dla mnie te tagi się niezbyt zastępują. Ugrzeczniać? Cóż, można tak powiedzieć... oczywiście jeśli mocno wszystko naciągniemy. Znam historię i o Masakrze Nankińskiej czytałam jeszcze na długo przed pojawienie się twojego "dzieła", i podzielam zdanie Hoffmana. I nie, nie chodzi tu o "ukrycie" czy "nie pokazywanie", gdyż przykłady Hoffmana, z pierwszego jak i drugiego posta, nie mają w sobie nic z ukrywania. Można było użyć innych określeń, zrezygnować ze scen gore, gwałtów, o tym pisze Hoffman, mówi, jak by to mogło wyglądać. Ummmm... nie? Tak, wtedy nie było żadnej godności. Zerknęłam na twoje "dzieło" i od razu wychwyciłam pewne nawiązania do prawdziwego świata np. jedna z bohaterek która chciała chronić klacze jest prawdopodobnie nawiązaniem do Minnie Vautrin która popełniła samobójstwo w 1941. Nie jestem jakąś wielką ekspertką, mam jednak pewną wiedzę. Przestań traktować swojego fica jak jakiś dokument. To jest ponyfikacja konfliktu, zbrodni która miała miejsce na prawdę, i sorry, już samo to jest dosyć niejednoznaczne moralnie. Nie chciałabym przeżyć wojny, oglądać gwałtów, mordów, obcinania głów, a potem się dowiedzieć że ktoś o tej zbrodni napisał, dając tam kolorowe kucyki zamiast ludzi. Anyway, bo już odchodzę trochę od tematu. Więc tak... nie traktuj swojego fica jak dokument. To jest durna ponyfikacja prawdziwej zbrodni, prawdziwej wojny. To jest fanfic, słowo pisane. Historia. Nie jakiś dokument, serious business. Nie jesteś jakimś reporterem walczącym o prawdę. Gdybyś ominął tę kwestię to byś ominął, może byś dostał baty za to, bo jednak Masakra Nankińska to ważny epizod tej wojny, ale kurde... od razu skłamał? Hoffman w drugim poście podaje przykłady, nawet w pierwszym daje np. ogólny obraz po bitwie, masakrze. Skłamałbyś gdybyś powiedział "Masakry Nankińskiej nie było". A tak to byś w najgorszym wypadku ominął tę kwestię (a nie o to Hoffmanowi chodziło), a w najlepszym - opisał to tak, że da się to przeczytać bez odruchów wymiotnych. Tutaj tez odniosę się do tego co pisał Hoffman - w wiadomościach jeśli mówią "Sprawca wjechał samochodem w tłum ludzi" to widocznie dla ciebie oni okłamują oglądających, bo nie mówią jak to ktoś z połamanymi nogami czołgał się po chodniku, a jakiś dzieciak odleciał przy uderzeniu kilka metrów w tył rozbijając sobie czaszkę? Modus operandi - "charakterystyczny sposób zachowania się sprawcy czynu zabronionego". Szkoda że pisanie takich scen itp. nie jest czynem zabronionym. x3 Myślę, że model "b" by tutaj zadziałał, ale trzeba umieć to napisać. Czy ty byś potrafił? Z tego co wiem nie jesteś złym pisarzem... choć po ostatnio opublikowanych rozdziałach mogłabym wywnioskować coś zupełnie innego. Człowieku... mówisz o wypaczaniu obrazu rzeczywistości, a sam ponyfikujesz zbrodnię. W Chinach są muzea poświęcone temu, ludzie obchodzą rocznice, do dzisiaj pamięć o tej zbrodni trwa, i Chińczycy są wkurwieni na Japończyków za to, że nie chcą się przyznać, a Japończycy są wkurwieni na Chińczyków bo według nich nie było masakry tylko "incydent", jakich na wojnie wiele, i w którym ucierpiało góra 2000 osób. Brak opisów wyciągania płodu z brzucha, rozrywaniu go na strzępy, i równoczesnego gwałtu to jest "wypaczanie rzeczywistości", a za ponyfikowanie tego to by cię masa ludzi chciała potępić. Mówisz o emocjach, a jakie tam są emocje? Czytałam te sceny. Opis tego jak zabito staruszków broniących klaczek, jak te klacze gwałcono, jak jedna z nich odgryzła sobie język. Zero tam emocji. Jedynie bezsensowna przemoc, tak jakbyś wszedł na parę stron, przeczytał artykuły, zrobił listę, a potem odhaczał - gwałt jest, wyrywanie dziecka z brzucha jest, odcinanie głów jest, bezczeszczenie zwłok jest... Tutaj nie ma emocji, jedynie dałeś masę scen które nie wnoszą nic, a jedynie obrzydzają. Mocno obrzydzają, bo jak dla mnie prześcignąłeś KO i Mroczne Wieki, a to dosyć wysoka poprzeczka. Jeśli w poprzednich rozdziałach również były opisy zbrodni, i nie miały uderzenia emocjonalnego bo były to "suche opisy" to widocznie nie umiesz pisać inaczej niż bez epatowania brutalnością. Sorry. Poza tym sceny z Sanko-Sakusen, szczególnie te w wiosce, również są mocne, bardzo mocne. Ale czytałam je. Gdyby przymknąć oko na scenę z łamaniem karku dla źrebaka to spełnia ona swą rolę - wioska jest niszczona, wieśniacy masowo mordowani, dzieje się to w tle, ale widać bezwzględność, brutalność armii, czuć to, ma to ładunek emocjonalny, a nie jest to tanim obrzydzaniem. Podobna scena była w filmie "Pluton", który bardzo lubię. Ktoś przyznaje się że nie czytał fica od początku do końca? No to jego zdanie widocznie traci na wartości, gdyby czytał całego to wtedy co innego, pewnie by inaczej spojrzał... Nie no, tu może odrobinkę wyolbrzymiam, ale mam wrażenie, że cytowane słowa mają takie ukryte znaczenie. ;3 Poza tym to i tak nie ma różnicy - brutalne, bezsensowne sceny wciąż są, wciąż bolą oczy, a to że pojawia się przy tym motyw "im dalej tym gorzej" ma małe znaczenie. Co do reszty tej wypowiedzi - rozwinę tę kwestię na koniec, bo tu chciałabym podać trochę przykładów. Ugrzecznianie nie równa się napisanie fica tak, by pozostawał strawny. Poza tym nie wiem czym czytelnik miałby się poczuć urażony, szczególnie że Hoffmanowi nie chodzi o ugrzecznianie, a o to, by tekst był choć trochę strawny. A nie jest. Nawet Coldwind zwrócił uwagę że sceny gwałtów były "zbyt obrazowe", i to ostatni rozdział, ten najbrutalniejszy, dostał od niego najniższą ocenę z całej trójki. Traktujesz to tak, jakby Hoffman proponował ci ocenzurowanie, kompletne usunięcie brutalności, a tak nie jest. Nie oglądałam filmu, ale myślę, że ukazanie ogromu zbrodni nie polega na zarzucaniu oglądającego/czytającego coraz gorszymi scenami? W filmie ten oficer jest wybielony, z tego co wiem nie przeszkadza mu to w jednej ze scen "wziąć siłą" Chinkę w której się zakochał (sorry jak coś przypadkiem przeinaczę). Zbrodni było pokazanych za mało? Wiesz, że "ilość" a "jakość" to nie to samo? Bo można dać wiele scen, pokazujących ogrom zła, a przy tym strawnych, ale można też dać wiele scen, które co najwyżej obrzydzają, szokują, i są powodem do wystawienia niższej noty. Czy ciężkie... ty jesteś autorem i nie musisz dostosowywać się do czytelnika, lecz jednak warto zwrócić uwagę na to, co się pisze i jak się pisze. Poza tym "ja bym przyjął krytykę, ale". No właśnie, "ale". czyli nie przyjąłeś? Nieładnie. ;3 A nie, w punkcie b) spaliłeś, czyli przyjmujesz krytykę połowicznie, tak? I czy "trochę" spaliłeś... według mnie spaliłeś kompletnie. Shock value został stracony, bo to jest tylko i jedynie odznaczanie kolejnych ptaszków na liście "Zbrodnie w Nankinie", i opisywanie ich jak najobrzydliwiej i najbrutalniej jak tylko się da. Gdybym nie miała nic do takich scen to by mnie to zwyczajnie zaczęło nudzić, pewnie bym nawet te sceny przewijała. Ale takie sceny nie są mi obojętne, i tutaj druga kwestia - to jest zwyczajnie obrzydliwe. Epatowanie brutalnością, gwałtem, znęcaniem się, rzucanie tego badziewia w twarze czytelników, "Patrzcie, widzicie, Masakra Nankińska była straszna!". Granica została przekroczona. No i na koniec odniosę się do tego: Porównanie do Jądra Ciemności mnie dosyć mocno... zaciekawiło. Nie czytałam tej książki, ale grałam w grę która jest mocno inspirowana tą książką, szczególnie w kwestii motywu "Im dalej tym gorzej". Tą grą jest Spec Ops The Line. Od razu powiem, mogą być spoilery. Więc tak... od czego zacząć. Dubaj nawiedziła potężna burza piaskowa która zasypała miasto. Pułkownik John Konrad sam zgłasza się do pomocy, i wraz ze swoim 33 batalionem wyrusza do miasta, gdzie słuch o nim, jak i o żołnierzach zaginął. Po pewnym czasie udaje się przechwycić transmisję z miasta, i na miejsce zostaje wysłany oddział dowodzony przez Martina Walkera, głównego bohatera, który ma zbadać sprawę. Z początku gra wydaje się taką "typową" strzelanką, ale gdy tylko przejdzie się do 3-4 rozdziału już widać, że ma się do czynienia z czymś innym niż tylko zwykła strzelanina. Fabuła tej gry jest uważana za jedną z najlepszych jakie pojawiły się w grach. I właśnie bardzo opiera się na tym motywie, o którym sam wspominasz, i na którym się opierasz - im dalej, tym gorzej. Ta gra jest pełna strasznych scen - z czasem bohater zaczyna mieć halucynacje, na billboardach, plakatach spotykanych w grze pojawiają się twarze Konrada, w jednej ze scen można zobaczyć spopielonego człowieka powieszonego za nogi, mającego w ustach głośnik, który główny bohater wyjmuje (co wiąże się z mocnym przybliżeniem), na latarniach, słupach wiszą ciała żołnierzy, w paru momentach gracz jest zmuszony iść przez korytarz wypełniony zwłokami, do tego graffiti przedstawiające np. postaci z zamazanymi ustami i oczami, tuż obok stosów ciał żołnierzy, lub graffiti na którym reporterka i kamerzysta przedstawieni zostają jako szkielety, i to chwilę po tym jak znajduje się ukryte nagranie dotyczące tego, jak tuszowano wydarzenia w mieście. Główni bohaterowie również z czasem się zmieniają, stają się brutalniejsi, zmęczeni wszystkim, i np. podczas robienia finishera (wykończenie przeciwnika) na początku gry główny bohater po prostu szybko dobija przeciwnika, a na końcu np. rozbija mu głowę kolbą, zabija gołymi rękoma, skręca kark. Podczas śmierci ekrany ładowania pokazują zdania takie jak "If you were a better person, you wouldn't be here.", "To kill for yourself is murder. To kill for your government is heroic. To kill for entertainment is harmless.". Gra jest bardzo, bardzo brutalna. Przed graczem są nawet stawiane wybory, w których nie ma dobrego wyjścia. Im dalej zajdziesz, tym coraz gorsze sceny można zobaczyć - stosy ciał nad którymi latają muchy, pomieszczenie w którym skryli się mieszkańcy wypełnione świecami, spłonięcie żywcem, powieszenie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to działa również na bohaterów. W tej grze nikt nie jest dobry. Żołnierze, mieszkańcy miasta, bohaterowie. Nikt. I jak mówiłam i pokazałam na przykładach, gra jest bardzo groteskowa, brutalna. Ale ta brutalność ma sens. Każda scena, każdy szczegół mówi coś o bohaterach, o ludziach, o miejscu w którym się znaleźli. Istnieją dziesiątki teorii na temat gry, elementów które się w niej pojawiają, nawet piosenki z soundtracku nawiązują do wydarzeń, psychiki bohatera. Wszystko jest utrzymane w "ryzach" - scena w której trzeba iść przez tunel usłany zwłokami była szokująca, wręcz dało się czuć unoszący się smród, a przy tym nie czuć, że jest to scena wsadzona ot tak. Do czego zmierzam? Można podjąć się trudnych tematów. Można pisać o masakrach, ludobójstwach. Ale o wszystkim można napisać tak, że ma to ładunek emocjonalny, a przy tym nie ma się wrażenia, że granica została przekroczona. Spec Ops i Krwawe Słońce są o wojnie, są brutalne, i nawiązują do Jądra Ciemności. Są bardzo podobne w założeniach, a w wykonaniu są zupełnie inne. Na czym polega różnica? Spec Ops operuje brutalnością w taki sposób, że czuć szok, emocje, a przy tym nie czuje się, że to wszystko jest zrobione jedynie po to, by obrzydzać. Nie przekracza granicy. A Krwawe Słońce? Jak mówiłam, to tak jakby zrobić listę zbrodni i pisać kolejne sceny odhaczając przy tym na liście. W teorii ma to pokazywać ogrom zła, w praktyce jest to tylko zbiór obrzydliwych scen które jedyne co potrafią to obrzydzać czytelnika. Początek może niezły, ale końcówka zabiła wszystko. Co do drugiego i trzeciego posta - nie wypowiem się. Kwestie które są w nich poruszone pojawiały się już w pierwszym, a do nich już się odniosłam. Pewnie skończyłoby się na powtarzaniu się w kółko. Dzięki za uwagę. Widzę, że jeśli chodzi o teksty traktujące o wojnie to jeszcze długo nie ujrzymy czegoś, co będzie choć odrobinę wyżej od "Wojna jest zła, patrz, gwałt, o, a tutaj masz wybebeszanie!". Jest mi wstyd, że nasz fandom jest reprezentowany przez takie "dzieła", a ludzie jeszcze temu przyklaskują. Uspokaja mnie jednak to, że fandomy zagraniczne również mają podobne fanfiki, przynajmniej nie jesteśmy gorsi od nich. Szczerze mówiąc nie wiem czy będę tu odpisywać. Widzę, że towarzystwo lepsze niż w KO, to i dramy nie będzie... chyba. Tak czy siak, nie mam ochoty na długie dyskusje, rzadko jestem na kompie, ale chciałam wyrazić swoją opinię. Jeszcze tylko co do moich minusów - pod każdym twoim postem dałam minusa. Dlaczego? Nie lubię cwaniactwa. Hoffman mówi A, ty zachowujesz się jakby mówił B. Przykład? Tekst o "myśleniu życzeniowym". Tak samo w pierwszym poście, gdzie zakładasz, że chce on zwycięstwa dobra w ficach, a tak nie jest, chodzi mu o coś innego. Sorry, ale wciskanie w usta rozmówcy tego, czego nie mówił, jest według mnie bardzo chamską zagrywką.
    -3 points
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...