Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 08/18/20 we wszystkich miejscach

  1. Dziwne, postacie rosną i się starzeją Skoro akcja toczyła się ileś lat później, to raczej było uzasadnione, że i postacie są starsze... No chyba że "magia przyjaźni" daje wieczną młodość... Ja mam zupełnie przeciwne zdanie akurat i jak dla mnie było zakończenie dosyć przemyślane.
    2 points
  2. The Owl House Oto kolejna kreskówka, która udowadnia, że Disney potrafi robić świetne seriale. Od razu powiem, że na razie nic nie wiadomo o polskiej premierze, ale najprawdopodobniej nastąpi ona dopiero po uruchomieniu Disney+ w Polsce. Główną bohaterką jest Luz Noceda, która trafia do magicznej krainy, "Wrzących Wysp". Zamieszkała tam w tytułowym Sowim Domu u Edy, czarownicy nazywanej "Sowią Panią" (kryje się za tym sekret, o którym na razie nic nie wiadomo). Co ciekawe, tym razem nie jest to serial o uwięzionej nastolatce, ale o nastolatce, która została tam z własnej woli. Nie będę wnikał w detale, ale powiem tylko, że zostało to całkiem nieźle wytłumaczone. Jedną z największych zalet serialu są doskonali bohaterowie. Ich wygląd, animacje oraz głosy sprawiają, że z miejsca trafiają na listę "ulubionych postaci" A tak po kolei: Luz - główna bohaterka, nastolatka, która postanowiła zostać uczennicą wiedźmy i uczyć się magii. Podobno ludzie nie są w stanie czarować, ale wcale jej to nie przeszkadza. Eda, "Sowia Pani" - potężna, ale dość niezdarna czarownica. Jej wystający żółty ząb oraz zachowanie sprawiają, że trudno traktować ją poważnie. Eda utrzymuje się z handlu przedmiotami pochodzącymi z Ziemi (nasze krainy są ze sobą połączone). Postać ta kryje pewną tajemnicę. Jaką? Póki co nie wiadomo. King, "Król Demonów" - wygląda jak psia wersja Cubone'a... Innymi słowy, nosi na głowie jakąś czaszkę. Co prawda stara się być poważny, ale wygląd i zachowanie sprawiają, że to najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Z miejsca skradł serce Luz, dla której stał się "jej małym słodziakiem". Co ciekawe, miłośnicy Gravity Falls doszukują się powiązań z Billem Cipherem, ale spójrzmy prawdzie w oczy. To, że głosu użyczył mu Alex Hirsch nie oznacza, że jest nowym wcieleniem demonicznego trójkąta . Inne zalety serialu to: świetnie zaprojektowane i przemyślane miejsce akcji (upiorne i zabawne za razem), doskonały humor, animacja najwyższych lotów oraz ciekawie zapowiadająca się fabuła. Polski materiał o serialu Ustawcie prędkość odtwarzania na 0.25 i zobaczcie jak twórcy dbają o najdrobniejsze detale.
    1 point
  3. 5 lat. Tyle trzeba było czekać aż powstanie kolejne 5 stron plasterka. Korzystając z faktu, że pojawił się kolejny, pełny dobrego humoru fragment, odświeżyłem sobie całą serię i muszę przyznać, że nie żałowałem ani jednej sekundy spędzonej na czytaniu. Plasterek to wspaniała komedia, przedstawiająca losy kilku mocno zmodyfikowanych kucyków tła. Złośliwa i wredna Octavia to majstersztyk, który świetnie łamie konwencję ułożonej wiolonczelistki z wyższych sfer. Jej raczej spokojna współlokatorka i przyrodnia siostra, Vinyl stanowi dobrą przeciwwagę w kilku scenach. Sam humor, może nie jest najwyższych lotów, ale trzyma poziom, jest starannie zbalansowany i po prostu bawi. Dzięki tym dwóm kluczowym elementom (fajnie napisani bohaterowie i przystępny, prosty humor, potraktowany dobrym piórem), Plasterek to wspaniały, odprężający fanfik. W sam raz na krótką przerwę w pracy, czy miedzy zajęciami. A co do nowego rozdziału, to podobają mi się relacje Octavii z matką, oraz jej podejście do nauki dzieci. Takie świetne, a takie naturalne (zwłaszcza dla tej postaci). Fajny też był fragment z Lyra i jej problemami. Bardzo dobry motyw, który chętnie bym zobaczył rozwinięty. Może do kompletnej paranoi? Tak czy siak, solidny, dobry rozdział. Jedyne co pozostaje powiedzieć na końcu: Poulsen, wspaniały fik, wspaniały rozdział i do jasnego słoneczka, przyspiesz prace nad kolejnym rozdziałem by wyszedł jeszcze za życia fandomu.
    1 point
  4. ŁAŁ! Ale niespodzianka... Kto by pomyślał, że z wiekiem wszystkie żywe istoty się postarzają. No jak oni mieli czelność pokazać pomarszczoną jak stare jabłko Applejack. NO JAK!? JAK!? Jak dla mnie to doskonały pomysł. Do tej pory te wszystkie rasy żyły obok siebie, a teraz żyją razem, współpracują, nie mają do siebie żadnych uprzedzeń. Oj tak... Nie spodziewałem się, że Hajsbro może odwalić taki numer Nie przesadzasz? Rozumiem, że można lubić serial czy grę, ale żeby pisać "był dla mnie wszystkim?". No chyba, że przyczynił się do dużej zmiany w twoim życiu (wtedy zrozumiem). Mam tu doskonały przykład... Swego czasu widziałem wypowiedź kolesia, który powiedział, że gra Animal Crossing: New Leaf uratowała mu życie. Myślę sobie: "tja, jasne" Koleś miał ciężką depresję, próbę samobójczą i myśli o kolejnych. Co prawda brał psychotropy, ale to żadne lekarstwo. Nie czuł potrzeby wstawania z łóżka, bo i po co? I tak oto trafił na maleńką gierkę na 3DSa, która dała mu powód do wstawania: włączyć grę, w której trzeba podlać kwiaty, pogadać z sąsiadami, kupić prezent dla solenizanta, obejrzeć spadające gwiazdy, sprawdzić pocztę itd. Nie zgodzę się. To był bardzo dobry pomysł. A teraz zupełnie nie na serio. Wiesz co dzieje się z osobą, która pozostaje wiecznie młoda w krainie magii i cudów? TO się dzieje... Edit. Usunąłem komiks ponieważ Cahan, która napisała mi PW ma jednak rację. Jest "trochę" zbyt brutalny jak na takie forum. Chodzi o "Nienawidzę Baśniowa" (polecam!)
    1 point
  5. Dokładnie moje myśli właśnie skończyłem oglądać ostatni 17 odcinek, zachowanie Amity naprawdę odwróciło się o 360 stopni w stosunku do Luz, wpierw mieliśmy irytację z czasem nienawiść, tolerancję, a później przyjaźń i teraz najwyraźniej zauroczenie zmiksowane z hormonalnym koktajlem miłości i cielesnej niezręczności . Widać w odcinku, że Amity na samą myśl o Luz w uroczym sportowym stroju, staje się czerwona od uszu do nosa. Co muszę dodać jest bardzo słodkie, kiedy obserwujemy jej zmagania z własnymi uczuciami, które dopiero uczy się rozpoznawać. Ja osobiście zainteresowałem się ,,The Owl House,, z tych samych powodów co inni myślałem, że będzie to duchowy spadkobierca ,,Wodogrzmotów małych,, moje oczekiwania wizualne na wspaniale wyglądającą kreskę i grafikę się spełniły, nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że świat demonów w którym wylądowała Luz mimo barwnego krajobrazu i architektury wydaje mi się lekko pusty. Poza tym uwielbiam sposób w jaki Luz czaruje, większość wiedźm potrzebuje tylko wykonać ruch palcem w powietrzu by utworzyć koło, co skutkuje rzuceniem zaklęcia. Główna bohaterka z racji bycia człowiekiem musi użyć medium czyli pośrednia w tym wypadku papieru, aby narysować. Cóż jak to nazwać runę ? Glif ? Albo pójdźmy za wiedźmińska terminologią i nazwijmy to znakami. Następnie musi go tylko dotknąć by aktywować rysunek na papierze i rzucić zaklęcie. Boże , spędziłem niemal godzinę bawiąc się i wymyślając możliwości w jaki sposób Luz mogła by formować swoje zaklęcia. Ostatnia kwestia na pewno inni to też zauważyli, ale powiem to, kiedy skończyłem oglądać pierwszy odcinek nie zauważyć niemal identycznego wyglądu Luz do Scootaloo z Equestria GIrls. Nie żebym miał coś przeciwko, nawet uważam to za interesujące.
    1 point
  6. Yeaaaah... cóż, 2 lata temu nie miałam jak odpisać, a potem uznałam że nie ma co odkopywać, już nie mówiąc o tym, że po czasie to zaczynało mocno męczyć, szczególnie gdy trzeba odpowiadać na jakieś dziwaczne mity i liczby znikąd. Dopiero ostatnio jakoś miałam pewien "przebłysk" przez ten argument z bronies, który mnie osobiście mocno nerwuje i uznałam że można temat poruszyć. Cóż, sorry, nie wiem gdzie ta agresywność, spoko jeśli wskażesz. Przyznam jednak że trochę mi się do posta ta niespójność wkradła, bo początkowo chciałam wziąć pod uwagę że w ciągu dwóch lat człowiek poglądy może zmienić, a potem odniosłam się do tego tak, jakbym już tego pod uwagę nie brała, ale to tylko błąd z mojej strony w pisaniu. Będzie długo, ale mam nadzieję że problemu nie będzie? :p Jak coś to nie mam problemu jeśli pewne kwestie pominiesz, bo też zdaję sobie sprawę z tego, że lubię pisać długie teksty no i sorry, I can't help it. :p Nie no, oczywiście, i też nigdy nie uważałam że dyskryminacja wobec bronies nie istnieje w ogóle. Zresztą uważam też, że ma to związek z kwestiami o które walczą środowiska LGBT. Binarny podział na płcie, i stereotypy z nimi związane bardzo wpływają na negatywne postrzeganie zainteresowań, i tyczy się to wielu rzeczy, nie tylko bronies, ale też np. samej prezencji. Osoba biologicznie męska która nie ma problemu z okazywaniem uczuć, jest drobniejsza, słabsza fizycznie, częściej jest ofiarą właśnie stereotypów, że "facet nie może płakać" i podobnych. Tak samo z hobby które są uznawane za typowo żeńskie lub typowo męskie. I oczywiście, można widzieć pewne powiązania między sytuacją np. bronies którzy są prześladowani za to co lubią, a osobami LGBT. Uważam jednak że są to jednak dwie różne sprawy które reprezentują zupełnie inną wagę. Bronies są Bronies bo tak wybrali, dyskryminacja wobec nich nie ma charakteru instytucjonalnego tak jak np. dyskryminacja osób czarnoskórych w USA lub dyskryminacja osób LGBT w Polsce, gdzie osoby czarnoskóre i LGBT są dyskryminowane na mocy prawa. Stąd uważam też, że oba przypadki - dyskryminacja wobec bronies i dyskryminacja wobec osób LGBT - powinny być rozpatrywane pod innym kątem. Poza tym uważam też, że to o co walczą środowiska LGBT, np. akceptacja osób transpłciowych i rzetelna edukacja seksualna, wpłynęłyby pozytywnie również na sytuację takich osób które są np. szykanowane za zainteresowania. Edukacja seksualna to zresztą również nauka o świadomości własnego ja, oraz akceptacji inności. Ale jednak pewne, nie wiem czy użyję dobrego określenia, "moralizatorstwo" na zasadzie "Bronies nie muszą wychodzić na ulicę" jest według mnie niepotrzebne, jak mówiłam, to są 2 różne przypadki, o różnej wadze i do których trzeba różnych podejść. Wiesz... jednak osoby młode mają świadomość własnego ja. Osoba przed osiemnastką to wciąż człowiek ma prawo do swoich własnych, świadomych decyzji. Też w niektórych miejscach np. daje się prawo do głosowania osobom w wieku 16 lat, w Europie takim miejscem jest np. Austria, właśnie dlatego, że szesnastolatek, mimo że jest człowiekiem młodym, to jest na tyle świadomy, by podjąć odpowiedzialną decyzję i zagłosować w wyborach. Zresztą te same osoby wybierają też czy chcą iść do technikum, zawodówki czy liceum, a to również jest decyzja znacząca i odpowiedzialna. Wiele osób LGBT od młodych lat czuło się "inaczej" od rówieśników, a to właśnie w młodym wieku, nie od osiemnastki, człowiek zaczyna rozwijać swoje życie społeczne - poznawać ludzi, decydować o swoim ubiorze i prezencji, zakochują się, spotykają na mieście, i zwyczajnie decydują o sobie, o swoim "ja". Poszukiwanie własnego "ja" w kwestii płci czy seksualności można łatwo pogodzić z nauką "wartości uniwersalnych", tym bardziej że właśnie świadomość samego/samej siebie prowadzi do bycia lepszym człowiekiem. Tutaj nie ma wyboru między jednym czy drugim, nie ma problemu by wybrać oba, bo one się nie wykluczają. Tym bardziej jeśli mówimy o osobach LGBT - jeśli stawimy takim osobom granicę tych 18 lat, i dopiero od niej założymy że są one "gotowe", to oznacza że przez kilka-kilkanaście lat ograniczaliśmy tę osobę, i pełne prawo do poszukiwania siebie ma właśnie przy wejściu w dorosłość. A takie tłumienie siebie nigdy nie wychodzi na dobre. Poza tym pragnę zauważyć że w podobnym tonie nie mówisz o osobach hetero i cispłciowych. No a jeśli uważasz że również osoby hetero i cis powinny decydować o tym czy są cis i hetero dopiero od osiemnastki to... tutaj też uważam, że to będzie niepotrzebne, szkodliwe ograniczenie. Po prostu trzeba rozmawiać. Nie traktować dziecka, czy nastolatka, jak jakiś wiecznie zmienny byt któremu "się odwidzi", ale rozmawiać, słuchać, brać zdanie pod uwagę, i brać je na poważnie. Dzieci i nastolatkowie mają poczucie własnego ja i chcą decydować o sobie, nie powinniśmy im tego blokować. Zresztą jeśli chodzi o takie młode osoby trans to jedną z nich był Wiktor, uczeń podstawówki. Artykuł warto przeczytać, bo ukazuje nie tylko słabość wielu instytucji, ale też i zacietrzewienie osób które powinny nam pomagać. Wiktor swojej decyzji o tym, że chce używać męskiego imienia, ściąć włosy, ubierać męskie ubrania, dokonał sam, świadomie. I uważam że powinniśmy skupić się na tym by dla osób takich jak Wiktor tworzyć odpowiednie środowisko do bycia sobą, a nie im to utrudniać. Wiesz, ja się spotykałam z opiniami na zasadzie "Trzeba robić pikniki, integrować się". I takie pikniki integracyjne często są robione przed marszami, a i podczas samego marszu lub przed można przyjść, porozmawiać, poznać się, i nikt tego nie broni. Można zobaczyć że to ludzie różni, z pasjami, bliskimi, z celami w życiu. Trzeba po prostu chcieć. Ale same takie np. "pikniki integracyjne" mają, wbrew pozorom, dość małą skuteczność, a też nie bardzo studzą zapał osób anty - w Szczecinie raz był taki piknik integracyjny, przyszła grupa kiboli, rozpizgała wszystko i tyle z tego było, niestety. :p Marsze równości wbrew pozorom mają działanie pozytywne i wpływają na opinię publiczną. Tutaj też chodzi o to by się spotkać w swoim gronie, mieć taki swój dzień. Osoby LGBT można było poznać w np. "Żywej Bibliotece", inicjatywie, niestety, zaatakowanej przez środowiska anty np. ordo luris. I tu jest ten problem, bo, jeśli dobrze pamiętam, ty właśnie jesteś za tym, by osoby LGBT bardziej pokazywały "siebie". Że więcej zrozumienia, akceptacji dla tego środowiska będzie, jeśli zamiast marszu postawi się na np. piknik integracyjny, na rozmowy, na spotkanie się. Ale nieważne czy mówimy o marszu równości na tysiące osób, czy o inicjatywie w której wśród kilkunastu osób będzie jedna osoba trans z którą można pogadać - nagonka, problem i atak zawsze będzie. To nie jest kwestia tego że np. marsze "drażnią", a piknik bardziej wpadnie w gusta ogółu. Kiedyś sama miałam takie nastawienie - że marsze równości bardziej ludzi nerwują niż przyciągają - a potem się kapnęłam, że czy mówimy o marszu, czy o pikniku integracyjnym, czy może o "żywej książce", to dla wielu osób problemem będzie sama inicjatywa. Samo to, że osoby LGBT coś robią, chcą wyściubić nosa i powiedzieć "istniejemy". Ważne jest to, by po prostu robić co się czuje, że jest spoko. A nie martwić się że jakiemuś sebkowi pęknie serce. Ten sebek będzie chciał nas skopać tak czy siak. :p Błędnym jest też według mnie oczekiwanie "udowodnienia", i tutaj też nawiązuję do twoich wypowiedzi z pierwszego posta, bo czuję że tego trochę dotykasz. Osoby LGBT to ludzie. Kto chce to może sobie łatwo posprawdzać, poznać, poczytać czy pooglądać. Wywiady, filmy, może się przejść tu czy tam, zajść na marsz. Osoby LGBT na każdym kroku pokazują że są ludźmi - z marzeniami, celami, pracami, problemami, wadami, zaletami, przyjaciółmi. Osoby hetero i cis nie muszą udowadniać czegokolwiek by mieć prawo do ślubu, adopcji, wspólnego kredytu czy pochowania drugiej połówki. Czemu więc osoby LGBT muszą udowadniać, wpisywać się w jakieś ramy, rodzaje i normy ustanawiane właśnie, przez kogo, osoby hetero, by na te prawa zasłużyć? To samo zdanie mam o podejściu z tym, nazwę to, "pożytkiem publicznym". Normą różnych grup i fundacji jest to, że udzielają się w określonych sprawach. Otwarte Klatki będą działać na rzecz walki z przemysłową hodowlą zwierząt na futra i mięso, Rak'n'Roll będzie działać na rzecz walki z rakiem, tak samo Lambda Warszawa czy KPH działają na rzecz równouprawnienia osób LGBT i walki z homofobią, transfobią itp. i w tym nie ma nic dziwnego i nic złego. Chwalisz "Tęczowych Społeczników", i spoko, bo takie działania również są ważne, ale priorytetem, przede wszystkim, dla nas, zawsze będzie to, by walczyć o prawa osób LGBT. I uważam że błędnym podejściem jest, by mieć o LGBT czy o części ich inicjatyw zdanie sceptyczne przez to, że nie działamy na rzecz ogółu. Zresztą... działamy, ale też grupy LGBT i osoby LGBT już i tak mają wystarczająco problemów własnych, by jeszcze coś temu czy tamtemu "udowadniać". Już nie mówiąc o tym, że wymaganie "udowodnienia" że zasługuje się na jakieś bazowe prawa jest czymś... cóż, trzeba mieć tupet że tak powiem. I łatwo jest się wypowiadać w ten sposób będąc na miejscu uprzywilejowanej większości. Zło jest złem, zawsze, ale jednak to trochę głupie by stawiać jakiś mniejszy czy większy znak równości między krzywdą wyrządzaną przez LGBT, a krzywdą wyrządzaną dla LGBT. To są rzeczy nie do porównania, i wypowiadam się o tym (i o Margot) niżej. Jakoś nie słychać by policja zatrzymywała osoby z ostatnich marszów faszystowskich, a oni też na pomnikach zostawiali flagi, tylko że biało-czerwone. Flaga tęczowa nie obraża. Tęcza to znak mniejszości seksualnych, znak szczęścia, otwartości, akceptacji. Jeśli ktoś ma o to problem, to dlatego że flaga tęczowa według niego jest zła, wtedy warto zapytać co sądzi o środowiskach LGBT - pedofile, adoptują dzieci by gwałcić, neomarksiści kulturowi? Cipkomaryjki - Myślę że nic mi do tego co kto sobie z gliny czy innej porcelany ulepił w prywacie. Nagonka na tę osobę pewnie jej tylko sprzedaż podkręciła, zresztą dochód miał iść na cele charytatywne, więc tym bardziej mi to obojętne, i obojętne powinno być każdemu. "Udawana msza święta" to było nabożeństwo ekumeniczne, a zorganizował je biskup Szymon Niemiec. Jest on duchownym mniejszego wyznania starokatolickiego, w 2009 otrzymał święcenia prezbitariatu. W 2012 został konsekrowany na biskupa, a od 2019 pozostaje kapłanem bez juryzdykcji. W praktyce jest on pełnoprawnym duchownym, po prostu jest on innego wyznania niż rzymskokatolickie. Szymon Niemiec to nabożeństwo ekumeniczne organizował od 2010 roku, a jako, że jest ono ekumeniczne, to mógł w nim uczestniczyć każdy. Jedną z osób które w nim uczestniczyły był członek Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, który wcześniej zapytał Szymona Niemca czy może w nabożeństwie brać udział, i dostał zgodę. Ani Szymon Niemiec, ani ten facio z Pastafarianów nie są winni niczego, ani nikogo nie obrażali. Po prostu rzymskokatolickim kołtunom zamaniło się, że mają wyłączność na nabożeństwa i mogą dyktować zasady duchownym spoza swojego kościoła. Tutaj krótki wywiad z gościem od durszlaka. "Aborcja Jezusa" to jest sprawa z Argentyny a nie z naszego podwórka, i to sprzed trzech lat, a odpowiadają za nią jakieś feministki. Gadają o niej głównie portale w stylu fronda, czyli różne ultrakatolskie szmatławce które nie mają się do czego przyczepić więc wyciągają jakieś stare afery. Czy było niefajne, obrazoburcze? No... myślę że tak, bo o ile popieram wiele radykalnych metod, to uważam że ta akurat nie była zbyt ok. Uważam jednak przy tym, że nie ma sensu poruszać sprawy sprzed trzech lat, która nawet naszego podwórka nie dotknęła, za którą stoją grupy niezwiązane z LGBT. Tym bardziej że wielu informacji poza płaczami na fronda czy telewizjarepublika nie znalazłam. Poza tym nerwuje mnie to, że jako zło które wyrządza LGBT dla otoczenia podaje się głównie rzeczy nieszkodliwe i łatwe do naprawy (flagi na pomnikach), prywatną twórczość (cipkomaryjka), jednostkowe przypadki sprzed lat (Aborcja Jezusa) lub jakieś totalnie przeinaczone wydarzenia (nabożeństwo ekumeniczne). To często są działania albo przeinaczone na korzyść strony anty ("parodia mszy" to idealny przykład), albo prywatne działania jednostek. Przy tym strona przeciwna często dokonuje rzeczy nienawistnych, które prowadzą do bezpośredniej szkody i cierpienia, lub te nienawistne działania nakręcają, i nie robią tego jednostki, ale całe grupy czy instytucje. Osoby anty jeżdżą busami z głośnikami i mówią że "Lobby chce uczyć masturbacji 4-letnie dzieci", że do LGBT należą nekrofile, zoofile, pedofile, pobili człowieka wychodzącego z klubu gejowskiego, opluli ludzi próbujących mu pomóc, zaatakowali ludzi chcących oddać hołd Milo Mazurkiewicz, osobie trans która popełniła samobójstwo przez zaszczucie. To o czym tutaj napisałam, a jakieś lepienie waginek z gliny, czy położenie kolorowej flagi na pomniku, to są rzeczy nieporównywalne, i tutaj nie ma miejsca na bawienie się w jakikolwiek symetryzm. Tym bardziej że te "cipkomaryjki" i inne flagi na pomnikach to albo działalność prywatna, albo odpowiedź na lata nagonki i odmawianie dialogu. To nie jest jakiś nagły wybuch agresji. To odpowiedź na którą osoby anty zapracowały gnojąc osoby LGBT od lat. I też ważne - nie uważam by osoby LGBT błędów nie popełniały, bo popełniają. Zresztą swego czasu była afera o to, że na pokazie jedna z drag queen dokonała egzekucji na kukle przedstawiającej Marka Jędraszewskiego, biskupa znanego np. z tego, że osoby LGBT nazwał "zarazą". I tego na przykład nie zamierzam bronić. Ale przy tym trzeba pamiętać, że to jest błąd, zła decyzja, szkodliwy czyn wykonany przez jedną osobę, czyn który środowisko LGBT potępiło, potępił je też np. Adam Bodnar - Rzecznik Praw Obywatelskich który wiele razy stawał w obronie praw osób LGBT. W przypadku np. kościoła rzymskokatolickiego lub środowisk nacjonalistycznych mamy już przypadek w którym instytucja i duża grupa osób dokonuje ataku i dyskryminuje, i ma większe możliwości by zaszkodzić, niż kupienie dmuchanej lalki i urżnięcie jej łba na zamkniętym pokazie. :p Myślę że w ostatecznym rozrachunku afera z Margot nie wyszła środowisku LGBT na złe. Ludzie co byli anty dalej będą anty, większość osób co się na to skarżą to albo osoby które już wcześniej były przeciwko LGBT, lub mocno sceptyczne. Nie potrzeba było flag, by Duda mówił o zakazie edukacji seksualnej, by religijne oszołomy krzyczały o "neomarksiźmie kulturowym", a w mediach pojawiały się słowa "LGBT to nie są ludzie". Nie trzeba było flag na pomnikach by na wiecach dudy opluwano, bito i grożono osobom z tęczowymi flagami i nastolatkom z Extinction Rebellion. Tak czy siak, nagonka by trwała. Może teraz ludzie zobaczą że można inaczej niż tylko dopraszać się o to, by ktoś ci pozwolił mówić. Wiele osób nie ma wątpliwości że Margot powinna zostać zatrzymana, przesłuchana, że powinno się wobec niej toczyć postępowanie (w kontekście ataku na busa). Osobiście uważam że sprawa z busem musiała się wydarzyć prędzej czy później, bo nie da się robić takiej nagonki i nie otrzymać odpowiedzi. Jeśli chodzi o flagi - śmiechu warte ze ktokolwiek ją za to ściga. Ale cóż, to moje zdanie. Żaden ruch ani grupa, czy jacyś robotnicy, czy osoby czarnoskóre, czy sufrażystki nie dostałyby praw, gdyby się o nie głośno nie upominali i ich nie ŻĄDALI. W walce o równouprawnienie jest miejsce na dialog, jak i na radykalniejsze metody. Ludzie protestują często nie tyle przez to, że Margot została zatrzymana (choć to bardziej w kontekście busa niż flag), ale przez to, że prawo nie traktuje ludzi jednakowo. Policja jest na każde zawołanie władzy, wielu przestępców jest wypuszczanych na wolność i traktuje się ich ulgowo, ale w przypadku młodych osób LGBT policja jest w stanie zareagować raz-dwa. Ludzie protestują właśnie przeciw temu, że zatrzymanie Margot było grą pod publiczkę, policjanci nie potrafili nawet podać zarzutów, że mimo małej szkodliwości czynu, to policja jest w stanie zareagować z dnia na dzień, podczas gdy prawdziwi przestępcy chodzą na wolności. Podczas protestów aresztowano losowego Włocha który miał pecha znaleźć się w pobliżu, ludziom zabierano telefony, odmawiano im kontaktu z rodziną i adwokatami, a przy tym właśnie tym rodzinom i adwokatom wciskano kit że nie można się spotkać, gdy ich bliscy i klienci byli przewożeni do innych komisariatów. Osobę trans MtF pięciu policjantów wyciągnęło na siłę z celi i przeszukało, rzucając transfobiczne obelgi. Byli policjanci nie pozostawili na akcji policjantów tłumiących protest suchej nitki. Tu nie chodzi tylko o Margot, ale o wszystkie wydarzenia wokół niej, olewactwo dla praw człowieka, natychmiastowe działania wobec jednych, ale olewanie jednoznacznego zła wyrządzanego przez drugich. Każda osoba, nieważne od przewinienia, zasługuje na sprawiedliwy osąd i poszanowanie jej praw - i ludzie co protestują, to oni protestują dlatego, że dla naszej władzy się o tym zapomniało, że wobec prawa każdy powinien być równy. I oczywiście, można mówić że powinno się walczyć dialogiem. I jak sama mówiłam, w walce o prawa jest miejsce i na dialog, i na radykalniejsze metody. Ale osoby LGBT dialogu próbowały już od dawna, i były albo wodzone za nos, albo gnojone za sam fakt że mają czelność cokolwiek pisnąć. Tu przykład jak wyglądała rozmowa prezydenta z aktywistą LGBT, Bartem Staszewskim. A tutaj film autorstwa Everyday Hero w którym też wypowiada się trochę o samej Margot, ale przede wszystkim dlaczego osoby LGBT protestują.
    1 point
  7. Jeśli chodzi o mnie to ten cały epilog to totalny badziew. Zrobiony został totalnie na odwal się. Nie zależało mi na jakiś fanowskich teoriach na temat zakończenia lecz po prostu na epickim zakończeniu typu "friendship is magic" oraz o lepszej piosence (co prawda motyw z zamykającą się książką był bardzo dobry). Poza tym tragiczne było między innymi: - Spike z sześciopakiem, z małego przydupaska na kulturystę z wielką szczeną. - Piosenka przez którą płaczę. - Postarzenie postaci... Młodzi stali się dorośli, dorośli stali się starzy a starzy umarli... - Trochę nie spodobało mi się nasilenie innych ras w Equestrii ale jest to szczegół (chociaż gryf w królewskiej straży wygląda dziwnie, nie wspominając o setce smoków chodzących po Canterlocie) - No i chyba najgorsze co mogło być to zmiana Twilight w Celestie V2 i tak jak wspomniał kolega wyżej zostało to zrobione by Haj$bro sprzedawało kolejne swoje badziewie. Przyznam też że od razu miałem mieszane uczucia co do tego może i przez to że serial się skończył a był dal mnie wszystkim. Całe to postarzenie było głupotą ale ostatecznie... OSTATECZNIE bym to przebolał. Ale Twilight to już do przesady! Jak dla mnie odcinek 25 mógłby być ostatnim gdyż ja osobiście epilogu nie uznaje i raczej tego nie zrobię. Najlepszym rozwiązaniem mogło być zrobienie finału 3 częściowego tzn. 24 25 i 26 to "Koniec Końców" tylko że ma 3 części. W tej trzeciej mogli dać koronacje plus kilka wspomnień w odnowionej wersji czy nawet opowiedzieć kolka ciekawostek nawet o przyszłości. No cóż stało się jak się stało, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
    1 point
  8. Moje pierwsze spostrzeżenie jest takie, że wyraźnie widać różnicę, jaką zaowocowało skończenie Aleo przez autora po latach. Ostatni rozdział i epilog różnią się nieco zarówno stylem, jak i takimi detalami jak pisanie tytułów czy nazw własnych kursywą, co wcześniej nie występowało. Jednak nie jest to rzecz, która znacząco wpływa na sam odbiór ostatnich dwóch aktów tego wspaniałego dzieła, które zdecydowałem się ponownie przeczytać po tych wszystkich latach. Pamiętam entuzjazm, z jakim przyjmowałem każdy kolejny rozdział, oraz moją reakcję na wznowienie opowiadania przez szanownego Dolara. Opowiadania, które jest wykonane kunsztownie, mimo kronikarskiego stylu może budzić podziw zastosowanymi opisami czy bogatym słownictwem, zarówno dzisiejszym, niegdysiejszym, jak i pochodzącym bezpośrednio z epoki, która została tutaj skutecznie i doskonale skucykowana. Opowiadania, którego nie mogłem dokończyć, przez różne okoliczności i burze, aż do dziś. Następnie, podtrzymuję każde swoje sformułowanie z mojego poprzedniego komentarza, który, choć będący czysto spontaniczną i żywiołową reakcją na sprawnie napisaną i opartą na dobrym pomyśle oraz solidnym światotworzeniu historię. Smakowite sceny batalistyczne, które choć sprowadzone do formy kroniki i w pewnym sensie pozbawione przez to tej duszy pierwszoosobowej, bezpośredniej walki nie tracą uroku. Do tego w każdej możliwej formie, od starć w polu przez oblężenia, walki miejskie, na bitwach morskich kończąc. Wspomniane wyżej opisy, których jest dużo, nieraz zajmują osobny akapit lub dwa, są bogate, wypełnione wieloma miodnymi szczegółami, smaczkami oraz słownictwem zaczerpniętym z wielu różnych źródeł, o czym już wspominałem. Dotyczy to zarówno opisów lokacji, jak i postaci, ich charakteru i zachowań, oczywiście w takim zakresie, w jakim może to wystąpić u bohaterów będących bardziej tłem i nośnikami wydarzeń, niż faktycznymi, zbudowanymi w pełni istotami. Jednak należy podkreślić, zacna to kronika, która wywołuje u swojego czytelnika łzy w oczach. A znalazło się miejsce, dla takich malutkich, ale zawsze, w ostatnim rozdziale, choć przecież od początku było wiadomo, jak starcie się skończy. A przy ostatnim okrzyku mieszkańców przeszedł mnie dreszcz... Kolejny punkt. Fakt takiego stosowanego przez autora obcego słownictwa, pewnego makaronizowania, sprawia, iż całość czyta się troszeczkę jak którąś z ksiąg Trylogii pana Sienkiewiczka. Każdą z nich doceniłem, a nawet znalazłem w niej urok i przyjemność, choć do dziś naczelną pozycję ma u mnie Ogniem i Mieczem. Nie wiem, czy to sentyment, forma, czy sam opisany konflikt. Stąd też i moje pozytywne podejście do podobnego zabiegu zastosowanego, by dobrze odzwierciedlić zarówno skucykowaną epokę, jak i minione dzieje upadłego Cesarstwa z perspektywy spisującego je kronikarza. Z drugiej strony, brakuje mi nieco opisów codziennego życia, o czym wspominałem przy swojej uprzedniej wizycie w tym wątku. Nie są obecne takie rzeczy jak ceremoniał dworski, obrzędy odprawiane przez cesarza Kando, czternastego tego imienia w chwili grozy. Sama kultura Cesarstwa, czy też może głębsze wniknięcie w historię głównego antagonisty lub wątek, którego spoilery zabraniają mi wymienić, a który był bezpośrednią przyczyną upadku znamienitego Krystallina Autokratorias. Kilka zdań także sformułowałbym nieco inaczej, jednak są to już moje bardziej osobiste spostrzeżenia, niż coś co stanowi znaczącą opinię. Pozdrawiam dyrygenta orkiestry śmierci rozpoczynającego przedstawienie. Niby poprawnie, a nieco dziwnie. Już "spektakl" zrozumiałbym nieco lepiej. Tak jak powstała ekranizacja wymienionej przeze mnie części Trylogii, tak i podtrzymuję swą poprzednią opinię, ponownie odwołując się do swego poprzedniego posta. Bardzo miło byłoby mi zobaczyć, choć wiem, że przy obecnym stanie fandomu jest to prawdopodobnie niemożliwe, o ile sam tego nie zrobię, fanowską animację. Swojego rodzaju cyfrową ekranizację może nawet nie Aleo he Polis jako całości, choć z pewnością na to zasługuje, ale samej historii, i jej najważniejszych wątków. I tu pojawia się dysonans z moim pierwszym postem. Jak za pierwszym razem czytałem fanfikcję ekscytując się bizantyjskim klimatem, tak teraz czytam tę historię jako opowiadanie stricte kucykowe, będąc bardziej zainteresowany światotworzeniem oraz różnymi mechanizmami stojącymi za tym, że Cesarstwo wygląda jak wygląda. Zaiste, wiele bym dał by poznać myśli Dolara na temat tego, co działo się przez 1453 lata istnienia tego kraju, na temat jego relacji z sąsiadami, własnymi obywatelami, na temat magii Kryształowego Serca oraz tego jak zarówno bazyleus Kando z rodu Smaragdi, jak i przeciętny obywatel odnosił się do tego, że państwem ościennym włada para bóstw, dosłownie odpowiadających za cykl dobowy świata. O ile faktycznie za niego odpowiadają. Podsumowując mój już i tak przydługi i pełen dywagacji post, zajebiste opowiadanie, 10/10, uściskałbym Dolara gdybym mógł, cieszę się mogąc skończyć je po latach. Mam nadzieję, że cała moja pisanina grubo po zachodzie słońca stanowi wystarczające uzasadnienie, by doliczyć ósmy głos na zdecydowanie zasłużony moim zdaniem tag EPIC.
    1 point
  9. 1 point
  10. 1000 k gold pls Jako tradycje mam, że oglądam ten filmik co rok
    1 point
  11. Może i jestem dziwna, ale mi się ten fanfik kompletnie nie spodobał. Był zwyczajnie nudny i traktował o czymś co kompletnie mnie nie interesuje. Nie powiem by był napisany źle, bo tak nie jest. Po prostu zupełnie nie trafił w moje gusta, zaś Sickle był dla mnie wręcz antybohaterem i nieprzyjemnie kojarzył mi się z Boryną.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...