Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 03/13/15 we wszystkich miejscach

  1. //////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Ogłoszeń już dawno nie było, lecz nadszedł czas najwyższy, by ponownie do tego wątki sięgnąć, gdyż... heh, to chyba widać, iż coś jest na rzeczy, patrząc po całym dziale, a raczej jego braku ^^ Cóż, od pewnego czasu notowano tu spadek aktywności, a że tendencja nie była zbyt obiecująca, postanowiliśmy ją zakończyć w sposób~ no, poniekąd drastyczny, niemniej mam nadzieję, że skuteczny, przygotujcie się na zupełnie nowe odświeżenie działu, każdego subforum z osobna, ale po kolei. . . //////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// "Oto nastąpił pierwszy krok szerokozakrojonego planu" ~Inżynier działu Pinkie, tuż przed nieoczekiwaną eksplozją //////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// [...]Gdy już wszyscy oswoją się z nowozaistniałą sytuacją, zostanie otwarty wątek specjalnie przeznaczony na wasze sugestie, w którym będziecie mogli bezpośrednio wpływać na przyszłe losy działu i jego kształty. Motywem przewodnim oczywiście będzie różowe, a co pod tym się kryje już sami wybierzecie Wy! Następnie zaś sukcesywnie zostaną popodejmowane odpowiednie kroki w celu przywrócenia dawnej światłości świetności działowi Pinkie Pie!! ^^ //////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// Żeby nie zdradzać zakończenia, nie będę uprzedzał pozostałych faktów, niemniej nie martwcie się, dział nie ostatnie się w takim stanie na długo, znaczy się, to głównie od Was będzie zależało, a ja sam także dołożę wszelkich starań, aby każdy poddział tego podforum ożył, więc póki co mogę tylko dodać - Enjoy, enjoy apocalypse like there's no tommorow!!! //////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////// ~po więcej informacji śledźcie dział na bieżąco ^^~
    4 points
  2. Postanowiłem już dawno temu, że przeczytam i skomentuję to opowiadanie. Bo powszechnie chwalone, względnie krótkie, no i z moim ulubionym kucykiem. Już jakiś czas temu zakończyłem czytanie, jednak dopiero niedawno znalazłem czas by siąść i poniższy komentarz popełnić. A dopiero teraz zebrałem się w sobie, żeby go opublikować. Co tu dużo mówić, to pierwsze opowiadanie Albericha jakie czytałem, zasiadłem do niego mając naprawdę duże nadzieje, chciałem być miły i się zachwycić razem z innymi. Niestety, okazało się, że ponownie przypadnie mi rola malkontenta, pomstującego na fandomowe legendy. Uwaga: poniżej znajdują się spoilery, tylko spoilery i same spoilery. Oraz marudzenie. Ale po kolei. Początek był całkiem przyjemny; podobały mi się nastrojowe opisy chatki Fluttershy, jak i oddanie jej charakteru jako starającej się przede wszystkim uniknąć konfliktu z przyjaciółkami i zwalającą wszystko na własne przewrażliwienie. Zaintrygował mnie, wreszcie, wątek mglistych wspomnień Fluttershy o jej rodzicach i o wiosce, z której pochodziła. Niestety, dość szybko wszystko to co mi się podobało, zostało zmiecione. Najbardziej mnie mierzi, że wątek odkrywania różnych dziwaczności w funkcjonowaniu Equestrii można było spokojnie oprzeć o poszukiwanie rodziców Fluttershy, co dałoby jej dowód żelazny i niezaprzeczalny, a jednocześnie pozwoliłoby na eksplorację czegoś nowego. Niestety, kwestia rodziców zostaje pośpiesznie zamieciona pod dywan, nawet gdy dzieje się to w sposób absurdalnie arbitralny (Fluttershy nie poleci do rodzinnej miejscowości, bo za bardzo przeraża ją ta perspektywa, ale do pałacu w którym przeżyła wielką traumę pędzi bez zastanowienia). Dostajemy, w zamian, długą listę "niespójności" które zauważa wokół siebie Fluttershy. Oczywiście, kim ja jestem, żeby autorowi mówić, jakie wątki powinien zawierać w opowiadaniu, ale to rozwiązanie wydało mi się problematyczne z paru względów. Przede wszystkim dlatego, że żeby cieszyć się z czytania, trzeba te wnioski Fluttershy "kupić" jako logiczne i oczywiste, co w moim przypadku zupełnie nie wypaliło. Osobną kwestią jest sposób ich przedstawienia: długa lista bezosobowego czepiania się szczegółów serialu, wyglądająca po trochu jak fanowskie biadolenie, że za mało shipów jest kanonicznych, albo jak jeden z tysięcy filmików analizujących każdy źle pokolorowany włos na zadzie kuców z tła. Nie wiem, czy meta-wymiar tego wątku jest zamierzony, ale przypomina mi akurat tę część fandomu, do której wywodów nie pałam sympatią. No dobrze, moje skojarzenia to tylko moje skojarzenia, jak przedstawiają się przemyślenia Fluttershy w kontekście samego opowiadania? Nieprzekonująco. Fluttershy niepokoi zbyt mała liczba romansów, które się wokół niej dzieją? Pomijając kwestię, czy to pasuje czy nie pasuje do tej postaci, i czy ktokolwiek kiedykolwiek w historii czuł dyskomfort z tak abstrakcyjnego powodu (jeszcze rozumiem, gdyby narzekała na własną sytuację...), to logika która doprowadziła bohaterkę do takiego wniosku jest mocno szemrana. Wyczytała w książkach, że miłość romantyczna jest ważna, a w obliczu tego, że nie zgadza się to z rzeczywistością... uznała, że książki mają rację, a to co widzi własnymi oczami jest nienormalne? Ciekawe, do czego mogłoby doprowadzić kogoś takie rozumowanie w przypadku prawdziwego świata... Zresztą, Fluttershy ogólnie zdaje się tu niesamowicie podatna na przyjmowanie słowa pisanego za niekwestionowaną prawdę. W końcu jej pogląd na całą sytuację zdaje się wypływać wprost z bajki którą czytała blisko początku. Druga sprawa: Fluttershy "Sama robiła to, co najbardziej lubiła, prawie w ogóle się przy tym nie wysilając i mając mnóstwo czasu dla siebie, podczas gdy rodzina Apple musiała harować w pocie czoła, by móc dalej toczyć swoją skromną egzystencję." Musimy więc chyba wszyscy żyć w cholernym Matrixie, bo przy obecnej ekonomii takich sytuacji jest zbyt wiele. Dalej, Fluttershy "Nie miała pewności, ale wydawało jej się, że są familią tylko z nazwy, naprawdę będąc jedynie wspólnotą." Argument po zbóju, wydawało jej się. Wielokrotnie zresztą w czasie tego opowiadania nasz żółty pegaz wyciąga daleko idące wnioski tylko na podstawie tego, że ma jakieś przeczucie. Co byłoby bardziej do zniesienie, gdyby czytelnik nie byłby bombardowany na każdym kroku słowami LOGIKA i NIESPÓJNOŚĆ... Dobrze, wystarczy. Nie chcę tutaj roztrząsać każdego argumentu Fluttershy, tylko pokazać, czym grozi opieranie logiczności całej fabuły na czepianiu się takich subiektywnych drobiazgów. Oczywiście, jeśli czytelnik jest odpowiednio wciągnięty w klimat opowieści, to nie będzie się skupiał na obsesyjnym analizowaniu tych kwestii. I nie ulega wątpliwości, że w przypadku znacznej większości widowni ci się to udało. Ja mogę powiedzieć, że również byłem wciągnięty, dopóki akcja się nie zatrzymała się, by kolejne dwie strony stały się wspomnianym wcześniej bezosobowych wywodem na temat "nielogiczności" serialu. Potem było już tylko z górki. Kolejna rzecz. Przedstawienie Fluttershy. Chwaliłem to, jak została oddana na początku, ale potem jej osobowość i motywacja zaczęły odpływać dalej na morza obłędu. Jej niezdecydowanie, nieśmiałość i skłonność do obwiniania siebie pozostały do końca opowiadania, co jest pozytywem. Za to coraz więcej okazywała dziwnego fanatyzmu i braku empatii. Kanonicznie, Fluttershy była skłonna do nagłych wybuchów gniewu, ale potem zawsze się obwiniała. Nijak ma się to do tego, jak w opowiadaniu naraża całe Ponyville tylko po to, by udowodnić że ma rację, po czym jest w stanie myśleć jedynie o tym, jak to sama jest skrzywdzona. Czy tak zachowuje się ktoś, kto z zawodu zajmuje się opieką nad innymi? Również pobudki pegaza zdawały się brać w większości znikąd. Dlaczego Fluttershy tak obsesyjnie próbuje znaleźć wyjaśnienie drobnych szczegółów, które nie mają praktycznie żadnego wpływu na jej życie? Dlaczego tak bardzo zależy jej na tym, by mieć rację? Dlaczego tak wysoko ceni abstrakcyjną wolność, że woli w jej imieniu umrzeć, bo inaczej nic się naprawdę nie liczy? Szczególnie to ostatnie. Ze względu na zawód Fluttershy, jej rozterki na temat dychotomii wolności/opieki mogły być interesujące, tymczasem żadnych rozterek nie ma: wolność (cokolwiek znaczy w tym kontekście) jest absolutną wartością, a wszelkie argumenty Celestii tylko wzbudzają złość Fluttershy, że przebiegła księżniczka przygotowała sobie odpowiedzi na wszystkie pytania (patrz: fanatyzm). Kiedy Fluttershy ogłosiła się "rycerzem prawdy" (naprawdę? naprawdę?) byłem już w zasadzie przekonany, że jakąkolwiek osobowość motylowa klacz miała na początku, to została zastąpiona przez generycznego bohatera filmu akcji klasy B, który walczy za wolność, miłość i wszystko co dobre, i wątpliwości mieć nie musi. Czasem sama Fluttershy zdawała się nie wiedzieć, z czego biorą się jej przekonania; po prostu "czuje" że coś jest złe/dobre i na tej podstawie podejmuje decyzje o życiu i śmierci. Ech... Także przedstawienie cierpienia Fluttershy... Do kwestii stylu jeszcze wrócę, ale muszę powiedzieć, że ciężko było mi jej współczuć. Owszem, oddane zostało poczucie izolacji, ale była to izolacja kogoś opętanego przez teorie spiskowe, kto zerwał kontakty ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi, którzy nie uwierzyli z miejsca w jego absolutnie prawdziwe wywody, a więc okazali się być skorumpowani przez Iluminatów. Izolacja, o którą naprawdę nie sposób winić kogokolwiek innego poza samą Fluttershy. I choć sama Fluttershy parokrotnie zastanawia się, czy nie oszalała i czy jej obserwacje na pewno cokolwiek znaczą, to zawsze jest to tylko jej chwila słabości. Fluttershy ma po prostu Rację i wszyscy powinni się z nią zgodzić. Narracja nigdy nie poddaje tego w wątpliwość, ani nie pokazuje, dlaczego inne kuce nie potrafią poważnie traktować odkryć Fluttershy. Co uważam za słabość. Pewnie nie patrzyłbym na to tak, gdybym "kupił" argumenty pegaza, no ale... Co do przyjaciół Fluttershy zaś, to "Other Mane 5" zostały przedstawione w niesamowicie uproszczony sposób, zredukowane do praktycznie jednej, najbardziej charakterystycznej cechy, którą okazywały nawet wtedy gdy niekoniecznie miało to sens. Z początku myślałem, że to część tych "nieścisłości", ale w końcu nic z tego nie wyszło, więc... Za to pinkiepie'owość Pinkie Pie została oddana naprawdę nieźle, to nie prosta rzecz, a tu się udała. Przynajmniej w tych kilku scenach, w których Pinkie Pie miała większą rolę. Ostatnia kwestia i zdecydowanie najsłabszy element opowiadania. O ile zamysł fabuły nie jest zły, a o przedstawieniu postaci można by dyskutować, to styl opowiadania pozostawia wiele do życzenia. Nie powiem, że jest beznadziejny. Ale zdecydowanie jest to jeden z najgorszych spośród tych lepszych, jaki czytałem. Przede wszystkim, jest zbyt często nieznośnie pompatyczny. Mam ochotę wręcz powiedzieć, że "nadmuchany". Górnolotne słowa i przekombinowane frazy nie tylko pojawiają się tam, gdzie bardziej naturalnie brzmiałoby coś prostszego, ale są wręcz wciskane w miejsca do których zupełnie nie pasują znaczeniowo. Na przykład, "dynamicznie" jest użyte w znaczeniu "gwałtowne", mimo że to nie to samo. Albo "Zaniepokojony tłum przez chwilę utrzymywał status quo"... co, jak rozumiem, znaczy, że się nie ruszali... przynajmniej tak myślę, bo nic innego tu nie pasuje. Albo Fluttershy nazywająca działania Celestii "przemysłem szczęścia", mimo że nie mają one absolutnie nic wspólnego z przemysłem ani produkcją, a ze szczęściem tylko pośrednio. Kuriozalne przykłady mógłbym mnożyć. Naprawdę, proste słowa też mają swoje miejsce i swoją rolę w budowaniu klimatu. Kolejna problematyczna sprawa: powtórzenia. Nie mam na myśli takich zwykłych, gdzie powtarza się kilka razy to samo słowo w akapicie. Po pierwsze, zbyt często zdarza ci się powtarzać określenia w ramach... danego tematu, nazwijmy to. Na przykład, gdy akcja działa się w pałacu, straciłem już rachubę ile razy Fluttershy zakrzyknęła w swoich myślach, że White Snow jest "obłąkana" (oraz inne odmiany słowa "obłęd"). Niektóre sceny robią się przez to niezamierzenie śmieszne, jak na przykład ten fragment rozmowy Fluttershy z Celestią, gdzie całe dotychczasowe życie oraz nadzieja pegaza umierają tak ze trzy razy w przeciągu kilku stron, nie będąc w międzyczasie wskrzeszane... Po drugie, może już jako nie tyle błąd co dziwnostka, masz czasami tendencję, którą nie do końca rozumiem, do tworzenia zdań "X Y Z. Cośtam cośtam Y Z" Um... tak. Nie umiem tego lepiej określić . Ale chodzi mi o coś takiego: albo Po trzecie, mam wrażenie że wszystkie postacie wypowiadają się w taki sam sposób (poza Pinkie w trybie Pinkie). I jest to styl przypominający skrzyżowanie naukowego artykułu z internetową debatą. Zapewne przez wspomniany wcześniej natłok formalno-wymyślnego słownictwa, połączony z obsesją co poniektórych postaci na punkcie logiki i udowadniania swoich hipotez, jak i stosowanie pewnych... nazwijmy to, zwrotów na które natknąłem się parokrotnie w netowych dyskusjach (np. "to tak nie działa"). W końcu zaś - bo to już ostatnia rzecz na jaką chcę zwrócić uwagę - sposób w jaki ukazywane są uczucia i myśli Fluttershy, na których budowany jest cały nastrój tego opowiadania wydaje mi się... niezbyt dobry. Mianowicie, za pomocą tych samych powtórzeń, o których wspominałem wyżej. Jeśli Fluttershy się czegoś boi, albo jest załamana, to o tym przeczytamy. Wciąż, na nowo, regularnie co parę akapitów. Co gorsza, narrator zdaje się być zupełnie oderwany od samej Fluttershy, opisujący jej myśli w sposób jak najbardziej kwiecisty, lecz mało empatyczny. Myślę, że to między innymi nadmierna wielokrotna złożoność zdań i nienaturalnie wyszukane słownictwo przeszkadzają w utrzymaniu wrażenia, że obserwujemy głębokie przeżycia postaci. Zamiast tego, większość opisów przeżyć Fluttershy zdaje się być wzięta wprost z jakiegoś pamiętniczka emo nastolatki, która co parę zdań w możliwe egzaltowany sposób ogłasza, jak to świat jej nienawidzi, nikt jej nie rozumie, i jest jej tak źle, nie ma nadziei, i w ogóle... Jest granica, za którą kolejne powtórzenia stwierdzeń o niedoli bohaterki przestają wzbudzać sympatię i smutek i zaczynają brzmieć absurdalnie. Uff... naprodukowałem się odnośnie minusów tego opowiadania. Czy coś mi się w nim podobało? Tak. Jak wspominałem, zanim narracja nie osunęła się w czepianie się szczegółów serialu oraz lamentacje nad okrutnym losem bohaterki, opisy otocznia budowały niezgorszy i dobrze się zapowiadający klimat. Tak samo zresztą było w scenie śpiewu kucyków. Dezorientacja, bieg, napotkanie Celestii... wszystko układa się we wciągającą i intrygującą całość. Poza tym, zakończenie. Jest naprawdę wzruszające. Co prawda, mógłbym powiedzieć że jest to trochę easy mode, bo pożegnania są same z siebie smutne, ale nawet mi, przy całej niechęci do tego opowiadania po przebrnięciu przez niemal wszystkie rozdziały, prawie zakręciła się łza w oku. Oczywiście, musiałem najpierw zapomnieć z jak arbitralnego powodu dzieje się cała ta tragedia, ale skoro miałem do tego motywację, to znaczy że epilog wywarł na mnie nieliche wrażenie. I tak chyba mogę podsumować to opowiadanie. Zaczyna się dobrze, kończy bardzo dobrze, lecz to co jest w środku... cóż, dość o tym napisałem. A na koniec pytanie... jeśli Shining Armor, mimo swojej pozycji, mógł zachować rolę brata Twilight, to czemu Fluttershy musiałaby w takiej samej sytuacji opuścić swoje przyjaciółki? Czyżby *gasp* niespójność?
    4 points
  3. Pierwsza runda turnieju odbywała się na podstawowej arenie. Organizatorzy najpewniej nie chcieli nikomu dawać lepszych kart na początek. Sama zaś arena była prosta. Wysoki kamienny mur otaczał długi na kilkadziesiąt metrów plac pokryty ubitą od licznych walk ziemią. Arena nie miała dachu, więc prócz naturalnego, dodano też magiczne oświetlenie, by walka była doskonale widoczna dla widzów. Ci zaś oddzieleni byli, jak zawsze, silnym polem antymagicznym od toczących się starć. Czy jest pośród nas ktoś, kto nie zna Zegarmistrza? Weterana poprzedniego Turnieju oraz częstego bywalca w Salach Magicznych Pojedynków? Wojownika słynącego z nowatorskich zaklęć i wielkiej mocy? Jeśli owszem, to… Odsyłam do archiwów ;P Przyjrzyjmy się śmiałkowi, który dowodząc swej wielkiej odwagi, zdecydował się stanąć w szranki z Zegarmistrzem. Oto Rex *Monster* Crusader, wielbiciel każdej formy Inkwizycji, gracz między innymi „The Elders Scrolls”, wierny czytelnik „Pana Lodowego Ogrodu”, fan Sabatonu, Acid Drinkers, Nero… I nie tylko! Zapowiada się interesujący pojedynek! Myślę, że przewidywania odnośnie rozstrzygnięcia tegoż starcia u wielu osób są bardzo podobne, aczkolwiek wierzę, że czeka nas niejedno zaskoczenie! Przekonajmy się, czyja moc otworzy drogę ku drugiej rundzie! Powodzenia!
    1 point
  4. Oezu kim ja byłem? Imię i nazwisko: Feniks Potywyłowicz Ksywa: Hiena Wiek: Ile to tam było? Młody, przed wojenny? 26 lat? Mniej? Popraw mnie jeśli się mylę. Wygląd: Dość młody i lekko umięśniony chłopak, czarne krótkie włosy, niebieskie patrzały, kilkudniowy zarost, kwadratowa japa, ubiór taki jak w ekwipunku. Frakcja/stacja macierzysta: Stacja Baumańska. Pochodzenie: Słowianin Wschodni i nawet ze stacji wschodnich Charakter: Żartobliwy, pracowity, nie widzi problemu w zabraniu sprzętu trupowi, nawet świeżemu. Historia: Młody chłopak, który żył na powierzchni nim wybuchła wojna. Z rodziną zszedł do metra przy Baukańskiej. Rodzice szybko znaleźli pracę, ponieważ byli technikami i uczyli synka, gdy miał kilkanaście lat rodzice mu pomerli, gdy sprawdzali tunele. Młody zajął się składaniem broni i zakochał się w tej robocie oraz w strzelbach. Ma marzenie stworzyć jakąś dobrą strzelbę i pomóc Metru dzięki temu. Zawód: Składacz broni. Umiejętności: Potrafi szybko i sprawnie zbierać przedmioty z pomieszczeń i ciał oraz jest dobry w składaniu broni, a szczególnie w strzelbach. Ekwipunek: Buty robocze z metalowymi noskami, spodnie bojówki, Kurtka ze sporą ilością kieszonek, plecak, zapalniczka, latarka z dynamo, dość sporo pudełeczek ze śrubkami i nakrętkami oraz watą, by nie stukały, manierka, nożyk? Strzelba i naboje dla niej. (Nie wiem jaką mogę mieć na start, więc proszę o rozpisanie jakiegoś arsenału początkowego.) Jakieś naboje wojskowe. Oraz zrobiony przez siebie naszyjnik, na którym wiszą wojskowe pociski, do każdego rodzaju broni w specjalnie zbudowanych klatkach, by móc je łatwo wysunąć i same nie wypadały. Dzięki niemu jest w stanie strzelić sobie w głowę każdym typem broni dostępnym w metrze.
    1 point
  5. Jak jest zima i niema żadnych roślin i kwiatów to kucyki jedzą małe zwierzątka. Myślisz że dlaczego niema żadnego odcina rozgrywającego się w zimie? Taka prawda
    1 point
  6. Na https://www.indiegala.com/store dostać można tym razem Pixel Puzzles Japan
    1 point
  7. Kolejna postać jako Power Pony, tym razem Masked Matter-Horn: Myślałem że Zapp była pracochłonna. Ale ja naiwny byłem... Niesamowicie wymagająca się okazała. Ale nadal nie wszystko wyszło tak jak to sobie wyobrażałem. No ale i tak nie jest źle. Z power ponies zrobię na pewno Rarity i prawdopodobnie Fluttershy, Pinkie i AJ sobie daruję, jakoś mi się tak nie podobały. No ale sie zobaczy, fajnie by było mieś na koncie wszystkie.
    1 point
  8. Chyba tyle pegasis i gejów nie ma na mlptrollska, by nabić wam tyle Zaoferujcie jakieś cycki czy coś...
    1 point
  9. Nowa tapeta na kafelce od jabłka http://www.iv.pl/images/36668725020838233642.jpg
    1 point
  10. Patrzcie to szpieg!1111!!! Nienawidzę szpiegów
    1 point
  11. Nie. "Czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal". Jeśli chcesz zobaczyć jak to jest, spróbuj sobie wyszkolić kogoś takiego. Swoim przykładem i odpowiednimi środkami myślę, że można byłoby osiągnąć mniej więcej taki stan o jakim mowa. Nasuwa się pytanie po co? Nie staniesz się wtedy niczym pociesznym, niczym uroczym, niczym pożytecznym. Ludziość jest tak skonstruowana, że do funkcjonowania w społeczeństwie potrzebujesz albo chociaż udawać emocje, albo mieć wyrozumiałych ludzi, którzy zapewnią ci przetrwanie. Czy ktoś bez emocji będzie w stanie wykorzystywać spryt? Czy bedzię umiał symulować empatię? Czy mimo to, będzie grzeczny? Przeprosi, przepychając się przez grupkę ludzi, czy może bez słowa zacznie się z nimi zderzać? Czy zostanie zatrudniony gdziekolwiek? Czy nie przestanie samodzielnie podejmować złożonych decyzji za samego siebie? To raczej miecz obosieczny. Nawet jako ludzie, nie powinni się upadlać i redukować do ruchania i pierwotnych instynktów. Bo nie sądzę, że brak emocji sprawi, że wciąż będziesz robił coś dlatego, że sprawia ci przyjemność. Zero fetyszy, zero przemocy, zero gier, muzyki, słodyczy. Nawet koty są w stanie zniżyć się by dostać to czego chcą. Więc takie życie bez emocji przypominałoby bycie robiakiem, warzywem, czy robotem. niektórzy na forum zdają się być takimi zarobaczałymi, biologicznymi maszynami Czy jest to słabość? Ludzie raczej nie są jedynymi stworzeniami robiącymi coś ponad instynkty, lecz i ich to wyróżnia na tle pozostałych stworzeń. Nie ma co rezygnować z tych rzeczy. Nie ma co. Uważam, że to m.in. emocje doprowadziły do tego że jeszcze nas żadne przerośnięte jaszczurki nie wysrały. Wyobraź sobie że idziesz polaną i nagle goni cię jakiś dzik. Przerażony biegniesz jak murzyn za skrzydełkami, wspinasz się na palmę, rzucasz kokosami w stwora, serce wali jak szalone, potwór odpuszcza. Złazisz z drzewa i myślisz "ło kuźwa, prawie odgryzł mi kokosy, muszę coś wykombinować". Strach mija, ale już wiesz, już masz potrzebę, wolę, chęć i motywację by wynaleźć coś, co pozwoli ci uśmiercić dzika. Gdyby nie emocje, nadal byś przed nim uciekał ze strachu. Albo rzucał się nań z zębami i zdychał, bo on ma większe. Od tego są narzędzia. I inne fajne rzeczy. Chociaż, co z ludźmi żyjącymi wśród wilków, albo z jakąś tam dziewczynką, którą wychowywały krowy? Jeśli tylko przeżyją, są w stanie zaadaptować się wszędzie. A pomyśl, jaki pogrom by był, gdyby owady były rozmiarów ludzi! Przecież wtedy z łatwością zdominowałyby wszystko. Lrn2balans. Są. ale nikt ci nie każe ogarniać ich wszystkich. Dlatego liczy się na wyrozumiałość innych, bądź maskuje swoją niewiedzę. Zerowa wiedza, mimo to nieskończoność możliwości. Tego chcesz pozbawić ludzi? Jak niegrzecznie. To czy mają zbyt jakiś wpływ na ludzi to chyba kwestia indywidualna. Dlaczego? Dlatego, że to nie jest coś co można w zupełności przewidzieć. Każdy ma wzorce nauczone przez rodziców, widział jak zachowują się oni, jak zachowują się ludzie z ich otoczenia, jak reaguje na nich samych owo otoczenie, mają swoje własne doświadczenie i wnioski snute z tego co już wymieniłem. Jeden zapłacze nad rozlanym mlekiem i się powiesi, drugi widząc to mleko, wysadzi krowę w powietrze i nawlecze na płot farmera, czyniąc z jego zony worek na "mleko" oraz wyrwie gwoździe z drewnianych ścian, po czym sprzeda je na złom. Ktoś inny nawet tego nie zauważy. Wiesz kto co zrobi? Wiesz jak długo będzie to w jego pamięci? Nie. Nie wiemy kiedy coś się stanie. Ale nie zawsze. Wiesz kiedy będzie leciał twój ulubiony program w tv, wiesz kiedy wstać do szkoły czy pracy, 'n shiet. A kiedy emocje spadną na nas? Słuchaj siebie, to się dowiesz co jak na ciebie działa. Mniej więcej w tym momencie twój wywód zaczyna brzmieć jak lęk przed emocjami. JESTEŚ MASZYNĄ, KTÓRA MIAŁA ZAPROGRAMOWANE JAKIEŚ EMOCJE ALE SIĘ W NICH GUBI?! Czemu jak lęk? Bo strasznie je dewaluujesz. To brzmi jak nieumiejętność w obsłudze tego. Niechęć i niewiedza. Bla bla bla. Możemy się ich pozbyć kiedy tego chcemy. Nie w całości, ale możemy. Możemy też nimi kierować. Czymże jest, kierowane ciekawością, sprawdzanie chociażby "a jak to smakuje"? No właśnie. Okaże się, że coś nam podpasuje. Chcemy skierować się na tęczowe tory, poprawić sobie nastrój. Co możemy zrobić? Możemy myśleć o czymś przyjemnym. Możemy zrobić coś fajnego. Możemy przypomnieć sobie "hej, a ta rzecz zawsze sprawiała że czuję się szczęśliwy!" i zrobić to, co tak na nas działa. Emocjami nie pokierujesz jak samochodem. Używasz myślów, pamięciów i doświadczenia. Co jeszcze bardziej sprawia, że jestem niemal zaskoczony twoją wypowiedzią. Negatywnie. Jedni wykorzystują, inni są wykorzystywani. To nie jest domena emocji. Jakkolwiek czy przed tym też nie można się obronić? Ewentualnie, przezornie zabezpieczyć się przed nieszczęśliwym wypadkiem, by nie zadziałał z pełną mocą? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że można. #ludzie. Dorzuć do tego jeszcze moralność, a jestem pewien, że twój stroniący od emocji mózg eksploduje! Wystarczająco szalonym jest to, jak my wykorzystujemy te związki by wykorzystywać innych! Ha, przebij to! Prawidłowa odpowiedź brzmi: łączenie tego za pomocą czego powstają emocje, z tym, czym są w ogólnym odbiorze, to zła droga. Tym sposobem możesz zapytać, czemu widzę wodę jako coś zwięzłego, skoro jest zbudowana z cząsteczek? Czemu nie widzę jej jako coś na kształt garści piasku? Albo: jakim cudem widzę to, co widzę? Przecież tu wszędzie są fale elektromagnetyczne! I jeszcze te fotony! CO SIE DZIEJE?! Czy wystarczająco dobitnie sprzykładowałem temat? Czy muszę posłużyć się opisem i młotkiem? Mogę to nazwać słabością. Mogę to nazwać urokiem ludzia. Albo 'sam był sobie winien'. O ile nie strzelisz sobie w łeb, odpowiednie działania są w stanie naprawić jakąś sytuację związaną z emocjami, tudzież dać zadowalający substytut. Ale od czego jest życie, jeśli nie od tego, by dowiadywać się how to be a master OF PUPPETS!? Miałem, nie raz. Ciągle mam. Co wtedy robię? Analizuję swoje błędy i myślę, co mogę zrobić lepiej. Co ktoś zrobił nie tak. Czemu. Rozmawiam. Czasem też w milczeniu myślę o niczym, zaciskam pięści, czy zajmuję się swoją robotą. Czy jestem wtedy wkurzony? Jestem. Czy ma to jakiś wpływ na innych? Możliwe, że widzą moją złość. Ale ja muszę pamiętać o tym, że jeśli ta sytuacja ich nie dotyczy, mój gniew też nie może ich dotyczyć. Nazwałbym to samokontrolą. Przykład: Przegrałeś rundę w grze od której jesteś uzależniony. Rzucasz klawiaturami, klniesz na wszystko co żyje, przeżuwasz kartę graficzną. Nagle przychodzi twój mały braciszek, pytając się czy chcesz herbatę. Co zrobisz? Rozbijesz mu krzesło na głowie, po czym usuniesz radiator z procesora i zaczniesz smażyć na procku jego zwłoki w tym szale? Każesz mu wypierniczać? On może wtedy być smutny, wtedy poczujesz się jak ostatnie gówno, bo twój brat, którego zwykle lekko zlewasz, chciał być miły i zrobić coś dla ciebie. Możesz też ogarnąć, że niczym ci nie zawinił i po prostu odpowiedzieć na jego pytanie. Niezależnie czy zrobisz to głosem silącym się na normalność, czy szatańskim gutturalem prosto z najczarniejszego odbytu. Docenisz to, że chciał być miły. Docenisz to, że nauczyłeś się kontrolować samego siebie. Absolutnie nie. Jestem zabójczo leniwy, ale twoje rozwiązanie to siłowe pójście na łatwiznę. *pogarda* Chociaż, częściowe zniknięcie emocji, czy też raczej uodpornienie się na niektóre skutki ma przecież miejsce. Ta straszliwa znieczulica spowodowana grami komputerowymi. Ulgę przynosi świadomość opracowania rozwiązania i wykorzystanie go w praktyce. Milion sposobów na radzenie sobie, sto tysięcy właściwych, wciąż nie możesz wybrać? :c Proces ten przyspieszany jest alkoholem xD Albo uświadomieniem sobie, że świat się jeszcze nie zawalił. Zawsze może być inaczej, zawsze bla bla bla, cośtam ten też może być. Grunt to się nie poddawać, obserwować i gromadzić doświadczenie. Ciężko to przepuścić przez myśl, ale ten. To co piszesz, nie mieści mi się w głowie. Długotrwały powrót? Pony, please. Jesteś. Stało się coś złego aka dałeś dupci w jakieś sprawie. Nie płacz. Zobacz co zrobiłeś i czemu. Zobacz co zrobiłeś źle, co mogłeś zrobić inaczej. Zobacz co ci zostało. Zobacz co miałeś zanim w twoim życiu pojawiło się zdarzenie które ostatecznie doprowadziło cię do tego stanu nędzy i rozpaczy. Żyłeś wtedy prawda? Było dobrze? To jak sytuacja, kiedy masz jeden monitor i nagle zaczynasz korzystać z dwóch. Wtedy nie potrzebowałeś drugiego, ale teraz nie jesteś w stanie się go pozbyć. Więc, skoro było dobrze zanim dałeś zrobić sobie kuku, to nie ma powodu do rozpaczy. Jesteś teraz bogatszy o doświadczenie, wiesz czeęściowo czego się spodziewać. To sprawia że jesteś lepszy. Wróć do normalności z przeświadczeniem, że masz kolejną rzecz do gablotki doświadczeń. Jeśli zaś stwierdzisz, że sprawa jest beznadziejna, skończ to definitywnie. Jeśli stwierdzisz, że już nic nie dasz rady zrobić. Kiedy powiesz, że nie masz już żadnych kart. Oto przyspieszony proces 'powracania do równowagi'. Bez zbędnego narzekania, czy marnowania emocji. Za to wymagający łyżeczki samokontroli i pół szklanki poważnego myślenia. Rezultat zależy też od charakteru. Ale sposób uważam za dobry. Pisząc to, jak i kolejne zdanie/zdania, właśnie opisałeś pozytywne odczucia w sposób lekceważący. Zaznaczyłeś jedynie, że są. Uważam więc, że je pominąłeś w swojej wypowiedzi. To zdanie zostało wydrukowane tuż po nawiązaniu do pozytywnych emocji, pozwolę więc sobie podstawić doń Szczęście. Stan równowagi zostaje zachwiany szczęściem. Trudno to unormować, bo jesteś szczęśliwy i chcesz być szczęśliwy. Jedni poradzą sobie z tym szybciej, inni będą męczyć się całymi latami. Dobre. Męcz się z powodu, że jest ci dobrze. Myślę, że mógłbyś już na wstępie zaznaczyć, że chodzi ci tylko o negatywne emocje, których być może doświadczyłeś i w bólach i mękach same łaskawie cię opuściły. To brzmi jak ofiara terroru, nieprawdaż? Chciałbym, byś napisał podobny post do twojego pierwszego, lecz skupił się na pozytywnych emocjach! ^o^ Podstawowe, czyli które? Niebezpieczne, czyli jakie? Nieskończone bezpieczeństwo grozi stagnacją i natychmiastowym wyginięciem. Nie polecimy w kosmos, bo to niebezpieczne. Nie poszukamy nowych źródeł energii, bo to niebezpieczne. A co z naturalnymi kataklizmami? Co gdy jakieś miasto znajdzie się pod wodą cuz tsunami? Będziemy je ratować, czy zostawimy wszystko tam na śmierć, bo ratowanie będzie niebezpieczne? Nie sprawdzimy co robi ten fajny przycisk... bo to niebezpieczne :c Konfrontuję swoje zdanie z twoim. Jednocześnie mówię, iż agresywny ton wypowiedzi (SKAŻENIE EMOCJAMI!) nie wynika z jakiejkolwiek niechęci do twojej osoby, tudzież chęci obrazy twoich poglądów. Wynika on z tego, że uważam to co napisałeś za głupie. Wynika on z tego, że liczę na choćby krótką dyskusję. Z tego, że teraz powiem, że wszedłem furtką, którą zostawiłeś, celowo pisząc to i owo tak a nie inaczej. Z tego, że lubię się bawić w odkrywanie kart, niezależnie od tego czy potwierdzisz to co napisałem, czy też nie, ja będę dobrze się bawił, gdyż to lubię! Zrób to! Teraz coś ode mnie, tak ogólnie. Wyrwijmy sobie jedną gałkę oczną i rzućmy nią na internety. Co widzimy? porno Tekst. Inne rzeczy też, ale to literki pisane są główną formą komunikacji. Pytanie brzmi, jak się komunikujemy przez internet, skoro tu nie ma emocji, bo widzimy tylko literki i dopasowujemy sobie emocje doń, które wcale nie muszą pokrywać się z tym co autor miał na myśli? TO JEST DOPIERO CHORE. Widzisz jakieś litery i myślisz omgwtf, ten komputer do mie pisze, lepiej poleje go wodą święconą.: O Podsumowując półtoragodzinne wypociny, jest dobrze jak jest, tylko trzeba nauczyć się w to grać. Nawet w starcrafcie da się zrobić agresywnego mecha w 12 minucie.
    1 point
  12. Bo to pizza z koniną, tak zdemaskowali aferę. Co do faceta z igłą - może pomyśli następnym razem, uwielbiam jak takie kretony dostają nauczkę. Filmik z tą panią powiedziałbym że fejk, jeśli nie, to nasz bohater powinien... uciekać, babka jest A co do rowerka, to może zostawił tak jak ja kiedyś, pod sklepem na noc, bez przypinki Ale, wyobraźcie sobie, na drugi dzień stał w tym samym miejscu! Faith in humanity restored. Dalsze WTF. Na początek więcej tego samego, tym razem z krówkami (dalej czekam na kuce ) (Obrazki linkuję pośrednio, bo z tej stronki nie pozwala mi ich wrzucać) W tym obuwiu nie widzę nawet najbardziej hardkorowego hipstera: https://i.chzbgr.com/maxW500/4643979520/h7AC98D46/ Słodki piesek Ciekawe jak się wabi: https://i.chzbgr.com/maxW500/7578956544/h2A9358F4/
    1 point
  13. [zawiera przekleństwo]
    1 point
  14. Hue, matka boska Żyźwilna Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać
    1 point
  15. Moja opinia na temat 'opowiadania'.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...