Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    374
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    18

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam serdecznie. Myślałem, że 2 strony to był rekord. Otóż nie, mamy pół strony fanfika! 158 słów. Pod jaką kategorie xrablli się to łapie? Drable? Nie pamiętam, jakie były limity. Mniejsza. Jest to pewne wyzwanie do skomentowania, no ale spróbujmy. Fabularnie mamy tu grupę sponyfikowanych, chyba przyjaciół, która nocuje w drodze do Equestrii. Nie znamy powodów, dla których podróżują w ten a nie inny sposób. Nie znamy także relacji pomiędzy postaciami. Wiemy zaledwie, że jedna, ta, z której perspektywy plus minus opisywana jest scena, została wybrana ich przywódcą trochę wbrew swej woli. O reszcie dowiadujemy się zaledwie o szczątkach wyglądu i rasach. Nie jest tego wiele. Technicznie jest dobrze, ale powiedzmy sobie szczerze, po prostu nie ma gdzie się tu potknąć. Opis i styl daje rade, ale w związku z długością nie rozwija się i ciężko się w to wczuć, przez to nie ma też wiele klimatu (o ile w ogóle jakiś jest). Kończąc ten komentarz, który wychodzi dłuższy od fanfika, ciężko mi to nawet podsumować. Ciężko mi powiedzieć, czy był tu potencjał czy nie, bo zwyczajnie na tej połowie strony nie mogę tego zaobserwować, nie mogę więc też tego polecić. Jak na razie było okej i tylko tyle. Albo aż tyle, znów zważając na długość. Pozdrawiam.
  2. Witam serdecznie. „Jeszcze raz pełen gaz", czyli fanfik o bardzo fajnym potencjale, ale niestety z jednym rozdziałem, dalej nie pisany. Stan techniczny daję radę. Znalazłem zaledwie parę błędów. W tym głównie brak myślników. Mamy więc fanfik skupiony na sporcie, coś, z czym jeszcze się nie spotkałem. Warto zwrócić uwagę na bardzo szczegółowy opis zawodów i ich zasad, który jednocześnie nie jest za długi i nie wchodzi za głęboko w terminologię sportową. Osobiście nie znam się na sporcie, ale na „chłopski rozum" jestem w stanie stwierdzić, że te zasady mają jakiś tam sens. Ogólnie opisy są bardzo dobre. Akcja jest szybka, ale przyjemnie szybka, jako, że głównie skupia się na przebiegu wyścigu, który obserwuje główny bohater... ... O którym wiemy nie wiele. Nie miał jakoś dużo czasu dla siebie w tym fanfiku. I tu przechodzimy do głównej wady opowiadania. Niestety jest nieukończone. I właściwie tu rozbija się Tytanic. Fajne, że są dobre opisy. Fajnie, że akcja jest przyjemna. Fajnie, że styl i stan techniczny jest dobry. Co z tego, jeśli jest to nie dokończone. A szkoda. Chciałbym polecić ten fanfik, ale ze względu na powyższy fakt nie mogę. To kolejne przypomnienie dla mnie, czemu w zwykłych okolicznościach nie czytam NZ-tek. Jeśli ktoś lubi patrzeć na niedokończone sprawy, proszę bardzo. Pozdrawiam.
  3. Żegnam. Ha, nie spodziewaliście się tego! W każdym razie, „Terror” to fanfik, który określony jest jako horror. I rzeczywiście, lekki klimat niepokoju jest wywołany. Ale w sumie tylko tyle. Pewnie częściowa w tym wina krótkości fanfika. Opisy naprawdę dobrze służą całości. Czuć też atmosferę tajemnicy. Idzie się zastanowić, skąd ta fala wypadków. Chociaż jak na razie jakoś mocno strasznie nie jest. Technicznie jest trochę gorzej, ale jest dobrze. Zaledwie brak myślników i paru, na szybko sprawdzonych, przecinków. Pewnie osoba z lepszym okiem do tego dopatrzy się więcej błędów, ale jak na mnie, jest zadawalająco. Szczerze mówiąc najlepsze sceny tego fanfika dzieją się w gabinecie doktora. To co się dzieje z m6 nie jest aż tak ciekawe. Chyba wolałbym formę wspominek przesłuchiwanej postaci, jej opowieści, niż coś takiego. Ale to tylko moje zdanie. M6, tyle czasu ile ma, oddane jest okej. Dobrze wypada scenka rzucania się śnieżkami. Ot, przyjemny wstęp niezapowiadający późniejszych wydarzeń. Przeczytałbym kurczę dalszy ciąg tej opowieści, bo zdążyła mnie zaciekawić, ale niestety nie żyje w tym uniwersum, w którym wszystkie rzeczy są kończone. I tak skończyłem na rozdziale „???”, który wypada równie dobrze jak reszta. Fanfik częściowo mogę polecić, bo jest tu dobre budowanie atmosfery w scenach w gabinecie, a także bardzo ładne opisy. Ale ogólnie, poza tym, jest tylko szkoda, że nie został ten fanfik dokończony. Pozdrawiam.
  4. Mam dziś jakieś szczęście do takich sobie fików. Witam serdecznie. Mówię to ze szczerym przekonaniem. Kryształowe Oblężenie jest 10x lepszym fikiem o wojnie, niż to. To jest średnie od początku do końca (średnie z tendencją spadkową), a KO miewa momenty wybitne (chociaż też wybitnie złe). Stan techniczny jest dobry, chociaż znowu nie ma myślników. To jakaś plaga. Natomiast fabularnie mamy czysty chaos. Wszystko gna na złamanie karku. Wojna, jakaś przepowiednia, z tego co zrozumiałem główna bohaterka była przez chwile podmieńcem, chaotyczne sceny w szpitalu i po nim. Jejku, a to połowa fabuły! A z początku miałem nadzieje, że to będzie jakiś ciekawy fanfik o życiu cywili pod okupacją… Głównej postaci wszyscy wierzą na słowo, ale to nie jest jej główna zbrodnia. Ona jest po prostu nijaka! Chciałbym coś o niej konkretnego powiedzieć, ale po za imieniem, nic nie zapamiętałem. Serio, to jest taki absolutny antyprzykład jak konstruować postać. Pamiętam parę wydarzeń, parę kwestii, ale mimo, że fik czytałem dosłownie przed paroma minutami, główna postać ma tak nijaki, niezapadający w pamięć charakter, że nie mogę podać żadnej jego cechy. Poza tym nie jest dużo lepiej u reszty postaci. No i jest klimat, który jest tylko z początku. A później nic. Wszystko jest tak chaotyczne i pisane tak pospiesznie, że nie można się w to wczuć. Jeśli miałbym podać jedną, niezaprzeczalną zaletę tego fanfika, to byłoby to chyba początek. Też chaotyczny, ale przynajmniej dający nadzieje, że coś z tego będzie. No ale nie wyszło. I wiecie, to nie jest tak, że z tym wszystkim jest to fik tragiczny. Nie przeszedłem do najgorszej cechy tego fanfika. Do tego, że, na potęgę komisji egzaminacyjnej, te zakończenie jest tak absolutnie z dupy. To miał być wstęp do nowego uniwersum, ale tu sam początek nie trzyma się kupy. To jest takie perfidne Deus Ex Machine. Takie „Hmm, w sumie nie wiem jak sprowadzić te uniwersum do danego punktu. A ciul tam, przechodzimy od razu, niech tylko główna bohaterka coś fajnego zrobi przed tym”. Serio, zakończenie akcji jest z jednej strony tak nie pasujące do przedstawionego poziomu technologicznego (choć pewnie jest to uznaniowe, pewnie gdyby nie rodzaj forum zaraz znalazłoby się milion specjalistów od tego tematu), niepasujące do całości starań stron walczących, niepasujące ogólnie do całości fanfika, jak tylko byłem w stanie sobie wyobrazić. Fanfik tak właściwie zakończył się w ten sposób, zanim się rozkręcił. Może było by to wyjaśnione. Może dowiedzielibyśmy się o tym, dlaczego podjęto taką a nie inną decyzje. Może, ale ja oceniam to co jest. I w tym co jest nie ma to zbyt dużego sensu. Nie mogę polecić tego fanfika. Ma parę znośnych elementów, ale całkowicie niszczy swój potencjał resztą decyzji, pomysłów i ogólnie resztą. Pozdrawiam.
  5. Witam serdecznie. Ja nie mam nic przeciwko losowemu humorowi, ale to po prostu nie jest śmieszne. Technicznie jest znacznie lepiej niż w poprzednim fanfiku autora, jaki czytałem. Także w tej kwestii widać postęp i to jest na plus. Fanfik ma proporcje mniej więcej pół opisów, pół dialogów. Ani te ani te nie są powalające. Fabularnie jest to random, ale z sensem. I chyba tu jest część mojego problemu z tym fanfikiem. Ot, mamy studenta literatury, który stanął przed ciężkim zadaniem napisania wiersza o miłości (mi się to do dziś nie udało xd). I właściwie to ćwiartka fabuły, bo reszta to dziwna, nie śmieszna przygoda, jaka go spotyka w wysiłkach do wykonania tego zadania. Opowiadanie jest krótkie, zaledwie 4 strony. Więc przynajmniej się nie zanudzimy czytając. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałem wiele od fanfika z takimi tagami. Ale myślałem, że przynajmniej mnie rozśmieszy. A tu nic! Nawet figę z makiem ukradli i zjedli! A guzik z pętelką się powiesił! Absolutnie nic nie zostało! Nie mogę ani polecić tego fanfika, ani jakoś lepiej go skomentować, po części ze względu na jego długość i charakterystykę. Może kogoś innego rozśmieszy. Dla mnie jest poniżej zdecydowanie średniej. Pozdrawiam.
  6. Witam. Cóż ja mogę powiedzieć o tym fanfiku… „Wezwanie Patriotów” jest najbardziej typowym z typowych opowiadań antywojennych jakie jesteście w stanie sobie wyobrazić. Fanfik opowiada o zebrach, które ruszają na wojnę w obronie swojego kraju. Chyba najbardziej chaotyczny jest początek, o dziwo, kiedy nie ma walki. Dalej wszystko jest wykładane jak kawa na ławę. To nawet nie jest poziom wyjaśniania średnio-rozgarniętemu dziecku działania jakiejś rzeczy, a coś jeszcze prostszego. Jeszcze nie prostackiego, ale stan jest bardzo blisko temu. Całości nie pomaga fakt, że to wszystko dzieje się w ekspresowym tempie, na zaledwie 22 stronach. Nie do końca wiem jak ocenić aspekt techniczny i stylistyczny. Z jednej strony są naprawdę ładnie napisane akapity, z drugiej strony niektóre rzeczy napisane są sucho. Z jednej strony czasami nie widać żadnych błędów całą stronę, z drugiej np. jest to kolejny z fanifków, który zapomina używać myślników na początku dialogu (chociaż dzięki autokorekcie dalej są). Bardzo nierówno, ale raczej całościowo na lekki plus. Postacie oddane są okej. Mamy tu grupę znajomych, może nawet częściowo przyjaciół. Fanatyka wojennego Kabesheka, o którym jest w sumie trochę mało. Jego brata, Bujane, który się z nim nie zgadza, a dodatkowo czyta znaną pisarkę Lyre i jest lekko zafascynowany ludźmi (całościowo ten motyw nie jest tak nachalny, jak może się wydawać i jest całkiem przyjemny). Bohlale, który jest (z tego co rozumiem) częściowym narratorem opowieści. I Arapmoia, weterana poprzedniej wojny, który zawzięcie na początku próbował odwieść innych od pójścia na nową wojnę. Wszyscy spisują się w swoich rolach. Klimat miejscami jest, ale jest go bardzo mało. Prawdę mówiąc pod tym względem fik jest poniżej przeciętnej. Wydaje mi się, że jakby ten fanfik rozbudować, tak przynajmniej o 2 tyle, a także poprawić jego stronę techniczną i sam sposób przekazywania niektórych rzeczy, byłby to naprawdę spoko fanifk. Typowy w całym swym poziomie, ale niezły. Jak na razie czytało mi się go okej, ale tylko tyle. Nie jest to odkrycie stulecia, ani nic w tym stylu. Niezbyt mogę go polecić. Co oczywiście nie znaczy, że jest to fanfik zły. On jest po prostu średni, z nieznacznym potencjałem i lekką dozą wychodzenia na plus całościowo. Pozdrawiam.
  7. Witam serdecznie! Prawdę mówiąc, spodziewałem się czegoś innego. To co dostałem naprawdę mnie zaciekawiło. Aż żałuje, że nie zostało to kontynuowane. Ten fanfik mi przypomina, czemu z zasady nie czytam i nie komentuje NZ. Nie mogę o tym fanfiku strasznie dużo powiedzieć, bo to tylko jeden rozdział, ale spróbujmy. Fabularnie niby nic. Ot, nasz bohater rozbija się żaglówką na wyspie. Swoja drogą, dziwne, że żaglówką. Tak blisko jest ta wyspa? Mniejsza. No i przygody naszego bohatera to przede wszystkim próby przeżycia jak na razie. I w sumie jest to całkiem ciekawe. Sama wyspa ewidentnie skrywa jakąś tajemnice, ale prawdę mówiąc – w ogóle mnie to nie zainteresowało. Znacznie lepsze dla mnie były przygody survivalowe naszego bohatera, który potrafił podejmować i zupełnie racjonalne i głupie decyzje. Ot, choćby takie przeszukanie rozbitego pokładu. Ile zmartwień to mu oszczędziło. Ale takie zaśnięcie w środku dżungli już nie było zbyt mądre. Albo zdejmowanie owoców linią. Czemu nie magią? Zwłaszcza, że samą linę unosił magią. Naprawdę, przeczytałbym coś takiego skupionego na przetrwaniu. O postaci powiedzieć wiele nie mogę. Jak na razie jest i to główna jej cecha. No i jest kwestia klimatu, a tego jest troszeczkę. Tak nie dużo. Ciut ciut, ale jest. To naprawdę fajnie można by rozwinąć. Jak to podsumować… cóż, autorze. Nie byłeś aktywny okropnie dawno temu, więc jeśli czytasz ten komentarz, kontynuuj. Bo na prawdę jest mi szkoda, że nie jest to kontynuowane. Czy polecam? Trochę nie ma czego, to jeden rozdział, no ale kto wie, może jak będzie tu więcej osób autor wróci do życia, heh. Pomarzyć zawsze można. Pozdrawiam.
  8. Witam serdecznie. I na Boga Twaroga! Ja właściwie mogę się powtórzyć. Że akcja szybka, że technicznie jest znośnie, że bohater nijaki… Ale nie wałkujmy tego samego, podejdźmy od innej strony. Opisy. Opisy są krótkie. Mało konkretne. Ja nie wiedziałem, że tak z pozoru epickie sceny batalistyczne, sceny nużącej wędrówki, sceny krwawej zemsty, sceny zostania ojcem, itp. Itd. da się opisać tak krótko, w tak marnujący potencjał sposób. Temu fanfikowi daleko do dobrego z wielu powodów, ale nie dlatego, że dużo rzeczy jest najwyżej średnie, ale dlatego, przede wszystkim, że wszystko jest opisane jakby od niechcenia. Jakby autora ktoś zmuszał, jakby myślał: „Kurczę, trzeba opisywać, a nie można po prostu dać akcji”. One serio są biedne. Mimo, że to większość fanfika. No i na litość demonów japońskich, gdzie tu jest logika? Kto ją ukradł? Gdzie ją sprzedał? Jak? Na części, czy w całości? Na allegro, czy na aliexpresie? Co jeszcze... Opowiadanie nie ma żadnego klimatu przez ubogie opisy i przez ogólną krótkość. Gdy zaledwie myślimy, że sytuacja się uspokoiła, cyk, się zmienia, czasami po połowie strony, czasami krócej. Serio. Główna postać jest tak po prostu nijaka w tym wszystkim, że nawet nie znam/nie pamiętam jej imienia. Reszta nie jest lepsza, bo albo przewija się maks po 1/10 strony, albo jest tak niedopracowana, jak nie sądziłem, że to możliwe. Z całym szacunkiem autorze… raczej co prawda tego nie przeczytasz, sądząc po dacie ostatniej aktywności, ale… nie tędy droga! Nie idź tą drogą! Tu dzieje się tak dużo, że nie mogłem się na samym opowiadaniu skupić. Ja próbuje znaleźć jakiś jego plus, ale nic mi nie przychodzi do głowy. No chyba, że mam znów zakpić z opowiadania i powiedzieć, że jest krótkie. Podsumowując, o ile jest co, to znów nie jest opowiadanie, które jestem w stanie polecić. Uśmiałem się, zwłaszcza z pewnej aborcji, ale to znów raczej nie jest to, o co chodziło autorowi. To jest taki twór, nieznośnie niezdecydowany w swej krótkości, którego nie chce się ani widzieć, ani słyszeć. Jest to jak senna mara, której ktoś zapomniał dodać opisu i w sumie stwierdził, by rozbić klimat, że danie teraz nawiązania do parówek marki Parówka będzie miało sens. Żeby nie było, jest jakiś minimalny progres w porównaniu do poprzedniej części. To jak najbardziej na plus. Ale to jak awansować z poziomu niechlujstwa do zaledwie (!) braku odpowiednich umiejętności, doświadczenia i wyobraźni. Innymi słowy, niewiele. Są znacznie gorsze fiki, ale myślę, że to można stawiać jako przykład „jak nawet sztampę zrobić źle”. Smutne. Pozdrawiam.
  9. Witam serdecznie. „Luz de la Luna” to fanfik z innej epoki. To widać i czuć. Zacznijmy od stanu technicznego, bo ten jest znośny. Trafiają się spacje przed kropką jak ta tutaj . I ma je człowiek ochotę przewiercić na wylot. Oczywiście także doskwiera brak myślników, ale ogólnie jest naprawdę znośnie. Akcja nie gna na złamanie karku. Nie. To jest całkowicie inny poziom. Ona gna jak hipersamochód na niemieckiej autostradzie prowadzony przez pijanego rajdowego kierowcę, jedynie ze sprawną kierownicą, zmianą biegów i pedałem gazu. W ciągu paru akapitów dzieją się rzeczy takie, które nawet trochę bardziej wprawnemu pisarzowi, zajęłyby przynajmniej stronę-dwie. A ma co się dziać, bo fabularnie mamy tu istny pogrom dobrej fabuły. Główny bohater w przeciągu pierwszych kilku stron: wraca z wojny z Iraku, przeprowadza się do ameryki (konkretnie chyba do USA), spotyka księżniczki, zakochuje się w Lunie, decyduje się ponyfikacje, gdzie oczywiście pracuje Twi, która zapisuje go na przyszły tydzień, ale przyspiesza się to do 3 dni, a ponyfikacja się nie udaje. I to serio zaledwie pierwsze strony. Dalej akcja nie zwalnia. Postacie są, to jedyne, co mogę o nich dobrego powiedzieć. Nie są ani wiarygodne, ani jakoś szczególnie do polubienia. Główny bohater ma jakąś podejrzaną wiedze o świecie, albo jest bronym, albo wiedza o Equestrii rozsiewa się jakoś na lewo. Jakie są zalety? Fik jest krótki. To przechodząc do podsumowania, ten fik jest z tego gatunku „tak złe, że aż dobre”. Dobrze się bawiłem i to muszę przyznać. Chociaż nie wiem czy autorowi o to chodziło. Mało co ma tu głębszy sens, mało co jest czymś innym niż jakimś losowym pomysłem ledwo wpasowanym w historie. Czy polecam? Eeee… tak szczerze, jeśli ktoś chce się w trochę bardziej dosadny sposób podoczepiać, to są lepsze do tego fanfiki. Tu przynajmniej jest jakiś minimalny poziom techniczny. Nie jest to też fanfik do czytania dla przyjemności, bo tej jest i za mało, i wątpliwej jakości. Jak widać w powyższych komentarzach, jednak komuś się podobał, więc może jeszcze komuś się spodoba, ale zdecydowanie nie mi. Pozdrawiam.
  10. Czy jestem tu z nieprzymuszonej woli? To trochę skomplikowane. Zapewne gdyby nie konkurs, nie byłoby tego komentarza, ale nie będę mówił, że jest tylko dlatego, bo to też nie prawda. Cały ciąg przyczynowo skutkowy jak się tu znalazłem to osobna historia. Mniejsza z tym. W każdym razie, lubię takie eksperymenty, ale tu… cóż, wiele wskazuje na to, że autor skończył, jak wskazuje obecny nick i opis (chociaż wydaje mi się, że widziałem ułamek sekudny kółko innego użytkownika po daniu komentarza :P). Sam nie mam jakieś wysokiej samooceny, co było czuć w pierwszych wersjach „Handlarza Słów” (podziękowania dla Hoffmana, że przynajmniej namówił mnie, by darować sobie pewną część tekstów w HS). Jednak doprowadzać się do tego stanu, z tego co rozumiem, jedynie z powodu nieprzyjęcia się opowiadań? Nie wiem, to za dużo jak dla mnie. Jeśli jednak to prawda, to szkoda. Bo samo to, jak prowadzony jest fanfik, jest przynajmniej ciekawe. W dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Jeśli ktoś nie lubi tak perfidnego łamania czwartej ściany, to nie jest fanfik dla niego. Jeśli ktoś nie lubi domyślać się „po co?” to nie jest fanifk dla niego. Jeśli ktoś nie lubi takich zagrywek w stylu autor jako postać, to nie jest fanfik dla niego. Ja przynajmniej w większości przypadków nie miałem nic przeciwko, spróbowałem, doczytałem do końca… i poczułem chłodny dreszcz tej pisanej jak i niepisanej sugestii. Nie mogę tego fanfika zwyczajnie podsumować, więc pod koniec dodam coś od siebie. Na razie jednak skupmy się na konkretach. Fanfik z początku wydaje się fabularnie mocno serialowy i dziecinny. Ale im dalej, tym jaśniejsza staje się wola autora. I to jest przepiękne jak dla mnie. Od banału do czegoś, czego absolutnie po początku nie szłoby się spodziewać. Choć w opisie jest to częściowo widoczne. Klimat tego fanfika jest bardziej wyczuwalny, niż w niejednym wielorozdziałowcu. I to też należy pochwalić. Technicznie jest znośnie. Znów musiałem zamieniać - na –. No i oczywiście brak przerwy między akapitami. Postacie są ciekawe. Mamy małą klaczkę, główną bohaterkę, która stara się znaleźć swoje skrzydła, w dużej części metaforyczne. Jest jej matka, rzadko występująca i mało o niej mogę powiedzieć. Autor-tata, co jest naprawdę nietypowe i aż się zdziwiłem gdy było napisane, że klaczka spojrzała na ekran. Nie od razu zczaiłem. No i nowy przyjaciel klaczki, ogierek pegaza. Wszystkie postacie są okej, klaczka jest nawet wiarygodna gdyby nie kontekst fanfika. Podsumowując… aż mi ciężko. Twoja decyzja, autorze! Jeśli wszystko to jest prawdą, to i tak nie odpowiesz, ale co mi szkodzi spróbować w zupełnie inny niż dotychczas sposób. Raz tego nie zrobiłem i tego żałuje, więc niech się dzieje: A bardziej standardowo, jako, że wiem, że nie każdego to zadowoli, a i ma więcej sensu po lekturze, nie wiem czy widziałem swoją „Gwiazde”, z początku dziwiłem się z tagu [poetry], ale mimo wszystko nie nudziłem się, o nie. Czy mogę polecić te opowiadanie? Nie do końca. Przede wszystkim musisz być gotowy na to, że nie jest to zwykłe opowiadanie. I jest to zarówno złe jak i dobre. Ja wczytałem się w ten tekst i starałem się go zrozumieć (czy zrozumiałem – trochę nie mi oceniać). Może to jakiś żart, którego padłem ofiarą. Może źle coś odebrałem. Oby. Wolałbym tę wersje, niż to co obecnie zastałem. Miałem czytać dziś jeszcze jedno opowiadanie, ale to zbyt mnie przygniotło. Na koniec, cytat z opowiadania, w spoilerze: Pozdrawiam.
  11. Witam serdecznie. Przekopka trwa. Mam ambiwalentne odczucia odnośnie tego fanfika. Zacznijmy więc od rzeczy, które mogę ocenić bardziej pozytywnie, niż negatywnie. Fik zachowuje z pozoru klimat SoLa, aż do zakończenia. Które, jak dla mnie, jest przynajmniej dziwne, ale do tego przejdę później. Fabuła przedstawia, jak tytuł mówi, historie dnia z życia Polarisa, dość zwykłego jednorożca. Ot, poranek, odprowadzenie dzieci do szkoły, praca… niby nic zwykłego. Ale w tym wszystkim są też rzeczy dziwniejsze, jak jego nagły wybuch emocji przy pewnej „wdowie”. Trochę zapowiada zakończenie, choć spodziewałem się po Polarisie bardziej… hm, masowego działania. Akcja jest dość powolna i nie spieszy się do ukazania, czemu Polaris jest tak zamyślony. Co zaliczam jak najbardziej na plus. No i firma XDENT rozbawiła mnie bardziej, niż poprzednia komedyjka, którą czytałem. Teraz przechodzimy do kwestii mniej pozytywnych. Jak firma, w której Polaris funkcjonuje, skoro on sam sprzedał więcej leków, niż reszta działu? Fanfik jest też trochę nużąco-obleśny, powracając do tematów seksualnych, choć wynika z tego coś ciekawego, musze przyznać. No i sama postać Polarisa… hm. Czemu postąpił w ten sposób? O ile idzie się tego spodziewać, o tyle nie wiem, czy postąpił tak, jak by wynikało z kontekstu sytuacji. Brzmi to może jak oksymoron, ale po prostu są znacznie lepsze sposoby na zmianę czegoś w swoim życiu. Poza tym inne postacie są. Tylko kolega z pracy Polarisa ma dość dużo czasu antenowego, by jakkolwiek był ciekawy. Stan techniczny jest baaardzo bliski stanu leżenia i kwiczenia. To jeszcze nie ten stan, ale nie wiele mu brakuje. Braki przecinków, brak myślników, błędy końcówek sporej ilości wyrazów, lita ściana tekstu (nie ma ani jednego odstępu pomiędzy akapitami, a same akapity są odwrotne [pierwsza linia jest bliżej lewej strony... strony, a pozostałe mają odstęp]) a to jeszcze nie koniec. Kończąc, jest to opowiadanie trochę jak „Cierpienia młodego Wertera”. Nie wiem czemu powstało i jak to miało być ciekawe jako całość. Z początku nawet się wciągnąłem, zwłaszcza po tym jak Polaris jechał po tej „wdowie”, ale zakończenie… hm, zostawia dużo do życzenia. Nie mam nic przeciwko takim zakończeniom, nawet się go spodziewałem, co nie zmienia faktu, że dziwnie tu nie pasuje. Czy mogę ten fanfik polecić? Nie, nie jest jakoś szczególnie warty uwagi. Pozdrawiam.
  12. Witam serdecznie. Fanfik przykuł moją uwagę z dwóch powodów. Nie miał żadnego komentarza, a w dodatku Dark i Comedy to niecodzienne połączenie. Po jego przeczytaniu już wiem, czemu te połączenie tu pasuje, chociaż nie koniecznie działa. W fanfiku mamy fabułę w fabule. Ot, Lyra wymyśla sobie historyjkę do tego, co roi jej się po nocach. Sam motyw jest nawet ciekawy, ale sam komizm sytuacji, zwłaszcza zakończenia, jakoś szczególnie mnie nie rozbawił. Pod względem technicznym jest znośnie. Dałem parę poprawek w komentarzach, chociaż prawdę mówiąc, wątpię by autor cudem ożył i je zaakceptował. Boli brak justowania, chociaż nie jest to chyba błąd, więc nie obniżam za to oceny, ale brak – już muszę zanotować. Klimat jest. I chyba tyle mogę na ten temat powiedzieć. Serio, komedia nie jest śmieszna, a dark nie jest mroczny. Nie czuć niczego w ogóle. Postacie występują i to też jedyna ich cecha. To serio mogłyby być jakie bezimienne, nikomu nie znane ocki i opowiadaniu by to nie zaszkodziło ani trochę. Ciężko mi się do tego fanfika jeszcze jakoś odnieść, zważywszy na jego ekstremalną krótkość (2 strony!). Podsumowując, jest to wyjątkowo miałkie opowiadanie, z zaledwie jednym ciekawym pomysłem, na którym całość jest oparta. Może ma to sens, może ktoś tu zauważy jakiś głębszy żart, głębszy mrok, albo po prostu coś, czego ja nie widzę. Nie wykluczam. Ale osobiście odradzam czytanie tego, nic nie stracicie. Pozdrawiam.
  13. Witam serdecznie w epoce fandomu… no, już nie łupanego, może jakaś wczesna era brązu, albo późna miedzi. Dzięki „Up in the sky”: • przekonałem się, że nie każdy stary fanfik musi być tragedią techniczną. • jak, w gruncie rzeczy, zapomniane jest TCB (posortowałem sobie tematy w dziale po dacie rozpoczęcia i ostatni fik TCB to 2019!). EDIT 1: moja pomyłka, są nowsze opowiadania TCB, ale jest ich dość mało. • przypomniałem sobie jak dziwnym słowem jest kakao. • i najważniejsze, nabrałem ochoty na więcej kopania! Ale przechodząc do oceny, zacznijmy od strony o którą bałem się najbardziej. Technikalia. A jest znośnie, serio. Najczęstszy błąd to - zamiast –. Widziałem nowsze teksty ze znacznie gorszą stroną techniczną. Szkoda, że nie są włączone komentarze, bo zasypałbym fik poprawkami. Bo błędów jest zauważalna ilość, ale nie jest to pod względem tekst tragiczny. Od strony klimatu jest to SoL ze słów i liter. I to całkiem-całkiem. Historia opowiada losy Igora, który postanowił zostać kucykiem. Cała oś fabularna kręci się w około prób nauczenia się latać w nowym ciele, jako, że został pegazem. A chce się nauczyć latać, by pomóc pełnej małej klaczce, która tak jak on dawniej była człowiekiem. Nie jest to fabuła porywająca, ale ma swój urok. I prawdę mówiąc nabrałem ochoty na tego typu TCB, opowiadające codzienne losy ludzi, kucy i nowokucy. Duża, o ile nie całość, TCB które czytałem, musiała opowiadać o konflikcie ludzie-kuce dość szeroko pojętym. P(d)OZ, FOL i te sprawy. I w tym całym konflikcie serio brakowało mi takiego SoLa osadzonego w tych klimatach. Postacie są… proste. Nie prostackie, ale proste. Bardzo łatwo je zrozumieć. I chyba największym minusem jak i plusem opowiadania jest jego długość. Szczerze liczyłbym na jakiejś rozwinięcie tych relacji, tej historii, wyjaśnienia niektórych wątków, a niektórych rozbudowaniu (bo sam trening jest jednak dość krótki, choć to główna składowa długości tekstu). Podsumowując, jest to całkiem przyzwoite opowiadanie. Brakuje mu finalnej korekty jak i paru stron długości (co jest zrozumiałe, zważając na to, że było to opowiadanie konkursowe). Szybko i przyjemnie przeczytałem całość (co nie było trudne, zważając ponownie na jego długość). Czy mogę je polecić? Jeśli jesteście w stanie przeboleć pewną, zauważalną, ilość błędów technicznych – tak. No, oczywiście musicie lubić też sole. No i nie mogę zapomnieć o najbardziej ambitnym crossoverze. „Czy gdzieś tam istniało Śródziemie, w którym to Dzielny Buzz Astral Przemierzał całe krainy wraz z oddziałem Borgów by ostatecznie zniszczyć kamień filozoficzny wrzucając go do Basenu?" Nie wiem czemu, ale mnie to nad wyraz rozbawiło. Pozdrawiam serdecznie.
  14. Witam. Krystallina Autokratorias to fanfik, który jednocześnie mnie wchłonął ale i zostawił wiele, niekoniecznie pozytywnych, pytań (choć raczej powinienem napisać: pytań, których nie powinienem zadać, jeśli tekst bardziej by mi się spodobał/widziałbym mniej jego potencjalnych wad). Chciałbym zacząć od typowego dla mnie narzekania na tempo akcji czy prowadzenie fabuły, ale… no właśnie. W tym fanfiku nie ma akcji ani fabuły. I jest to zrobione w ten sposób, że nie jest to złe. Właściwie, jeśli miałbym porównać ten tekst do czegokolwiek innego, to najbliżej temu do literackich remiksów artykułów z wikipiedii. Ma to swoje wady – nie ma bohaterów w klasycznym tego słowa znaczeniu, nie ma też akcji, nie ma też wielu innych rzeczy. Są opisy. Mnóstwo opisów. Nie wiem czy zauważyłem jakikolwiek dialog, serio. Tak więc mamy same opisy, ale za to jakie! Styl jest naprawdę sycący oko i dusze. Takie artykuły aż chciałby się czytać (no ale oczywiście styl encyklopedyczny na tym, chcąc nie chcąc, nie polega)! Technicznie znalazłem chyba dwa błędy, niestety czytałem na telefonie, więc teraz znalazłem ponownie i zaznaczyłem tylko jeden. Nigdy nie odważę się wypowiadać nazw własnych użytych w fanfiku (może propos przypisów dać też wymowę?), ale przykuwają oko. Nie mogę niestety ocenić ich jakości, nie znam greki w żadnym wydaniu. Wszystko to daje specyficzny klimat, troszeczkę inny dla każdego rozdziału. I właściwie bardzo chciałbym dalej chwalić ten fanfik, ale… kurczę, o czym on jest? Lubię opisy, lubię ten styl. Ale w tym fanfiku jest jedynie to. Temu serio jest zbyt blisko do artykułów encyklopedycznych czy książek od historii, niż do typowego fanfika. To świetnie spisałoby się jako dodatek do jakiegoś tekstu, o!, ale samodzielnie jest to co najmniej dziwne. Czy to ma być fanfik jedynie o opisach Kryształowego, czy ma się tu coś dziać? Czy jest to światotworzenie dla światotworzenia, czy jest tu głębszy cel? Boje się, że kontynuacji nigdy się nie doczekamy, więc i nie doczekamy się odpowiedzi. Choć zawsze mogę zapytać autora, ale to chyba zbytnio droga na skróty. I naprawdę, czyta się to świetnie, na tyle, że aż sobie przypominam, czemu rzadko komentuje fanfiki niezakończone. Po stokroć wole skończony, ale zrypany fanfik, niż niedokończoną perełkę albo niezrealizowany potencjał. Ale na litość bogów greckich, ja nie mogę, choćbym chciał, tego fanfika polecić każdemu, mimo że nie jest on zły! To jest taki nietypowy fanfik z niezrealizowanym potencjałem w pigułce. Podsumowując, ten fanfik jest jak pizza z ananasem. Albo kochasz, albo nienawidzisz. Mogę go polecić na pewno jako źródło inspiracji, ale zdecydowanie nie jako fanifk do czytania podczas podróży, albo dla relaksu. Choć zrelaksować może, ale trzeba to lubić. Te opisy są piękne, detaliczne, długie, wręcz gargantuiczne, ale są tylko one! Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś zanudzi się tu na śmierć. Tu jest bardzo mało miejsca na coś pomiędzy. Docenić kunszt, albo krytykować brak fabuły! Uwielbiać światotworzenie, albo nie rozumieć czemu służy gdy nie ma akcji! Chwalić lub palić! Jeśli ktokolwiek jest zainteresowany moim osobistym zdaniem, to sądzę, że przede wszystkim musiałbym zobaczyć kontynuacje, żeby ocenić to rzetelnie, ale oceniając to teraz i w tym stanie, mogę jedynie powiedzieć, że mi czytało się to przyjemnie, wsiąknąłem w te opisy, ten świat i zwyczajnie, gdyby nie data premiery ostatniego rozdziału, czekałbym na więcej. Pozdrawiam.
  15. Witam serdecznie. Opowieści o Szklanej Kuli. Jeden ze zdecydowanie lepszych fanfików, które czytałem. I to nie jeden raz! Teraz jest przynajmniej szósty. A to bardzo dużo mówi o tym dziełku. Z pozoru jest, zwłaszcza tak do połowy, jest to kolejny zwykły tekścik o przygodach M6. Ot, anomalia w Ponyville, którą chce zbadać i ewentualnie zwalczyć główna szóstka. Przygoda jak się patrzy! Aż Fluttershy po pewnym wypadku zaczyna zauważać coraz więcej dziwnych rzeczy. I to dopiero sam początek. Z anomalią dochodzi twist, a i Fluttershy coraz bardziej się niepokoi. O siebie, lub o świat, tak bliski i odległy jak ten w szklanej kuli. Ostatecznie wszystko, a nawet więcej, się łączy. I cała fabuła tego opowiadania, im dalej w las, tym bardziej niepokojąca. I tak przechodzę płynie do klimatu, który jest naprawdę wyczuwalny. Ten fanfik po prostu czuć. I jest to absolutnie cudowne. Wchłania całkowicie. Postacie oddane są dobrze, nawet Fluterka dobrze wpisuje się w swoją… hm… nową role. Z wprowadzonych postaci, których nie jest dużo, tylko trochę więcej czasu antenowego ma antagonistka. I jest to dość typowa antagonistka w swym całym przekroju, naprawdę można ją przewidzieć. I nie jest to w tym akurat przypadku złe, bo ewidentnie miało tak być i ma to swój cel. Stylistycznie i technicznie – żadnych zarzutów. Jest bardzo dobrze. Pochwalić muszę fragmenty SoLowe. Narracja jest taka, że nie idzie się zanudzić, mimo, iż pozornie nic się nie dzieje. Z ogromną przyjemnością pochłania się kolejne rozdziały. Znalazłem raptem parę potknięć. Dialogi spełniają swoją funkcje nadwyraz dobrze. Oddają postacie i oddają charakter scen i sytuacji. Jak najbardziej na plus. Trochę teraz wejdę w spoilery: Wracając do części bezspoilerowej. Akcja jest wyważona, ani za wolna, ani za szybka (przynajmniej dla mnie, jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla kogoś będzie to za wolne). Osobiście pochlebiam. I zresztą nie tylko to chwale, bo to, w jaki sposób przebiega historia, jak została przedstawiona, jak bardzo idzie się w to wszystko wczuć – wszystko to jest godne pochwały. Bardzo cenie sobie w tym fanfiku główny zwrot fabularny, do którego powoli wszystko zmierza. A także zakończenie, ani trochę nie oczekiwane, powiedziałbym nawet – wbrew wszystkiemu. A jednak komponujące się z Fluttershy i jej historią. Jej wewnętrznym konfliktem, przypadkami jakie jej się zdarzają. A także to jak świat reaguje na poczynania Fluttershy i jak to jest nierozerwalnie związane z całością. Piękne. Podsumowując, fanfik ten zasługuje na polecenia i pochwały. Naprawdę warto przeczytać. A przynajmniej spróbować, dać mu nawet parę szans, bo jestem w stanie absolutnie zrozumieć, jeśli ktoś by nie lubił fragmentów SoLowych, na których oparta jest duża część fanfika. Osobiście jednak szczerze zalecam przeczytać. Tekst absolutnie ponadczasowy. Pozdrawiam.
  16. Witam serdecznie. Mam z tym fanfikiem pewien problem. Chyba po prostu miałem zbyt wysokie wymagania po „Ostatniej rzeczy, jaką zrobi…”. Cóż, zacznijmy od początku, a początek to istnie trzęsienie ziemi. Wybuchy, emocje i klacze w krótkich spódniczkach! A nie, chwila, tego ostatniego nie ma. Znaczy klacze są, ale nie w krótkich spódniczkach. Gdybym był innego typu czytelnikiem, może powiedziałbym, że śledziłem to z zapartym tchem. Ale jestem sobą i prawdę mówiąc tego typu początki mnie lekko nużą. Nie ma w nim nic złego, ale to trochę nie dla mnie. Później oczywiście wszystko coraz bardziej się wyjaśnia. I fabuła jest po prostu dobra. Jestem w stanie uznać, że kogoś wciągnie. Choć zakończenia szło się spodziewać. Może z wyjątkiem głównego złego. Swoją drogą bardzo aktualne przedstawienie Rosji. Akcja jest naprawdę szybka, zwłaszcza na początku i pod koniec. W środku zwalnia, z paroma innymi epizodami. Zwroty akcji też są, nawet nawarstwione na sobie. Postacie są dobrze napisane. Nie powiem, rozbawiła mnie sztuczna inteligencja nazwana „ISIS”. Mój człowiek ją nazywał! A na pewno ja wymyśliłbym przynajmniej coś równie głupiego, w stylu SASIN – Sztuczna Adaptacyjna Samoucząca Inteligencja Neuronowa. Chociaż nie przekonuje mnie bardzo szybka przemiana pani doktor. Rozumiem, że pistolet przystawiony do głowy to konkretny argument w dyskusji i moment w którym argument siły zwycięża z siłą argumentu, ale serio za szybko poszło. No ale nie powiem, Sergiej też swój człek. Takich ludzi potrzebujemy! Jego losy nawet mnie wciągnęły, gdy już się rozwinął. Wracając chwilowo do fabuły, jestem lekko niezadowolony zakończeniem. Czegoś mi tu brakowało. Sam zwrot akcji dotyczący głównego złego był niespodziewany, ale tu nie o to chodzi. Tak po prostu czegoś mi tu brakuje. Nie jest to zakończenie jak z „Ostatniej rzeczy […]”, które wgniotło mnie w fotel i zastanawiam się nad nim do dziś. Jest to po prostu dobre zakończenie dobrego fanfika. Klimat… hm, i tu też mam problem. Nie czuje go. Może coś w stylu filmów akcji? Ciężko mi powiedzieć. Jakiś jest, ale nie potrafię powiedzieć czy jest go dużo i jaki dokładnie jest. Stylistycznie jest dość sucho, ale nie jest źle. Technicznie nie mam do czego się przyczepić. I właściwie te zdanie jest dobrym wyznaczeniem poziomu tego fanfika dla mnie. Nie mam się czego przyczepić. Ale zbytnio nie mam za co chwalić. Jest to zupełnie nie mój typ fanfika i bardzo ciężko mi się go ocenia. I żeby nie było, podkreślam, nie jest to zły fanfik, gdybym miał go ocenić liczbowo było by to solidne 6,75/10 (z tym zastrzeżeniem, że staram się używać całej skali, a nie jej części od 7 do 10, więc bardziej na graczowe to byłoby 8/10), ale jest to tylko dobry fanfik, który ani przez chwile nie sprawił mi wrażenia „wow!”. Jestem absolutnie przekonany, że inne osoby znacznie bardziej polubią ten fanfik, ale dla mnie, zwłaszcza po wcześniej już wspominanym wcześniejszym dziele autora, jest to lekkie rozczarowanie. I podsumowując, choć chyba to co było przed chwilą też było podsumowaniem, ja naprawdę nie chce nikogo zniechęcać do tego fanfika, ale jednocześnie zastrzegam – nie mogę go też polecić. Jeśli miałbym wskazać chociaż jedną, jedyną rzecz, która wgniotła mnie w fotel (a właściwie w łóżko, bo leżałem na łóżku czytając), to miałbym problem. Zwroty akcji są niespodziewane, ale nie aż tak niespodziewane. Postacie są dobre, ale nie aż tak dobre. Wszystko w tym fanfiku jest zaledwie dobre! I nie jest to kurczę nic złego. Może znajdą się osoby, którym bardziej się to spodoba. Nie wiem. Próbowałem wysupłać coś z tytułu, z nazw rozdziałów, jakiś ukryty sens, jakieś znaczenie umykające mym niewierzącym oczom. Właściwie wszystko co wysnułem zgrywa się z historią – o ile tłumacz gugyl nie oszukał mnie przy tłumaczeniu tytułu. Bohater, który stara się być wierny temu co wierzy, wplątany w niejasną z początku i dla niego i dla czytelnika siatkę wrogów i przyjaciół, do którego powracają pewne demony przeszłości, skazany na pewną nieuniknioną konfrontacje, zaskoczony, ale po wszystkim nadal realizujący co uważał za słuszne. Wszystko widocznie prowadzi do tego momentu i do tego stwierdzenia, tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Pozdrawiam serdecznie.
  17. Witam serdecznie. Kolejny fanfik. Prawdę mówiąc jest to kolejny, który przeczytałem tylko dzięki Kącikowi Lektorskiemu. No ale mniejsza z tym. Zacznijmy od tego, że komiksów z poniaczy nie czytałem żadnych (z wyjątkiem jednego), więc do tej części, nierozerwalnie związanej z opowiadaniem, nie będę się odnosił. Także fanfik fabularnie zaczyna się ostro (i praktycznie mało kiedy zwalnia), od przegranej z pochłanianej przez Zmorę Rarity. Dalej nie jest dla M6 i Equestrii dużo lepiej. Śledziłem z zainteresowaniem losy bohaterek. A zakończenie jest naprawdę dobrze dobrane, nieznacznie spodziewane (może oprócz tego co się stanie z elementami). Choć, tak szczerze, spodziewałem się jakiegoś twistu związanego z pewnym artefaktem, na który dużo uwagi zwracała Koszmarna Rarity. Tylko tu się troszeczkę zawiodłem, ale poza tym, nie idzie się nudzić. Zwłaszcza, że (jak już wspomniałem) praktycznie przez cały czas akcja nie zwalnia. I jest to jeden z nielicznych fanfików gdzie mi to nie przeszkadza. Nie wiem czemu. Może kwestia długości, może kwestia samej wprawy autora, a może nie jest to po prostu za szybkie na moje gusta i guściki. Postacie, choć tych jest dość mało w głównej części fika, oddane są zadowalająco. Chyba tylko Trixie i Spike przez część czasu nie byli zbyt mało sobą (dłużej w przypadku Trixie), choć było ku temu późniejsze wyjaśnienie. Nawet polubiłem swoisty pietyzm Koszmarnej Rarity. Dialogi napisane są dobrze, oddają postacie i spełniają swoją funkcje. Nie jest ich za dużo (samego fanfika zresztą też, ledwie 38 stron). Klimat jest umiarkowanie ciężki. Czuć go i utrzymuje się równo od prawie cały czas fanfika, z paroma wyjątkami, co jak najbardziej należy zaliczyć na plus. Technicznie i stylistycznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko jest jak należy. Właściwie jedynym minusem fanfika jest to, że aż szkoda, że nie jest dłuższy. Wszystko jednak jest zrozumiałe, konkurs, terminy itp., itd.. Troszeczkę odbija się to na opowiadaniu. Niektóre sceny proszą się o rozbudowanie. I podsumowując, choć ciężko mi się to robi, w wielu aspektach te opowiadanie jest naprawdę dobre. I na pewno mogę je polecić jeśli jesteś gotowy na to, co zastaniesz. Pozdrawiam.
  18. Witam serdecznie. Prawdę mówiąc, nie gustuje w sci-fi jako takim, jednak fanfik ten zainteresował mnie. Zainteresował mnie głównie dlatego, że po prostu byłem na jego słuchaniach i czytaniach na Kąciku Lektorskim. Na początku nie byłem co prawda jakimś uważnym słuchaczem, ale ostatecznie tekst ten doczytałem samodzielnie dziś do końca, gdyż coraz bardziej mnie interesował. Jednak fanfik, jak dla mnie, dobrze rozkręca się dopiero na środku i pod koniec, przy zakończeniu, którego w ogóle się nie spodziewałem. Wszystko to było o tyle ciekawe, że logiczne i wynikające z siebie. Nie znam się na chemii czy fizyce jakoś szczególnie (choć oceny miałem niezłe), jedyne prawo fizyki, jakie pamiętam to 3 prawo dynamiki Newtona („Jeśli ciało B, działa na ciało A z siłą F, to siało B działa na ciało A z siłą o takim samym kierunku i wartości, ale o przeciwnych zwrotach”) i pamiętam je jedynie dzięki machinimie z Gothica, o ironio, „Głupi jaś”, a nie dzięki szkole. Z chemii pamiętam parę substancji, w tym mój ulubiony napój H2S04 (jeśli ktoś nie zczaił żartu, chodzi o kwas siarkowy, absolutnie nie radze pić tego). Pamiętam jedynie trochę matematyki, bo ją uwielbiałem. Mimo wszystko to, co przewinęło się w fanfiku z nauki, brzmiało, (i tu podkreślam) jak na moje uchu, rozsądnie. Wiadomo, przewijała się magia, ale to cecha tego uniwersum. W sumie nawet mi szkoda, że fanfik trochę więcej rzeczy nie zaryzykował robić nauką, no ale mniejsza. Jednak, jako że obiektywnie rzecz biorąc, nie mogę ocenić, to nie wpłynie on na ocenę. Zacznijmy od początku, z którego, będąc szczerym, niewiele pamiętam. Musiałem go sobie przypomnieć teraz (22:24, dnia 23 października 2023 roku pańskiego, czas dla porównania, by jak ktoś chciał, wiedział, ile zajęło mi powtórzenie materiału i pisanie tego). Chyba po prostu nie byłem na pierwszych czytaniach. Fabularnie fanfik z początku nie zachwyca. Poznajemy kolejno bohaterów, Etropiego, który skonstruował sobie sztuczne skrzydła i wylądował po testach (przed Rainbow Dash) w szpitalu, Radiationa i Integrala. Trzech (prawie) wiecznie zachlanych studentów (niech się zgłosi jakiś student, czy faktycznie ten stereotyp odpowiada jeszcze rzeczywistości). Po naprawdę krótkim czasie przeznaczonym na poznanie naszych bohaterów dowiadujemy się wraz z nimi o zagrożeniu. Czarnej dziurze, będącej relatywnie blisko (oczywiście jak na kosmiczne warunki) układu, w którym znajduje się planeta z Equestrią. Nasi studenci, przekonani, że samą magią kraj nic nie działa, planują jak powstrzymać zagrożenie. I właściwie te zdanie bardzo dobrze opisuje poziom pewnego namacalnego absurdu kreującego się i wijącego przez całe opowiadanie. Wystarczy powiedzieć jeszcze, że jedną z książek, których potrzebują do opracowania planu, dostarcza im sama księżniczka Celestia. Ten absurd, abstrakcja, surrealizm i klimat jak z pierwszych odcinków Świata według Kiepskich, czytaj krzywego zwierciadła, mocno dał mi się we znaki przez całe opowiadanie. Jest w nim jednak coś uroczego i (co by nie mówić) serialowego. Akcja idzie do przodu… chociaż głównie biegnie, a czasami wręcz leci, bo w przeciągu jednej części, którą chyba wypada traktować jako zbiór paru rozdziałów, chociaż długościowo nic na to nie wskazuje, dzieje się wiele rzeczy… i pojawiają się coraz to kolejne zwroty akcji. Czego w tym fanfiku nie ma? Roboty? Wirtualna rzeczywistość? Podróże w czasie? Spiski rządzących? Obce cywilizacje? Jest, jest, jest, jest i jest. A nawet więcej. I tu znów wracam do serialowości – wiele rzeczy serio jest równie chaotyczne, jak w serialu, chociaż nie upatrywałbym tego jako minus. Jednak jest to chaos kontrolowany, chociaż trochę brakuje mu, by nazwać go po prostu złożonością. Dzieją się jednak także od czasu do czasu rzeczy, w które, mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie uwierzyć. Ot, choćby sprawa z Pinkie. Rzecz, którą ją spotkała, zwłaszcza że zaznaczone było, że Twi dokładnie ją badała (nawiązanie do odcinka), jest tak nieprawdopodobna, że szkoda pisać. Technicznie mam tylko jeden większy zarzut – brak myślników. Poza tym jest porządnie. Styl często wchodzi w język techniczny, co nie jest minusem w wielu wypadkach. Postacie da się lubić. M6 jest oddane dość dobrze, choć nie powiem, scena poimprezowa na statku kosmicznych mocno mnie zastanowiła. No i Celestia, która jest bezbłędna. Znacznie bardziej przypomina władczynie w tym fiku niż w serialu, a to na plus. I te piękne słowa z jej ust: Z ugrzecznionego na nasze: wydupiać ratować mi kraj! Bezcenne. No i oczywiście Spike, któremu Twi powinna zamontować filtr antyspamowy. Ciekawe rzeczy wynikały z braku tego, jakże istotnego, elementu. Klimat jest, ech kochane powtórzenia, iście serialowy. I w sumie ciężko mi go określić inaczej. Nie znam się na sci-fi, więc niezbyt mogę powiedzieć, czy oddaje to ten klimat. Co by tu jeszcze powiedzieć… Ciężko mi się komentuje fanfiki po tak długiej przerwie, nie wiem, do czego się odnieść… Dobra, na siłę więc, podsumowanie. Fik mi się nie ironicznie podobał. Im dalej w las, tym lepiej. Jest w tym coś mocno serialowego, tak, że ma się wrażenie, jakby czytało się rzeczywiście scenariusz jakiegoś potencjalnego odcinka, który, swoją drogą, nigdy by nie wyszedł, zważywszy na ilość alkoholu i okazjonalnej krwi. Czy mogę go z czystym sercem polecić? Niezbyt, trzeba wiedzieć, na co się trafiło. Nie spodoba się to każdemu. Pewnie niektórzy padną po którymś opisie spitych kucyków, a inni po technomowie, a jeszcze inni nie strawią wielokrotnie wspomnianej serialowości. Także, jeśli jesteś, drogi czytelniku tego komentarza, gotowy na te czy inne niedogodności, próbuj. Na pewno nie zaszkodzi. A ja tymczasem końce ten komentarz. Pozdrawiam.
  19. No dobrze, miałem racje. Odpisywanie na to rano nie byłoby dobrym pomysłem. Pięć lat od teraz, tak? Raczej będzie dało się zrobić, chociaż jest to odległa przyszłość. Czy byłem młody? Raczej. Około 19 lat w chwili rozpoczęcia pisania to chyba nie starość. Hm, ciężko mi powiedzieć na ile tekst w nawiasie jest ironią, no ale nie będąc pewnym zaliczę to na plus. Mniejsza, to akurat nie jest najważniejsze. Co do inkantacji, jestem w stanie zrozumieć zastrzeżenie co do maszynki do mięsa. Zastanowię się jak zastąpić tych „samobójców" innym porównaniem. Co do Sombry, hm, no ta cykuta jest bezproblemowa do zastąpienia. No i pytanie brzmi, czy utożsamiasz się z nim najbardziej, bo po po prostu jest to najmniej zły wybór dla ciebie, czy po prostu faktycznie ci pasuje? Akurat to z ciszą wyjątkowo szkoda mi usuwać. Z drugiej strony, czy o tym właśnie nie pisałem? Właśnie podczas pisania miałem takie wrażenie, że jak cały czas będzie klimat, który docelowo miał być w miarę gęsty i w pewnym stopniu mroczny, to w końcu ten balon klimatu pęknie, bo będzie tego aż za dużo i aż za bardzo. Widocznie przesadziłem w drugą stronę i za często sprawdzałem, czy nie ma za dużo powietrza, sprawiając, że więcej go traciłem, niż zyskiwałem. Mimo wszystko część żartów, zwłaszcza tych mniej oczywistych, bym zostawił. To się da zrobić. Postaram się to nawet w jakimś bliższym, chociaż nieokreślonym, czasie przeczytać i posprawdzać co można zupełnie bezboleśnie usunąć, zmienić, a nad czym będę musiał posiedzieć. No cóż, co kto lubi. Akurat Handlarz i Złodziej mieli, przynajmniej częściowo, tacy być. Tyle, że Złodziej jest już pogodzony coraz bardziej, a Handlarz wciąż buntowniczy. To oczywiście też da się poprawić. Chociaż dość dobrze podkreśla to to, co napisałaś w ostatnim zdaniu. Handlarz jest po prostu hipokrytą. Chociaż nie jest to największy grzech Handlarza. No ale zmiana paru dialogów z pewnością nie zaszkodzi. Akurat nie powiedziałbym, że robota Handlarza, przed zostaniem Handlarzem, była nudna. Nawet ją lubił. No ale to najmniej ważne. Trochę ciężko mi sobie wyobrazić tę historię bez scen podróży Złodzieja i Storm, a także historii HS i Meadow. Musiałbym to zupełnie inaczej napisać, kładąc nacisk na inne aspekty. Same śledztwo można niby rozwinąć, ale akurat ono wydawało mi się w pewien sposób rozwleczone. Fanfik o zebrze? Hm, można to zrobić #kiedyś. Natomiast krojenie obecnie tego żywcem chyba mija się z celem. No i sędzia... nie tyle śmiertelny, co w miarę możliwości bezstronny. Do obu stron był zrażony na początku tak samo. Zresztą, z ochroną M i S nic mu nie groziło. Co do Lucyfera, pudło. Lucyfer ostatecznie został tylko jednym z imion, ale nie prawdziwym. Chociaż w starszych wersjach notatek mogło być inaczej. Podpowiem, że jest związane z tym, co uważa, że robi z duszami. Podobieństw jest znacznie więcej. W pewien sposób Storm i Meadow też są podobne. Co do Pana Lusterko, znajomy też zwrócił mi uwagę na podobieństwo niedawno, ale akurat to wyszło całkowicie przypadkiem. Chociaż zadziwia mnie to, jak mało osób dostrzega te podobieństwa (mimo braku komentarzy na forum, jak było wspomniane, fanfik wcześniej był czytany. I o ile Hoffman to dostrzegł, o tyle na Kąciku Lektorskim nie było to takie oczywiste). Oczywiście, że mógł. Dziwi mnie to, że nie zauważyłaś (albo nie wspomniałaś o tym, że zauważyłaś) jednego. Jak ta postać jest sobą i wszystkim innym znudzona. Po prostu wykreował sobie wyzwanie, którego starał się trzymać. Bo gdy może się wszystko, czy nie jest to w pewnym momencie nużące? No cóż, nie zostało nic innego niż próbować to poprawić na tyle, by sama fabuła i zamysł pozostał ten sam. Nie będę zmuszał do ponownego czytania jak coś, ale jestem ciekaw - jakbyś oceniła ten fanfik, już bez wdawania się w szczegóły dając to w stali x/10, gdyby nie było tego, co określiłaś jako zbędne? W ogóle, mimo masy krytyki, a może nawet dzięki niej, dodatkowo muszę ci pogratulować, bo jesteś jedną z 3 znanych mi osób, która naprawdę zadała sobie trud, by dogłębnie zrozumieć moje opowiadanie. Pewnie takich osób jest więcej, ale tylko trzy komentowały w taki, mniej więcej, sposób. Chociaż nadal trochę jest dla ciebie do odkrycia w tym fanfiku, no ale wątpię żebyś czytała to jeszcze raz, nawet jeśli #kiedyś (o ile w ogóle) wprowadzę jakieś bardziej znaczące zmiany. Dziękuje za poświęcony czas i za komentarz. Pozdrawiam.
  20. Powiadają, że po świecie krążą wędrowcy, którzy nigdy nie kończą swych wojaży. Tak, to prawda. Zwłaszcza, że niektórzy podróżują dłużej od innych. Znacznie, znacznie dłużej. Jednak nie wszystkie podróże powodowane są chęcią przygody. Niektóre zaczynają się od zwykłej ciekawości. Tak swoją podróż zaczął... Całość fanfika Rozdział 1 „Nigdy nie kłamie" Rozdział 2 „Niech żyje bal" Rozdział 3 „Marzenie o odpowiedzi" Rozdział 4 „Pamiątka tamtego dnia" Rozdział 5 „Podróż bez pewności" Rozdział 6 „Możliwość nad pięknem" Rozdział 7 „Sędzia w pojedynku" Rozdział 8 „Wzgórze przegniłej wierzby" + posłowie Przedczytanka: Hoffman Korekta: Cinram, Hoffman Twórca okładki: Magfen Podziękować też chcę Kącikowi Lektorskiemu Bronies Corner, gdzie fik miał wcześniejszą premierę. A także mały bonus dla tych, którzy przeczytali całe opowiadanie: Właściwy pojedynek Pozdrawiam i miłego czytania. ~ Ziemniakford.
  21. No to jedziemy. Mam serdeczną prośbę do autora, by przeczytał moją opinie do końca (jeśli jeszcze żyje w ogóle), bo chociaż jest negatywna, to starałem się być konstruktywny w swej krytyce (czy wyszło to nie mi oceniać xd). Nie zrażaj się i nie poddawaj. Ostatnio tak źle czytało mi się „Panią Bovary", którą osobiście przezywałem panią Browary, bo tylko w ten sposób ta książka była jakkolwiek dla mnie ciekawa (i tak jej ostatecznie nie przeczytałem). Akcja gnająca na złamanie karku, zły zapis dialogowy, dziwaczne zdania, często nielogiczne lub mające mniej sensu niż moje życia... Dobra, może uporządkujmy to. Po pierwsze, na prawdę, nie ma potrzeby stosowania tak gigantycznej czcionki. Nie wiem, z czego to wynika. Po drugie, forma. Mamy tu jakiś dziwny typ opowiadania, który może sam w sobie nie byłby zły i mógłbym go nawet potraktować jako jakiś dziwny eksperyment, ale to, jak chaotycznie jest całość napisana i jak często zdarzają się literówki różnego typu, nagminne braki przecinków i ogólnie niski poziom całości niczego nie ułatwia czytelnikowi. Jeśli masz problemy z językiem, lub nie jesteś pewien jak coś napisać, warto po prostu zapytać. Osobiście często używam stron typu ortograf.pl, gdy mam jakieś wątpliwości co do napisanych przeze mnie słow. Ogólnie forma trochę przypomina mi dramat. Po trzecie, fabuła, która też może nie była by jakaś najgorsza, gdyby nie to, jak ekspresowo przebiegają wydarzenia. Na 13 (!) stronach mamy tu: Także jest chaotycznie i nic dziwnego. Forma nie nadąża za treścią, której jest za dużo na raz. Dalej, czwarta sprawa, dialogi... istnieją. Tak jakby tyle o nich mogę powiedzieć dobrego. Nie są ani poprawne językowo, ani nie mają żadnego realizmu czy klimatu. Podsumowując, bardzo dużo minusów. Czy są jakieś plusy? Tak, opowiadanie jest krótkie. 1/7, nie polecam. Pozdrawiam.
  22. Zacznijmy od tego, że z powyższym komentarzem zgadzam się prawie w całości. Prawie. No ale co do samego fika, to tak, bo trochę szkoda to komentować, no ale skoro podjąłem się jakże świętej i szlachetnej misji czytania fanfików, to warto zostawić za sobą coś innego niż pustka. Zacznijmy od czegoś pozytywnego: To teraz minusy: Fabuła to sztampa. Chociaż nie do końca zgadzam się tu z powyższym komentarzem, bohater nie jest typowym przegrywem. Taki jeszcze niemiałby hajsu i ogólnie nawet szansy na miłość, a ten spartaczył drugie tylko przez swoją niewyparzoną gębę. Akcja gna na złamanie karku, a początek jest mocno chaotyczny i niezrozumiały. Odnoszę wrażenie, że autor chciał umieścić za dużo treści w zbyt małej ilości tekstu. To, jak wszyscy reagują na bohatera jest wysoce zastanawiające. Większość tak po prostu przyjmują wiadomości, które mówi. Co może samo w sobie nie jest może skrajnie nie logiczne, zwłaszcza, że część słów jest w stanie udowodnić, no ale jednak więcej sytuacji nie broni się pod tym względem. Postacie... Obok całkiem fajnych postaci państwa Wheel, no i może od biedy Normanem, cała reszta to średnio napisane osobistości. Dodatkowo fik nie oddaje dobrze serialowości serialowych (masło maślane) postaci. Nie byłoby to może jakimś problemem, gdyby było ku temu uzasadnienie, no ale Celestia w tym fiku ewidentnie takiego nie ma. Ewentualnie Spike sobie jeszcze radzi. Jest na marginesie wszystkiego, jak zwykle. Stan techniczny: Jakiś stwierdzono, ale do dobrego brakuje mu dużo. Klimat: Tak samo jak wyżej. Coś tam jest. Chyba najbardziej udane pod tym względem sceny to te SoLowe. Opisy: Początkowo pojawia się dużo opisów, które zawierają dużo technicznych sformułowań, co może nie jest złe, no ale można było to kontynuować. Mniejsza jednak z tym. Ogólnie jest mocno tak sobie. Robią swoją robotę, ale niewiele poza tym. Dialogi: Istnieją? Chyba. Zakończenie: Niejasne, co też może nie byłoby problemem, no ale tu jest z prostego powodu: po prostu realnie mogłoby być tą lepszą częścią fika, bo już czuć, że coś się rozwija, no ale autor odciął kroplówkę pacjentowi, więc nic nie wyszło. Podsumowanie: Fanfika nie polecam. 4/10, naciągane ze względu na to, że jednak szło się pośmiać z tego fanfika. Co może nie było jego celem, no ale przynajmniej przez to ten fik przyjemnie przeczytałem. Pozdrawiam.
  23. Witam serdecznie. Wielkim nieporozumieniem z mojej strony jest to, że przeczytałem to opowiadanie dopiero teraz. Cóż mogę o nim powiedzieć? Na początku powiem, a właściwie napisze, coś o sobie: w ogóle nie znam się na tańcu. Zdziwiłem się więc, że mimo braku wiedzy, nie napotkałem żadnej przeszkody gdy czytałem to opowiadanie. Właściwie tylko raz musiałem wyszukać jakieś pojęcie w internecie, ale nie związane z tańcem. Mniejsza jednak z tym. Opisy są świetne i klimatyczne, absolutnie pochłaniające i ujmujące. Pierwszym, co rzuca nam się w oczy, jest opis miasta. Już ten sam początek kreuje swój klimat, niby to szary i zimny, jakże inny od dalszej części opowiadania i jakże, w pewien sposób, podobny do końcówki. Od samego początku do samego końca opisy są po prostu bardzo dobre. I chociaż nie znałem się na tańcu, jakoś sobie jednak wyobrażałem ruchy naszego bohatera. O którym powiedziano dużo i mało. Albo to temat oczywisty, albo wyjątkowo ukryty. Ot, nikt przede mną nie wspomniał o jego rodzicach, o których jest powiedziane bardzo mało, ale na podstawie paru podpowiedzi idzie wysnuć, daleko idący, wniosek, kim mogą być: Wyjątkowo ciekawy w tym temacie jest też jego kryształ. Niby tylko ozdoba, ale jednak związana z domem i magiczna. W bardzo ciekawy sposób magiczna. Jednak wracając do samego bohatera głównego, jest on ciekawą postacią, bez wątpienia z charakterem, utalentowaną w tym co robi a także po prostu miłą w odbiorze. Nie ustępuje mu pod tym względem jedyna bohaterka tego fika, która już z początku zdobyła moją sympatie. Wydała mi się wyjątkowo miła. No i przede wszystkim; nie słuchała się tempo ojca. Co choć finalnie skończyło się jak skończyło, też było czymś miłym. Bo jej ojciec, będący ostatnim imiennym bohaterem tego fanfika, twórcą tytułowego Magnum Opus, któremu to dziełu poświęcona jest końcówka, jest uparty i widocznie zmęczony. Mimo wszystko daje jednak szanse, po w miarę krótkich przekonywaniach, głównemu bohaterowi, by ten został jego uczniem. Każda z tych postaci ma widoczny wpływ na fabułę i na inne postacie, co też się chwali. Dialogów było w sam raz i nie odbiegały od reszty fika. Fabularnie... I sama w sobie fabuła też ciągnie, bo choć z początku wydaje się nieco schematyczna, o tyle zakończenie było dla mnie czymś zupełnie niespodziewanym. Dodam tylko, że jest to wyjątkowo niedoceniony fanfik. Czy dam głos na epic? Do tej pory raz chciałem dać taki głos, ale się wstrzymałem, czego bardzo żałuje z perspektywy czasu, gdyż fika ani autorki nie ma już na forum (na szczęście dzięki pewnym dobrym ludziom uchowałem go na dysku). Niech stracę, daje ten głos! Nie wiem jakie ma to znaczenie przy obecnym statusie życia forum, proponował bym tymczasową lub ostatnią zmianę liczb przy dawaniu tagu EPIC I LEGENDARY na osiągalne przy aktualnej liczbie aktywnych komentujących. Mam nadzieje, że to nie ostatni mój głos. I tradycji musi stać się zadość: Coś jeszcze? Nie wiem, ale się domyślam! Pozdrawiam.
  24. Dobra, co by tu powiedzieć... Opowiadanie zdecydowanie wyjątkowe. Nietypowa narracja i styl od razu rzucają się w oczy. Ciężko mi się wypowiedzieć na temat tak krótkiego opowiadania, o którym napisano już tak dużo. Dla mnie najmocniejszym atutem tego fanfika jest klimat. Klimat, który na początku niepozorny, już po chwili wpada w ciężkie tony aż po najważniejszą scenę fika, gdzie moment kulminacyjny jest naprawdę ciężki i wyczuwalny, aż po zakończenie, które też dodaje całości uroku. Narracja, która wydaje się z początku narzucać wizję, jakby to sam czytelnik miał robić w czasie teraźniejszym opisane czynności... Tak, ten eksperyment trzeba rozwinąć. Zdecydowanie. Niewątpliwą zaletą jest także fabuła, która choć po fakcie wydaje się do przewidzenia, o tyle w trackie czytania nie przyszłoby mi do głowy co będzie w zakończeniu. Po KO muszę wychwalić jeszcze jedną rzecz, czyli to, jak opowiadanie w swej jakości jest krótkie. Zaledwie 6 stron! I to stron pełnych treści w której nie zdążymy się znudzić. Mówiąc wprost, mamy ochotę na więcej, ale tego „więcej" nie ma. Zostajemy z pytaniami i to też jest świetne. Ostatecznie nie wszystkie historie się kończą. Ostatnią rzeczą, na którą pragnę zwrócić uwagę, jest to, co między wierszami. Na to, co straciła główna bohaterka. Zdecydowanie polecam! Czy coś jeszcze? Nie wiem, choć się domyślam. Pozdrawiam!
  25. Szeregowy Ziemniakford melduje się, Zadanie wykonane, KO zostało przeczytane. Zacząłem dokładnie 16 maja 2022, a skończyłem 12 lipca 2022. A teraz ocena. Zaczniemy od czegoś przyjemnego, czyli postacie. A konkretnie ocki, bo m6 i znane postacie z serialu to trochę inny temat, zwłaszcza Celestia. Fanfik oferuje szeroką gamę ocków, przewijających się przez całą długość fanfika. Jedne znamy dłużej, drugie krócej. Mimo to, każdy był dobrze napisany, a moją ulubienicą zostaje Lilith. Jedne postacie da się lubić mniej, inne bardziej i w tym aspekcie wszystko jest w jak największym porządku – w końcu nie każdego się lubi, prawda? Niektóre postacie nawet skrywają przed czytelnikami tajemnice, odkrywane czasem powoli, a czasem w ramach szybkiego stwierdzenia i powiedzenia wprost. To też jest przyjemne. Nie zapamiętałem wszystkich ocków, które się przewinęły, ale była ich masa, o czym świadczy nawet prosty rysunek zdjęcia z powstania, gdzie są akurat tylko postacie, które akurat były w Fillydelphi. Kolejnym aspektem takiej ilości postaci jest to, że na pewno każdy znajdzie jakąś postać „dla siebie”, i nawet nie chodzi o robienie waifu, a po prostu o to, że chcąc nie chcąc prędzej czy później będziemy czekali, aż wątek jakiejś postaci się pojawi znów. Postacie nie mają równego czasu antenowego, ale to i dobrze, a czemu to do tego przejdziemy. Na razie tylko o ockach mówiliśmy, w ramach przypomnienia. Fabularnie jest bez zaskoczeń, ale nie jest źle. Los bohaterów śledzi się nawet przyjemnie przez większość czasu, a odkrywanie niektórych tajemnic było ciekawe. W ramach przyjętych założeń, że kucyki mają broń palną i 2 wojenne taktyki i strategie, wszystko trzyma się kupy, chociaż czasami tylko dlatego, że ta kupa się lepka, a czasami potrzeba było taśmy klejącej, ale zasadniczo nie ma skrajnych nielogiczności WEWNĄTRZ przyjętej konwencji. Nie oszukujmy się, ale same kucyki też nie są jakimś mądrym lore. Tu autor czasem próbował łatać, z różnymi skutkami, dziury serialu. Ale nadbudowywał też kanon, tworząc swoje uniwersum. Gdy natomiast przyjrzymy się temu z… dobra, jeszcze nie z zewnątrz, ale spójrzmy jeszcze na największą gafę, wewnątrz przyjętej logiki, tego opowiadania, którą osobiście zauważyłem. Czyli Celestia fundująca przygotowywania na wojnę z prywatnego majątku, sięgającego 10 miliardów… czegoś. Już widziałem te inflacje… której nie było. Wyjaśnienie, skąd broń palna, to prawdziwe arcydzieło, przypominające mi największe teorie spiskowe dziejów: No właśnie, jak już zaczęliśmy schodzić na wady… Strona techniczna? Może nie leży, ale przynajmniej siedzi i nadal czeka na porządną korektę. Jej poziom wraz z liczbą rozdziałów wzrasta (albo ja przestałem zwracać uwagę na błędy wraz ze zmęczeniem fanfikiem, co też jest możliwe), ale nadal jest źle. Opisy wielokrotnie zawierają powtórzenia. Wracając do postaci, teraz serialowe! Celestia, która nie przypomina tej z serialu. Celestia, która autentycznie coś robi. Dopiero pod koniec znów przypomina nam starą, dobrą Celestie, która zwlekała aż do ostatniej chwili, by coś zrobić w sprawie pomocy m6. Luna, która jest tutaj wręcz gargantuicznie władcza. Była co prawda temperamentna, ale to jak bardzo tutaj jest władcza jest niezłym przestrzałem. No ale fanfik był pisany przed większą ilością odcinków z nią, więc… do wybaczenia. M6… tu się nie mogę przyczepić. Ich zmiany w raz z kolejnymi wojennymi przeżyciami są dobrze dopasowane. Tylko nudzące jest to, ile razy „umarły”. Przystałem liczyć już po 3 cudownym uniknięciu śmierci. Swoją drogą… Założenia uniwersum… bardziej z zewnątrz. Cóż, tu akurat żadna taśma klejąca nie pomoże. Założenie, że kucyki z włóczni w ciągu paru lat przeskakują do czołgów i to 2wojennych jest… no sami oceńcie jakie. Ja się nie będę czepiał cudu industrializacji w Equestrii i Sombrii, przecież idzie budować szybko… Ja się nie będę czepiał skąd Sombra miał fundusze, przecież mógł grabić wieś jak Stalin… Ja się nie będę nawet czepiał tego, że Celestia zwyczajnie nie zesłała na Sombre jakiejś magicznej bomby przez ocean, bo przecież konwencje i te sprawy… Ale to, jaki był przeskok w technologii militarnej… to jest szczerze irracjonalne. Technologie cywilne? Ok. Były przykłady zaawansowanej technologii u kucyków. Broń palna? Niech będzie, były przykłady użycia materiałów wybuchowych, choć raczej powinni startować z poziomu muszkietu… Ale czołgi 2wojenne? Albo samoloty odrzutowe, będące z tego co pamiętam z fika już na początku wojny na wczesnej fazie projektu? Powinniśmy operować na dwupłatach i marzyć o czołgach, marznąc w okopach, i to i tak przy dużej dawce naciągania logiki. Wiecie, największą wadą fika nie są jakieś nierealistyczne założenia z zewnątrz, Nie są to też postacie serialowe, czasem dziwnie ujęte, ale do przeżycia. Nie jest to nawet kwestia techniczna. Nie jest to fabuła, czasami mniej, czasem bardziej ciekawa, którą nadal potrafię streścić w jednym zdaniu. Sombra ma kompleksy na temat Kryształowego Królestwa, więc postanawia w swym geniuszu skazać pół znanej populacji kucyków skazać na śmierć w wojnie. Największą wadą jest długość tego opowiadania. Od połowy drugiego tomu sceny zaczynają się niepotrzebnie przedłużać. Od początku trzeciego tomu do jego połowy pojawiają się niepotrzebne sceny walki, które wnoszą tylko tyle, że są nie potrzebne. Problem z tymi scenami (z większością, bo niektóre są dobre) jest taki, że są nudne, nie ma tam znanych bohaterów a jedynie anonimowi żołnierze. No i duża część to porażki. No i nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że porażki przecież budują napięcie… Nie w takiej ilości. Właściwie po połowie drugiego tomu większym zaskoczeniem i napięciem byłoby, gdyby nagle wszystko się udawało Equestrii. Śmierci i otarcia się o śmierć postaci byłby bardziej przejmujące, jakby nie było ich tak dużo. Opowiadanie by tak nie nudziło, gdyby nie było tak długie. Wątek zamachu wypadku 2 kucyków ze sztabu generalnego jest jak dla mnie dodany tylko po to, by znów wydłużać fik i wojnę. To co czasem się działo w KO to nie było pisanie, a zaledwie inteligentne zarządzanie długością tekstu w celu maksymalnego jego wydłużenia. Prawda jest też taka, że dużo kwestii jest... przeciętnych. W najszerszym tego słowa znaczeniu. Bardzo nierówne pod wszystkimi względami opowiadanie. Nie jest tragiczne, czasem naprawdę przyjemnie się czyta. Na pewne dla mnie jest lepsze od „Smoczych Łez”. Najgorsze fragmenty fika to druga połowa tomu ii i pierwsza połowa tomu iii, myślę, że jakby skrócić niektóre sceny (np. rozstrzelania jeńców) a inne wyrzucić (np. walki anonimowych żołnierzy) to opowiadanie by dużo nie straciło. Ocena... 3+/7, + na zachętę. Za dużo nie zagrało, by być powyżej trójki, ale mimo wszystko w niektórych momentach na prawdę idzie się wczytać. Zacząłem na prawdę lubić skalę do 7... jest mniejszy wybór, ale i jest bardziej konkretny. Nie ma przeciętności. Jest albo 3, które jest mniej niż połową 7, albo 4, które jest więcej niż połowa, ale dobra, bo rozgaduje się nie na temat. Poza tym tu są luźne uwagi, żarty itp: Cóż... Czy zostało coś jeszcze... Słowa uznania, że autorowi się chciało pisać. Gratulacje, nie każdy miałby tyle cierpliwości. Co teraz będę czytał? Sam chciałbym wiedzieć. Na pewno jakiś zakończony fik. Wiadomo jedno. Teraz każdy fik będzie krótki. I chyba tyle. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...