Wróciłem trochę porzucać komentarzami w dziale, a że na mojej drodze stawały różnego rodzaju bestie, zdecydowałem się powiedzieć coś o tekście kogoś, do kogo mam zaufanie, jako do pisarza. Ponadto już wcześniej obiecałem komentarz, do tego wszystkiego jestem pre-readerem opowiadania (i nieskromnie dodam, że też iskrą zapłonową). Dobrze weźmy się więc za dramat z życia codziennego, autorstwa Dolara.
Graj muzyko! (W końcu mogę to powiedzieć z radością)
Kwestia techniczno-wizualna: Tak jak być powinno. Naprawdę nie mam się tutaj czego czepiać. Błędy poprawione, interpunkcja właściwa (w tym świecie to niestety coraz rzadsze) nienaganne, przejrzyste formatowanie, wszystko ładniutkie. Tak trzymać! Nie będę mówił o tym więcej, bo nie ma o czym, jest bardzo dobrze.
Styl i narracja to ciekawa rzecz. Dolar często zwraca w moich opowiadaniach uwagę na mój specyficzny sposób składania zdań i opisywania sytuacji, znacznie oszczędniejszy i "krótkozdaniowy". Sam, tak jak i w tym tekście, stosuje styl znacznie bliższy klasycznemu, pięknemu gawędziarstwu. Jeśli ktoś nie wierzy, polecam spróbować przeczytać dłuższe fragmenty na głos. Opowiadanie bardzo, ale to bardzo do tego pasuje.
Czy mam coś do takiego stylu? Oczywiście, że nie. Podoba mi się to, że autor należy do elity, która może się ładnym stylem pochwalić. W takim krótkim, dość obyczajowym tekście, sprawdza się on znakomicie, do tego chyba właśnie jest stworzony. Całość prezentuje się na tyle dobrze, że osobiście liczę, że sam jeszcze zdołam się czegoś nauczyć, właśnie dzięki takiej metodzie narracji.
Ponieważ przechodzę teraz do właściwszej treści opowiadania, apeluję wszystkich, by uważali na spoilery. Tutaj zrobię coś na kształt recenzji, dokładnie omówię poszczególne elementy, nieraz bardzo subtelne. To kolejna wspaniała rzecz - przy tym fiku można sobie pozwolić na szczegółowość, bo jest na tyle dobry, by było o czym pisać.
Zacznijmy od fabuły i tego, co tu się dokładniej dzieje. Przedstawiono nam tutaj wizytę Razor Drilla, żołnierza Totenhoof w spokojnym Ponyville. Gdzieś w tle trwała wojna, tutaj jednak kucyki są zupełnie inne, znacznie bardziej... nasączone propagandą. Widzimy ładnie wykreowane, ciekawe perypetie wojaka z serialowymi postaciami. Całość prezentuje się interesująco, nie wszystko jest dla nas oczywiste, jednak nie mamy się gdzie zgubić, a nawet uraczeni zostajemy kilkoma fabularnymi smaczkami. Moim zdaniem - bez zarzutu.
Przyjrzyjmy się jednak sytuacji tła. Jak już napisałem wyżej, mamy do czynienia z wojną. Miast samych działań wojennych opisywane tutaj są efekty wrogiej propagandy, bardzo szkodliwe i krzywdzące dla żołnierzy. Moim zdaniem poruszony tu problem jest poważny, istotny i interesujący. Do zadań wrogiego wywiadu należy właśnie walka ideologiczna, kupienie właścicieli gazet było z ich strony pięknym posunięciem. Możemy jednak zadać sobie słuszne pytanie - czy Equestria sama nie próbuje nic robić na tym gruncie? Może robi to nieudolnie? Nie wiem. Z perspektywy czytelnika powiem jeszcze, że chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej na temat natury samego konfliktu.
Co z bohaterami? To ciekawe, bo właśnie w tym miejscu tekst wydaje mi się najbardziej nierówny. Część bohaterów to jego siła, część to jego cholerna słabość.
Razor Drill. Zdecydowanie dobrze zrobiony. Porządny ocek. Dolar wykreował tutaj na około dziesięciu stronach godną uwagi, pełnokrwistą postać. Szkoda byłoby go porzucić, moim zdaniem jednak jego kreacja to wysoki stopień zaawansowania. Jakaś informacja o rodzinie, jakieś pojedyncze przemyślenia, jego ciągłe niezadowolenie i stała gotowość do obrony szarganego honoru jednostki. Po prostu świetne!
Idąc dalej. Teraz nie mogę powiedzieć "dobre", bo po prostu nie wiem, czy to faktycznie dobre jest. Celestia. Dla mnie jej majestat został przedstawiony prawidłowo, a gniewne przemówienie do mieszkańców Ponyville było w moim odczuciu jak najbardziej uzasadnione. Owszem, można być dobrą, miłującą poddanych władczynią, jednak nie zawsze da się utrzymać królestwo w ryzach przy użyciu samej marchewki, potrzebny jest też kij lub chociaż jego groźba. Dla mnie - ta Celestia jest ok.
(I pomińmy już to, co pojawiało się w innych opiniach, że mogła bardziej zadbać o rzetelność informacji w kraju. Mądra władczyni po szkodzie...)
No dobrze, teraz właśnie mankament. Moim zdaniem autor postanowił tutaj powiększyć jakość przekazu, głównego bohatera i jakości tekstu, kosztem odwzorowania niektórych bohaterek. Nie mówię, że nie pokazał ich wystarczająco dobrze, tylko że niektóre przedstawił dość nieprawdziwie. Do samego końca nie mogłem przez to przetrawić zachowania niektórych.
I tak Rarity jest moim zdaniem bardzo dobra i przedstawiona odpowiednio. Applejack jest ok. Nie mam też nic do ataku Rainbow Dash na Razora, to uważam za zgodne z jej charakterem. Te postaci zdecydowanie nie straciły na odwzorowaniu.
Co innego Pinkie... Najweselszy i najbardziej przyjazny kucyk w Ponyville nagle posmutniał? Ktoś, po kim zawsze spodziewamy się drugiej szansy dla każdego? Nie, raczej nie, to zdecydowanie mi nie pasuje.
Twilight. Mogę uwierzyć, że działa w ten sposób, nie wierzę jednak, by tak wnikliwy umysł dał się aż tak omamić propagandzie. Tutaj też przydałby się retusz.
No i Fluttershy, yhh... Tutaj sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Moim zdaniem to najbardziej zepsuta tutaj postać. Nie czepiam się tego, że została przedstawiona jako "zła Fluttershy", tylko że w tej "złej Fluttershy" praktycznie Fluttershy nie ma. W mojej wizji mogła spokojnie stać za plecami Rarity, od czasu do czasu szepcząc jakieś słowa, poprosić ją na chwilę na stronę, by tak powiedzieć o wątpliwościach co do żołnierza. Mogła też zamanifestować lęk po prostu uciekając z płaczem. Wszystko to by do niej pasowało. Gniew pokazany w tekście jest o wiele bardziej dosadny, ale niestety nieprzekonujący.
Pozwolę sobie powiedzieć jeszcze kilka opinii na temat końcówki. Tutaj znowu mamy słodko-gorzką sytuację.
Piosenka, jako inspiracja, wzięcie jej fragmentu jako tytuł, ogólne podsumowanie całości - coś pięknego. Moim zdaniem dodawało to uroku i jakości opowiadaniu. Po prostu pięknie pokazywała nam ona poetyckie podsumowanie dość przykrych zdarzeń, jednak... miała w sobie nutę optymizmu, która mogła podbudować całe opowiadanie. Moim zdaniem należało po niej wstawić ze trzy zdania i elegancko zakończyć tekst. Jak lądowanie telemarkiem.
Niestety "sierżancie, co to dokładniej znaczy?" wbiło mi w oko malutką drzazgę. Może to po prostu ja nie lubię, jak autor sugeruje mi coś za dużo. Szczerze jednak przyznam, że dla mnie ostatnie słowa i ostatnia wymiana zdań to część zbędna, a całość wyglądałaby lepiej bez tego. Broń Boże jednak nikt przez to nie cierpi, tak czy siak lektura jest wartościowa, bardzo dobra i ucząca.
W telegraficznym skrócie:
Dolar napisał świetne opowiadanie, z realną problematyką, napisane po prostu ładnie. Wartościowy tekst na jedną lekturę. Dobrze zrobiona fabuła i kreacja świata równoważy nam problemy z kreacją niektórych bohaterek, a zakończenie (nawet pomimo tych ostatnich słów) wygląda bardzo ładnie. To zdecydowanie solidna robota, warta naszej uwagi. Jeśli ktoś szuka mocnej lektury, polecam wziąć do łapy (czy tam kopyta) właśnie Pana Atkinsa.
Pozdrawiam i dziękuję za dobry tekst!