Skocz do zawartości

[ZAPISY][GRA] BUNT [Wojna FOL POZ Sequel/Alternatywne zakończenie][Human and Pony][Trochę RPG XD]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

- No i co, no i co? - dopytywałem się mojego kolegi, jak razem ze swoją ekipą włamali się do sklepu z kisiel fisiel, gdy ich zaskoczyła straż miejska... Łuuu, to musiało być naprawdę zajebiste! Echh, szkoda, że mnie wtedy nie było... emm, chyba taak... tak mi się wydaję. Otrząsnąłem się lekko. Wypiłem... trochę (?)... Sam właściwiee wiem... nie wiem, co.. fef- nie wiem ileee... Ale ogólnie wracając do tamtej... takiej sprawy nawet, too... ogólnie nie jestem za takimi występkami. Tak, właśnie, taaak! Kradzież jest złem... na złem kradzież powinno się obcinać kopfyta! O tak! Nima lekko! Ale chyba... to nawet na pewno z pewnością trzeba już trzeba doro-snąć. Niee jesteeeeśmy w liceum, żeby takie rzeczy owalać! Hmm?

Nigdzie nie ma mojego kolegi. O siet! Co ja zrobię? I co ja biedny zrobię?! Amy, Amy! Muuusi gdzieś tu być! Niech ją tylko znajdę... znajdę? Znajdę! Znajdę? Znajdę! ZNAJDEEE!

Ok, tylko tak... muszę iść normalnie! Nie! Najpierw muszę... oczyścić umysł! Tak! Jestem pod wpływem! No dalej! Mocy przybywaj! No już! FUS RO DAH! Jeszcze nie? No truuudno...

Postąpiłem parę kroków. No jest nieźle. Gdy się skupiłem, mogłem kontrolować się nawet, gdy jestem upity. Tylko, że gdy już się upijam, to nie żeby się skupiać na czymś...

Odnalazłem ją... o w mordę! W trakcie upojenie alkoholowego zauważyłem, że moje zmysły działają inaczej... niż powinny. Dostrzegłem blade lico mojej pielęgniareczki. Czyżby się źle czuła? Możliwe... ohhh! Nie lubię zbytnio myśleć, mając procenty we krwi, ale Amy potrzebuje pomocy. Żeby choćby się spytać o jej stan.

Jakoś doszedłem... doszedłem... doszedłem... no doszedłem! Do niej! Ale od razu stanąłem prosto. Odchrząknąłem i dając po sobie nic a nic poznać! Ach, do dopiero sztuka! Ukrywać upojenie! Powinienem dostać nobla nagrody pokojowej... ehhh, co ja pieeerniczę?

- Amy... wydaję mi się, że jesteś trochę blada na twarzy. Czy aby na pewno wszystko w porządku? - spytałem, posyłając jej błogi uśmieszek. Inaczej nie umiałem... uhhh, no i znów mnie boli głowa, od kontrolowania się! Ehh, no tak, powfe... o kurde! Z pewnością jedzie mi z ust spirytusem! Mam nadzieje, że akurat tego nie poczuła... ale stałem prosto! Taak! Prosto... Dobra. Muszę się zacząć kontrolować od nowa!

Edytowano przez Grento
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałam na Luciego z lekkim zmęczeniem. Czuć trochę było od niego alkohol, ale akurat nie aż tak bardzo, by mnie to odrzucało. Widać było, że świetnie się bawił ze swoimi przyjaciółmi. Powiedziałam tylko cicho do niego:

-Nie przejmuj się. Trochę jest mi słabo i tyle. Zaraz powinno mi przejść.

Jednak kopytka się pode mną uginały i w końcu upadłam na ziemie. W głowie mi się kręciło i naprawdę było mi niedobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upadała. To znaczy, że jest źle... hemmm... po jaką cholerę jeszcze stoję jak jakaś pała?! Zrobiło jej się niedobrze, lecz raczej nikt nie zwrócił na nas uwagi. Nie tylko ja mogłem być nawalony jak bela... No dobra, więc trzeeba działać! DZIAŁAĆ!

Przyklękałem do niej, odgarniając ostrożnie różowe kosmki, które przywarły do jej mokrego czoła. Popatrzyłem na jej zmęczone oczy, a następnie pomogłem wstać. Wyprowadziłem pielęgniareczkę bocznym wyjściem i posadziłem na stopniu. Na dworze panował już półmrok i ochłodziło się. To dobrze. W środku panował gorąco oraz duszność, wymieszana z odorem spirytusu. Jeśli jej nie przejdzie, to zadzwonię po karetkę. A tak to teraz siedzieliśmy na dworze, ciesząc się świeżym powietrzem, a przynajmniej o wiele świeższym niż przed chwilą, co stanowił znaczną różnice.

- Heej - potrząsnąłem nią lekko. - A jak teraz? Lepiej Ci?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałam się tylko z bólem na Swojego przyjaciela i powiedziałam lekko drżącym, słabym i zmęczonym głosem:

-Nie bardzo, jest mi gorąco, boli mnie głowa i dosyć słabo się czuję. Nie wiem, co to może być.

Czułam się fatalnie. Zdaję się, że miałam też gorączkę, bo się pociłam strasznie. Możliwe, że to jakaś ostra forma grypy. Miałam tylko nadzieję, że nic bardziej niebezpiecznego dla zdrowia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zastanawiając się, uniosłem ją i posadziłem na grzbiecie. Na początku zachwiałem się lekko... aaale dam radę! Musze dać! Amy mnie potrzebuje! Ponyville jest małym miasteczkiem. Dotrę tam szybciej, niż by po wezwaniu karetki. Tylko żeby się nie wywalił przez do pijaństwo przypadkiem... eee! O czym ja myślę?! Oczywiście, że dam radę. Amy jest leciutka jak piórko, prawie jej nie czuję na sobie. No to jazda!

- Złap się... się mnie. D-dobra? - spytałem, znów łapiąc się za głowę. Kurde fleks! Ale mnie trzepie w bani... ehh. no dobra dobra... Następnie ruszyłem w stronę szpitala. Jakoś tak nie pamiętam tej podróży... nie wiem czemu. Coś takie jakieś rozmazane to wszystko... ehhh, nic wam nie powiem! Nie wiem. W kazdym razie...

Wpadłem do szpitala i o mały włos nie potrąciłem jakieś pielęgniarki, która posuwała wózek... zboczeńcy z was! Ktoś tam coś krzyknął, potem łupnęło... gruchnęło... jakieś jęki... a potem ciemność. Ale chyba zabrali Amy... tak... zabrali! W takim razie, jest dobrze... Tak więc... trzeba...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luci wziął mnie na grzbiet i zaczął nieść. Ledwo zwracałam na cokolwiek uwagę. Czułam się fatalnie. Po kilku minutach z wyczerpania zemdlałam, choć nadal trzymałam się na jego grzbiecie. Obudziłam się w jakimś łóżku. Otworzyłam lekko oczy i zauważyłam, że jestem w sali szpitalnej. Byłam podłączona do kroplówki. Okropnie mnie bolała głowa i byłam wyczerpana. Nie mogłam się poruszać, byłam w stanie wyszeptać tylko jedno słowo:

-Luci

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Lust]//lecimy dalej z podrożą... jeszcze 5. 4 nie licząc tego.

Moje skrzydła biły powietrze, w regularnym, wręcz usypiającym, wolnym rytmie. Nie myślałem wiele. Po prostu machałam lecąc nad chmurami korzystając z naturalnych prądów powietrznych dla oszczędności sił. Mój lot był bardzo ekonomiczny. Niestety to wszystko miało jedną poważną wadę. Powietrze mnie otaczające było zimne i skraplało się na mojej sierści, by zaraz potem zamarznąć w twardą ciążącą skorupę. Trzeba było je usunąć, a to z kolei był kolejny wydatek kosztowny wydatek energii. Prawdziwe pegazy miały inną budowę anatomiczną uniemożliwiającą ten proces. Ja nie mogłam tego imitować. Nie byłam wstanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LOSOSWANIE

Numer gracza: 4(HOFFNER! TAAAAK!)

Numer zadania: 34

 

SPOTYKASZ KSIĘŻNICZKĘ CELESTIĘ! ODDAJ POKŁON LUB OKAŻ POGARDĘ, A MOŻE NAWET Z NIĄ POROZMAWIASZ?

+10 bitów

 

Dzisiaj z samego rana do klubu Lust Tale(której tam jeszcze nie było) doszedł wyciek, że Celestia obawiająca się łamania prawa postanowiła osobiście sprawdzić miejsca publiczne w Canterlot. I dzisiaj miała odwiedzić właśnie ten klub.

 

Komputer:

Klacz poprawiła okulary i uśmiechnęła się lekko, zdejmując zaklęcie Hollowly z klaczy.

- Bardzo dobrze, zdała pani  na certyfikat poziomu 2 - wyciągnęła coś spod biurka i podpisała, oraz przybiła pieczątką.

Potem podała Sandy za pomocą magii.

- Życzę miłego dnia. Do widzenia.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziękuje, do widzenia. - odparłam wychodząc z budynku z kartką od tamtej klaczy. Zauważyła francuza.

- O Sandy! Udało ci się? Trzymaj, adres moje domu. - powiedział podając kartkę. - Co teraz idziesz robić? Jeśli mogę spytać.

- Lecę do Ponyville. Trzeba odpocząć od tego zgiełku. - odpowiedziałam.

- I podobno jesteś podmieńcem, to prawda? - zapytał szeptem.

- Skąd to wiesz? - zapytałam lekko nerwowo.

- Jesteś przecież jedynym lub jednym z nielicznych Changelingów które prowadzą normalne życie w Equestrii to wiesz. Ale mniejsza, miłej drogi. - odpowiedział odchodząc.

Ja zastanawiałam się nad rozmową, po minucie stania schowałam papier do torby i kartkę od ogiera, po czym poleciałam do Ponyville. Będąc niedaleko poziomu chmur przybrałam swoją normalną postać. O wiele lepiej się tak czułam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze, co do mnie dotarło... to bóóól głowy. A jak mogłoby być inaczej!

Znajdowałem się na sali szpitalnej. Zanim zdecydowałem się rozejrzeć po okolicy, do moich uszu docierały przeróżne odgłosy. Od mokrych kaszlnięć chorych, przez ich jęki narzekające na niewygodę, aż po cykliczny dźwięk aparatury medycznej. Otworzyłem oczy szeroko. Siedziałem na stołku, pochylony do przodu, a ślina kapała mi z ust na podłogę. Wiem, obrzydlistwo, ale spałem na siedząco. Normalnie bym tak nie miał. Wytarłem twarz kopytem i od razu poczułem suchości w ustach, aż język normalnie mi wysychał. Alkohol odwadnia, więc czemu się dziwie? Wstałem, przeciągając grzbiet, a przy tym chrupiąc moim nierozruszaniami kośćmi. Zasnąłem bardzo niewygodnie, przez co teraz szyję miałem napiętą jak struny w fortepianie. Pokręciłem głową na boki, krzywiąc się przy każdy większym ruchu.

Na łóżku przede mną pod białą pierzyną leżała Amy. Już odruchowo chciałem ją sprawdzić, jednak ostatecznie cofnąłem kopyto. Byłem brudny i śmierdzący. Nie pamiętam, jak się tu znalazłem, lecz musieli mi pozwolić tu zostać pomimo mojego stanu, tylko dlatego, że jestem tu w miarę lubiany i szanowany. No i udało mi się ją przenieść do tego szpitala. Teraz jak na to spojrzę... to trzeba było jednak wezwać karetkę. Pijany mogłem się gdzieś wywrócić, czyniąc jeszcze większe szkody. Nie myślałem wtedy tak jak teraz... auć! Ehh, no i znowu!

Przetarłem oczy i pobiegłem do łazienek. Po szybkim prysznicu wstąpiłem po kitel lekarski i wróciłem do pielęgniareczki.

Obudziła się, lecz była zbyt słaba.

- Nic nie mów - wyprzedziłem ją w tym, co chciała powiedzieć. W jej przypadku podejrzewałem infekcję. Trzeba będzie wykonać wymaz z gardła...

- Luciano! - Usłyszałem ten głos, następnie dotyk kopyta na ramieniu. Tak, to musiał być dyrcio... - Wiesz, że jesteś na urlopie, ten jeszcze jeden dzień?

- Tak wiem, wiem - odwróciłem się do niego. - Ale w takich przypadkach nie istnieje coś takiego, jak urlop. Wyleczę ją - zapewniłem, podchodząc do jej łóżka. Patrzyła na nas spod ciężkich powiek, a dreszcze przebiegały po niej, trzęsąc nią.

- Dobrze. Byłeś świadkiem tego zdarzenia, więc wiesz najlepiej. - Wręczył mi kartotekę, następnie poklepał po ramieniu. - Ale nie narzekaj później, że Ci się urlop nie powiódł.

Po tych słowach zawołałem jedną z pielęgniarek, aby pomogła mi przy wykonywaniu badań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień w Ponyville przelatywał mi spokojnie. Po tej akcji z alkoholem. Nie działo się nic co mogłoby sprawiać jakieś problemy w miasteczku. To miejsce było rzeczywiście niesamowite. Ale nie mogłem dłużej zwlekać. Muszę wkrótce wracać do Canterlotu. Jednak najpierw spróbuje prosić księżniczkę o pomoc w magii. Choć nie chciałem jej się narzucać. Chwilę szukałem miejsca, gdzie mieszka księżniczka. Znalazłem bibliotekę, o której słyszałem w Canterlocie. Mimo, że biblioteki to publiczne miejsca i każdy mógł tu wejść. Teraz mieszkała tu księżniczka. Więc musiałem zachowywać się porządnie, tak jak zostałem wychowany. A nie jak ostatni prostak. Delikatnie zapukałem do drzwi biblioteki mając nadzieje, że zastanę księżniczkę w środku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magus:

Twilight Sparkle lekko zdezorientowana otworzyła drzwi i uśmiechnęła się lekko.

- W godzinach od 8 rano do 19 biblioteka otwarta jest dla wszystkich - wpuściła ogiera do środka i zapytała uprzejmie - W jakiej sprawie pan przychodzi?

Miała na sobie tiarę, ale poza tym (no i po skrzydłach) nie można było poznać, że jest księżniczką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem trochę zakłopotaną minę wiele razy byłem blisko księżniczki Celesti i Luny. Podczas gdy pilnowałem jakiś uroczystości. Jednak nigdy nie rozmawiałem z nimi bezpośrednio. Księżniczka Twilight od niedawna była księżniczką. Po wystroju jej domu i niej samej mogłem się domyślić, że nie obnosi się z tym tytułem. Mimo wszystko byłem gwardzistą i zawsze musiałem okazywać szacunek księżniczkom. Spojrzałem na księżniczkę, po czym się ukłoniłem.
-Wasza wysokość, to wielki zaszczyt cię poznać. Nazywam się Golding Shield. Jestem gwardzistą z Canterlotu. Jednak pewne sprawy sprowadziły mnie do Ponyville. Chciałem cię prosić o poświęcenie mi chwili swego cennego czasu i pomoc w osiągnięciu nowego poziomu magii. Będę bardzo wdzięczny za pomoc. Oczywiście, księżniczko, jeśli nie masz na to czasu, to zrozumiem, to. Powiedziałem mając nadzieje że księżniczka nie zauważy mojego zdenerwowania w głosie z powodu tego spotkania.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luci rozmawiał z dyrektorem szpitala. Mówił coś, że to prawdopodobnie infekcja. Tylko skąd ona się wzięła. Nie pamiętam, żebym wcześniej miała jakieś problemy ze zdrowiem ani, że miałam jakąś raną, która się mogła zakazić. Miałam tylko nadzieję, że szybko wyzdrowieję. Powiedziałam słabym głosem do Luciego:

-D-dziękuję ,ż-ż-ę mi p-pomogłeś. Nie w-wiem, co bym z-zrobiła, gdybyś mnie tu nie doprowadził.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magus:

Twilight przyłożyła sobie kopytko do brody w zamyśleniu.

- Niestety na razie nie mam czasu. Muszę sporządzić ważne raporty. Przyjdź jutro, a jestem pewna, że ci pomogę, w końcu jesteś gwardzistą i tyle robisz dla Equestrii - uśmiechnęła się. - Na nocny wypoczynek polecam ci pokoje w kawiarni ,,Pod kopytkiem''. Cóż. Miłego dnia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponownie ukłoniłem się uroczyście księżniczce. Co prawda musiałem wkrótce wracać. Ale Canterlot się nie rozpadnie jak jeszcze chwilę mnie nie będzie. I nauka u księżniczki byłaby z pewnością wielki zaszczytem i pomocą.
-Dziękuje księżniczko, to dla mnie wielki zaszczyt. I dziękuje za informacje, gdzie mogę spędzić noc. Do zobaczenia jutro
Powoli opuściłem bibliotekę i skierowałem się do miejsca, o którym mówiła księżniczka.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[156]

[Lust] 3

Przymknęłam oczy tylko na moment. Zaraz potem leciałam nie mogąc zrobić nic w dół. Czułam coraz gęstsze powietrze rozbijające się o moje ciało. Miotające moimi skrzydłami które przycisnęłam po chwili jak mogłam do ciała minimalizując opór powietrza. Spadałam jak pocisk artyleryjski w dół coraz szybciej. Wiedziałam że nie mogę tak skończyć - roztrzaskana o twardą powierzchnię oceanu. Siłą woli zaczęłam coraz bardziej wyprostowywać lot. Śmierć nie była moim przeznaczeniem. Przynajmniej na razie. Miałam misje do spełnienia... Nie mogłam zawieść swojego ula. 

 

[Klub]/White Tail

- A proszę, to gdzie? - spytała wrednie. - Mam cię na oku. Nie próbuj uciekać i tak nie dasz rady.. - ostrzegła cię po czym mogłeś poczuć jak wychodzi ci z głowy.

Weszliście do jednej z sal na górze. Była duża, w miarę pusta i w idealnym porządku. Stały tam tylko toaletki i parę szaf. Nic więcej. White usiadła przy toaletce i zaczęła przeglądać magazyny mody...

- Słuchaj uważnie... - Pokazała ci obrazek elegancko ubranego kremowego ogiera z ciemniejszą grzywą grzywą niż sierść co miał na sobie założony tylko czarną dżinsowa kurtkę ze specjalnie wykrojonymi dziurami na skrzydła bo był pegazem. - Przyjrzyj się dobrze temu. Zrób wizualizacje w głowie i pozwól sobie uwalniając energię spłonąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(300-8=292)

Za radą księżniczki skierowałem się do kawiarni Pod kopytkiem. Wszedłem ciękim wolnym krokiem do środka. Cóż tak chyba było nawet lepiej. Odkąd tu przybyłem wcale nie spałem. Co już dawało pierwsze objawy. Jak, choćby straszne znużenie. Cóż lekcja dzisiaj byłaby ciężka zarówno dla mnie, jak i księżniczki, gdybym był nieuważny podczas zajęć. Zapłaciłem z góry za pokój . Po czym do niego poszedłem. Nie przypominał mojego domu w Canterlocie, ale nie był zły. Rzuciłem swoją torbę podróżną , włócznie i miecz w kąt. Po czym zdjąłem całą zbroje i położyłem się do łóżka musiałem się porządnie wyspać przed jutrzejszymi zajęciami z księżniczkom. Łóżko było bardzo wygodne. Miałem tylko nadzieje, że nie będzie mnie czekała tak dziwna noc jak po gali.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leciałam przez niebo poniżej chmur, aby nie spotkało mnie coś nie szczęśliwego. Cóż dawno nie latałam na duże odległości więc to by się mogło źle skończyć.

Jedynie trzeba za radą zobaczyć coś w Ponyville i wracać do Canterlotu by się nauczyć magii.

- Ech, ciężkie życie... - powiedział do siebie zasłaniając oczy kopytem gdy uderzyła mnie fala wiatru. Na chwilę straciłam równowagę, ale wróciłam do lotu. Będą niespodzianki po drodze pewnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[156]
[Lust] 2
Jak mi się udało wyrównać lot to byłam tak nisko że mogłam usłyszeć szum fal oceanu i poczuć morską, orzeźwiającą bryzę. Prawie zahaczyłam skrzydłem o jedną z fal zupełnie przez przypadek... Źle by się dla mnie skończyło gdyby właśnie tak się stało. Kąpiel miałabym gwarantowaną i śmierć przy okazji. Changelingi nie chcą pływają bo nie potrafią? Nie znam żadnego co by lubił przebywać długo w wodzie... 
 
[Klub]/White Tail
- Działa, Działa... - powiedziała obchodząc cię uważnie dookoła w poszukiwaniu błędów. - Postać można modyfikować względem swoich potrzep. Najlepiej mieć jakiś wzór w pamięci, by przemiana wyszła bez żadnych błędów. Dlatego dobrze jest zapamiętywać wszystko co się zobaczy u przechodzących kucyków. Bardzo to ułatwia sprawę. Tak jak przeglądanie od czasu do czasu kolorowych pisemek... - Uśmiechnęła się. - I tak przy okazji. Nie zmieniaj się w gwardzistę, bo to największa głupota w tym mieście... - powiedziała dalej zasiadając do gazetki.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie odstawiłem głowicę ultrasonografu i chusteczką wytarłem żel z brzucha Amy, aby ją ponownie okryć kołdrą. Spojrzałem na nią z kamienną twarzą. Wciąż wyglądała słabo, im dłużej chorowała, tym gorzej. Choroba wyciskała z niej resztki energii życiowej, a jak się nie pospieszę z diagnozą oraz wdrożeniem odpowiedniego leczenie, będzie się tylko zaostrzać...

Niestety, musiało mi się przytrafić kac, przez którego moje myśli często błądziły lub popełniałem podstawowe błędy. Cholera... jak tak dalej pójdzie, będę musiał oddać ją komuś innemu, bo jeszcze zaszkodzę mojej pielęgniarecze. Tak więc, co już mamy?, pomyślałem, przechadzając się parę kroków przy łóżku Amy. Wlepiłem skupiony wzrok na malowniczy krajobraz za oknem, drapiąc się po brodzie... Podsumujmy.

Pacjentem jest klacz w wieku 20 lat, pracująca w szpitalu. Czyli w siedlisku różnorodnych chorób. Mogła złapać coś od pacjenta, którym się zajmowała, więc dobrze by było prześledzić z jakimi chorobami miała do czynienia. Po sprawdzeniu tego tropu doszedłem do wniosku, że jedną, z najbardziej prawdopodobnych opcji jest zakażenie pałeczką ropy błękitnej, która może wystąpić u kucyków chorych na mukowiscydozę, AIDS, cukrzyce oraz nowotwory, z jakimi miała ostatnio do czynienia. Ponad to, ta bakteria jest odporna na standardowe środki czystości oraz dezynfekcji, co oznacza, że nawet przy zachowanej ostrożności, jest w stanie przetrwać takie zabiegi.

Ostatnio także byliśmy na Gali. Zmęczenie i stres doprowadziło do osłabienia jej układu immunologicznego, a to z kolei dało szansę pałeczce do ataku, gdyż należy do bakterii opurtunistycznych, czyli takich, które normalnie są nieszkodliwe, lecz w przypadku osłabienia organizmu, atakują go.

Bakteria ta jest twardym przeciwnikiem. Ma dużą odporność na antybiotyki, ale to dopiero początek...

W związku z zakażeniem doszło to reakcji zapalnych, obecnie definiowanych jako zespół ogólnoustrojowej reakcji zapalnej SIRS, czyli prościej mówiąc - sepsy.

Nie jestem jeszcze w pełni do tego przekonany, choć objawy takie jak: 39 stopni Celsjusza, podwyższona czynność serca, zaburzona częstość oddechów spontanicznych oraz leukopenia, przemawiają właśnie za tym. Musze udać się na konsultację do dyrektora, zanim postawię ostateczną diagnozę.

...

Po pół godzinie wróciłem. Tak więc sepsa. Ciężka choroba, trudna w leczeniu...

Od razu jak wróciłem, zacząłem przetaczać Amy płyny dożylnie, aby osiągnąć ośrodkowe ciśnienie żylne, średnie tętnicze wraz z wysyceniem hemoglobiny tlenem, co ma podziałać przeciwwstrząsowo. Zaraz po rozpoczęciu tego leczenia, dołożę także antybiotyki dożylne. Umówiłem Amy już na blok operacyjny. USG wykryło w jej brzuchu ogniska zakażeń, których trzeba się czym prędzej pozbyć. Będę obecny podczas operacji.

Usiadłem na chwilę przy niej. Szkoda mi jej było. Tak szybko nie wyjdzie z tej choroby, o ile wyjdzie...  

Edytowano przez Grento
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[156]
[Lust]1
Widziałam już kontynent equestriański z początku jako cienka stale powiększająca się kreska. Przeleciałam nad Manehatanem, w którym wcześniej żerowałam jako podrzędna robotnica zanim wyrobiłam sobie moją reputacje. Kompromitacja Prezydenta Miasta na tle publicznym to było ciężkie zadanie ale podołałam mu.  Mam z tego kuca zrobić changelinga? Mi się to nie uda? Musi się udać bo będzie po mnie uświadomiłam sobie. Matka dwa razy nie przebacza... chyba...
Skrzydła mnie zaczęły coraz bardziej piec. Odmawiały posłuszeństwa... machałam nimi tylko dlatego bo wiedziałam że niedługo znajdę się w Canterlot.
 
[Klub]/White Tail
- Nie ma za co, ale nie pójdziesz nigdzie, bo nawet nie wyjdziesz z klubu dopóki nie wróci Lust i nie powie co z tobą dalej... Po za tym słyszałam że Heard ma cię na oku... Wszyscy to słyszeli... - powiedziała zagradzając ci drogę wyjścia. - Ja też nie pozwolę ci stąd wyjść - Zaparła się pewna swego o drzwi. Widać było że łatwo nie ustąpi pola.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Lust Tale]

Widziałam przez przepocone oczy już strzeliste wieże Canterlot. Byłam słaba... głodna i wykończona. Do miasta wleciałam zygzakiem jakbym była pijana. Przy przytomności trzymała mnie tylko myśl że czekają mnie ostatnie metry i być może jakiś posiłek... musiałam zjeść. To co miałam właśnie skończyć uznałabym wcześniej za niewykonalne. Lecz teraz właśnie przekroczyłam tą granice... Wylądowałam zataczając się przed klubem. Zdołałam wysłać jeden, tylko jeden impuls zanim padłam wykończona u zamkniętych drzwi za żelazną kratą.

 

[Klub]//White Tail

- Myśli nie da się od tak blokować... Nawet ja tego nie umiem. Niektórzy owszem robią, ale dla mnie to jakaś czarna magia. Po prostu musisz to zaakceptować innej wyjścia nie masz - mówiła siadając na krześle. - Romantic Heard jest surowa, bo najstarsza. Ja też z początku miałam z nią ciężką przeprawę, ale po pewnym czasie mnie zaakceptowała... Ja tutaj jestem z najmłodszego lęgu... Tak naprawdę nie mam nic specjalnego do opowiedzenia, bo jeszcze mało wiem i umiem... - Zaczęła ale nie skończyła opowiadać. Jej oczy powiększyły się, a ona wystrzeliła w stronę drzwi. W głowie mogłeś usłyszeć niemal krzyk o pomoc, który jak nagle się pojawił, tak znikł. 

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leciałam dalej obserwując czy nie ma nikogo na niebie. Moje skrzydła nieźle pracowały, już dawno ich tak nie używałam. Stąd to zmęczenie prawdopodobnie, jednak to znak, że trzeba potrenować. Bo potem będzie ciężko, bardzo ciężko.

Spojrzałam w dół by zobaczyć, że jestem prawdopodobnie w połowie drogi do Ponyville.

- Trochę to potrwa widzę. - powiedziałam do siebie ponurym głosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[156]

[Klub]

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem - mówiła nerwowo, patrząc to w jedną stronę to w drugą. Widać że była zdenerwowana i zdezorientowana całą sytuacją.

- Wnieście ją do środka. To Lust wróciła... - rozległ się grupowy przekaz Romantic Heard. - Zapłaciła za to co nierozważnie zrobiła. Będzie miała nauczkę, by myśleć następnym razem parę razy zanim coś zrobi... - mruknęła jakby do siebie już ciszej. - Na co czekacie? Do środka z nią - zabrzmiał jej nerwowy ton. Za wami słychać było jej nieśpieszne kroki dochodzące z klatki schodowej.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...