Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Serena, zdradzę Ci sekret. Faceci to jest takie cholerstwo, że kiedy masz ich gdzieś pod względem szukania sobie partnera, to bandy przegrywów będą się dobijały do drzwi 24h/7.

Ponieważ, cytując pewnego ''Youtubera'' ,, Nie chodzi o to aby złapać królicza, tylko aby gonić go'' :ming: 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, to byś się zdziwił bo już były osoby, które to potwierdziły, one żyją, nie oberwały i nie zepsuło to naszych relacji. Ja nie jestem ślepa i wiem jaka jestem. Nie oczekuję poprawnej politycznie grzeczności.

Rozum mówi - To fajnie, że można jej powiedzieć coś normalnego i cię za to nie zarżnie. Moja opinia, jest akceptowana.

Ból mówi - Zamknij się i mów wszystko co ona chce usłyszeć.

Edytowano przez White Hood
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dziwię Ci się ( mimo, że ja chętnie chodzę ), ale i tak musisz, więc postaraj się to wykorzystać. Jeżeli na lekcji masz wolny czas, to zajmij się swoimi sprawami ( np. rysowaniem ). Jeżeli wolnego czasu nie ma, to skup się i postaraj o dobre oceny, zawsze jakaś satysfakcja z tego będzie.

Może Cię to zdziwi, ale ja w wieku gimnazjalnym chętnie bym zamienił szkołę na przerzucanie węgla, czy jakąś inną pracę. Niestety ( i na szczęście zarazem ) mamy taki system, ze raczej trzeba chodzić do szkoły.

Ja sie starać jak najlepiej... poza ja tym boli mnie całe ciało

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Halo, to ja po raz kolejny. Post będzie krótki i treściwy, bo sytuacją z 17 lat życia zajęłaby za dużo.

 

No więc moi rodzice- oboje- są alkoholikami. Jak wcześniej mi to nie przeszkadzało tak teraz po prostu zaczynam ich za to nienawidzić. Walą dziennie około 4-5 piw, przez co wieczorem są podchmieleni i z tego powodu, a raczej przez to tworzy się awantura. W sumie nawet teraz gdy to piszę jest kłótnia- poszło o to, że mama kupiła mięso z promocji. Wiem, prozaiczne.

Drugie: aktualnie przeżywam dość ważne rozterki dotyczące mojej osoby: seksualności, osobowości, własnej tożsamości itd. Mam problem o którym z nikim nie mogę porozmawiać, bo ani siostra, ani rodzice, ani przyjaciele (których nie mam m.in. ze względu na sytuację domową) Po prostu jestem osamotniony i wypowiadam się w tym temacie bo szukam kogoś, kto by mnie jakoś pocieszył.

Trzecie: moja siostra aktualnie płacze, bo nie może się uczyć, przez co nie idzie jutro do szkoły. Szkoda mi jej i naprawdę chciałbym ją pocieszyć, ale sam mam problemy.

Czwarte: szkoła. Przebywając w gronie znajomych przywdziewam  maskę- osoby szczęśliwej, optymistycznej, zawsze uśmiechniętej, generalnie nastawionej pozytywnie do życia. Do nauczycieli odnoszę się z szacunkiem, przez co mam możliwość dość swobodnego wypowiadania się. Nie chcę aby rodzice chodzili do szkoły na jakiekolwiek zebrania, tutaj wymawiam się tym że zapomniałem im przekazać.

Piąte: ostatnio było wesele chrześnicy mojej mamy. Można się spytać co w tym złego? Spróbujcie, będąc 17-latkiem nie bawić się na weselu, nie tańczyć, z nikim nie rozmawiać tylko schować się gdzieś, żeby zasnąć aby później odprowadzić swoich własnych rodziców bezpiecznie do domu. Super....

 

Na razie tyle, może później coś napiszę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mew 
Trzecie: Idź ją pocieszyć, będziesz miał z kim pogadać i będziecie mogli pocieszać się nawzajem.
A z mojej strony jako że to internet możesz dostać jedynie huga i życzenia powodzenia, bo jesteś ogarnięty gość i współczuję sytuacji w domu.
:hug:  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mew 
Trzecie: Idź ją pocieszyć, będziesz miał z kim pogadać i będziecie mogli pocieszać się nawzajem.
A z mojej strony jako że to internet możesz dostać jedynie huga i życzenia powodzenia, bo jesteś ogarnięty gość i współczuję sytuacji w domu.
:hug:  

Zdejmij tego klauna z awka i sygny :despair:

I dzięki Kruczku :discohug:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mew 

Prawdę mówiąc miałem podobną sytuacje w domu, też wieczne awantury, alkohol i bicie się z ojcem gdy próbował kogoś skrzywdzić. Mogę ci powiedzieć co ja robiłem w tej sytuacji. Oczywiście nigdy nie przestanie być ciężko. Ja w takich sytuacjach robiłem kilka rzeczy. Po pierwsze starałem się chować emocje na bok. Jeżeli będziesz płakał przy siostrze nikt z was nie poczuje się lepiej. Bądź twardy i pokaż jej, że może na tobie polegać. Niech chociaż jeden z was poczuje się lepiej. Po drugie starałem się znaleźć ukojenie w muzyce. Niby takie banał, ale jednak pomaga przejść przez życie. A po trzecie możesz czekać, aż będziesz pełnoletni i wyprowadzić się z domu. Ale lepiej postawić się i szukać pomocy wśród rodziny, albo kogoś bo sam nic nie zdziałasz.

Hmm jakby się nad tym zastanowić to znalezienie sobie choćby jednego przyjaciela któremu można się zwierzyć też bardzo pomaga, nieważne czy będzie to internetowy znajomy czy w realu.

No, ale w moim przypadku tylko 1 rodzic był alkoholikiem więc mogło być mi nieco łatwiej. 

W każdym razie życzę ci powodzenia

Edytowano przez BlackHawk
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mew 

Prawdę mówiąc miałem podobną sytuacje w domu, też wieczne awantury, alkohol i bicie się z ojcem gdy próbował kogoś skrzywdzić. Mogę ci powiedzieć co ja robiłem w tej sytuacji. Oczywiście nigdy nie przestanie być ciężko. Ja w takich sytuacjach robiłem kilka rzeczy. Po pierwsze starałem się chować emocje na bok. Jeżeli będziesz płakał przy siostrze nikt z was nie poczuje się lepiej. Bądź twardy i pokaż jej, że może na tobie polegać. Niech chociaż jeden z was poczuje się lepiej. Po drugie starałem się znaleźć ukojenie w muzyce. Niby takie banał, ale jednak pomaga przejść przez życie. A po trzecie możesz czekać, aż będziesz pełnoletni i wyprowadzić się z domu. Ale lepiej postawić się i szukać pomocy wśród rodziny, albo kogoś bo sam nic nie zdziałasz.

Hmm jakby się nad tym zastanowić to znalezienie sobie choćby jednego przyjaciela któremu można się zwierzyć też bardzo pomaga, nieważne czy będzie to internetowy znajomy czy w realu.

No, ale w moim przypadku tylko 1 rodzic był alkoholikiem więc mogło być mi nieco łatwiej. 

W każdym razie życzę ci powodzenia

Nie płaczę, nigdy. Albo inaczej- płaczę w momentach kiedy się tego najmniej spodziewam. Ostatnio miałem tak w lipcu- po prostu coś pękło, polały się łzy i tyle.

Rodzina mówi, że MY musimy coś z tym zrobić. Do jasnej cholery, bo wcale nie próbuję. Problem jest taki, że o ile ojciec jest skierowany na terapię przez kuratora tak mama, z którą jestem bardziej związany emocjonalnie, po prostu nie daje sposobie przemówić do rozsądku. Zaczynam po prostu nienawidzić swoich rodziców.

Wyprowadzić się nie wyprowadzę ze względu na siostrę, po prostu jej tutaj nie zostawię. Nie mniej kiedy już wyjadę na studia to nie zamierzam wracać do domu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@MewTwo

Też sądzę że powinieneś być chociaż dla swojej siostry twardy. Jest ciężko i chociaż tyle poczujesz się lepiej jak jej poprawisz sytuację.

Jeśi chodzi o Ciebie konkretnie to jak mówisz że masz dobre kontakty z nauczycielami to może warto byłoby spróbować pogadać poważnie z jednym z nich? Czy to pedagog czy inny zaufany nauczyciel. Wiem że nie jest to super perspektywa ale w końcu są zobowiązani pomagać uczniom. Tym bardziej s takiej sytuacji. Może w tym wieku będzie ciężej o takie wsparcie z ich strony ale spróbować warto jak jeszcze tego nie zrobiłeś.

Wesprzeć my zawsze wesprzemy ale warto chociaż z kimś z tych dorosłych zaufanych w szkole pogadać w realnym świecie bo niestety wiele tutaj nie uczynimy.

W chwilach bólu i smutku też najbardziej pomaga mi muzyka albo wyrzucenie swoich uczuć poprzez pisanie. Może masz takie hobby jak rysowanie śpiew czy cokolwiek co pozwoli Ci to wszystko z siebie wyrzucić.

Jeśli masz jakieś rozterki wewnętrzne to wrota do wiadomości prywatnych do mnie zawsze otwarte jakbyś czuł potrzebę wygadania się co Cię męczy.

Wiele nie pomogłem swoimi słowami ale mam nadzieję że chociaż trochę Ci lepiej jak się wygadasz tu przy nas.

Trzymaj się życzę całym sercem :yay:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@MewTwo

Też sądzę że powinieneś być chociaż dla swojej siostry twardy. Jest ciężko i chociaż tyle poczujesz się lepiej jak jej poprawisz sytuację.

Jeśi chodzi o Ciebie konkretnie to jak mówisz że masz dobre kontakty z nauczycielami to może warto byłoby spróbować pogadać poważnie z jednym z nich? Czy to pedagog czy inny zaufany nauczyciel. Wiem że nie jest to super perspektywa ale w końcu są zobowiązani pomagać uczniom. Tym bardziej s takiej sytuacji. Może w tym wieku będzie ciężej o takie wsparcie z ich strony ale spróbować warto jak jeszcze tego nie zrobiłeś.

Wesprzeć my zawsze wesprzemy ale warto chociaż z kimś z tych dorosłych zaufanych w szkole pogadać w realnym świecie bo niestety wiele tutaj nie uczynimy.

W chwilach bólu i smutku też najbardziej pomaga mi muzyka albo wyrzucenie swoich uczuć poprzez pisanie. Może masz takie hobby jak rysowanie śpiew czy cokolwiek co pozwoli Ci to wszystko z siebie wyrzucić.

Jeśli masz jakieś rozterki wewnętrzne to wrota do wiadomości prywatnych do mnie zawsze otwarte jakbyś czuł potrzebę wygadania się co Cię męczy.

Wiele nie pomogłem swoimi słowami ale mam nadzieję że chociaż trochę Ci lepiej jak się wygadasz tu przy nas.

Trzymaj się życzę całym sercem :yay:

Do nauczycieli (przynajmniej do czerwca) się nie zwrócę. Może potem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do nauczycieli (przynajmniej do czerwca) się nie zwrócę. Może potem.

Obawiasz się reakcji z ich strony? No rozumiem decyzję. Tylko pamiętaj o tym że jest pedagog w szkole (powinien przynajmniej być :spike:) i jest właśnie od takich spraw.

Można jeszcze poszukać jakichś ośrodków pomocy do spraw rodzinnych czy innych tego typu rzeczy. Jak trzeba to znajdzie się ktoś gotowy pomóc pogadać i doradzić. Jeśli czujesz że Ci tego trzeba to poszperaj po internetach gdzie taką pomoc znaleźć i spróbuj bo zaszkodzić to raczej nie zaszkodzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat "Wyżal się" i ani jednego posta od forumowej jęczydupy? Hohoho, czas to zmienić. Podziękujcie Decadedowi, to on mnie tu nakierował swoim postem w Pręgierzu.

Więc tak. Jestem małą, rozwydrzoną pizdą, która nie ma absolutnie prawa cierpieć, a jednak robi z siebie przysłowiową męczennicę i obnosi się ze swoimi "problemami" i szeroko pojętym bólem wszystkiego, usiłując w ten sposób wyżebrać od ludzi trochę współczucia. I atencji, nie zapominajmy o atencji. Atencja ponad wszystko.

Nie mam prawa narzekać. Stać mnie na studia 250 km od domu, w tym na wynajęcie stancji. Moja rodzina jest w porządku - nikt nie pije, nie ma przemocy ani znęcania się, rodzice starają się wspierać mnie i mojego brata. Ojciec ma stabilną, dobrze płatną pracę. Żyjemy na dość wysokim (jak na polskie standardy) poziomie. Nie jestem przewlekle chora, liceum skończyłam ze średnią 5,09, maturę zdałam na tyle dobrze, żeby dostać się na weterynarię w Poznaniu. Ludzie uparcie twierdzą, że mam talent do rysunku i pisania. Niedawno minął rok, odkąd jestem w związku, a mój (nieco starszy) chłopak nie może ode mnie oczu oderwać.

I wiecie co?

Od końca szkoły podstawowej spadam w wielką, zimną otchłań. Z roku na rok tracę siły, chęci, nadzieję. Patrzę w przyszłość i nie widzę tam nic - żadnych celów, żadnych perspektyw. Wybrałam kierunek, który jako tako wpisuje się w moje zainteresowania - ale niekoniecznie jest tym, co chcę robić w życiu. Czuję się niepotrzebna, bezwartościowa.

W tej chwili usiłuję nie zapłakać klawiatury laptopa. Takie ze mnie emocjonalne chuchro, że z byle powodu - a czasami wręcz i bez powodu - płaczę jak bóbr. Często i obficie, zwłaszcza w nocy.

Są dni, kiedy funkcjonuję w miarę normalnie - uśmiecham się, pomagam w domu, szukam sposobów na to, żeby być przydatną, snuję jakieś plany, rozwijam pasje. A potem przychodzi dół.  I kiedy mówię: dół, mam na myśli chwilę, gdy wszystkie pozytywne emocje, całe to szczęście, cała radość... po prostu gasną. Znikają bez śladu. Zostaję wtedy całkiem sama ze wszystkimi moimi lękami, z narastającą od lat frustracją, gniewem, poczuciem beznadziei, z zimną, paraliżującą rozpaczą. Nic wtedy nie pomaga, ani czekolada, ani małe ilości alkoholu, ani ziołowe tabletki czy krople na uspokojenie. Mogę tylko czekać, aż ten stan minie (co trwa z reguły dwie, trzy godziny, czasem dłużej), albo spróbować zasnąć - co nie zawsze działa, bo równie dobrze mogę przeleżeć całą noc bez snu, z głową na mokrej od łez poduszce.

Są dni, kiedy jestem przybita od samego początku - apatyczna, przygnębiona, niesamowicie drażliwa. I tu nic nie pomaga. Muszę taki stan przeczekać, licząc na to, że wieczorem mój nastrój się poprawi. Czasami się poprawia - i to uczucie... Ciężko to opisać. Słowo "euforia" jest tu zbyt... przesadne, przekazuje zbyt duży ładunek emocji. Na pewno nie jest to epizod maniakalny - to zwyczajny napływ szczęścia po całym dniu rozpaczy.

Myśli samobójcze. Częste, o różnym nasileniu - od zwykłego uczucia wewnętrznej pustki i bezużyteczności, bezcelowości istnienia, po nieprzyjemnie konkretne plany. Czasami powstrzymuje mnie poczucie obowiązku i więź z bliskimi mi ludźmi. Czasami wszystko to blednie i staje się nieistotne, pojawia się coś, co nazywam wrażeniem ciężaru - sprawiam tak dużo kłopotów, że moje odejście będzie na dłuższą metę lepszym wyborem. Wtedy jedyną rzeczą trzymającą mnie przy życiu jest ten prymitywny, podświadomy lęk przed bólem. Ostatnia bariera, która chroni mnie przed dnem.

Przecież od dna można się odbić, prawda?

Ilekroć słyszę taką uwagę, świerzbią mnie pięści. Nie jestem agresywna i wyrządzenie komuś (choćby niewielkiej) fizycznej krzywdy będę zapewne rozpamiętywać przez ileś tygodni, ale kiedy ktoś stwierdza, że "od dna można się odbić" albo "weź się w garść i tyle"... tudzież "przesadzasz" czy "inni mają dużo większe problemy i nie narzekają"... W takich chwilach narasta we mnie przemożna chęć, żeby strzelić delikwenta w twarz, aż się zatoczy i wykrzyczeć mu w twarz cały swój ból, strach, gniew, żal. Powiedzieć mu, jak to jest: obumierać od środka, każdego dnia podnosić się tylko po to, żeby upaść, cierpieć nie fizycznie, bólem, który można opisać i wskazać, a psychicznie, całym swoim jestestwem, świadomością, podświadomością i wszystkim pomiędzy. Spróbować wyrazić słowami: jakie to uczucie, patrzeć w zimną, czarną pustkę, zastanawiając się, jak długo będę jeszcze spadać, zanim sięgnę dna? Ile czeka na mnie cierpienia, zanim w końcu pęknę, zanim sięgnę po żyletkę, przedawkuję leki, skoczę z mostu?

Właśnie schodzi druga paczka chusteczek.

Cudze problemy? Wiem o nich dobrze. Zaznaczyłam przecież na wstępie, że nie mam prawa cierpieć... nie w sytuacji, gdy mieszkam kilka kilometrów od gminy z najwyższym w kraju odsetkiem ludzi pobierających zasiłki, gdy kończyłam liceum w mieście, w którym jeszcze pięć lat temu stopa bezrobocia wynosiła 30%, gdy znałam i wspierałam emocjonalnie ludzi z rodzin patologicznych, rozbitych, ubogich, ludzi chorych, porzuconych, samotnych. W tej chwili zastanawiam się, czy jestem dobrą dziewczyną dla Wilka. Czy wspieram dostatecznie mojego rozbitego psychicznie faceta.

Zgadnijcie, kuźwa, do jakich dochodzę wniosków.

Czasami słyszę, że powinnam się poruszać - wyjść na dwór, pobiegać, posiedzieć na słońcu... Albo zrobić sobie badania na tarczycę. Lub zmienić dietę na zdrową. Nie mam już siły tłumaczyć, że ruch (tak jak i rozwijanie szeroko pojętych pasji) generuje u mnie raczej frustrację, niż radość. Ani że nie mam siły się ruszać - nie w sensie fizycznym, bo chociaż moja kondycja jest tragiczna (zdarzało mi się dostawać mroczków przed oczami po dwóch godzinach WFu), to mogę popedałować na rowerze, nosić wiadra z wodą czy ciągać obcięte gałęzie. Nie mam siły w sensie psychicznym - nie mam motywacji, nie czerpię z tego przyjemności, nie widzę w tym sensu. I nie, "branie się w garść" tu nie pomoże. Gdy dopadnie mnie apatia, to choćbym nie wiem jak chciała coś zrobić - nie ruszę się nawet o centymetr. I gwoli ścisłości - nie stołuję się w fast-foodach co drugi dzień, nie zapycham się tłuszczem, jem owoce i warzywa, jedyne, co mogę zmienić to sypać mniej cukru do herbaty i nie żreć tyle czekolady. I tak mam grubą dupę.

Trzeciej paczki chusteczek nie mam. Na szczęście koszulka jest bawełniana, chłonna (i trochę już wilgotna na dekolcie).

Czy rozmawiałam o tym wszystkim z innymi? W trzeciej gimnazjum chodziłam przez pół roku do psychologa ("stany depresyjne"), nie pomogło. W szkole trzymałam się na uboczu i unikałam kontaktów - z interakcjami społecznymi radzę sobie źle, dopada mnie okrutny stres i najczęściej wychodzę na osobę raczej... mało interesującą. Zresztą po sześciu latach nękania w podstawówce i gimnazjum nauczyłam się cynizmu i niechęci do ludzi. Rodzinie wolę nie mówić - starczy, że jedno dziecko zrezygnowało ze studiów i chodzi na terapię zajęciową. Parę razy rozmawiałam z Siperem (i za każdą z tych rozmów serdecznie mu dziękuję).

Jeśli chodzi o Wilczka... nasz związek można podsumować tak: " - Wilczeek, jestem do niczego. - Nie, kochanie, nie jesteś. Ja jestem. - Nieprawda, nie jesteś, ja jestem. - Chcesz pogadać o głupotach? - To było pytanie retoryczne, prawda?". Jedno i drugie jest zdrowo przybite, jedno i drugie zachęca się nawzajem do wizyty u psychologa. Jedziemy na tym samym wózku i walczymy ze sobą o emocjonalny bagaż tego drugiego.

 

tl;dr - Milfin jak zwykle jęczy, marudzi i pierdzieli od rzeczy. Carry on, soldier.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To była długa, smutna ale przede wszystkim szczera i prawdziwa historia prawdziwego człowieka...

Nie umiem cię pocieszyć, nie jestem w tym zbyt dobry. Doradzić?

Mógłbym standardowo ale wszystko to już słyszałaś.

Rozumiem co czujesz, choć jestem zupełnie inny (a może i nie? ) od ciebie. Życie teoretycznie nie ma najmniejszego sensu, ale czy to powód aby się zabić?

Lepiej wierzyć, że wszystko: radość, smutek, łzy, rozpacz, do czegoś prowadzi, ma to jakikolwiek sens.

Ja znajduję siłę w wierze w siebie, swoją wewnętrzną siłę aby kiedy przyjdzie czas, pokazać jaja (nie ma tu być żadnego podtekstu )

Choćby nie innym, to sobie udowodnić że nie ma dla cb barier.

Ode mnie to tyle... Pozdrawiam, i

Rozchmurz się, pokaż na co cię stać

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda że chusteczki już Ci się skończyły bo teraz mi ich trzeba.
:cadancehug2: Internetowe hugi zawsze pomagają prawda? Prawda? :'(
Ja zawsze ukojenie znajduję w sztuce. Czy to słuchanie piosenek które potrafią jakoś ukoić mój stan. A może pozwalają mi wyzwolić wszystkie emocje z siebie. Masz talent artystyczny to z pewnością ukazanie swoich uczuć i wylanie ich na papier czy na inny rodzaj sztuki jest zawsze dobrym pomysłem.
Jak jest mi źle to piszę. Piszę teksty, piosenki które jakoś odzwierciedlają mój stan duszy i zawsze dobrze mieć jakiś sposób wyrzucenia złych emocji z siebie.

Samobójstwo to zawsze jakaś opcja. Ale życie jest zawsze tą lepszą opcją. ZAWSZE jest szansa na poprawę stanu rzeczy a samobójstwo Ci to wszystko odbiera. Pewnie słyszałaś to miljon i więcej razy ale nawet jak jest źle i gorzej być nie może to trzeba żyć nadzieją choćby małą że kiedyś lepsze czasy nadejdą.

Wybacz ale tak mnie po prostu poruszyło wszystko co powiedziałaś że ciężko mi cokolwiek od siebie dorzucić.
Jakbym mógł czasem oddać kawałek swojego szczęścia takim osobom jak Ty to nie wahałbym się ani chwili.
Trzymaj się mocno życzę Ci z całego serca.

There is always a way out. https://www.youtube.com/watch?v=jQd9nI69ND8

:rainhug:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...