Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 04/21/14 we wszystkich miejscach
-
Sprom dzielił się swoimi archiwalnymi tekstami z SB i okolic na głównym... Aż w pewnym momencie przestał.11 points
-
Oblewam wszystkie elfy za bycie najgorszą rasą podludzi, którą powinno się skazać na kamieniołomy albo więzienie. Macie trochę wody, żeby w swym nieszczęściu przynajmniej normalniej pachnieć.3 points
-
Dziś powstała kolejna figurka jest to moja wariacja na temat księżniczki Luny Zainteresowanych kupnem zapraszam na priv Figurka jest dość duża (później mogę zmierzyć) zrobiona na stelażu z folii aluminiowej i drutu, pomalowana farbami akrylowymi i pokryta lakierem akrylowym. Do jej wykonania użyłam modeliny fimo (niebieska z efektem brokatowym, granatowa opalizująca oraz kolor stardust na skrzydłach) całość pięknie się błyszczy . Tutaj jeszcze podczas tworzenia2 points
-
@Sttark - myślę, że wszystkim raczej chodzi o to, że "co za dużo to nie zdrowo". Jasne, jeśli raz na jakiś klacz z elementem lojalności ma odpały i się zapomina to jest to ok. Ale niemal trzy razy pod rząd? Odcinek, w którym otrzymała swój klucz. Odcinek, w którym miała urodziny + ten. Sądzę, że widzowie już załapali o co chodzi, po co w kółko pokazywać prawie to samo? Element lojalności zawodzi - zdaje sobie sprawę z błędu - naprawia błąd i przeprasza. Ile można? Co do samego odcinka bardzo spodobała mi się w nim Twilight. Ot nasz księżniczka sobie coraz lepiej radzi, tylko teraz poćwiczyć przyjmowania na klatę tego, że będą chcieli jej całować kopyta jak Celestynie. Najbardziej szkoda za to było mi Fluttershy. Naprawdę, no ale ostatecznie otrzymała całkiem miły item. Rarity i Applejack takie... yyyy... Wat. Jeszcze gdyby kłóciły się o coś wartego uwagi ;A; Pinkie (tutaj nie będę oryginalna. Znowu) w tym odcinku irytowała jak kamyk w bucie. Ogólnie ciekawiej byłoby, gdyby twórcy zastosowali inne zestawienie kuców. Serio chciałabym zobaczyć jak na osobności dogadują się Rainbow i Rarity. Odcinek takie 6/10, rewelacji nie ma ale miał kilka ciekawych wstawek. + wielki za "Princess Twilight ON".2 points
-
Lyra i "ludź" [seria] [NZ] [slice of Life] [Rożne] wersja nieaktualna! Uaktualnienie: 15 kwietnia 2014 "Lyra i Ludź" nie opowiada epickiej historii zwieńczonej jeszcze bardziej mega epickim finałem. Dominuje tu Slice of Life, ale w zależności od odcinka będą pojawiać się inne (w większych lub mniejszych dawkach). Zgodnie z nowymi zasadami otagowałem to jako nieukończona seria i wyrzuciłem tag Human ponieważ Fabuła: Lyra po wielu latach badań, zamęczania mieszkańców Ponyville twierdzeniami, że Antropologia to zatuszowana historia Equestrii, a nie zbiór mitów w końcu dopina swego. Udowadnia, że ludzie istnieją. Ale co z tego wyniknie? Opowiadanie spakowane winrarem, aby google docs nie zmasakrowało go tak jak poprzedniej wersji. Lyra i "Ludź" 1: Jak to kucyk zrobił mnie w "konia". [Z][slice of life][Human][Comedy?] Uwaga! Dla bezpieczeństwa (aby google drive nie zmasakrował mi tekstu) spakowałem go. Dostępne wersje doc oraz pdf Zalecam pobranie całego archiwum! (Plik >Pobierz)1 point
-
Część uniwersum Price of Loyalty Gdy trzy plemiona zjednoczyły się i uformowały Equestrię oraz jej rząd, zdawało się, że kucyki będą w stanie utworzyć naród na tyle potężny, by oparł się próbie czasu. Jednak jak większość kupców prawi: wszystko ma swoją cenę. Przez brak zdecydowania jej przywódców, system gospodarczy zaczął się rozpadać, zaś sama Equestria pogrążyła się w głębokim kryzysie. W czasie gdy inflacja niekontrolowanie wzrastała, a braki żywności zaczęły zagrażać populacji, groźba ubóstwa i masowego głodu rosła coraz bardziej. Nastroje się radykalizowały, bunty wybuchały w całej Equestrii, zamieniając się w pełne rewolucje, niszcząc szansę Equestrii na stanie się krajem pokoju i dobrobytu. Podczas gdy sama egzystencja Equestrii była poddawana wątpliwości, kupcy i handlarze zebrani w mieście Lubuck próbowali znaleźć sposób na ocalenie ich zagrożonych majątków i pozycji, jednocześnie ratując Equestrię jaką znali. Ich rozwiązanie: konfederacja. W roku 4 A.o.E narodziła się Liga Horseatycka. Klasa rządząca Equestrią musiała się zmierzyć z drastycznym przesunięciem siły, na którą nikt nie był gotowy. Nowa potęga rodziła się na granicach państwa, obwieszczając nadejście nowej ery, z którą słabnąca korona musiała się zmierzyć. I choć daleko w tleknute były intrygi, trucizny nawarzane, a naród był topiony w rzekach krwi, rok 4 A.o.E, w którym narodziła się Hanza, stał się symbolem zmiany, która miała przeobrazić świat. W końcu stal może i wygrywa bitwy, ale to Złoto Wygrywa Wojny. Gold Wins Wars Prolog Rozdział I Rozdział II Interlude Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII ----------------------------------------------- Soundtrack opcjonalny Side-Story do “A Song of Storms: Summer Lands” Pisane wraz Skrybą Spikiem. Korekta dokonana przez LoyalLiar’a, 24th Pegasus i Ruirik Cover-Art autorstwa Ruirika.1 point
-
Jest to gra umieszczona w uniwersum stworzonym przez niejaką LupisVulpes. Na uniwersum składa się świat rządzony przez pso i kocio podobne stworzenia widniałe na obrazku powyżej. Histora opiera się o postać króla Oxy'ego. Jest to sesja dla dla osób które lubią to uniwersum i przy okazji zaklepały mi się. Nie jest to jednak zamknięta sesja. Podam dodatkowo kilka niezaklepanych postaci w których osoba chcąca wziąć udział może się wcielić. Zacznijmy jednak od początku. Dawno temu w królestwie zwanym Quasar Kingdom panował dobrobyt, szczęście i sprawiedliwość. Pewnego dnia królowi i królowej urodził się syn którego nazwali Oxy. Młody następca tronu dorastał w miłości swoich rodziców i przez lata trenować by stać się godnym królem. Miał błysk w oku swoich rodziców i wydawało się że wszystko będzie dobrze, ale nie było... W dniu koronacji, kiedy Oxy był gotowy by stać się królem, został brutalnie okaleczony i porwany przez swoich własnych strażników. Zamknęli go w lochu bez najmniejszych szans na ucieczkę. Jego królestwo i rodzice robili wszystko by go uwolnić, ale nie udało im się. Tak naprawdę Oxy'ego porwał władca innego królestwa którym nie podobał się nowy król. Wkrótce rozpętała się wojna między królestwami. Po długich latach ojciec Oxy'ego umarł w boju, a królestwo przejął władca który go więził. Oxy w końcu wydostał się ze swojej celi i upomniał się o swój tron. Namiestnik nie mógł nic zrobić i oddał nowemu królowi jego państwo. Wydawało się że wszystko będzie dobrze, jednak lata w lochu i przekonanie że wszyscy o nim zapomnieli, sprawiło że Oxy oszalał. Nie wierzył już w pokuj tylko w wojnę i nie potrawił dobrze rządzić państwem. Bardzo szybko pogrążyło się ona w biedzie, a Oxy wymyślał coraz to gorsze pomysły. Jego największym wrogiem stał się król K, a największym sprzymierzeńcem królowa Paint Role które są już obsadzone: 1. Królowa Paint [do wzięcia] 2. Writer [do wzięcia] 3. ShowTime 4. Power Mad Darkky [do wzięcia ] 5. Dharma Postacie nie zaklepane: 1. Day [zaklepane] 2. Type (Zajęta ) 3. Lie Darkky 4. Parti. (Bo ktoś chciał) 5. Tonny Paint Jeden ze strażników powiadomił ją że król Oxy prosi ją o pomoc a także spotkanie w cztery oczy. Writer i Dharma Przechadzają się po łące, kiedy nagle słychać wystrzał. Po kilku minutach, przestają się nim interesować i idą dalej. Mają czas na rozmowę. Power Mad Właśnie testuje nowy sprzęt grający, kiedy dzwoni komunikator. Rozmówcą okazuje się król Oxy. ShowTime Przechadza się aktualnie w lesie w poszukiwaniu czegoś do zabawy. Zamienia nawet kilka drzew w kamienie. Nie ma pojęcia że Dharma i Writer są w okolicy. ((Jak trudno to wszystko z telefonu zrobić.....))1 point
-
Jest to kolejne opowiadanie o człowieku w Equestrii, z tą różnicą, że pod wieloma względami jest wyjątkowo solidne. I to porównując do ogółu fikcji, a nie tylko tych o podobnej tematyce. No i, chyba tradycyjnie, są obrazki! Fabularnie nic wyjątkowego, zwykłe szare życie klaczy wierzącej w Antropologię. Choć z tego co zauważyłem, już samo to wyróżnia opowiadanie na tle innych, które mierzą raczej w przygodę lub akcję. Dodatkowo to szare życie jest pokazane całkiem zgrabnie. Wypełnione jest ciekawymi, aktualnymi, wydarzeniami i, mimo wszystko, występują pewne niespodziewane (oryginalne) zwroty akcji. Bardzo podobały mi się momenty o zabarwieniu humorystycznym. Był to ten typ komedii, który całkowicie mi odpowiada: sytuacyjny, naturalny i niewymuszony. Najlepszym tekstem tego epizodu pozostanie chyba ten o osiadaniu kurzu na oczach Nie wiem, może jestem przez to złym człowiekiem, ale uważam, że całkiem zabawnie ukazałeś sytuację (dochodzenie ludźia do wniosku, co się właściwie stało), która w rzeczywistości taka wesoła by nie była. Bohaterowie, Lyra i ludź, całkiem zgrabnie dobrani. Kreacja Lyry najbardziej mi się podobała. Niepozbawiona wad, powiedzmy, że po przejściach, uparta klacz. Jej działania wydają mi się jak najbardziej realne. Jeżeli chodzi o ludzia, sprawa wygląda troszkę gorzej. O ile przez większą część tekstu wydaje się być przedstawiony dobrze — jego sceptycyzm, zagubienie i reagowanie żarcikami — to w pewnych chwilach wydał mi się zbyt spokojny i pogodzony z losem. Przykładowo mam na myśli „oddawanie kamienia” oraz pogodzenie się z tym, co spotkało go na końcu. Rozumiem, że Lyrze odpuścił, ale w sytuacji gdy wydaje się, że Celestii chyba wcale nie zależy… Tak, kreacja księżniczki była dla mnie najsłabsza. Jeśli chodzi o Bon Bon, to wykreowana została raczej zgodnie z tym, co widziałem w Antropologii. Styl jak na mój gust jest przyjemny w odbiorze. Kiedy jest to konieczne, znajduje się obszerny opis. Zauważyłem jednak, że niektóre były zbyt długie i można je było podzielić na dwa lub trzy akapity. Na początku miałem też wrażenie, że ta sama myśl została przekazana dwa razy, akapit pod akapitem, tak dla pewności(?) Bardzo mocną stronę stanowią dialogi, chociaż w pewnej chwili wdarł się chaos przez błąd w zaznaczeniu kto, do kogo mówi. Tekst wygląda na poddawany wielokrotnej korekcje przez samego autora. Być może idea zajęcia się samemu poprawianiem własnych błędów, zamiast obarczać kogoś trzeciego tym przykrym obowiązkiem, jest godna pochwały. O tyle skuteczność takiego sprawdzania rzadko dąży do poziomu, jaki może osiągnąć ktoś inny sprawdzając tekst choćby tylko dwa razy. Rzuciły mi się w oczy błędy, które powstały raczej podczas kolejnego poprawiania tekstu, niż podczas samego pisania. Zastanawia mnie też stosowanie formy grzecznościowej (Ci, Twoje, Cię…) w dialogach. Raczej czegoś takiego się nie stosuje. Z drugiej strony „wasza”(wysokość) już została tej formy pozbawiona.1 point
-
1 point
-
1 point
-
Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
-
1 point
-
Czuję się oblany przez sporą liczbę osób ;-; . Przynajmniej kąpiel z głowy. Oblewam Triste, ponieważ mnie oblał, a przy okazji bo jest super człekiem z którym fajnie się prowadziło dział. Jesteś the best! Moją królową Paint/Ferejli bo mnie oblała i jest super żoną którą kocham i już. Z działa wodnego oblewam Eternala bo mu się należy za to wszystko co dla mnie zrobił. Cel! Pal! Dla Anathieli bo odszedła do zakonu, ale powturny chszest jej nie uniknie. Dla Szeregowej za to że w prima aprilis dała czadu Dla Dharmy/Bereta bo wspólnie z nami wyznaje zwierzaczki. Dla wszystkich innych piesków którzy wyznają pieski, a w szczególności dla ShowTime/WU. Dla wszystkich którzy zrobili dla mnie rysunki. Wszyscy czujcie się oblani1 point
-
Jak dla mnie odcinek rewelacyjny. Wymiana różnych rzeczy Rainbow Dash i Fluttershy przypomniała mi kilka kreskówek gdzie też już to stosowano. Najbardziej mi się podobało: Wariacja tłumu na punkcie Twilight, przekomarzanie Applejack i Rarity, Ortros, kolekcja lamp w kształcie Discorda, negocjacje Pinkie przy wymianie książek, Rainbow Dash ślini się jak ortros i wszyscy dostają coś dobrego z wymiany. Jedyne co mi się nie spodobało to próba wymiany Fluttershy na książkę i nie zwrócenie uwagi na utratę gwizdka Fluttershy. Ale zaraz Rainbow naprawiła obie sprawy więc jakoś specjalnie minusów nie zauważyłem.1 point
-
Oblewam Kruczka z zasady. Nie zmienia faktu, że i tak mi to nie przeszkadza . To, że jest krasnoludem to nie moja wina.1 point
-
Dla mnie najważniejsze w odcinku jest to, że w tle przewinęło się rodzeństwo Lutece z B:I1 point
-
Jak dla mnie fic jest cudny, szkoda tylko, że kończysz pisać. Naprawdę. Gdy czyta się na telefonie trudno sprawdzić autora, tym bardziej że ładuje się cała strona forum, ale oprócz tej serii na pewno przeczytałem coś twojego autorstwa. Dla mnie cała seria powinna uzyskać status: EPIC oddaję swój głos na tę serię. Brak uzasadnienia. Głos nieważny. Dodatkowo głosuje się na poszczególne opowiadania a nie na serie.~Dolar841 point
-
Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
-
RD w pierwszych sezonach była fajną (zbyt) pewną siebie chłopczycą. A to? WTF? Podobał mi się ten książkowy maraton dopóki nie doszło do ostatniego etapu. Ale to pikuś. Niestety tęczowa klacz przez te wszystkie odcinki wyblakła i stała się nijaka. Lata szybko, lubi książki i... aha, jest jakimś tam elementem czegoś tam o czym chyba zapomniała. Lepiej niech Spike ją zastąpi. To już nie ta RD co w pierwszych dwóch sezonach. Kłótnia pomiędzy AJ a Rarity była rewelacyjna. Dla Rarity to kawał blachy, ale AJ to co innego. "I wice wersja." Twilight jako księżniczka - o... to już drugi raz. Hasbro dba żebyśmy o tym nie zapomnieli Pinkie - miałem ochotę zastrzelić ją jej własnym działem naładowanym śrutem. Odcinek bardzo dobry, ale miał kilka, niestety dość poważnych wad.1 point
-
1 point
-
Hahaha, Violett taki gimbus, se słit focie robi na łące... tym razem bez świnki morskiej.1 point
-
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Oni Polecam, naprawdę rzetelny artykuł o "Onych". Radzę przeczytać, zanim Oni go usuną...1 point
-
1 point
-
Dobrze, oto nadeszła chwila, do której przegotowywałem się od dwóch miesięcy, bo tyle właśnie zajęło mi zabranie się za całą serię. Mogę się pochwalić, że przeczytałem całość. Z tego właśnie powodu roszczę ( ) sobie prawo do podjęcia w tym miejscu próby podsumowania całości serii „Band of ponies”, zamiast ograniczenia się do „The Only Easy Day... Was Yesterday”. Pewnie zdarzy się, że powtórzę część tego, co napisałem pod poprzednimi częściami, albo że zaprzeczę temu, co pisałem wcześniej. Jak by to powiedzieć, po przeczytaniu każdego kolejnego tekstu apetyt rósł coraz bardziej, a z czasem przychodzi zastanowienie. I tutaj pojawia się chyba najważniejszy plus, choć być może nieco ponad programowy, opowiadania. Skoro po przeczytaniu pojawiają się pewne refleksie zamiast smutnego, natychmiastowego zapomnienia, to chyba tekst coś w sobie miał. Był dobry. Na wypadek, gdyby miały być to moje ostatnie pozytywne słowa o serii i autor nie doczytał do końca tego przydługawego postu, zawczasu stwierdzam, że jestem miło zaskoczony postawą autora, który śledzi swoje stare teksty i znajduje czas choćby na krótką odpowiedz na komentarz. To w pewnym sensie całkowicie wynagradza czas poświęcony na sklecenie jakiegoś sensownego komentarza. Koniec, czas przejść do rzeczy. Na pierwszy rzut pójdzie to, co mi się podobało w każdej z części. Opis i prowadzenie akcji stoi na wysokim poziomie. Wyraźnie odniosłem wrażenie, że po prostu dobrze się w tym czujesz. Wiesz co, i masz pojęcie (przynajmniej większe ode mnie) o czym, chcesz napisać. Mam wątpliwości czy szybkie, konkretne i zwięzłe prowadzenie akcji jest najlepszym sposobem. Czytałem równie dobre fragmenty prowadzone w zupełnie odwrotny sposób. Jest to kwestia raczej nie rozstrzygalna, i skoro w twoim przypadku sprawdza się całkiem sprawnie, to chyba nie ma sensu się tego czepiać. Mimo to, sygnalizuję tylko, że osobiście wolę bardziej rozwiniętą formę. To, co mi się nie podobało w całej serii, to sposób łączenia poszczególnych scen. W niektórych przypadkach są po prostu zbyt odległe w czasie. Chodzi mi o to, że pojawiają się przez to dziury, które można byłoby wypełnić ciekawymi, pasującymi do całości scenami. Czułem się jakbym grał w kampanię „Call of duty” (dokładnie MW 1 albo 2, tylko w te grałem, więc trudno mi porównywać do całej serii). Poszczególne misje są raz całkiem dobre a inne trochę gorsze, ale ogólnie trzymają poziom. I mimo, że są ze sobą powiązane i każda kolejna prowadzi do zakończenia, to jako całość trudno to nazwać dobrą grą. Ot, niezły shooter, ale nic więcej. Tak i opowiadanie wydaje mi się przez podobny zabieg spłycone. Zbyt po macoszemu traktowałeś motywy, które ściśle nie dotyczyły głównego wątku. Zasadniczo były tylko jeden albo dwa, i to do tego krótkie, wątki poboczne na część serii. Ponadto za każdym razem pierwsza akcja mająca stanowić wprowadzenie (w czym spisywała się dobrze), nie miała znaczenia fabularnego. Przydałoby się, żeby takie sceny były jakoś podparte i to solidniej, niż jeden akapit wprowadzony w ostatnim albo przedostatnim rozdziale. Zarzut głownie dotyczy się „The Only Easy Day...”, ale równie dobrze można go podczepić pod tajemnicę Fearlessa w pierwszym rozdziale „BlackPegasus Down”. Wolna od tego zarzutu pozostaje chyba tylko część: „Band of ponies”, bo jest to w końcu pierwsza scena pierwszej części serii… Tak czy inaczej, widzę tu duże pole do wzbogacenia i jednocześnie poprawienia przyszłych części serii. Nie rozumiem też, dlaczego skracać ucieczkę z więzienia do kilku zdań. Opisy. Z części na część jest chyba coraz lepiej. Tak samo z wątkiem fabularnym, który staje się coraz bardziej ciekawy. Była mała wpadka w „BlackPegasus…”, ale o tym już wiesz. W „The Only Easy Day...” zauważyłem chyba próbę rozbudowania historii poprzez wprowadzenie pod koniec pewnych niespodziewanek. Właśnie, pod koniec… Polecałbym odważniejsze rozszerzanie fabuły oraz nieograniczanie się do tak krótkich części. Zastanawiałbym się też nad zmienieniem nieco schematu prowadzenia historii. Jak to mówią: razy — nie często, dwa razy — nie zawsze, ale trzeci raz już może być nużący, a co dopiero czwarty… Tak tyko przestrzegam. Jeszcze jedno, najważniejsze: — Gdzie tak pędzisz!? Nie chodzi o to, że akcja poszczególnych scen dzieje się szybko. Za szybko kończy się opowiadanie. Może właśnie wprowadzenie wątków pobocznych rozwiązałoby ten i poprzednie problemy. Na koniec skupiając się nieco bardziej na się „The Only Easy Day...”: Cieszy mnie, że jest to bezpośrednia kontynuacja poprzedniego opowiadania. Daje odpowiedź na chyba najważniejsze pytanie nasuwające się po części drugiej. Daje też nadzieję, że tendencja będzie podtrzymywana, bo porzucenie serii po takim zakończeniu zakrawa na sadyzm i nie jestem pewien, czy nie jest to zabraniane jakimś regulaminem Najbardziej zaskoczony byłem samą sceną odbicia więźnia. Nie jestem wstanie sobie wyobrazić, kto o zdrowych zmysłach w taki sposób rozstawiłby ludzi w pomieszczeniu, które zaraz będzie szturmowane. Ba, nie wyobrażam sobie nawet takiego ustawienia do pilnowania przetrzymywanego wewnątrz więźnia 627. Najsłabsza scena w części. Scena szpiegowska wyszła o wiele lepiej niż średnio udana przez skrócenie wyjścia, scena odbicia więzienia. Zakończenie zaś satysfakcjonujące i chyba najlepsze jak do tej pory. Zapowiedz kontynuacji, bardzo dobrze. Traktuje to jako wiążącą obietnicę i liczę, że na trzytysięczny post szykujesz kolejną niespodziankę. Mam nadzieję, że pokusisz się o rozbudowanie swojego schematu pisania i nadasz swojej tendencji zwyżkowej sporego przyśpieszenia.1 point
-
Po tym odcinku naprawdę zastanawiam się, jakim cudem RD uchodzi za element lojalności. Sprzedać przyjaciółkę za książkę? Serio, Dashie? Od dawna nie uważam tęczowogrzywej za dobrą postać, ale to jest, kurde, przesada. I nawet nie wiem, co mam powiedzieć o tym odcinku. Był taki nierówny. Z jednej strony fabuła nieco nużyła, z drugiej było tyle detali i tyle elementów w tle, że z pewnością obejrzę go ponownie. Kłótnia AJ z Rarity wygrała - nie ma to jak spędzić cały dzień na waśniach Ale naprawdę, AJ, zardzewiała patelnia, która pozwala piec placki o pięć sekund szybciej? To ma być rzecz warta wszystkiego? Ok, jakby chodziło tutaj o coś żeliwnego, wtedy tak - byłoby to warte, ale... branie zardzewiałej formy? Toż już bardziej podobała mi się postać, co do której zwykle mam wiele obiekcji, czyli Rarity. Rozbawiło mnie jej podnieta na punkcie świecidełka, które wygląda praktycznie tak samo (pewnie inny odcień miało, cholera wie). Pinkie mnie tym razem wkurzała, bo kojarzyła mi się z tymi takimi sprzedawcami, co zrobią wszystko, byleby tylko wcisnąć ci kompletną pierdołę. Co więcej... miło, że W KOŃCU TWALOT TO KSIĘŻNICZKA! NO KURDE, ZAJĘŁO TO TYLKO 20 ODCINKÓW! (Twilight Time pomijam, bo to osobny temat głupoty). Tym razem 6/10 ze względu na detale i Fluttershy doesn't giving a fuck about two-headed dog. Na ogromny minus RD, która sprzedała przyjaciółkę za książkę. I to niby jest lojalność... Chyba w dupie...1 point
-
1 point
-
1 point
-
https://www.dropbox.com/s/ecdopybmx8arxji/2014-03-22%2022ab.png Agletusia taka mhhroczna z rozpupczoną grzywką1 point
-
1 point
-
Cudnie Celly A ja dam efekt nudy w szkole na przerwie. Kwiatki czasem są przydatne, można się zakamuflować i powoli wyczekiwać na ofiarę Czułem się prawie jakbym był w dżungli.1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point
-
Co prawda nie widać tam mojej twarzy, ale za to mój zeszyt od biologii Taki tam dowód, że się uczę do matury.1 point
-
Muszę przyznać, że od jakiegoś czasu przyglądam się tej rozmowie i naprawdę, nie mogę uwierzyć w pesymistyczny wydźwięk co niektórych wypowiedzi kolegi Draquesa. Nie, to trochę za mało powiedziane, ja wręcz oczy przecieram, patrząc, co on wypisuje. Podstawowa sprawa - dlaczego piszesz tak, jakby Foley umarł, odszedł bezpowrotnie? Poważnie, stwierdzenie, że fandom traci jednego z pisarzy fanfikcji jest moim zdaniem przesadą, gdyż to wcale nie jest tak, że bezpowrotnie "tracimy" Foleya (tracimy, w sensie, że tracimy ), zdarzyć się może wszystko, a o tym wszystkim zadecyduje w przyszłości sam Foley. Może jak trochę odpocznie, zbierze nowe pomysły, to po jakimś czasie zatęskni za pisaniem i wówczas uraczy nas czymś nowym, czymś, co "nad poziomy wzleci". Zresztą, podałeś samego siebie za przykład - choć oficjalnie zakończyłeś karierę, to jednak popełniłeś ostatnio kilka tekstów, toteż i w przypadku Foleya nic jeszcze nie jest przesądzone. Osobiście wierzę, że jeszcze nie raz coś napisze. Istotnie, wniósł wiele, ale i wiele jeszcze może wnieść. To nie koniec. Nie straciliśmy go. Poważnie, nie ma co dramatyzować. A taka przerwa naprawdę potrafi być pomocna. Pomysł na odznaczenie nietrafiony. Mamy 10 głosów na tag [Epic], 50 głosów na tag [Legendary], co jest jasne i sprawiedliwe (wymagana jest argumentacja, za namawianie innych do głosowania są minusy), natomiast specjalne odznaczenia na jeden wniosek, "bo tak", mogłoby zostać odebrane jako faworyzowanie. Gwarantuję, że zaraz odezwaliby się inni chętni, którzy uznaliby, że są tak samo godni, a nawet godniejsi, a także ci, którzy wyznają zasadę "jakość przed ilością" i zaciekle jej bronią. Zresztą, jak powiadają, odchodzi się tylko po to, żeby wrócić Prędzej czy później. A teraz odnośnie samego fika - mam pewne pytanie do jego autora. Mianowicie, czytałem "Band of ponies", ale nie czytałem "Black pegasus down". Czy sięgając do części trzeciej tejże serii, bez znajomości "dwójki" coś stracę, czy mogę śmiało sięgać po lekturę, a tę "lukę" wypełnić potem? No i jeszcze jedna, nie dająca mi spokoju sprawa - dlaczego wszystkie fiki z serii mają tytuły angielskie? Rozumiem, że to w ramach nawiązań do przedmiotów inspiracji, ale wciąż, czyżby polskie odpowiedniki brzmiały aż tak źle? I jeszcze jedno - ja również polecałbym publikację na FGE. Sam tego (jeszcze) nie robię, ale kilka osób już mi to zalecało i faktycznie, jak to sobie obserwuję, to jest to jakiś sposób na zwiększenie popularności, a przynajmniej szansa na dotarcie do szerszego grona odbiorców. Poza tym, kto wie, ile osób skomentuje/ przeczyta coś właśnie tam? Moim zdaniem, szanse na to są w miarę wyrównane, zarówno na FGE, jak i na forum.1 point
-
Brzmi nieciekawie, na pewno będzie napchana masa piosenek, a ostatnio to właśnie pospieszna fabuła zniszczyła efekt. Co nie zmienia faktu, że chętnie obejrzę. BTW te lalki to chyba powstawały na zajęciach z techniki w podstawówce...1 point
-
1 point
-
Nareszcie! Po tylu dniach oczekiwań Appledash wyszedł poza fanfici i stał się faktem: Co prawda niezupełnie o to mi chodziło, ale małymi kroczkami powoli do celu .1 point
-
Noc Część trzecia: Wiatr Wiatr… Nieprzerwany wędrowiec, którego podróż nigdy się nie kończy… Nie zależny od nikogo, ani od niczego… Prawdziwie wolny… Jaka jest jego tajemnica? Co kryje w sobie prawdziwie wolny, jedyny prawdziwie wolny byt na świecie? Nikt nie wie, ani nie przypuszcza, że wiatr sam podsuwa tą tajemnicę. Tajemnicę zawartą w szeptach, szeptach, których większość nie słyszy, lub uważa za nieistotne. A jak można usłyszeć coś, na czym ci nie zależy? Nie wolno zapominać o niepozornych, mało znaczących rzeczach. Może się okazać, że kryją one tajemnicę, odpowiedź na pytanie, które zadajemy sobie każdego dnia, nad którym często trudzimy się bezskutecznie do końca życia. Sens istnienia? Ostateczna odpowiedź na pytanie ,,Po co?” ,,Dlaczego?” Bo jaki jest sens życia jeśli nie możemy robić tego, co robić pragniemy? Jaki jest sens życia, jeśli krępują nas więzy, więzy, które nie pozwalają nam wzbić się w powietrze i rozwinąć skrzydeł, więzy, które nas wyniszczają, tamując w naszym wnętrzu nasze prawdziwe jestestwo, które chowamy przed światem, bojąc się reakcji innych… Bojąc się tego, jak zaczną postrzegać i czy w ogóle zaakceptują nasze prawdziwe ja. Jednak, tak jak każde inne i te więzy można zniszczyć, pozbyć się ich. Brak więzów… Krępujących, utrzymujących nas przy ziemi… Pozbywając się ich można osiągnąć wolność… Prawdziwą wolność… Pozbywając się więzów codzienności i zwykłości, przybierając formę wiatru przemierzać nieboskłon na całym świecie… Nie przejmując się nikim i niczym, bez żadnych zobowiązań… Być wędrowcem w pełni korzystającym z uroków świata i przekazywać tajemnice na temat sensu życia kolejnym istotom, tym , które potrafią wysłuchać i zrozumieć. Tym, które dzięki wskazówkom zrozumieją sens życia, uzyskają prawdziwą wolność, staną się całkowicie niezależne… Staną się wiatrem… Rainbow Dash zawsze posiadała duszę wędrowca. Zawsze ciekawa świata, musiała zobaczyć wszystko. Jednak na to nie pozwalało życie codzienne… Praca na niebie… Przyjaciele… Marzenia… Pragnienia… Nawet te ukryte. Rainbow wiodła przeciętne życie, przez co nie mogła rozwinąć prawdziwych skrzydeł… Choć latała, więzy krępowały ją, przyciągały do ziemi, nie pozwalając wzbić się do prawdziwego lotu. Aż do dnia, kiedy postanowiła to zmienić. Kiedy przełamała, strach i postanowiła zagłębić się w noc. Kiedy poznała piękno świata, prawdziwe piękno, którego nie da się zobaczyć okiem, które chłonie cały umysł. Ciemność… Piękna i tajemnicza… Niebezpieczna i pociągająca… Noc, podczas której Rainbow dokonała niemożliwego, pędząc po niebie z prędkością światła. A wszystkim tym wydarzeniom towarzyszył wiatr. Przyglądając się, wiatr był zawsze w pobliżu, nigdy nie pozostawiał Rainbow samotnej. A przez cały ten czas wiatr szeptał. Szepty rozchodziły się w nocnej ciszy, brzmiąc w niej dłużej niż za dnia. Docierały do Rainbow, która powoli zaczynała je rozumieć… Zaczynała słyszeć to, co szepty przekazywały… To, za co wielu oddałoby życie. Po oswojeniu się z nocą, ze swobodą i wolnością jaką noc daje Rainbow zrozumiała, że wreszcie może zacząć podróżować, że nikt nie będzie jej niepokoił, że przez całą noc może latać tam, gdzie tylko chcę. Więzy zaczęły pękać. Każda kolejna noc osłabiała więzy krępujące Rainbow Dash. Każda kolejna wyprawa napełniała ją zachwytem. Coraz mniej interesowały ją sprawy codzienne, innym wydawała się nieobecna… Niedostępna… Inna… Po każdej kolejnej wyprawie wzrastała niechęć do powrotów. Przecież było jeszcze tyle miejsc, których nie odwiedziła! Tyle miejsc, które miały do zaoferowania swoje własne, niepowtarzalne uroki. Czy możliwe jest zwiedzić je wszystkie? Czy możliwe jest podróżować zawsze i wszędzie, nie martwiąc się niczym innym, po prostu radować się widokami, każdym fragmentem świata, który pojawia się przed nami, gdy brniemy wprost przed siebie? Wieczna podróż… Kolejna noc – kolejne miejsce. Jednak ta noc miała być inna niż wszystkie inne. Tej nocy miał nastąpić przełom. Tej nocy, łańcuchy krępujące Rainbow Dash miały wreszcie pęknąć. Rainbow lecąc po nocnym niebie nie śpieszyła się. Dziś, postanowiła zwiedzić miejsca, które były niedaleko, które odwiedzała za dnia, a których drugiego oblicza, oblicza które ujawnia się nocą, nie miała do tej pory szansy zobaczyć. Tej nocy wiatr był silny. Szepty nasilały się. Rainbow lecąc powoli, rozglądała się, po raz kolejny podziwiając, w jaki sposób noc jest w stanie zmienić otaczający ją świat. Nagle, podmuch wiatru przeszył ją tak, jak nigdy wcześniej. Ze zdwojoną siłą usłyszała szept, który był tak wyraźny, jak gdyby wypłynął z ust innego kuca. -Szybciej… Nie wiedząc dlaczego, Rainbow posłuchała i wystrzeliła do przodu. Im szybciej leciała, tym więcej szeptów docierało do jej uszu. -Szybciej… -Dogoń nas… -Czemu tak wolno? W Rainbow obudziło się znajome uczucie. Duma urodzonego zwycięzcy nie pozwoliła jej spokojnie słuchać prowokacji. Nikogo i niczego. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy po nocnym niebie pędziła tęcza. Rozwijając niemożliwą prędkość goniła wiatr starając się doścignąć marzenie. Szepty coraz częstsze, coraz wyraźniejsze… -Dołącz do nas… -Przemierzaj przestworza… -Bądź wolna… -Najszybsza… -Niepowstrzymana… Rainbow dziwiła się. Nie mogła pozostawić przyjaciół. To było wbrew jej naturze. -Nie pozostawisz ich… -Zawsze będziesz mogła przebywać w pobliżu… -Przecież będziesz wolna… Rainbow leciała słuchając szeptów. Nie zwracała uwagi na to, co przed nią. Po co omijać drzewa, skoro można przez nie przelecieć? Po co poruszać skrzydłami, skoro można kierować lotem samymi myślami? Tęcza zaczęła powoli zanikać, zaś Rainbow coraz bardziej zbliżała się do początku pogoni. Wiatr zaczął przybierać kształty… Kształty innych pegazów. Lecz to nie dziwiło Rainbow Dash, przecież wiedziała o tym już od jakiegoś czasu. Im bardziej urzeczywistniały się kształty innych pegazów, tym bardziej nierealny stawał się świat. Jednak przez to stawał się jeszcze piękniejszy. Rainbow pędziła w przestworzach, z tymi, którzy tak jak ona odkryli piękno nocy, stopniowo uwalniając się z krępujących więzów. Z tymi, którzy porzucili wszystko, by stać się wolnymi, by przemierzać świat. Z tymi, którzy pokochali wolność i stali się wiatrem. Jednak Rainbow nie wiedziała, że jej więzy nie opadły do końca. Do tylnej nogi pozostał jeden uczepiony niej łańcuch. Łańcuch, który już po chwili Rainbow zobaczyła w pogoni pędzących pegazów. Łańcuch ten urzeczywistnił się w postaci dorosłego pegaza płci żeńskiej, o tęczowej grzywie, jasno-niebieskim kolorze i łagodnych, niebieskich oczach. Były to te same oczy, które Rainbow ostatni raz widziała w dzieciństwie. Zaś wzrok, którym ów pegaz na nią spojrzał był tym samym wzrokiem, którym kiedyś patrzyła na nią ona… Matka.1 point
-
Noc Część druga: Gwiazdy Noc... Noc jest cicha. Noc... Noc jest pogrążona w mroku. Noc... Noc jest niebezpieczna. Jednak nawet podczas nocy tętni życie. Gwar, który chociaż niesłyszalny dla ucha kucyka brzmi, trwa nieprzerwanie. Szelest nocnych owadów, odgłosy nietoperzy próbujących znaleźć drogę pośród ciemności, szept liści... Tchnienie wiatru... Tchnienie, którego od bardzo dawna nikt nie usłyszał... Dlaczego? Bo nie chiał go słuchać? Czy też dlatego, że szept ten nie był przeznaczony dla jego uszu? Chociaż każdy może usłyszeć, nie każdy potrafi wysłuchać o czym szepce wiatr. Na to trzeba zasłużyć. Mrok... Czy aby napewno? Także podczas nocy pojawiają się źródła światła. Maleńkie punkciki, znajdujące się na całym widnokręgu. Gwiazdy. Gwiazdy i ich królowa – Księżyc. Księżyc – królowa nocy. Jej statyczny blask nie oślepia. W przeciwieństwie do Słońca, przed którym trzeba chować wzrok, przechodzić ze spuszczoną głową. Księżyc jest inny. Bardziej wyrozumiały. Można na niego spojrzeć bez strachu i lęku. Księżyc nie zrani, nie oślepi. Księżyc, chociaż dumny lubi, gdy się na niego patrzy. Księżyc... Łagodny...Dumny... Ale też niezależny. Każdego miesiąca zanika, nie ma zamiaru trwać cały czas w tej samej formie. Zmienia kształty... Jak modna dama, przybiera nowe postaci, chce się zaprezentować z jak najlepszej strony. Gwiazdy... Gwiazdy są jeszcze bardziej niezależne niż ich królowa. Gwiazdy są wolne. Nie muszą trwać na niebie wiecznie. W każdej chwili... W każdej sekundzie... Nie wiadomo kiedy, Gwiazda może zrezygnować ze swojego stanowiska, zakończyć swoją pracę... Wybrać się w ostatnią, niesamowitą podróż... Przekroczyć granicę prędkości... Spaść z nieba... Wylądować... I zakończyć swe istnienie... Stracić swój blask na zawsze... Noc, chociaż niebezpieczna, kryje w sobie wiele zalet... zalet, które dostrzeże tylko kuc, któremu wystarczy światło Księżyca i Gwiazd... Noc... Zawiera piękne przesłanie... Wysłuchać go będzie jednak mógł tylko ten kuc, który umie się wsłuchać w dźwięki nocy... w szept liści... w tchnienie wiatru... Ktoś taki już się pojawił. Rainbow, tak samo jak przez ostatni tydzień wzlatywała równo o północy. Zwisając w powietrzu chłonęła piękno nocy... W szczególności gwiazdy. Gwiazdy... Choć tak odległe, są wystarczająco silne, by wysyłać światło... Chociaż dla kogoś gwiazdy to tylko punkciki na niebie, Rainbow nie wyobraża sobie nocy bez gwiazd. Okrucieństwem byłoby pozbawić nocne niebio tych malutkich, rozdygotanych światełek, Tak odległych... A jednak silnych. Nagle, jedna z gwiazd, zdeczydowała się zakończyć swoją pracę. Bez pośpiechu, powoli, zaczynała świecić coraz jaśniej... Zbierała siły. Na ostatnią podróż. Podróż, która zakończy się wygaśnięciem... Wiecznym odpoczynkiem. Jako że Rainbow była oswojona z nocą, zaprzyjaźniona z otaczającym ją mrokiem, wyczulona była na szczegóły... Nawet takie, które dla innych były mało istotne... Nawet takie jak jaśniejąca gwiazda, która za chwilę wybierze się w swoją ostatnią podróż. Rainbow obserwowała, jak gwiazda w mgnieniu oka porzuca swoją dawną pozycję... Zakłóca majestatyczny spokój nocy... Jak zaczyna się coś innego od normalności. To za co kochała noc. Za jej nieobliczalność, nagłe zmiany, na pierwszy rzut oka niepozorne, jednak zdolne zmienić oblicze nocy... zakłócić spokój... wpłynąć na czyjeś życie. Gwiazda, świecący punkcik, który porzucił swe dotychczasowe życie, wyrwał się w ostatnią, szaleńczą podróż. Rainbow patrzy zafascynowana.. Pęd, szaleńczy pęd, niesamowita prędkość. Chociaż Rainbow jest szybka, chociaż potrafi mknąć po niebie tak, że zaobserwować można jedynie tęczową smugę, w porównaniu z gwiazdami jej prędkość była niczym. Rainbow poczuła ukłucie zadrości. Nie lubiła przegrywać. W niczym... I z nikim. Nawet z gwiazdami. To było nie do pomyślenia. Ja mam z kimś przegrać? Ja?! Nie ma mowy! Nie zostawię tak tego! Narastało nowe postanowienie... Nowa, szaleńcza myśl... Prześcignąć spadającą gwiazdę... Polecieć szybciej niż ktokolwiek poleciał. Stać się definicją prędkości. Jednak czas płynie. Rozmyślać będzie można kiedy indziej. Teraz trzeba wykorzystać noc. Jej potencjał do rzeczy niezwykłych. Jej piękno i tajemniczość. Dzień. Powrót do normalności. Do rzeczywistości i monotonii. Rainbow przechadza się ulicami Ponyville. Czuje się odosobniona. Inna. Nie ma osoby, z którą możnaby było wymienić przeżycia z ostatniej nocy... Nikt nie był na tyle odważny... Odkrycie piękna nocy to błogosławieństwo... Lecz jednocześnie przekleństwo... Nagle; tablica z ogłoszeniami. Na niej wielka kartka. Na kartce tekst. Patrząc na treść zawartą na kartce, oczy Rainbow zaczynają błyszczeć. Jutro, miała być noc spadających gwiazd. Jedyna noc, podczas której kucyki wychylają się z domów. Nie można jednak odkryć piękna nocy, patrząc na nią jeden raz, w wielkiej grupie, rzut kamieniem od domu. Rainbow nie zamierzała zmarnować tej szansy. Obiecała sobie, że prześcignie spadającą gwiazdę, a los sam chce jej w tym dopomóc. Oczekiwanie. Dreszcz emocji przeszywający skórę. Rainbow niecierpliwie patrzy na niebo, obserwuje zachodzące Słońce. Dlaczego tak długo to trwa? Oczekiwanie jest nieznośne. Patrząc w niebo, trzeba unikać Słońca, Słońca dumnego i wyniosłego, nie pozwalającego na siebie patrzeć. Oczekiwanie jest męczące... Jednak w końcu się skończy. Niebo ciemnieje... Znajome kształty i widoki stają się tajemniczymi zarysami... Na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Rainbow wzlatuje wysoko... Wyżej! Jak najwyżej! Dosięgnąć gwiazd! To byłoby coś! Jednak to... to jest niemożliwe... przynajmniej nie w tej chwili... Gwiazdy. Pojawiają się, jedna po drugiej, po chwili, całe niebo było upstrzone małymi punkcikami tak znajomymi...Tak przyjaznymi. Rainbow wzlatuje coraz wyżej, jednak przychodzi jej to z coraz większym trudem. Zaczyna robić się coraz chłodniej... Trzeba się zatrzymać. Rainbow zatrzymała się, jednak wzmogło to tylko uczucie chłodu. Zastój nie jest dobry, trzeba się ruszać. Latanie powoli rozgrzewało Rainbow. Zaczęła z większą uwagą przyglądać się niebu. Po chwili- pierwsza gwiazda opuściła swe stanowisko. Nie minęło wiele czasu, gdy w ślad za pierwszą poszła druga, a za nią trzecia. Zaczęło się. Rainbow drgnęła. Zaczęła się wpatrywać w gwiazdę, znajdującą się ,,najbliżej”. Powoli, bez pośpiechu skierowała się pionowo w dół.... I poleciała szybciej niż kiedykolwiek. Skupienie, opanowanie. W pobliżu nie ma nikogo. Tylko ja. Ja i noc. Przyjaciółka. Rainbow przeszła barierę dźwięku bez problemów. Wybuch tęczy na nocnym niebie – widoku tego nie da opisać się słowami. Jednak Rainbow pędzi dalej – coraz szybciej. Krajobraz zlał się w jedną, czarną otoczkę. W ciemność. W płótno, czekające na artystę, który namaluje na nim arcydzieło. Rainbow była artystą. Kształt, grzywa, ogon – zlały się w jedną, tęczową smugę. Skrzydła nie były już potrzebne. Rainbow leciała. Była lotem. Rainbow leciała coraz szybciej. Była artystą. Tworzyła obraz, obraz na pustym, nocnym niebie. Rainbow mnkęła na równi z gwiazdami. Na równi ze światłem odbijanym od Księżyca. Mknęła jak nigdy dotąd. Była lotem. Lotem o prędkości światła. Noc spadających gwiazd w tym roku na długo zapadła w pamięć mieszkańcom Ponyville. Była to noc, podczas której każdy zobaczył tęczę spadającą równomiernie z pierwszą gwiazdą, tęczę lecącą bez przeszkód, tęczę która była istotą lotu. Jedynym kucykiem, który nie widział tej tęczy była Rainbow Dash. Rainbow Dash, przecinająca nocne niebo tęczową smugą. Rainbow Dash, która latała szybciej niż ktokolwiek. Rainbow Dash, która była istotą lotu.1 point
-
Noc Część pierwsza: Początek SPECJALNA DEDYKACJA DLA APPLEJUICE, BO TO CZYTAŁA! Lato. Środek lata. Piękne, słoneczne dni. Beztroskie zabawy. Świat bezpieczny, kontrolowany, idealny do życia w nim. Pogoda jest piękna, a wszystko wokół kwitnie, wydaje owoce. Jest to świat bez tajemnic, w którym nie należy niczego się obawiać. Jednak nocą... To wszystko się zmienia. Widoczność jest ograniczona, zamazane kształty przemykające wokoło przybierają różne postacie. Choć jest to ten sam świat, jest on jednocześnie światem zupełnie innym. Światem, w którym nasza wyobraźnia zyskuję wolność, wolność nieograniczoną. Noc jest wolnością, jednak wolność może okazać się niebezpieczna. Dlatego większość kucyków woli być ostrożna, nie korzysta z wolności, jaką daję noc, przeczekuje ją w ciepłych domach. Nikt nie dostrzega piękna i możliwości jakie daje noc. Prawie nikt. Rainbow Dash od zawsze pociągała noc. Uwielbiała późnymi wieczorami podlecieć na dach swojego domu i przypatrując się z wysokości całej okolicy pochłaniać jej piękno. Jednak nigdy nie odważyła się latać w nocy. Wmawiała sobie, że po prostu nie warto, że jest to zbyt niebezpieczne. Jednak bezdenna otchłań nocy przyzywała ją coraz silniej. Nie! Dlaczego ma nie latać w nocy? Bo jest to zbyt niebezpieczne? A co nie jest niebezpieczne? Niebezpieczeństwo przeplata się przez całe życie kucyka, każde zadanie niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Noc jest piękna. Przyciąga. Latanie w nocy. W otaczającej zewsząd ciemności. Jak to jest? Trzeba spróbować. Rainbow wyleciała przez okno równo o północy. Początkowo niespokojna, oglądała się na boki. Pomimo odwagi z jaką wcześniej myślała o tym locie pierwsze wrażenia tego lotu były przerażające. Nocne stworzenia znajdowały się nawet w przestworzach. Trzeba było uważać, by nie wpaść na któreś z nich. Noc nie jest bezpieczna. Jednak, jak to bywa z większością przeżyć w końcu zaczyna się adaptacja. Tak samo było tym razem. Wzrok Rainbow zaczynał przyzwyczajać się do ciemności, coraz łatwiej przychodziło jej omijanie innych stworzeń. Zaczęła zauważać, że tęczowa smuga, która tworzyła się podczas lotu w ciemności delikatnie zanikała, rozbijała się na poszczególne kolory trwając w powietrzu znacznie dłużej niż za dnia. Jak wiele możliwości nosło to ze sobą! Nowe akrobacje, zabawa w rysunki, śledzenie trajektorii lotu! To było coś, o czym w czasie dnia nie można było pomarzyć. Lot. Ciągły lot. Nieważne dokąd, w jakie miejsce. Liczy się sam lot. Przyjemność, jaką sprawia wiatr przelatujący przez grzywę, chmury, przez które przebija się niczym ostrze przez skórę. Pęd powietrza szeptał do ucha, a ponieważ noc była cicha, szepty te były wyraźne. Rainbow słuchała tych szeptów, tchnienia wiatru, który ulatywał w dal, w przestworza niewstrzymywany żadnymi ograniczeniami. Być wiatrem, pomyślała Rainbow. Latać cały czas, w każde możliwe miejsce, bez przerw, bez ociągania się. I być nocą, nieskończoną, tajemniczą... Piękną... Kolejne miejsce, kolejny błysk tęczy... Jakie to miejsce? To nieistotne. Co to za tęcza? Jedyny pegaz, który za nic mając strach innych przemógł się i wyleciał w przestworza, w piękną noc. Zyskując tym samym coś, czego nie można zdobyć bez odrobiny poświęcenia... Bez odrobiny ryzyka... Bez odrobiny chęci... Kolejne miejsce... Czas upływa lecz to nie ma znaczenia... Zmęczenie? Senność? Czym jest zmęczenie w porównaniu z bezkresem mrocznego niebia? Czym jest senność w porównaniu z radością płynącą z lotu? Rainbow wie, że takie rzeczy nie mają znaczenia. Odespać zawsze można w dzień, na chmurce, kiedy wszystko i tak jest bezpieczne... takie samo... nudne... Nie to co noc. Kolejne miejsce... Czasu jest coraz mniej. Niedługo wzejdzie słońce, oświetli wzgórza, oświetli lasy i niebo. Świat straci swoją tajemniczość. Trzeba korzystać z niej tak długo, jak długo jest to możliwe. Kolejny obrót, spirala. Korkociąg w dół... Nie ma nic piękniejszego niż świadomość, że chociaż spadasz w dół, masz władzę by to przerwać, by poderwać się do góry, rozpocząć ten szaleńczy taniec od początku. Znaczenie innych rzeczy... Jakich rzeczy? Czy istnieją inne rzeczy? Czy istnieje coś poza lotem? Ominięcie góry, zawiśnięcie w powietrzu. I pomnknięcie jak strzała do przodu. Byle szybciej... By czuć wiatr, który targa grzywą i ogonem. Byle dłużej... jak najdłużej nacieszyć się wolnością. Byle dalej... By zapomnieć o codziennych troskach... O czym? Czym są troski? Nie jest to nic związanego z lataniem... Czy coś niezwiązanego z lataniem może istnieć? Noc się kończy... Zza horyzontu zaczyna podnosić się słońce. Tęczowa smuga ciągnąca się taki szmat czasu, jak przyjaciel, jak wierny towarzysz, który idzie tam gdzie ty zanika. Świat traci tajemniczość. Wszystko nabiera rzeczywistych kształtów, swojego zwykłego, codziennego ja. Trzeba wracać. Zmęczenie daje się we znaki. Razem z nocą kończy się wolność, z wolnością kończy się wrażenie, że czas nie ma znaczenia. Powracają codzienne troski, wracają też zwykłe, pierwotne konieczności. Słońce jest coraz wyżej. Oświetla coraz więcej kształtów. Jeszcze chwila i nic nie pozostanie z tajemniczości. Dom coraz bliżej. Im bliżej domu, tym wyżej wznosi się słońce. Świat budzi się do życia. Rośliny, zwierzęta, kuce... Oni wszyscy lękający się nocy zaczynają kolejny dzień, dzień którym włada porządek... rozsądek... równowaga... monotonia? Codzienność. Chmura, wyglądająca na wygodną. Rainbow ląduję. Uwielbia delikatność chmur, ich lekkość. Mogła by tak leżeć długo. Jednak nie jest to możliwe. Razem ze słońcem, wstają też przyjaciele. Ci, którzy nie zgłębiają piękna nocy. Chociaż są wspaniali, nie doświadczą tego, co Rainbow. Nie doświadczą tego, dopóki się nie odważą. Nie odważą się stawić czoła nocy...1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00