Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 12/18/15 we wszystkich miejscach

  1. Został tylko tydzień do świat :3 myślałam, że w tym roku moje Świeta bedą beznadziejne, ale znowu dałam sie ponieść klimatowi:3 https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/t31.0-8/fr/cp0/e15/q65/12378046_1199317466812027_4327896267410816141_o.jpg?efg=eyJpIjoidCJ9 Nie wiem czy zadziala, bo z telefonu wstawiam
    3 points
  2. Cały komentarz można zawrzeć w jednym słowie: co No kuźwa, nagłówek jak na Onecie, a w środku opis snu... #fucklogic Sen =/= rzeczywistość. Koniec tematu.
    3 points
  3. No to tak. Jeśli ktoś czytał moje wypowiedzi albo zerknął kiedyś, w przypływie pijackiej melancholii na mój profil, to jest świadom tego, że moją ulubioną postacią z całego mane6 jest nikt inny, jak nasza księżniczka przyjaźni, Twilight "Twalot" Sparkle. Ale pozwolę sobie wymienić każdą z bohaterek i wyjaśnić co, dlaczego, przez co i w jaki sposób mnie się w tej a nie innej postaci podoba, a co nie. - Twilight Sparkle - Przede wszystkim w jej postaci urzekł mnie progres, jaki nastąpił w jej charakterystyce. Z zamkniętego w sobie, asocjalnego nerda w "największego friendsa wszystkich friendsów". Jest niezwykle wytrwała, kocha czytać (!), jest kimś na kim można polegać. I w mojej subiektywnej ocenie jest ona najmilszą z postaci. Jest po prostu urocza. Ktoś nawet określił to jako "awkwardable". Jasne, ma swoje wady. Jak przykładowo- mimo swojej inteligencji i oczytania, to gdy dostała nieskończone zaklęcie Brodatego, to zamiast pomyśleć to rzuciła je... By zobaczyć co robi. Nie podoba mi się też to, że jej alicornizacja była teoretycznie niepotrzebna, patrząc na to, że w serialu księżniczką jest tylko wtedy gdy serial sobie o tym przypomni (zero zdziwienia "łoł, alicorn!" w ostatnim odcinku sezonu piątego. Ot random kuc z rogiem i skrzydłami, nie? Tya). Nie mniej jest ona moim ulubionym kucem z Mane6. - Applejack - Jest swojska. Nawet jeśli nie miałam przyjemności wychować się na farmie czy ogólnie na wsi, to lubię ten klimat. Jest ciepła i szczera. Uwielbiam jak spędza czas z Apple Bloom, albo jej "rozmowy" (monologi? XD) z Big Mac'iem. Ponadto lubię fakt, że nie waha się przejąć pałeczki "lidera" gdy akurat Twilight nie może- co jest dla mnie czymś bardzo słusznym, zważywszy na to, że właśnie Applejack ma sporo oleju w głowie. Na dobrą sprawę czy rzuciło się coś, co bym w jej postaci nie lubiła? Coś co by mnie wkurzało? Cóż... Fakt, że nie mogę sobie niczego takiego przypomnieć sam w sobie jest niepokojący. - Rarity - Uwielbiam dziołchę. Może nie jest księżniczką przyjaźni, ani nie ma w sobie swojskości Applejack, ALE jaką ona ma pasje! Oddaje się całkowicie temu co robi, cieszy ją to co robi, żyje tym. Jest zakręcona, zwariowana w dużo przyjemniejszym dla mnie znaczeniu, niż Pinkie. Przyznam się jednak bez bicia, że nie mogę pominąć jej aktorki głosowej. Po prostu kocham głos Rarity i nic na to nie poradzę. Czy czegoś w niej nie lubię? BAH. Czasem dopada ją próżność i wydaje się nie docierać do jej ślicznego łba, że to jak ktoś się ubiera nie zawsze jest ważne (ale ważna była sukienka Luny na koronacji Twilight. NIE WIEM KTO TO USZYŁ, ALE JEST ZWOLNIONY). - Fluttershy - Jest... Ok? Tak myślę. Znaczy, jest całkiem w porządku, jest urocza, ale denerwuje mnie to, że prawie nie wynosi nic z lekcji, w jakich brała udział. Jak ta o asertywności i tak dalej. Poza tym sama poza internetem jestem nieśmiała i nie przepadam za tłumami ludzi, ale Fluttershy to już nieśmiałość nieśmiałości. Tak, za dużo. Nie mniej nie irytuje mnie tak jak dwie pozostałe pannice w naszym teamie. - Pinkie Pie - Jest męcząca. Dobra, dobra, dobra, zanim ktoś mnie zje, już wyjaśniam- jej żarty są fajne. Przy większości naprawdę idzie się uśmiać. Nie mniej twórcy serialu strasznie z nią przesadzają. Jej żarty stały się przedobrzone, podobnie z sytuacjami. Lubię za to Pinkie "podejrzliwą", albo niecierpliwą. - Rainbow Dash - I tu się zaczyna smutek. Przez pierwszy sezon i połowę drugiego była moim ulubionym kucem z mane6. Spadła na sam dół. Dlaczego? Arogancja, pyszność, jakkolwiek to nazwiecie. Chamstwo ma wypisane na swej "kucej" mordce markerem niezmywalnym, niestety. No i za bardzo kozaczy. Bardzo za bardzo. Dawno nie widziałam odcinka o Rainbow Dash, który nie wywołałby na mojej twarzy skrzywionego grymasu. Nawet w "Tank for the memories" irytowała mnie swoim brakiem ogarnięcia. Poza tym jej "AWESOME!" strasznie mi się przejadło. I to smutne, bo panna lojalna była na początku znacznie sympatyczniejsza, niż jest teraz.
    2 points
  4. Przeczytane No cóż. To była prawdziwa przygoda - jeden z najdłuższych fanfików z jakimi się zmierzyłem i to w podwójnej dawce. Czy było warto? Bez dwóch zdań - tak! Czy było bez wad? Tego powiedzieć nie mogę, ale na szczęście plusy zdecydowanie przeważają. Tyle tytułem wstępu, teraz może przejdę do rzeczy. Beware the spoilers! Jako że do pisania dużo, to dla uniknięcia zbytniego chaosu pora na komentarz w stylu Twilight, czyli porządną listę. 1. Budowa świata - wspaniała. Naprawdę trudno jest nie podziwiać autora, który skonstruował naprawdę przemyślane pole, na którym nasze bohaterki przeżywają tyle przygód. Koncepcja podziału na kontynenty zdominowane przez przeciwstawne siły nie jest może nazbyt oryginalna sama w sobie, jednak tutaj została wykonana perfekcyjnie. Różnica pomiędzy północą a południem, pomiędzy Pandemonium i Utopią wprost bije w oczy na każdym możliwym poziomie. Z jednej strony bezwład przeżartej chaosem biurokracji i uwypuklenie wszelkich cech negatywnych, kontrowane przez sielskie, wypełnione tradycją życie na drugiej półkuli. To nie wszystko - autor zgrabnie wplótł w konstrukcję świata takie rzeczy jak rasy zebr i gryfów, na dodatek w świetnym stylu - mocno odmiennym od tego jak zwykle przedstawia się je w fanfikach, co było prawdziwie odświeżające. 2. Klimat - kolejny mocny punkt opowiadania. Jego natężenie idealne niemal w każdym momencie. W sumie tylko sytuacja gdzie Velvet zaczęła mówić piktogramami była chwilą, w której rzeczony klimat został zepsuty - poza tym było świetnie. Czy byliśmy w przesyconym smogiem techno-magicznym, zbiurokratyzowanym Pandemonium, w tajemniczych Gryfich Ruinach, kontrowersyjnym Przylądku Nadziei, na złowieszczych Pustkowiach, olśniewającej Utopii, czy w mroźnym Zebra'denie - wszędzie czuło się odpowiednią dla danego miejsca atmosferę. Wszystkie wysokiej jakości, choć zaskakująco różne. Pomijając wymieniony wcześniej wyjątek również postacie i potworności świetnie współgrały w budowie tego klimatu. 3. Opisy - krótki punkt, ponieważ ogólnie było jak najlepiej - opisy były dokładne, przemawiające do czytelnika, ale jednocześnie napisane tak by nie nużyły. Przynajmniej w większości wypadków - mało chwalebnym wyjątkiem są tu sceny walk, które były nieznośnie powtarzalne i schematyczne (szczególnie jeżeli mowa o pojedynkach Mane 6 vs Mean 6) i w mojej ocenie stanowią najsłabszą część fanfika. 4. Dialogi - u la la... Tutaj mogę i będę wyłącznie chwalił.Nie dosyć, że postacie kanoniczne mówiły tak jak powinny, to na dodatek wspaniałym pomysłem była zabawa sposobem mówienia wszelkich postaci pobocznych. Na wyróżnienie zasługuje kilka postaci - absolutnie niesamowita Curaco, której wtrącenia z Romantique dodawały każdej rozmowie klasy i wysublimowanego smaku, napuszona Starlight, której przeintelektualizowane tyrady nie raz i nie dwa wywoływały szczery uśmiech na twarzy, cudownie irytujące wypowiedzi Insipid - tego nie dało się czytać bez zgrzytania zębami z bezsilnej wściekłości... - lakoniczny i precyzyjny do bólu sposób mówienia Blackburn, nasycone dwuznacznościami wypowiedzi Briarthorna no i przede wszystkim absolutnie doskonałe rymowane dialogi zebr. To była prawdziwa perła, szczególnie jeżeli wziąć pod uwagę fakt, iż rymy różniły się od siebie w zależności od zajmowanej pozycji społecznej. Poezja. Dosłownie. 5. Fabuła - tu można mówić jednocześnie dużo i mało. Jakby nie patrzeć, ogólna oś fabularna jest całkiem prosta - ot, wylądowały gdzieś i szukają drogi do domu. Proste? Proste. Naturalnie autor zadbał, żeby do tego dorzucić dużą ilość intryg, konspiracji i bardzo ważnych wątków pobocznych. Z wielkim zadowoleniem stwierdzam, iż mimo takiego nagromadzenia różnych fabularnych ingrediencji (włączył mi się mod Starlight) podczas lektury nie czułem się przytłoczony. Może to dlatego, że wszystko ładnie się ze sobą zazębiało i autor bardzo pilnował by nie strzelić jakiejś dziury fabularnej... tych na szczęście nie stwierdzono. Ogólnie - kolejny mocny punkt opowiadania. 6. Bohaterowie - tak... to będzie zdecydowanie najdłuższy punkt komentarza, gdyż między innymi to właśnie budowa postaci sprawia, iż można patrzeć na CRISIS jako fanfik wybitny. A że tego pełzającego po Equestrii tałatajstwa mnogo (choć nie wymienię wszystkich od razu), to może by tak podzielić to jeszcze na podpunkty... - Mane 4/6 - Twilight, Rainbow, Rarity i AJ zostaną wrzucone do jednego worka, ponieważ to co mogę o nich powiedzieć, to fakt iż były niesamowicie kanoniczne. Spokojnie można by je wyciąć z opowiadania i wrzucić do dowolnego odcinka serialu - różnica byłaby niemal niedostrzegalna. Czy to źle? Absolutnie nie - wręcz przeciwnie. Dostaliśmy coś znajomego, czego mogliśmy się trzymać. - Pinkie Pie - chociaż w większości przypadków to co napisałem o kanoniczności powyżej tyczy się również jej, to niestety znalazła się sytuacja czy dwie, w których autor po prostu przegiął pałę. I to mimo posiadania przez różową zarazę potężnych zdolności. Chwilami wypadała zwyczajnie nienaturalnie. Na szczęście były to rzadkie przypadki i czytało się ją świetnie, czego nie da się powiedzieć o... - Fluttershy - tutaj po lekturze całości uważam, iż autor po prostu nie umie pisać tej postaci. Z jednej strony mieliśmy posuniętą do granic absurdu płaczliwość i panikarstwo, z drugiej w roli Flutterbitch, jej zachowanie było... cóż, po prostu przegięte (i to mimo założenie, że ma się zmienić). Zabrakło umiaru i dlatego postać jest całkowicie przerysowana. Optymizmem może napawać fakt, iż w przedostatnim rozdziale trochę się to poprawiło, jednak to chwilowo za mało by naprawić negatywny obraz w jakim została stworzona. Obok (większości) scen walki - najsłabszy punkt opowiadania Tick Tock - Chronomistrzyni. I to doskonała. Opryskliwa, irytująca, przekonana o własnej wyższości, ale jednocześnie nie zamykająca się na nową wiedzę - choć przyznanie się do błędu nie jest dla niej proste. Chętna do nauki nowych sztuczek i bardzo zaradna. Mimo to nie jest nieskazitelna - również miewa chwile załamania i wątpliwości, które świetnie współgrają z wymienionymi wcześniej cechami. Bardzo... prawdziwa postać. Zdecyowany plus Flathoof - nieco rozmowniejszy Big Mac. Tak można określić go w skrócie. Mimo ogólnego podejścia "twardego gliny" ma chwile w których ujawnia się jego poczucie humoru i żywa inteligencja. Dobry dodatek. Lockwood - postać którą ciężko jest opisać - stara się mieć wyjście z każdej sytuacji, potrafi się świetnie ustawić co pokazuje przykład jego narzeczonej oraz możliwości jakie posiada w załatwianiu różnych spraw. Nie można jednoznacznie nazwać go odważnym, chociaż w chwilach potrzeby świeci przykładem. Jego utarczki z Flathoofem są miłe dla oka i nieprzesadzone - dokładnie takie jakich trzeba. Shadowstep - antagonista który podobał mi się najmniej. Niby taki doświadczony zabójca, mający na koncie same sukcesy, a nie potrafił pozbyć się niemal nikogo. A dlaczego? Bo strzępił papę zamiast po prostu siekać na kawałki. No i spotkało go to co spotkało... Silvertounge - główny zły, który kojarzył mi się z przeciwnikami Bonda z pierwszych filmów o tym agencie. Dosyć sztampowy, ale to przykład doskonale wykonanej sztampy. Okrutny, bezlitosny, mający swój złowieszczy plan no i pozbawiony tak godnych pogardy (według niego) cech jak lojalność czy współczucie - czego więcej trzeba do szczęścia? Blackburn - Królowa. Lakoniczna. Precyzyjna. Pragmatyczna. Na swój sposób bezlitosna. Interesujący sposób mówienia. Oddana swojemu miastu aż do przesady. Nie wahająca się poświęcać innych dla dobra miasta, czy nawet pewnej prywatny. Wspaniala postać. Bezwzględnie polecam. Briarthorn - Połączenie Mala Reynoldsa z Hankiem Moodym. Świetny pilot, doskonały szmugler, Casanova swojego miasta i przy okazji mistrz spożywania wszelkiego rodzaju trunków (co poradzić? Wymagania zawodowe). Mimo werbalnych prób zaciągnięcia do łóżka wszystkiego co oddycha (bo na drzewo i tak nie ucieknie) i to w bardzo pozbawiony subtelności sposób widać wyraźnie, że ma swoje zasady i się ich trzyma. Kreowanie się na odpowiednik Casanovy i okazjonalne korzystanie z tego wizerunku na pewno nie sprawiają mu przykrości, lecz wydaje mi się, iż jest to postać głębsza niż widać to na pierwszy rzut oka. Grayscale Force - pora na pierwszą przedstawicielką Mean 6. Postać która mnie zaintrygowała - odwrotność Rainbow Dash, której... nazwijmy to elementem jest obojętność. Dosyć ciekawa przeciwwaga dla lojalności, jednak zostało to pięknie uwypuklone podczas kolejnych przygód. Nic jej nie obchodzi, na niczym jej nie zależy, obiektywnie rzecz biorąc wszystko jej zwisa i najchętniej przestałaby istnieć lub przedrzemałaby życie. Mimo to, kiedy przychodzi co do czego, to dzięki swojej mocy potrafi narobić szkód. Oj potrafi... i to dużo... Havocwing - czerwona skunksica z uroczym kłem i wiecznym okresem (widać jakaś krewna transformatora). Kiedy wkurza się bardziej niż zwykle, to potrafi dosłownie zapłonąć ze złości. Mimo swojego wybuchowego charakteru, gwałtownego zachowania i niewyparzonego języka okazuje się być jedną z rozsądniejszych przedstawicielek swojej gromadki. Na dodatek, posiada sporo cech przywódczych, co dla niej samej jest zaskoczeniem - dla mnie też było, no bo żeby odwrotność Fluttershy dowodziła i była w tym dobra? To się w głowie nie mieści. Insipid - całkowite przeciwieństwo Rarity - jej domeną jest chciwość. Tylko dlaczego w parze z tym idzie brak mózgu, to naprawdę nie wiem - chociaż zachowanie typowe dla stereotypowych słodkich idiotek wydaje się do niej całkiem dobrze pasować. Ma niesamowicie irytujący sposób mówienia (tak pisałem o tym wcześniej, ale będę to podkreślał), który nie raz wywołuje u jej sióstr uśmiechy politowania. A jej pomysł na naśladowanie akcentu z Utopii? To była scena stanowiąca dowód na istnienie dowolnego Boga... Da się lubić Red Velvet - Pinkie Pie na opak. I to jak! Mistrzyni strachu i krrrrwi. Obdarzona niesamowitym apetytem i interesującymi upodobaniami kulinarnymi ("Pegaz czy ziemny kuc? Ach boska to dieta!"). Mająca niemal nieograniczone możliwości dzięki pożywianiu się strachem innych. A jak ktoś się nie daje to ciach go mackami! Oprócz jednej sceny w której bezsensowne użycie prze autora dziwnych ślaczków całkowicie zrujnowało jej kreację to chyba najbardziej klimatyczna z antagonistek. Naprawdę nie da się jej nie lubić. Naturalnie o ile jest się fanem zaawansowanej makabry i miłośnikiem horrorów. Starlight Shadow - obdarzona niemal niepowstrzymaną mocą przeciwniczka Twilight Sparkle. Napuszona, bufonowata i do tego wredna. Potrafi wymusić posłuszeństwo strachem, chociaż ma też w sobie zwyczajny autorytet, który sprawia, iż rola przywódczyni przychodzi jej całkowicie naturalnie. Jednak to co w niej po prostu uwielbiam to sposób w jaki mówi. Te przeintelektualizowane tyrady (wiem, powtórzenie) sprawiają po prostu, że uśmiech sam pojawia się na twarzy. Czytanie wspomnianych wypowiedzi jest czystą przyjemnością - a jeszcze kiedy usiłuje nieco stonować swój wysublimowany język, żeby Insipid mogła ją zrozumieć... radość absolutna. Świetna postać. Curacao - w mojej ocenie najlepsza z Mean 6. Mistrzyni kłamstwa i oszustwa, obdarzona wdziękiem godnym Rarity, niesamowitą inteligencją i bardzo ciekawymi mocami. Zdecydowanie najrozsądniejsza ze swoich "sióstr" potrafiąca niemal w każdej sytuacji uknuć jakiś plan. No i to jak mówi... ten obcy akcent widoczny w każdej wypowiedzi jest po prostu fenomenalny i pasuje do niej iście niebiańsko. Cóż więcej mogę napisać? Curacao is best poni! 7. Sceny walki - po zachwycaniu się bohaterami przyszedł czas na rozważnie tego co w CRISIS jest słabe czyli scen bitewnych. Chociaż "słabe" to może nie jest najlepsze określenie - największym zarzutem jest absolutna schematyczność każdej potyczki. Zły atakuje - dobry z kłopotami ale się jednak broni - zły zaczyna wygrywać - dobry kontratakuje i wygrywa ostatecznie. I tak w kółko niezależnie od tego która strona akurat jest dobra, a która zła. Najmocniej widać to w pojedynkach szóstek. A właśnie - dlaczego ciągle pojedynki jeden na jeden? Zdecydowanie przyjemniej byłoby oglądać scenę w której jest walka wszyscy kontra wszyscy - na pewno nieco urozmaiciłoby to monotonię. Kolejny zarzut to ostatni pojedynek Pinkie vs Velvet - to co odwalała panna Pie po prostu było przegięte do niemożliwości. Kame-chame-cha? Serio? Zabijcie to nim złoży jaja. Naturalnie nie wszystkie sceny walki są złe - po dokładniejszym rozważeniu i ponownej lekturze stwierdzam, że bitwa z zombi była całkiem niezła, ale i ona nie wytrzymuje porównania z walką w Przylądku Nadziei, gdzie komandor Pinpoint skutecznie, sam jeden powstrzymywał Mean 6. Przegrał naturalnie, ale wcześniej jednoznacznie pokazał im, że nie są niezniszczalne. I to w jakim stylu! Pojedynek ze snajperem zajmował około dziesięciu stron, a czytało się je jednym tchem czując stale narastające napięcie. Coś pięknego. 8. Słownictwo - Tutaj biję przed autorem czołem. Tak wysmakowanego słownictwa dawno nie widziałem, a jeżeli dodać jeszcze do tego wielorakość sposobów w jakich zostało użyte... Tego się nie da opisać. To po prostu trzeba przeczytać. Francuskie wtrącania, górnolotna mowa Starlight, niesamowity Briarthorn i Blackburn. Każda z tych postaci (oraz pozostałe) właśnie dzięki słownictwu była zupełnie inna, co skutecznie zniwelowało monotonię. Naturalnie raz jeszcze wspomnę o rymach zebr. To było... piękne. Nie dosyć, że mieliśmy do czynienia z różnymi typami rymowania, to jeszcze należy dodać do tego fakt, iż czasami przeplatały się one w rozmowach dwóch i więcej postaci, które dopowiadały rymy za siebie. Byłem pod gigantycznym wrażeniem podczas lektury. Również w opisach widać, że autor się starał - nic nie jest płaskie i proste - wszędzie słowa są przemyślane i użyte dokładnie tak jak być powinny. W mojej ocenie jeden z najmocniejszych punktów opowiadania. 9. Tłumaczenie - no panie aTOMie, pan tu wykonał kawał fenomenalnej roboty. Na całość tłumaczenia, około 1500 stron znalazłem jeden błąd tłumaczeniowy (CIA-BIR) vo jest wynikiem (celowe powtórzenie) fenomenalnym. Oczywiście muszę też troszkę zganić (na początek, bo tylko za jedno) za zamienienie możliwego "O kapitanie, mój kapitanie!" na nijakie "Och, Inspektorze!". No żeby z takiego nawiązania nie skorzystać... Ale pomijając te rzeczy, to przekład stoi na niezmiennie wysokim poziomie z okazjonalnymi pokazami geniuszu - szczególnie widać to u Starlight. Słówko "hałaburda" na zawsze pozostanie w mojej pamięci, bo kiedy je przeczytałem mało nie spadłem z krzesła ze śmiechu. Rymy również się udały... i to jak się udały! Po raz kolejny lektura mowy zebr była przyjemnością. Doskonałe pasowały też wrzucone piosenki - zarówno te tradycyjne, jak i polskie zamienniki, które czasami niemal przebijały oryginalne, użyte w fanfiku, utwory. Kolejnym plusem jest sposób mówienie AJ, który zdecydowanie się wyróżnia, ale nie robi z niej wsioka z dziury zabitej dechami. Naturalnie jest sporo fragmentów w których mówiłem sobie że "ja bym to przełożył inaczej" ale absolutnie nie jest błąd - to tylko różnica w stylach translacji. Powtarzając po raz trzeci - tłumaczenie jest absolutnie fe-no-me-nal-ne! No i to by było na tyle. Jeżeli komuś nie chce się przebijać przez tę ścianę tekstu powyżej to ujmując rzecz skrótowo - 10/10. Perełka! Bezwzględnie polecam! Dobra. Czas przejść do kolejnego oskar.... zaaaraz... tak! TO było ostatnie opowiadanie oskarowe. Oficjalnie skończyłem czytać wszystkie nominowane fanfiki. Jestem... WOLNY!
    2 points
  5. 2 points
  6. Film obejrzałem dopiero wczoraj (znaczy, teraz już 4 dni temu). Gdy po premierze czytałem komentarze, doszedłem do wniosku, iż część jest nieco bardziej dopracowana i ciekawsza, niż reszta, jednak gdy wczoraj wieczorem nie miałem jakiś wielkich wymagań czy oczekiwań odnośnie tego filmu. Jednak nie dość, że jest to zdecydowanie najciekawsza część ten trylogii, to czułem się, jakbym oglądał na prawdę dobre kino. Ale od początku. Co do fabuły, to oczywiście, była ona dosyć typowa. Dwie szkoły rywalizują, jedna (ta dobra) zawsze przegrywa, ale teraz są główne bohaterki, i dzięki temu wygrają etc. I znowu powiem to samo. W ogóle mi to nie przeszkadza w czerpaniu radości z tego filmu. Ponad to, same igrzyska, choć to w okół nich kręci się główny wątek, nie wydają się być najważniejszym motywem, lecz to one stanowią płaszczyznę dla innych, ważniejszych motywów, co moim zdaniem, zostało tak rozplanowane, że wychodzi wręcz na plus. Więc jeśli mam oceniać film za samo fabułę, to daję przyzwoitą notę. Jednak same igrzyska, jak już napisałem, nie są najważniejsze. Główne skrzypce gra tutaj nasz klon Twilight. Nie dość, że poświęcony jej motyw jest dosyć nieprzewidywalny, to samego wyalienowanego Twalota oglądało się... dobrze. Czy była ona kalką Fluttreshy, jak to niektórzy zarzucają? Może trochę, ale znowu, mi takie rzeczy nie przeszkadzają. Ale wracając, pomimo, iż wiele rzeczy z nią związane nie zostały w ogóle wyjaśnione (np. dlaczego to wszystko badała, jak się o tym dowiedziała bądź jakim cudem stworzyła ten odkurzacz na szyje?), to sam pomysł, że uczęszcza ona do prywatnej szkoły, ma najlepsze oceny i robi wszystko sama jest jak dla mnie spoko. W dodatku, wyglądała ona bardzo urokliwie, o niebo lepiej od tej normalnej Twilight z Equestrii. Wraz z kolejną częścią rozwija się nam kochana przez wszystkich Sunset Shimmer. Poznajemy bardziej jej charakter, zachowanie oraz wartości, jakimi się kieruje. I to jest jest spoko. Można by w sumie powiedzieć, że to ona jest główną bohaterką tegoż filmu i to dzięki niej (a nie kucowej Twilight) zawdzięczamy wszystko. Sunset to na serio solidna i bardzo dobra postać i mam nadzieje, że w następnych częściach twórcy dadzą jej jeszcze lepsze rolę do odegrania. Mamy jeszcze nową szkołę, a co za tym idzie, nowe postacie. Ta jakaś tam dyrektorka niby jest, ale jest ona bardziej stereotypowa, niż te trzy dziewuszki z drugiego filmu połączone z tymi trzema dziewuszkami z filmu drugiego. Lecz nie uważam czegoś takiego za wadę, a raczej za coś neutralnego, nie wartego uwagi, jak i krytyki. Mamy też ludzką Cadence, która po za swoimi odpychającymi, nienaturalnie wielkimi ustami, nie zrobiła nic ważnego w filmie, widzimy również Shining Armora, który o dziwo odegrał jeszcze mniej ważną rolę i w zasadzie równie dobrze mogłoby go nie być. A co do tych uczennic, to wyglądały bardzo fajnie, lecz ubolewam nad tym, że ich całkowicie odmienny i stereotypowy charakter został przedstawiony jako jedno zdanie każdej z tych postaci co jakieś 10 minut filmu od czasu ich pojawienia. Te dziewczyny mogły zostać przedstawione o wiele lepiej, moglibyśmy dowiedzieć się dużo więcej od nich, a samo ich przestawienie nie musiałoby być aż tak ostre i nienaturalne. Ale i tak są spoko. Co do tej całej magi wydostającej się z wisiorka Twalota i robiąca rozp*erdol na lewo i prawo to w sumie, wyglądało to dosyć dziwnie i w ogóle, lecz przecież już mieliśmy jakieś demony, syreny i inne rodem z Diablo III stwory ("DO SPOWIEDZI!!!"). Już samo to wysysanie powera z mane 6 było dosyć niepokojące (i moim zdaniem, znacznie lepiej by było, gdyby po tym *zabiegu*, okradzione z mocy członkini mane 6 traciły przytomność :v). Co do mocy z innego świata, to były to tylko jakieś hentay packi i łapki na muchy, co na pierwszy rzut oka wydaję się być raczej oklepanym pomysłem, lecz z drugiej strony, co innego miało by z tego wychodzić? Pomysł z wessaniem Spike'a i zmianą jego głosy był w sumie spoko, natomiast co do tych wyrw do innego wymiaru podczas wyścigu. Pomimo, iż sama ta konkurencja była bardzo wciągająca, bo tu mieliśmy jakieś wywrotki czy jedzenie żywcem, jednak to olewanie przez wszystkich tego, że prawie zabito kilka osób (z czego jedna zostałaby zjedzona) to no kurde. Dyrektorka Celestyna gada coś w stylu "Ogarnijcie to pls", a team z drugiej szkoły łączy te ataki z próbą oszustka i stara się wykombinować, jak mogą przerzucić te moce na swoją stronę. Nieco lamowato, moim zdaniem. I jeszcze finałowa scena została. Samo wciągnięcie Twalota do tej bańki było mocne. Twilight odbiła palma, super moce przesiąknęły do jej mózgu niczym woda do gąbki, zamieniając ją w demoniczną, jeszcze ubraną striptizerkę. Niby chciała tam uwolnić energie z Equestrii, ale to mniejsza. Bardziej zdziwiło mnie, dlaczego nagle mane 5, po tym, jak uratowało tam dwie osoby przed spełnieniem swoich marzeń i staniem się kucykiem, nagle uzyskały swoje moce? Ale *uj z tym, ważne, że mamy zła Twilight. Nie wiem, jak tam się to spodobało społeczności (i w zasadzie mało mnie to obchodzi), ale jak dla mnie, to było fajne. W końcu Twalot był strasznie słaby psychicznie, a manipulowanie nim przychodziło łatwiej, niż Korwinowi. Więc oceniam, że ten motyw jest logiczny i w miarę realny, no i oczywiście fajny sam w sobie. Jadziem dalej. Susnet nagle bierze moc od mane 5, pomimo tego, że już wcześniej ją utraciły, a po samym wyssaniu many bohaterki nie mdleją. Dobra kij, ważne, że zaraz będzie supermegaepickakombowombo bitwa milenium! Susnet zamienia się w zajebiście wyglądającą hybrydę Phenixa z aniołem, po czym nak*wia magią, naprawiając wszystkie usterki. Następnie jest kilka sekund walki, w których w końcu wychodzi na jaw, że Sunnset wzięła magie z dupy i nie jest w stanie pokonać Twalota. Jednak nagle Twilight dostrzega kontem oka swojego ukochanego Spike'a (który szczerze mówiąc przybrał wtedy najgorszy wyraz twarzy, jaki można sobie wyobrazić), który kruszy kamienne serce demona. Potem jest znowu motyw Dumbedora z Harrym na Kings Crossie, tylko że w wersji Equestrai Girls, magia robi swoje, przeprosiny i koniec. A, i oczywiście złą dyrektorka nagle wychodzi i zza winkla i coś tam ględzi. Czy było przewidywalne? Raczej tak. Czy było typowo? Tak. Czy było to mocno sztampowe i naiwne? Może. Czy można było spodziewać się czegokolwiek innego? Nah. Czy podobało mi się to? Bardzo. Dobra, starszy już tego. Zostały mi jeszcze do omówienia piosenki. I jak wiele osób już o tym mówiło i pisało, piosenki w tej części nie dość, że nie dorastają do pięt tym z poprzedniej części, to w ogóle jakoś mocno ryja nie cieszą. Owszem, jest kilka dobrych, ale tylko dobrych. Nic poza tym. Ta, co leciała w intrze miała bardzo, ale to bardzo fajny początek, i mówię tutaj o tym, jak ten promyczek leciał za wstążką. Muza klimatyczna, motyw fajny, lecz już samo, konkretne intro było... po prostu dobre. I nic więcej. Ta piosenka RD była, moim zdaniem, niewypałem. Zapowiadała się naprawdę fajnie, lecz refren okazał się być całkowicie nijaki. Wyczuwałem już przy pierwszym słuchaniu duży potencjał, a piosenka okazała się o prostu średnia. Ballada Twilight była do połowy nudna, po czym zrobiła się bardziej ciekawa i milsza dla ucha. Jednak ogólnie muszę ją ocenić na niezbyt szczególną, zważywszy, że była ona praktycznie o niczym i niczego takiego nie wnosiła. Kawałek z rywalizacji był chyba najlepszym utworem w filmie. Był dosyć fajny, nie powiem, jednak po tej serii, która bazuję na tym serialu, kawałek ten wypada dosyć cienko. Jest fajny, ale nie na tyle, by móc słuchać sobie tego normalnie. Song dyrektorki kojarzył mi się z najbardziej typowymi musicalami. Czy jest to skojarzenie negatywne? Ciężko mi powiedzieć, lecz sam kawałek, pomimo tego, że wydawał się być zrobiony nieco na siłę, nie wydawał mi się zły. Był nawet dobry, szczególnie pod koniec, gdy zaczął on mieszać się z otoczeniem (mam namyśli, gdy Twilight i Sunset zmierzali ku sobie, a Cadence coś tam ogłaszała). Utwór w autach był przyjemny, zwłaszcza, gdy dodamy do niego te wszystkie zdjęcia, które widzimy w autorach. W skrócie: Zalety: - najlepsza część serii - najciekawsza i najlepsza fabuła spośród tej trylogii - druga Twilight - brak pierwszej Twilight - Susnet Shimmer rozwija się z części na cześć coraz bardziej, a tutaj jeszcze mamy ją jako główną bohaterkę - dobra akcja - ciekawy finał, który nie nie był, moim zdaniem, za krótki - fajne dziewuchy z tej innej szkoły - zakończenie Wady: - piosenki o wiele słabsze - wszyscy mają gdzieś to, że prawie zginęłoby kilka osób - zdecydowanie za mało tych dziewczyn z ten innej szkoły Ocena: 9/10 Jeszcze raz to powtórzę: zdecydowanie najlepsza część Equestria Girls. Oglądało mi się to na prawdę przyjemnie, momentami wciągało na prawdę mocno. Sunset pro, Twilight z ludzkiego świata wymiata, fajne igrzyska i sam finał również. Owszem, piosenki były wręcz słabe, a dziewczęta z tej drugiej szkoły mogły być ukazane lepiej (bądź w ogóle mogły być ukazane). Jednak przed chwilą dorwałem się do alternatywnego zakończenia i muszę przyznać, że jest ono lepsze, niż te normalne, więc Hasbro wtf?!? Ale nie ma co narzekać, film bardzo udany i z chęcią obejrzę kolejną część (o ile będzie) i mocno zastanawiam się, z jakimi problemami będą musiały zmierzyć się Sunset i reszta w czwartej epizodzie Equestria Girls. *sry za błędy i powtórzenia, ale nie czułem weny, pisząc to*
    1 point
  7. do

    Na początku miałem dylemat Mec czy kongres, ale jednak Wawa dużo bliżej, więc na na pewno się pojawię
    1 point
  8. K. Here it cums. Czuję takie ogromne zmęczenie już artystyczne. To jest ostatni request/komisz/cokolwiek na tą chwilę. Nie biorę żadnych zamówień do odwołania. Biorę przerwę długo aż za długo wyczekiwaną. Biorę się za lajtowne studiowanie anatomii kuczej, natury i teksturek oraz cieniowania lepszego. Wiele filmików, speedpaintów i obrazków do obejrzenia na mnie czeka. Oj wiele... Ale tutaj jedna z większych prac moich dla Siwego. Mam nadzieję że wam praca też się spodoba. To tyle ode mnie na tą chwilę. Jak coś ciekawego uda mi się namaziać przez czas odpoczynku to wiadomo się podzielę Kiedyś może jakieś komisze otworzę jak powrócę w chwale umiejętności. Albo i bez nich kto wie. Trzymajcie się ptysie misie śmieszki heheszki.
    1 point
  9. @Sttark Z jednej strony masz rację,a z drugiej nie do końca. Owszem, filmik jest przegięty i owszem, narzuca jedno konkretne zdanie, ale... Właśnie, ale: Istnieją (mniejsze, lub większe), podgrupy w każdej społeczności lub grupie, które robią czarny PR tak szybko i tak dokładnie, że stanowią zagrożenie nie tylko dla siebie, ale też dla reszty grupy. To właśnie ta garstka stanowi obiekt agresji społecznej, jako niedostosowana i agresywnie demonstrująca swoje radykalne poglądy. Homoseksualista nigdy nie pójdzie na paradę równości, bo to by był dla niego zwykły wstyd i marnowanie czasu, nie mówiąc o psuciu wizerunku. Zrobi to zwykły pedał, który chce się pochwalić swoją innością i ją zamanifestować. Ewentualnie jakiś skrajnie radykalny homoseksualista, ale ich jest raczej niewielu. Muzułmanie, to samo. Tylko ci najbardziej porąbani, odurzeni opium, którzy nawet koranu nie znają, będą się wysadzać na rozkaz. Zwykły muzułmanin nie będzie tego pochwalał (tu by się przydało wejść w odłamy muzułmanizmu, ale na to mam zbyt małą wiedzę) Jedno jest jednak prawdą. Taki (możliwie czarny i absurdalny) scenariusz ma pewne niezerowe prawdopodobieństwo zaistnienia. Skutkiem nadmiaru liberalności, zachłyśnięcia wolnością i wywieraniem nacisków na władzę, przez radykalne grupy. Małżeństwa homoseksualne szybciej by się dało załatwić, bez parad równości i krzyczenia o tym w mediach. Oczywiście, tak jak równouprawnienie płci, nie nastąpi to jak pstrykniecie palcami (dobra, może nie ma obecnie 100% równouprawnienia płci, lecz proces wyrównywania poziomów płac w stosunku do pracy postępuje). Niestety wraz z wyrównywaniem szans, niektóre grupy etniczne albo wyznaniowe, starają się mimo wszystko coś ekstra dla siebie ugrać. Niestety czasem się im udaje. Nie mam tu zamiaru wychodzić na jakiegoś ksenofoba, czy nacjonalistę (co akurat nie jest złe), ale należy uważać z liberalną polityką, a to właśnie skutkiem zbyt liberalnej polityki są tego typu zachowania: To właśnie Liberalna polityka zabrała choinkę sprzed katedry notre dame. Na koniec, spodobał mi się jeszcze ten fragment: Z całym szacunkiem, ale za komuny obywatele mieli równo. Jak to mówili: ,,Wszyscy mieli równo, czyli G***o". Znaczy nie mówię, że równość nie jest możliwa, ale równość nie może być wprowadzana na siłę i nie może być rozumiana jako: Każdemu równo to samo, każdy powinien być oceniany na miarę swoich możliwości..." Bo nie każdy ma predyspozycje do tego samego i powinien znaleźć się w tym samym miejscu, względnie mieć te same możliwości startu.
    1 point
  10. Nieee po grzybach nie ma nic niestety.Raz z kolegą w lesie zjedliśmy halucyna z myślą o fazie a nic nie było :( .Więc wsiedliśmy na swoje pegazy i polecieliśmy do domu.
    1 point
  11. do

    Panie, sesja wtedy będzie.
    1 point
  12. Cthulhu Miłosierny... korektora! Jakiegokolwiek! Jeżeli chodzi o objętość tekstu to komentujący mają rację - lepiej poczekać i wyjść z większą ilością tekstu. Jeżeli chodzi o inne rady to z grubsza też mają rację. Nie powielaj swoich błędów, bo dalej będziesz dostawał takie a nie inne opinie. Kervak - padłem Cudowne
    1 point
  13. O matko kochana...pierwsze komentarze w tym wątku udowodniły mi jedno. Jak najłatwiej dostać raka będąc na forum o kucach? Zacząć czytać inne wątki i zobaczyć jak bardzo często są to ograniczeni i głupi ludzie, oglądający program o kolorowych salcesonach. Ech..czy to źle, że po takich osobach spodziewałem się choć trochę więcej..sam nie wiem, mądrości? racjonalizmu? I, wybaczcie, ale nie nazwę inaczej osoby, która mówi że jest dumna z tego, że jest rasistą i homofobem, niż debil. Ta postawa absolutnie zasługuje na krytykę, gdyż bycie dumnym z jakikolwiek tak negatywnych postaw, które powodują same problemy i cierpienia wśród ludzi, jest chore. Co jak co, ja nie potrafię wobec niej przejść obojętnie, więc wybaczcie, ten bardzo emocjonalny wstęp. Wiem, że mocne słowa, ale jak inaczej to określić? Niby w każdej beczce miodu, znajdzie się jakaś łyżka dziegciu, ale...No nie powiem, bardzo się zawiodłem czytając to. Serio? To na ten temat w taki sposób będziemy rozmawiać? Tak skomplikowany problem, tak bardzo złożony, zupełnie inny, ciągle się zmieniający, w zależności od tego gdzie występuje, będziemy sprowadzać do idiotycznego filmiku, mającego chyba jedynie potwierdzić jedyną słuszną tezę autora, która z góry została już upatrzona? Równość, jest zła, doprowadzi to do katastrofy, pokażmy absurdalną sytuacje, zastosujmy argument ad absurdum i odczekajmy chwilę. Ludzie resztę sami zrobią, a kula śniegowa się rozpędzi jeszcze bardziej. Autor tego filmiku poruszył bardzo skomplikowane i ciekawe zagadnienie. Ale zrobił to z precyzją słonia chodzącego w składzie porcelany, albo Mariusza Max Kolonko, gadającego o Islamie. Film ten jest oparty na źle rozumianej idei równości. Idei, która, owszem może się zdarzyć, i nawet się zdarza,, ale występuje ona niezmiernie rzadko. I absolutnie nie można mówić by na podstawie takiego błędu logicznego( Hasty generalization) miał być budowany jakikolwiek argument. To czysty sofizmat. Już nie wspomnę o tym, że takie rzeczy zawsze miały miejsce w przeszłości i będą miały w przyszłości. Zawsze będzie jakaś grupa uprzywilejowana społecznie bardziej niż inna. Czy to dobrze? Nie, i trzeba z tym walczyć. Ale walczyć za pomocą logicznych argumentów, dyskusji a nie za pomocą tak słabego ,,dokumentu, który jedynie co robi to szokuje i wywołuje emocje. Jeżeli taki był zamysł twórcy, a domyślam się, że taki był, w końcu na tym najlepiej podbić se oglądalność i trafia to dobrze do młodych ludzi, z jeszcze nie wykształconymi poglądami. Za dużo emocji(wiem, że w moim poście też są), a za mało racjonalnej dyskusji i spoglądania na problem realnymi oczyma. To nigdy nie doprowadzi do niczego dobrego.
    1 point
  14. do

    Daj spokój, to się już nudne zaczyna robić.
    1 point
  15. To i ja też tu się pokażę xD
    1 point
  16. FBI już na moim tropie
    1 point
  17. Witajcie. Mam zaszczyt w końcu przedstawić wyniki Lunarnego Konkursu komiksowego pt. "Powrót do szkoły". Na wstępie chciałbym przeprosić wszystkich za zbyt długi czas oczekiwania na wyniki, ale początkowo Ekipa Jurorów ne mogła się zgrać czasowo, później jak już się zgrała, wyniki nie pojawiły się, bo miałem dość ciężki tydzień na studiach a w sobotę, w którą miały zostać ogłoszone zająłem się tak zwanym życiem i jakoś uleciało. Ale w końcu udało się. I tu kolejny raz muszę was przeprosić, bo jednak nie będzie fizycznych nagród, gdyż sponsor się wycofał ze sponsoringu nagród a ja myślałem do zeszłego tygodnia, że nagrody są dalej aktualne, ale nadal zwycięskie prace pojawią się w Equestria Times. Wiem, że to jest marne pocieszenie i możecie poczuć się oszukani i wyzywać mnie od oszustów i drani, jednakże byłem tą wiadomością równie niemiło zaskoczony, jak wy, kiedy to przeczytacie/ przeczytaliście. No ale cóż mogę zrobić poza przeproszeniem was za to, że nie mogę wam dać nagród, bardzo bym chciał ale niestety jestem za biedny, żeby osobiście ufundować obiecane nagrody. A teraz nie przedłużając już więcej czas na oficjalne wyniki. III Miejsce to miejsce zajęła praca Ignis Vespera Jurorom spodobał się pomysł. Z wykonaniem gorzej, no ale w końcu obowiązuje tu zasada, że jeżeli pomysł jest w miarę dobry można przymknąć oko na wykonanie. II miejsce zajęła praca Battlebird Praca bardzo mocno przypomina o czasach, kiedy było się w szkole i chciałoby się cofnąć godzinę na zegarku, by dospać jeszcze te pięć minut. Poza tym Jury stwierdziło, że wykonanie jest ciekawe. i wreszcie I miejsce tutaj Jury nie miało wątpliwości, że to miejsce należy się Dżumie. Tutaj Jury zwróciło uwagę na ciekawy styl wykonania, oraz pomysł. Zarówno jedno, jak i drugie rozbawiło Jurorów do tego stopnia, że wynik nie mógł być inny. Zwycięzcom serdecznie gratuluję, pozostałym życzę powodzenia w następnych konkursach. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia wszelkiej maści i treści oraz wszystkie niedogodności związane z brakiem fizycznych nagród. Jest mi z tego powodu równie przykro, jak wam. Chciałem, żeby nagrody były i wiedziałem, że forum ma sponsora od nagród ale niestety ten się wycofał i zostałem na lodzie z planami nagrodzenia zwycięzców.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...