Skocz do zawartości

Czternaście dni gąsienicy [NZ][TCB][Slice of life]


Recommended Posts

ODpjLOO.jpg

(grafika autorstwa http://pingwinowa.deviantart.com/ )

 

Czternaście dni.

Tyle zabiera pełen okres wstępnego przygotowania w biurze adaptacyjnym. Od wejścia i zapisania się na ponifikację aż po transport do Equestrii, w celu dalszej edukacji w biurze przystosowawczym, mającym pomóc z poradzeniem sobie z nowym ciałem, środowiskiem i możliwościami. W tym czasie pacjent ma przejść podstawowe kursy dotyczące Equestrii, jej praw, zwyczajów, historii oraz przejść ponifikację - z reguły dopiero w drugim tygodniu pobytu, choć zdarzają się wyjątki.

W warszawskim Biurze Adaptacyjnym imienia księżniczki Cadance, pewnej zimy, pojawia się pewien człowiek, by zapisać się do listy oczekujących na ponifikację. To nie jest jednak historia skupiona na nim. Nie jest to również historia skupiona na Sunnym - lekarzu z ośrodka, o Kindle - gryfiej pani psycholog, będącej też ekspertką od eksperymentalnego eliksiru gryfizującego, ani o Candy Corn - wrednej pegazicy ze stołówki. To samo można powiedzieć o  pacjentach, o Ternie, jego żonie i córce, o niedawno sponifikowanym Kacprze Strzelcu wciąż starającym się znaleźć swoje miejsce w życiu, o administratorce Poetic Jade...  

To historia o biurze. Dwa tygodnie jego wzlotów, upadków, konfliktów, zabaw.

 

Prolog

Rozdział I

 

Rozdział Jeshi

 

Edytowano przez Ghatorr
  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obiecałam komentarz przed 15tą, więc łap :P.

 

Mamy tutaj kawałek przyjemnego Slice of Life napisanego dobrym stylem. W zasadzie... Nie ma się do czego przyczepić.

 

Jak na razie to tylko prolog, więc wiele nie można o tym powiedzieć. Zaczyna się dość tradycyjnie. Po prostu jest fajnie, miło, spokojnie i czekam na więcej. Jestem pewna, że to idealny wybór dla fanów obyczajówek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie lubię komentować prologów, ale ten przynajmniej jest dość długi.

Na razie fanfik się dobrze zapowiada - jako całkiem niezła obyczajówka, ulokowana w klasycznej wersji uniwersum Biur Adaptacyjnych. Duży plus za dokładne wyjaśnienie wszystkich aspektów działania Biura (piszę sobie właśnie swoją wersję TCB, więc będę miał co parafrazować). I za stoły.

PS. Pisz Lazarusa ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Nie wiem czy do tej pory pojawiła się koncepcja opisywania "życia biura", tak czy inaczej pomysł dobry, ale czy mi się spodoba i zainteresuje, to już zależy od kolejnej części.

 

Cóż można rzec po prologu? Dobrze napisane, niedawno przeczytałem Lazarusa i widzę znaczny postęp, nie wyłapałem żadnych błędów.

Poza tym, moim zdaniem świetnie oddałeś emocje Strzelca przed ponifikacją, (trzęsłem się razem z nim) Także tutaj duży plusik dostajesz. Tak samo za inne postaci, które były na tyle charakterystyczne, że je zapamiętałem i nie musiałem czytać dwa razy tego samego akapitu.

 

Czekam na więcej i mam nadzieję, że nie będzie nudno.

 

Pozdrowienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 months later...

Czołówka polskich pisarzy TCB wraca na scenę :cheese: Bardzo lubię opowiadania ze 'slice of life' z biura adaptacyjnego i fajnie, że się za to wziąłeś, Wungiel. Po "Change of Life" mam uraz do niedokończonych fanfików i z założenia ich nie czytam, ale zrobiłem wyjątek. Nie zawiedź mnie i dokończ to, albowiem zaprawdę jest do świetne opowiadanie! (jak na razie)

 

P.S. Największy zarzut, jak mam do twojego pisania, to fakt, że parę elementów świata przedstawionego trochę kłóci się z moimi headcannonami (timber wolf jako zwierzątko domowe? że co?) :v

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu OjtamOjtam napisał:

P.S. Największy zarzut, jak mam do twojego pisania, to fakt, że parę elementów świata przedstawionego trochę kłóci się z moimi headcannonami (timber wolf jako zwierzątko domowe? że co?) :v

A czemu by nie? MOŻNA? Można. Człowiek wszak też Wilka udomowił, to chyba pierwszy "pies" ludzkości był :)

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 2 weeks later...

No i w końcu przeczytałem gąsienicę. Sukces.

 

No a raczej to co autor był łaskaw póki co zamieścić. Spodziewałem się czegoś dobrego i właśnie to dostałem - dobre, solidne opowiadanie ze świata Biur Adaptacyjnych. Co ciekawe, chociaż pojawiają się w nim wspominki o organizacjach terrorystycznych (POZ i FOL), to jest to jedynie tło. Ghatorr tak naprawdę tworzy nam tutaj opowieść obyczajową - a przynajmniej tak się póki co wydaje. Niech to jednak nikogo nie zniechęca - "Czternaście dni..." to świetny przykład na to, iż w fanfiku nie musi nic wybuchać, żeby czytało się go z prawdziwą przyjemnością.

 

Fabuła póki co dopiero się zarysowuje, więc o niej za dużo pisać nie będę. Poczekam aż będzie więcej.

 

Bohaterowie - no z tym aspektem opowiadania Ghatorr nigdy nie miał problemów. A tutaj poradził sobie świetnie z wszystkimi - od ludzi, przez kuce po Jeshi i Splintera. Oczywiście ten ostatni, jako bardzo psia postać z miejsca awansował u mnie na pierwsze miejsce w kategorii "ulubieni bohaterowie". Zaraz za nim znajduje się Jeshi - czytając poświęcony jej rozdział, nieustannie się uśmiechałem, kiedy pojawiały się duchy - Foederati rządzi. A wredny pan kontroler może iść się gonić. Ze Splinterem.

 

Czekam na więcej. Niecierpliwe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Czubaka

Niesamowicie lekki i przyjemny ff. Na dodatek jeszcze Biura Adaptacyjne, które odeszły tak jakoś w niepamięć. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i powodzenia w pisaniu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkiem przyjemne slice of life. Dobrze zarysowane, ale nie przerysowane postacie, subtelny humor i chyba dość rzadko spotykane podejście do tematu Biur Adaptacyjnych. Ciekawie było dla odmiany poczytać nie o starciach pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami ponifikacji, tylko o szczegółach codziennego funkcjonowania jednego z biur.

Mam nadzieję, że kiedy już zapoznałeś czytelnika z bohaterami i ich środowiskiem, teraz zaczniesz pokazywać nam jakąś nić fabularną, która zatrzyma przy kolejnych rozdziałach: nieco bardziej burzliwe i trzymające w napięciu szczegóły relacji między pracownikami, czy np.: obserwacje pozwalające czytelnikowi wyrobić sobie opinię na temat ponyfikacji i equestriańskiej polityki.

 

Jeśli chodzi o stronę techniczną, to jest dobrze. Zdarzały się drobne usterki (głównie przypadki użycia słów, czy idiomów niezgodnie z ich znaczeniem i drobne błędy składniowe), ale nie przeszkadzały one w czytaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...
  • 2 months later...

Od czego by tu zacząć... 

Cóż może od tego, że już zaczynając czytać to opowiadanie byłem dość sceptyczny. Także dlatego, że to obyczajówka, a to nie jest mój ulubiony typ opowiadań, zdecydowanie wolę jakieś epickie przygody z wyraźnie zarysowaną fabułą. Dopóki nie dowiedziałem się od autora czym konkretnie są te całe "biura adaptacyjne" moje pojęcie o nich było bardzo mgliste. Słyszałem o koncepcie przemieniania ludzi w kuce, konkretnie to o dwóch interpretacjach, albo jako "wielka łaska" wyświadczana temu "obrzydliwemu, ohydnemu i zepsutemu gatunkowi ludzkiemu, dla którego jest to jedyną nadzieją" albo o tym, że to wszystko tylko sprytna propaganda totalitarnej imperialistki Celestii, a cała ponifikacja jest bardzo sprytną formą prania mózgu i zniewolenia. Bez większego tła, jak choćby kwestia Bariery. Tak czy inaczej obydwie koncepcje same w sobie mnie odrzucały. 

Dopiero jak się od autora dowiedziałem, że u niego nie jest aż tak źle to przekonało mnie to do tego by sięgnąć po to dzieło. Podobno powstałe po części na skutek podobnego odrzucenia przez te skrajne formy biur, ale... cóż dla mnie nawet ta łagodna wersja biur posiadała w wielu punktach odrzucającą kreację świata. Choćby szczegóły związnae z ponifikacją, która nadal wyglądała tu trochę na takie pranie mózgu. Nawet jeśli ciężko wierzyć, by w tej wersji mogło być celowe, to jednak zaburzał on wolną wolę. 

Spoiler

Mam tu na myśli choćby scenę rozmowy z Carrot Fruit z Candy Corn. Podczas gdy ta druga była naprawdę mocno wredna dla konwertytki to ta wskutek działania eliksiru ponifikacyjnego - co autor bardzo wyraźnie zaznaczył - nie umiała jej powiedzieć co naprawdę o niej myśli. Przez kontrast z zachowaniem Candy Corn ten wyjątkowy brak asertywności u Carrot Fruit naprawdę raził i to bardzo. 

Niby tylko powstrzymało ją to od nakrzyczenia tej wrednej pegazicy w twarz tego jaka jest, ale... takie manipulowanie wolną wolą jest po prostu złe. 

 

Drugim bardzo poważnym problemem jest to, że samej ponifikacji towarzyszy tak właściwie zatracanie swojej prawdziwej tożsamości przez ludzi. Mogliby przecież zacząć budować na nowo swoje państwa, tyle że jako kuce tam po drugiej stronie bariery, co z pewnością mogłoby się udać z pomocą Luny i Celestii. Biorąc pod uwagę to co się stało to to byłby w zasadzie ich obowiązek. 

Ale nie, zamiast tego mamy asymilacje całej ludzkości(tylko kurcze jak Equestria ma asymilować kilka miliardów uchodźców? Wątpie, by kucyków w Equestrii mogło żyć więcej niż miliard, a zapewne jest to ledwie kilkadziesiąt-kilkaset milionów... więc to jakiś absurd)... nawet nie mogą swoich własnych imion zachować tylko muszą je zmieniać na kucykowe. Niby drobny szczegół, ale jak to mówią "diabeł tkwi w szczegółach" i ta z pozoru błaha sprawa posiada jednak naprawdę poważne implikacje dla obrazu świata. 

Mamy tu praktycznie do czynienia z wielkim kulturowym ludobójstwem. 

Ponownie przeprowadzanym może nie celowo i z rozmysłem, ale jednak można go było uniknąć. 

 

Nie do końca też podobał mi się pomysł z szamanizmem i duchami Jeshi... nie chodzi tu nawet o same duchy jako postacie(no choć ten gryf to jednak był trochę nieteges...), tylko o sam fakt, że te duchy były. Trochę za bardzo mi się to z jakimś okultyzmem/spirytyzmem kojarzy. 

 

Ale nie jest tak, że to opowiadanie kompletnie mi się nie podobało. Co prawda był tu bardzo nieprzekonujący obraz świata(który aż prosi się o to by ktoś coś tam naprawił... hm... może kontynuacja alternatywnego zakończenie Doktora Whoovesa w tym świecie. Czy coś takiego napiszę? [głos Screwball]Moooże[/głos Screwball])... ale mimo to muszę oddać autorowi sprawiedliwość i powiedzieć, że opowiadanie ma też wiele zalet. 

Na pewno należą do nich całkiem szczegółowe i ciekawe przedstawianie samego świata - od historii samych biur i eliksiru po rozwój Equestriańskiej technologii. Można było się w ten świat naprawdę wgłębić i go poznać. A to bardzo lubię(fragment o rozwoju księżycowych telecentów właśnie bardzo mi się podobał). Nie zabrakło też opisu działania samej bariery. Co prawda nie były specjalnie wyjaśnione przyczyny jej powstania(po za tym, że to skutek zderzenia wymiarów - no ale dlaczego?) i zderzenia wymiarów... no ale nie można mieć wszystkiego po 3 rozdziałach licząc prolog i rozdział bonusowy. Realistyczności dodaje też istnienie ruchów typu Front Obrony Ludzkości - przy takiej formie przeprowadzenia ponifikacji nieufność wobec Celestii naprawdę nie dziwi, nawet jeśli faktycznie nie ma ona złych intencji.

Nie zabrakło też innych ciekawych i oryginalnych pomysłów(a przynajmniej takich, z którymi ja się wcześniej nie spotkałem), jak oswojony patykowilk czy zebro-pegaz. 

Same postacie również były całkiem ciekawe, nie zabrakło też naprawdę zabawnych momentów. Jak choćby Jeshi i jej znajomość geografii "Chicago jest chyba bliżej Warszawy niż Paryż czy Moskwa"... dobrze, że zaufała instrukcjom od męża. No albo sytuacja w pociągu

Spoiler

100% zniżki dla pasażerów niematerialnych:D

Czy "najdroższe sedesy świata". Albo komentarz tej gryficy(której imienia zapomniałem) na temat McDonalda. 

 

No i sam styl również jest moim zdaniem bardzo dobry i mimo czasem dość odrzucających treści(ponifikacja i jej skutki) czyta się to naprawdę przyjemnie, nie ma też specjalnie błędów. 

Nie jest to może dość by przekonać mnie do samej idei biur adaptacyjnych - która wciąż wywołuje we mnie co najmniej spory niesmak - ale to jedno myślę, że będę śledził. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Dobra, nareszcie jestem. (Coś czuję, że to nie będzie rozbudowany komentarz.)

Autor przede wszystkim daje nam świetnie napisany SoL w TCB. Przedstawia nam życie w jednym z biur adaptacyjnych - to jak radzą sobie jego pracownicy i oraz sami konwertyci przed i po przemianie. Co jest w tym fiku najpiękniejsze? Osobiście uważam, że to jak dobrze autor wprowadzana nas za jego pomocą do realiów TCB. Wydaje mi się, że swoją przygodę z fikami TCB najlepiej zacząć właśnie od ,,Czternastu dni gąsienicy". Ghatorr świetnie w samą akcję fika wplątuje wiele informacji na temat tego gatunku fików dzięki czemu jesteśmy w stanie poznać ten świat. Właśnie to jest jego głównym atutem, tym czym mnie ten fanfik zachwycił.
Fik ma jednak pewną poważną wadę - Jest jak do tej pory bardzo krótki! (3 rozdziały - prolog, rozdział 1 i rozdział dodatkowy)

@Ghatorr! Pisz to dalej!

(Ostrzegałem, że będzie słabo.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

nawet nie mogą swoich własnych imion zachować tylko muszą je zmieniać na kucykowe.

A kto ci wcisnął to, że nie mogą? Większość zmienia, to fakt, jednak nie wszyscy :) Polecam The Last of Us, wreszcie poczytać. Tam - nawet w pierwotnej i według wielu, POZowskiej wersji byli tacy co nie zmienili imienia - Więc nie jest tak, że nie można :) Co więcej, nie wszyscy poszli z powodu bariery. Byli tez tacy, co nie widzieli sensu w swoim dalszym życiu, ale zamiast popełnić "ludzkie" samobójstwo... Wybrali skuczenie.

 

19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

Mamy tu praktycznie do czynienia z wielkim kulturowym ludobójstwem

Oj, koloniści w Ameryce... Też dokonali masowego ludobójstwa Indian :) Ale kiedyś słyszałem pogląd jednej osoby z biur adaptacyjnych - mowie o forum - że ludzie mają prawo atakować innych na ziemi, bo to ich świat. Ale obca rasa już ziemi nie? Niby dlaczego, słyszałeś o prawie Kallego, Lyo?

 

Jak dla mnie TCB dało ludziom jedynie ich własne lekarstwo, no, może część ludzi na to nie zasłużyła. Ale ludzie sami usprawiedliwiają przecież śmierć na wywołanych przez siebie wojnach " Że na wojnie ktoś zginąć musi", czy "Wojny zapobiegają przeludnieniu, wspierają rozwój" :)

 

19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

tylko o sam fakt, że te duchy były. Trochę za bardzo mi się to z jakimś okultyzmem/spirytyzmem kojarzy. 

Trochę przesadzasz, podobnie jak moja silnie wierząca babcia... Nie katoliczka, ale MLP NIE OBEJRZY BO MAGIA. A magia zła :D Serio?

 

19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

Co prawda nie były specjalnie wyjaśnione przyczyny jej powstania(po za tym, że to skutek zderzenia wymiarów - no ale dlaczego?

A tu z kolei ja miałem dobre dość wyjaśnienie, razem z pewnym userem z forum biur, na którym kiedyś siedziałem :) Jak chcesz, zajrzyj do działu "Naszych porzuconych pomysłów na fanfiki" :) Może ci się zjeżyć włos, że szatana wymyśliłem jako odbicie Discorda w naszym wymiarze, ale chętnie poznałbym na to twoja opinie.

Edytowano przez Accurate Accu Memory
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu Accurate Accu Memory napisał:
19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

nawet nie mogą swoich własnych imion zachować tylko muszą je zmieniać na kucykowe.

A kto ci wcisnął to, że nie mogą? Większość zmienia, to fakt, jednak nie wszyscy :) Polecam The Last of Us, wreszcie poczytać. Tam - nawet w pierwotnej i według wielu, POZowskiej wersji byli tacy co nie zmienili imienia - Więc nie jest tak, że nie można :) Co więcej, nie wszyscy poszli z powodu bariery. Byli tez tacy, co nie widzieli sensu w swoim dalszym życiu, ale zamiast popełnić "ludzkie" samobójstwo... Wybrali skuczenie.

Tak to wygląda w tym opowiadaniu. Po za tym nawet jeśli byłaby to "tylko większość" i to dobrowolnie to to w zasadzie wiele nie zmienia(patrz Europa zachodnia i to całe multi-kulti, któego "cudowne" skutki możemy dziś obserwować). Nadal mamy wielkie kulturowe ludobójstwo. W pewnym sensie nawet gorsze.

 

2 godziny temu Accurate Accu Memory napisał:

Oj, koloniści w Ameryce... Też dokonali masowego ludobójstwa Indian :) Ale kiedyś słyszałem pogląd jednej osoby z biur adaptacyjnych - mowie o forum - że ludzie mają prawo atakować innych na ziemi, bo to ich świat. Ale obca rasa już ziemi nie? Niby dlaczego, słyszałeś o prawie Kallego, Lyo?

A kiedy ja powiedziałem, że koloniści w Ameryce nie byli zbrodniarzami? 

I nie, ludzie nie mają prawa atakować innych. Nie samego z siebie. Naturalnie istnieją przypadki gdy atak jest uzasadniony, ale generalnie nie jest nim podbój.

A prawo Kallego(jak ktoś Kallemu ukraść krowy to zły uczynek, ale jak Kalli komuś to dobry uczynek, tak?) to najprymitywniejsza moralność z możliwych. Nie będąca dobrym wyznacznikiem niczego. 

Czy ludzie dostali tu własne lekarstwo? Takie twierdzenie nie ma moim zdaniem podstaw. I ludzkość zdecydowanie sobie na to żadną miarą nie zasłużyła.

 

 

2 godziny temu Accurate Accu Memory napisał:
19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

tylko o sam fakt, że te duchy były. Trochę za bardzo mi się to z jakimś okultyzmem/spirytyzmem kojarzy. 

Trochę przesadzasz, podobnie jak moja silnie wierząca babcia... Nie katoliczka, ale MLP NIE OBEJRZY BO MAGIA. A magia zła :D Serio?

Strzelam, że protestantka w takim razie. Protestanci miewają problemy z przesalaniem scriptury(czytaj zbyt dosłowną interpretacją Pisma Świętego, przez którą delikatnie mówiąc umyka im sens niektórych fragmentów... ale to nie o tym temat) czy właśnie z nieodróżnianiem magi fantastycznej(często wewnętrznej, wrodzonej) od tej biblijnej(czyli pochodzącej od szatana - a więc jednoznacznie złej z samej swojej natury). 

Magia z MLP jest idealnym przykładem magii wewnętrznej, która sama w sobie nie posiada elementów zła(no jest tam jeszcze stosowana przez króla Sombrę czarna magia, ale to nieco inna historia, twórcy dość mocno zaznaczyli jej odrębność od normalnej Equestriańskiej magii i bardzo dobrze), biorąc poprawkę Elementy Harmonii można powiedzieć nawet, że jest siłą która - przynajmniej w swej najsilniejszej formie - jest wręcz dobra z natury, ośmielę się nawet stwierdzić, że można się pokusić o interpretowanie jej jako swego rodzaju dyskretnego działania Boga w tym świecie. Lub przynajmniej czegoś na kształt jego anioła stróża(szczególnie biorąc pod uwagę teorię Vaina o inteligencji magicznej). 

Ale... no właśnie jest jedno ale. Takie przywoływanie duchów i zabawa duszami wchodzi już w obszar, w który ta fantastyczna magia nie powinna wchodzić(a już na pewno nie w taki sposób), bo upodabnia się zanadto do tej biblijnej. 

 

3 godziny temu Accurate Accu Memory napisał:
19.11.2016 at 01:46 Lyokoheros napisał:

Co prawda nie były specjalnie wyjaśnione przyczyny jej powstania(po za tym, że to skutek zderzenia wymiarów - no ale dlaczego?

A tu z kolei ja miałem dobre dość wyjaśnienie, razem z pewnym userem z forum biur, na którym kiedyś siedziałem :) Jak chcesz, zajrzyj do działu "Naszych porzuconych pomysłów na fanfiki" :) Może ci się zjeżyć włos, że szatana wymyśliłem jako odbicie Discorda w naszym wymiarze, ale chętnie poznałbym na to twoja opinie.

W wolnym czasie na pewno spojrzę... właściwie też mam pewne swoje wyjaśnienie, ale... na razie przynajmniej zachowam je dla siebie. 

I szatan jako odbicie Discorda? Abstrahując od tego, jak dalekie jest to od mojej interpretacji i samego faktu, że Discord nigdy nie był czystym złem, ani też nie reprezentował zła jako takiego(a "zaledwie" negatywne znaczenie chaosu), to jest to po prostu dość poważne niezrozumienie idei szatana. Z samej jego natury - podobnie jak ma się to z Bogiem i aniołami - gdybyśmy mieli wielowymiarowy świat(tak jak w TCB gdzie mamy świat ludzi i kucyków) to byłby on bytem wielowymiarowym, a nie przypisanym ściśle do jednego wymiaru. Patrząc na to do czego prowadzą same podstawowe założenie Biur Adaptacyjnych pokuszę się o stwierdzenie, że byłby on dobrym materiałem na prowodyra tego zderzenia wymiarów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

godzinę temu Lyokoheros napisał:

A prawo Kallego(jak ktoś Kallemu ukraść krowy to zły uczynek, ale jak Kalli komuś to dobry uczynek, tak?) to najprymitywniejsza moralność z możliwych. Nie będąca dobrym wyznacznikiem niczego.

Oj, chodziło mi o to, że ludzie sami mordują się nawzajem, atakują bo prawo silniejszego, ale oni są w moim przyrównaniu Kallim :) Ale jak Equestria chce okiełznać kallego, bo nawet załóżmy że ich atakują, to już kallemu jest niedobrze :) No trudno, kalli wczesniej nie widział problemu. Jak już ci tłumaczyłem, oprawca cie nie zrozumie, dopóki nie odbijesz w niego tym samym. Taka prawda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 1 month later...

Ok, jak zapowiadałem, choć z poślizgiem, tak skomentuję.

Na wstępie muszę jednakże zaznaczyć, że nie przepadam zbytnio ani za SoL'ami (choć sam kilka napisałem :derptongue:), ani za uniwersum TCB, a raczej nie interesuję się tym ostatnim; przeczytałem kilka opowiadań w tych klimatach, z czego ze dwa to były parodie.

Teraz mogę zatem przejść do komentarza właściwego.

Zacznę od kwestii technicznych, ponieważ będzie krótko i na temat. Chyba najpoważniejszym "błędem" będzie to, że numeracja stron lepiej wygląda u dołu strony dla mnie :) Poza tym, nie przypominam sobie żadnych błędów, które przeszkodziłyby w czytaniu czy też rzuciły mi się w oczy, ale też nie jestem najlepszą osobą do sprawdzania opowiadań pod tym kątem. Dla mnie jest dobrze.

Przy okazji, fajny rysunek przy rozdziale Jeshi.

 

Dobra, przejdźmy do fabuły.

Opowiadanie przypomina mi nieco "100 ml", napisane przez @Coldwind, jeśli chodzi o motyw przewodni, czyli zasadniczo, codzienne życie biura, ale wyraźnie widać pewną różnicę, którą stanowi fakt, że tutaj będzie to; jak mniemam; dzień po dniu, wraz z pobocznymi dygresjami na różne tematy powiązane poniekąd z biurem (jak choćby teleportacje), natomiast tam były to, o ile dobrze pamiętam, konkretne wydarzenia rozgrywające się w biurze, choć jednocześnie o zachowanej chronologii zdarzeń. Siłą rzeczy, wspominając tamto opowiadanie, które miło wspominam, muszę przyznać, że to także mi się spodobało właśnie z tego samego względu.

Opowiadanie nie traktuje o samym konflikcie skrajnych ugrupowań, lecz skupia się; czy raczej będzie się skupiać, ponieważ to dopiero I rozdział plus taki poboczny jakby; na 14 dniach, jakie spędzi w tym biurze osobnik przygotowujący się do "zrobienia w konia" (ten tekst już gdzieś widziałem, ale nie wiem kto go pierwszy użył; w każdym razie pasuje :) ), a przynajmniej tak sądzę.

Nie da się w zasadzie powiedzieć wiele więcej o samej fabule, ponieważ w SoL'ach zwykle jest ona właśnie taka, że niewiele można o niej powiedzieć. Jednakże osobiście chętnie przeczytam dalsze części tego tekstu, ponieważ po tych trzech rozdziałach ciekaw jestem, jaką autor ma wizję funkcjonowania takiego biura, a ponadto przedstawienia niektórych elementów uniwersum TCB.

Jeśli chodzi o występujące w opowiadaniu postacie, to chyba najlepiej zapamiętałem Zebrę z jej duchami oraz kucharkę, którą ktoś tam (konwertytka) chciał zamordować kwiatkami. O co mi chodzi? Przeczytajcie, a się dowiecie :D Ciekaw jestem tylko co było na obiad, ten, co go wspominają :) Ludzcy bohaterowie jednakże są jacyś tacy... Nie zapamiętałem ani jednego; no dobra, profesora, choć jego nazwiska już nie wspomnę; ale to się jeszcze może rozkręcić.

Sen ponyfikacyjny przypomniał mi "Animatrix", scenę w której przekonywali maszynę do przejścia na stronę ludzi. Nie jest to chyba dobre skojarzenie w kwestii kucyków :rarity4:

Chyba tyle, jeśli chodzi o samo opowiadanie. Tekst jest napisany w sposób przyjemny, czyta się szybko, człowiek nawet nie zauważa, że to już koniec i nie dowie się, co dalej się dzieje w biurze czy jak wygląda tamtejsze życie, gdyż nie ma kolejnych rozdziałów :grumpytwi:

Co do postaci jeszcze, to chyba najbardziej podoba mi się fakt, że nawet sponyfikowani ludzie, wciąż zachowują się nieco inaczej, niż "prawdziwe" kucyki. Nie wiem, czy jest to działanie świadome, czy samo tak wyszło, ale wyszło fajnie; także fakt, że nie wszystkie kucyki przyjmują konwertytów z otwartymi ramionami.

 

Chciałbym jeszcze poruszyć samą kwestię TCB, na szybko, ponieważ to nie miejsce na to. Nie przepadam za tym uniwersum, ponieważ wątpliwym jest, że w przypadku "pożerania" Ziemi przez obcy świat (z kreskówki) ludzie, jako gatunek, zgodziliby się na ponyfikację dla ratunku. Część owszem, ale skoro nieraz ledwie siebie nawzajem tolerujemy, to co dopiero odmienny od nas gatunek; niszczący nasz świat; o "zdrajcach ludzkości" nie wspominając. Poza tym, co z orbitą. Czy bariera niszczy także to, co na orbicie? Jeśli nie, to ISS jest przykładem jak można by przetrwać, czasowo podkreślam. Kiedy bariera obejmie cały glob, to zniknie, czy nie? Jeśli tak, to zrzut kapsułą na powierzchnię byłej Ziemi i mamy powrót ludzkości. Jeśli nie, to problem. Jeśli natomiast bariera niszczy także orbitę, to jak daleko w przestrzeń sięga. Księżyc? Mars? Cały Wszechświat?

To takie wieczorne przemyślenia po przeczytaniu opowiadania.

 

Mogę szczerze polecić ten tekst każdemu, kto szuka kawałka przyjemnego SoL'a na wieczór.

Pozdrawiam :giggle:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...