Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Cóż... jak się wchodzi na heheszkowate esbe z depresyjnymi postami, to tak bywa. Dostaje się etykietkę smutasa i ludzie uważają, że przesadzasz. Mi też nie jest wesoło, ale nie daję tego po sobie poznać, bo na esbe nie przychodzi się na poważne rozmowy o czymś.

Jest Ci przykro czy źle? Znajdź sobie kogoś z forum, z kim warto pogadać indywidualnie. Wyżalić się czy co tam chcesz. Mamy w cholerę osób, na pewno kogoś znajdziesz.

Tu san sobie przeczysz troszkę. Skoro szkoła dobrze ci idzie, to skup się na niej. Dobre oceny to dobre liceum, a potem dobre studia i tak dalej. Wykształcenie zaowocuje potem na rynkach pracy i takich tam.

I nie piszesz źle, nie przesadzaj, widziałem.

Tu zaczynają się schody, że tak powiem.

Ujmę to tak - rozpadające się związki i fałszywi przyjaciele to też jest część życia. Nikomu tego nie życzę, ale tak to już po prostu jest. Dlatego jakkolwiek głupio by to nie brzmiało (a wiem, że łatwiej napisać niż zrobić) - nie unikaj życia. Nie musisz mieć mnóstwa przyjaciół. Miej jednego, ale za to bardzo dobrego. Rób z nim coś. Cokolwiek, byleś czuł, że komuś zależy na twojej obecności i towarzystwie. Może jakiś zlot bronies czy coś.

Ja wiem, że jak się patrzy na tulące się pary w szkole, to serce ściska ze smutku wywołanego samotnością, ale cóż, nie oszukujmy się - masz 16 lat, zdążysz jeszcze kogoś znaleźć. Czy to w liceum, czy to na studiach. Czy nawet potem. Nie wiem, skąd u tylu osób to przekonanie, że muszą mieć dziewczynę już teraz zaraz. Tak, może koledzy z gimby obracają jakieś panienki (bo nie nazywajmy tego czułościami zakochanych), a ty nie, ale - tu niespodzianka - ich "związki" trwają zazwyczaj krótko. Bardzo. I potem taki chwali się, że był z pięcioma, tyle że nie mówi, że z każdą po dwa tygodnie.

Zależy, jakie to uzależnienie. Bez szczegółów ciężko pomóc, a ogólników nie mam po co pisać, bo sam je pewnie znasz.

Podsumowując - masz ledwo 16 lat. Sporo rzeczy dopiero przyjdzie, czy to szkolnych, czy to innych. Ale jak do ludzi też odnosisz się w stylu hurr durr jestem beznadziejny wszyscy umrzemy to nie dziw się, że to ich odstrasza. Nie trzeba być na siłę wesołym, by być lubianym. A chyba lepiej mieć opinię mądrego, ale wycofanego niż ponurego cynika, co to nikogo nie lubi, czyż nie?

Tutaj już nawet o SB nie chodzi. Czasem, gdy idę korytarzem szkolnym, słyszę za sobą chichoty i dostrzegam dziwne spojrzenia, jakbym nawet chodzić nie potrafił. O co pytają losowi ludzie ze szkoły lub koledzy mojej siostry? Kpiąco "Który level?" Jakbym całe życie nic innego nie robił, tylko "nołlajfił".

Nie samą szkołą człowiek żyje. Czytam wiele książek, również naukowych. Ale pragnę też dać coś od siebie, a nie tylko brać. Uczenie się to nie talent.

Mam jednego... Ale on ma też innych przyjaciół, a ja zawsze nie wiem, czy mam ochotę na rozmowę, czy wolę milczeć. Co skutkuje jego odejściem do tych innych...

Mój pesymistyczny umysł po prostu ciągle przekonuje mnie, że nigdy nikogo nie znajdę. Nie potrafię rozmawiać, jakikolwiek flirt to dla mnie czarna magia, a i tak żadna nie będzie mnie traktować poważnie. Bo plakietka z napisem "no-life". I do tego wszystkiego dochodzi moje tchórzostwo.

Jestem uzależniony od komputera i ogólnie Internetu. W weekendy w praktyce mnie nie ma - tracę wtedy "ograniczenia". Cała sobota spędzona przy komputerze z przerwami na ubikację oraz jeden, duży posiłek to standard.

No i...

Dziękuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj już nawet o SB nie chodzi. Czasem, gdy idę korytarzem szkolnym, słyszę za sobą chichoty i dostrzegam dziwne spojrzenia, jakbym nawet chodzić nie potrafił. O co pytają losowi ludzie ze szkoły lub koledzy mojej siostry? Kpiąco "Który level?" Jakbym całe życie nic innego nie robił, tylko "nołlajfił".

Nie samą szkołą człowiek żyje. Czytam wiele książek, również naukowych. Ale pragnę też dać coś od siebie, a nie tylko brać. Uczenie się to nie talent.

Mam jednego... Ale on ma też innych przyjaciół, a ja zawsze nie wiem, czy mam ochotę na rozmowę, czy wolę milczeć. Co skutkuje jego odejściem do tych innych...

Mój pesymistyczny umysł po prostu ciągle przekonuje mnie, że nigdy nikogo nie znajdę. Nie potrafię rozmawiać, jakikolwiek flirt to dla mnie czarna magia, a i tak żadna nie będzie mnie traktować poważnie. Bo plakietka z napisem "no-life". I do tego wszystkiego dochodzi moje tchórzostwo.

Jestem uzależniony od komputera i ogólnie Internetu. W weekendy w praktyce mnie nie ma - tracę wtedy "ograniczenia". Cała sobota spędzona przy komputerze z przerwami na ubikację oraz jeden, duży posiłek to standard.

No i...

Dziękuję.

Bo osoby w Twoim wieku takie często są niestety. Też byłem tym "nudnym nerdem" wśród rówieśników w klasie, do tego nieśmiały, niezdolny do "walki o swoje", o mnie gadano podobne bzdury. Powinieneś się takimi osobami przejmować? Wiem, że mi łatwo powiedzieć, ale gdy ktoś Cię ocenia po tym, że "ktoś tak mówi", czy po tym, co mu się wydaje, że widzi to i tak by nie był dobrym kolegą/koleżanką. 

 

Na dawanie przyjdzie czas. Nauka jest czymś bardzo ważnym i będzie procentować w przyszłości, możesz mi wierzyć. Wtedy, w dorosłym życiu będziesz miał wiele okazji, by coś dać w oparciu o swoją wiedzę. Rozwijaj swoje zainteresowania, próbuj nowych rzeczy. I znajdź kolegów. Takich, którzy będą z Tobą za to, jaki jesteś. Jeśli chcesz możesz napisać do mnie, nie bój się, byłem w podobnej sytuacji, wierzę, że się dogadamy ;)

 

Tu za wiele pomóc nie mogę, powiem Ci tyle, że rozmawiać zawsze warto próbować chociaż. Jak się nie uda - szkoda, jak się uda, to i nudę się zabije i ciekawie spędzi czas ^^ 

 

Z czasem znajdziesz, lecz to jest tak naprawdę temat rzeka, jeśli chcesz to możemy o tym porozmawiać w PW. Trochę już z dziewczynami się "namęczyłem" (z niepowodzeniem, ale cóż... xD) to może jakoś Cię zdołam nakłonić do zmiany tych poglądów. Szczególnie, że sprawiasz mimo wszystko wrażenie rozsądnego człowieka, jak dodać do tego fakt, że dobrze sobie radzisz ze szkołą, co w przyszłości zaprocentuje to dziewczynę z czasem znajdziesz ^^ Tylko dam Ci dobrą radę i weź ją sobie do serca - NIC na siłę. I NIC na pośpiech. To nie są wyścigi i jak masz teraz na siłę jakąś wygrzebać, to lepiej nie szukaj wcale i poczekaj, aż ta sama się "napatoczy". Nawet nie będziesz się spodziewał, kiedy to nastąpi, wierz mi :v

 

Tu by się przydali koledzy. Albo kolega. Ktoś, z kim mógłbyś spędzić czas zamiast przed monitorem. Byłem przez krótki okres czasu kiedyś uzależniony od World of Warcraft (chyba byłem) lecz z czasem mi przeszło na szczęście, gdyż... znudziła mi się gra. Ale nie wydaje mi się, by to samo nastąpiło tutaj ;x 

 

Dodam jeszcze, że w Twoim wieku także byłem chorobliwie nieśmiały, z dziewczynami rozmawiać w ogóle nie potrafiłem (i balem się ich bardziej niż część z nich boi się pająków :v ) moje zdolności "społeczne" ograniczały się do odpowiedzi na piątkę z historii :v Też doskwierało mi wrażenie, że marnuję swoje własne życie. Też po pewnym wydarzeniu bałem się bycia skrzywdzonym przez innych (a także miałem strach przed tym, że ci przestaną się ze mną zadawać), byłem (i nadal jestem ehh...) leniem i naprawdę niełatwo jest mi czasem zmusić siebie do roboty. Rówieśników miałem takich, a nie innych, postaw jednego nieśmiałego, niepijącego i niepalącego gimnazjalistę, a potem otocz go osobami co po pierwsze piwo sięgnęły w podstawówce, wiecznie imprezują, są "cool" (lol) i masz katastrofę. Ale to z czasem się zmienia. Tak jak ja się zmieniłem. I wierzę, że Ty również z czasem sobie z tym poradzisz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu by się przydali koledzy. Albo kolega. Ktoś, z kim mógłbyś spędzić czas zamiast przed monitorem. Byłem przez krótki okres czasu kiedyś uzależniony od World of Warcraft (chyba byłem) lecz z czasem mi przeszło na szczęście, gdyż... znudziła mi się gra. Ale nie wydaje mi się, by to samo nastąpiło tutaj ;x

Zasadniczo ten przyjaciel robi dokładnie to samo.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest mi źle, bo nic mi się nie chce, Jest mi źle, bo jestem ciągle zmęczona. Jest mi źle, bo jestem chyba aspołeczna. Jest mi źle, bo nie mogę znaleźć prawdziwych przyjaciół. Jest mi źle, bo mam zaniżoną samoocenę. Jest mi źle, bo mam beznadziejny charakter i nikt nie chce ze mną rozmawiać. Jest mi źle, bo jestem w gimnazjum, więc wszyscy myślą, że jestem tzw "gimbusem". Jest mi źle, bo nie umiem nikomu wyznać uczuć. Jest mi źle, bo nic mi nie wychodzi. Jest mi źle, bo otaczają mnie homofoby. Jest mi źle, bo nikt nie chce mnie przytulić. Jest mi źle, bo każdy mi gada formułki, zamiast mnie pocieszyć łagodnie. Jest mi źle, bo zaraz będzie "masz jeszcze całe życie!". Jest mi źle, bo się sobą brzydzę. Jest mi źle, bo nie umiem siebie zaakceptować. Jest mi źle, bo każdy ważniejszy dla nie, mnie w końcu zostawia. Jest mi źle, bo upadłam nisko. Jest mi źle, bo mam chyba depresje. Jest mi źle, bo zaraz ktoś powie, że wymyślam i teraz "każda nastolatka" ma depresję.

Jest mi źle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kolegami mam podobną sytuację, głównie gramy, nie mamy co innego zrobić... Radlin i okolice to wies zabita dechami... A i mam nalepkę "kucozjeba", próby poszukania nowych znajomych = fiasko. Nawet żadnego broniaka w mojej okolicy nie ma (choć jestem w trakcie namawiania moich 2 przyjaciół)

Jak dla mnie ludzie, którzy afiszują się zbytnio ze swoim hobby (tj. MLP) są w większości środowisk z góry skazani na niezrozumienie. I nie chodzi mi tutaj o to, że po prostu oglądasz. Ludzie chodzą poobwieszani wszelkiego rodzaju zawieszkami czy przypinkami, mają pełno koszulek z kucami i zakładają je na każde wyjście na miasto... 

Znam chłopaka, który od 2 lat ogląda kuce i praktycznie każdy, kto zna go lepiej o tym wie. Nie przywiązuje jakiejś specjalnej wagi do gadżetów, ot kilka figurek i plakat w pokoju. Gość nie ma problemów z szukaniem nowych znajomych czy w jakichkolwiek relacjach.

I nie, nie bronię tutaj ludzi, którzy za samą świadomość tego, że oglądasz bajkę z kolorowymi salcesonami byliby Cię w stanie zmieszać z błotem. Po prostu po co dawać im powód?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra,teraz ja się muszę kulturalnie wyładować.

1.Mam problem bo nie wiem czy to ludzie są denerwujący czy ja się denerwuje.

2.Chce być ekstawertykiem ale jest odwrotnie.(wiem,to głupie ale ja się nie akceptuje jako introweryk)

3.Nie wiem czemu,podświadomość zabrania mi mówienia kolegom non-brony i rodzicom i innym. że oglądam kuce. (męczy mnie to jak...nawet porównania nie znalazłem ze zmęczenia)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest mi źle, bo nic mi się nie chce, Jest mi źle, bo jestem ciągle zmęczona. Jest mi źle, bo jestem chyba aspołeczna. Jest mi źle, bo nie mogę znaleźć prawdziwych przyjaciół. Jest mi źle, bo mam zaniżoną samoocenę. Jest mi źle, bo mam beznadziejny charakter i nikt nie chce ze mną rozmawiać. Jest mi źle, bo jestem w gimnazjum, więc wszyscy myślą, że jestem tzw "gimbusem". Jest mi źle, bo nie umiem nikomu wyznać uczuć. Jest mi źle, bo nic mi nie wychodzi. Jest mi źle, bo otaczają mnie homofoby. Jest mi źle, bo nikt nie chce mnie przytulić. Jest mi źle, bo każdy mi gada formułki, zamiast mnie pocieszyć łagodnie. Jest mi źle, bo zaraz będzie "masz jeszcze całe życie!". Jest mi źle, bo się sobą brzydzę. Jest mi źle, bo nie umiem siebie zaakceptować. Jest mi źle, bo każdy ważniejszy dla nie, mnie w końcu zostawia. Jest mi źle, bo upadłam nisko. Jest mi źle, bo mam chyba depresje. Jest mi źle, bo zaraz ktoś powie, że wymyślam i teraz "każda nastolatka" ma depresję.

Jest mi źle.

 

Ej... dlaczego piszesz o mnie? No z dwoma wyjątkami, ale reszta się zgadza :sab: Swoją drogą fajny wierszyk(?) wyszedł... Od siebie powiem tylko tyle. Walcz, żeby cokolwiek osiągnąć, olej "przyjaciół" czekających aby wbić Ci nóż w plecy, a homofoby niech sobie gadają. Sam mam w domu jednego. Uszy więdną. Musisz z kimś pogadać, w cztery oczy, rzucić mięsem jeśli trzeba, ewentualnie się wypłakać w ramię. Jak nie w przyjazne ramię to w poduchę. A teraz coś tandetnego: "po każdej burzy wychodzi słońce i widać ładną tęczę"  :squee:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zauważasz tych co chcą rozmawiać. A charakter masz fajny, Ja tam Cię lubię ale kto by tam patrzał na takiego Hedzia i jego zdanie.

Hedziu, Ty mój promyczku nadziei ;u;

 

Ej... dlaczego piszesz o mnie? No z dwoma wyjątkami, ale reszta się zgadza Swoją drogą fajny wierszyk(?) wyszedł... Od siebie powiem tylko tyle. Walcz, żeby cokolwiek osiągnąć, olej "przyjaciół" czekających aby wbić Ci nóż w plecy, a homofoby niech sobie gadają. Sam mam w domu jednego. Uszy więdną. Musisz z kimś pogadać, w cztery oczy, rzucić mięsem jeśli trzeba, ewentualnie się wypłakać w ramię. Jak nie w przyjazne ramię to w poduchę. A teraz coś tandetnego: "po każdej burzy wychodzi słońce i widać ładną tęczę"

Heh, widzę, że nie tylko ja mam taką "dziwną" aurę. Wiem, że lepiej nie mieć przyjaciół, jeśli oni nie są prawdziwi. Jednak trudno jest znaleźć osobę, która się Tobą przejmuję i wysłucha. Masz rację, po nawet sztormie, przychodzi słońce, właśnie teraz wyszło moje, osobiste słoneczko, ale wiadomo, że w końcu burza wróci, może nawet dłuższa i mocniejsza od poprzedniej. Homofoby mnie okropnie wkurzają, szczególnie takie, co myślą, że to choroba. Nienawidzę, nienawidzę tego sposobu myślenia. Zawsze robię sceny jak się zaczyna ten temat, bo nie rozumiem ich, ich głupoty i ciemnoty. Najgorsze jest to, że nie dają się przekonać, a jeśli nawet zmienią tok myślenia, po kilku dniach/tygodniach znowu ich nienawidzą. Eh.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam doświadczyłem kiedyś tego samego. Ja mogę poradzić niewiele to tylko od ciebie zależy. Mogę spróbować powiedzieć ci mój sposób, ale ja to ja i nie wiem czy u kogoś też może to zadziałać.

 

Znajdź coś co lubisz robić, hobby, pasję. Nie wiem, może to być taniec, jakiś sport, rysowanie? Jak już to znajdziesz to łatwo nawiążesz kontakt z ludźmi z tego otoczenia. I masz już znajomych. 

I problemy ze znajomymi znikają, przy tym też z ''zagubieniem'' bo masz swoje miejsce w tym burdelu zwanym światem. 

Harakter jest budowany przez kontakt z innymi ludźmi. 

 

Ja tylko próbuje pomóc, reszta zależny od ciebie. 

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś mam ostatnio gorszy humor, więc czas na moje problemy pierwszego świata. Może poczuję się lepiej jak się wygadam gdzieś (chociaż wątpię).

 

Czuję się trochę dobita faktem, że tylko ze 4 osoby jakkolwiek doceniają to, co próbuję w życiu robić i żadna z tych osób nie jest z mojej rodziny, a to dla rodziny staram się najbardziej. Wiem, że jestem czarną owcą, która jako pierwsza od wielu pokoleń porzuciła bycie profesjonalnym muzykiem czy chociaż malarką/ rzeźbiarką, a po drugie nauka czegokolwiek fatalnie mi idzie i nie ma ze mnie żadnego pożytku aktualnie. Mam coś grubo nie tak z pamięcią i uwagą- odkąd pamiętam łatwiej jest mi zawiesić się na 5 godzin na jednym punkcie i przebywać na zmyślonych planetach niż przez 5 minut skupić się na jakimś tekście. Nie pamiętam twarzy, dat, nazwisk i nie potrafię dokładnie powtórzyć co ktoś do mnie mówił przed chwilą. Przez to nauka do studiów zajmuje mi ogrom czasu, a efekty i tak są beznadziejne albo wręcz żadne (odręczne notatki z całego rozdziału przemielone milion razy i guzik z tego pamiętam). Trudno utrzymać jakąkolwiek motywację w takiej sytuacji, bo nie ważne ile wiedzy i jak długo spróbuję przyswoić i tak zawsze wychodzę na głupią i pozostaje mi tylko bycie specem od sucharów. Kiblowałam już 2 razy z tego powodu. Rodzina się mną nie chwali bo nie ma czym, a kierunek który studiuję i moje przyszłe aspiracje to dla nich jakiś koszmar. Za każdym razem, gdy rozmawiam z rodziną przez telefon albo gdy wracam do domu jestem bombardowana tekstami zniechęcającymi do nauki tego, co mnie fascynuje, do pomagania ludziom kosztem swojego komfortu psychicznego i po 100 razy słyszę, że jaka to szkoda, że już nie śpiewam i nie gram na żadnym instrumencie. Uwielbiam śpiewać, ale brzydnie mi to strasznie po każdej wizycie w domu tak, ze przez kolejny tydzień nawet nie mam ochoty nucić ulubionych melodii. O tym, że interesuje mnie psychologia terroryzmu już w ogóle nie wspominam, bo przestałabym dostawać pieniądze na studia. Dobija mnie to, ponieważ to właśnie terroryści wygnali nas kiedyś z domu i później wielokrotnie bezpośrednio zagrażali zdrowiu i życiu wielu członków mojej rodziny. Wiem, że nie należy się mścić i to nie chęć zemsty mną kieruje, ale nie można też siedzieć z założonymi rękoma i unikać niebezpieczeństwa przez całe życie. Tyle mnie uczono o odwadze, wielokrotnie widziałam rodziców rzucających się komuś na pomoc na ulicy, więc dlaczego moje próby przysłużenia się światu są traktowane jak katastrofa. Wiem, że jestem jedynakiem i oczkiem w głowie ale bez przesady, chciałabym mieć czasem jakieś wsparcie od bliskich w tej kwestii. To najbardziej honorowi ludzie jakich znam, ale w mojej kwestii kieruje nimi hipokryzja, której nie mogę znieść. Mam dość pochwalnych opowieści o naszych przodkach, nie mogę żyć dumą na ich koszt, bo to sentymentalny bezsens.

Inna sprawa, to to że chyba nie było w naszej historii takich czasów, żeby choć co drugie pokolenie nie wybyło na drugi koniec świata, a kiedy ja chcę się stąd wyrwać do lepszego życia, żeby potem mieć z czego utrzymywać dwa pokolenia, to znowu jest histeria. Nie będę tam sama, nie wyjadę w biedzie, pod presją czy z powodu wojny tak jak reszta, prawdopodobnie będzie mi starczyło na podstawowe opłaty i produkty dla siebie, a całą resztę będę wysyłać rodzinie, ale nie... wszystko to tragedia dla mojej rodziny bo będę daleko od nich. ...a jak zostanę i będę blisko, to nadal nie będzie ze mnie pożytku i będę umierać powolną śmiercią w nudnym miasteczku bez żadnej sensownej przyszłości. Czego ci ludzie chcą ode mnie. x.x Szczyt szczytów, to gdy z nadzieją zaczynają pytać czy już nie znudziłam się mojemu narzeczonemu i czy nadal chcę wyjechać do niego i potem słucham jaka to szkoda, że nadal nic się w tej kwestii nie zmieniło. Przepraszam, ale za takie teksty własnej babce mam ochotę przywalić krzesłem.

 

...dobra wystarczy.  :burned:

Edytowano przez Burning Question
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyobraźcie sobie takie coś. 

 

Wasze życie ssie na całego. Nie licząc nadopiekuńczej rodziny, jesteście przez wszystkich dookoła uważani za totalne śmieci. Macie wrażenie, że całe wasze miasto jest przeciwko wam, że nie macie prawa wychylać nosa poza dom i pokazywać się ludziom na oczy. Słyszycie teksty typu "Na miejscu twojej matki nie wypuszczałbym cię z domu, o ile w ogóle bym cię urodził".

Jakby tego było mało, jeszcze niedawno wasze nazwisko wylądowało w policyjnej kartotece z powodu nieporozumienia. 

Nie widzicie przed sobą przyszłości. Nie raz, nie dwa razy myślicie o skończeniu ze sobą. Jedyne oparcie jakie macie to blog, na który przelewacie swoje smuty. 

 

Wtedy nagle w waszym życiu pojawia się pewna osoba. Jest to osoba z waszej klasy, która bardzo chętnie was hejciła i dawała to jasno do zrozumienia. 

Okazało się, że trafiła na waszego bloga i go przeczytała. Zrozumiała tym samym przez co przechodzicie. 

Postanowiła wam pomóc. I pomaga. Wyciąga pomocną dłoń, zaczyna z wami rozmawiać, traktować was jak człowieka. Wciąga was do jednej z paczek klasowych. To pomaga wam przeżyć jedną z najgorszych szkół - gimnazjum. Pomaga wam przynajmniej częściowo porzucić ponure myśli i myśli samobójcze. Dzięki temu nawiązujecie kolejne znajomości, z których niektóre przetrwają lata i będą trwać nadal. Na ironię losu, jedna z najtrwalszych znajomości to znajomość z osobą, z którą mieliście wspomniane wcześniej nieporozumienie, przez które do ukończenia 18. roku życia mieliście kartotekę. 

Dzięki tej pewnej osobie zaczynacie znajdować siły do życia i do bycia sobą. Do chwytania po swoje marzenia. I realizujecie je powoli. A ta osoba was wspiera. Niekoniecznie jakoś super.

 

Ale czujecie, że wiele jej zawdzięczacie. Naprawdę wiele. Możecie tą osobę nazwać pierwszym, prawdziwym przyjacielem, którego mimo wszystko nigdy nie zapomnicie i którą zawsze będziecie wspierali.

 

Przychodzi dzień waszych urodzin. I dowiadujecie się, że akurat w dzień waszych urodzin umarł ojciec tego przyjaciela. Jedna z najbliższych osób przyjaciela. 

 

Nie ciekawe, co? 

Zgadnijcie, komu się to przydarzyło ostatnimi dniami. 

 

Mi. 

To ironiczne. Można by rzec, że dziewczyna uratowała moje życie i nadała jemu bieg. I akurat w moje urodziny umiera jej nagle jedna z osób, którą najbardziej kochała. 

To bardzo ironiczne. 

 

Ja rozumiem, że każdy wcześniej, czy później odchodzi. Staram się twardo podchodzić do zjawiska śmierci. Jak najmniej się przejmować, bo przecież to naturalne, każdego to wcześniej, czy później czeka. Ale ten dziwny zbieg okoliczności nie daje mi spokoju.

 

Od kiedy się dowiedziałem o tej śmierci, przez dużą część czasu bywam przybity.

Mimo, że nie znałem za bardzo ojca przyjaciółki, miałem ochotę jakoś wesprzeć. Pognać do rodzinnego miasta na mszę za jego duszę. Albo kolejnego dnia pojechać w drugą stronę Polski, gdzie w sumie mam bliżej, na pochówek. 

A tu się okazuje, że nic z tego nie mogę zrobić. Trzyma mnie uczelnia. Trzyma mnie licencjat. Trzyma mnie mój deizm, który od pewnego czasu usiłuje się przekształcić w zaprzeczenie istnienia Boga w ogóle. 

Jedyne co mogłem zrobić to napisać jej kondolencje i zapewnić, że w razie zechce pogadać, czy zmienić otoczenie na kilka dni, to chętnie pomogę. 

 

Wiecie jak się czuję w tym momencie?

Jak śmieć. Żałosny śmieć. Śmieć i pasożyt. 

Edytowano przez Linds
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmienić warsztat. I patrzeć na rączki jak robią, a nie zostawiać autko. Bo często panowie majstrowie zamiast wymienić na nowe, to zamieniają niektóre elementy na jakieś buble, co by sprzedać dobre na czarnym rynku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też niestety mam wiele bólów znaczka poczynając od naprawdę głębokiej depresji a na samotności kończąc.

Wolę nie pisać tu szczegółów bo było by tego za dużo ale zapraszam na gg lub skype.

Głęboka depresja? Też mi się wydawało, że mam depresję, ale nie sądzę, żeby to była prawda. Najprawdopodobniej przesadzone, gdyby tak było, to byś tu nawet nie pisała. Też jestem samotny. Taka natura ludzka, pragniemy kontaktów. Ale ludzie zawsze się znajdują. Jak nie na żywo, to w Internecie.

A na Skype wejść mogę dopiero w piątek.

Edytowano przez Generalek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do błędów ciekawe czy masz wejście OBD2? I podejrzewam że silnik na wtryskach.

Ja też mam 1.6 w Peugeocie 90 kucyków na gaźniku. Benzyna + Gaz.

Jak chcesz to zapraszam na priv, aby oftopu nie robić to spróbuje coś poradzić.

Edytowano przez KamilPL 94
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra... nawet nie wiem od czego zacząć. Część z Was wie, że mam w domu alkoholika. (Zmuś do pracy resztki szarych komórek zanim pomyślisz "lol/omg ale ból zadka" :fluttercry:) Próbowaliśmy wszystkiego, wyczerpaliśmy wszystkie "łagodne środki perswazji". Bezskutecznie. Przyszła pora na coś, czego chcieliśmy uniknąć. 

 

######

 

To był dzień pełen zdziwień... a czekają nas tygodnie walki. 

 

Byłem niemal pewien, że ojciec poszedł do prawnika czy coś, aby dowiedzieć się, co należy zrobić, aby ubezwłasnowolnić pijącego. A tym czasem przyszło do nas dwóch panów z fundacji...  Arka Noego  :rarity5:  Owszem mili, ale WTF, po co nam jakiś Artur? "Ojciec chce pomóc synowi czy wysłać go do zakonu?" Słysząc nazwę fundacji "wiedziałem", że czeka nas wykład o pokochaniu Boga, bo On kocha nas i bla bla bla... Ku mojemu zdziwieniu terapeucie w ogóle nie zależało na poglądach brata ("Ale twoje poglądy nie mają nic do rzeczy"). 

 

######

 

Nagle "Artur" przedstawił się z imienia i nazwiska  - "Artur Amenda.  Założyciel i szef fundacji, gość programów Rozmowy w Toku, Warto Rozmawiać, wielu audycji radiowych, gość w kilkunastu TV regionalnych..."  Opowiedział o swojej fundacji, sobie etc. Początkowo myślałem - przylazł jakiś ściemniacz łasy na kasę i będzie pierniczył głupoty. Myliłem się. Zwrócił się do brata i powiedział: "a teraz streszczę Twoje pijackie życie w kilka minut i opowiem o tym, co się stanie jeśli nie przestaniesz pić" 

 

Miał 99% racji. Moja reakcja -  :wat:  "Medium czy co?"

 

######

 

Każdy z nas miał powiedzieć bratu od serca, bez wyrzutów i osobistych żali co robił pod wpływem alkoholu i do czego mógł doprowadzić. Rozmowa była długa, ale w końcu dał dojść do głosu swojemu "kompanowi". Po prostu posłuchajcie  historii człowieka, która zwaliła mnie z nóg. Dlaczego? Ponieważ "jego twarz wygląda znajomo". Każdy z naszej rodziny gdzieś go kiedyś widział. Na 80% wiemy gdzie i wiemy, że w tamtych czasach za kołnierz nie wylewał.

 

Amenda zapytany gdzie znajduje się główna siedziba fundacji (Warszawa? Kraków? Wrocław?) odpowiedział... Mońki. Moja rodzinna miejscowość. Powód jest oczywisty, tutaj ma najwięcej "pacjentów"... co gorsza coraz to młodszych. 

 

Na koniec powiedział do nas: "pierwsze dwa tygodnie będą mordęgą, dla niego i dla was". Miał rację. To dopiero drugi dzień, podawanie leków, sprawdzanie czy je przyjął, chowanie pieniędzy, wartościowych rzeczy... po prostu koszmar.

 

PS. Zanim ktoś spróbuje napisać coś o Bogu i jego ewentualnej pomocy czy modlitwie w intencji brata... szkoda klawiatury. Serio.  :bemused:

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wow powodzenia wam w takim razie i nie poddawajcie sie! Niesamowite że was takie psychiczne wsparcie znalazło. Btw. jakim moronem trzeba być żeby nabijać się z problemów z alkoholikiem. Btw.2: jak ostatnio powiedziałam komuś że on sam jest źródłem swojej siły do zmian a nie Bóg to sie obraził. Ale tobie chyba mogę powiedzieć że w ciebie wierze i sie nie pogniewasz. ;D

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wow powodzenia wam w takim razie i nie poddawajcie sie! Niesamowite że was takie psychiczne wsparcie znalazło.

Ja znalazłam wsparcie zaraz po napisaniu posta. Dosłownie Dzięki Kruczku 

 

 

A na Skype wejść mogę dopiero w piątek.

Będę po 18 i masz jeszcze szansę pogadać ze mną wcześnie rano i po południu.

Edytowano przez StarostaXD
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...