Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Perv, mam na samym początku semestru poinformować rodzinę, że zrywam się z weterynarii i stracić 1200 zł kaucji za mieszkanie, nie licząc kosztów podręczników itp.? Owszem, żałuję. Ale nie mogę zmienić studiów.

To tylko pieniądze i to nie jakieś ogromne. Według mnie powinnaś zrobić to, po czym poczujesz się lepiej. Jeśli nie czujesz się dobrze w tym, czego aktualnie się uczysz, to nie ma sensu tego kontynuować naprawdę. I proszę nie wygaduj czegoś w stylu "podetne sobie żyły i game over" bo jak my się mamy czuć w takiej sytuacji? Należysz do naszej paczki, jaką jest fandom i zrobimy wszystko aby Ci pomóc. Słowo "nie mogę" więc jest trochę nie na miejscu- dla chcącego nic trudnego.

Edytowano przez Pierwszy
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ylthin, co robisz jak jesteś smutna? Co cię wtedy pociesza? Co sprawiało ci przyjemność w życiu? 

Pytanie dość ważne: Jak byś zareagowała na widok kogoś kto tnie sobie żyły?

Jak odpowiesz to spróbuje cię pocieszyć i doradzić, bo tak pisałbym to samo co pod tamtym, twoim długim elaboratem, a powtarzać się nie lubię. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To tylko pieniądze i to nie jakieś ogromne. 

Choć z tymi pieniędzmi mógłbym się kłócić, bo to zależy od sytuacji,  to w tej konkretnej akurat masz rację.  1200zł  to mała cena za to, aby przez całe życie nie mieć poczucia żalu. Czy masz zmienić studia? Ja nie wiem, ale ty pewnie wiesz.  Zgodzę się też z poprzednikiem w kwestii jakiegokolwiek samobójstwa.  Kiedyś wiele myślałem i powiem tyle. Żaden człowiek, trzeźwo myślący nie zrobi takiego głupstwa, bo to zwyczajnie nie jest opłacalne, każda droga jest lepsza bo daje jakieś nadzieje na leprze jutro, nawet  najmniejsze.  Problem w tym że ludzie popełniający ten błąd nigdy nie są ''poczytalni''.  To jest jak zauroczenie, głupie odczucie nadające sens czemuś,  co jest jego pozbawione.

 

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamięta ktoś mój długaśny żal-post? No to przyszłam tylko powiedzieć, że od tamtego momentu jest tylko gorzej. Coraz więcej stresu, coraz większa apatia... coraz mniej sił. Nie wiem, po jaką cholerę pchałam się na weterynarię, za to wiem, że żałuję tego wyboru z całego serca.

Nie wiem, ile jeszcze uciągnę, jak długo będę jeszcze próbować. Pewnie niedługo.

Czuję, że dno jest coraz bliżej.

Wiesz, co oznacza dla mnie dno? Moment, kiedy sięgnę po skalpel lub scyzoryk i podetnę sobie żyły.

Więc nie, głosów pod sobą nie usłyszę.

Perv, mam na samym początku semestru poinformować rodzinę, że zrywam się z weterynarii i stracić 1200 zł kaucji za mieszkanie, nie licząc kosztów podręczników itp.? Owszem, żałuję. Ale nie mogę zmienić studiów.

Kilka tysięcy złotych i opinia rodziny ważniejsze od szczęśliwego życia? Tyle pieniędzy można zarobić w jeden miesiąc, nie posiadając żadnego wykształcenia.

Wiem, że to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać, ale radzę zmienić kierunek studiów. Lepiej zrobić to teraz, niż męczyć się przez kilka następnych lat.

Edytowano przez Phoenix13
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Perv, mam na samym początku semestru poinformować rodzinę, że zrywam się z weterynarii i stracić 1200 zł kaucji za mieszkanie, nie licząc kosztów podręczników itp.? Owszem, żałuję. Ale nie mogę zmienić studiów.

Mój brat robił tak 3 razy, żyje jest zadowolony ze swoich decyzji, ma pracę i wynajmuje sobie kawalerkę z dziewczyną. Można być szczęśliwym po zerwaniu ze studiami ? Można, wystarczy tylko uwierzyć i być silnym.  Raz był na awf i podczas zawodów doznał poważnego urazu kolana. Rok jeżdżenia od lekarza do lekarza, rehabilitacja, nie przespane noce z bólu i kasa, kasa, kasa.  Awf poszedł się jebać. Wydaje mi się, że Twoja rodzina  byłaby bardziej nieszczęśliwa widząc jak nie radzisz sobie ze strem i emocjami, robiąc to czego nienawidzisz, cały czas zamartwiając się co będzie dalej.  

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamięta ktoś mój długaśny żal-post? No to przyszłam tylko powiedzieć, że od tamtego momentu jest tylko gorzej. Coraz więcej stresu, coraz większa apatia... coraz mniej sił. Nie wiem, po jaką cholerę pchałam się na weterynarię, za to wiem, że żałuję tego wyboru z całego serca.

Nie wiem, ile jeszcze uciągnę, jak długo będę jeszcze próbować. Pewnie niedługo.

Czuję, że dno jest coraz bliżej.

Spróbuj dokończyć ten rok, jakoś to powinnaś przeżyć. Potem przepisz się na inny kierunek. Pamiętaj, że możesz znów napisać maturę, więc jeżeli obecne wyniki nie pozwalają na studiowanie tego, co chcesz studiować, to nie jest to koniec świata.

Poza tym spróbuj odpuścić sobie, choć odrobinę. Wiesz, spróbuj przestać martwić się ocenami, tylko ucz się bardziej dla wiedzy. To jest zupełnie inna jakość nauki, gdy uczysz się tylko dla siebie, a nie po to, by spełnić oczekiwania innych.

Poza tym

https://www.youtube.com/watch?v=zo4wqEX9MXk

Wiem że ciężko, mi w liceum to zajęło półtora roku, ale bardzo przydaje się na obczyźnie. Więc warto próbować.

Jednak jak spojrzę na to z innej perspektywy, to naprawdę współczuję studentom medycyny. Jak studiuje się coś ścisłego, jak matmę czy fizę, zazwyczaj jesteś stymulowany pięknem tych nauk. Gdy tak ślęczysz na jakimś wyprowadzenie przez parę godzin, i nagle zaczynasz rozumieć o co tam chodzi, to jest to tak niesamowicie stymulujące!
Podczas gdy jesteś studentem medycyny, jedyne co może ci pomagać, to ciekawość. No i kompleksy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co? Piszecie jakby to było cholernie łatwe. Ale życie nie opiera się na jednorożcach i trzeba też za coś żyć oraz gdzieś mieszkać. A mnie by rodzice z domu wywalili, gdybym rzuciła studia, nie wiem jak to wygląda u Ylthin.

Pogoń za marzeniami pięknie brzmi, ale zadziwiająco często kończy się na kasie w Biedronce. A z drugiej strony robienie czegoś czego się nienawidzi potrafi być prawdziwym koszmarem.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co? Piszecie jakby to było cholernie łatwe. Ale życie nie opiera się na jednorożcach i trzeba też za coś żyć oraz gdzieś mieszkać. A mnie by rodzice z domu wywalili, gdybym rzuciła studia, nie wiem jak to wygląda u Ylthin.

Pogoń za marzeniami pięknie brzmi, ale zadziwiająco często kończy się na kasie w Biedronce. A z drugiej strony robienie czegoś czego się nienawidzi potrafi być prawdziwym koszmarem.

Piszemy nie dlatego że to jest łatwe, lecz dlatego bo jest trudne. Inaczej nawet byśmy się nie dowiedzieli o tej sytuacji. Jet to jakieś logiczne, nie?  Dlatego warto poznać opinie innych choćby dlatego, że mają inny punkt patrzenia na świat. Człowiek postawiony przed trudną, ważną decyzją może mieć zaburzoną ocenę sytuacji. Poza tym, jeżeli są jakieś pewniki w życiu to zapewne jednym z nich jest to, że ta ''łatwiejsza'' droga, jest zazwyczaj gorsza.  Oczywiście będzie trudno, ale z dwojga złego, łatwiej niż gdyby przełamała się na drugim roku, czy później. Dalej trzymam się logiki? 

Dlatego się powtórzę. Czy warto zmienić kierunek, na ten który do ciebie bardziej przemawia? Ja nie wiem, ale ty pewnie tak.  Dlatego nie pokaże nikomu konkretnej drogi, tylko ewentualnie przedstawię swój punkt widzenia. 

A co do marzeń, to zależy od samego marzenia i stopnia oddania się. 

 

Edytowano przez WilkU
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ mój problem dotyczy zarówno tego tematu jak i samej tematyki forum to się wyżalę.

Jeżeli ktoś czytał moje poprzednie żale sprzed prawie roku to wie, że nie jest ze mną najlepiej. A dzisiaj, po tak długim czasie (w praktyce od około półtora roku trzyma się mnie głębszy smutek) wreszcie poszłam do psychologa!

Żeby k*rwa posłuchać jak kpi z tego, że lubię kucyki - zarówno z samego lubienia jak i z tego, że dzięki nim poznałam dwoje najlepszych przyjaciół [starszych 2 i 3 lata ode mnie] których kocham jak rodzeństwo (z tego faktu samego w sobie również kpi),  że lubię je rysować, oglądać, zarabialam na rysowaniu. Patrzyła na mnie co najmniej jak na trędowatą gdy o tym opowiadalam. Chociaż bardziej trafne jest określenie niedorozwiniętą...

Wolę trafić do szpitala od zakażenia ran po cięciu się niż znów iść do tej jędzy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jakie były twoje poprzednie problemy, a coś czuję, że znalezienie ich zajęło by mi trochę wiec puki co zostanę przy twoim psychologu. Któremu stanowczo za dużo płacisz. A w tym przypadku mogę poradzić tylko rezygnacje, bo wyraźnie nie jest to psycholog z powołania i ma w dupie twoje problemy. 

Ale dalej próbuj rozwiązać swoje problemy. Możesz spróbować z innym psychologiem, to naprawdę wszystko zależy od problemu więc jak na to nie patrzeć ta rada niewiele ci zapewne pomoże. Mam też dziwne wrażenie, że nie powinienem doradzać nie znając problemu. Mówię tylko co ja bym zrobił. Mi lepiej radzić sobie z problemami pomaga rozmowa z kimś zaufanym

Edytowano przez BlackHawk
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale dalej próbuj rozwiązać swoje problemy. Możesz spróbować z innym psychologiem, to naprawdę wszystko zależy od problemu więc jak na to nie patrzeć ta rada niewiele ci zapewne pomoże 

Znany samemu sobie ze swojego podejścia powiem: nie polecam. Nigdy nie byłem u żadnego psychologa, ale już szósty rok wmawiam sobie, że jest ze mną ok :kappa:  Działa to zaskakująco dobrze! Zdecydowanie lepiej niż pójście do jakiegoś randomowego gniota (nie neguję...pewnej nieokreślonej części osobowości danego 'lekarza', żeby nie było) i używając niewłaściwych słów, nieskładnie opowiadać o swoich problemach w taki sposób, byś samemu przestał wiedzieć o co ci chodzi, nie mówiąc już o tym, kto ma ci podobno pomóc.

 

Nie zapłaciłam ani złotówki, byłam w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Tak btw. 

A to nie jest tak, że bez płacenia, dostaniesz guwno?

Niezwiązane trochę z tematem, ale jak byłem w poradni po zaświadczenie, że mogę pracować, bo zdrowy (dostałem listę questów, z 7 pozycji, iść tu i tam, zrobić takie a takie badania, do tego kolejki itd. przeżyłem badanie krwi, więc czuję się tak dobrze :3), w poradni psychologicznej napotkałem lekarkę, która wyglądała jak mongoł głupio się uśmiechając, próbowała mi wmówić, że ćpam :rainderp: Poczułem się dość dziwnie potraktowany, ale ten.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć, przeglądając forum natknęłam się na ten temat i postanowiłam, że również tutaj narobię lekko bałaganu:crazy:

Mam taki jeden tyci problemik... . Widzicie rozstałam się 3 miesiące temu z chłopakiem po dość burzliwym związku, który nie był nawet związkiem (długa historia)... . Myślałam, że no zakończone to będę mieć już spokój, przeliczyłam się. Pomóżcie co mogę zrobić by pozbyć się wspomnień i wszystkiego co jest z nim związane. Chce raz na zawsze o nim zapomnieć... .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O psycholodzy i inni tacy. Mój temat.
Co do psychologów, psychiatrów i temu podobnych - na NFZ też znajdą się tacy naprawdę super. Dopiero niedawno się o tym przekonałem. Za dzieciaka byłem u jednej, psycholożki, przez co nabawiłem się urazu psychicznego do wszystkich, bo no, miło tej wizyty nie wspominam i bardziej mnie dobijała niż pomogła wtedy. 
Ale aktualnie mam moją panią psychiatrę-seksuologa, która jest naprawdę super. Jak z nią rozmawiam to nie mam ochoty od niej uciekać/przywalić jej/rozryczeć się, więc to już duży plus. Za dwa tygodnie mam wizytę u psychologa w tej samej poradni, ale skoro współpracują ze sobą, to myślę, że też będzie w porządku. I to są lekarze na NFZ! Ale muszę do nich jeździć... 300 km od miejsca zamieszkania [*] Chociaż tak szczerze - dobry lekarz warty jest tego by jechać dalej. Ale jeśli ktoś ma do wyboru zostawienie sobie samemu problemów kontra iść do pierwszego lepszego psychologa - radzę odpuścić psychologów.
No i w ogóle, na początek polecam psychiatrę zamiast psychologa. Zazwyczaj są dużo bardziej wyrozumiali i tacy "do ludzi" i to akurat z doświadczenia i mojego i kumpla i nawet mojej rodzicielki. Serio. Psycholog kumpla kazał mu słuchać rodziców i wmawiał że wszystko robi źle i tak dalej, a psychiatra wysłuchała go przynajmniej, pogadała i dała skierowania na badania jakieś, by zobaczyć czy nie ma problemów wywołanych np. jakimiś zaburzeniami w organizmie, że depresja i tak dalej.
A tak podsumowując, najlepiej psychologa szukać po ludziach z podobnymi problemami. Wtedy zazwyczaj ktoś wie gdzie lepiej nie iść, albo gdzie się raczej uzyska pomoc. Jeśli nie mamy możliwości porozumienia z innymi, którzy mieli podobne problemy - zostaje metoda prób i błędów. A do niej trzeba się mocno psychicznie nastawić, w sensie, że być gotowym, że trafi się na jakiegoś idiotę, który nigdy w życiu nie powinien się zajmować czyjąś psychiką. A nawet na dziesięciu takich idiotów zanim się trafi na tego w porządku. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomóżcie co mogę zrobić by pozbyć się wspomnień i wszystkiego co jest z nim związane. Chce raz na zawsze o nim zapomnieć... .

Usuń wspólne zdjęcia, pamiątki, itd. Znajdź coś co cię dostatecznie zaabsorbuje żebyś nie miała czasu/ siły o tym myśleć. Wyskocz z kumpelami na zakupy, i bądź pozytywna. Ja sobie w podobnej sytuacji poradziłem podejściem że na złość jej, będę szczęśliwy bez niej. Pomogło.

Potem zwróciłem uwagę, że jej nie potrzebuję, sam na sobie polegam,

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten i ten ma się zająć ludzką psychiką, z tym, że psychiatra może dawać leki, psycholog nie. Poza tym, khem, napisałem, że radzę iść do psychiatry, zamiast psychologa po pomoc, więc nie wiem, po co mi wytykać że psycholog lekarzem nie jest? 

A co do pytania o to, jak zapomnieć po rozstaniu - nie jestem typem który by palił zdjęcia i inne takie, bo dla mnie to akurat głupie i dziecinne. Często miałem ochotę, wyrzucić coś, by zapomnieć. A teraz cieszę się, że jednak mam pamiątki i jakiekolwiek wspomnienia. Lepsze to niż... pustka.
A tak serio, zabrzmi brutalnie, ale spokojnie, jesteś w takim wieku, że o tym "związku" zapomnisz za jakieś pół roku najwyżej, serio. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć, przeglądając forum natknęłam się na ten temat i postanowiłam, że również tutaj narobię lekko bałaganu:crazy:

Mam taki jeden tyci problemik... . Widzicie rozstałam się 3 miesiące temu z chłopakiem po dość burzliwym związku, który nie był nawet związkiem (długa historia)... . Myślałam, że no zakończone to będę mieć już spokój, przeliczyłam się. Pomóżcie co mogę zrobić by pozbyć się wspomnień i wszystkiego co jest z nim związane. Chce raz na zawsze o nim zapomnieć... .

Moja życiowa rada - czas goi rany. 3 miesiące to naprawdę krótko. Ja po pierwszym (i jedynym zarazem :spike: ) rozstaniu w drugiej klasie liceum pozbierałem się na dobrą sprawę dopiero... na drugim roku studiów (czyli tak jakoś rok temu). Kiedy od zakończenia liceum nie widywałem się z byłą już w ogóle i nie utrzymywałem z nią już żadnego kontaktu. Co do zapomnienia - znajomi + hobby mogą trochę Cię od tego odciążyć. Ale dopiero po jakimś czasie wszystko powinno minąć, więc po prostu potrzeba do tego cierpliwości - raz krótszej, raz dłuższej.

PS: Masz 14 lat, więc pewnie niejednego boja w przyszłości wyrwiesz. Na pewno prędzej czy później Ci przejdzie, daję słowo :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27.10.2015, 17:45:43 Simplistic Invention napisał:

 

Usuń wspólne zdjęcia, pamiątki, itd. Znajdź coś co cię dostatecznie zaabsorbuje żebyś nie miała czasu/ siły o tym myśleć. Wyskocz z kumpelami na zakupy, i bądź pozytywna. Ja sobie w podobnej sytuacji poradziłem podejściem że na złość jej, będę szczęśliwy bez niej. Pomogło.

 

Potem zwróciłem uwagę, że jej nie potrzebuję, sam na sobie polegam,

Bardzo dziękuje za pomoc

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czemu mnie los urządził tak, że jestem samotna.

Chciałabym przerwać to błędne koło samotności, mieć z kim wychodzić na dyskoteki i nie tylko. Chcę należeć do jakiejś paczki. Nie wychodzę często gdzieś bo mam niewielkie potrzeby w tym temacie.

Czy można pokazać ludziom, że nie jestem kujonem, który tylko siedzi w książkach i że można z nim gdzieś wychodzić. Nie wiem co robię takiego, że ludzie myślą o mnie tak, że jestem tylko kujonem co siedzi w domu w książkach. Nie wiem jak to zrobić. Od gimnazjum jestem samotna. W podstawówce miałam z kim gadać na przerwach i się bawić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

godzinę temu Serena napisał:

Nie wiem czemu mnie los urządził tak, że jestem samotna.

Chciałabym przerwać to błędne koło samotności, mieć z kim wychodzić na dyskoteki i nie tylko. Chcę należeć do jakiejś paczki. Nie wychodzę często gdzieś bo mam niewielkie potrzeby w tym temacie.

Czy można pokazać ludziom, że nie jestem kujonem, który tylko siedzi w książkach i że można z nim gdzieś wychodzić. Nie wiem co robię takiego, że ludzie myślą o mnie tak, że jestem tylko kujonem co siedzi w domu w książkach. Nie wiem jak to zrobić. Od gimnazjum jestem samotna. W podstawówce miałam z kim gadać na przerwach i się bawić.

Zazwyczaj los nie "urządza", albo robi to w niewielkim stopniu. Jeśli chcesz, żeby ludzie się  z Tobą zaprzyjaźnili, to musisz zrobić pierwszy krok w tym kierunku. Może sama kogoś zaprosisz na wyjście do kina? W ten sposób łatwo udowodnisz ludziom, że po za książkami są jeszcze inne rzeczy, którymi jesteś zainteresowana. Z pewnością znajdą się osoby takie jak Ty, które np. przez swoją nieśmiałość spędzają czas samotnie, warto do nich zagadać. Po za tym spróbuj znaleźć ludzi z którymi coś Cię łączy ( opcja polityczna, hobby, ulubiona dziedzina nauki itd.), z nimi o wiele łatwiej nawiązać kontakt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu Airlick napisał:

Może po prostu spytać?

Więc mówisz, że w piwnicy masz przyjaciół? :rainderp:

2 godziny temu Serena napisał:

Nie wiem czemu mnie los urządził tak, że jestem samotna.

Chciałabym przerwać to błędne koło samotności, mieć z kim wychodzić na dyskoteki i nie tylko. Chcę należeć do jakiejś paczki. Nie wychodzę często gdzieś bo mam niewielkie potrzeby w tym temacie.

Czy można pokazać ludziom, że nie jestem kujonem, który tylko siedzi w książkach i że można z nim gdzieś wychodzić. Nie wiem co robię takiego, że ludzie myślą o mnie tak, że jestem tylko kujonem co siedzi w domu w książkach. Nie wiem jak to zrobić. Od gimnazjum jestem samotna. W podstawówce miałam z kim gadać na przerwach i się bawić.

To przez te mniejsze potrzeby. Częściowo.

Skąd wiesz, że 'jesteś kujonem, który tylko siedzi w książkach'? No i ten, średnio ważne jest co inni myślą. Jeszcze mniej ważne jest to, że Ty myślisz, że inni myślą o tobie źle. Zazwyczaj po prostu mają gdzieś całą akcję. Człowieke nie monitoruje na bieżąco całego terenu wokół siebie w promieniu 13 kilometrów i nie komentuje nieprzychylnie każdego wydarzenia tam. Raczej też nie zdarzy się taka sytuacja, że nagle 2849023 ludzi/jakaś paczka/ktokolwiek bez powodu podejdzie i zacznie próbować wyciągać cię na piwo, czy się zaprzyjaźniać. Możliwe, że te małe potrzeby wynikajon z bycia introwertykiem, albo coś takiego. Dzięki temu, masz specyficzną mowę ciała, która nie wyraża otwartości, tylko coś zupełnie odwrotnego. Zamkniętość ( :rainderp: )? Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, oczekujesz kontaktu, ale nie zachęcasz nikogo do tego, by sam go zainicjował, bo dyskretnie dajesz im do zrozumienia, że lepiej nie, bo cośtam. To tylko hipotetyczna sytuacja, która prawdopodobnie nie ma żadnego związku z rzeczywistością, ale opisane tu wydarzenia mogą mieć nawet jakiś sens!

W każdym razie rozwiązania są dwa:
1. Zaakceptować to, skupić się na internecie i rzeczach niewymagających innych ludzi. Ja tak zrobiłem. A, no i jest jeszcze stwierdzenie "fortuna przychodzi do tych, którzy śpią i czekają". Zgadzam się z tym w zupełności. Jednak czekanie nie powinno być jedyną rzeczą, jaką robisz.

2. Znaleźć ofiarę osobę, z którą chciałabyś pogadać itd i po prostu zacząć rozmawiać. Przywitać się, poświęcić źdźbło atencji tej osobie, temu co aktualnie robi. Uśmiechać się. Żartować. Polecam, to też działa. Jednym słowem, skończyć narzekać i zacząć naginać rzeczywistość do własnych potrzeb.

 

Kurde, powinienem zająć się pisaniem poradników życia..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...