Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

8 godzin temu, Haifisch7734 napisał:

Nie rozumiem sensu wyzywania kogoś za to, że nie potrafi wymawiać R.

Tak to już jest z idiotami. Są dwa rozwiązania: dać w pysk lub odpuścić. Lepiej zrobić to drugie. Prędzej czy później im się znudzi (znam to z doświadczenia, ale miałem inny problem) Wiem, "łatwo mi mówić", ale warto się przemęczyć. 

 

Cytat

Sam miałem miałem problem z wymawianiem R (np zamiast TORY mówiłem TOY), aczkolwiek samo mi to przeszło, gdy miałem jakieś 8 lat. I nie pamiętam, żeby ktoś się ze mnie śmiał (poza rodziną, ale rodzina to robiła w sposób delikatny).

"Synku, powiesz roraty"? ;) 

 

Cytat

Ogólnie gimnazjum to okres, kiedy większość ludzi głupieje. 

Dokładnie. Hormony uderzają do głowy, a do tego w nowej klasie każdy chce być "samcem alfa" (że tak powiem). Gdy było osiem klas wszyscy byli już "dotarci", a każdy znał swoje miejsce. Ale to już inny temat. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Można też grać w ich grę i odwalać im takie pokazy nie mówienia "r", że im się znudzi. No, mówić jakieś "rabarbary" tak często, by tym rzygali. A kiedy będą mieli dość... nie przestawać. Robić to tak długo, aż będą błagać o litość :molestia: 

  • +1 1
  • Haha 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Haifisch7734 napisał:

Poza tym, w życiu spotkałem minimum 5 osób, które miały z tym problemy i też nigdy nie zauważyłem, żeby ktoś się z nich wyśmiewał.

Najgłupszy argument XXI wieku. Nie widziałem, by ktoś wyśmiewał/poniżał/nękał XXX grupę, więc taki problem nie istnieje. 

No czasami ciężko takie rzeczy zauważyć, jeśli nie jest się w tej grupie. Tak, wiem, byłeś przez 8 lat, ale to za mało by żyć w jako takiej społeczności, która może te rzeczy robić. 

Nie jest to akurat bardzo poważny problem, ale po prostu nie znoszę tego argumentu, bo jest debilny.

A co do problemu to cóż, zadam Ci jedno pytanie. Czy zawsze tak się tym przejmujesz, czy po prostu czasami masz taką chwilę słabości, że masz tego wszystkiego dość? Bo jeśli to drugie to nie jest aż tak źle, ale moim zdaniem ogólnie to koledzy powyżej pisali dobre rady. Obróć to w żart, przynajmniej spróbuj. Ja mam np. problem z jąkaniem i wolę to ubrać w żart, bo wada wymowy to nie jest coś, co nie pozwala żyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, PervKapitan napisał:

Najgłupszy argument XXI wieku. Nie widziałem, by ktoś wyśmiewał/poniżał/nękał XXX grupę, więc taki problem nie istnieje. 

No czasami ciężko takie rzeczy zauważyć, jeśli nie jest się w tej grupie. Tak, wiem, byłeś przez 8 lat, ale to za mało by żyć w jako takiej społeczności, która może te rzeczy robić. 

Nie jest to akurat bardzo poważny problem, ale po prostu nie znoszę tego argumentu, bo jest debilny.

 

Nie zrozumiałaś sensu mojej wypowiedzi. Nie miałem na myśli, że problem nie istnieje, ludzie bywają wredni i się wyśmiewają z naprawdę wielu rzeczy, czasami nawet bardzo błahych. Miałem na myśli, że nie jest regułą wyśmiewanie się z takich osób i że z czasem to minie. Mnie dokuczano w podstawówce i gimnazjum, zawsze miałem lepsze wyniki w nauce niż reszta klasy, byłem słabszy, na WF-ie zazwyczaj sobie radziłem kiepsko, nie miałem skłonności do agresji, nie lubiłem nawet przeklinać, w związku z tym inni chętnie mi dokuczali. Nie raz denerwowałem się przed pójściem do szkoły, dopiero w liceum było spokojniej. 

Edytowano przez Haifisch7734
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nabijają się bo, powiedzmy sobie szczerze - młodzież jest okrutna i głupia. Szukają rozrywek i wspólnych akcji, a wspólna beka z kogoś/czegoś to chyba najłatwiejsza droga na skróty. Dzieci zwłaszcza bywaja okrutne. Też taki byłem, a znam osoby które twierdzą że nadal jestem :rainderp: Ale przynajmniej nigdy nie robiłem nikomu przykrości z powodu wymowy - młody Arjon miał inne, równie egoistyczne zabawy :P Jak przeczytałem ten post to zadzwoniłem do szwagra i upewniłem się że teraz ma to samo z literą R. On w ogóle tego R nie wymawia, czasami go prosiłem żeby powtarzał rabarbar w kółko. Tylko ja myślałem, że to kwestia jego zgryzu/bydgoskiego pochodzenia :D Doceniam, że pokonałeś 3/4 swojej wady wymowy, coś jednak robisz!

 

Za parę lat MOŻE ludzie nie będą Ci tak dokuczać o wymowę.

Jeśli będziesz ćwiczył to NA PEWNO ludzie nie będą Ci tak dokuczać o wymowę. Do tego dojdzie odpowiednia dawka pewności siebie.

 

Tak więc rada od Nocnej Łuski :lunasmile: Walcz ze słabościami, sam dystans do tego nie wystarczy. Co najwyżej pomoże Ci maskować totalny brak pewności siebie.

Rada techniczna - wsadzić sobie końcówkę długopisu/korek (taki np. od wina) w zęby i próbować tak mówić - dykcja bardzo się poprawia. Pozdrawiam!

Edytowano przez Arjen
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Pierwszy raz korzystam z tego tematu, ale mi smutno. (chociaż to i tak specjalnie poważny problem nie jest, ale takich nie zamierzam tutaj pisać)

Jutro mam egzamin kwalifikacyjny w innym mieście, miałam mieć transport przez męża kuzynki, ale w ostatniej chwili (wczoraj) zepsuł mu się samochód, więc mnie nie zawiezie. Tak więc żeby o 7:30 być na egzaminie muszę wsiąść w pociąg o 4:49, by być tak o 5:43 (każdy inny następny za późno jest) i marznąć na dworze, kiedy mam grypę. :I

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, PervKapitan napisał:

Jutro mam egzamin kwalifikacyjny w innym mieście, miałam mieć transport przez męża kuzynki, ale w ostatniej chwili (wczoraj) zepsuł mu się samochód, więc mnie nie zawiezie. Tak więc żeby o 7:30 być na egzaminie muszę wsiąść w pociąg o 4:49, by być tak o 5:43 (każdy inny następny za późno jest) i marznąć na dworze, kiedy mam grypę. :I

Faktycznie smutno, zważywszy jeszcze na to, że PKP nie ma w zwyczaju nagradzać czekania w chłodzie na dworcu. Pozostaje przeżyć ten jeden dzień, by dobry humor wrócił, innej metody raczej nie ma. Powodzenia na egzaminie! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Ziemowit napisał:

Faktycznie smutno, zważywszy jeszcze na to, że PKP nie ma w zwyczaju nagradzać czekania w chłodzie na dworcu. Pozostaje przeżyć ten jeden dzień, by dobry humor wrócił, innej metody raczej nie ma. Powodzenia na egzaminie! 

Bez przesady. Korzystam z PKP co dwa miesiące od 3 lat i raz tylko musiałam czekać i to nie więcej niż 20 minut.

Ale dziękuję. Egzamin sam powinien być łatwy, tyle dobrego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed chwilą, PervKapitan napisał:

Korzystam z PKP co dwa miesiące od 3 lat i raz tylko musiałam czekać i to nie więcej niż 20 minut.

Sporo zależy od tego gdzie mieszkasz, bo akurat często, gdy ja jechałem pociągami, to różnie bywało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Jutro mam egzamin kwalifikacyjny w innym mieście, miałam mieć transport przez męża kuzynki, ale w ostatniej chwili (wczoraj) zepsuł mu się samochód, więc mnie nie zawiezie. Tak więc żeby o 7:30 być na egzaminie muszę wsiąść w pociąg o 4:49, by być tak o 5:43 (każdy inny następny za późno jest) i marznąć na dworze, kiedy mam grypę. :I

Będzie dobrze, wstaniesz o 4 i pewnie zdążysz. Piszesz, że będziesz marznąć. A nie mają tam jakiejś poczekalni?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuję się okropnie. Jak totalne beztalencie, któremu kompletnie nic nie wychodzi. Mam jakąś taką wewnętrzną potrzebę żeby coś osiągnąć. Chociaż jedną taką rzecz potrafić, albo zrobić żebym mogła się tym pochwalić, żeby ktoś mi tego gratulował, może nawet i zazdrościł. Ale nie potrafię nic, a nawet jak już było coś takiego - mam na myśli rysowanie - to od jakiegoś czasu i tego nie potrafię. Jakbym nagle zapomniała jak to się robi, albo straciła talent. Nie wiem. 

 

Czuję jakby moje życie po prostu nie miało żadnego sensu. Nic nigdy mi się nie uda osiągnąć, w dodatku coraz częściej jest mi smutno, coraz częściej płaczę. W tej chwili piszę tutaj, bo nie mam z kim o tym porozmawiać. Rodzice czy brat odpadają. Oni nie potrafią pocieszać, ani wspierać. 

 

Nie wiem na co dokładnie liczę piszę tutaj... Ale płaczę już od kilku godzin i nie przechodzi mi w ogóle. Raczej czuję się tylko coraz gorzej więc może jak napiszę tu to poczuję się trochę lepiej. 

Edytowano przez Uszatka
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już drugi rok mieszkam z dwójką najbardziej upierdliwych ludzi świata. Dwójka starców z gatunku "Jestem starszy, dlatego wiem więcej na każdy temat".  Traktują mnie jakbym była nieletnim, bezbronnym i nieporadnym dzieciątkiem, chociaż doskonale wiedzą że w poprzednim miejscu zamieszkania żyłam okresowo sama. To było piękne życie, jadłam gdy zgłodniałam, nie miałam presji. Od zawsze nikt mnie nie lubił, nie było tematów do rozmów. Samotność weszła mi w nawyk i jest mi potrzebna. Wcześniej, gdy nie mieszkałam sama, nie miałam ograniczeń. Wychodziłam sobie i mogło mnie nie być długie godziny, nikt się nie czepiał, rozmowy były na luzie. Przykład z grudniowej rozmowy kiedy wróciłam cała w błocie:

-Gdzie byłaś? (Mama)

-A w takiej jednej wiosce  20 km stąd (ja)

-Pieszo?

-Tak, skrótem przez mokre łąki.

-I co tam było?

-Ruiny średniowiecznego kościoła, bobry i kilka myszołowów włochatych.

-Zaraz będzie obiad.

 

Potem wszystko się posypało. Rodzice wyjechali za granicę jakieś 2100 km do mojego brata (jedynej osoby z którą mogę szczerze i normalnie rozmawiać), mieszkanie zostało sprzedane. Ja zamieszkałam w górnym mieszkaniu domu dziadków. Mam czajnik, panele w jednym pokoju, dziurę przy wejściu do łazienki, wanne, która po napełnieniu wodą spowoduje zarwanie spękanej i wklęsłej podłogi.Temperatura zależy od tego jaka jest na dworze. Jak było -6 to ja miałam 7, w zeszłym roku doszło do 2 stopni. Żeby się wykąpać muszę iść do Nich. Woda jest zawsze tak lodowata że nie czuję skóry głowy. Jedzenie jest wstrętne, nie mam prawa dotykać garnków. Tylko babcia gotuje. Albo nie. Zależy od nastroju. Jak coś upitrasi to jedyną przyprawą jest kminek. Mięso też smażone po prostu tak, bez przypraw. Rosół bez soli, budyń bez cukru. Teraz na szczęście nie robi już placków. Lodówka: cebula leży na szklanej półeczce obok kotleta i zeschniętego makaronu bez przykrycia. Wszystko śmierdzi. Gdzieś w kącie widać czarny pomarszczony twór, który kiedyś był cytryną. Wszystko dlatego że lodówki nie wolno otworzyć na dłużej niż na dwie sekundy - bo się zepsuje. Trzeba szybko wyjąć co się chce i nie zastanawiać się. 

 

Denerwujące są rozmowy. Na każde wspomnienie o moich rodzicach babcia wpada w szal, bywa że płacze i rzuca torebką, wszystko na pokaz. Chyba. Ona całe życie kłamała, dlatego obecnie nie jestem w stanie jej uwierzyć w nic. Dziadek stale zaczepia swoimi gadkami, o tym że mieć hobby jest bez sensu, jeśli nie przynosi ono zysków, dlatego powinnam rzucić ornitologię, wyrzucić kolekcje, książki i całe życie poświęcić ciężkiej pracy, aby zarobić jak najwięcej pieniędzy na stare lata. I oczywiście sport trzeba uprawiać, nie taki jak lubię, czyli kolarstwo, kajaki, a coś normalnego. Łyżwy, rolki, bieganie i nic więcej. "Nie ma tak, że nie lubisz czegoś jeść. Jesteś rozpuszczona, bo nie żyłaś w czasach wojny. Ja lubię jeść wszystko, bo muszę. Masz za dużo ubrań, nie poradzisz sobie, wyrzucą cię z każdej pracy, niczego nigdy nie osiągniesz jeśli będziesz biegała za ptakami" - słyszę kilka razy dziennie. Wiadomo że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". Dziś zauważyłam że nie wychodziłam w teren od połowy października, nie ruszyłam kolekcji, nie przeczytałam żadnej książki, nie chcę widzieć mojego rowery którym pokonuję codziennie tą samą monotonną trasę. Zaczęłam być obojętna na smaki. Wciąż nie podgrzewam wody z butelki ale to tylko kwestia czasu. 

 

W zeszłym roku w drugie święto zachorowała jedna z moich kotek. Takie jej się oko paskudne zrobiło, weterynarze w mieście są kiepscy. Ja jestem prawie bez kasy. Jedyną zaletą życia w tym domu wariatów jest to, że płacę tylko za telefon, internet i połowę za prąd. I tak jestem bez kasy. Dzięki pomocy kilku dobrych obcych osób (o dziwo są jeszcze takie), udało się uratować oko kotki. Dziadek upiera się żeby wyrzucić je na dwór, gdzie ich miejsce, choć wie że zaraz zostaną przejechane. Jedna z kotek panicznie boi się hałasu, nawet gdy otworzę okno biega szukając schronienia. Ale on traktuje zwierzaki jak przedmioty. "Nic się nie stanie jak ją rozjadą, to tylko kot". 

O części zwierzaków nie mają pojęcia. A mam 2 koty, żółwia stepowego, bojownika, papugę falistą, 12 ptaszników. Ptaszniki marzną tutaj, jeden nie przeżył zeszłorocznej zimy. Udało mi się sprzedać parę rzeczy, teraz mogę zapłacić do KRUS-u. Sprzedaję wojskowe rzeczy z kolekcji mojego brata (dał mi trochę na sprzedaż), jest też sad, ale nikt go nie che. 

 

Wrócę jeszcze do mojej samotności. Nie wychodziłam od kilku miesięcy, tak żeby się wyciszyć. Wcześniej w tygodniu wystarczyło parę godzin. Tutaj nie mogę się wyrwać, aby, jak ja to nazywam, napełnić się sensem życia. Sens ucieka powoli, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Teraz już właściwie nic nie zostało. Brak sensu spowodował zanik koncentracji, obojętność (gdy zgubiłam kartę kredytową, ku swojemu własnemu zdziwieniu nie czułam strachu i nawet mi się nie chciało iść szukać), muszę się zmuszać żeby iść spać, nie mogę się oderwać od krzesła. Nie widzę sensu w tym wszystkim, ale chcę go poczuć. Nawet zaplanowałam ucieczkę za dwa tygodnie. Na kilka dni. To głupie że osoba dorosła musi uciekać, ale skoro nie mogą wychodzić, nie widzę innego wyjścia. Te wampiry karmią się poczuciem winy moim i innych osób. Po rozmowie z nimi zwykle spędzam nawet dwie godziny analizując pęknięcie na ścianie. To nie jest normalne. Moi rodzice przyjeżdżają dopiero w kwietniu. Wtedy będę mogła jeździć do nich raz w tygodniu i napełnić się sensem życia gdzieś w lesie. Ale nie wiem ile sensu mi zostanie do tego czasu. Nawet mam koszmary senne z babcią, która mnie porywa i mimo że spycham ją ze schodów, zrzucam na nią rower, to ona i tak pnie się w górę. Jej paranoja i stany lękowe przed sąsiadami zaczynają mnie przerażać. Nie mogę nic m mówić, muszę przytakiwać za każdym razem gdy mówią, że moim rodzicom się nie uda za granicą, że są skończonymi głupkami, że pojechali do Rosji (od razu zaznaczam, że nie jestem szpiegiem Putina, nie jestem diabłem, nikomu źle nie życzę, mam nadzieję że obędzie się bez obelg i wyzwisk). Moją misją jest podlizanie się i skłonienie ich do przypisania ziemi w innym mieście na mojego tatę - ich syna, którego serdecznie nienawidzą. 

 

Pojawiły się powikłania, cierpię na bezsenność, nerwobóle,  znikąd zaczęły mnie boleć staw biodrowy i kolanowy, odezwała się krzywo wstawiona kostka po urazie sprzed kilu lat.Faszeruję się tabletkami na poprawę nastroju, przeciwbólowymi, różnymi. Nic nie pomaga i nie pomoże dopóki gdzieś nie zniknę. Czas mojego znikania zależy od czasu spędzonego z ludźmi. To jest dość dziwne i trudno to zrozumieć. Po czymś takim myślę że potrzebowałabym przynajmniej trzech dób aby dojść do siebie. Ale teraz nawet nie umiem ocenić. Teraz jestem głodna jak wilk, dalej biję się z myślami, żeby jednak pójść się położyć. Gdyby nie zwierzaki, które beze mnie nie przeżyją nie wiem co by teraz ze mną było. 

 

Rozpisałam się i do tego chaotycznie. Z góry przepraszam za możliwe trudności w przeczytaniu i zrozumieniu. Cieszę się że mogłam się wygadać obcym ludziom. To nie leży w mojej naturze i dziwnie się z tym czuję. Nawet jeśli nikt tego nie przeczyta ulżyło mi, gdy wylałam swoją frustrację na biedną klawiaturę. 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie

 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do @Uszatka bo wjechał inny post

To może ja spróbuję coś napisać. Na swoim przykładzie trochę popiszę, może wyjdą jakieś wnioski czy inny punkt widzenia. Przede wszystkim, zawsze jest się w czymś dobrym, nawet jeżeli chodzi o psucie. Rób dużo rzeczy, i dziel się nimi. Spróbuj się nie zniechęcać, jak nie wyjdzie to wyśmiej, jak ja czasem swoje badziewne rysunki czy próby gotowania. Jakakolwiek drobna pozytywna reakcja na twoje działania poprawia odrobinę samopoczucie i nieco motywuje by robić więcej. Można tu się w zasadzie odnieść do wszystkiego. W moim przypadku no są to (głównie, ale nie tylko) zdjęcia, jakieś badziewne screenshoty czy minirecenzje. Często mnie zniechęca fakt ile ludzi robi to lepiej, i że po co w ogóle to robię, czy robię coś dobrze, itd. Przypominam że życie nie ma celu, jeśli go sobie sami nie nadamy, nie musi to być jakiś dalekosiężny cel, ja nauczyłem się żyć w sumie z dnia na dzień bo tak cały czas jakbym myślał o jutrzejszym dniu, o tym co będzie za tydzień, za rok itd to bym nie wyrobił. Oczywiście takie myślenie w granicach rozsądku jednak istnieje. Jedynie od czasu do czasu mnie poważniejsze rozkminy nachodzą po których jest słabo. Małymi krokami jakoś to idzie do przodu, mimo że niepewnie. Nie żeby było dobrze, ale przede wszystkim przez to źle też nie jest. Wszystko jest kwestią punktu widzenia, a ten jest dość elastyczny, chociaż zależy od osoby dużo. 

Chciałem coś napisać, spróbowałem pomocy, pewnie sam się w tym pogubiłem. Jeżeli nic to nie da to przepraszam.

Edytowano przez Lemi
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@W.B. Czytając to wszystko ja mam jedną radę. Bo NIC innego raczej nie podziała, mimo że nie znam Twoich dziadków, ale z Twojego wywodu to wynika jacy są.

Spie*dalaj stąd. Ucieknij, po prostu weź najważniejsze rzeczy i ucieknij. Pooddawaj zwierzęta zaufanym ludziom (próbuj posprzedawać). Domyślam się, że z przyjaciółmi będzie ciężko się rozstać, ale zostając tam raczej też się rozstaniesz prędzej czy później. Ucieknij, jesteś pełnoletnia więc znajdź pierwszą lepszą pracę, wynajmij najtańsze mieszkanie, czy nawet sam pokój, ale nie żyj z tymi potworami. Ewentualnie druga możliwość to zamieszkaj ze swoimi rodzicami za granicą. Język nie jest trudny, a z początku dasz radę bez niego. Jeśli oczywiście się da tak zrobić, byś z nimi tam mieszkała.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chętnie bym tak zrobiła ale nie mogę, ode mnie zelżą losy finansowe całej rodziny, czyli to czy przypiszą ziemie czy nie i muszę jeszcze sprzedać sad. Język znam, jestem w połowie Rosjanką, dlatego nie mam tutaj nikogo z kim trudno byłoby mi się rozstać. Zaskakujące jak ludzie szybko zmieniają nastawienie, gdy dowiedzą się o pochodzeniu. Jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem to w sierpniu już mnie tu nie będzie. Na wynajęcie mieszkania mnie nie stać, dlatego tak bardzo zależy mi na ziemi i sprzedaży sadu. Niby mało czasu zostało, ale nikt nie wie jak potoczą się wydarzenia, a niepewność jest dobijająca. Może to straszne, ale zawsze czai się we mnie taka nadzieja, że kiedy wyjeżdżają gdzieś samochodem, to już nie wrócą.  Dziadek ma zaćmę i jaskrę, mimo zakazu lekarza wciąż prowadzi auto.

To jest jedna z tych sytuacji bez wyjścia, gdzie trzeba czekać na rozwój wydarzeń na które właściwie nie ma się wpływu. Powoli się kończę, czuję to. Zazdroszczę ekstrawertykom, za to że nie lubią samotności. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@W.B. Co za ograniczenie umysłowe... Rosja to piękny kraj. Ale ja tu nie o tym. Więc masz związane ręce...nie brzmi to zbyt pozytywnie. Do sierpnia sporo czasu... A studiujesz coś bądź pracujesz? Jeśli studiujesz czy uczysz się to może znajdź jakąś poboczną pracę, by mieć na swoje, wtedy byś mogła jeść na mieście coś, chociażby. Ogólnie żeby jak najmniej czasu spędzać w domu, jest taka opcja?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Uszatka napisał:

Czuję się okropnie. Jak totalne beztalencie, któremu kompletnie nic nie wychodzi. Mam jakąś taką wewnętrzną potrzebę żeby coś osiągnąć. Chociaż jedną taką rzecz potrafić, albo zrobić żebym mogła się tym pochwalić, żeby ktoś mi tego gratulował, może nawet i zazdrościł. Ale nie potrafię nic, a nawet jak już było coś takiego - mam na myśli rysowanie - to od jakiegoś czasu i tego nie potrafię. Jakbym nagle zapomniała jak to się robi, albo straciła talent. Nie wiem. 

 

Czuję jakby moje życie po prostu nie miało żadnego sensu. Nic nigdy mi się nie uda osiągnąć, w dodatku coraz częściej jest mi smutno, coraz częściej płaczę. W tej chwili piszę tutaj, bo nie mam z kim o tym porozmawiać. Rodzice czy brat odpadają. Oni nie potrafią pocieszać, ani wspierać. 

 

Nie wiem na co dokładnie liczę piszę tutaj... Ale płaczę już od kilku godzin i nie przechodzi mi w ogóle. Raczej czuję się tylko coraz gorzej więc może jak napiszę tu to poczuję się trochę lepiej. 

Pamiętaj tylko proszę, że to nie jest wieczne, na pewno przejdzie. Taki okres jest dość naturalnym stanem, jeśli teraz tak masz to spróbuj znaleźć coś czym możesz się zająć przez ten czas, skupić się na tym. Może coś nowego, co Cię zajmie przez jakiś czas?
Może spróbuj się z kimś spotkać.
Trzymaj się tam i nie puszczaj, bo to minie. Naturalny etap, szukaj nowych rzeczy, nowych dziedzin, nowych zajęć. Nie skupiaj się tylko na tym co już jest.

Nie jestem można najlepszy w pocieszaniu, moje życie też nie świeci przykładem, ale wiem, że zawsze przychodzi lepszy okres.

 

Edytowano przez Michalski9
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, PervKapitan napisał:

@W.B. Co za ograniczenie umysłowe... Rosja to piękny kraj. Ale ja tu nie o tym. Więc masz związane ręce...nie brzmi to zbyt pozytywnie. Do sierpnia sporo czasu... A studiujesz coś bądź pracujesz? Jeśli studiujesz czy uczysz się to może znajdź jakąś poboczną pracę, by mieć na swoje, wtedy byś mogła jeść na mieście coś, chociażby. Ogólnie żeby jak najmniej czasu spędzać w domu, jest taka opcja?

Sytuacja jest o tyle skomplikowana że babcia ubzdurała sobie że ze mną trzeba uważać ja z jajkiem. Wszystko dlatego że boi się mojej mamy, która, gdyby coś mi się stało, miałaby przyjechać i tak ją zrugać, że aż dostałaby zawału. Tak się boi, że kiedy przekazuję jej pozdrowienia od rodziców to się obraża i płacze. Aby wyjść z domu muszę sprecyzować dokładnie miejsce, cel, przyczynę, dlaczego akurat tam. Raz doszło do sytuacji gdy chciała zgłosić zaginięcie, gdy przyszłam później niż zapowiadałam. 

Wczoraj dowaliła:

-Babciu, a jak zrobić taką zupę wiśniową? - zapytałam, aby wyjść z niezręcznej ciszy.

-Z wiśni.

I tu się skończyła rozmowa. 

Zamierzam studiować, o ile mnie gdzieś przyjmą. Albo w Rosji, albo w Polsce. Ale to zależy od przypisania ziemi i sprzedaży sadu. 

Nie szukam rady, ponieważ nie istnieje w tym przypadku jakaś bardziej sensowna niż taka, by czekać na rozwój wydarzeń. 

Miło mi było wyżalić się przed obcymi ludźmi, to całkiem interesujące doświadczenie. Zwykle to mój brat wysłuchuje narzekania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, W.B. napisał:

Nie szukam rady, ponieważ nie istnieje w tym przypadku jakaś bardziej sensowna niż taka, by czekać na rozwój wydarzeń. 

Miło mi było wyżalić się przed obcymi ludźmi, to całkiem interesujące doświadczenie. Zwykle to mój brat wysłuchuje narzekania

Więc życzę Ci powodzenia i wytrwałości. Jakbyś szukała wsparcia  to zawsze możesz napisać. Nawet żeby pogadać na jakieś bzdurne tematy - o ile byś chciała. Żebyś jakoś te parę miesięcy wytrzymała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, PervKapitan napisał:

Więc życzę Ci powodzenia i wytrwałości. Jakbyś szukała wsparcia  to zawsze możesz napisać. Nawet żeby pogadać na jakieś bzdurne tematy - o ile byś chciała. Żebyś jakoś te parę miesięcy wytrzymała.

Dzięki za propozycję, jeśli skorzystam to znaczy że już jest naprawdę coś nie tak ze mną. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...