Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts

SPIDIvonMARDER był uprzejmy przypomnieć mi, o pomyśle stworzenia miejsca, gdzie ludzie piszący opowiadania (lub je tłumaczący), mogliby wymieniać się doświadczeniami i prowadzić ogólną dyskusję na te, jakże im bliskie, tematy. Żeby znowu nie zapomnieć (ta skleroza!) w trybie natychmiastowym powołuję do życia

 

 

STOWARZYSZENIE ŻYJĄCYCH PISZĄCYCH

 

Reguły w temacie są proste - wszelkie rozmowy i wymiany doświadczeń dotyczące pisania i tłumaczenia są dozwolone. Spory również - pod warunkiem, że nikt nie popadnie w przesadę - można się nawzajem krytykować, ale ma to być krytyka konstruktywna, taka która wnosi coś do dyskusji i może być pomocna dla współdyskutantów. Wszelkie chamskie osobiste wycieczki tak jak i offtopic będą surowo i bezwzględnie tępione.

 

Wszystko powinno być jasne, więc cytując Johna de Lancie - Let the Chaos begin!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odniosę się tutaj do tematu podniesionego przed chwilą przez Foley.

 

Tak, w opowiadaniach wojennych spodziewam się, że trup będzie słał się gęsto, poza tym jak widzę kolejną grupkę bohaterów z których wszyscy wychodzą cudem z każdej sytuacji, wybijając przy tym hordy wrogów i nie popełniając najmniejszych błędów, to krew zaczyna się we mnie gotować. Przyznaję, iż wolę "brzydko prawdziwe" podejście, gdzie nie ma postaci czysto biegunowych. Nie czerń kontra biel, a masa odcieni szarości - taka forma jest mi zdecydowanie bliższa. Oczywiście rozumiem, że ktoś może chcieć stworzyć kryształowo idealną postać, czy doskonałego złoczyńcę i jeżeli kreacja stoi na odpowiednim poziomie, to z przyjemnością czytam również takie teksty. Jednak w moich opowiadaniach natknięcie się na tego typu postać jest... co najmniej trudne. No ale cóż poradzić? Po prostu lubię przenosić zwyczajne niedoskonałości na tworzonych bohaterów. Uważam, że takie coś dodaje im smaku.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Dolarem. Trup powinien ścielić się gęsto. Dlatego nie lubię jednokucykowcy armii. Lub oddziału złożonego z 5 kucy, który wygrywa całą wojnę, chociaż przeciwnik był liczniejszy, lepiej uzbrojony i silniejszy. Jak robić wojnę, to z rozmachem. Oczywiście przesadzić w drugą stronę też nie jest dobrze, ale...

 

A odcienie szarości są najlepsze. Nigdy nie tworzę całkowicie złych postaci, ale kryształowo dobre się zdarzają. Jednak ich rola kończy się na byciu barmanką i podawaniu piwa w karczmie. No może nie w pełni kryształowe- w końcu to nie są dobrze poznani bohaterowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dolcze wspomniał o "one-pone-army" i wyidealizowanych postaciach. Cóż, z mojego punktu widzenia to błąd warsztatowy dużego kalibru. Dlaczego?

Uno: postaci bez skazy i zmazy (nocnej) są nierealistyczne. Każdy ma jakieś wady, czasem większe, czasem mniejsze. Osoba z idealnym charakterem - lub na odwrót, antagonista posiadający wyłącznie wady - infantylizują tekst, zmieniają go w czarno-białą baśń, mającą tyle wspólnego z życiem, co ja z NSA*.

Dos: postaci przepakowane mogą zostać uznane za próbę napompowania sobie ego czy wydłużenia pewnych narządów. Tak się dzieje np. w przypadku OCków czy ponyson *patrzy na Barrfinda shipującego się z Rarity*.

Tres: schemat "super-wojownik kładący całe armie w pojedynkę" zadziała tylko w określonych warunkach - np. w opowiadaniu z dużą ilością elementów komediowych (parodii, satyrze, typowym [Comedy]). W przeciwnym wypadku otrzymujemy zbiorowe "ZIEEEW" i "lol OP" ze strony widowni.

Cuatro: nawet postacie z MLP mają i zalety, i wady. Czerpmy z materiału źródłowego, ludziska!

Od siebie zaś dorzucę kolejną cegiełkę: co sądzicie o postaciach "po przejściach", z tragedią czy problemami w życiorysie? Czy irytują was wszystkie takie sierotki z biednych domów, czy też może spotkaliście się z dobrze rozpisanym bohaterem tego typu?

*) Tyle, że mi mogą w skrzynce grzebać lub podsłuchiwać, jak gram w Trine 2, gadając na Skype ze znajomym.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja twierdzę, że nawet z jednoosobowej armii i czarno-białych postaci da się wiele wycisnąć.

Budowa postaci na zasadzie kontrastów (zwłaszcza, gdy chodzi o pojedyncze cechy) może powodować, że dopiero fanfic zacznie się rozkręcać (Skąpiec Moliera jest w sporej mierze tak wykreowany, ale tego nie odczuwa się jako wielkiej wady).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa plusy na wstępie - jeden za temat, drugi za jego nazwę  :yay:

 

Jeśli chodzi o jednoosobowe armie, to zgadzam się z poprzednikami, choć dodałbym conieco do twierdzenia Ylthina, że takie osobniki sprawdzają się jedynie w komediach. Z miejsca wymienię ci sześć postaci, które pojawiają się w opowiadaniu [adventure] [dark] i są przykładem wspaniałego wykorzystania takiego schematu (Mean Six z CRISIS'a). Są one OP (a przynajmniej wyglądają na takie), rozwalają w proch całe oddziały wrogów, ale mimo to mają swoje wady. Jak dla mnie są modelowym przykładem tego, jak tworzyć postacie, które byłyby ciekawe, ale nie przesadnie wyidealizowane.

 

A bohaterowie po przejściach mnie zwykle irytują. O ile jest tylko wspomniane, że np. mamy pegaza-sierotę, który zwiał z sierocińca jak tylko nauczył się latać, to jest w porządku. Ale jak się użala nad tym co trzecią stronę to robi się po prostu wkurzający. Ale tu znowu mogę przytoczyć dobrze rozpisaną postać tego typu, mianowicie Lockwood (znowu OC z CRISIS'a). Gość sporo przeszedł, ale nie daje tego po sobie poznać, zaś jego historię poznajemy głównie przez opowieści innych - i takie coś lubię.

 

I zgadzam się z Triste, normalne opowiadania to coś, czego mi także zawsze brakuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba jestem jedynym w pełni popierającym "One Pony Army", JEDNAKŻE pod warunkiem naprawdę dobrego ich wykorzystania. Jak najbardziej możecie mnie zjechać, ale opierając się na własnych doświadczeniach oraz na wiedzy, stwierdzam, że są to rzeczy jak najbardziej możliwe. Przewaga liczebna, czasami nawet i techniczna nie zawsze jest górą. Liczą się umiejętności, doświadczenie i szczęście. Co prawda ww rzeczy też mają wpływ, ale nie decydujący. No i teorytycznie "silniejszy" często jest pewny siebie, co działa na jego niekorzyść.

Z innej beczki, jak myślicie, na jakiego typu teksty jest największy popyt?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Największy popyt jest na opowiadania o Lunie. Mile widziany romans w tle i tag slice of life. Może być też komedia, ale musi być Luna. Opcjonalnie Derpy. Takie coś zawsze nabija popularność. Ludzie lubią też crossovery- z wiedźmina /skyrima/ warcrafta/ fallouta/ etc.

 

Zainteresowaniem cieszą się też clopy- a tak mi się przynajmniej wydaje. Mało dobrych opowiadań tego typu widziałam, a komentarzy miały całkiem sporo [jak na taki literacki chłam].

 

Za to najmniej popularne są historie z OCkami w rolach głównych. Niestety- dla mnie :fluttercry2:.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba jestem jedynym w pełni popierającym "One Pony Army", JEDNAKŻE pod warunkiem naprawdę dobrego ich wykorzystania. Jak najbardziej możecie mnie zjechać, ale opierając się na własnych doświadczeniach oraz na wiedzy, stwierdzam, że są to rzeczy jak najbardziej możliwe. Przewaga liczebna, czasami nawet i techniczna nie zawsze jest górą. Liczą się umiejętności, doświadczenie i szczęście. Co prawda ww rzeczy też mają wpływ, ale nie decydujący. No i teorytycznie "silniejszy" często jest pewny siebie, co działa na jego niekorzyść.

 

Fakt - przewaga liczebna i jakościowa nie zawsze gwarantuje zwycięstwo. Jednak najczęściej tak właśnie jest. Było na ten temat nawet takie zgrabne przysłowie: "Bóg najczęściej stoi po stronie silniejszych batalionów" (czy podobnie, ale sens zachowałem). Poza tym nikt nie ma wiecznego szczęścia - statystyka jest nieubłagalna, prędzej czy później nawet najlepszego spotka pech i trafi go szlag w bardziej lub mniej spektakularny sposób. Tak samo jak idealne wykonanie każdego zadania jest niemożliwe - w końcu noga się powinia, zadziałają niemożliwe do przewidzenia czynniki i operacja się rypnie. Kolejna mądrość, z którą się spotkałem "Żaden, nawet najdoskonalszy plan jest dobry tylko do momentu pierwszego kontaktu z wrogiem". Może i niezbyt przyjemne, ale bardzo życiowe.

 

 

 

 

Jeśli o mnie chodzi to wolę zwyczajne opowiadania. Zwyczajne = bliższe serialowi, bez przesadnej przemocy. Dziwnie czułbym się pisząc, że Piramidokucyk (tu wyjątkowo brutalny opis egzekucji)

 

O jak najbardziej takie zwyczajne opowiadania są wspaniałe - tutaj zacząłem taki a nie inny temat, ponieważ już go zaczęliśmy z Foleyem w innym poście. Ale sam uwielbiam dobrze napisany Slice of Life, czy jakąś prostą, oddającą ducha serialu komedyjkę. Stąd między innymi ostatnie zakazy przemocy w konkursach.

 

Cahan - nie zgodziłbym się. Jest wiele dobrych i cenionych opowiadań, gdzie OC grają pierwsze skrzypce. Co prawda raczej w angielskim fandomie, lecz również u nas się to zdarza.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam przez opowiadania stworzyłem całą armię OC, ale są w większości jednorazowe. I tak, one grają pierwsze skrzypce. Chociaż bohaterów serialowych lubię wtedy dawać w tle :)

Lubię też opowiadania, które przedstawiają "inną" Equestrię. Tzn. zwykłą, serialowo, ale pokazaną od innej strony czy poruszone tematy, których w FiM nie doświadczymy. Czyli królują tu wszelkie wojny, spiski i armagedony ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znów zrobiono ze mnie faceta :despair:

 

Ale opowiadania o OCkach jednak nie należą do zbyt popularnych. Opowiadania o samych OCkach, bez Celestii i Mane6. Przykładem może być choćby "Łowca Dusz" Bestera, stanowczo za mało popularny.

 

Jeszcze co innego One Shoty, a co innego dłuższe opowiadania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ylthina

aTOM, ja ci łeb ukręcę... Brak cycków nie czyni mnie facetem :P

Popyt jest na fiki z postaciami serialowymi lub popularnymi backgroundami. Shipy, slice of life, komedie, często jakiś adventure. OCki mają pod górkę choćby dlatego, że ich jakość bywa... różna. No i siłą rzeczy twory fanowskie zawsze będą nieco mniej popularne od serialowych (z pewnymi wyjątkami).

I ja, broń Borze Zielony i Szumiący, nie mówię, że OP-postacie są całkowicie złe. Po prostu to, co działa w takim Devil May Cry, niekoniecznie będzie pasowało do Spec Ops: The Line. Kwestia wyczucia i umiejętności autora - te zawsze grają pierwsze skrzypce, dobry warsztat pisarski potrafi ocalić nawet sztampowe historie i vice versa.

Co do kreowania OC na potrzeby fanfików - mam ich... *liczy na palcach* około 11. Pięć w serii o cydrze, sześć w zawieszonym "Bez Przyszłości". Nie lubię tworzyć postaci tak ot, żeby były.

Edytowano przez Ylthin
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm czy trup mu ścielić się gęsto, aby tekst był realistyczny? Tutaj też czai się mała pułapka. Jak poanalizuje się raporty dot. strat z czasów tak brutalnych jak II wojna (przypominam, że ludzie mieli wtedy niewyobrażalnie rozwinięte techniki masowego zabijania), to wcale te straty nie był tak kosmiczne, jak nam się wydaje. Jak pamiętam z Ambrose'a, to w czasie lądowania 101 powietrzno-desantowej w Normandii odniesiono SZOKUJĄCO wysokie straty w niektórych plutonach, które sięgały 70%! 7/10 żołnierzy zginęło. To dla Amerykanów przyzwyczajonych do bitew w małej skali był po prostu kopniakiem w krocze. Straty sięgające 90% były odnotowane jeśli cały oddział się utopił w jeziorze.

 

Ok, ale 70% przy standardowym "wycinaniu do nogi" całych armii w wielu fanfikach wydaje się śmieszne. A gdzie lekko ranni, ciężko ranni, ogłuszeni, zagubieni, dezerterzy? To też straty inne śmierć.

 

Tak samo jest w przypadku np. samolotów, okrętów, czołgów. Mam teraz przed sobą wyciągi z sowieckich raportów z okresu Wojny Zimowej. Przypominam, że Sowieci dostali tam solidnie w dupę.

13. Brygada Czołgów Lekkich. Stan na 30 listopada 1939 - 246 czołgów szybkich typu BT-7, potem dosłano kolejne 67 (co daje 313 w ogóle). Do 13 marca 1940 roku stracono od artylerii 122 czołgi, spaliło się 52, miny uszkodziły 63. Zatem stracono 237 pojazdów, a więc około 75%, z czego pewną część wyremontowano. 75% to też jak na warunki II wojny zatrważająco dużo.

 

Natomiast przecietny autor fanfika zniszczyłby wszystkie czołgi, wyciąłby wszystkie kucyki i jeszcze zaorał i posolił ziemię :) Jak się czyta wspomnienia żołnierzy, to zazwyczaj wychodzi inny obraz wojny. Ludzie mają niezwykłą zdolność adaptacji do trudnych warunków i przeżywania najgorszego piekła. Dlatego zostawali ranni, tracili nogi, ręce i nadal żyli! Tego elementu często w fanfikach brakuje.By zabić człowieka na miejscu jednym trafieniem z pistoletu lub karabinu, to trzeba trafić w dość precyzyjne kilka punktów. By strącić samolot również trzeba go trochę zmasakrować (uwielbiam galerie "latających wraków", czyli zdjęcia, na których piloci pokazują sobie samoloty, na których wrócili bezpiecznie na lotnisko. Stukasy z utrąconymi statecznikami, B-29 z połową skrzydła...)

 

To tyle w kwestii realizmu. A jak to wygląda pod względem poetyki?

 

Tutaj również nie należy przesadzać. Śmierć czytelnikowi łatwo pwoszednieje, niczymw  grze komputerowej. Dużo bardziej wzrusza zabicie jednego bohatera, niż 100 naraz. Jeśli zabijamy Lunę lub Cadance, to wypada poświęcić temu trochę miejsca, kilka akapitów, lub wecz całych stron. Niech czytelnik się wzruszy i rozpłacze (lub drań poczuje satysfakcję). Ale teksty typu:

 

-Luna dostałą headshota. Upadła we krwi. Celestia rozpłakała się i sobie poszła. Koniec"

 

 

LUB

 

 

-Rzucił granat i zabił 20 wrogów, a potem z cekamemu kolejnych 40. Tak wygrali bitwę"

 

 

Są po prostu płytkie. Ma się wrażenie, że autor nigdy nie zdaje sobie sprawy, że śmierć to nie to samo, co obieranie ziemniaków.

  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


aTOM, ja ci łeb ukręcę... Brak cycków nie czyni mnie facetem

 

A bo to macie nicki takie dziwne :P Wybacz.

 

Największy popyt, z tego co ja przynajmniej zauważyłem, jest na bzdurne komedie. Czyli tagi [random], [comedy], jak jeszcze w roli głównie jest Pinkie Pie albo Twilight w trybie szaleństwa, to komentarzy i czytelników nagle robi się dwa razy tyle, co przy innych opowieściach.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja za to lubię mroczne opowiadania. Nie lubię idealnej, słodkiej Equestrii. Wolę światy bardziej realistyczne.

Pełna zgoda.

Osobiście najbardziej jestem zainteresowany opowiadaniami dziejącymi się na styku naszego świata i Equestrii, ale, paradoksalnie, do najbardziej popularnego uniwersum tego typu, czyli Biur Konwersyjnych, zdążyłem się zrazić na dość wczesnym etapie mojej przygody z fanfikami. Dlaczego? Ano dlatego, że w tych fanfikach TCB, na które natknąłem się jako na pierwsze, ludzkość praktycznie zawsze przedstawiona była jako banda chciwych, małostkowych drani, w kontraście do kucyków, które były kochające wszystkich, słitaśne, miziajne i w ogóle defekowały tęczą. U niektórych ponifikacja połączona z praniem mózgu podnoszona była do rangi Jedynie Słusznej Drogi, jaką ludzkość po prostu MUSI podążyć. Dla swojego własnego dobra. Ilekroć czytałem takie opowiadanie, miałem wrażenie, że autor jest sfrustrowanym no-liferem, który zupełnie nie potrafi dostrzec piękna w świecie, w którym żyje, a świat już stworzony na potrzeby kreskówki dla dzieci i objęty amerykańską cenzurą obyczajową potrafił jakimś cudem uczynić jeszcze bardziej cukierkowym, a przez to odjąć mu znaczną część charakteru.

To prawda, że ludzie nie są aniołami, a naszemu światu do ideału sporo brakuje, no ale kuce też swoje za uszami mają. Mamy przecież odcinek, w którym Applejack i Rainbow Dash wdały się w bójkę, bo się pożarły o to, która z nich jest bardziej wysportowana. Czyli, bądźmy szczerzy - o totalną pierdołę.

Ale nawet jeśli autor pozostaje w ramach jednego świata, to często Equestria jest przedstawiana jako kraj pełnej sielanki, gdzie nigdy nic złego nikomu się nie dzieje. Tak, ta sama Equestria, którą w ciągu roku najechali Nightmare Moon, Discord i armia Podmieńców, a ponadto w której na co dzień żyje mnóstwo niebezpiecznych stworzeń, na ogół siedzących cicho w Everfree, ale czasem jednak zapuszczających się w tereny zabudowane. No ale autorowi chodzi o to, żeby pokazać, jak to fajnie w Equestrii żyć, więc zamiast w krainie z charakterem, lokuje swoje wymysły w zmyślonej utopii...

 

Do popularnych motywów, które mnie wnerwiają, dodałbym jeszcze Ponyville - najludniejsze miasteczko w Equestrii. Ylthin już o tym napisała w swoim artykule na FGE, więc nie będę po niej powtarzał. Powiem tylko, że uniwersum serialowe jest pojemne, a akcja większości fanfików toczy się w jednym małym miasteczku. Mało kto kieruje bohaterów do innych miejsc, takich jak Fillydelfia, Baltimare, Los Pegasus czy mój ulubiony Manehattan.

Ale na obronę autorów mógłbym dodać, że na coś takiego nie ma za bardzo popytu - tak samo jak na fanfiki z samymi OCkami.

  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, w 100% zgadzam się psorasem.

Dodam jeszcze koleją "żyłę złota" dla autora- kiepskie gore. Najlepiej coś jak Cupcakes- im większy syf, tym więcej ludzi, którzy są zbyt młodzi by to czytać się tym zachwyci. Może kiedyś zrobię eksperyment i coś takiego napiszę... Lepiej nie.

Popularne są też kontynuacje "Rainbow Factory", "Past Sins", etc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie. Ludzie w Equestrii Ponyville.

Ilekroć widzę tag [Human] lub [TCB], od razu rezygnuję z czytania. Z tej prostej przyczyny, że mało który fik tego typu ma coś ciekawego i świeżego do zaoferowania, z reguły sprowadzając fabułę do schematu "brony jest niezadowolony z życia - trafia do Equestrii (bonusowe punkty za przemianę w kuca i Lyrę-homofilkę - konkretnie do Ponyville - poznaje Mane6 - ma trochę przygód/romansuje - Equestria>>>>>Ziemia".

Aż mnie w dołku ściska.

Gore? Nah. Tragiczny warsztat literacki, tanie chwyty mające "zaszokować" czytelnika, jeszcze tańszy zamysł ogólny - przeczytałam "Cupcakes" i może tylko pod koniec miałam dreszcze. Przeczytałam "Sweet Apple Massacre" i nie wiedziałam, czy się śmiać z żałosnego poziomu tekstu, czy może pacnąć dłonią w twarz i zadumać się nad ludzką głupotą. "Rainbow Factory" nawet nie ruszam, nie chcę się dobijać.

Animacje typu "Cupcakes HD" czy "Smile HD" oglądam bez drgnięcia powieki. Krew mnie nie brzydzi, tak samo wnętrzności - pomagałam parę razy przy oprawianiu kaczek czy kurczaków, więc ja was proszę.

Edytowano przez Ylthin
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zapominajcie o imprezce w bibliotece! Każdy musi mieć taką imprezkę! Co z tego, że jest człowiekiem na koniu i kucyki powinny być zdziwione oraz przestraszone. Zero paniki. To takie oczywiste!

Edytowano przez Cahan
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cahan, z tym gore nie masz racji :) Sam robiłem taki eksperyment i wyszło, że to nic nie zmienia.

Przepis na FF, który na 100% stanie się super znany etc.? Musisz mieć renomę, ot weźmy takiego Niklasa. Widząc go, jako autora tematu, kto tam nie wejdzie? To przyciąga jak magnes! Drugi sposób, to mieć w ciul znajomych. Tak koło 10-15, którzy skomentują Ci opowiadanie. Wtedy istnieje szansa, że zainteresuje się nim ktoś inny, a od niego inny itd.

:D

Edytowano przez Foley
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre, dobre- trzeba będzie zaprosić do znajomych tonę przypadkowych osób :evilshy:

Foley- ale twoje gore były dobre. Nie taki badziew jak słynne Babeczki, czy "Sweet Apple Masacre". Dobre gore się nie sprzeda, nie przyciągnie tyle dzieciaków z gimnazjum i podstawówki- nie oszukujmy się, kto najchętniej czyta takie rzeczy :MJTQO:

 

A poważnie- pisać, poprawiać skilla i stać się na tyle dobrym by renomę zdobyć. Z drugiej strony jak widzę ile niektóre syfy mają komentarzy...

Tak- napisać totalny badziew- wszyscy będą o tym mówić- przykład: "Czarny Pegaz"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...