Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 03/23/16 we wszystkich miejscach
-
Z dniem dzisiejszym, jako spamer oznaczony został Tric. Od jakiegoś czasu miał kolejkę moderacyjną, co wiązało się z wymogiem akceptowania każdego wpisu przez moderatora. Niestety, znaczna część jego wpisów nie nadawała się do publikacji na forum. Śmieszkowanie śmeszkowaniem, ale są pewne granice i kultura wypowiedzi, czego niestety w ostatnim czasie Tricowi tak bardzo zabrakło. Decyzją moderacji, wspartą konsultacją z administratorem, postanowiono o zablokowaniu Trica na stałe.7 points
-
I chamska reklama bo czasem fajnie mieć kilka lajków więcej: http://frozentear7.deviantart.com/ Kolejne poni i kolejna Seluna zadowolona W planach jeszcze jeden request a potem zobaczę co ciekawego życie do roboty przyniesie i dam znać co mam w planach ^^ A póki co.. Enjoy :33 points
-
Niektórzy, Sun, byli na Bykonie, potem w pracy i dopiero teraz mają teoretycznie chwilę na sprawdzenie kwejka ;P Byłem pozytywnie zaskoczony, gdyż widząc stosunkowo niewielką ilość prac i to często nadsyłaną w ostatniej chwili, obawiałem się, że będą tworzone na szybkiego. Jednak tym razem jest moim zdaniem lepiej, niż w III edycji. Kilka miłych zaskoczeń (Styx, Kacpi), kilka osób, które kontynuują dobrą passę (Johnny, Sun), ale też kilka po prostu solidnych wyników. Tradycyjnie przypomnę, jak oceniam. Skupiam się przede wszystkim na fabule, odczytanym koncepcie i emocjach, jakie wywołuje fanfik. Przyznaję za to punkty, a nie wystawiam oceny w skali 0-10. Opowiadanie 4/10 to nie jest słaby tekst, a po prostu tekst, który otrzymał 4 punkty. Jest subtelna różnica. Hojność jest dostosowana do średniego poziomu konkursu, więc niekoniecznie 4/10 odpowiada tylu samo punktom z innej edycji. Różnica jednak mieści się w granicach chyba jednego punktu, maks dwóch. Recenzje (na szablonie Dolara): Kolejność autorów i fanfików:3 points
-
To po prostu zwykłe atencyjne zagrywki, Branthos. Trzeba udawać niedorozwiniętego a potem zacząć przepraszać tak, aby połowa forum mogła to zobaczyć.3 points
-
Nie chciałem się wybijać przed pozostałych recenzentów A tak poważnie - miałem poważne problemy z niektórymi recenzjami. Albo brakowało mi słów, aby opisać niektóre wspaniałości, albo brakowało mi racjonalnych argumentów, zdolnych w pełni oddać moje niezadowolenie. W końcu jednak dokończyłem dzieła, abyście, nasi drodzy uczestnicy, mogli przeczytać nieco więcej. Miłego czytania! Pozdrawiam3 points
-
Mam taki luźny pomysł na stworzenie white listy komentatorów. Już tłumaczę. Wiele opowiadań pada ofiarą trolli, którzy wykorzystują możliwość zostawiania sugestii w dokumentach do ich "ulepszania", vide "Pszczoły". Zniechęca to niektórych autorów do używania z google docs. White lista byłaby częściowym rozwiązaniem tego problemu. Polegałaby ona na tym, że chętni zgłaszaliby się w oddzielnym temacie, a autor ręcznie udostępniałby im możliwość komentowania opowiadań (można to zrobić w minutę, a jeśli ktoś umieści wszystkie opowiadania w jednym folderze, można to zrobić hurtem). Osoby, które nie zgłosiłyby się na listę, miałyby dostęp do dokumentu, jednak bez możliwości zostawiania komentarzy/sugestii. Zalety rozwiązania: likwidacja problemu trolli. Wady rozwiązania: więcej pracy dla autora, uniemożliwienie zostawiania komentarzy osobom bez gmaila. Co o tym myślicie?2 points
-
Zgadzam się z tobą i zazdroszczę Ci kolekcji, a szczególnie kawałków rockowych. Skoro już piszę, to wrzucę jakąś fajną piosenkę:2 points
-
Niektórzy tutaj chyba wyraźnie nie wiedzą czym jest [random]. A tag ten oznacza to, że opowiadanie z góry opiera się na bezsensownych założeniach i nie ma co tłumaczyć dlaczego. Tak jak w jednym z moich dzieł umieściłam inteligentne rosiczki, próbujące zdobyć władzę nad światem, tak Falconek stworzył działo na cebulę i Lunę komunistkę. Mi się fanfik bardzo podobał. Dodałabym tag [comedy], bo to zdecydowanie jest komedia, a przy tym parodia pewnego bardzo długiego i bardzo złego opowiadania. I te nawiązania były genialne, podobnie jak wspomniane wcześniej działo, śmierć Celestii (chociaż jak dla mnie lepsze byłoby samobójstwo w brzozowym lasku) i He-Man Rarity na Opal. Historia jest krótka i zabawna. Co do opisów - moim zdaniem dokładniejsze byłyby tu zbędne. Bo twór miał być lekki i parodiować coś co miało wyjść poważnie, a nie wyszło.2 points
-
Za „Kryształowe Oblężenie” wziąłem się zachęcony jego popularnością. Bo prawdą jest, że KO to jedno z tych opowiadań bardziej znanych w fandomie (i być może nie tylko, wnioskując po notatce wprowadzającej dla osób niezaznajomionych z MLP). Historię nie raz przedstawiano mi jako przykład czegoś fajnego, jako coś stworzonego z pasji i jako godny przykład do naśladowania. Autor zaś chwali się swoim imponującym dorobkiem literackim, z którym jednak nie jestem w żadnym stopniu zaznajomiony, toteż można powiedzieć, że do KO podchodziłem na świeżo. Nie przeczytałem nawet słynnego „Żelaznego Księżyca” , wychodząc z założenia, że skoro „Kryształowe Oblężenie” to jego rozszerzenie, nic nie stracę jeśli lekturę zacznę właśnie od tego „jednego z najobszerniejszych opowiadań w polskim fandomie”. Już na wstępie muszę zaznaczyć, że opowiadania wojenne i w ogóle tematyka drugiej wojny światowej z całą pewnością nie jest moją ulubioną, a na militariach to ja się w ogóle nie znam, lecz nadzieje robiły mi obietnice autora mówiące, iż nawet takie osoby jak ja, mogą odnaleźć w lekturze KO frajdę. Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że nie zaczynałem czytania bez żadnych uprzedzeń. Sama koncepcja fika wydawała mi się trochę naciągana i nie byłem do końca przekonany czy dobrym pomysłem jest łączenie świata pastelowych kucyków z realiami wojennymi. Pewne rzeczy po prostu do siebie nie pasują, a takowe połączenie nasuwa całe mnóstwo okazji by przekroczyć pewne granice. Zignorowałem jednak obawy, licząc na przyjemną lekturę. No więc zaczęło się od sponifikowanego ataku na Westerplatte, który stanowi swoiste rzucenie czytelnika na wody dość, choć nie do przesady, głębokie. Ot, ni z tego, ni z owego, nawet wspomniano o tym bezpośrednio w opowiadaniu, Equestria dokonała niewytłumaczalnego skoku technologicznego i w chwili gdy dzieje się pierwsze preludium, znajduje się już na nienajgorszym poziomie pozwalającym jej szykować się do wojny na pełną skalę. Mamy tutaj prostego żołnierza, nie do końca rozumiejącego sytuację w jakiej się znalazł i jego dziewczynę, którzy będąc w swoich objęciach stają się światkami początku konfliktu zbrojnego. I pewnie powtórzę tutaj opinię co poniektórych, ale ja osobiście poczułem się skołowany światem przedstawionym w opowiadaniu? Karabiny? Samoloty? Niby mogłem się tego spodziewać ale jednak sądziłem, że będzie to wprowadzone bardziej stopniowo. To czego się spodziewałem to również bardziej śmiałe sceny miłosne, lecz, ku mojemu zadowoleniu, autor nie przekroczył pewnej granicy już na początku opowiadania. No, ale prawda jest taka, że pierwsze preludium wnosi bardzo niewiele, jest aż do bólu proste i przewidywalne i na miejscu autora, całkiem bym je sobie darował. Podobnie ma się rzecz z drugim preludium, dziejącym się w kompletnie innej rzeczywistości niż pierwsze. Oto szkolny świat Applebloom, która, nie da się tego nie zauważyć, zachowuje się w sposób kompletnie do niej niepasujący. Nie widzę tutaj tej wesołej, pełnej energii klaczki, którą trudno jest czymkolwiek zasmucić czy zdołować. Takie jej wymuszone użalanie się nad sobą może i jest naturalne u ludzkich dzieci w wieku Applebloom, ale niestety, znając charakter małej, trudno uwierzyć, że w tej części jest ona sobą. Szczególnie zaskoczył mnie w tym względzie fragment, gdzie żali się iż nie może ani latać ani czarować. Może to tylko moja opinia, ale to zwyczajnie do niej nie pasuje. I znowu, może to tylko moja opinia, ale preludium drugie także wydaje mi się kompletnie nieistotne. I tak rozpoczął się właściwy fanfik, a ma on początek w Canterlocie, gdzie Celestia i Luna rozmyślają. Rozmyślają na wcale nie głupie tematy i choć strasznie mnie raziły niektóre odzywki, to jednak ten konkretny fragment wypadł wcale nienajgorzej. Dalej jest jednak wprost przeciwnie. Po scenie skupionej na Mane6, która ,podobnie jak oba preludia, niewiele wnosi, a wręcz razi słabo odwzorowanymi charakterami głównych bohaterek, na scenę powraca Celestia i moment, który chyba miał być mroczny. Mówię chyba, gdyż to, że całość została wyreżyserowana przez Sombrę było wręcz boleśnie oczywiste od samego początku. No i mrocznego klimatu nie buduje się poprzez dodawanie przeciekającej przez sufit (sic!) krwi, milczącego pożaru, czy garstki trupów. Poza tym, scena jest zwyczajnie za krótka by poczuć ten klimat, a pojawienie się antagonisty wcale a wcale nie zaskakuje (podobnie jak pojawienie się Luny). Zaskakuje jednak zdumiewająca głupota Sombry. No bo co to ma być, że ten, miast najzwyczajniej postawić ultimatum, zdradza księżniczkom swoją przewagę, mówi nieco o tym jak ją osiągnął i jeszcze liczy, że władczynie po prostu się przestraszą. Że już nie wspomnę o wciąż nie rozstrzygniętej do końca kwestii tego skąd w świecie kucyków znalazły się ludzkie narzędzia wojny, ale o tym później. Cczytałem dalej. Przebrnąłem przez dalszy fragment opowiadający jak powstały skromne siły militarne Equestrii i choć nie był on pozbawiony słabych stron (np. wybór Blueblooda na jednego z dowódców choć bezpośrednio i pośrednio dano do zrozumienia że to błąd) to był on dużo lepszy niż przedstawiona później historia equestriańskiej broni. Powiem wprost – nie podobał mi się właściwie każdy aspekt tego tematu. Począwszy od pomysłu, że to Discord, duch kojarzony raczej z „chaosem szalonym” niż „chaosem niszczycielskim”, jest odpowiedzialny za pojawienie się pierwszych typów broni palnej, poprzez późniejszą, absurdalna i jakże banalną decyzję o schowaniu tejże broni, kończąc na pomyśle że gryfy przez lata poświęcają się rozwojowi militarnemu, nawet nie myśląc by go wykorzystać. Wszystkie te pomysły są słabe, naciągane, wręcz nierealne, by nie powiedzieć głupie, a plan Celestii, choć ułożony na prędce i spodziewam się że ulegnie wielu zmianom, jest wręcz żałośnie naiwny. Absurdów jest w tym rozdziale jeszcze wiele, ale istnym wariatem ten z wprowadzeniem języka niemieckiego. To nie mogło być jeszcze bardziej wymuszone. Że niby szpiedzy nie wyczają, że equestriańczycy mówią w obcym języku? Że sami equestrianczycy od tak nauczą się obcego języka i będą w nim prowadzić skomplikowane rozmowy poruszające sprawy najwyższej wagi? Że będą ryzykować niezrozumienie we własnych szeregach? Litości… Tym negatywnym aspektem skończył się rozdział pierwszy i byłoby bardzo dobrze gdyby był to jedyny taki zgrzyt przynajmniej na dłuższą metę. Jednakże rozdział drugi otwiera sprawa, której nie potrafię nazwać inaczej niż beznadziejną. I nie chodzi tutaj wcale o całkowicie bezpodstawne i niepotrzebne dla fabuły obawy Cadence ani też o kwestię jej bezpłodności. Nie chodzi wcale o słabe wyczucie z wstawieniem sceny miłosnej. Nie. Mam na myśli postać Shinning Armora, którego pierwsze wystąpienie w tym fiku, w moich oczach już w przedbiegach całkowicie przekreśla go jako udanego bohatera. Bo mam rozumieć, że zasłużony dowódca wojskowy, koleś, który wspinał się po szczeblach kariery przez lata, wiedział jak działa wojsko, pewnie ma na swoim koncie kilka mniejszych konfliktów, nagle zalewa się łzami w obliczu kolejnej wojny? I niech nikt mi nie wmawia, że ogier jest przerażony wizją krwi i brutalności, bo zostało dane do zrozumienia, że on również nie zdaje sobie sprawy z tego co go czeka. On nie wie ile przyjdzie mu znieść i jestem pewien że gdy przyjdzie co do czego, będzie cholernie zaskoczony i przerażony. Dopiero wtedy powinien rozpaczać, płakać i załamywać się. Teraz, gdy konflikt pozostaje w fazie, ze tak powiem, planów, Shinning, jak na żołnierza przystało powinien wziąć sprawę na klatę i świecąc przykładem, dumnie przyjąć rozkazy Celestii. No, ale Shinning pokazał już że nie jest prawdziwym żołnierzem, a także że nie jest prawdziwym bratem. Tak. Mówię to z całą stanowczością i pytam autora czy zdaje sobie sprawę z tego co to znaczy być czyimś starszym bratem. Czy wyobraża sobie jak to jest usłyszeć, że młodsza siostra ma wstąpić do wojska, mając w perspektywie największą wojnę w dziejach? Czy autor wie, że prawdziwy starszy brat nie przyjąłby w takiej sytuacji nawet najbardziej wiarygodnych argumentów (swoją drogą, te przedstawione przez Celestię nie są wiarygodne) i choćby musiał stanąć na rzęsach, uchroniłby swoją młodszą siostrę przed takim losem? I to niezależnie od tego z jakimi to by się wiązało konsekwencjami. Powtórzę, bo jestem o tym przekonany – Shinning Armor, ze swoim absurdalnie krótkotrwałym oporem, nie jest dla Twilight dobrym bratem. Słowem, ogier jest dla mnie przekreślony. Nie ważne już co zrobi, nie ważne czy będzie w fiku bohaterem czy zdrajcą, to jego pierwsze pojawienie się w KO piętnuje go w moich oczach. A co gorsza, sprawa Shinning Armora wypływa dokładnie w momencie gdy pojawia się to, czego się najbardziej w tym fiku obawiałem – Mane6 zostają wcielone do wojska i to w stopniach oficerskich. Znowu nie waham się tego napisać – kompletna bzdura, pomysł wręcz idiotyczny. Jak bardzo oderwaną od rzeczywistości władczynią musiałaby być Celestia by powierzać dowództwo sześciu, bądź co bądź, cywilom, jako argument podając ich rzekome obowiązki i moce płynące z Elementów Harmonii? Przyznam, że gdy tylko to przeczytałem, zacząłem błagać w duchu, by to potoczyło się inaczej, by Mane6 lub przynajmniej kilkoro z nich, odmówiły, przestraszyły się, uciekły, cokolwiek… Ale nie! One wykazują nawet jeszcze mniejsze zrozumienie problemu niż Shinning Armor, a to w mojej ocenie całkowicie przekreśla je jako dowódczynie. Dowódca nie może traktować wojny jako zabawy ani wyzwania nie może się tego bać ani widzieć w tym jedynie ślepego podążania za głównym baranem w stadzie. Przede wszystkim jednak musi mieć przeszkolenie, wiedzę i doświadczenie, a nikt mi nie wmówi, że Mane6 zdążą to wszystko zdobyć skoro wojna już właściwie wisi w powietrzu. I mam być szczery? Po tej scenie, odłożyłem KO na długi, długi czas. Ale do lektury wróciłem, jak się okazało, jedynie na chwilę. Nie ukrywam, ciekawiło mnie jak Mane6 powiedzą o wszystkim rodzinie, nawet jeśli zrobienie z tego rozkazu jest kolejny absurdem. Wrażenia po kolei i w podpunktach, bo te kilka stron naprawdę mnie wyczerpało: - Twilight, byłem zaskoczony i to pozytywnie wcale długim opisem domostwa, nawet jeśli naszpikowanym mnogością dziwnych słów, słowa o dzieciństwie były jednak słabsze, a rozmowa z rodzicami (znowu mówię, z całą stanowczością) FATALNA. Co to miało być?! Rodzina szlachecka, w miarę spokojna, bez tradycji wojskowych bez żadnych emocji, sprzeciwu, żądań wyjaśnień, po zaledwie kilku zdaniach ot tak daje córce błogosławieństwo?! Bzdura! A jakby było tego mało, styl woła w tym fragmencie o pomstę do nieba – dialogi są po prostu beznadziejnie nienaturalne, a sama scena jest zwyczajnie zbyt szybka i zbyt prosta. Absolutna porażka! - Applejack, słynny motyw sieroctwa mnie nie zaskoczył w odróżnieniu od całkiem ładnego opisu, doszczętnie jednak zrujnowanego końcówką, AJ, choć odzywa się na krótko, całkowicie zniszczyła klimat tej sceny, a ostatnie słowa narratora to wręcz kopanie leżącego - Fluttershy, tu będzie tylko krótki komentarz, naprawdę nie mam siły, mianowicie: CO, KU*WA?! - Rarity, co prawda, ta scena to nie jest aż taki absurd jak ta w wykonaniu Fluttershy, lecz ponownie kompletnie do mnie nie trafiła, podobnie jak z fragmentem Twiligh, zupełnie nie ma tutaj emocji, rozmowa jest wręcz żałosna, nie widać czyjegokolwiek charakteru… poprawka, widać – widać jak Rarity ni z tego ni z owego przechodzi przemianę godną doktora Jekylla, skąd to się wzięło?! a scena z Sweetie Belle to jeszcze jedna pomyłka – dzieciak zostaje harfiarką władczyni, najbardziej oczywiste rady okazują się dla Rarity (profesjonalnej krawcowej) zbawieniem, piosenka jest beznadziejna - Rainbow Dash, naiwne, po prostu naiwne i to tak bardzo, że nie wierzę że pisał to ten sam autor co pierwsze słowa całego opowiadania Na ciąg dalszy zabrakło mi sił. Krótko mówiąc, te parę scen to istny koszmar pod właściwie każdym względem. Jeśli miałbym wybrać jeden (tylko jeden) fragment tego co przeczytałem, który zasługiwałby na gruntowną przebudowę, zdecydowanie wskazałbym właśnie te sceny… wszystkie. A teraz moje największe zarzuty. Panowie korektorzy, wstyd! Dwa pierwsze rozdziały wypełnione są (może nie po brzegi, ale ilość i tak jest zatrważająca) błędami najrozmaitszej maści. Literówki, zła składnia, byki interpunkcyjne, fleksyjne… czegoż tu nie ma? Nie przesadzę jeśli powiem, iż właściwie na każdej stronie znaleźć można przynajmniej jeden, a często i więcej, błędów, które fatalnie wpływają na płynność czytania. Strona techniczna najzwyczajniej leży i kwiczy, a to naprawdę przeszkadza podczas lektury, tym bardziej, że, nawet gdybym czytał na komputerze, nie miałbym możliwości zaznaczenia tych wszystkich błędów. Już kiedyś obiło mi się o uszy, że autor nie jest wielkim zwolennikiem GoogleDocs ale w tym wypadku, jego opowiadanie tylko na tym cierpi. A poza tym, jeśli wierzyć, iż korektorzy faktycznie robią wszystko, co w ich mocy by błędów było jak najmniej, aż boję się pomyśleć ile ich było przed korektą. No, ale nie można wylewać pomyj jedynie na korektorów, gdyż inny, dużo bardziej poważny zarzut kieruję bezpośrednio do autora, który najwyraźniej nie umie utrzymywać zbyt długo budowanego przez siebie klimatu. Nie chodzi mi wcale o to, że jest pod tym względem partaczem. O nie – klimat miejscami jest budowany perfekcyjnie, lecz wszystko idzie w diabły w momencie kiedy pojawia się jedno, jedyne, absolutnie nie pasujące do całości słowo, najczęściej zaczerpnięte z języka potocznego. Ileż to razy odrywałem wzrok od Kindla i kierowałem go w sufit, kręcąc przy tym głową i myśląc „I cały misterny klimat w p***u”. Boli to tym bardziej, iż Kryształowe Oblężenie już na samym początku wydaje się dziełem poważnym i nie brak w nim mądrych (czasami zbyt mądrych) słów, które jednak w połączeniu ze wspomnianą mową potoczną wypada słabo, by nie powiedzieć, komicznie. Zresztą, co ja się będę ograniczał, moja opinia jest taka, iż styl pisania jest w Kryształowym Oblężeniu jest fatalny. Co z tego, że całość czyta się szybko jeśli jest w tym tyle zgrzytów? Co z tego, że jest to podobno wzorowane na twórczości Grzędowicza, jeśli to daje takie słabe efekty. Powtórzę: jest fatalnie. Pośrednio wiąże się to również z zaskakująco częstym wprowadzaniem fragmentów (powtarzam się)całkowicie nie pasujących do akurat budowanego klimatu, tj. fragmentów najzwyczajniej zbędnych czy wręcz rujnujących klimat. Przykład? Proszę bardzo – po kiego miniwyklad o podziale rasowym w chwili gdy Twilight mówi o obowiązkach wobec kraju? Po kiego wspomniana już scena miłosna i sprawa bezpłodności? Po kiego również wspomniane zdradzanie swojego planu przez Sombrę? Niech nikt nie zrozumie, że takie sceny są całkowicie zbędne. O nie – wiele z nich stanowiło by ciekawe smaczki pod warunkiem że pojawiły się w odpowiednim momencie, takim, który nie wywoływałby facepalmu. To co jeszcze mnie raziło to, nie oszukujmy się, narcyzm autora - te rażące po oczach, niekoniecznie bezpośrednie, próby budowania atmosfery wielkości, przekonywanie o powadze i rozmachu dzieła, ta masa zbędnych dodatków, bzdurna tabela wag, całkowicie nic nieznaczące wstępy i chwalenie się ileż pracy się w to włożyło, uwagi że to "największe dzieło polskiego fandomu"... Gdyby chociaż to odbijało się na jakości fika, ale zdaję się że się jednak nie odbija, skoro dwa pierwsze rozdziały przedstawiają tak słaby poziom (tak, uważam, że tyle mi wystarczy do oceny, a fakt że początek wywarł na mnie takie a nie inne wrażenie sprawia jedynie że ilość stron przeistacza się w kolejną wadę). I tak, Kryształowe Oblężenie zostało przeze mnie odłożone na czas nieokreślony. Nie przewiduję bym kiedykolwiek do niego wrócił, do czego zniechęcają mnie liczne uwagi o mnożących się w dalszej części fika absurdach, od komentowania których jednak się powstrzymam. Powiem wprost – Kryształowe Oblężenie, a przynajmniej jego pierwsze dwa rozdziały, jest opowiadaniem Słabym (przez duże S). Czytanie, z całą masą wymuszonych przerw, nie sprawia żadnej frajdy. Nie mam pojęcia czy w końcu ma to być opowiadanie poważne czy komediowe. Pełno jest tu błędów, głupot i absurdów, a wszystko to zmieściło się w zaledwie dwóch rozdziałach i niepojętym jest dla mnie już nawet nie to, że fik jest tak popularny, ale choćby to, że w takiej formie został on wydany w formie książkowej. Prawda jest taka, że całość (dosłownie całość, mam namyśli praktycznie każdy aspekt), w mojej ocenie, wymaga kapitalnej przebudowy. Bo Kryształowego Oblężenia w stanie w jakim jest obecnie, nie mogę w żadnym razie polecać komukolwiek.2 points
-
Dobry! Standardowe Zapytajniki odemnie 1 EG czy FiM 2 co sądzisz o Sci-Twi? (Exteremalnie ważne pytanie, serio) 3 ulubieniec z mane6/mane7 4 ulubiniec z EG 5 Grywasz w coś?1 point
-
1 point
-
Ban, bo przecież trzeba umyć okna. Inaczej jestem niewdzięczną bezbożnicą.1 point
-
1 point
-
I całe szczęście. Niestety, albo stety dla niektórych, niemożliwym jest nie skojarzyć sobie kraju używającego niemieckiego uzbrojenia z III Rzeszą. Zwłaszcza, że raczysz nas opisami choćby mundurów, będących niemal kopią tych z czasów II wojny. To jest właśnie jeden z większych problemów KO, przynajmniej jeśli chodzi o logikę. Przeszczepiłeś mnóstwo rzeczy bez większej refleksji, przede wszystkim jeśli chodzi o uzbrojenie. Jak zostało to wymyślone, dlaczego i poco ma służyć? Tego brakuje i z tego rodzą się błędy logiczne. Przykład? Niech będzie coś względnie nieznaczącego, co jednak wyraźnie wskazuje na sporą sprzeczność i brak konsekwencji względem historii. Flota Equestrii. Skoro została zbudowana praktycznie od podstaw powinna zostać ukierunkowana jakąś koncepcją prowadzenia wojny morskiej. I nie ma znaczenia czy equestriańczycy się na niej znają czy nie bo chwila zastanowienia wystarczy żeby dojść do odpowiednich wniosków. Do czego dążę: uzbroiłeś kucyki jednocześnie w lotniskowce i pancerniki czyli przedstawicieli niemal dwóch różnych epok jeśli chodzi o założenia prowadzenia wojny. Rozumiem, że chodziło o odwzorowanie siły Niemiec (kolejne skojarzenie z III Rzeszą) ale to żadne wytłumaczenie. W momencie pojawienia się lotniskowca idea pancernika przestała odgrywać rolę w bitwach morskich z jednego prostego powodu. Można było go zatopić wysyłając kilka samolotów, które były nieporównanie tańsze od okrętu. Występowanie samych pancerników w II wojnie było spowodowane zmieniającą się w tym samym czasie doktryną prowadzenia wojny morskiej, której w Kryształowym Oblężeniu nie powinno być bo zwyczajnie nie było jej wcześniej (a newet jeśli jakaś była to tak niesamowicie odległa że i tak wszystko trzeba było wymyślić od podstaw). Kończąc ten przydługi komentarz stwierdzam, że duża liczba nielogiczności jest głównie winą tego "przeszczepiania tego co ci się podobało". Crossover crossoverem ale takie bezrefleksyjne kopiowanie niestety do niczego dobrego nie prowadzi.1 point
-
1 point
-
Np. takie utwory: Jest mnóstwo wartościowej muzyki, której zwykłemu śmiertelnikowi pewnie nigdy nie będzie dane nam poznać. Jest cała masa znakomitych utworów, który z radiu nigdy nie puszczą, bo nie były promowane i nie stały się hitami, a są świetnymi piosenkami. Świetnymi przykładami jest muzyka wielu zespołów rockowych. Osobiście bardzo lubuję się w Jean Michel Jarru, tu przykład muzyki elektronicznej. To jego najbardziej znany motyw: A tu inne, pewnie mało komu znane, przykłady jego arcydzieł: A tu jedna z wielu perełek polskiego zespołu z innego gatunku, niż Jarre : Większość muzyki mam na nośnikach kasetowych i w przeciwieństwie do wielu, u mnie to nie jest żaden relikt przeszłości, tylko pełnoprawny nośnik stojący dumnie na półkach. Na CD mam rzeczy, które z reguły nie wyszły na kasetach. Z tysiąc tytułów u mnie jest na pewno. Jestem dumny i szczęśliwy z tej kolekcji, bo daje mi wiele frajdy i znam mnóstwo wspaniałej muzyki, której w radiu nie puszczają.1 point
-
Lyra #1 Cała ta agencja Bon Bon i jej podwójna tożsamość zaczyna mnie denerwować. "Lyra nie rób tego, nie mów tamtego..." Co prawda wcześniej też się czepiała, ale dotyczyło to tylko "próbowania" zamówień. Teraz? Czuję się jakbym była źrebięciem nadopiekuńczej matki. Ja rozumiem, że Bon Bon boi się, że coś wypaplam, ale powtarzam jej non stop, że nigdy tego nie zrobię. Nawet po pijaku! Gdy żyłam w (czasami dosłownej) słodkiej nieświadomości wszystko było łatwiejsze i fajniejsze. Zauważyłam, że po "epizodzie" z tym... czymś uważniej się rozgląda. Co gorsza jej zachowanie zaczyna udzielać się mnie. Mam nadzieję, że jej przejdzie.1 point
-
A co się stało, że tak wszyscy wszystkich przepraszają? Czy to trzeba zakładać nowy temat by powiedzieć "sorry, zjebałem, ale już nie będę"? Bo nie rozumiem jaki jest w tym sens.1 point
-
What is Frozen was not kill? Request porobiony nie poszło tak źle jak myślałem że będzie po powrocie Chwilowo w kolejce pozostaje Seluncia a potem zobaczę co dalej poczynię ze sobą :3 Enjoy!1 point
-
To i ja się pochwalę. Co prawda zdjęcie stare, ale nie chce mi sie sprzątać blatu do nowego. Zmieniło się tylko kilka rzeczy. Po pierwsze, na półce nad biurkiem stoją 4 fanfiki (podpierane przez niedokończoną dioramę z autoblindą AB43 w skali 1:48). Po drugie głośniki wymieniłem na Logitech X-540 (głośnik dostał podstawkę z Lego by był na tej samej wysokosci, a słuchawki mają lego stojak). No i doszedł bałagan.1 point
-
Do Kryształowego Oblężenia zabierałem się długo. Czy to ze względu na objętość, czy brak czasu, nie ważne. W każdym razie zacząłem gdy opublikowana była niemal całość pierwszego tomu. Długo też dawałem dziełu szansę na poprawę ale po jakimś pół roku zwyczajnie mnie przerosło. Nawarstwiające się błędy logiczne zebrały swoje żniwo, jednak tym co ostatecznie odstręczyło mnie od lektury Kryształowego Oblężenia byli bohaterowie. Co konkretnie? Przestało mi na nich zależeć. Miałem zwyczajnie gdzieś czy Twilight poprowadzi kolejny błyskotliwy kontratak, Rainbow zestrzeli kolejnych dwadzieścia iliuszynów, a Celestia dostanie bólu serca przez cierpienia poddanych. Ale po kolei. 1. Bohaterowie. Zacznijmy od nich skoro już wywołałem ten temat. Na przestrzeni całej powieści postacie średnio-dobre przeplatają się z tymi fatalnymi. Znamienne jest to, że tymi gorzej wykreowanymi są z reguły postacie kanoniczne. Jak już przede mną stwierdził Bodzio bohaterowie kanoniczni są koszmarnie przerysowani. Nie wiem co jest źródłem takiego stanu rzeczy, czy to inwencja twórcza autora chcącego na siłę wyłuszczyć cechy postaci, czy też zwykła nieudolność. Jakkolwiek by nie było dostajemy obraz charakterów komicznych. Głównie zaobserwować to możemy w zachowaniu mane6, które naturalnie grają pierwsze, albo przynajmniej jedne z pierwszych skrzypiec w opowiadaniu. I o ile jeszcze przedstawienie Twilight czy Fluttershy jest w miarę znośne (tej drugiej głównie przez rzadkie występowanie w fanfiku), to zobrazowanie Pinkie Pie woła o pomstę do nieba. Szczęśliwie, że także dostała nie dużo czasu. Drogi autorze, zamieniłeś to radosne, przyjazne stworzenie w wioskowego przygłupa i klauna! Inteligencja różowej klaczy jest porażająca, podobnie zresztą jak część jej wypowiedzi. Nie będę ich przywoływał bo jest tego bardzo dużo, wskaże tylko fragment z odwiedzinami rodziny i może zabawy na poligonie w jeżdżenie czołgiem na wszystkie strony. Podobnie źle przedstawia się RD. Co ciekawe to właśnie jej charakter zachęcił mnie do zapoznania się z KO po lekturze Żelaznego Księżyca. Liczyłem na jakąś wewnętrzną przemianę tęczowogrzywej, może nawet jakieś głębsze przemyślenia dotyczące wpływu wojny na zwykłe kucyki. No niestety, okazuje się, że Rainbow od początku była w sumie durną suką, jedyna zmiana jaką zaobserwowałem w RD to nagła skłonność do napojów wyskokowych. Dalej mamy AJ. Tu nie mam wiele do powiedzenia, farmerka jest zwyczajnie bardziej prostacka niż w serialu. Jest jeszcze Rarity, a raczej była bo po kilku epizodach z czasów przedwojennych została całkowicie pominięta, a szkoda bo nie wyglądała tak tragicznie. Lepiej prezentują się bohaterowie nie kanoniczni. Zwłaszcza postać Dornira została moim zdaniem dobrze wykreowana. Typ pruskiego oficera. Całkiem dobrze wkomponował się w realia wojny i jest bodaj jedynym kucykiem nadającym się do klimatu, który panować powinien w tego typu powieści. Powinien. Im dłużej jednak czytałem przygody tychże bohaterów tym bardzie miałem dość. Postacie były w gruncie rzeczy płaskie, nijakie i przewidywalne. Nużyły mnie coraz bardziej aż zwyczajnie odstręczyły od lektury. 2. Fabuła. Też nie najlepiej. Począwszy od niezbyt błyskotliwego zachowania Sombry utrzymuje się podobny poziom bezsensu. Co konkretnie? Choćby fakt wysłania elementów harmonii na pierwszą linę na najcięższym odcinku frontu. Ja rozumiem, że fanfik wojenny bez mane6 to nie fanfik ale naprawdę wypadałoby zachować choć minimum logiki. Te całe elementy to ponoć ważne dla Equestrii przyrządy, nie lepiej więc byłoby wysłać ich powierniczki gdzieś na dalekie tyły? Nie mówiąc o tym, że Twiligjt w... ile to było? 8 lat? zostaje dowódcą dywizji pancernej. Niestety, z całym szacunkiem dla księżniczki, to dość mało prawdopodobne. A nawet jeśli to przeczytanie kilkuset, czy kilku tysięcy książek nie zrobią z cywila wybitnego dowódcy. Praktyka jest kluczowa. Zresztą skąd ona się właściwie nauczyła taktyki skoro nie dość, że w Equestrii od dość dawna już panował pokój, to w kilka lat zmieniona została całkowicie doktryna prowadzenie wojen? Kolejnym mankamentem jest poruszona przez moich poprzedników kwestia ekonomii państwa, nie będę się więc już nad tym rozwodził. Dodam tylko, że od manufaktur do fabryk produkujących czołgi jest naprawdę długa droga. Tak z kilkaset lat... Polityka uskuteczniana przez księżniczki nie zostanie przeze mnie pominięta. Tym razem przyczepie się przedstawienia samych negocjacji. Znudziły mnie i rozbawiły za razem. Szczególnie scysja ze smokami. To był koszmar, straszliwe spłaszczenie osobowości tychże stworzeni i przerobienie w jakieś bezmózgie, spasione krowy. Ale to szczegół bo wkraczamy powoli w wojnę. Mamy więc strony konfliktu - kucykowe ZSRR i III Rzesza. I o ile jeszcze ZSRR zachowuje się "po swojemu" o tyle III Rzesza niezbyt. Equestria jest na siłę przedstawiana jako ta dobra strona konfliktu, pomijane są więc te bardziej nieprzyjemne aspekty. Zabijanie jeńców? nie, jesteśmy ponad tym! Rozczaruję cię autorze. Skoro mamy być konsekwentni i do końca bawić się w crosover z II wojną to i takie aspekty warto zaznaczyć. Bo na wojnie wszyscy w większym bądź mniejszym stopniu dopuszczali się zbrodni. 3. Klimat. Coś jest, ale na pewno nie klimat jakiego oczekiwałem. Początkowo jest go więcej, wtedy kiedy KO jest typowym Slice of Life. Kolejne opisy kąpieli księżniczek (nudne co prawda) starają się go zbudować. I tak budują, budują aż nagle cała ta konstrukcja wali się z hukiem przez jedno nijak nie pasujące słowo, czasem zdanie. Przez nie pasujące mam na myśli, albo zbyt wyszukane, albo zbyt potoczne - nagminnie w ustach którejś z księżniczek. Natomiast gdy wkraczamy w sam konflikt klimat zanika. Co gorsza miałem wrażenie, że i styl pozostał taki sam jak na początku, czyli taki który raczej pasuje do obyczjówki. A to niedobrze. Kilkakrotnie złapałem się na ogarniającym mnie znużeniu podczas czytania teoretycznie zapierających dech w piersiach wydarzeniach. Koronnym przykładem niech będzie atak Sombryjczyków na Cantrlot. Znudził i zdenerwował. 4. Na koniec coś dla jednych dużo bardziej prozaicznego, dla mnie zaś niemniej istotnego czyli geografii świata. Rozumiem crosover i te inne, ale Polkonia i Ruskonia? Serio, nie można było wykazać się jakąś większą inwencją twórczą? Ale nie to zasługuje według mnie na kwiatek tegoż opowiadania. Potworkiem jest Francja... Skąd ona tam się wzięła? Czym jest, dlaczego? PS. Nic nie znaczący błąd w "Arsenale". Hood nie był klasyfikowany jako krążownik ciężki a liniowy.1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00