Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1158
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    45

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Pierwsze wrażenie? 2edgy4me Nie, poważnie. Pamiętam swoje początki z „Save me” oraz garść innych fanfików, różnych autorów, gdzie również pojawiły się wulgaryzmy, wartka akcja, wybuchy, strzelaniny, te rzeczy. Jednakże, nigdy wcześniej nie uderzyło to we mnie z tak dużą siłą. To jest po prostu przesada. Serio. Były fragmenty, gdzie prawie się roześmiałem, widząc kolejne „brzydkie słowa”, czy też riposty głównego bohatera. Czuję, że nie był to zamiar autora, że nie miałem się z tego śmiać, że miało to służyć budowie surowego, ciężkiego klimatu. Ale z jakiegoś powodu zadziałało to inaczej. Jasne, na początku było w porządku, ale potem kolejne odzywki stawały się coraz bardziej nachalne, niepotrzebne, może nawet momentami wprowadzone na siłę. Sprawa druga, czyli bohaterowie. To kolejna rzecz, która we mnie uderzyła. Mianowicie, wszyscy wydają się tacy sami. Opowiadanie przyrównam do „Save me”, ze względu na to, że jest to [Human & Pony] i ogólny klimat, akcja, dosyć mocno się z tym tytułem kojarzą. Z tego co pamiętam, przy „Save me” pochwaliłem kreację kucoperki, Midnight, jednocześnie krytykując nieco Maksa, a także wspominając, że brakuje postaci drugo i trzecioplanowych, takich z prawdziwego znaczenia. Mimo wszystko, przewinęło się kilka nieco wyraźniej zarysowanych charakterów, które wyróżniały się na tle całości. W „Exanima”, czegoś takiego nie ma. A przynajmniej, nie ma na obecnym etapie. Mam na względzie fakt, że opowiadanie powstało stosunkowo niedawno, jest rozwijane i zapewne jeszcze wiele się wydarzy. Jednakże, na chwile obecną, Alex aż za bardzo przypomina Maksa, czy to charakterem, czy też profesją, którą się para. Również ma swego kucykowego kompana. Z tym, że Lars wydaje się być dużo, dużo słabszą postacią, niż Midnight. Chodzi mi o następującą rzecz – zapytany o to, co definiuje Midnight, odpowiedziałbym: kucoperka, zadziorna, energiczna, jest trochę jak „złośliwa młodsza siostra”, miewa chwile słabości, nie poddaje się, jej historia jest interesująca. Zapytany o to, co definiuje Larsa, powiedziałbym: Agresywny… Przeklina… Bije się… Dokładnie tak, jak większość przewijających się w trakcie akcji postaci. Jest strasznie monotonny, aż nazbyt podobny do Alexa. Jak wspomniałem, opowiadanie nie jest ukończone, to dopiero początek historii, lecz pamiętam, że na tym etapie, Midnight już się czymś wyróżniała, była unikalna. Tutaj natomiast, brakuje pewnej różnorodności. Jeszcze jedna sprawa – mam dziwne wrażenie, że prawie wszystkie jednorożce są białe, albo srebrzystobiałe ;P Kolejna rzecz, która niezbyt mi zazgrzytała, to technikalia. Podczas czytania natrafiłem na kilka literówek, które starałem się na bieżąco zaznaczać, choć przypuszczam, że bardziej uważna lektura ujawniłaby kolejne uchybienia. Nie zawsze pasował mi szyk zdań, często te złożone porozbijałbym na mniejsze kawałki. Na przykład tutaj: "Poczułem jak jakaś siła odpycha mnie od zjawy. Widziałem, jak fragmenty szkła wzbiły się w powietrze, jak fotele rozbijają się o ścianie, a okno w sali rozbiło się." Z kolei zdarzało się, że niektóre sąsiadujące ze sobą zdania zlepiłbym w jedno i/ lub inaczej po tym podzielił. Jak tutaj: "W części miasta, która należała do agencji było kilka szkół. Uczęszczały do nich dzieci pracowników takich jak ja - terenowych agentów, którzy polowali na zjawy, a także informatorów, lekarzy." W ogóle, miejscami miałem wrażenie, że poszczególne fragmenty tekstu są niedopracowane, niedopieszczone. Moja sugestia? Jest już Foley, który odpowiada za wyłapywanie dziur fabularnych i nielogiczności (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę). Może poza nim, przydałby się jeszcze jakiś korektor, który polowałby na błędy w pisowni. Myślę, że to by pomogło. W porządku. Odstawiając na bok wszystkie te aspekty, które mi się średnio podobały, bądź nie podobały w ogóle, chciałbym przejść do pozytywów. Przede wszystkim, widać, że za tą historią stoi konkretny, nowy pomysł, przynajmniej jeśli chodzi typ zagrożenia, z jakim zmagają się bohaterowie. Ze względu na spoilery, nie podniosę się do „Save me”, ale wspomnę, że czuć doskonale klimat „incydentu”, którego skutki prześladują ludzi i kucyki do dzisiaj. Jak na razie, autor zaprezentował nam kilka stworów, w tle przewijają się takie motywy jak okultyzm, sekta, śledztwo, a także krwiożerczość, bezwzględność tego, co „na zewnątrz” versus zwyczajne, normalne życie nieświadomych mieszkańców. Albo uświadomionych tylko częściowo. Kreowany przez autora świat doskonale współgra z licznymi i nierzadko przepełnionymi przemocą scenami akcji. Owe sceny są bardzo mocnym punktem opowiadania. Są efektywne, są dostatecznie dobrze opisane, niekiedy potrafią przytrzymać w napięciu, choć zuchwałość głównych bohaterów momentami burzy mozolnie budowany, typowo grimdarkowy klimat, przyprawiając o kpiący uśmieszek. Z jednej strony może to zostać potraktowane jak charakterystyczna cecha bohaterów, jednak na pierwszy plan aż za bardzo wybija się pewna „kliszowość”. Po prostu nie posiadają innych, charakterystycznych cech, które stałyby w opozycji do tej niekiedy przesadzonej pyszałkowatości. Oni po prostu są. I tyle. Rekordzistą wydaje się być scena, w której Alex ma zastrzelić opętanego rekruta. To trwa zbyt długo. Typowa klisza, „mógłbym cię od razu zabić, ale najpierw trochę pogadam”. Na całe szczęście, walka jaka następuje potem nadrabia to w zupełności, serwując nam kolejną porcję wartkiej akcji, konkretną próbkę możliwości autora w tym zakresie. Zerkając ku poprzednim dziełom, sceny te wydają się całkiem świeże. I to jest znakomity moment, aby wspomnieć o runach. Co uważam za duży, znaczący plus, postacie ludzkie wreszcie dysponują nie tylko bronią palną, walką wręcz, ale także pewnym rodzajem magii (tak to odebrałem). Szkicując na papierze runy, są w stanie oponenta zdezintegrować, przypisać do niego demona, zamrozić. Interesujące. Jest to coś nowego i dobrze się sprawdzającego, w kontekście scen akcji. Ciekawe uzupełnienie metod konwencjonalnych (zresztą wzmocnionych przez jednorożce), współgrające z nowym typem zagrożenia, który według podsuniętych przesłanek, wywodzi się z głębin piekieł. Ponadto, nie wszystko mamy podane na tacy, w tekście znajdziemy wiele niedopowiedzeń, które skutecznie przysłaniają nam obraz genezy całego „incydentu”, jak również to, z kim lub czym, tak naprawdę zmagają się nasi bohaterowie. Inaczej, niż w „Save me”, nie miałem wrażenia „zbyt mało kucy w kucach”. Zgaduję, że to za sprawą personelu szpitalnego, częstszego wspominania o postaciach nie będących ludźmi (chociażby wspomnienie o pędzących do szkoły źrebakach – taki drobny znak, a zmienia wiele), czy przede wszystkim run. Nadają one całości „magicznego” posmaku, podczas, kiedy poprzednim razem, był on czysto „militarystyczny”. Jak dotąd mamy tylko trzy części. Generalnie rzecz biorąc, zakończenie tej ostatniej, jest napisane w taki sposób, że zastanawiamy się co się stało, co będzie dalej, kto lub co za tym stoi, kogo jeszcze przyjdzie nam poznać. Tak więc, czekam na więcej. Ostatecznie, mimo wszystko, jest pozytywnie. Mimo mankamentów, o których pisałem, historia wciąga i pozwala miło spędzić czas. Komu mógłbym polecić najnowsze dzieło Draquesa? Przede wszystkim tym, którzy jednocześnie cenią sobie akcję, tajemnicę oraz cięższe klimaty i nie krzywią się na kucyki kroczące ramię w ramię obok ludzi. Oczywiście, jeżeli autor pragnie nas czymś zaskoczyć, wstrząsnąć, czy to w środku, czy pod koniec historii, po „Save me” może mu być trochę trudno. Drugi raz, podobne chwyty mogą odnieść mniejszy sukces, gdyż czytelnicy mogą się już pewnych rzeczy spodziewać, ale jestem dobrej myśli. Choć rdzeń świata przedstawionego (kucyki i ludzie razem) pozostaje taki sam, zaprezentowane elementy (runy, nowa jednostka, nowy rodzaj zagrożenia, przewijający się w tle kult), sprawiają, że to w gruncie rzeczy nowe, niezbadane horyzonty, gdzie jeszcze wiele się może wydarzyć. Co mógłbym doradzić? Przede wszystkim, skupić się na kreacjach bohaterów. Dać im więcej cech, nakreślić lepiej tło, odróżnić jednych od drugich, popracować nad kwestiami mówionymi, zredukować ilość wulgaryzmów. Dorzucić postacie drugoplanowe, ale nie identyczne, tylko w jakimś stopniu unikalne. Naprawdę małe rzeczy są w stanie wyróżnić pewne postacie. Już wystarczy, że ktoś będzie non-stop bawił się zapalniczką, kołysał się na krześle, albo mianował innego bohatera wymyśloną przez siebie ksywką. To już jest coś, co może zdefiniować postać. Poza tym, zwrócić większą uwagę na literówki i szyk zdań. Tekst na pewno na tym zyska. Na chwilę obecną, to by było wszystko. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
  2. Gah! No! Don't drop them here!! ~ Dr Eggman Zacznijmy od "Poświęcenia"... Dziwna sprawa. Realizowanym tematem był “Dla większego dobra”, lecz czytając to opowiadanie miałem nieodparte wrażenie „odgrzewanego kotleta”. Co ciekawe, taki temat ISTNIAŁ w ramach drugiego Gradobicia Fików i autor rzeczywiście go podjął, lecz to właśnie przy „Poświęceniu” czułem się tak, jakbym już kiedyś coś podobnego czytał. Coś podobnego, gdyż w istocie jest to inna historia, lecz klimat, drobne elementy (chociażby imię nadwornej poetki, przychodzi na myśl jedno z poprzednich opowiadań autora), aż nadto przypominają znanych mi już historyjkach. Tu już nie chodzi o styl, nie chodzi o miejsce akcji, czy postacie. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jakaś kontynuacja „Konfrontacji”, setki lat później, jakiś kolejny dodatek, czy coś zazębiającego się z powyższym, traktującego o kolejnej, nieznanej wcześniej obietnicy, czy jakichś ran przeszłości z czego wynika poświęcenie Cadance. Te sprawy. Mówiąc krótko, nie jestem wielkim fanem akurat tego tytułu, śmiem wręcz stwierdzić, że tematyka ta nieco się przejadła. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że autor powinien porzucić ulubione postacie i lokacje, ale ten klimat, poważny, miejscami melancholijny, czy też delikatnie przesadnie podniosły, za sprawą specyficznego stylu... Sam nie wiem, może przydałoby się pewne zdrowe rozluźnienie? Jak przy „Tańczącym z herbatnikami”? Nieważne. Czas przyjrzeć się opowiadaniu. O czym to już pisałem? Tekst jest bardzo poważny, na początku potrafi zadziałać przygnębiająco, głównie za sprawą dziwnej „sztywności”. Nie to, że nic się nie dzieje, czy też kolejne zdania aż nadto emanują wyniosłością, tylko… Czegoś brakuje. Może jakiejś introdukcji? Jasne, opowiadanie zostało obłożone limitami konkursowymi, więc nie mogło być inaczej, ale wciąż… Tekst jawi się jako wycięta z pewnej całości część. Z jednej strony, nie ma się wrażenia, że opisy, czy dialogi zostały skrócone, ale brakuje wszystkiego, co było przed nim i wszystkiego, co będzie po nim. Aczkolwiek, nie do końca. Zamknięcie tekstu nie sprawia wrażenia, że dalej coś powinno być, jest solidnie podbudowane, ale jednak, dosyć nagłe. Sam nie wiem. Po drugim czytaniu, pełen jestem sprzecznych wrażeń, co być może widać po niniejszej recenzji. Dziwne opowiadanie, na dłuższą metę nie wzbudzające większych emocji. Po prostu jest. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, dosyć szybko wylatuje z głowy, pomimo bardzo ładnie skonstruowanych zdań, starannie dobranych słów i nienagannych kreacjach postaci. Ogólnie, można przeczytać, lecz zdecydowanie rekomenduję pozostałe twory autora. Jako opowiadanie konkursowe radzi sobie nieźle, lecz już po zakończeniu rywalizacji, ma się wrażenie, że „to już było” i bardzo szybko zapomina się o kolejnym poświęceniu, być może związanym z czasami przed pewną konfrontacją… Czas na "Jeden dzień"... Bardzo pozytywne zaskoczenie. Po pierwsze – zmiana scenerii. Po drugie – zmiana tematyki. Po trzecie – zmiana klimatu. Opowiadanie na tle innych dzieł autora, nie tylko konkursowych, jest pewnym powiewem świeżości. Z daleka od Kryształowego Imperium, z daleka od rodziny królewskiej, bez wielkiej mocy, bez żadnej klątwy, którą trzeba złamać (co prawda przewija się w tle motyw zarazy, ale nie wydaje się to nic „sombropochodnego”), ale zupełnie zwyczajny środek lasu, zupełnie zwyczajny, pomału żegnający się z życiem bohater, zupełnie zwyczajny kawałek życia. Styl jest ten sam, autor ten sam, zdania są zbudowane bardzo podobnie, dobór słownictwa nie pozostawia wątpliwości kto jest odpowiedzialny za tekst, ale nie wydaje się on nazbyt wyniosły, nadmiernie poważny. Brzmi zupełnie zwyczajnie i ta zwyczajność jest… Dobra. Podoba mi się. Dominują całkiem rozwinięte opisy, akcja toczy się stałym tempem, w tle przewija się wiele detali (kociołek, śpiew ptaków, miód, wspomnienia, słomiany kapelusz, spacer), które budują spójną, zmierzającą do zamkniętego końca całość. Nie widać żadnych cięć, tekst wydaje się „skończony”, niczego mi nie brakowało w trakcie lektury. Przedstawiony i opisany świat można sobie bardzo łatwo wyobrazić, jest on wystarczająco barwny, by odczuć wrażenie pewnej „swojskości”. Co więcej, poszczególne elementy nie wylatują z głowy. Czy to kapelusz, czy plaster miodu, każda rzecz ma dla bohatera jakieś znaczenie, mniej lub bardziej emocjonalne. Niemalże wszystko w pewnym stopniu kojarzy się ze zmarłą małżonką, wspominki są tutaj bardzo dobrze dawkowane, a zakończenie potrafi przyprawić o lekki smutek. Ostatecznie, tekst jest barwny, zrealizowany solidnie, zostaje w pamięci, stanowi ponadprzeciętny przerywnik, do którego warto powrócić. Naprawdę. Nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Bardzo dobry, bardzo klimatyczny kawałek życia, przemyślany od początku do końca, nasycony kilkoma istotnymi detalami, barwny, z naprawdę zgrabnie napisanym zakończeniem. Gorąco polecam. "Ślub"... Znowu. Czas na ten prawdziwy odgrzewany kotlet. Jak wypadł? Tekst się udał. O ile na rzecz uniknięcia, nazwijmy to, „bezpośrednich cięć”, pierwsza praca została jakby „wyrwana” ze środka czegoś większego, zaś w drugiej zdecydowanie dominowały opisy (jakieś 98% na oko), o tyle trzecia, czyli „Ślub”, cechuje się idealnym jak na ograniczenia konkursowe balansem. Mamy wystarczająco rozwinięte opisy, mamy nieprzycięte dialogi oraz sensowną narrację. A fabuła? Z jednej strony, trochę można było się tego spodziewać. To aż nadto widać, autor lubuje się w trójkącie fabularnym „Sombra-Crystal Empire-Royal Sisters”, chcąc nie chcąc, Chrysalis w jakimś stopniu jest z tym powiązana, skoro usiłowała położyć kopyta na gościu, który został potem księciem Imperium… Jest jeszcze młodsza siostra, obecnie również księżniczka, czyli Twilight, zatem to się wszystko jakoś zazębia… Nah, wiecie co mam na myśli, starczy tego przydługawego wstępu. Mimo pewnego ryzyka zahaczenia znowuż o to samo (to znaczy, tak zakładał temat, ale nie wystarczy jedynie odgrzać kotleta. Trzeba to jeszcze zrobić ze smakiem ;P), autor zdołał wybrnąć z tego z pomysłem i finezją. Wybrankiem okazał się nie kto inny jak… Big Macintosh, cała reszta wydaje się być na miejscu, jednakże została przedstawiona w taki sposób, by otworzyć furtkę dla humoru, nieco lżejszego języka, czy też typowych dla komediowych scenek emocji. Oczywiście, gdyby opowiadanie nie zostało stworzone w ramach Gradobicia Fanfików, zapewne zostałoby zmiecione – „Co, znowu?”, „Eee…”, „To już było”, „Nic wielkiego”, itp. Jednakże, skoro motywem przewodnim miał być właśnie taki odgrzewany kotlet, tekst sprawdza się jako komedia, obśmiewająca ciągłe powracanie do znanego motywu, bezmyślnego eksploatowania teorii „postać X jest podmieńcem”, a przy tym miksująca to z pewną dozą losowości, czego symbolem jest zestawienie Mig Maca i Twilight Sparkle, jako przyszłej królewskiej pary. Wszystko to zostało wykonane ze smakiem, ubrane we właściwe słowa, bez zaburzenia charakterystycznego stylu autora. Czuć o wiele luźniejszy klimat (tak w ramach wcześniejszej sugestii, aby zejść ze zbytnio wyniosłego wrażenia, na rzecz zwrócenia się w stronę tej konwekcji, w której został wykonany „Tańczący z herbatnikami”), swoistą zabawę zadanym tematem. Nie jest to nic wielkiego, ale ogólnie warto spróbować, choć, jak już wspominałem, bez tego „zaplecza konkursowego”, opowiadanie byłoby raczej… Nijakie. A w tym kontekście, jest to srogi konkurent, z którym warto się zapoznać. A teraz, "Ekspedycja"! Ajajaj… Spotkała mnie absolutnie najgorsza rzecz, jaka może się przydarzyć podczas czytania fanfika. Przewidziałem zakończenie. Prawda nie boli, nic z tych rzeczy, po prostu treść, fakt, że została jedynie sama Blaze, ten WUNSZ znikąd… Wszystko, dosłownie wszystko zmusiło mnie sądzić, że to się właśnie tak skończy, lecz do samego końca wierzyłem, że autor chciał, abym tak myślał, a zaskoczenie będzie polegać na tym, że właśnie NIE uda mi się tego przewidzieć, że moje przypuszczenia okażą się nietrafione. Niestety, ale wszystko się sprawdziło. Czytając tekst jeszcze raz, nie wiem, czy autor w ogóle chciał zwieść czytelnika, czy nawet nie próbował. No nic. Ogólnie, zaczęło się nieźle, ale im dalej brnąłem, tym bardziej byłem pewien jak to się skończy. Nie ma co drapać świeżych ran, więc może powiem co nieco o stylu. To czwarta z kolei praca autora, toteż szału nie ma – wszystko, do czego nas przyzwyczaił również przy okazji prac pozakonkursowych, tu jest. Klimat nie jest zbyt wyniosły, jest zdroworozsądkowo rozluźniony, choć wciąż towarzyszy nam powaga. Nie ma to jednak charakteru typowych kawałków życia, ale smutku też tu jest jak na lekarstwo, choć jeden z tagów zapowiadał pewną dozę posępności. Więcej – choć brakuje tutaj wartkiej akcji, walk ze stworami i efektów specjalnych, na przestrzeni całego tekstu daje się odczuć typowo przygodowy smak, prawie jakby był to wycinek z szerszej historii, o tymże zabarwieniu właśnie. To całkiem interesujące, gdyż, tagi wskazywały jednak na coś innego. Moja teza jest taka, że [Dark] zjadł [Sad] i jeszcze się oblizał, a ponieważ fabuła krążyła wokół poszukiwań, tropienia, misji powierzonej od Celestii, zupełnie przypadkiem ów [Dark] nabrał delikatnie przygodowego oblicza. Słowa zostały dobrze dobrane, dialogi są nieźle przemyślane, choć finałowa konwersacja w ogóle mnie nie poruszyła. Wiedziałem, że tak będzie i nic mnie nie zdziwiło. No, może to nie do końca prawda, bo naiwność bohatera i to, jak długo (zwłaszcza w obliczu rychłej śmierci) docierała do niego prawda, było nieco… Dziwne. Akcja toczy się stałym tempem, a o motywach bohatera wiemy wystarczająco wiele, choć nadal, ostatecznie wrażenie jest takie, że jest to tak naprawdę część dłuższego, przygodowego opowiadania. Czy jest przewidywalne? W sumie... Autor zostawił po drodze tyle poszlak, że zaryzykuję stwierdzenie, że tak. Czy było to celowe, czy zamierzone, nie wiem. Ogółem, dobry kawałek tekstu, choć nie jest to zbyt spektakularnego. Na tle pozostałych prac wypada… Tak sobie. Jak dotąd, „Jeden dzień” pozostaje moim faworytem. A na zakończenie, "Czarny kryształ" Czyli pora na „Syndrom sztokholmski”. Oczywiście, pierwsze, o czym muszę wspomnieć – znowu Cadance, znowu Kryształowe Imperium, znowu król Sombra Jednakże, odwrotnie niż w przypadku „Poświęcenia”, tekst nie wydaje się aż tak wtórny (chodzi mi o postacie, lokacje), choć tagi wskazują na całkiem podobną atmosferę, to jednak podana w taki sposób smakuje jak coś nowego. Przyglądając się bliżej temu, jak autor zdecydował się podjąć i zinterpretować zadany temat, muszę przyznać, że poruszył bardzo ważną i poważną sprawę, przez którą, nieszczęśliwie, musiało przejść mnóstwo niewinnych osób. Sprawa poważna, delikatna i generalnie, oceniając takie wątki, jako tzw. „plot-device”, czuję się jakbym stąpał po polu minowym. W tym przypadku jednak, wszystko rozbija się o zadany temat konkursowy, co samo w sobie każe mi sądzić, że motyw ten został wykorzystany w sposób instrumentalny. Ostateczne wrażenie jednak, jest inne. Na szczęście. Arietta wydaje się być naprawdę nieszczęśliwą klaczą, mającą za sobą bagaż okrutnych doświadczeń, cierpiącą na tzw. „syndrom sztokholmski”. Usprawiedliwia swego kata i w jej ustach brzmi to… Przekonująco. Również sama Cadance wydaje się być prawdziwie zaniepokojona, zmartwiona, a przy tym gotowa do pomocy swej poddanej. Autor związany był limitem słów, więc zbudowanie odpowiedniej atmosfery i zrealizowanie bardzo ważnej konwersacji między tymi klaczami nie było łatwe. W zasadzie, akcja leci trochę za szybko, miejscami miałem wrażenie, że autor chciał zaimplementować coś jeszcze, lecz zabrakło miejsca. Niemniej, w ostatecznym rozrachunku, całość zdaje egzamin. Mimo widocznych tu i ówdzie cięć, widać emocje, czuć towarzyszący bohaterkom ciężki klimat i to, że to nie są przelewki i że obie mają poważny problem. Dobór słów po raz kolejny nie zawodzi, a zdania tworzące opisy oraz dialogi spełniają swoje zadanie bez zarzutu. Podoba mi się. Ostatecznie jednak, pozostanę neutralny co do samego konceptu. Niemniej, klimat, kreacje bohaterek i konstrukcja opowiadania wypadają zdecydowanie na plus. Ogólnie, drugie miejsce, zaraz po „Jednym dniu” Trzecie zajmuje „Ślub”. Pozostałe dwa opowiadania, choć nie były złe same w sobie, to jednak na tle pozostałych, jak i tego, co już zdążył naskrobać autor, wypadają trochę blado. Ukończyłem je bez jakichś szczególnych wrażeń, czy poczucia, że to krok w dobrą stronę, czy też coś, co stanowi świeży dodatek do twórczości autora. Po prostu są. Resztę rekomenduję jako godne uwagi przerywniki. Ale ogólnie widać, że pomysłów, jako takich, na rozbudowywanie historii króla Sombry i Kryształowego Imperium autorowi nie brakuje. Ciekaw jestem, czy w przyszłości zdoła nas zaskoczyć czymś nowym w tejże materii... Ale zupełnie nowym, czymś, co mało komu przyszłoby do głowy.
  3. Godzina wybiła, toteż nie pozostało nam nic innego jak zakończyć magiczne starcie i wyłonić zwycięzcę. Drodzy Państwo, nie ulega wątpliwości, że w trakcie niniejszego pojedynku działo się wiele. Porywające zaklęcia, niebanalne osobowości oraz wszelakie czynniki losowe nakarmiły nasze o czy, a pojedynek ani przez moment nie zatrzymywał się, jego uczestnicy niestrudzenie parli naprzód, zmierzając aż do tego punku. Zdradźcie nam, kto okazał się potężniejszy? Czyje zaklęcia utkwiły Wam w głowach? Czy na miano zwycięzcy zasłużył Detonato300, czy też może Efei? Wznoście kikuty w górę i pokażcie nam, kto zaskarbił sobie większe uznanie!
  4. Jak świetnie zobaczyć Wasze nicki i awatary @Obremon Jak tak sobie zerkam na komentarz Albericha, to coś mi się wydaje, że już zdążyłem się czymś wyróżnić ;P Mam na myśli te „inne” postacie, do czego odniosę się za moment. @pani Mączka Plan i mapę wydarzeń, jako taką, mam już rozrysowaną. Jak mi w środku historii nie przyjdzie do łba nowy pomysł, to kolejne rozdziały powinny powstawać w miarę regularnie. Zobaczy się. Tak czy inaczej, dzięki @Alberich Powiem tak: wiem jak wyglądał tekst przed poprawkami (w końcu sam go pisałem, więc nie mogło być inaczej) i zapewniam Cię, prereaderzy wykonali kawał dobrej roboty, mocując się z kilkoma moimi oryginalnymi pomysłami na zdania. Pochowałem część sugestii, ale naprawdę, zdarzało mi się napisać trochę dziwnych, mało sensownych zdań i "zapchajdziurek" Wiadomo, nikt nie jest doskonały, więc od czasu do czasu coś tam śmignie, chociażby ta „ametystooka”. Chciałem poprawić wszystkie „ametystowookie” na tę właśnie formę, ale zdaje się, że sam kilka przeoczyłem. Zaraz się tym zajmę i przejrzę tekst jeszcze raz. Dziękuję za wychwycenie wszelkich błędów, Tobie oraz Niklasowi. Co mnie niezmiernie cieszy, gdyż nie ukrywam, na fabule bardzo mi zależy. I może dlatego gdzieniegdzie pojawiają się te, jak to ująłeś, przesadnie liryczne opisy. W sensie, staram się to ubrać we właściwe słowa aż za bardzo Przechodząc do kwestii bohaterów i uwag odnośnie tego, że „się żrą” i „są niemili” – jeżeli kiedykolwiek miałeś styczność z pisanymi przeze mnie recenzjami fanfików, na pewno wiesz, że zdarzało mi się chwalić różne tytuły za odtworzenie serialowej atmosfery. W sensie, że w moim odczuciu, opisana historia naprawdę mogłaby się wydarzyć w jakimś odcinku. Jest to coś, czego sam nie potrafię (albo nie potrafię w wystarczającym stopniu, zależy jak na to spojrzeć), lecz jednocześnie coś, do czego niespecjalnie dążę. Wychodzę z założenia, że kanon to kanon, a fanfikcja, to jednak ta „inna strona”, gdzie niekoniecznie wszystko zawsze musi się zgadzać. Owszem, pochwalam to, podoba mi się to, lecz sam nie czuję się w tym tak do końca swobodnie, kiedy piszę. Jeszcze inaczej wyglądają sprawy, kiedy bohaterowie i bohaterki to postacie autorskie, ale to już wątek nadający się bardziej do „Stowarzyszenia”. A zatem, nie chciałem kurczowo trzymać się kanonicznych wizerunków, ale właśnie co nieco pozmieniać, może trochę zszokować, przedstawić w inny sposób, przynajmniej na obecnym etapie. Uznałem, że może się to okazać o tyle interesujące, że w życiu Twilight dokonało się wiele istotnych zmian, a wydarzenia, które mam zamiar opisać, sprzyjają między innymi jej dziwnemu zachowaniu. Zresztą, już Johnny zwracał mi uwagę, że bohaterki nie zachowują się tak jak powinny, że są niewiarygodne. Z góry Cię przepraszam, ale znowuż muszę odpisać w sposób lakoniczny – taki miałem zamiar i tak dokładnie miało być, między innymi ze względu na to, o czym napisałeś, czyli wszystko to, co będzie później, co ma się wydarzyć w późniejszych rozdziałach. "It's not a bug, it's a feature", jak to kiedyś określili twórcy Heroes V, czy tam VI, nie pamiętam już. @Niklas Naprawdę? Zaskoczyłeś mnie tą opinią. A tak poza tym, dzięki za zaufanie Motywy Twilight i jej osobiste rozterki mają być jednym z ważniejszych wątków, ale nie najważniejszym. I może zapowiadając ciąg dalszy, wspomnę, że rozdział drugi już jest w rękach prereaderów. I nie występuje w nim Twilight. Chcę, aby w historii wzięło udział więcej postaci. Bardzo Wam dziękuję za poświęcony czas, zarówno na przeczytanie tekstu, jak i na napisanie czegoś od siebie, a także garść słów krytyki odnośnie poszczególnych elementów opowiadania. Daje mi to pewien obraz, czego unikać w przyszłości. A trochę jeszcze tego będzie Pozdrawiam!
  5. Zanim przejdę do rzeczy, pragnę podziękować grupie wspaniałych ludzi, którzy przed premierą poświęcili swój czas na przeczytanie tekstu, poprawki oraz rady wszelakie, które doprowadziły opowiadanie do obecnego kształtu, z którego to jestem bardzo zadowolony. Chodzi oczywiście o Arekeena, GoForGolda, Grento oraz Johnny’ego, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję za pre-reading, wszystkie sugestie oraz korektę tekstu. Dzięki ich wsparciu oraz chwilowej łaskawości ze strony czasu, prezentuję Wam dzisiaj nowego fanfika… No właśnie… Niby nowa historia, ale patrząc na tagi, nadal bez rewolucyjnych zmian ;P Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę [Z] [Slice of Life] [Sad] Prolog Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII Rozdział IX Epilog Życie niegdyś “Wielkiej i Potężnej” Trixie wisi na włosku, gdy po pasmie upokorzeń, zostaje zmuszona do wegetacji. Kiedy wydaje się, że nie ma już dla niej ratunku, pojawia się iskierka nadziei. Zrządzeniem losu, owa iskierka nosi imię Twilight Sparkle. Nie potrafiąc dłużej tłamsić w sercu przykrych wspomnień, Trixie decyduje się poprosić najmłodszą księżniczkę Equestrii o pomoc. Jednakże, decyzja ta wiąże się z tajemnicą, która ujawniona w nieodpowiednim momencie może zniszczyć długo budowaną przyjaźń między Powierniczkami Elementów Harmonii. Czy Twilight Sparkle, teraz jako księżniczka, sprosta nowemu wyzwaniu? Czy Trixie ostatecznie pokona swoje słabości, a przyjaźń wyleczy jej rany? Czy zwyciężą obie, czy też jedna z nich na zawsze rozstanie się z całym dotychczasowym życiem? Tradycyjnie, na otwarcie zamieszczam prolog i pierwszy rozdział. Ukazały się nieco później, niż pierwotnie sobie wyobrażałem, ale są Zapraszam zatem do lektury. Pozdrawiam! Głosy na [EPIC]: Epic 1/10 Legendary 1/50
  6. Witam! Właśnie została zamieszczona druga część "Poznając nowy świat", z udziałem Gleipnira. Młody dociera do Equestrii i po raz pierwszy w życiu widzi... No, w zasadzie wszystko Czy nieznany kraj rzeczywiście jest istnym rajem, a może również posiada swe wady? Jak trudna może się okazać nauka magii? Zachęcam do czytania i komentowania Do napisania!
  7. Spokojnie, nie chodzi o czwartą część serii Aby ułatwić czytanie i przyspieszyć ładowanie tekstu, postanowiłem sequel i threequel podzielić na mniejsze kawałki. Jak teraz sobie na to zerkam, z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że powinienem był to zrobić o wiele wcześniej. Ale nieważne. Od dzisiaj, "Złodzieje jabłek powracają!" oraz "Największe wyzwanie w historii" są dostępne również w formie czterech krótszych opowiadań, połączonych ze sobą odnośnikami. Zmieniłem też tagi w tych wersjach - nie mogą to już być Oneshoty, skoro je podzieliłem Poza tym, natrafiłem na kilka błędów, natury formatowania tekstu. Poprawiłem je, teraz powinno być dobrze. Pozdrawiam!
  8. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dzisiaj trudno o natchnionego fachowca, który nie tylko oryginalną arenę zaprojektuje, ale także zbuduje. Szukaliśmy bardzo długo, nierzadko dowiadując się, że wielu szanowanych artystów w międzyczasie odeszło z tego świata. Uwierzycie, że jednego z nich znaleźliśmy wciąż rozpostartego nad swoim szkicem? Z jednej strony przerażające, z drugiej zaś, intrygujące. Artysta pochłonięty swą pracą, aż do samego końca... No dobrze, ale po co się tak trudzić, skoro można wykonany projekt zlecić jakiejś ekipie? Ano dlatego, iż efekt końcowy nigdy nie pokryje się z wizją autora. Jak to mówią, „chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam”. Na całe szczęście, w końcu odnaleźliśmy właściwą osobę. Arena, na której przyjdzie się Wam zmierzyć, ma kształt koła. Ściany zostały gęsto usłane kołami zębatymi, od najmniejszych, aż po te naprawdę ogromne. Spoglądając na nie, możecie dostrzec najróżniejsze odcienie srebrnego oraz złotego. Nierzadko koła zdobione są stalowymi obramowaniami, podkreślającymi ewolwentę oraz kształt ich zębów. Na pierwszy rzut oka wydają się zastygłe, lecz wierzcie mi, wystarczy jedno zaklęcie, aby wały na których zostały osadzone wysunęły się, nastąpił kontakt, a następnie rozpoczęła się praca mechanizmu. Widzicie wielki zegar, umieszczony na wewnętrznej części sklepienia? Już niebawem jego wskazówki poruszą się. Jednak to nie czas będzie ograniczeniem tego magicznego starcia… Jeśli zastanawiają Was dźwięki dochodzące zza ścian, wiedzcie, że to po prostu ta większa część mechanizmu, która odpowiada za wędrówkę pomieszczenia z areną dookoła wieży strażniczej zabytkowego zamczyska. Gigantyczne i magicznie umocnione prowadnice okalały okazałą budowlę, na szczycie której znajdowała się dziwna, zakapturzona postać, która zdawała się bacznie podążać wzrokiem za areną. Jakby na coś czekała. Może na to, aż magowie zdecydują się zakwestionować ramy pojedynku i przenieść walkę w przestworza? Czy wówczas ten ktoś również włączy się do bitki? Tego nie wie nikt… Czas na nowy magiczny pojedynek! Powitajmy na arenie Seroxa Vonxatiana, naprzeciw którego to stanie doskonale znana z niejednej batalii Oksymoron! Zgodnie z wolą stron walczących, w tym pojedynku obowiązuje limit wynoszący po 12 postów na uczestnika! Myślę, że to wystarczająco dużo, by oboje uwolnili całą swą moc, co zapewni nam cieszące oko widowisko! Skoro wszystkie formalności mamy za sobą, a mechanizm areny pięknie nam przygrywa, nie pozostaje mi nic innego jak ogłosić, iż pojedynek zostaje otwarty!
  9. Zstępując z kłębowisk gęstej mgły, oślepieni przez blask księżyca, niepewnym krokiem wkraczacie na skąpane w nocnym półmroku wzgórze. Nie do końca wiecie, dlaczego światło naturalnego satelity zdaje się działać tylko na Was. Cała dolina, włącznie ze swą florą, zdaje się być na nie odporna. Dosyć szybko jednak, orientujecie się, że światło Waszej magii działa i może tchnąć więcej życia w ten całkiem osobliwy, zaklęty region. Mówiąc o zaklęciach, mam na myśli także „twardą mgłę”, która działa jak mur. Oddziela on wzgórze od reszty świata, jednocześnie maskując to, co się za nim znajduje. Teraz już rozumiecie, dlaczego do tego miejsca można się dostać jedynie dzięki specjalnemu portalowi. Jak do tej pory nikomu nie udało się zburzyć tego muru, zatem nie wiadomo gdzie dokładnie mieści się to wzgórze. Nie wiadomo, czy da się tu wejść „z drugiej strony”, ani samodzielnie przeleportować. Portal do zaklętego wzgórza odkryty został przypadkowo, podczas ekspedycji do pogrzebanego labiryntu, odnalezionego głęboko w jaskiniach Gór Macintosh. Do tej pory jeszcze nie wiadomo, czy poza nim są tam jakieś inne, prowadzące do kolejnych, zamkniętych przed światem zewnętrznym lokacji. Jakby dłużej się nad tym zastanowić, nie wiemy nawet, czy należą one do tego świata. To by wyjaśniało dziwną, obcą aurę, którą oboje czujecie od pierwszego momentu, w którym postawiliście nogi na zaklętych ziemiach. Przez moment mieliście wrażenie, jakbyście znajdowali się na wysokości, tak jakby wzgórze znajdowało się na oderwanym od całości kawałku ziemi, dryfującym bezkreśnie w kosmosie. To z kolei by wyjaśniało dlaczego księżyc jest taki wielki… To będzie Wasza arena. Witam na kolejnym magicznym pojedynku! Tym razem, naprzeciw siebie staną Detonato300 oraz Efei, w ramach starcia odliczonego idealnie na trzy tygodnie! Przez ten czas uczestnicy będą zaskakiwać nas zaklęciami i zapierającymi dech w piersiach akcjami, lecz muszą działać szybko. Zgodnie z ich wolą, przeciwnik ma dokładnie pięć dni na odpowiedź! Zarówno Detonato, jak i Efei, występują na arenie po raz pierwszy. Mamy nadzieję, że ten pojedynek okaże się ciekawy i pamiętny! Wszystko jasne? Zatem, do dzieła! Pojedynek uważam za otwarty!
  10. Doskonale. Dzięki Waszym propozycjom, niebawem Sala Balowa zostanie urządzona na nowo, a jej blask z całą pewnością olśni gości, kiedy nadarzy się właściwa okazja. Zanim przejdziemy do pomysłów na nastepną komnatę, wypadałoby przyjrzeć się i wskazać pomysł, który otrzyma punkcik. Ogólnie, propozycja Uszatki jest większa gabarytowo, obszerniejsza, lecz propozycja Velvie zawiera w sobie wiele kluczowych słów, odnoszących się do poszczególnych epok, które swego czasu wyznaczały sztuce nowe kierunki. Jaki zatem mamy werdykt? Zdaje się, że Twilight spróbuje do koncepcji Uszatki włączyć pewne elementy pomysłu Velvie, uzyskując znakomity efekt końcowy. A zatem: Velvie – 0.5 TheAngelOfMusic – 1 Uszatka – 1 Wszystko jasne? Zatem przechodzimy do kolejnej komnaty. Tym razem, Twilight Sparkle zamierza na nowo urządzić Zamkowy Ogród. Chciałaby tchnąć w niego więcej życia, nadać nowych barw, przemienić, zasadniczo zmienić jego atmosferę. Macie jakieś pomysły?
  11. Jeśli można się wtrącić... Apelowałbym o zdrowy rozsądek, gdyż, na moje wyczucie, takie powielanie stylu Nostalgia Critica i obśmiewanie/ urządzanie linczu rzeczom uznawanym za "kultowe", czy "dobre", już nie po to, by podzielić się opinią, ale by w dosyć agresywny sposób przekonać, że coś jest przereklamowane, samo w sobie jest już trochę przereklamowane. Chodzi mi o to, by uniknąć sytuacji, że jak kiedyś modne było rozpłakiwanie się nad "My Little Dashie", tak teraz nagle stanie się modne jechanie po tym jak po łysej kobyle. Zresztą, to tylko ponownie zwróci uwagę na dany tytuł, a jak jeszcze do akcji wkroczą psychofani, to mamy murowane "odrodzenie legendy". Moim zdaniem więcej dobrego wyjdzie z tego, jeśli czas jaki miałby zostać przeznaczony na taką analizę dlaczego coś jest przereklamowane, poświęci się na znalezienie naprawdę mało znanego fanfika i zwrócenie na niego uwagi. Pisałem wcześniej o tym, że twórczość fanowska nie kończy się na "Past Sins" i właśnie o to bym zabiegał. Już zostawić to i inne "klasyczne" opowiadania w spokoju i zająć się czymś, co trudniej znaleźć. Zresztą, nawet po latach, jeżeli ktoś dojdzie do wniosku, że nosił okulary nostalgii, to sam zauważy, że tytuł jest przereklamowany i być może zacznie szukać czegoś nowego. Bo klasyk się zestarzał. A jeśli lektura nadal będzie sprawiać przyjemność, to po co na siłę pokazywać, że kultowe nie znaczy dobre? Ci, którzy odbierają te fanfiki jako przereklamowane doskonale wiedzą dlaczego są przereklamowane, a zagorzałych fanów, którzy nierzadko pdchodzą do pewnych historii i postaci emocjonalnie i tak nie ma co "nawracać". Po co na siłę u(nie)szczęśliwiać czytelników? W skrócie, mniej "Top 10 przereklamowanych fanfików", mniej "Top 10 badziewi, które pokochaliśmy x lat temu". Starczy już. Zamiast tego, więcej "Top 10 niedocenionych fanfików", "Top 10 zapomnianych fanfików" i tak dalej. Wreszcie coś nowego, jakiś powiew świeżości. Za przykład może posłużyć HoodoHoodlumsRevenge który w materii creepypast, co jakiś czas stara się również pokazywać te mniej znane tytuły, motywy, czy w kolejnych "topkach" nie uwzględniać tych opowiadań, które pojawiały się już setki razy. Idealnie nie jest, bo jednak pewne "stałe elementy" ciągle są w jego filmikach obecne, ale jest to moim zdaniem krok w dobrą stronę. Pozdrawiam!
  12. Ja i te moje pomysły... Wypowiadając się na temat tagu [Legendary], chciałbym wyjść od sensu jego istnienia. A sens, zarówno w założeniach jak i praktyce miał zapewne być taki, by stanowić jeszcze wyższe uhonorowanie fanfika, który przez pewną ustaloną część czytelników uznany został za aż tak dobry. Ot, taka wyższa forma [Epic]. Symboliczny znak, że "Polacy nie gęsi...", że w naszej części fandomu również są dzieła, którymi możemy się chwalić, że poza "Past Sins", "My Little Dashie", "Forever Faithful" i tym podobnymi jest coś jeszcze, świat fanowskiej twórczości na tym się nie kończy. Praktyka jednak, sprowadziła nas na ziemię. Aż do dzisiaj, nie mamy ani jednego opowiadania, któremu udałoby się otrzymać tag [Legendary]. Ale czy to znaczy, że nie mamy tytułów które mogłyby aspirować do tego miana i być czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego polskiej twórczości fandomowej? Moim zdaniem nie. To nie w tym sensie tag ten traci swój sens. Powodem są wymagania, które mimo poczytności różnych fanfików, mimo tej ilości użytkowników i stosunkowo wysokiej aktywności, nie mogą zostać spełnione. Powiedziałbym też, że posiadanie specjalnego tagu nie jest nawet spersonalizowane, bo gdy zerkniemy na oficjalną listę fanfików z jakimikolwiek głosami, widzimy, że ci sami autorzy, za jedne opowiadania mają ponad 10 głosów, ale za inne już nie. Nie jest zatem tak, że "Pan X" ma naturalnie większe szanse na otrzymanie tagu, bo jest "Panem X". O spersonalizowanie podejrzewałbym prędzej sam fakt posiadania jakiegokolwiek głosu, bo ogólnie wielu autorów na liście się powtarza. Mało tego, na liście mamy całkiem sporo opowiadań, które mają poniżej pięciu głosów, a więc nie są nawet w połowie drogi do tagu [Epic], co może oznaczać tyle, że w niektórych przypadkach dzieła, które mogłyby spokojnie zostać wyróżnione (a które napisane zostały przez znanych autorów) i tak będą miały problem, bo okaże się, że zjada ich popularność innych tytułów i już nawet te 10 głosów ciężko jest zdobyć. Przykłady: Malvagio pojawia się na liście dosyć często, ale żadne z jego opowiadań tagu [Epic] jeszcze nie ma (choć jedne jest blisko - "Pielgrzym i Pani" 8 głosów, żadne inne jego opowiadanie nie powtórzyło tego wyniku). Mamy też Sakittę i Nikę, z głosami per opowiadanie zamykającymi się w przedziale <1;3>. Mamy Draquesa z "Save Me" z 12 głosami na koncie oraz "Spadającą Gwiazdą" z ilością głosów wynoszącą 2. Mamy Albericha z "Zegarami" (14 głosów), "Opowieścią o Szklanej Kuli" (11 głosów), ale z kolei "W poszukiwaniu Dawnej Chwały" ma tylko, uwaga, uwaga... Jeden głos (jasne, to opowiadanie nie jest jeszcze ukończone, ale wątpię, by to co już było aż tak odstawało jakościowo od pozostałych, zwłaszcza, że nie jest związane żadnymi limitami, a tagi wskazują na podobne klimaty). Warto odnotować, że wiele opowiadań na liście, to opowiadania konkursowe, napisane w ramach forum, czy też z okazji "Mojego Małego Fanfika". Czyli to nie kwestia nicku autora, nie zawsze sedno leży w popularności tytułu, a nawet bywa tak, że tag specjalny, czy też sam fakt pewnej ilości głosów oddanych na dane opowiadanie budzi zastrzeżenia. Krótko mówiąc, decydować powinna jakość, długość, tematyka, klimat. Powinna, dlatego że nie mam wątpliwości, że mamy jeszcze wiele nadających się do wyróżnienia tytułów, tylko może samych zainteresowanych głosowaniem i recenzowaniem brakuje. Swego czasu zauważono, że brakuje nam czytelników komentujących, a skoro tak, to z automatu brakuje również czytelników głosujących. Będę bronić tezy, że czytelników jako takich jest całkiem sporo, ale nie zawsze są to osoby w ogóle zarejestrowane na forum. Po prostu wpadają sobie trochę poczytać i tyle. I być może średnio ich obchodzi to, czy jakiś fanfik ma w sobie jakieś super-tagi, czy nie. W związku z powyższym, wydaje mi się, że rzeczywistość zweryfikowała tag [Legendary] jako nie tyle nieosiągalny, co niepotrzebny. Znów odwołując się do przytoczonej listy, jest tylko jeden, jedyny fanfik, który zdobył dwukrotność głosów potrzebnych na otrzymanie tagu [Epic]. Jest to "Żelazny Księżyc". Niby robi wrażenie, lecz jeżeli odniesiemy to do wymagań na [Legendary], to znów, nie jest nawet w połowie drogi. Zresztą, nawet jeśli przyjmiemy, że co jakiś czas pojawi się ktoś, kto wątek będzie odkopywać, głosować i za te x lat opowiadanie w końcu doczłapie się do tego tagu, nie sądzicie, że i bez niego będzie ono w pewnym sensie legendarne? Skoro przez tak długi czas było odnajdywane, ponownie czytane, recenzowane? Ba, jestem skłonny powiedzieć, że co niektóre opowiadania, które w ogóle nie posiadają tagu specjalnego są już w jakimś sensie legendarne. Funkcjonują w przestrzeni fandomowej, są od czasu do czasu przywoływane, wciąż są czytane. Mechanizm oparty na głosach czytelników, podpartych stosownymi uzasadnieniami, na przykład w formie recenzji, uważam za system dobry. Zasady są jasne - po przekroczeniu pewnej ilości, przyznawany zostaje tag. Możemy się z tym zgadzać lub nie, czemu możemy dać wyraz pisząc własną opinię, przy czym zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem "głosów ujemnych". Jasno i przejrzyście. Nie da się też sztucznie uzyskać tych 10 głosów, na przykład w taki sposób, że "a, skrzyknę kolegów, żeby pozakładali konta i napisali, że głosują na [Epic]", bo głosy przyznane bez czytania, bez uzasadnienia są nieważne. Jestem przeciwnikiem rozwiązania, wedle którego jakikolwiek specjalny tag miałby być przyznawany przez jedną osobę, "bo tak". Chociażby dlatego, że w systemie oddawania głosów może być tak, że jednym się jakiś fanfik podoba i głosują, innym się nie podoba i o tym piszą, natomiast w momencie, kiedy tag przyznaje jedna osoba, może być tak, że jakiś tytuł akurat jej nie pasuje, więc wyróżnienia nie przyzna, ale ogólnie znalazłoby się te 10 osób, które uznałyby, że jednak na owe wyróżnienie zasługuje. Ale i tak nic z tego. Nawet jeżeli dodać do tego aneks, że w x osób sędziego można "przekonać", to czym się to będzie różnić od głosowania? Zbliżając się do końca, widziałbym tu dwie możliwości. Rozwiązanie pierwsze, zachować tag [Legendary], ale obniżyć ilość wymaganych głosów, na przykład do 25, lub 30. Trzykrotność tego, co jest wymagane na [Epic] uważam, za absolutne maksimum. Rozwiązanie drugie, zrezygnować z tagu [Legendary] i pozostać przy samym [Epic], nie zmieniając ilości wymaganych głosów, a może jedynie zaostrzając reguły co kwalifikuje się na głos ważny, a co na nieważny. Zaletą tego rozwiązania jest fakt, że prestiż posiadania tego tagu będzie większy, bo wówczas będzie to jedyny specjalny tag. Z mojej strony, to na razie by było wszystko. Pamiętajcie, że tagi specjalne, ile by ich nie było i jak by one nie brzmiały, to wciąż kawałek kodu zero-jedynkowego. Żaden kod nie jest w stanie zastąpić realnej popularności i pamięci, dzięki którym o pewnych tytułach myśli się, mówi się do dzisiaj. To nie tylko o to chodzi. Pozdrawiam serdecznie!
  13. Moim zdaniem to zły pomysł. Od razu zaczną się histerie typu "a czemu on ma, a ja nie mam", "eno to niesprawiedliwe ja tesz chcem", nic tylko "daj, daj, daj, daj!". A "Daj" to chiński sprzedawca jaj Przechodzi mi nawet przez myśl ewentualność, że jeżeli tylko znajdzie się ktoś wystarczająco zazdrosny, to wykmini sposób na samodzielne przyznanie sobie specjalnych tagów, okrężną drogą. Czysto teoretycznie, duża swoboda w tworzeniu autorskich tagów na coś takiego pozwala. A chyba nie potrzebujemy w dziale złej atmosfery? Nie prościej by było po prostu obniżyć ilość wymaganych głosów na to całe [Legendary]? Albo w ogóle się nie rozdrabniać i zrezygnować z tego tagu? Wówczas [Epic] z miejsca nabierze jeszcze większego prestiżu, bo będzie jedynym tagiem specjalnym. Ponieważ staram się traktować różnych autorów równo, chciałbym zapewnić również Albericha, że to nie jest tak, że Hoffman offtopuje w nieswoim temacie i zapowiedzieć pełnokrwisty komentarz, następnym razem. I na litość Celestii, oby nie zajęło mi to kolejnego roku
  14. Hoffman

    Tymczasowe /sb/

    Nie do końca rozumiem dlaczego Tric usunął konto. Być może tak musiało być, a może jest to część czegoś większego. Jego przemiana była zaskoczeniem również i dla mnie, ale raczej nie wzięła się z niczego. Nie pozostaje mi nic innego, jak w bulu i nadzieji życzyć mu wszystkiego dobrego. Dobranoc PS: Czym jest człowiek...?
  15. Hoffman

    Ogłoszenia Avatarów

    Hello, World! It's me again! Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego jeszcze nie ma ciągu dalszego działowych zabaw, odpowiadam - zdarzenia losowe, nowy projekt na głowie, a do tego jeszcze wrzesień. Na całe szczęście, w tym roku wyjątkowo nie mam aż tak wiele rzeczy do nadrobienia, toteż wiele czasu mi to nie zajmie. Plus, koniec miesiąca, a na koniec miesiąca obiecałem nagrody za aktywność, z tymże trochę niespodziewanie (dla mnie) wyskoczyła aktualizacja silnika i z tego co widzę, praca wre i nie ma jeszcze pełnej funkcjonalności wszystkich znanych "ficzerów". W tym nagród. Poza tym, muszę powiedzieć, że z samą aktywnością w wątkach jest dosyć... Średniawo. W związku z powyższym, daję Wam jeszcze trochę czasu na wykazanie się w poszczególnych tematach Ciąg dalszy zabaw, jak również garść spraw porządkowych są w toku, dodatkowo myślę nad kolejnymi nowymi rzeczami, tak więc wszystko gra. Pozdrawiam serdecznie, do napisania!
  16. Cześć! Chociaż ostatnio pracuję głównie nad "Kresami", w głowie pojawił mi się nowy pomysł, który chciałbym rozwijać równolegle. Ma to być klasyczny wielorozdziałowiec, włącznie z prologiem i epilogiem planuję zawrzeć historię w 9-12 rozdziałach. Zależy. Ogólnie już działam w tym kierunku, ale minie jeszcze trochę czasu, zanim tekst będzie się do czegokolwiek nadawać. Niemniej, chciałbym już teraz ogłosić, iż będę potrzebował chętnych do prereadingu - osób otwartych, potrafiących wyłapywać niekonsekwencje w prowadzeniu fabuły, dziury i sprzeczności, mogących wesprzeć projekt dobrym słowem oraz swoją oceną. Oczywiście, wszystkie te cechy naraz nie są wymagane Zresztą, wiecie o co chodzi. Korektorzy również mile widziani. Tagi są następujące: [Slice of Life] [Sad]; na razie nie przewiduję innych, choć nie wykluczam, że mogą się pojawić. Postacie? Na pewno całe Mane6 + inne kucyki, obsadzone głównie w drugo i trzecioplanowych rólkach, choć jeden z nich będzie odgrywał główną rolę. Własne postacie są zaplanowane, ale będą grać raczej drugie bądź trzecie skrzypce. Zamierzam dać retrospekcje, sceneria ogólnie ma się zmieniać. Akcja rozgrywa się już po tym, jak Twilight otrzymała swój pałacyk, więc fabuła będzie w miarę aktualna. Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję!
  17. Minęło już trochę czasu od pierwszego pomysłu, zaś jedynym komentującym okazał się Arkane Whisper, któremu za poświęcenie czasu na krótkie przeanalizowanie tejże równościowej koncepcji serdecznie dziękujemy. Interesująca sprawa, że Whisper nie ograniczył się wyłącznie do magii, ale również prostych urządzeń i wspomagaczy, takich jak szczudła, mniej lub bardziej skomplikowane. Na początku brzmiało to intrygująco, lecz już w połowie opisu pojawiło się coś, co przyprawiło Starlight o niesmak i zwątpienie w samą siebie, połączoną z palącą chęcią potraktowania czegoś lub kogoś błyskawicą… Tylko spokojnie! Równość jest sprawą bardzo wielowymiarową, powszechnie dyskutowaną, stale poświęca jej się mnóstwo uwagi, toteż nie dziwota, że różne opinie budzą różne emocje… Argh! Miało nie być różności… Teraz to a czuję nad sobą błyskawicę… No, tu już nieco lepiej. Zdaje się, że w oczach Starlight jest to godny pomysł, warty rozpatrzenia, jednak nieco wcześniej przewinęło się coś, co natychmiast pobudziło jej „równościowy”, szósty zmysł. Nie to, że przeszkadzało, nie to, że nic nie mogła, ale po prostu to przeoczyła! Cóż za spostrzegawczość! Arkane Whisperze, nie masz nawet pojęcia jak bardzo Starlight jest Ci wdzięczna za zwrócenie uwagi na ten niuans! To takie niesprawiedliwe, że kucyki różnią się od siebie kolorami. To znaczy, nie byłoby w tym nic złego, gdyby wszystkie barwy podobały się i komponowały tak samo, ale tak niestety nie jest. Jedni zostali obdarzeni doskonałymi odcieniami, pięknie się uzupełniającymi, ale drudzy cierpią z powodu totalnie nietrafionego koloru sierści i grzywy, przez co wyglądają jak dziwolągi, są pomijane, a przecież mogą się okazać równie inteligentni i pożyteczni, co ci „piękni”! Każdy kucyk powinien nosić te same kolory, aby nikt się nie wyróżniał i nie był z tego powodu krzywdzony! Ona mówi serio. Co Wy na to?
  18. Czas mija nieubłaganie i naprawdę, byłoby bardzo, bardzo, ale to bardzo dobrze, gdyby dyrektorka wreszcie usłyszała cokolwiek sensownego, brzmiącego wiarygodnie, ale również znajdującego odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym, a co ostatecznie pozwoliłoby na wywinięcie się spod każącej linijki surowej władczyni tego przybytku wiedzy i dyscypliny! Spójrzmy zatem na podsunięte propozycje… Jedna pochodzi od Arkane Whispera, druga od MaciejaKamila. Podstawowa sprawa, czyli dlaczego, do licha ciężkiego, Trixie miałaby coś takiego uczynić? W jakim celu i czemu właśnie tak? Sprawa druga, czyli wykazanie, że Trixie na tym etapie po prostu nie mogłaby zrobić czegoś takiego. A zresztą, po co, skoro jej samej by to zaszkodziło, jak już wspomniano powyżej? Trzecia sprawa, czyli wskazanie osoby, która zdecydowanie miała lepsze powody i sposobności do zrobienia wszystkim tego jakże mało zabawnego kawału. Sprawdźmy… A może jakieś dodatkowe, podejrzane okoliczności, które mogłyby przesądzić o niewinności błękitnej klaczki? Jakie mieliście pomysły? O! To jest bardzo ważna okoliczność! Zazdrość i wszystko jasne! Super! Zdaje się, że pomyśleliście o wszystkich aspektach i nie pozostawiliście Trixie miejsca na nawet najmniejszy błąd. Dzięki Waszym pomysłom i tłumaczeniom, malutka klaczka nie miała większych kłopotów z wykaraskaniem się z opresji, za co jest Wam bardzo wdzięczna. Na pewno o tym nie zapomni, kiedy będzie już niezaprzeczalnie najlepszą i najzdolniejszą czarodziejką w Equestrii! Ale zanim to się stanie, czeka ją jeszcze wiele, wiele dni spędzonych na nauce i wiele kłopotów, których będą jej przysparzać zazdrośnicy. Właśnie teraz, znów nad główką Trixie zawisło widmo uwagi do dzienniczka, napisanej na czerwono! Wszyscy wiedzą jak bardzo ważne jest, by regularnie jadać pełnowartościowe, zdrowe posiłki, celem nakarmienia ciała, jak i umysłu. Chcąc ułatwić swym uczniom i uczennicom życie, dyrekcja zafundowała jeszcze większą stołówkę, jeszcze bardziej urozmaicony jadłospis i jeszcze lepsze jakościowo przyprawy. No właśnie, przyprawy… Dzisiejszy obiad okazał się totalną klapą, a kucyki zmuszone zostały pomaszerować na lekcje z pustymi brzuchami! Dania okazały się totalnie niejadalne! A dlaczego? Bystre kucharki od razu zorientowały się, że ktoś złośliwie zamienił sól i cukier, pieprz czarny sproszkowany zastąpił ziołowym, na liściach sałaty znaleziono ślady po ostrej posypce z czerwonej papryki, natomiast zioła zostały ze sobą całkowicie wymieszane. Nie wspominając już o tym, że ktoś sabotował maggi! Co ciekawe, tylko Trixie nie przyszła dzisiaj do stołówki na obiad. Tak jakby wiedziała, co ją będzie czekać na talerzu. Podejrzane, co nie? Być może, ale czy to prawda? Z całą pewnością NIE! Trixie znów potrzebuje Waszej pomocy!
  19. Świetnie W imieniu Twilight pragnę podziękować Wam za podpowiedzi co do urządzenia biblioteki na nowo, a także przedstawić kolejną komnatę, której przydałaby się mała rearanżacja. Zanim przejdę do rzeczy, dobrze by było przyznać punkcik za najciekawszą koncepcję co do biblioteki. Ogólnie, po niedługim namyśle (wszak pojawiły się zaledwie dwie propozycje), Twilight skłania się bardziej ku wizji TheAngelOfMusic, na której to koncie ląduje punkcik! Gratulacje i owacje A zatem, punktacja wygląda póki co w następujący sposób: TheAngelOfMusic - 1 Ciągnąc grę dalej, pozwólcie, że zaprowadzę was do Sali Balowej, która chwilowo przypomina plac budowy. Twilight myślała o czymś nietuzinkowym, niespotykanym nigdzie indziej, być może nawet nieco szokującym dla konserwatystów, w materii sztuki oczywiście. Czekamy na propozycje urządzenia Sali Balowej!
  20. Zatem powiadacie, że chodzi o pegaza, który tworzy orzeźwiający wiatr w upalne dni, nie wykluczając kwaśnych deszczy przy innych okazjach? Powiem tak: rzeczywiście chodziło o pegaza, lecz co do reszty, miałem na myśli bardziej tworzenie orzeźwiających i ochładzających soków owocowych w gorące dni Niemniej, i tak wszystko rozbija się o ulżenie innym w porze diabelskich upałów, więc chyba mogę to zaliczyć. Zgadliście Czas na kolejną zagadkę! Ciekaw jestem co powiecie tym razem:
  21. A zatem, nie ulega wątpliwości, że BronySWAG, obecnie znany jako TowelSWAG znakomicie nada się na rapera Dziękujemy! Lecimy dalej i tym razem szukamy zajęcia dla kogoś… Zielonego Ponieważ Zegarmistrz będzie zbyt oczywisty (pozdrawiam serdecznie ), niech będzie Draques! Które zajęcie będzie do niego pasować idealnie?
  22. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Nie, po dwudziestym stworze zostały przyznane nagrody, zaś punkty wyzerowane. Dwudziestym pierwszym stworem był Centaur, którego nikt nie odgadł, więc w dalszym ciągu nie przyznano jeszcze żadnego punktu.
  23. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Nie mam jeszcze nowego stwora, ale wpadłem odpowiedzieć Efei Nie, obrazki z potworami nie są obracane w żaden sposób. Są tylko... Zniekształcane. Zaklęcie manipulowało przy balansie barw, kontraście, konturach, a także utworzyło zawirowania to i tam, ukrywając wizerunek stwora. Tylko tyle mogę zdradzić.
  24. Dosyć długo się nie odzywałem, a nowe opowiadanie gotowe, nawet w świat wysłane... Tylko gdzieś po drodze zapomniałem się tym faktem podzielić... W każdym razie, pierwszy post zaktualizowany został o drugie według chronologii opowiadanie, pod tytułem "Poznając nowy świat". Ponieważ w trakcie pisania zdałem sobie sprawę, że znów wszystko mi się przedłuża, postanowiłem podzielić to na dwie części, by nieco ułatwić czytanie. Na razie zamieściłem pierwszą część opowiadania, druga jest jeszcze w trakcie tworzenia. Wszystko po to, by znów nie przywalić pojedynczym tekstem na +70 stron, długo ładującym się i mniej wygodnym. Niech "fanfikowy gigantyzm" pozostanie domeną "Złodziei jabłek" Pozdrawiam!
  25. Już tu jesteście? Ależ musicie być potężni, skoro zdołaliście pokonać wielką spiralę schodów im. Hadesa w tak krótkim czasie. Ekhm… Mam nadzieję, że ruszyliście głową i po prostu zjechaliście po poręczy? Tak? Znakomicie. Bystrość umysłu to prawdziwa potęga, wierzcie mi. Nie musicie obawiać się strzegącego piekielnej bramy Cerberusa. Z daleka, jak uwiązany na grubym łańcuchu szarpie się i szczerzy kły, wydaje się być groźny, lecz wystarczy rzucenie mu świeżo przyrządzonego udźca z Minotaura, najlepiej jeszcze z kością, by stracił wszystkie głowy. To jego ulubiony przysmak. No. Skoro już zająłem Marka, Czarka i Darka rarytasem rodem z mitologicznego labiryntu (Twilight, dzięki za nić i magicznie wzmocnione ostrze!), nie pozostaje mi nic innego jak otworzyć czaszkową furtkę i zaprosić Was na arenę. Jak to mówią, jedynie prawdziwie wytrwali i legendarni wojownicy są w stanie zejść do piekła i z powrotem, toteż jeżeli ktokolwiek, mimo otaczającej Was sławy, wciąż wątpił w Waszą moc, po tym pojedynku zmieni zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Już za moment zgromadzone na trybunach pogrzebanego koloseum Impy zadmą w behemocze rogi, inaugurując początek walki. Z piekielnych płomieni wyłonił się olbrzymi, magmowy smok, zaś kościane sługi wniosły na wykutych z żelaza tronach najbardziej „zasłużonych” dla świata mocy i magii nekromantów. Nie zabraknie również i liszy, którzy w pogoni za wiecznym życiem i pięknem (przypominam, że to pojęcie względne!) oddali swą duszę ciemności. Co jeszcze? Aha, główny zarząd publicznej komunikacji podziemnej w postaci czarcich robotników, zrzeszonych w związek zawodowy ogłosił, iż zwycięzcę zawiezie z powrotem na powierzchnię nowo wybudowaną windą. Przegrany natomiast, będzie musiał udać się schodami w górę. Zatem, jest motywacja, oj jest Witam na tej jakże pasującej do ostatnich, letnich upałów arenie, przedstawiając doskonale znanych i zaprawionych w bojach magów, w osobie Zegarmistrza o raz Rexumbry! Już za moment zabrzmi pierwszy gong, dźwięki z tub, co będzie znakiem rozpoczęcia magicznego starcia! W ramach ograniczenia, uczestnicy zdecydowali się standardowy limit postów, nie zaprzeczając, że w razie rozkręcenia pojedynku, są gotowi walczyć jeszcze dłużej. Czy wszyscy zajęli swoje miejsca? Super. W takim razie, czas rozpocząć pojedynek!
×
×
  • Utwórz nowe...