Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1150
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Zstępując z kłębowisk gęstej mgły, oślepieni przez blask księżyca, niepewnym krokiem wkraczacie na skąpane w nocnym półmroku wzgórze. Nie do końca wiecie, dlaczego światło naturalnego satelity zdaje się działać tylko na Was. Cała dolina, włącznie ze swą florą, zdaje się być na nie odporna. Dosyć szybko jednak, orientujecie się, że światło Waszej magii działa i może tchnąć więcej życia w ten całkiem osobliwy, zaklęty region. Mówiąc o zaklęciach, mam na myśli także „twardą mgłę”, która działa jak mur. Oddziela on wzgórze od reszty świata, jednocześnie maskując to, co się za nim znajduje. Teraz już rozumiecie, dlaczego do tego miejsca można się dostać jedynie dzięki specjalnemu portalowi. Jak do tej pory nikomu nie udało się zburzyć tego muru, zatem nie wiadomo gdzie dokładnie mieści się to wzgórze. Nie wiadomo, czy da się tu wejść „z drugiej strony”, ani samodzielnie przeleportować. Portal do zaklętego wzgórza odkryty został przypadkowo, podczas ekspedycji do pogrzebanego labiryntu, odnalezionego głęboko w jaskiniach Gór Macintosh. Do tej pory jeszcze nie wiadomo, czy poza nim są tam jakieś inne, prowadzące do kolejnych, zamkniętych przed światem zewnętrznym lokacji. Jakby dłużej się nad tym zastanowić, nie wiemy nawet, czy należą one do tego świata. To by wyjaśniało dziwną, obcą aurę, którą oboje czujecie od pierwszego momentu, w którym postawiliście nogi na zaklętych ziemiach. Przez moment mieliście wrażenie, jakbyście znajdowali się na wysokości, tak jakby wzgórze znajdowało się na oderwanym od całości kawałku ziemi, dryfującym bezkreśnie w kosmosie. To z kolei by wyjaśniało dlaczego księżyc jest taki wielki… To będzie Wasza arena. Witam na kolejnym magicznym pojedynku! Tym razem, naprzeciw siebie staną Detonato300 oraz Efei, w ramach starcia odliczonego idealnie na trzy tygodnie! Przez ten czas uczestnicy będą zaskakiwać nas zaklęciami i zapierającymi dech w piersiach akcjami, lecz muszą działać szybko. Zgodnie z ich wolą, przeciwnik ma dokładnie pięć dni na odpowiedź! Zarówno Detonato, jak i Efei, występują na arenie po raz pierwszy. Mamy nadzieję, że ten pojedynek okaże się ciekawy i pamiętny! Wszystko jasne? Zatem, do dzieła! Pojedynek uważam za otwarty!
  2. Doskonale. Dzięki Waszym propozycjom, niebawem Sala Balowa zostanie urządzona na nowo, a jej blask z całą pewnością olśni gości, kiedy nadarzy się właściwa okazja. Zanim przejdziemy do pomysłów na nastepną komnatę, wypadałoby przyjrzeć się i wskazać pomysł, który otrzyma punkcik. Ogólnie, propozycja Uszatki jest większa gabarytowo, obszerniejsza, lecz propozycja Velvie zawiera w sobie wiele kluczowych słów, odnoszących się do poszczególnych epok, które swego czasu wyznaczały sztuce nowe kierunki. Jaki zatem mamy werdykt? Zdaje się, że Twilight spróbuje do koncepcji Uszatki włączyć pewne elementy pomysłu Velvie, uzyskując znakomity efekt końcowy. A zatem: Velvie – 0.5 TheAngelOfMusic – 1 Uszatka – 1 Wszystko jasne? Zatem przechodzimy do kolejnej komnaty. Tym razem, Twilight Sparkle zamierza na nowo urządzić Zamkowy Ogród. Chciałaby tchnąć w niego więcej życia, nadać nowych barw, przemienić, zasadniczo zmienić jego atmosferę. Macie jakieś pomysły?
  3. Jeśli można się wtrącić... Apelowałbym o zdrowy rozsądek, gdyż, na moje wyczucie, takie powielanie stylu Nostalgia Critica i obśmiewanie/ urządzanie linczu rzeczom uznawanym za "kultowe", czy "dobre", już nie po to, by podzielić się opinią, ale by w dosyć agresywny sposób przekonać, że coś jest przereklamowane, samo w sobie jest już trochę przereklamowane. Chodzi mi o to, by uniknąć sytuacji, że jak kiedyś modne było rozpłakiwanie się nad "My Little Dashie", tak teraz nagle stanie się modne jechanie po tym jak po łysej kobyle. Zresztą, to tylko ponownie zwróci uwagę na dany tytuł, a jak jeszcze do akcji wkroczą psychofani, to mamy murowane "odrodzenie legendy". Moim zdaniem więcej dobrego wyjdzie z tego, jeśli czas jaki miałby zostać przeznaczony na taką analizę dlaczego coś jest przereklamowane, poświęci się na znalezienie naprawdę mało znanego fanfika i zwrócenie na niego uwagi. Pisałem wcześniej o tym, że twórczość fanowska nie kończy się na "Past Sins" i właśnie o to bym zabiegał. Już zostawić to i inne "klasyczne" opowiadania w spokoju i zająć się czymś, co trudniej znaleźć. Zresztą, nawet po latach, jeżeli ktoś dojdzie do wniosku, że nosił okulary nostalgii, to sam zauważy, że tytuł jest przereklamowany i być może zacznie szukać czegoś nowego. Bo klasyk się zestarzał. A jeśli lektura nadal będzie sprawiać przyjemność, to po co na siłę pokazywać, że kultowe nie znaczy dobre? Ci, którzy odbierają te fanfiki jako przereklamowane doskonale wiedzą dlaczego są przereklamowane, a zagorzałych fanów, którzy nierzadko pdchodzą do pewnych historii i postaci emocjonalnie i tak nie ma co "nawracać". Po co na siłę u(nie)szczęśliwiać czytelników? W skrócie, mniej "Top 10 przereklamowanych fanfików", mniej "Top 10 badziewi, które pokochaliśmy x lat temu". Starczy już. Zamiast tego, więcej "Top 10 niedocenionych fanfików", "Top 10 zapomnianych fanfików" i tak dalej. Wreszcie coś nowego, jakiś powiew świeżości. Za przykład może posłużyć HoodoHoodlumsRevenge który w materii creepypast, co jakiś czas stara się również pokazywać te mniej znane tytuły, motywy, czy w kolejnych "topkach" nie uwzględniać tych opowiadań, które pojawiały się już setki razy. Idealnie nie jest, bo jednak pewne "stałe elementy" ciągle są w jego filmikach obecne, ale jest to moim zdaniem krok w dobrą stronę. Pozdrawiam!
  4. Ja i te moje pomysły... Wypowiadając się na temat tagu [Legendary], chciałbym wyjść od sensu jego istnienia. A sens, zarówno w założeniach jak i praktyce miał zapewne być taki, by stanowić jeszcze wyższe uhonorowanie fanfika, który przez pewną ustaloną część czytelników uznany został za aż tak dobry. Ot, taka wyższa forma [Epic]. Symboliczny znak, że "Polacy nie gęsi...", że w naszej części fandomu również są dzieła, którymi możemy się chwalić, że poza "Past Sins", "My Little Dashie", "Forever Faithful" i tym podobnymi jest coś jeszcze, świat fanowskiej twórczości na tym się nie kończy. Praktyka jednak, sprowadziła nas na ziemię. Aż do dzisiaj, nie mamy ani jednego opowiadania, któremu udałoby się otrzymać tag [Legendary]. Ale czy to znaczy, że nie mamy tytułów które mogłyby aspirować do tego miana i być czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego polskiej twórczości fandomowej? Moim zdaniem nie. To nie w tym sensie tag ten traci swój sens. Powodem są wymagania, które mimo poczytności różnych fanfików, mimo tej ilości użytkowników i stosunkowo wysokiej aktywności, nie mogą zostać spełnione. Powiedziałbym też, że posiadanie specjalnego tagu nie jest nawet spersonalizowane, bo gdy zerkniemy na oficjalną listę fanfików z jakimikolwiek głosami, widzimy, że ci sami autorzy, za jedne opowiadania mają ponad 10 głosów, ale za inne już nie. Nie jest zatem tak, że "Pan X" ma naturalnie większe szanse na otrzymanie tagu, bo jest "Panem X". O spersonalizowanie podejrzewałbym prędzej sam fakt posiadania jakiegokolwiek głosu, bo ogólnie wielu autorów na liście się powtarza. Mało tego, na liście mamy całkiem sporo opowiadań, które mają poniżej pięciu głosów, a więc nie są nawet w połowie drogi do tagu [Epic], co może oznaczać tyle, że w niektórych przypadkach dzieła, które mogłyby spokojnie zostać wyróżnione (a które napisane zostały przez znanych autorów) i tak będą miały problem, bo okaże się, że zjada ich popularność innych tytułów i już nawet te 10 głosów ciężko jest zdobyć. Przykłady: Malvagio pojawia się na liście dosyć często, ale żadne z jego opowiadań tagu [Epic] jeszcze nie ma (choć jedne jest blisko - "Pielgrzym i Pani" 8 głosów, żadne inne jego opowiadanie nie powtórzyło tego wyniku). Mamy też Sakittę i Nikę, z głosami per opowiadanie zamykającymi się w przedziale <1;3>. Mamy Draquesa z "Save Me" z 12 głosami na koncie oraz "Spadającą Gwiazdą" z ilością głosów wynoszącą 2. Mamy Albericha z "Zegarami" (14 głosów), "Opowieścią o Szklanej Kuli" (11 głosów), ale z kolei "W poszukiwaniu Dawnej Chwały" ma tylko, uwaga, uwaga... Jeden głos (jasne, to opowiadanie nie jest jeszcze ukończone, ale wątpię, by to co już było aż tak odstawało jakościowo od pozostałych, zwłaszcza, że nie jest związane żadnymi limitami, a tagi wskazują na podobne klimaty). Warto odnotować, że wiele opowiadań na liście, to opowiadania konkursowe, napisane w ramach forum, czy też z okazji "Mojego Małego Fanfika". Czyli to nie kwestia nicku autora, nie zawsze sedno leży w popularności tytułu, a nawet bywa tak, że tag specjalny, czy też sam fakt pewnej ilości głosów oddanych na dane opowiadanie budzi zastrzeżenia. Krótko mówiąc, decydować powinna jakość, długość, tematyka, klimat. Powinna, dlatego że nie mam wątpliwości, że mamy jeszcze wiele nadających się do wyróżnienia tytułów, tylko może samych zainteresowanych głosowaniem i recenzowaniem brakuje. Swego czasu zauważono, że brakuje nam czytelników komentujących, a skoro tak, to z automatu brakuje również czytelników głosujących. Będę bronić tezy, że czytelników jako takich jest całkiem sporo, ale nie zawsze są to osoby w ogóle zarejestrowane na forum. Po prostu wpadają sobie trochę poczytać i tyle. I być może średnio ich obchodzi to, czy jakiś fanfik ma w sobie jakieś super-tagi, czy nie. W związku z powyższym, wydaje mi się, że rzeczywistość zweryfikowała tag [Legendary] jako nie tyle nieosiągalny, co niepotrzebny. Znów odwołując się do przytoczonej listy, jest tylko jeden, jedyny fanfik, który zdobył dwukrotność głosów potrzebnych na otrzymanie tagu [Epic]. Jest to "Żelazny Księżyc". Niby robi wrażenie, lecz jeżeli odniesiemy to do wymagań na [Legendary], to znów, nie jest nawet w połowie drogi. Zresztą, nawet jeśli przyjmiemy, że co jakiś czas pojawi się ktoś, kto wątek będzie odkopywać, głosować i za te x lat opowiadanie w końcu doczłapie się do tego tagu, nie sądzicie, że i bez niego będzie ono w pewnym sensie legendarne? Skoro przez tak długi czas było odnajdywane, ponownie czytane, recenzowane? Ba, jestem skłonny powiedzieć, że co niektóre opowiadania, które w ogóle nie posiadają tagu specjalnego są już w jakimś sensie legendarne. Funkcjonują w przestrzeni fandomowej, są od czasu do czasu przywoływane, wciąż są czytane. Mechanizm oparty na głosach czytelników, podpartych stosownymi uzasadnieniami, na przykład w formie recenzji, uważam za system dobry. Zasady są jasne - po przekroczeniu pewnej ilości, przyznawany zostaje tag. Możemy się z tym zgadzać lub nie, czemu możemy dać wyraz pisząc własną opinię, przy czym zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem "głosów ujemnych". Jasno i przejrzyście. Nie da się też sztucznie uzyskać tych 10 głosów, na przykład w taki sposób, że "a, skrzyknę kolegów, żeby pozakładali konta i napisali, że głosują na [Epic]", bo głosy przyznane bez czytania, bez uzasadnienia są nieważne. Jestem przeciwnikiem rozwiązania, wedle którego jakikolwiek specjalny tag miałby być przyznawany przez jedną osobę, "bo tak". Chociażby dlatego, że w systemie oddawania głosów może być tak, że jednym się jakiś fanfik podoba i głosują, innym się nie podoba i o tym piszą, natomiast w momencie, kiedy tag przyznaje jedna osoba, może być tak, że jakiś tytuł akurat jej nie pasuje, więc wyróżnienia nie przyzna, ale ogólnie znalazłoby się te 10 osób, które uznałyby, że jednak na owe wyróżnienie zasługuje. Ale i tak nic z tego. Nawet jeżeli dodać do tego aneks, że w x osób sędziego można "przekonać", to czym się to będzie różnić od głosowania? Zbliżając się do końca, widziałbym tu dwie możliwości. Rozwiązanie pierwsze, zachować tag [Legendary], ale obniżyć ilość wymaganych głosów, na przykład do 25, lub 30. Trzykrotność tego, co jest wymagane na [Epic] uważam, za absolutne maksimum. Rozwiązanie drugie, zrezygnować z tagu [Legendary] i pozostać przy samym [Epic], nie zmieniając ilości wymaganych głosów, a może jedynie zaostrzając reguły co kwalifikuje się na głos ważny, a co na nieważny. Zaletą tego rozwiązania jest fakt, że prestiż posiadania tego tagu będzie większy, bo wówczas będzie to jedyny specjalny tag. Z mojej strony, to na razie by było wszystko. Pamiętajcie, że tagi specjalne, ile by ich nie było i jak by one nie brzmiały, to wciąż kawałek kodu zero-jedynkowego. Żaden kod nie jest w stanie zastąpić realnej popularności i pamięci, dzięki którym o pewnych tytułach myśli się, mówi się do dzisiaj. To nie tylko o to chodzi. Pozdrawiam serdecznie!
  5. Moim zdaniem to zły pomysł. Od razu zaczną się histerie typu "a czemu on ma, a ja nie mam", "eno to niesprawiedliwe ja tesz chcem", nic tylko "daj, daj, daj, daj!". A "Daj" to chiński sprzedawca jaj Przechodzi mi nawet przez myśl ewentualność, że jeżeli tylko znajdzie się ktoś wystarczająco zazdrosny, to wykmini sposób na samodzielne przyznanie sobie specjalnych tagów, okrężną drogą. Czysto teoretycznie, duża swoboda w tworzeniu autorskich tagów na coś takiego pozwala. A chyba nie potrzebujemy w dziale złej atmosfery? Nie prościej by było po prostu obniżyć ilość wymaganych głosów na to całe [Legendary]? Albo w ogóle się nie rozdrabniać i zrezygnować z tego tagu? Wówczas [Epic] z miejsca nabierze jeszcze większego prestiżu, bo będzie jedynym tagiem specjalnym. Ponieważ staram się traktować różnych autorów równo, chciałbym zapewnić również Albericha, że to nie jest tak, że Hoffman offtopuje w nieswoim temacie i zapowiedzieć pełnokrwisty komentarz, następnym razem. I na litość Celestii, oby nie zajęło mi to kolejnego roku
  6. Hoffman

    Tymczasowe /sb/

    Nie do końca rozumiem dlaczego Tric usunął konto. Być może tak musiało być, a może jest to część czegoś większego. Jego przemiana była zaskoczeniem również i dla mnie, ale raczej nie wzięła się z niczego. Nie pozostaje mi nic innego, jak w bulu i nadzieji życzyć mu wszystkiego dobrego. Dobranoc PS: Czym jest człowiek...?
  7. Hoffman

    Ogłoszenia Avatarów

    Hello, World! It's me again! Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego jeszcze nie ma ciągu dalszego działowych zabaw, odpowiadam - zdarzenia losowe, nowy projekt na głowie, a do tego jeszcze wrzesień. Na całe szczęście, w tym roku wyjątkowo nie mam aż tak wiele rzeczy do nadrobienia, toteż wiele czasu mi to nie zajmie. Plus, koniec miesiąca, a na koniec miesiąca obiecałem nagrody za aktywność, z tymże trochę niespodziewanie (dla mnie) wyskoczyła aktualizacja silnika i z tego co widzę, praca wre i nie ma jeszcze pełnej funkcjonalności wszystkich znanych "ficzerów". W tym nagród. Poza tym, muszę powiedzieć, że z samą aktywnością w wątkach jest dosyć... Średniawo. W związku z powyższym, daję Wam jeszcze trochę czasu na wykazanie się w poszczególnych tematach Ciąg dalszy zabaw, jak również garść spraw porządkowych są w toku, dodatkowo myślę nad kolejnymi nowymi rzeczami, tak więc wszystko gra. Pozdrawiam serdecznie, do napisania!
  8. Cześć! Chociaż ostatnio pracuję głównie nad "Kresami", w głowie pojawił mi się nowy pomysł, który chciałbym rozwijać równolegle. Ma to być klasyczny wielorozdziałowiec, włącznie z prologiem i epilogiem planuję zawrzeć historię w 9-12 rozdziałach. Zależy. Ogólnie już działam w tym kierunku, ale minie jeszcze trochę czasu, zanim tekst będzie się do czegokolwiek nadawać. Niemniej, chciałbym już teraz ogłosić, iż będę potrzebował chętnych do prereadingu - osób otwartych, potrafiących wyłapywać niekonsekwencje w prowadzeniu fabuły, dziury i sprzeczności, mogących wesprzeć projekt dobrym słowem oraz swoją oceną. Oczywiście, wszystkie te cechy naraz nie są wymagane Zresztą, wiecie o co chodzi. Korektorzy również mile widziani. Tagi są następujące: [Slice of Life] [Sad]; na razie nie przewiduję innych, choć nie wykluczam, że mogą się pojawić. Postacie? Na pewno całe Mane6 + inne kucyki, obsadzone głównie w drugo i trzecioplanowych rólkach, choć jeden z nich będzie odgrywał główną rolę. Własne postacie są zaplanowane, ale będą grać raczej drugie bądź trzecie skrzypce. Zamierzam dać retrospekcje, sceneria ogólnie ma się zmieniać. Akcja rozgrywa się już po tym, jak Twilight otrzymała swój pałacyk, więc fabuła będzie w miarę aktualna. Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję!
  9. Minęło już trochę czasu od pierwszego pomysłu, zaś jedynym komentującym okazał się Arkane Whisper, któremu za poświęcenie czasu na krótkie przeanalizowanie tejże równościowej koncepcji serdecznie dziękujemy. Interesująca sprawa, że Whisper nie ograniczył się wyłącznie do magii, ale również prostych urządzeń i wspomagaczy, takich jak szczudła, mniej lub bardziej skomplikowane. Na początku brzmiało to intrygująco, lecz już w połowie opisu pojawiło się coś, co przyprawiło Starlight o niesmak i zwątpienie w samą siebie, połączoną z palącą chęcią potraktowania czegoś lub kogoś błyskawicą… Tylko spokojnie! Równość jest sprawą bardzo wielowymiarową, powszechnie dyskutowaną, stale poświęca jej się mnóstwo uwagi, toteż nie dziwota, że różne opinie budzą różne emocje… Argh! Miało nie być różności… Teraz to a czuję nad sobą błyskawicę… No, tu już nieco lepiej. Zdaje się, że w oczach Starlight jest to godny pomysł, warty rozpatrzenia, jednak nieco wcześniej przewinęło się coś, co natychmiast pobudziło jej „równościowy”, szósty zmysł. Nie to, że przeszkadzało, nie to, że nic nie mogła, ale po prostu to przeoczyła! Cóż za spostrzegawczość! Arkane Whisperze, nie masz nawet pojęcia jak bardzo Starlight jest Ci wdzięczna za zwrócenie uwagi na ten niuans! To takie niesprawiedliwe, że kucyki różnią się od siebie kolorami. To znaczy, nie byłoby w tym nic złego, gdyby wszystkie barwy podobały się i komponowały tak samo, ale tak niestety nie jest. Jedni zostali obdarzeni doskonałymi odcieniami, pięknie się uzupełniającymi, ale drudzy cierpią z powodu totalnie nietrafionego koloru sierści i grzywy, przez co wyglądają jak dziwolągi, są pomijane, a przecież mogą się okazać równie inteligentni i pożyteczni, co ci „piękni”! Każdy kucyk powinien nosić te same kolory, aby nikt się nie wyróżniał i nie był z tego powodu krzywdzony! Ona mówi serio. Co Wy na to?
  10. Czas mija nieubłaganie i naprawdę, byłoby bardzo, bardzo, ale to bardzo dobrze, gdyby dyrektorka wreszcie usłyszała cokolwiek sensownego, brzmiącego wiarygodnie, ale również znajdującego odzwierciedlenie w świecie rzeczywistym, a co ostatecznie pozwoliłoby na wywinięcie się spod każącej linijki surowej władczyni tego przybytku wiedzy i dyscypliny! Spójrzmy zatem na podsunięte propozycje… Jedna pochodzi od Arkane Whispera, druga od MaciejaKamila. Podstawowa sprawa, czyli dlaczego, do licha ciężkiego, Trixie miałaby coś takiego uczynić? W jakim celu i czemu właśnie tak? Sprawa druga, czyli wykazanie, że Trixie na tym etapie po prostu nie mogłaby zrobić czegoś takiego. A zresztą, po co, skoro jej samej by to zaszkodziło, jak już wspomniano powyżej? Trzecia sprawa, czyli wskazanie osoby, która zdecydowanie miała lepsze powody i sposobności do zrobienia wszystkim tego jakże mało zabawnego kawału. Sprawdźmy… A może jakieś dodatkowe, podejrzane okoliczności, które mogłyby przesądzić o niewinności błękitnej klaczki? Jakie mieliście pomysły? O! To jest bardzo ważna okoliczność! Zazdrość i wszystko jasne! Super! Zdaje się, że pomyśleliście o wszystkich aspektach i nie pozostawiliście Trixie miejsca na nawet najmniejszy błąd. Dzięki Waszym pomysłom i tłumaczeniom, malutka klaczka nie miała większych kłopotów z wykaraskaniem się z opresji, za co jest Wam bardzo wdzięczna. Na pewno o tym nie zapomni, kiedy będzie już niezaprzeczalnie najlepszą i najzdolniejszą czarodziejką w Equestrii! Ale zanim to się stanie, czeka ją jeszcze wiele, wiele dni spędzonych na nauce i wiele kłopotów, których będą jej przysparzać zazdrośnicy. Właśnie teraz, znów nad główką Trixie zawisło widmo uwagi do dzienniczka, napisanej na czerwono! Wszyscy wiedzą jak bardzo ważne jest, by regularnie jadać pełnowartościowe, zdrowe posiłki, celem nakarmienia ciała, jak i umysłu. Chcąc ułatwić swym uczniom i uczennicom życie, dyrekcja zafundowała jeszcze większą stołówkę, jeszcze bardziej urozmaicony jadłospis i jeszcze lepsze jakościowo przyprawy. No właśnie, przyprawy… Dzisiejszy obiad okazał się totalną klapą, a kucyki zmuszone zostały pomaszerować na lekcje z pustymi brzuchami! Dania okazały się totalnie niejadalne! A dlaczego? Bystre kucharki od razu zorientowały się, że ktoś złośliwie zamienił sól i cukier, pieprz czarny sproszkowany zastąpił ziołowym, na liściach sałaty znaleziono ślady po ostrej posypce z czerwonej papryki, natomiast zioła zostały ze sobą całkowicie wymieszane. Nie wspominając już o tym, że ktoś sabotował maggi! Co ciekawe, tylko Trixie nie przyszła dzisiaj do stołówki na obiad. Tak jakby wiedziała, co ją będzie czekać na talerzu. Podejrzane, co nie? Być może, ale czy to prawda? Z całą pewnością NIE! Trixie znów potrzebuje Waszej pomocy!
  11. Świetnie W imieniu Twilight pragnę podziękować Wam za podpowiedzi co do urządzenia biblioteki na nowo, a także przedstawić kolejną komnatę, której przydałaby się mała rearanżacja. Zanim przejdę do rzeczy, dobrze by było przyznać punkcik za najciekawszą koncepcję co do biblioteki. Ogólnie, po niedługim namyśle (wszak pojawiły się zaledwie dwie propozycje), Twilight skłania się bardziej ku wizji TheAngelOfMusic, na której to koncie ląduje punkcik! Gratulacje i owacje A zatem, punktacja wygląda póki co w następujący sposób: TheAngelOfMusic - 1 Ciągnąc grę dalej, pozwólcie, że zaprowadzę was do Sali Balowej, która chwilowo przypomina plac budowy. Twilight myślała o czymś nietuzinkowym, niespotykanym nigdzie indziej, być może nawet nieco szokującym dla konserwatystów, w materii sztuki oczywiście. Czekamy na propozycje urządzenia Sali Balowej!
  12. Zatem powiadacie, że chodzi o pegaza, który tworzy orzeźwiający wiatr w upalne dni, nie wykluczając kwaśnych deszczy przy innych okazjach? Powiem tak: rzeczywiście chodziło o pegaza, lecz co do reszty, miałem na myśli bardziej tworzenie orzeźwiających i ochładzających soków owocowych w gorące dni Niemniej, i tak wszystko rozbija się o ulżenie innym w porze diabelskich upałów, więc chyba mogę to zaliczyć. Zgadliście Czas na kolejną zagadkę! Ciekaw jestem co powiecie tym razem:
  13. A zatem, nie ulega wątpliwości, że BronySWAG, obecnie znany jako TowelSWAG znakomicie nada się na rapera Dziękujemy! Lecimy dalej i tym razem szukamy zajęcia dla kogoś… Zielonego Ponieważ Zegarmistrz będzie zbyt oczywisty (pozdrawiam serdecznie ), niech będzie Draques! Które zajęcie będzie do niego pasować idealnie?
  14. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Nie, po dwudziestym stworze zostały przyznane nagrody, zaś punkty wyzerowane. Dwudziestym pierwszym stworem był Centaur, którego nikt nie odgadł, więc w dalszym ciągu nie przyznano jeszcze żadnego punktu.
  15. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Nie mam jeszcze nowego stwora, ale wpadłem odpowiedzieć Efei Nie, obrazki z potworami nie są obracane w żaden sposób. Są tylko... Zniekształcane. Zaklęcie manipulowało przy balansie barw, kontraście, konturach, a także utworzyło zawirowania to i tam, ukrywając wizerunek stwora. Tylko tyle mogę zdradzić.
  16. Dosyć długo się nie odzywałem, a nowe opowiadanie gotowe, nawet w świat wysłane... Tylko gdzieś po drodze zapomniałem się tym faktem podzielić... W każdym razie, pierwszy post zaktualizowany został o drugie według chronologii opowiadanie, pod tytułem "Poznając nowy świat". Ponieważ w trakcie pisania zdałem sobie sprawę, że znów wszystko mi się przedłuża, postanowiłem podzielić to na dwie części, by nieco ułatwić czytanie. Na razie zamieściłem pierwszą część opowiadania, druga jest jeszcze w trakcie tworzenia. Wszystko po to, by znów nie przywalić pojedynczym tekstem na +70 stron, długo ładującym się i mniej wygodnym. Niech "fanfikowy gigantyzm" pozostanie domeną "Złodziei jabłek" Pozdrawiam!
  17. Już tu jesteście? Ależ musicie być potężni, skoro zdołaliście pokonać wielką spiralę schodów im. Hadesa w tak krótkim czasie. Ekhm… Mam nadzieję, że ruszyliście głową i po prostu zjechaliście po poręczy? Tak? Znakomicie. Bystrość umysłu to prawdziwa potęga, wierzcie mi. Nie musicie obawiać się strzegącego piekielnej bramy Cerberusa. Z daleka, jak uwiązany na grubym łańcuchu szarpie się i szczerzy kły, wydaje się być groźny, lecz wystarczy rzucenie mu świeżo przyrządzonego udźca z Minotaura, najlepiej jeszcze z kością, by stracił wszystkie głowy. To jego ulubiony przysmak. No. Skoro już zająłem Marka, Czarka i Darka rarytasem rodem z mitologicznego labiryntu (Twilight, dzięki za nić i magicznie wzmocnione ostrze!), nie pozostaje mi nic innego jak otworzyć czaszkową furtkę i zaprosić Was na arenę. Jak to mówią, jedynie prawdziwie wytrwali i legendarni wojownicy są w stanie zejść do piekła i z powrotem, toteż jeżeli ktokolwiek, mimo otaczającej Was sławy, wciąż wątpił w Waszą moc, po tym pojedynku zmieni zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Już za moment zgromadzone na trybunach pogrzebanego koloseum Impy zadmą w behemocze rogi, inaugurując początek walki. Z piekielnych płomieni wyłonił się olbrzymi, magmowy smok, zaś kościane sługi wniosły na wykutych z żelaza tronach najbardziej „zasłużonych” dla świata mocy i magii nekromantów. Nie zabraknie również i liszy, którzy w pogoni za wiecznym życiem i pięknem (przypominam, że to pojęcie względne!) oddali swą duszę ciemności. Co jeszcze? Aha, główny zarząd publicznej komunikacji podziemnej w postaci czarcich robotników, zrzeszonych w związek zawodowy ogłosił, iż zwycięzcę zawiezie z powrotem na powierzchnię nowo wybudowaną windą. Przegrany natomiast, będzie musiał udać się schodami w górę. Zatem, jest motywacja, oj jest Witam na tej jakże pasującej do ostatnich, letnich upałów arenie, przedstawiając doskonale znanych i zaprawionych w bojach magów, w osobie Zegarmistrza o raz Rexumbry! Już za moment zabrzmi pierwszy gong, dźwięki z tub, co będzie znakiem rozpoczęcia magicznego starcia! W ramach ograniczenia, uczestnicy zdecydowali się standardowy limit postów, nie zaprzeczając, że w razie rozkręcenia pojedynku, są gotowi walczyć jeszcze dłużej. Czy wszyscy zajęli swoje miejsca? Super. W takim razie, czas rozpocząć pojedynek!
  18. Nareszcie trochę świeżego powietrza… Przemierzając przedsionek, długi korytarz, salę audytoryjną, wielką klatkę schodową, wschodnią wierzę, bibliotekę, galerię sztuki oraz główną zbrojownię NARESZCIE dotarliśmy na starożytny, kamienny most, łączący ze sobą wschodnią część zamku z zachodnią. Normalnie, goście przechodzą między obiema stronami twierdzy poprzez królewski ogród lub pogrzebaną komnatę, ale my spotkaliśmy się tutaj, by rozpocząć nowy magiczny pojedynek, nieprawdaż? Tak się akurat składa, że wszystkie elementy starożytnego mostu łączy w centrum zamku okazała, okrągła płyta, bogato zdobiona płaskorzeźbami, złotymi ornamentami. Światło księżyca w pełni cudownie oświetla znajdującą się na środku pieczęć, dzięki czemu mamy pewność, że cała uwaga bóstw została skupiona właśnie na nas! Swoją drogą, ciekawe czy ten zamek jest taki gigantyczny dlatego, że jego Lord po prostu potrzebuje tyle przestrzeni do życia, czy też może lubi posiadać różne rzeczy, ażeby móc je gdzieś pomieścić, trzeba było pomyśleć o wielu komnatach? Nieważne. Już za momencik otoczy was mgła, natomiast latające po niebie nocne mary, przywołane przez Lorda jako „poczciwe” i „niegroźne” zwierzątka domowe, zaprzestaną swych łowów i poddadzą się wpływowi Waszej energii. Mamy nadzieję, że wymiana zaklęć będzie równie dobrze widoczna także z dołu, z pozycji ogrodu. Nie jestem pewien, czy Lord znajduje się w swej sali tronowej, na szczycie zamku, ale jeśli tak jest, z całą pewnością będzie mieć oko na Wasze poczynania. Chodzą słuchy, że pamięta księżniczkę Lunę z czasów, kiedy była koszmarną Nightmare Moon. Najstarsi twierdzą, że wciąż uważa ją za jedyną prawowitą władczynię Equestrii. Widać facet ma plecy… Już za chwilę, w nowym magicznym pojedynku, ograniczonym limitem 12 postów na uczestnika, zmierzą się SolarIsEpic oraz Riddler! O ile mnie pamięć nie myli, obaj wojownicy są znani z minionych pojedynków, toteż z całą pewnością ich dzisiejsze spotkanie obfitować będzie w doświadczenie, jakiego z czasem obaj nabrali. Jednakże, czyj bagaż okaże się okazalszy? Kto zwycięży? Czas rozpocząć pojedynek!
  19. W podłożu okrągłej, przestrzennej areny wyżłobione zostało korytko na świeżą lawę oraz zimną wodę, prosto z kryształowego źródła. Jak to działa? Przez jedną połowę kanały prowadzą do centrum lawę, zaś przez drugą – wodę ze źródła. Całość przypomina kształtem istotę o dwóch obliczach. Po stronie gorąca da się zauważyć tworzoną przez kanaliki sylwetkę wiwerny, zaś po stronie chłodu tworzą jakby anioła. Celem tejże koncepcji było starcie ze sobą dwóch przeciwieństw w centrum areny, uwalniając przy tym okazałą smugę pary, która miała ciągle, stale i wiecznie skraplać się na szklanym sklepieniu. Co znajduje się za sklepieniem, zapytacie? Zestaw lewitujących iskier wysyłał światło do znajdującego się na środku pryzmatu, w związku z czym kropelki skroplonej pary mieniły się różnymi barwami, rzucając blask również na podłoże. Dzięki temu arena nabierała mistycznego klimatu, zwłaszcza w obliczu nakreślonych na ścianach znaków, pochodzących jeszcze z czasów pra-starożytnych. Sztuczna mgła? Nie, nie stosujemy tutaj czegoś takiego. Gęste, nieregularne obłoki są efektem ubocznym samoistnej reakcji alchemicznej, zachodzącej między parą, a magiczną energią przepływającą przez całą arenę. Zdaje się, że to kwestia tworzących się na styku tych elementów bakterii. Chociaż… Kto ich tam wie? Niniejszy pojedynek zostanie oparty na starej, dobrej zasadzie, zwącej się potocznie limitem postów, po 12 na każdego uczestnika. Kogo przyjdzie nam zobaczyć tym razem? Moi drodzy, już za chwilę rozegra się starcie między Sajbackiem Grayem, a Halikiem! Osoba Sajbacka powinna być Wam znana, natomiast jeśli chodzi o Halika, mamy do czynienia z debiutem, toteż może być nawet bardzo ciekawie! Cóż, nie przedłużając i na szybko przypominając o zasadach panujących w sekcji Casual, pojedynek uważam za rozpoczęty! Życzę niegasnącej weny oraz powodzenia w walce!
  20. Witamy na prastarym statku duchów! Renowacja wraku, ale również wspaniałego zabytku, trwała bardzo długo, ale nareszcie mogę z czystym sercem powiedzieć, że zyskaliśmy imponującą, stabilną, pływającą arenę, z zachowaniem jej oryginalnego, posępnego klimatu. Mamy zatem poszarpane, zużyte żagle, skrzypiące deski, pajęczyny i szczątki załogi, lampy, drzwi które same się zamykają i otwierają (z trzaskiem albo świstem), a to wszystko otoczone magiczną mgłą, gęstą i zniekształcającą dźwięki. Do celów czysto kosmetycznych, aby to miejsce wciąż było bardziej „horrowate”, zostawiliśmy kilka duchów i strzyg, snujących się po opuszczonej ładowni, do której do wrzuciliśmy trochę przegniłego mięsa. Proch strzelniczy w armatach jest nowy, jeśli to Was zainteresuje. Nie przejmujcie się niespokojnymi falami i nadciągającym sztormem. Dzięki magii, statek pozostanie na powierzchni, choć zaklęcie nie chroni go przed dryfowaniem. Zatem nie zdziwcie się, kiedy dziób nagle się podniesie, a potem opadnie, z głośnym chlustem. Wichura miota pozostałościami po żaglach i linami, a z dołu słychać dzwoniące łańcuchy. Księżyc świeci w pełni, pogoda jest idealna do emocjonującego magicznego pojedynku! Kogo będziemy dzisiaj gościć na tejże pływającej arenie? Czyj pojedynek już za chwilę się rozpocznie? Tym razem, walczyć będą Serox Vonxatian oraz Ohmowe Ciastko, przy zaproponowanym przez nich, niestandardowym limicie, wynoszącym 9 postów na uczestnika! Nie jest to aż tak wiele, ale nie jest też zbyt mało. W każdym razie, czy tyle wystarczy, by uwolnić prawdziwą moc i nasycić wody bezkresnego oceanu jeszcze większą dawką energii? Przekonajmy się. Pojedynek uważam za rozpoczęty!
  21. Cóż... Zapowiedź "pełnokrwistego komentarza" do "Save me" pojawiła się po raz pierwszy (i jedyny) dnia 18 września 2014 roku. Recenzja z kolei, pojawiła się 25 lipca tego roku. Co prawda w momencie zapowiedzi historia nie była jeszcze ukończona, niemniej napisanie porządnej recenzji zajęło mi całkiem sporo czasu. Z kolei "Kto się czubi..." zostało opublikowane 28 lipca, natomiast recenzja pojawiła się... Wczoraj. W związku z powyższym, myślę, że recenzje fanfików relatywnie (czytaj: moim zdaniem ;P ) krótkich, takich do pięćdziesięciu stron, pisze mi się nieporównywalnie szybciej i łatwiej, niż recenzje fanfików długich, o wielu rozdziałach. To zależy. Ale czy ogólnie mam z komentowaniem problem? Nah, nie zauważyłem Wszak ostatecznie recenzje zostają ukończone i są publikowane w odpowiednich wątkach. Natomiast co do pomysłów na fanfiki, jest dokładnie tak, jak napisałem wcześniej - wszystko jest w głowie, tylko na papier nie chce trafić. Co nie zmienia faktu, że ogólnie staram się coś robić również w tym kierunku, żeby i fanfików było więcej
  22. Um... Nie widzę nigdzie tagów obowiązkowych... Cóż, tym razem mamy do czynienia z krótką relacją z kolejnej Gali Grand Galopu, opowiadanej przez trzecioosobowego narratora, skupiającego się na śledzeniu konkretnej postaci, która zowie się Heartmender. Jak to wyszło? Na samym początku, czuję się nieco zmylony osobą narratora. Nie ulega wątpliwości, że jest wszechwiedzący, przygląda się wszystkiemu z perspektywy trzeciej osoby. Mam jednak wątpliwości, czy jest to postać pochodząca i relacjonująca "na żywo" z Equestrii, czy też zupełnie zwyczajny człowiek, Ziemianin, że tak się wyrażę, który po prostu opowiada nam o tym, co się dzieje w tymże „innym” świecie. Świadczyłoby o tym chociażby wspomnienie o „hiszpańskiej miłości”. Skąd narrator miałby w ogóle o niej wiedzieć, jeżeli pochodzi z Equestrii? Chyba raczej wziął się ze świata, gdzie taki kraj jak Hiszpania istnieje, czyli z naszego świata. A może po prostu za dużo myślę i szukam rzeczy tam, gdzie ich nie ma? Skupiając się na właściwej treści, akcja postępuje powoli, pomalutku, kiedy nadejdzie ich pora, w tle przewijają się również inne postacie, na przykład Eile-Mander, czy Lechebolt, będąca obiektem westchnień głównego bohatera. Oczywiście, znajdzie się jeszcze wiele innych bohaterów i bohaterek, odgrywających mniejszą lub większą rolę, mimo faktu, że pozostają na drugim planie. Niemniej, wszyscy bohaterowie wydają się być tacy sami i dosyć mało barwni. Zdaje się, że jedyną godną zapamiętania różnicą jest to, że większość gości wydaje się być stosownie ubrana, obeznana, pasują do wysokiej klasy wydarzenia, w którym uczestniczą, wiedzą jak się zachować, wydają się pewni, bawią się i spędzają czas. Jedynie Heartmender został opisany tak, jakby z innej choinki się urwał, wyraźnie odstaje, błąka się w tę i nazad, nie wiedząc do końca co tu robi. Poza tym, próżno szukać tu jakichś znaczących różnic w charakterach, co może wynikać z faktu, że opowiadanie jest zbyt krótkie, by rozwinąć portrety psychologiczne bohaterów. Aczkolwiek, oceniając całość po drugim czytaniu, czy aby na pewno autor w ogóle próbował? A może jego celem było zupełnie coś innego? Na przykład skupienie całej swej uwagi na wytwornej atmosferze, zabawach szlachty, czy szeroko pojmowanym dystyngowaniem, kontraście ogółu zgromadzonych gości w stosunku do głównego bohatera? To z kolei udało się bardzo dobrze. Jest tu wiele podniośle brzmiących imion, dużo słów-kluczy, szczegółów, szczególików, może nie tyle w sensie obszernych opisów, ale właśnie w sensie tego, o czym opowiadają. Plus garść wstawek z czeskiego, czy też takie smaczki jak tańce, hazard, wspominanie o wysokich i poważanych stanowiskach poszczególnych postaci, wszystko to buduje właściwy klimat, może nie wykwintności, ale z całą pewnością powagi. W ogóle, w trakcie czytania miałem wrażenie, że poszczególne akapity nie różnią się między sobą gabarytami, co daje wrażenie spójności. Wplecione tu i tam kwestie mówione z powodzeniem urozmaicają całość. Jeśli chodzi o budowę zdań i słownictwo, jest tu wszystko, do czego przyzwyczaił nas autor – charakterystyczny styl, słownictwo, regularność, ogólne wrażenie solidności, te sprawy. Generalnie, nie jest to nic spektakularnego, ale po prostu, zwyczajny kawałek życia, osadzony pośród dostojnych osobistości na Gali Grand Galopu, z domieszką romansu, zrealizowany w formie krótkiej, niezobowiązującej i lekkiej do dźwignięcia relacji. Dobre na przerywnik, czy jako przystawkę, przed porwaniem się na większy projekt autora, który wciąż jest rozwijany. I w tym miejscu chciałbym wspomnieć, że zamierzam w końcu dokładniej przyjrzeć się „Opowieściom Żałobnego Miasta”, trzymając się porządku chronologicznego, na bieżąco opisywać wrażenia co do poszczególnych opowiadań. Zerkałem do wątku, ciągle przybywają nowe fiki, toteż z całą pewnością czeka mnie mnóstwo czytania. Na razie miałem okazję zaznajomić się z tylko kilkoma tytułami, w ramach Konkursów Literackich. Niemniej, na razie poświęciłem nieco czasu „Być jak Dą Żuan”. Ogólnie, czytało się lekko i przyjemnie, choć to wciąż niezobowiązujący, krótki przerywnik. Dobre w ramach skosztowania [slice of Life], w wykonaniu autora, jako ukazania jego wizji Gali Grand Galopu. Plus, delikatna otoczka romansowa, prawie nie kłująca w oczy. Ogółem, zupełnie niezłe, krótkie, całkiem klimatyczne opowiadanko, na które ogólnie warto poświęcić kilka minut, choć nie jest to nic wielkiego. Taki prosty przerywnik. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Pozdrawiam!
  23. No i kolejny fik za mną. Jak moje wrażenia? Ogólnie, myślę, że będzie mi trudno się na temat „Kto się boi złego smoka” porządnie rozpisać, gdyż opowiadanko w gruncie rzeczy nie jest ani czymś nadzwyczajnym, ani przełomowym, nawet nie definiującym pewnych motywów na nowo. Ale! Czy to oznacza, że nie bawi ani trochę, nie wciąga, zaś lekturę kończymy przewracając oczami, wyszeptując ciche „aha”? Raczej nie. W moim przypadku, była to krótka i przyjemna, klasyczna można by rzec przygodówka, okraszona nawet miłym klimatem, z delikatną szczyptą zwyczajnego życia do smaku oraz dobrym tempem akcji, przy której spędzonego czasu nie żałuję ani trochę. Uprzednio napisałem, że „raczej nie”, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż różne osoby inaczej podchodzą do pewnych znanych i po raz wtóry eksploatowanych motywów, wielokrotnie stosowanej konstrukcji zagadek, czy też przepisów na zwroty akcji. Mnie akurat nie rażą aż tak kolejne numerki przy sequelach, czy to w przypadku filmów czy gier i podobnie, nie razi mnie po raz kolejny ta sama, bądź podobna metoda na „ukrycie” prawdziwych bohaterów, sytuacji, czy po prostu, wyjawienie co jest rzeczywistością i co się naprawdę stało. Wychodząc od tej drobnej charakterystyki samego siebie, „Kto się boi złego smoka” nie zaskoczyło mnie w ogóle (zakładając, że taki był cel autora). Bardzo szybko zidentyfikowałem postacie Shooting Star, Amazon Lily i Sapphire z członkiniami Ligii Znaczkowej, może nie za sprawą charakterów, czy analogii do szczepienia, ale za sprawą aż nazbyt dokładnych opisów wyglądu, głownie kolorów. W ogóle, sposób, w jaki zostało to napisane pozostawia w głowie pewne zmieszanie… To autor od początku chciał ukryć prawdziwe postacie, czy też może te oczywiste opisy popełnił celowo, chcąc w ten sposób zbudować klimat dziecięcej zabawy, innego postrzegania świata, czy po prostu tego, że dla młodej osoby „byle co” (mówiąc kolokwialnie) potrafi niekiedy być porywającą i zapierająca dech w piersiach przygodą? Idąc dalej, można dokładnie przewidzieć w którym miejscu i kiedy nastąpi przeskok do prawdziwego świata i ujawnienie po kolei co było czym, kto grał kogo, czym była Czara Życia, której to poszukiwały bohaterki. Ogólnie, wszystko dało się rozpracować. Ale mimo wszystko, przyjemnie się to czyta, z delikatnym uśmieszkiem na twarzy i wrażeniem, że to jest „całkiem fajne”. Opowiadanie trwa tylko osiem stron, ale z powodzeniem mnie wciągnęło, wprowadzając po kolei wydarzenia, przeciwników, nowe przygody, jednostajnym tempem zmierzając do zakończenia. I tutaj chciałbym wspomnieć, że ta szczypta zwyczajnego życia, serwowana na zakończenie i na otwarcie, była naprawdę miłą i dodającą smaku atrakcją. Z drugiej strony, może gdyby nie ten początek, to efekt zagadki byłby nieco silniejszy i może nawet udałoby się zaskoczyć… Choć na rzecz tego zabiegu ubyłoby nieco życiowego smaczku, więc ostatecznie to dobrze, że jest W ogóle, fakt, iż ten nieco inny, mniej przygodowy klimat udziela się wówczas, gdy występuje Rarity (dorosła klacz), sprawia, że teoria o świecie pełnym przygód i niebezpieczeństw w oczach maluchów, zaś świecie jak świecie w oczach dorosłych, nabiera na znaczeniu. Nie jestem w stanie określić, czy tak miało być, czy udało się to przypadkiem, ale tak czy inaczej, jest to dodatni punkt fika. Za kolejny plus, uznałbym język, dobór słów, czy ogólną konstrukcję opowiadania. Zdania są złożone w taki sposób, że w głowie czytelnika brzmią naprawdę dobrze, dźwięcznie wręcz. Znalazło się kilka słówek, które spotyka się raczej nieczęsto, plus naprawdę dobrze wyważone tempo akcji. Podobała mi się ta lekkość klimatu i zwyczajność, kreskówkowość, dzięki którym odnosi się wrażenie, iż mógłby to być scenariusz prawdziwego odcinka, albo chociaż jednej z jego scen. Lokacje można sobie łatwo wyobrazić, podobnie jak sylwetki trójki poszukiwaczek przygód, które aż nazbyt przychodzą na myśl Ligę znaczkową… Ale o tym już wspominałem. Dialogi dobrze dopełniają całości, nie starają się pokonać objętością opisów, ale po prostu, służą uatrakcyjnieniu treści, przybliżeniu sylwetek i charakterów postaci. I pod tym względem również jest dobrze. Powiem nawet, że kolejne akapity są napisane z pomysłem i z dbałością o słowa, zaś typowo przygodowy, acz klasyczny w tejże materii klimat są ujmujące na tyle, że moim zdaniem autor jest gotowy do popełnienia czegoś dłuższego, połączenia [Adventure] z [Fantasy] i/ lub [slice of Life]. Podsumowując, nie mamy do czynienia z niczym spektakularnym, nie mamy do czynienia z dziełem, które przełamuje znane konwekcje, ani z czymś co jakoś specjalnie szokuje, czy zaskakuje. Powiedziałbym, że mamy do czynienia ze spokojną, napisaną z pomysłem i okraszoną naprawdę ładnie zbudowanymi zdaniami i dialogami przygodówkę, która doskonale może posłużyć za przerywnik, ale nic więcej. Ogólnie, wrażenia pozostają pozytywne. Dla kogoś, kto mógłby się czuć nieco zmęczony nowościami, zwrotami akcji, czy innymi akrobacjami w dziedzinie żonglowania wątkami, a poszukiwałby czegoś zupełnie zwyczajnego, niedługiego i lekkiego, to „Kto się boi złego smoka” powinno być dobrym wyborem. A tak w ogóle, ciekawy tytuł i ładnie brzmiące imiona poszukiwaczek przygód. Ostatecznie, przyjemnie się czytało. Pozdrawiam i liczę na więcej
  24. Pierwsza sprawa – niby powinienem tutaj teraz pogadankę urządzić, jak to nie powinno się pisać na czas, tylko dla siebie, dla ogólnej jakości, wszystko posprawdzać, takie tam… Ale z drugiej strony szczerze zazdroszczę autorowi, że potrafi od tak, pstryknąć palcami i uwinąć się w godzinkę z ośmioma stronami Mówię to z perspektywy osoby, która naprawdę bardzo by chciała wreszcie zrealizować jakiś swój nowy pomysł, ale kiedy zasiada przed monitorem, to może nawet pół dnia minąć, a elektroniczna kartka pusta, albo tylko do połowy zapisana ;P Druga sprawa – nie żebym był jakimś znawcą, czy kimś w tym rodzaju, ale po zapoznaniu się z tytułem, stwierdzam, że to [slice of Life], nawet ze znakiem zapytania, jest chybione. Moim zdaniem, zdecydowanie bardziej pasowałby tutaj tag [Adventure], niekoniecznie z zapytajką. Co do reszty, [Random] jest tutaj jak najbardziej obecny, aspekty komediowe również. Zatem, plan został zrealizowany w ok. 70%, powiedziałbym A przechodząc do rzeczy, jest pewne pojęcie, które pojawiło mi się w głowie natychmiast po tym jak zakończyłem czytanie. Old School Poważnie, nagle wróciły do mnie takie klasyczne tytuły autora jak „Alone in the Forest”, „Cena kilometra”, „Gra”, cały ten klimat (mimo różnej tematyki i tagów!), nie tylko samych opowiadań, ale nawet minionych edycji konkursów literackich, czy ogólnie, szeroko pojmowanych początków. Bardzo miłe wrażenie, może nie graniczące z dosłowną nostalgią, ale wprawiające w zdrową atmosferę wspominek, co tylko pomaga w zapamiętaniu owej historyjki. No właśnie. Jej nieduże gabaryty, prostota w skonstruowanej fabule, a także ograniczona ilość postaci przy jednocześnie dosyć symbolicznym wytłumaczeniu okoliczności w jakich się spotkały, wszystko to sprawia, że „Kto się czubi…” śledzi się mniej więcej tak, jak króciutki, prześmiewczy short osadzony w realiach doskonale znanego nam serialu. Ale oceniając dziełko ściślej, podoba mi się prowadzenie akcji, dobór lokacji oraz ich opisanie. Nie są to zbyt długie opisy, ale wystarczają w zupełności, by nie mieć wrażenia „akapitowego ubóstwa”. Jednocześnie, nie ma tu zbyt wielkiego pola aby się rozpisać – ot, kolejny dzień w przestworzach przerwany zostaje kraksą, w wyniku której potłuczona Rainbow trafia do lasu, gdzie usiłuje uwolnić się od natrętnego Discorda, co w końcu jej się udaje… Z dosyć niespodziewanym skutkiem. No i w tym miejscu trafiamy na aspekt komediowy, gdyż kolejne dialogi, jednorazowe przebicie czwartej ściany czy ogólna otoczka towarzysząca staraniom Discorda to coś, przy czym można się uśmiechnąć, nierzadko z pokręceniem głowy, głównie za sprawą upartej tęczogrzywy. Jest tu wiele scenek, które zostały opisane w taki sposób, że możemy łatwo wyobrazić sobie coś takiego, rozgrywającego się naprawdę w serialu, ale mamy również kilka sytuacji, które zdecydowanie przekreślają tak rozumianą autentyczność i myślę, że każdy po zapoznaniu się z tekstem będzie wiedział co mam na myśli Co do klimatu, który moim zdaniem jest tutaj obecny, choć nie wydaje się aż tak wyrazisty i wylewający się z ekranu, za główne jego materiały składowe uznałbym takie drobnostki jak zmieniająca się pogoda, zmieniające się formy Discorda, przeskoki między lokacjami, przy jednocześnie ciągle tak samo upartej Rainbow i jej ciągle cudującego towarzysza. Co do samego zakończenia natomiast, zgoda, że było nieco niespodziewane. Jednakże, widzę tutaj pewną dwuznaczność. Czy te wszystkie akcje a Discordem, wędrówka po lesie, jaskinia, czy to wydarzyło się naprawdę, czy też może był to sen, a Rainbow po prostu ocknęła się w mało stosownym momencie? Czy też może wszystko było prawdziwe, tylko Pan Chaosu tak z kaprysu ją odteleportował? Pewno to drugie. Niemniej, niezależnie od tego, czy autor myślał w ten sposób, czy też wyszło mu to przypadkiem, jest to ciekawy zabieg, w sam raz na zakończenie, w sam raz na realizację opisanych tagami założeń Ogólnie, jak na krótki, niezobowiązujący przerywnik, opowiadanie sprawdza się bardzo dobrze. Nie jest to nic wielkiego, ot, lekka lekturka, stworzona celem niesienia rozrywki, dobrze spełniająca swą misję, a przy tym wskrzeszająca wspomnienia o poprzednich tytułach autora, co ja oczywiście pochwalam. Tempo akcji na przestrzeni kolejnych perypetii jest utrzymane bez większych amplitud, czuć styl autora, a także przyjemny i lekki klimat, a to wszystko zwieńczone niespodziewanym, skokowym ucięciem historii. Ale skoro miało być randomowo, toteż nie widzę przeciwskazań, by i przy tym aspekcie nie postawić plusika. Reasumując, proste, lekkie, fajne i przyjemne. Na wieczór po kolejnym wyczerpującym dniu, jak znalazł. Dobrze smakuje również poranną z kawą i kanapką. Pozdrawiam! PS: Oczywiście popieram przedmówcę, czekamy na więcej
  25. OK, zatem spróbujmy sformułować opis... Młoda, pięcioletnia planeta Greenrocks charakteryzuje się zaledwie dwiema porami roku (tj. lato i zima), trwającymi odpowiednio 200 lat equestriańskich. Oznacza to, że jeden rok na Greenrocks trwa tyle, co 400 lat w Equestrii, przy czym doba trwa tam 26.5 godzin equestriańskich. Najwyższa występująca na planecie temperatura nie została ustalona, lecz stwierdzono, że w okresie letnim nigdy nie spada poniżej 20 stopni, natomiast w okresie zimowym, temperatura jest nie większa niż -5 stopni. Greenrocks nie posiada żadnych księżyców, zaś warunki atmosferyczne na niej panujące przypominają te, które można spotkać na Ziemi. Na planecie stwierdzono życie, przy czym osobniki tam występujące charakteryzują się pięcioma kończynami oraz podwójnym mózgiem. Poza tym, stwierdzono bardzo duży udział tamtejszej flory, która to zdaje się produkować specyficzny rodzaj magii. Na planecie nie stwierdzono obecności zaawansowanej technologii. W otoczeniu planety często mają miejsce deszcze meteorytów. Cóż... To by było na tyle. Chyba. Świetnie. No to zabieram się za liczenie i... Ale po co? Cały powyższy opis to koncepcja Niebieskiego Pudla! Nie ulega zatem wątpliwości, że osiągnęła ona okrąglutkie 100% w ostatecznym opisie! Ano, rzeczywiście. Zatem co ja tu robię? Nie denerwuj się. Spójrz na to od tej strony - ty nie musisz liczyć, a Trixie nie musi zbytnio się zastanawiać, żeby przydzielić punkty. Po prostu, pięć punktów ląduje na koncie Niebieskiego Pudla. I już. No tak, przecież myślenie w jej przypadku boli... Hej, nie bądź taka! Ten lot ku kosmicznej pustce ma pomóc Wam się pogodzić i nauczyć współpracy! Macie być dla siebie miłe, ok? Pff... Jej to powiedz. Nie ma sprawy. Ekhm, skoro już przy tym jesteśmy, to Trixie twierdzi, że na monitorach wyskoczyła jej pizza. Na początku sam nie wierzyłem, ale rzeczywiście, tam jest pizza. Co ty na to? Ja na to, że musicie być bardzo, bardzo głodni, skoro... ...aha. No dobra, tu mnie macie. Ale co wielka pizza robi w kosmosie? No właśnie! Co to za smakowita i cudaczna planeta? Czekamy na opisy, skojarzenia, przemyślenia i inne temu podobne rzeczy! Nie zawiedźcie nas!
×
×
  • Utwórz nowe...