Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 12/25/13 we wszystkich miejscach
-
I właśnie w tym momencie dochodzimy do kwestii „co człowiek to opinia”. Jeśli miałbym odpowiadać za siebie, sporadyczne (albo nawet nieco częstsze) występowanie jakichś określeń, które były by dla mnie, jak to ująłeś, „odpychające” nie wpłynęło by w znaczący sposób na odbiór dzieła, ponieważ na rzecz odkrywania interesującej fabuły, poznania ciekawych postaci z którymi mogę się utożsamiać, czy też im kibicować w miarę rozwoju wydarzeń, jestem w stanie znieść wiele, nie tylko jakieś określenia, które mnie osobiście nie pasują, ale też sporadyczne błędy ortograficzne. Nie jestem nawet w 100% pewien, czy wydając swoją opinię na temat dzieła jako całości w ogóle bym wspomniał o tychże zgrzytach. Zwyczajnie, wolałbym pisać o tym jak urzekła mnie fabuła i co na miejscu poszczególnych postaci zrobiłbym ja sam. Tak więc, to zależy i ciężko tutaj wyznaczyć granicę. Oczywiście, sprawy wyglądają inaczej, w zależności od długości opowiadania, czy jest to krótka historyjka, czy też może powieść pisana w rozdziałach, a może nawet i cała saga. Jednakże wiem, że każdy posiada inną, że tak to nazwę, „wrażliwość” na te sprawy i owszem, w zależności od człowieka, przytoczony przez Ciebie dylemat może wystąpić i w jego konsekwencji ktoś może sobie darować lekturę. Ktoś może do tego podchodzić tak jak ja, ktoś inny może poczuć delikatny niesmak podczas czytania, jeszcze ktoś może po prostu zamknąć przeglądarkę. Dlatego też, słusznie prawisz, że na pewne pytania nie ma odpowiedzi. Po prostu wszystko zależy od człowieka i jak podchodzi od do wszelakich „kontrowersyjnych” określeń – z dystansem, lub na serio. W tym miejscu pozwolę sobie na napisanie o czymś, o czym zapomniałem ostatnim razem – poza rażącymi i występującymi nagminnie błędami ortograficznymi, bardzo nie podobają mi się braki polskich znaków w zdaniach. To także zabija przyjemność z czytania i zmusza do powrócenia do danego dziełka dopiero po poprawkach. Wciąż, uważam że przekreślanie całości na podstawie kilku słów, czy też po przeczytaniu jedynie początku, bądź też kilku fragmentów, na wyrywki, nie jest w porządku. Można oceniać coś „w częściach”, a można się z opiniami cząstkowymi wstrzymać, do czasu aż autor skończy publikować całość. Naturalnie, wydając finalną opinię i na temat danego dzieła dyskutując, możemy wspominać o tych szczegółach i zgrzytach, ale nie wolno z ich powodu dyskredytować całości, a czasem i autora. Wszak te słowa mogły brzmieć dobrze w jego głowie i komponować się z resztą, tworząc zgrabną całość, taką, jaką sobie zamierzył. Dokładnie. Od siebie dodam tylko tyle, że faktyczne wprowadzenie czegoś takiego niewiele by pomogło, bo wciąż, znaleźli by się tacy, którzy by to ignorowali, tłumacząc, że niby o niczym nie wiedzieli albo zwyczajnie, nie zgadzali się z tym i „buntowali się wobec sztuki”. Oczywiście! Próby przekonania, zwrócenie uwagi na to i owo, sugestie, dyskusje, jak najbardziej, ale nigdy zmuszanie i wywieranie presji, pod groźbą „bo nie będę dalej czytał”, czy też w ekstremalnych przypadkach wyzywanie i poniżanie z powodu rzekomej niewiedzy. To z kolei w żaden sposób nie pomoże komuś w pisaniu i tworzeniu co raz to lepszych dzieł, a wręcz zniechęci. Konflikt wartości i wszelakie wewnętrzne walki dobra rzecz, o ile nie brakuje fabularnej otoczki. Osobiście, nie przepadam za opowiadaniami, które koncentrują się wyłącznie na rozbudowanych przeżyciach wewnętrznych danej postaci (w sensie, od początku do końca). Wolę, gdy jest to przerywnik, lub też gdy stanowi finał, punkt kulminacyjny dzieła. Lubię także, gdy w historię zamieszane są inne postacie, które faktycznie wpływają swymi czynami na dalszy rozwój fabuły i w jakimś stopniu zmieniają głównych bohaterów. Bardzo ciekawym motywem jest także motyw długiej przemiany wewnętrznej, poprzedzonej ważnymi wydarzeniami o których czytamy i podczas których obserwujemy poczynania postaci. Miłym dodatkiem jest też ukazywanie poszczególnych wydarzeń z różnych perspektyw, ale znów, potrzeba tutaj dobrego planu, fabuły i oczywiście czasu. To raczej tematy na dłuższe historie, podzielone na rozdziały. To jest akurat bardzo ciekawy motyw, na podstawie którego można stworzyć naprawdę świetną historię. Nie tylko wartka akcja, wątki polityczne czy też intrygi, ale także i psychika postaci, przemiany wewnętrzne, wspomniane przez Ciebie konflikty wartości, czy też szeroko pojęty tragizm. No i wcale nie musi to mieć jednoznacznego zakończenia. Powiem szczerze, że kilka razy myślałem o próbie napisania czegoś takiego, ale na razie to zawiesiłem, gdyż sądzę, że jeszcze brakuje mi doświadczenia i odpowiednich umiejętności. Kontynuacja „Ponybiusa”, tak jak i część innych moich fanfików cierpi na podobny los, jednakże ja nie piszę dla komentarzy, tylko dla siebie i jak uznam, że chciałbym coś opublikować, to to robię. Kto chce, niech sobie przeczyta i tyle. Oczywiście, ja także ubolewam nad brakami komentarzy, gdyż bez nich trudno jest mi wyciągać wnioski na przyszłość, nie wiem też na co zwracać uwagę przy okazji przyszłego pisania, ale nie mogę nikogo do niczego zmuszać. Zwłaszcza, że sam nie jestem lepszy – czytuję fanowskie opowiadania dość często, ale komentarze zostawiam sporadycznie. Poza tym, jak już pisałem ostatnio, istnieje ogromna grupa osób, które czytają fanfiction, ale nie wypowiadają się na forach. Mała ilość komentarzy, lub też ich całkowity brak nie jest jednoznaczny z tym, że nikt tego nie czyta. Po prostu trzeba być dobrej myśli, pisać i nie załamywać się, bo potem wpada się w szał i pluje jadem na bardziej znane dzieła i ich autorów, zupełnie bezpodstawnie. Nie zgadzam się. Według mnie, w żadnym przypadku nie jest błąd, wręcz przeciwnie, to może być znakomity wstęp do opowiadania, jeśli zostanie dobrze zrealizowany. Przytoczę tutaj wypowiedź Foleya, z którą zgadzam się w 100%... …dodając od siebie, że gdy ja decyduję się na rozpoczęcie od opisu pogody, to robię to po to, by wprowadzić w odpowiedni nastrój, o czym wspominał już Airlick Miłościwy. Często też wyobrażam sobie, jakby to wyglądało w formie filmu. Na przykład: obraz się rozjaśnia, kamera koncentruje się na panoramie jakiegoś miasta. Kolejne ujęcia pod różnymi kątami ukazują uliczki miasta, skupiając się na ulewie (przykładowo), raz po raz obraz rozjaśniają grzmoty. Po jakimś czasie przechodzimy do domku głównego bohatera, po których szybach spływają krople deszczu… Nie wiem czemu, ale mnie to czasami pomaga. Uważam też, że płynne przejścia z opisu pogody, do panujących realiów, potem do nastroi kucyków, na poczynaniach głównego bohatera kończąc, stanowi bardzo dobry wstęp. Głównym problemem jest tutaj właściwe wykonanie czegoś takiego. Aczkolwiek, nawet, jeśli to by się nie udało, nie uznałbym tego za pełnoprawny błąd, raczej za element wpływający negatywnie na pierwsze wrażenie. Nie zgadzam się. Uważam, że jeśli tylko ktoś tak czuje, jak najbardziej może postawić sobie znak równości między wojną a tragedią, jeśli tylko podchodzi do tej tematyki wystarczająco emocjonalnie. Prawdziwa wojna, sama w sobie, zawsze była i zawsze będzie tragedią, zaś opowiadania wojenne – niekoniecznie, to fakt, jednakże znów, wszystko zależy od człowieka. Niektórzy nie potrzebują rozbudowanych opisów i długich rozterek wewnętrznych, by poczuć tragizm postaci, czy sytuacji, niektórym wystarczy sam motyw wojny, nawet, jeśli w zamierzeniu autora miała być ona przede wszystkim pretekstem do naszpikowania dzieła wartką akcją. Wszystko zależy od osobistej interpretacji. To, czy samo męczeństwo jest tragedią czy nie, to też kwestia osobistych sądów i interpretacji. Poza tym, ja bym nie trzymał się tutaj aż tak kurczowo ścieżki wytyczonej przez chociażby przytoczonego przez Ciebie „Króla Edypa”. Pojęcie tragedii, tragiczności, nieszczęścia, to także kwestia umowna i może być przedstawiana na wiele sposobów, a także interpretowana na wiele sposobów. Moim zdaniem trzymanie się „jedynej słusznej drogi” zabija różnorodność i, nazwijmy to, „wielowymiarowość” ukończonych, czy też powstających dzieł. Jak na ironię, najwięcej tragizmu znajduję nie w opowiadaniach z tym tagiem, ale w tych z tagiem [sad], ponieważ wchodząc w skórę postaci i umieszczając siebie na ich miejscu, sam sobie wyobrażam co muszą czuć i dokonuję interpretacji, zastanawiam się nad nimi. I to właśnie sprawia mi więcej satysfakcji z czytania takiego opowiadania, niż jakby wszystko miało zostać podane na srebrnej tacy, maksymalnie wydłużone i rozbudowane. Co za dużo, to niezdrowo. Aczkolwiek… Trudno się z tym nie zgodzić. Wówczas faktycznie, odnajdywanie motywów tragicznych i przeżywanie śmierci bohaterów będzie nadinterpretacją… Strasznie ciężko wytyczyć tutaj granice, po prostu wszystko zależy od człowieka i co siedzi w jego głowie. [slice of Life] to JEST proste, zwyczajne, codzienne życie kucyków, a przyprawione o dodatkowe motywy i opisy przeżyć bohaterów tylko opcjonalnie, a nie z obowiązku. Zresztą, wszystko jest w przytoczonej przez Ciebie definicji, więc tak jakby, trochę sam sobie zaprzeczyłeś… „Slice of Life story IS a simple, few-characters-affected story. It CAN be a minor adventure (…) its objective is to highlight a moment in life (…) It is USUALLY more character-centric and MIGHT involve a deeper look (…)” Widzisz zatem, co to jest, i co tam może być, jako dodatek. Tak więc podstawą jest normalne, codzienne życie i czynności, a skupienie się na bohaterach, przeżyciach i motywach to dodatek a nie najważniejszy element (który wedle definicji występuje "zazwyczaj" a nie "zawsze, bezwarunkowo"). Tak nawiasem mówiąc, tag ten jest bardzo wdzięczny i może znacznie przybliżyć sprawy i problemy kucyków do ludzkich, sprawiając, że możemy się identyfikować z postaciami jeszcze bardziej. Dobry dodatek do dłuższych fików. Co człowiek, to opinia, powtarzam po raz kolejny. Każdy może sobie zinterpretować dany tag jak chce, zwłaszcza, gdy zamierza wprowadzić doń pewne innowacje i uczynić swoje dzieło odróżnialnym od reszty opowiadań o takich samych, lub podobnych tagach (byle tylko nie zapragnął iść za daleko, zmieniając całkowicie znaczenie tagu). Nie ma też odgórnego wymogu, że wszystko ze [slice of Life] musi być „bardziej ambitne i głębokie”, wówczas dzieła spod tego tagu stałyby się podobne i monotonne. To jest właśnie wspaniałe w fanowskiej twórczości, że każdy rozumie pewne kwestie po swojemu, każdy ma swoje pomysły i każdy powinien mieć swoją szansę na zrealizowanie swej koncepcji tak, jak chce. Dzięki temu, mamy wielką różnorodność i z czego wybierać. Zatem, [slice of Life], jako „kawałek życia”, opowiada o codzienności, ale ta codzienność także może być rozumiana na różne sposoby. Wszak inaczej wygląda codzienność prostego chłopa ze wsi, inaczej szlachcica, inaczej koronowanej głowy. Opcjonalne dodatki i kwestiach zastosowania i realizacji to kolejny czynnik, który zwiększa różnorodność. Czego oczekuję sięgając do twórczości fanowskiej pisałem już wcześniej. Jeżeli ty oczekujesz czegoś innego, nie ma sprawy. A ja nie. Dlaczego każdy fanfik koniecznie musi pełnić jakieś funkcje dydaktyczne/ utylitarne/ nieść za sobą jakieś przesłanie? Przecież to także osłabiłoby różnorodność. Moim zdaniem liczy się też walor rozrywkowy, czasem po prostu nie mam ochoty na refleksje i przemyślenia, wolę sobie przeczytać coś od tak, żeby poprawić sobie humor, spędzić jakoś czas, odpocząć, „poprzebywać” z ulubionymi postaciami, lub też poznać nowe. A także, zobaczyć co coś naskrobał z czystej ciekawości. Po prostu. Zaraz, zaraz, czy wówczas nie dochodzimy do wniosku, że takie dzieła spełniają funkcje utylitarną? Wszak są dla mnie pożyteczne… A jednak! Zatem każdy fanfik jest w pewnym stopniu utylitarny, jeśli tylko trafia do swego odbiorcy. Gdy w „Siewczyni niezgody” pisałem „Wypinając pierś i dumnie zadzierając nosa (..)”, miałem na myśli dokładnie to, czyli „ten kawałek z przodu”, a nie ludzkie piersi Moim zdaniem to podobny problem, co dylemat „włosy” czy „grzywa”, czy też „twarz” albo „pyszczek”. Jedno brzmi zbyt „ludzko”, drugie zaś nie zawsze nam pasuje. I bądź tu mądry… Przytoczona przez Ciebie definicja z Wikipedii jest tylko dowodem na to, że ta sama rzecz, choć pojmowana przez różne środowiska podobnie, nigdy nie będzie interpretowana tak samo, co do joty. To się siłą rzeczy musi odbić między innymi na fanowskich tworach. Tak samo, jak ktoś powie, że czwarty „Piątek trzynastego” to ostre gore, ktoś inny może wtenczas pokręcić głową i odesłać swego rozmówcę do drugiego „Topora”. Dlaczego? Po pojmują pewien termin inaczej i mają co do niego inne oczekiwania. Tak jest, bo każdy człowiek jest inny i ma inną mentalność. Generalnie, donoszę wrażenie, że wszystko rozbija się o problem interpretacji i pojmowania znaczeń danych motywów i kwestię trzymania się „domyślnych wytycznych” danych tagów. Cóż, moja myśl jest taka, by na rzecz zróżnicowania twórczości fanowskiej nie narzucać odgórnych wymagań i norm. W ten sposób wszyscy będziemy mieli z czego wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie, to będzie mógł to stworzyć sam i podzielić się swym tworem z innymi, bez obaw o oskarżenia, jakoby „zgwałcił święte normy i nie potrafi pisać.” Dyskutować, sugerować, ale nie obrzucać siebie błotem. Pozdrawiam i gratuluję tym, którzy przeczytali ten post do końca3 points
-
Single from new album http://www.youtube.com/watch?v=RuTr0jgwRds Music by Andy Feelin, Lyrics by dəep Falk, M-G UniNew: lead vocals Andy Feelin: bass guitar, backing vocals dəep: orchestral arrangement Kirya: guitars, mixing, producer2 points
-
Talar, czym ty się przejmujesz? Jak ktoś obnosi się z clopami, to niech on się za to wstydzi. Jak pali/pije, to on poniesie tego skutki. Jeżeli ludzie wokół Ciebie się degenerują, to Ty na ich tle stajesz się lepszy (dla normalnych, godnych uwagi ludzi). Jak tracisz w oczach debili, to żadna strata.2 points
-
Kwestia ''klęczenia'' to jakieś czepialstwo wobec nieistotnych elementów, które i tak są naginane w samym serialu. A czy konie mogą ziać ogniem po zjedzeniu potrawy z ostrym sosem? A czy konie potrafią mówić? A ja owszem. Wymysł autora clopperskiego arta/opowiadania, który dodał kucykowi części ludzkiego ciała, a zwykły element budowy ciała konia czy obiektu animowanego to dwie odmienne sprawy. Rozkopię także parę wcześniejszych tematów: ''Zdać sobie sprawę'' z czegoś można w każdej chwili, pod wpływem różnych czynników oddziałujących na poglądy. Chyba, że w danym fiku autor przedstawia postacie jako kretynów. Poza tym, o tragizmie nie świadczy sama śmierć czy męki ją poprzedzające, a motywy fabularne, jakie za sobą niesie. I kluczowe pytanie - na jakiej zasadzie poświęcenie nie wiąże się z tragizmem? Bo umierający nie prowadzi długiego monologu na temat podłogi? To już jest kompletna bzdura. Opowiadania z tagiem Slice of Life już z definicji mają prezentować zwyczajne życie kucyków, więc nie doszukiwałbym się tam wielostronicowych imitacji filozofii. I lepiej byłoby wstrzymać się z ''egzekucją'', bo to byłoby jak pretensje do mórz i oceanów za to, że pływają w nich ryby. To FimFiction będzie wyznaczać nowe standardy i zasady bycia ''dobrym pisarzem''? Ciekawe.2 points
-
Natomiast ja osobiście uważam, jak to określiłeś "Raport pogodowy" za zwykły wstęp. Autor musi czytelnikowi dać jakieś wyobrażenie o przedstawionym świecie, tak, żeby w jego wyobraźni wyglądał niemal jak zamysł pisarza. Jeśli określimy na początku, że akcja dzieje się w lesie, pośród starych drzew etc, nadal nie będzie to pełny obraz. Uważam, że zaczęcie od opisu pogody nie jest niczym złym. W końcu zaczyna się od szerokich szczegółów (jak pogoda), przechodząc do tych ważniejszych (np. stary budynek), a kończąc na drobiazgowych (choćby wybite okno w owym budynku). Takie stopniowe "zwężanie" wydaje mi się być dobrym zabiegiem na wstęp. Naturalnie, to tylko moje zdanie2 points
-
2 points
-
Nadeszła zima, dlatego wraz z Rainbow Dash postanowiłyśmy urządzić mały konkurs świąteczny... Wcale nie mały, a niesamowity, fantastyczny, niewiarygodny i... Z tego co pamiętam, ktoś ci już kiedyś zwracał uwagę na brak profesjonalizmu A, no tak... miało być PROFESJONALNIE, więc będzie w stu procentach profesjonalnie! Dziękuje Rainbow. Przejdźmy może do szczegółów. Panie i panowie, klaczki i ogiery! Rozpoczynamy konkurs! A waszym zadaniem w tymże konkursie będzie opisanie jak aktywnie można spędzić czas zimą. Wydaje się proste prawda? I właściwie jest proste, jednakże wasz opis musi pełnić funkcje reklamową. Kto najlepiej zachęci nas do spędzania czasu w taki, a nie inny sposób wygra Co będzie oceniane? 1.Przede wszystkim w jaki sposób zachęcicie nas do takiego, a nie innego zajęcia. Czyli mówiąc prościej REKLAMA. 2.Oryginalność. Tak, tak, to również jest ważne. Im ciekawiej i niezwyklej tym lepiej! Ojej, ktoś wpadł na taki sam pomysł jak JA, a mam już gotowy opis i wszystko... co mam teraz zrobić? Nic nie szkodzi, zdarza się. Śmiało możesz swój opis przedstawić, w końcu możesz daną czynność zareklamować lepiej. Z tymże, jeżeli dwa pomysły będą wręcz identyczne, opisane podobnie i zareklamowane równie dobrze, to wygra praca, która została wstawiona tutaj jako pierwsza. Właściwie jest jeszcze jedno "ALE", jeżeli czyjś pomysł będzie mega, super oryginalny, a parę postów niżej znajdzie się post reklamujący podobną rzecz, to wtedy ten skopiowany pomysł nie będzie brany pod uwagę. Innymi słowy, jeżeli chcesz opisać coś mało oryginalnego jak jazdę na sankach czy lepienie bałwana, ale zrobił to już ktoś przed Tobą, to proszę bardzo- daj swój opis, jeżeli ktoś przed Tobą wymyśli wycieczkę na Marsa w ekspresie do kawy, a ktoś pod spodem napisze o tym samym, to niestety ale ten drugi post nie będzie brany pod uwagę.1 point
-
*Przegląda forum z gorącą kawą w ręku, po czym trafia na ten temat* Bardzo ciekawa sprawa! Muszę sobie poprzypominać postaci które kiedyś lubiłem. Pewnie wiele zapomnę wymienić bo minęło już nieco czasu. Podana kolejność nie ma znaczenia ( choć te mi się przypomniały jako pierwsze więc może podświadomie w takiej kolejności je lubię? ) 1.Kapitan Amelia (Planeta Skarbów) Wspaniała postać z "krwi i kości" w bardzo dobrym filmie animowanym. Dlaczego ją polubiłem? To dość proste... Pozornie z charakteru dość oschła Pani Kapitan z klasą w gustownym mundurze oraz klimaty steampunku... czego chcieć więcej? 2.John Silver (Planeta Skarbów) Kolejna postać z tej samej animacji; z jednej strony bezwzględny pirat... a z drugiej człowiek posiadający kręgosłup moralny który próbuje maskować swoje słabości. Polubiłem tą postać. 3. Helga Katrina Sinclair (Atlantyda) Rok 1914, okres pierwszej wojny światowej, łódź podwodna, zaginiony świat oraz szykowana antagonistka (amerykanka) niemieckiego pochodzenia. Podobało mi się podejście Disneya do tej bohaterki, pod koniec nie zreformowała się tylko dokonała zemsty... 4.Samuraj Jack! Ciekawa postać, bardzo ją polubiłem. Człowiek poświęcający szansę na powrót do swoich czasów oraz uratowanie bliskich na rzecz pomocy innym. Do dziś lubię tą postać. 5.Raven (Młodzi Tytani) Powód podany w w pierwszym poście 6.Homer Simpson Ehh... jeden z powodów ( zaraz po happy tree friends ) mówiący o tym dlaczego mam tak skrzywioną psychikę... 7.Peter Griffin (Family Guy) Najsłodszy idiota na świecie Jak coś więcej sobie przypomnę to napiszę1 point
-
Zacznijmy od tego, że z postu na post zmieniasz obiekt swoich opisów. Najpierw ''Wojna SAMA w SOBIE''. Teraz sam ''MOTYW wojny''. ''Pomyleni'' są raczej ludzie, którzy wprowadzają kogoś w błąd, żeby potem się napuszyć i - opcjonalnie - wyzwać kogoś, kto się z nim nie zgadza. Tak, poważnie, i nie obchodzą mnie jakieś formułki dyktowane przez wielkie FimFiction. A teraz po kolei: Definicja ze spisu tagów (dość skrótowa, ale zawierająca wystarczająco dużo informacji oraz przykład opowiadania): Definicja fandomu zagranicznego: Definicja (niestety z anglojęzycznej wersji) Wikipedii, odnosząca się ogólnie do tego stylu w literaturze: Różnica między nimi jest niewielka - pierwsza jest skrótowa, następne są trochę bardziej szczegółowe, ale nie zmienia to faktu, że wszystkie przedstawiają to samo, więc definicja od zagranicznego fandomu (który na dobrą sprawę mnie nie obchodzi) nie odkrywa niczego nowego. I wedle ich treści, zwyczajne życie bez wielkich ubarwień jest filarem Slice of Life. Określiłbym to w taki sposób, że opowiadania spod tego tagu mają bardziej zwyczajny, ''serialowy'' charakter. Zbijanie jabłek z drzewa? Proszę bardzo, na podstawie tego prostego motywu można napisać całkiem ciekawego fika. Przykładowo mogą to być jakieś doroczne zawody rodziny Apple, w którym może brać udział Applejack ze swoim rodzeństwem. Zostałby tam ukazany motyw pracy zespołowej, czystej rywalizacji bądź próby uczciwości. Można także rozwinąć resztę motywów z dopiskiem ''hu hu'', więc tak do końca nie są banałami. Na takiej samej zasadzie, na której Ty sprowadzasz niektóre fiki do banału i czarnej owcy gatunku, ktoś inny może zrobić z takiego ''The Rainbow Typhoon'' banał nie warty uwagi, spłycając jego fabułę w sposób pseudo - krytyczny, więc nie rób ze swoich słów jedynej, nietykalnej prawdy. Chciałbym zobaczyć te wszystkie opowiadania, w których jest tylko rzekomo sama czynność wykonywana przez kucyka i tag Slice of Life. Definicja z tagów pomyłką nie jest, bo mówi wystarczająco dużo, żeby napisać dobre opowiadanie. Bohaterom zawsze poświęca się ich znaczącą część, niezależnie od tego, jaką definicję się przeczytało. Życie zwyczajne jest tego filarem, bo bez niego nie byłoby tych ''motywów'' i ''przeżyć''. Wszystko zależy od autora, to on wybierze, czy napisze luźne opowiadanie Slice of life czy fika przepakowanego filozofią. I po co ludzie mają ograniczać się do tej drugiej opcji? Żeby pozować na kogoś wielkiego? UD: Pisząc ''zwyczajne'' mam właśnie na myśli takie codzienne wydarzenia, które mieszczą się w realiach.1 point
-
Pasuje ci ten garnitur i rzeczywiście wyglądasz jak jakiś Hiszpanin (albo Grek wyższy od przeciętnego). ;D Dałabym trooochę krótszy a szerszy krawat.1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point
-
dopiero teraz przeczytałem nowy brohoof i zaciekawił mnie artykuł Lindsa. Chciabym się podzielić moimi przemyśleniami na ten temat. Co do sprzedaży zabawek to nie należy przeceniać wpływu Bronies. Hasbro nigdy nie podawało demografii nabywców mlp, ale imo udział Bronies jest z grubsza równy udziałowi franczyz typu funko. Można to wywnioskować z rozmów ze sprzedawcami, z lektury tego forum (wątek kolekcjonerski pokazuje, że przeciętny brony jeżeli w ogóle ma jakieś kucyki to jest to 5-10 blind bagów) i z tego, co wypuszcza hasbro (ulubione przez Bronies postacie są jedynie w blind bagach, limitowanych edycjach na SDCC i dwóch zestawach które ukazały się dla sieci Target - no i we franczyzach). Więc nie oceniałbym sytuacji MLP na tej podstawie, że Bronies kupują mniej blind bagów. Ile czasu jeszcze potrwa G4? G1 - 12 lat, G2 - 5 lat, G3 - 6 lat, G3.5 + G4 - 5 lat (G4 jest w zasadzie odswieżonym G3.5). Więc rzeczywiście możliwe jest że zblizamy się do końca, chyba że w oczach Hasbro sukces G4 jest porównywalny z sukcesem G1. Tylko w czasach, kiedy tradycyjne zabawki są wypierane przez tablety i konsole, o taką pozycję jaką miało G1 raczej ciężko i jest to problem całej branży, nie tylko hasbro i mlp. Osobne pytanie: czy 13-latka która nazywa siebie pegasis, to jest pegasis kupująca kucyki czy poprostu dziewczynka kupujaca kucyki Czy fandom będzie istniał po G4? A czy fandom Gwiezdnych Wojen zaniknął z powodu braku nowych filmów? Nie? No właśnie. Chciałbym pokazać Wam jeszcze jeden punkt widzenia: fandom mlp istniał i miał się dobrze na długo przed Bronies i będzie istniał długo po. Będzie jednak bogatszy o to, co Bronies wnieśli, czyli wykonane na profesjonalnym poziomie fanarty, popularność i rozgłos. Kluczem do przetrwania (he he) jest zrozumienie, że serial zawsze był tylko dodatkiem do zabawek, a zabawki to nośnik pewnych idei (sentymentu za czasami dzieciństwa, beztroski, oderwania od codzienności...). Jeśli dla kogoś kolorowe koniki stały się ulubioną odskocznią od rzeczywistości, to nie będzie potrzebował serialu, żeby tą zabawę kontynuować, a jak ktoś po prostu lubi serial, to polubi jakiś inny, być może ten związany z G51 point
-
Uważam po prostu że ludzie ten tag błędnie interpretują. Ja przynajmniej jestem zwolennikiem tego by każde opowiadanie, nawet nie posiadającego tagu Slice of Life niosły ze sobą pewną utylitarność. Dlatego też gdy widzę ten właśnie tag po prostu oczekuję czegoś znacznie bardziej ambitniejszego i głębokiego.1 point
-
Źle mnie waćpan zrozumiał. Co innego jest gdy raport pogodowy ma określić klimat opowiadania, a co innego jest gdy opis pogody tam jest tylko po to... by był. Ja po prostu nie czuję opowiadania które zaczyna się opisem jakże pięknego słonecznego dnia z lekkim zachmurzeniem po to by nagle akcja zeszła do piwnicy... To jest oczywista prawda. Jeśli jednak nie, to czy Wyprawa Pierwsza, czyli pułapka Gargancjana jest opowiadaniem wojennym i tragicznym? Bo na pewno jest wojenny. Według twojego rozumowania jest to opowiadanie tragiczne tylko dlatego że pojawia się tam motyw wojny między państwami, a to że metodą Gargancjana batalion inżynierów doszedł do takiego nihilizmu że uznał że nic poza nim nie istnieje to już nie ma znaczenia. Jeśli ktoś daje znak równości między wojną a tragedią tylko dlatego że ktoś występuje tam motyw wojny, jest co tu dużo mówić, delikatnie pomylony. Dopiero odpowiednie motywy i opisy literackie czynią z opowiadania wojennego tragedię. Sama w sobie nigdy tragedii nie stanowi. Tak samo męczęństwo też nie jest tragiczne, dopiero odpowiednia dawka emocji oraz rozważne kontrolowanie napięcia i dylematów w umyśle bohatera czyni z męczęństwa akt tragiczny. Jeśli wg. tego rozumowania opowiadania wojenne są tragediami, to jest to największa obraza w kierunku prawdziwych tragedii jak Król Edyp, Kordian czy Makbet jaką kiedykolwiek słyszałem. Jeśli widzę opowiadanie z tagiem Tragedy oczekuję tragedii, a nie jakiegoś tandetnego fanfika wojennego. Serio? Poważnie? Toż to czysta herezja. I kto powiedział że Slice of Life z definicji ma prezentować zwyczajne życie kucyków? Jeśli używasz definicji z tagów na tej stronie, to jest to kompletna pomyłka. Znacznie i to znacznie lepsza definicja Slice of Life jest prezentowana w fandomie zagranicznym : Ergo, żadne normalne życie kucyków. Może być to opowiadanie o parzeniu kawy, albo o walce ze smokiem, ale na wszystkie świętości, właśnie najważniejsze jest skupienie się na bohaterach, na ich motywach, przeżyciach, zmianie charakteru. Dobija mnie to gdy ludziom się wydaję że wystarczy opisać transakcję w sklepie by dać tag Slice of Life. Tym bardziej jest to dobijające że znam dziesiątki opowiadań które nie mają tagu Slice of Life, są wręcz czystymi opowiadaniami Adventure jak na przykład : The Rainbow Typhoon, a przedstawiają prawdy życiowe, moralne dyskursy oraz motywy bohaterów w sposób znacznie bardziej ambitny i bogaty niż taki "ho ho" Slice of Life na temat zbijania jabłek z drzew.1 point
-
Uprzejmie proszę, by następnym razem, w miarę możliwości podać autora obrazka. ~ Yarw1 point
-
Temat rzeka... Z prawie setki tysięcy bohaterów wybrać tych naj naj? No dobrze, postaram się to napisać krótko. I inspirująco. Najpierw był Songo. Uczył że wiele można zyskać ciężką pracą. Że efekty przyjdą tylko wtedy, kiedy wstaniesz i jeden raz więcej niż upadniesz. Uczył żeby się nie poddawać i żeby walczyć, ale o to, co słuszne. Potem był Batman. Od niego nauczyłem się, że zawsze trzeba stawać w obronie tych, którzy sami tego zrobić nie mogą. Że nie zawsze należy bać się tego, co widzimy na pierwszy rzut oka. Nauczył mnie te że nie wszystko jest tym, za co się podaje. Superman uczył, że z wielką siłą idzie wielka odpowiedzialność. Wziąłem sobie do serca te słowa. Tych trzech nauczyło mnie więcej, aniżeli ktokolwiek inny. Ale na zakończenie, pokażę wam coś jeszcze.1 point
-
1 point
-
1 point
-
Mitnick, dziękuje za te słowa. Miło jest usłyszeć słowa pocieszy od nieznanej osoby, która przejęła się moimi "problemami" jeśli mogę tutaj użyć takiego określenia. Niema sprawy, kolego. Ja, pomimo iż clopów całkowicie nie trawię, to jeśli ktoś je lubi, to za bardzo problemy nie widzę. To, że ja tego nienawidzę nie oznacza, że nienawidzę osób, które to lubią, a co dopiero jest im to obojętne. Oczywiście, zdenerwował bym się, gdyby taka osoba zaczęła mnie nakłaniać do polubienia clopów, dlatego sam nie zmuszam do "odlubienia" tego rodzaju artów. Ja tylko mówię, co ja myślę o tym, lecz nie mam nic od osób, które to lubią. Każdy lubi, bądź nielubi to, co chce. Pozwól, że coś wyjaśnię. Jak już pisałem wyżej, nie mam nic do osób, które lubią czy nawet tworzą to. Jednak gdybym został tym światowym dyktatorem, to byłby to bardzo samolubny czyn, gdybym zabronił publikowania takich rzeczy. Lecz teraz, każdy tworzy co chce, lecz według mnie, po prostu szkoda, że to tworzy. Nie lubię tego, lecz każdy ma inne gusta, więc zabronić nikomu tego nie mogę i nie chcę zresztą. Wracając do dyktatora, to nie zakazałbym lubienia clopów. Każdy mógłby je sobie trzymać w zaciszu własnego domu, lecz publikowanie i inne tego typu rzeczy byłby by nielegalne. Myśl trochę chora, lecz chyba każdy z nas ma jakieś takie chore i nierealne marzenie. Jeśli chodzi o gore, to rozumiem, dlaczego tego tak nie lubisz. Sam osobiście uważam to wręcz psychodeliczne, lecz z niewiadomych mi powodów, nie powodują one u mnie gniewu, lecz olbrzymie obrzydzenie. Smuci mnie fakt, iż z góry stwierdzasz, iż tolerancja jest mi obca i nie znam tego pojęcia. Zresztą, nigdy nie powiedziałem, że chciałbym, aby świat się składał z takich samych ludzi, jak ja. Lubię odmienne gusta, lecz gdybym mógł, usunąłbym wszystkie porno-kucyko arty i jesto to jedyne rzecz, której bym zabronił. Czy chciałem spotkać drugich ja? Skąd ten pomysł? Dlaczego wysnułeś, że lubię tylko osoby wręcz identyczne do mnie? W mojej klasie jest kilka osób, które lubię, lecz podobni do mnie nie są. W innych klasach jest ich o wiele więcej. Nie sądzę, abym przez moich "kolegów" (choć moimi kolegami nie są) był tak postrzegany. Być może dlatego, iż gdy oni wyzywają siebie od debili, gdy ktoś coś nie wie, ja staram się tej osobie pomóc. Raczej sądzę, że uważają mnie za "ciotę", gdyż zamiast pójść się nachlać i porobić ściągi na sprawdzian, ja wolę się pouczyć i poczytać książkę. A jeśli przez właśnie takie moje zachowanie uważają mnie za chama i prostaka, to... no chyba niewiedzą, co te określenia oznaczają. No i mi się to właśnie nie podoba. Chyba mam do tego prawo? Zresztą, gdyby ta moja klasa tylko przeklinała, to bym się nie czepiał, lecz gdy połączone jest to z tymi innymi rzeczami, to już dobrze nie jest, a przynajmniej dla mnie. Nie uznaje oglądanie gołych tyłków za dziwne, lecz co mnie obchodzi, że koleś zalajkował na facebooku kolejne 20 stron z tym, a na informatyce jak się loguje, to tylko te zdjęcia widać. Ja takie rzeczy wolę oglądać prywatnie, a nie... Nie mam nic także do zwykłej pornografii. Zresztą, ta rzecz denerwuje mnie o wiele mniej, niż chlanie i jaranie. Być może i tobie to nieprzeszkadza, ale mi tak, więc, że tak powiem "Deal with it". Gdyby to było jedno piwko i co jakiś czas zapalenie fajki, to by się nie czepiał. Ale szukanie sobie kolegów "do fajki", oraz walnięcie innemu w ryj po WF-ie, za paczkę petów to już jest przesada. Zresztą, ile można słuchać tego, że "Ale ta szkoła jest ch***. Nie daje mi to to k**** żyć. Dobrze, że dzisiaj (jak prawie codziennie) idę się na****, ale będę rzygać, ja pie****". I w sumie, to tylko o tym są dyskusje. I gdyby chociaż te osoby były spoko, to dało by się to jak najbardziej przeżyć, lecz kurde nie są. Zresztą, to trzeba byłoby och zobaczyć. Dla mnie jest, gdyż innego takiego profilu niema, a bardzo mi zależy, żeby go ukończyć. Zresztą, ja nie zabraniam palić tym ludziom chlać, lecz po prostu wkurzyło mnie to, że akurat mam taką klasę. Koleguję się z inną klasą, gdzie lubię prawie wszystkich, a wszyscy lubią mnie. Zresztą oni też twierdzą, że moja klasa jest be. Już mówiłem, że niehejce innych za inne gusta, jednak jeśli wciąż uważasz, że wiesz lepiej, to znajdź mi fragment, w którym otwarcie hejciłem kolesia, który to lubi. Kogo ja nie rozumiem? Jeśli mówisz o clopach, to już mówiłem, że jest to gust. Ja tego nie lubię, lecz każdy może to lubić i jest ok. Natomiast jeśli mówisz o mojej klasie, to tam niema co rozumieć. Ja po prostu nie lubię takich ludzi, a oni nielubą mnie za to, że jestem od nich inny. Trochę mnie zdołował fakt, iż dostałeś za ten post aż 3 repki, co oznacza, że aż 4 osoby uważają, że w większości biadolę od rzeczy. Trochę mnie to smuci, że ktoś zbyt pochopnie mnie ocenił, iż jestem nietolerancji, chociaż wiele osób, które mnie znają, uważają przeciwnie. Ten temat został stworzony do wyżalania się, a jak ja to zrobiłem, to ktoś się zawsze doczepi. Ja czuje w sobie coś takiego i po prostu przelałem to na "papier". Szkoda, że taka była reakcja, zważywszy na ten okres czasu, jakimi są święta. Mam nadzieje, że to, co napisałem nie wywoła żadnej kłótni ani nic.1 point
-
1 point
-
Calestia sama w domu to bedzie ciekawe, jestem zainteresowany.... ale nie mozna clopów Nie, nie można ~ Ins1 point
-
Mogłam się powtórzyć tutaj jest jej kilka A tu reszta Na koniec Plushie! Uwielbiam Amethyst, kiedyś tak samo miałam tytuł ,,Avatar Amethyst Star"1 point
-
Longsword! Ma tak prosty, a jednocześnie zadziorny kształt, który kocham. Alternatywą może być np. nóż bojowy albo katana, ale kiedy w jakieś grze mogę walczyć longswordem moja psychika czuje się dużo lepiej. Jest to też broń mojego ocka, którą w tym wariancie nazywam "Złodziejem Głów", przez te wszystkie lata zżyłem się z nią bardziej niż z czymkolwiek innym.1 point
-
1 point
-
dopiszczie mnie plosieeee Uważaj bo Vinyl zdzieli Cię starą płytą za taki styl pisma! Ale witaj na forum oraz liście fanów!1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00