Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/18/15 we wszystkich miejscach
-
Siedzący, Słoneczny Kuń. O dziwo nie request, znów przyszła mi ochota na rysowanie.8 points
-
4 points
-
O ile nie wykończą mnie nerwy w pracy, upierdliwi prereaderzy, wredni klienci w pracy, to jeszcze te pół roku jakoś przeżyję w obecnej robocie. A w przyszłości, zamierzam opuścić ten padół Polską nazywany. Choć ojczyzna, nie widzę tu dla siebie żadnych perspektyw, a nie mam ochoty przez resztę życia tyrać jak obecnie za średnią krajową wartą śmiechu. Jeśli wypali mi kilka pomysłów, to na wakcje i dalej, wybywam do Anglii lub Niemiec, nie tylko z powodu pracy, ale też wreszcie pora zacząć naprawdę używać życia. A co potem? Znaleźć drugą półówkę, choć z tym ciężko będzie, no ale nie poddawajmy się.3 points
-
Dawno, dawno temu, w czarodziejskiej krainie Equestrii... Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia. Nawet gdy jest prowadzona w słusznej, zdawałoby się, sprawie, wciąż pociąga za sobą niewinne ofiary. Czasem ktoś ją wygrywa, zawsze ktoś przegrywa. "Księga Genezis" jest prequelem wydarzeń znanych z "Take Earth Back" i "New Eden", mającym opisać samą wojnę, która finalnie doprowadziła do sponifikowania całego świata. Po kilku latach pokojowej koegzystencji i stałego zwiększania swoich wpływów Equestria uznaje, że uratowanie Ziemi przed ludzkością możliwe jest tylko przez jej zasymilowanie. Rodzący się konflikt obserwuje z niepokojem główny bohater - rusznikarz Steven z Seattle, który wraz ze swoją siostrą rusza w podróż, próbując uciec przed konfliktem, który zmienia jego kraj w ogarnięty wojną poligon. Nie przedłużając, zapraszam do lektury. The Last of Us: Księga Genezis (korzystam tu ze starego i sprawdzonego systemu Index Page, gdzie znajdować się będą wszystkie linki)2 points
-
Czytam, czytam i pora w końcu coś napisać. A zatem moje plany na przyszłość: Plan A: Związany z bardzo nowoczesnym kierunkiem studiów w Polsce, mianowicie Nanotechnologią (Oddziaływania na poziomie pojedynczych atomów, zjawiska w skali nano itepe) Niestety jak to u nas w kraju, wszyscy się podniecają, a nikt tak naprawdę nie wie jak się do tego zabrać. W efekcie czego nawrzucali sporo przedmiotów bez większej przydatności na naszym kierunku, które i tak trzeba zaliczyć. Poza tym, mimo nowoczesnego, świetnie wyposażonego laboratorium nie ma mowy o obsłudze czegoś bardziej zaawansowanego od laboratoryjnej wagi (pomijam komputery, bo one są wszędzie). Wychodzi na to, że powinniśmy znać tonę teorii, ale nie umiemy jej przełożyć zbytnio na praktykę. Nadzieja tego planu: Zmiana kierunku na 2 stopniu (inżynieria materiałowa, albo coś z automatyką, jeszcze nie wiem) i wyjazd za granicę, bo w obecnie w tym kraju jest niewielkie zapotrzebowanie na nanotechnologów. Być może to się zmieni. Plan B: Częściowo wiąże się z planem A, gdyż bierze pod uwagę zrobienie doktoratu, by zdobyć kilka dodatkowych lat w nadziei, że w tym czasie coś się zmieni na lepsze. Plan C: W szybkim czasie zdobyć wolny milion, albo półtora, który następnie dać na lokatę i żyć z odsetek. W ramach wolnego czasu znaleźć proste, cieszące człowieka zajęcie. Plan D: Rzucić to wszystko i zaciągnąć się do woja, by po odsłużeniu odpowiedniego czasu móc przejść na wojskową emeryturę. Plan E: Najmniej ambitny. Po zrobieniu 2 stopnia pójść na serwis PC do jakiegoś większego sklepu i robić w dziedzinie, którą się lubi, sprzęcie komputerowym. Plan słaby pod względem finansowym, gdyż taka praca może nie zapewniać wystarczających środków do życia. Podsumowanie. Nie jestem pewien gdzie się widzę za 10, czy 20 lat, ale jednego jestem pewien, obecny kierunek naszej polityki, wiążący się ze wzrostem kosztów życia, niszczy niektóre ciekawe plany i zmusza wielu do finansowej emigracji. Niezbyt mi się to podoba, ale jeśli będę zmuszony, to zacznę szukać zatrudnienia gdzieś, gdzie nawet mało płatna praca pozwala godnie żyć.2 points
-
Oh, ja jedynie co chce to dobrze zarabiać, a przy tym robić jak najmniej. Dlatego też obecnie jestem studentką na kierunku informatyka. Wiedziałam, że na pewno wezmę jakiś techniczny kierunek, bo z inżynierem najlepiej o pracę. Poza tym mam trochę smykałkę do ścisłych więc czemu nie? Może nie jestem super informatykiem, ale trochę więcej niż przeciętny człowiek znam się na tym i owym. No to se poszłam. Jaką dokładnie pracę w tym kierunku znajdę to za bardzo mnie nie obchodzi, tylko właśnie chce dobrze zarabiać i przy tym robić jak najmniej, albo robić coś, co będzie przyjemne. A potem? Potem chce żyć z Sikorką, grać w gry, zakolekcjonować sobie przeróżne maszyny do grania... jeść, spać i cieszyć się życiem! Chciałabym w Polsce, ale jak to wszystko wyjdzie to się zobaczy. Pierwsza myśl po Polsce to Kanada!2 points
-
Metro, najbardziej klimatyczne Post apo w jakie grałem (mam też na koncie wszystkie części stalkera, dwie ostatnie fallouta i Wastelands 2) oparte na fantastycznej książce (wszystkie tomy, razem z uniwersum stoją za moimi plecami). Owszem ma swoje wady jak każda gra, ale mimo to warto w niąz agrać, oczywiście na najwyższym poziomie trudności. Teraz pora na konkrety: 2033, Mroczny klimat, ciemne, ciasne tunele, w których czai się zło i twój wierny kałach (czy inna broń). Idziesz na paluszkach z latarką albo i bez, uważnie nasłuchując zbliżających się mutantów, czy ludzi. Przemykasz w cieniu. Właśnie, to kolejny plus, bo można albo iść jak rambo, kosić ilu się da, albo przekradać, gasić światło i rozbijać lampy pistoletem z tłumikiem. Co kto lubi. Wady: Krótka, tunelowa i etap w D6, który mi osobiście nie przypadł do gustu (Głównie przez te gluty i prowadzenie bodajże Młynarza, albo Ulmana nie pamiętam) LL. Więcej klimatu, choć ten mrok gdzieś się nieco niekiedy zawieruszył, kolejne ciekawie przemyślane etapy, w tym takie, które wymuszają skradanie, więcej broni, więcej ulepszeń, nieco trudniej. Po prostu miało być więcej metra w metrze, co się mogło nie udać? Fabuła oparta nieco na Ewangelii według Artema, ale bardzo luźno jest nieco chaotyczna i dziwna. Powiedzmy, że mnie nie przekonała choć była znacznie lepsza niż w CoDzie (nie no, nawet pasjans ma lepszą niż mw2 czy 3). I to była chyba największa wada (jeszcze dziwnie słabe strzelby, a zwłaszcza Saiga). Podsumowując, w obie części warto zagrać, niekoniecznie dla fabuły, ale dla klimatu. Koniecznie w ciemnym pokoju, bez światła i ze słuchawkami na uszach, nie zapominając o ruskim dubbingu. Przyjemny dreszczyk murowany, a i może czasem człowieka wystraszy jakieś monstrum. Wersja redux, chyba nie wprowadza zmian poza grafiką i poziomem trudności (jeszcze podobno jakieś misje do singla), ale nie jest to rzecz must have dla tych co już metro mają. Obie części warte polecenia, cho ć jeśli chodzi o czystą grywalnosć, to wygrywa moim zdaniem zew prypeci (z uwagi na mody do niego), ale to już inna sprawa i zupełnie inny tytuł.1 point
-
1 point
-
1 point
-
Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Kolejne nic nie wnoszące posty zostaną potraktowane jako spam. Jeśli już zabieracie głos w tym temacie, starajcie się, by wasza wypowiedź była rzeczowa i konkretna. Jasne zarzuty i ewentualne propozycje. Heheszki na SB, nie tutaj.1 point
-
1 point
-
Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
-
Trochę smuci mnie, że tak wiele osób z tego tematu ma problemy i średnio wyklarowaną sytuacje życiową. Przedstawie osobiście nieco inną perspektywę. Obecnie kończę pisać inżynierkę na kierunku informatyka. W żadnym wypadku nie planuje iść na magistra, szkoda mi na to zupełnie czasu. Mam mieszane i raczej negatywne zdanie o studiach. O ile trudno mi powiedzieć, że teoria jest źle uczona, to zajęcia praktyczne zwłaszcza na wyższych semestrach to straszna kicha. Większości nieprzydatne rzeczy albo takie które może coś tam kiedyś się przydadzą przy dobrych wiatrach. Uczelnie są przereklamowane i to wielkie ryzyko wiązać z nimi pewną przyszłość. Powodem jest marny poziom nauczania, który wynika głównie z przyjmowania wszystkich jak leci. Poziom się obniża i w praktyce stopień magistra z każdym kolejnym rokiem daje coraz mniej. Nic dziwnego, że pracodawcy coraz częściej nie patrzą tak mocno na papierek, bo skoro każdy go ma to nic nie jest wart. Kto myśli, że wyjdzie z uczelni i dostanie od razu prace na start to żyje świecie MLP, ale tej z 3 utopijnej edycji. W najlepszym wypadku i tak będzie musiał się poduczyć na stażu czy praktykach, bo pewnych umiejętności uczelnia nie przekaże zarówno tych związanych z pracą, ale też jakże istotnych miękkich (zarządzanie sobą w czasie, komunikatywność). I powiesz mi mniej doświadczony użytkowniku forum co w takim razie masz robić? Nie chcę ci mówić, że nie masz iść na studia to musisz sam ocenić, ale pamiętaj, że w obecnych czasach studia to zdecydowanie za mało. W takim razie co masz robić? Coś więcej. Powiem ci na moim przykładzie. Ja od samego początku studiów robiłem dodatkowe rzeczy zupełnie nie związane z uczelnią. Na pierwszym roku związałem się z organizacją studencką AIESEC. Ogólnie świetna sprawa. Organizowałem wolontariaty dla ludzi z całego świata w moim mieście. Chodziłem po szkołach i przekonywałem dyrektorki do zainwestowania prawdziwych pieniędzy w organizacje. Czasem siadałem przez skype i wybierałem odpowiednich kandydatów do projektu. Super sprawa, polecam każdemu! Nauczyłem się wtedy ważnych umiejętności miękkich z których korzystam do dzisiaj, do tego jeszcze mocno podszkoliłem język angielski, a to przecież dzisiaj podstawa. Wyjechałem sobie też na wolontariat do Moskwy. Później zajmowałem się sprzedażą. Chodziłem sobie do firm i próbowałem nawiązać partnerstwa. Nauczyłem się sprzedaży. Może teraz tak bezpośrednio jej nie wykorzystuje, ale przydaje się w życiu np. rozmowa kwalifikacyjna. Inni mogli się tam nauczyć marketingu czy HR. Nic jednak nie trwa wiecznie, a przecież moja przyszłość miała być związana z informatyką. Podczas mojej działalności w AIESEC podłapałem trochę kontaktów i ktoś zaproponował mi żebym budował z nim start-up w roli programisty. W sumie trochę odpuściłem studia i raczej super z programowania, ale chciałem się tego nauczyć. Projekt okazał się zupełnym niewypałem. Mieliśmy zbudować stronę internetową, jednak najważniejsze było to że nauczyłem się pewnych technologii internetowych i zyskałem trochę biznesowego ogarnięcia jak pewnych rzeczy nie robić. Zaczynałem chodzić też na spotkania branżowe z dziedziny informatyki. Łapałem naprawdę przydatne kontakty. W ten sposób nie miałem problemów by załapać się na jakieś praktyki, które z początku były bezpłatne, ale wiadome było że przerodzą się w płatną pracę na pół etatu. Tak też się stało. Wziąłem udział w kilku projektach i podziękowałem ostatecznie za współprace, ponieważ w pewnym momencie zrozumiałem, że się nie rozwijam. Poszedłem więc sobie na intrygujący wolontariat i rezygnując z pensji uczyłem się jak profesjonalnie pisać aplikacje mobilne, aby robić coś ciekawego. Na szczęście mogłem sobie na to pozwolić. Teraz pracuje moim zdaniem w naprawdę perspektywicznym projekcie startupowym, który naprawdę ma szanse powodzenia. Teraz tylko czekam na koniec studiów, aby zaangażować się w niego na 100%. Przez cały ten okres byłem studentem, chociaż nigdy się do studiów mocno nie przykładałem, bo wiedziałem, że robię ciekawsze rzeczy po za zajęciami. Teraz czerpie z tego profity. Kiedy zrobisz jakiś ciekawy krok na samym początku to o wiele łatwiej będzie później o ciekawe perspektywy. W każdym większym mieście znajdą się ciekawe inicjatywy w których możesz się zaangażować, a jedynym wymaganiem będzie twoje obietnica że coś zrobisz za darmo, aby się czegoś pouczyć. Wystarczy poszukać na internecie i jestem pewny, że znajdziesz coś dla siebie. Trzeba jednak wyjść przed szereg, a wiem, że nie jest to łatwe. Być może przeczytałeś moją historie i zarazem skończyłeś już studia bez perspektyw. Raczej mój przykład nie podziałał na ciebie motywująco bo jest już za późno. Na ogarnięcie się nigdy nie jest za późno. Trzeba się po prostu zakasać rękawy i nadrabiać stracony czas, no chyba, że wykładanie chemii w Tesco to twój szczyt marzeń. Rozwijaj się cały czas i szukaj możliwości jest masa darmowych szkoleń z których możesz skorzystać. Wystarczy się nieco rozejrzeć i zajrzeć w inne miejsca niż zazwyczaj. To był taki oftop bo mieliśmy tu mówić o naszej przyszłości. Jak projekt wypali to najlepiej by było ogarnąć jakiś pasywny dochód. 5 000zł mi wystarczy nie muszę być bogaty wystarczy, że nie będę musiał poświęcać czasu na pracę i zajmę się jakimiś dziwnymi rzeczami typu podróżowanie, pisanie książek i innymi ciekawymi rzeczami z których raczej ciężko wyżyć, a są fajne. Może wystartuje w olimpiadzie hehe Jest taka fajna historia o człowieku, który zawsze o tym marzył. Szybko się na czymś dorobił to zdecydował się spełnić właśnie marzenie o byciu olimpijczykiem. Miał kasę to założył związek narciarski w Kolumbii i pokrył wszystkie koszta związane z wyjazdem. Wystartował bodaj w Soczi w biatlonie i nic nie zwojował po za spełnieniem swojego marzenia z dzieciństwa. Jak się nie uda to trudno mam spore doświadczenie pracę jakąś ogarnę albo znowu się podczepię pod jakiś niepewny projekt. Wiecie bardzo mało startupów odnosi sukces. A może założę coś własnego? Możliwości jest wiele. PS: Wiecie? Ja też myślałem że jestem humanistą, bo nie umiem matmy. Naprawdę nie ma się czym chwalić, że jestem słaby z matmy. Ja początkowo miałem iść na prawo, ale się nie dostałem i wybrałem informatykę na zapas. Zmierzyłem się nie tyle co z przedmiotem, co z własnymi słabościami pokonałem demona o nazwie to jest "matma i nie zrobię tego"! Teraz matmę znam i czerpie z tego korzyści. Po prostu trzeba się przełamać.1 point
-
Żeby Spike tak jak stryjek za strony ciotecznej babci ojca wnuka ze strony... cośtam cośtam wybuchł od tej wody? Prosisz, masz... Pogadamy z Applejack, pożyczy stodołę. A zima? Trzymają tam tylko siano i beczki z cydrem. Coś się tam wymyśli... Jest jeden problem... A co jeśli wyżłopią cydr? Oj, to będzie im cieplutko. A i pośpiewają sobie1 point
-
No, wreszcie. Przyznaję, że byłem zaskoczony, gdy napisałeś dziś do mnie z informacją o nowym fiku, bardzo pozytywnie zaskoczony. Przyznam szczerze, że Twoja ostatnia praca mnie rozczarowała. Pomysł Fallouta był dobry, jednak wykonanie pozostawiło wiele do życzenia, jednak nie o tym tutaj. Widać Twój dość charakterystyczny styl dialogów. Postać cały czas wrzuca swoje, dość zabawne, przemyślenia i ma się wrażenie, że często nie podchodzi zbyt poważnie do rozmówcy. Przypomina mi trochę Blackjack z "Project Horizons". W żadnym wypadku nie jest to wada. Ciekaw jestem czy tylko u mnie pan Pacifier podniósł ciśnienie. Jego zachowanie przypomina nawiedzonych ekonazioli albo bardziej radykalnych wegetarian, których nie znoszę. Świeżo po skończeniu prologu, a kuce już zaczynają mnie wnerwiać. Dlatego właśnie zaznaczyłem w ankiecie pierwszą opcję. Ziemia dla ziemian! (Ale Sparkle-coli to bym się chętnie napił.)1 point
-
1 point
-
/Calamity Grey słysząc uwagę swojego przeciwnika rzucił okiem na Timber. Wcześniej widział ją tylko z dużej odległości, co doprowadziło do umknięcia mu wielu szczegółów dotyczących jej stanu, po zderzeniu z kucykowym pociągiem. Jednak ogier dość szybko pożałował tej decyzji. Nieprzytomna klacz była poobcierana przez kilkumetrowy ślizg po malutkich kamyczkach tworzących piasek, a niektóre jej kończyny były w nienaturalny sposób wygięte, wskazując aż nazbyt jasno, że z kości podzieliły się na kilka części. W tym wszystkim jednak najbardziej dziwiła go jedna rzecz, ostatnie słowa kolosa. Wydawało mu się co najmniej dziwnym, jeśli nie podejrzanym, że ten oferuje swą pomoc, dopiero co pokonanemu przez niego samego przeciwnikowi. Propozycja dość dobroduszna i kompletnie sprzeczna z jego wizerunkiem żołnierza Sombry. Jednorożec w pierwszej chwili chciał zignorować jego prośbę. Po prostu podejść do klaczy i jednym pchnięciem dokończyć jej żywota, odsyłając ją na wieczny spoczynek. Był gotów to zrobić, nawet członkowi własnej drużyny. „Lepsza szybka, bezbolesna śmierć od przedłużania agonii i cierpień, kiedy nie można nic zrobić.” – Przeszło mu przez myśl. Była to jedna z prawd, w które ogier wierzył, że śmierć nie jest najgorszym, co może kogoś spotkać. Że była o wiele lepszym rozwiązaniem od życia w cierpieniach. Mimo wszystko jego ciekawość się buntowała, chciał wiedzieć, czemu jego przeciwnik chciał pomóc i ostatecznie to ona zwyciężyła. - Faktycznie, nie wygląda ona najlepiej. Powiedz mi jednak, czemu niby miałbym Ci na to pozwolić? Jaką mam pewność, że chcesz jej pomóc a nie tylko pogorszyć jej stan? – zapytał w końcu. Moment między ostatnimi słowami Calamity’ego a pierwszymi Grey’a ze strony przeciwnika musiał wyglądać jak długie użalanie się nad losem klaczy, a nie jak walka przekonań z ciekawością. - Jestem żołnierzem, tak jak ona czy ty. Gdyby, choć szczerze w to wątpię, przydarzyłoby mi się podobne nieszczęście, w całej swojej naiwności chciałbym wierzyć że ta klacz zrobi dla mnie to samo. Dług życia to dobra inwestycja. Martwe ciało posłuży najwyżej robakom. – odpowiedział szybko Calamity, głosem pozbawionym emocji, wypełnionym w zamian zimną kalkulacją. Odpowiedź niezwykle egoistyczna, zdaniem Grey’a jak ulał pasująca do kogoś takiego. Egoistyczna, szczera i… przekonywująca. Jednego nie mógł on zaprzeczyć, egoistyczne pobudki były tymi, które najlepiej przekonywały. Bo łatwiej uwierzyć w czyjś własny interes, niż w wielkie idee idealisty, z których swoją droga chyba żaden szanujący cudze życie nie poszedłby na służbę do Sombry. Grey jeszcze przez chwilę myślał, o dobiciu klaczy, jednak w obecnej sytuacji nie byłby to już akt miłosierdzia, a okrucieństwa i zdrady, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Pomimo przekonywującej odpowiedzi wciąż się wahał, jeśli jednak kolos faktycznie mógł pomóc Timber i miał ku temu dobry powód, to nie należało odrzucać takiej okazji. Cofnął się o dwa kroki a ruchem kopyta jasno wskazał Calamity’emu, że może bezpiecznie zająć się ranną. - Jest Twoja. – powiedział szybko, zanim oponent podszedł do klaczy. Przez cały czas trwania jego zabiegów uważnie go obserwował, trzymając miecz w gotowości. Stał jednak w takiej odległości, że kolos nie musiał nawet sprawdzać, czy ten nie próbuje bezczelnie zaatakować go z zaskoczenia, bo było to zwyczajnie niewykonalne z jego obecnej pozycji. Pierwsza pomoc, jakiej udzielił Calamity swojej przeciwniczce zajęła mu trochę czasu. Jednak jej efekty były widoczne nawet z daleka. Kończyny były w końcu w swych naturalnych pozycjach, a zadrapania nie wyglądały już jak ofiary najazdu całej pustyni, zamiast tego były czyste i odkażone. Timber może i nie była cała i zdrowa, ale jej stan na pewno był stabilny, a jej życiu nic nie zagrażało. - A więc, na czym to stanęliśmy przyjacielu? - rzucił opancerzony jednorożec, zakończywszy swe zabiegi i powolnym krokiem oddalając się od rannej. - Jeśli mnie pamięć nie myli, to na drwinach przed walką – odpowiedział spokojnie Grey, układając swój miecz w pozycji obronnej. - Jednak możemy je chyba pominąć i przejść do punktu następnego. Wokół Calamity’ego pojawia się dziwny podmuch gorącego powietrza. Niezwykle dobra informacja dla niego, oznaczająca, że jego tarcze wróciły do pełnej mocy i są gotowe na blokowanie nadchodzących ataków. Jednorożcowi zapewne umknąłby ten szczegół, w końcu zawirowań powietrza wywołanych gorącem łatwo nie zauważyć na rozpalonej do granic możliwości pustyni. Jednak czujne oko Fames’a dało radę dostrzec tę nieprawidłowość o czym od razu doniósł szaremu jednorożcowi. Ten jednak nie wiedział, co to mogło oznaczać. „To znów ta dziwna bariera, czy może jakaś inna niespodzianka?” – było to pytanie, które nie dawało mu spokoju, bo każda z możliwości mogła dla niego oznaczać niemałe kłopoty. Nie był to jednak czas na rozmyślania, o czym szybko przypomniał mu jego przeciwnik. - W takim razie – powiedział hardo kolos, kręcąc młynka swą laską i energicznie stukając nią o piasek. - Zapraszam. Grey’owi nie trzeba było tego powtarzać. Jednak nie rzucił się on na przeciwnika. Świadomość czekającej na niego niespodzianki zmuszała go, do podjęcia ostrożniejszych kroków. Jego róg rozpalił się jasnym światłem, a po jego ciele zaczęły radośnie skakać wyładowania elektryczne. Miecz, na którym niektóre z run rozpaliły się, ułatwiając przepływ magii przez ostrze, skierowany został w stronę przeciwnika niczym pistolet. W jednej chwili, cała energia, zgromadzona na ciele jednorożca przeskoczyła na trzymaną broń i wystrzeliła w stronę Calamity’ego w postaci błyskawicy.1 point
-
Wybaczcie dawno mnie nie było gdyż miałem wiele spraw na głowie i musiałem zrezygnowac z forum. Dodałem was do listy fanów aa i jeszcze jedno arty są mega.1 point
-
Przeczołgam się jakoś przez technikum. Kierunek wybrałam sobie taki: architekt krajobrazu. Będziesz rysować, mówili. Projektować sobie i siedzieć wśród kwiatków zarabiając kokosy, mówili. Gówno prawda. Zawód nudny jak flaki z olejem, rysowanie ogranicza się do kwadratów i kółek, a do tego uczenie się około 50 roślin (polski + łacina) na jeden sprawdzian zawsze na propsie, co nie? No i ta matma...przez nią mogę oblać maturę. Zawodowego nie zdaję. Jak w końcu uda mi się zdać maturę idę na filologię polską. Zamiar: spełniać się literacko. Podobno po tych studiach można się spokojnie ubiegać o pracę pisarską w redakcjach, wydawnictwach itp. Zatem będę szukać jakiejś gazety, która udostępni mi rubrykę na moje pisarskie brednie, a w międzyczasie, z braku laku, może zgłoszę się do wydawnictwa Kotori i będę im posyłać opowiadania o gejach Nie żeby co. Lubię yaoi. A nóż się uda. Ale główny cel to recenzje, opowiadanka, felietony i inne takie. A jak się nie uda ta dziennikarska kariera? Cóż...zostaje uczyć polskiego w szkołach. Ale tylko podstawówka 4-6. Studia odpadają bo bym musiała dłużej się uczyć. Chociaż może, kto wie? Jak już znajdę jakąś pracę to sobie domek bądź mieszkanie kupię i będę tam szczęśliwie mieszkać z PervKapitan. Zarobimy sobie trochę pieniędzy i jeśli sytuacja w Polsce się nie poprawi to spadamy do Kanady, gdzie nadal będę pisywała dla polskich mediów, bo odległość nie jest tu przeszkodą. I jeszcze kupię sobie konia, nauczę się na nim jeździć oraz ujarzmię jakiś instrument. Chyba będzie to gitara. Harfa za droga, na skrzypce za późno.1 point
-
Chciałem jedynie napisać; dla tych, co są zainteresowani; iż praca nad drugim rozdziałem ruszyła dnia dzisiejszego pełną parą i na razie idzie lepiej niż się spodziewałem. Być może wyrobię się do końca stycznia. Dopóki nie skończę go pisać, nie biorę się za nic innego... w sensie, iż nie piszę niczego innego Już na tym etapie mogę jednak napisać, iż rozdział ten będzie zawierał garść informacji na temat historii Equestrii (a przynajmniej mojej wizji tejże), spiskowych teorii kucyków, a także szykujcie się na kolejną dawkę pytań bez odpowiedzi, wraz z tajemnicami, których nie zamierzam wyjaśniać (przynajmniej w tym rozdziale ). To chyba na tyle. Coś czuję, iż będę musiał dorzucić nowy tag, kiedy opublikuję drugi rozdział.1 point
-
Cholera arkadiusz pisze coś na poważnie, jest naprawdę źle. @Aglet Nie no spoko tnij się, jak i tak nie zamierzasz nic z tym zrobić. Bo mówienie że to odpada bo to...., albo bo to...to tylko piep***e głupot. I z własnego doświadczenia wiem że uzależnienie jest efektem posiadania zbyt dużo czasu, i najlepszą drogą jest znalezienie jakiegoś hobby które by cie odwlekło od niego.1 point
-
1 point
-
Dzięki za przeczytanie, bai Znam Cię tylko z forum, ale mimo to zrobiło mi się strasznie przykro czytając to co piszesz. Wydajesz się naprawdę spoko osobą, a mimo to cierpisz. Boli mnie to podwójnie, bo kiedyś osoba na której mi zależy robiła to samo, z tą różnica, że przez czysty egoizm ciągle odmawiała pomocy. Nie widziała że krzywdzi mnie i inne osoby, którym zależy na wspólnym szczęściu. Masz swój własny rozum, ale wiedz że krzywdząc siebie, krzywdzisz osoby dla których jesteś ważna. I nie próbuj zaprzeczać mówiąc że "przecież nikomu na mnie nie zależy" zależy, może jest to osoba której się podobasz ale boi się zagadać? Może jest to dawny przyjaciel który nie wie w jakiej jesteś sytuacji? A może jest to osoba, którą dopiero co poznasz, a twoje blizny będą przypominały jej o twoim cierpieniu? Jeżeli jesteś za słaba by przezwyciężyć pragnienie okaleczania się, zrób z tym coś. Od siebie polecam medytacje, bądź czytanie różnych artykułów psychologicznych. Zrozumienie siebie jest podstawą do prowadzenia lepszego życia.1 point
-
A TY jakbyś zareagował, gdyby okazało się, że twoja rodzina to leki?1 point
-
No to ja jestem wyjątkowy. Póki co siedzę w technikum elektrycznym, później zamierzam znaleźć jakąś robotę, aby jakoś się odzaleznić od rodziców. Na studia jak pójdę to kierunek około elektronika albo akustyka. Na co dzień głównie bawię się właśnie elektroniką.1 point
-
Czy praca związana z dziennikarstwem jest czymś wokół informatyki? No nie wiem Jestem "humanistą", z matematyki jestem nogą niemiłosierną. Przez to czuję się w fandomie jak hipster xD . Dlatego poza pakietem Office i innymi duperelami typu Audacity czy Gimp (ale to akurat przerabiałem na studiach) kompa raczej nie ogarniam (w sensie - programowanie). W przyszłości chciałbym się związać z jakąś gazetą. Może Wyborcza, może Dziennik Łódzki. Ewentualnie jakieś inne medium, lecz związane z moją wioską (jedna telewizja i jedno internetowe radio). Jako dziennikarz informacyjny (bo na więcej nie mogę liczyć, publicystyka jest zarezerwowana tylko dla wybranych ) będę zarabiał śmieszną kasę, no ale od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że jakoś mi się ułoży z pracą. O pracę w redakcji podobno wbrew pozorom nie jest trudno, lecz jest to typowe "od pucybuta do milionera".1 point
-
Pierwszy raz coś innego niż kucyk lub gryf. Legitna, ruda żyrafa w glanach.1 point
-
1 point
-
Załóżmy że mamy otwieracz. Co i rusz widzę, jak pojawia się tutaj jedno stwierdzenie - "dokręcanie śruby". Jak to więc wygląda - mniej więcej rok temu sytuacja na forum zrobiła się taka, iż postanowiono nieco zaostrzyć sposób działania moderacji - bezwzględne trzymanie się regulaminu, wysokie warny i tak dalej. Co jest najlepsze? To zadziałało - kilka trolli pożegnało się ostatecznie z forum, bałagan został posprzątany, założone efekty osiągnięto. Mniej więcej dwa-trzy miesiące później akcja została odwołana - nie zrobiono tego publicznie, mimo to takie zdarzenie miało miejsce. Moderacja zastosowała się do tego tylko że zrobiła to bez zbędnego szumu. Tak więc oficjalna polityka "dokręconej śruby" nie funkcjonuje już od naprawdę długiego czasu. To, że część moderatorów jest surowa sama z siebie to już inna sprawa - zależy to głównie od ich charakteru, osobowości i tym podobnych rzeczy. Dalej - słyszę głosy, jak to w moderacji Bester, Zegar i ja tworzyliśmy kółko wzajemnej adoracji. O przepraszam bardzo - czy to, że się z jakimiś osobami dogaduję i mam podobne poglądy na niektóre rzeczy sprawia, iż jest to kółko wzajemnej adoracji? Absolutnie nie. Wielokrotnie przy dyskusjach o warnach (a zdarzały się one często) mieliśmy inną opinię na to jaki powinien on być, jednak zwykle normalna dyskusja pozwalała osiągnąć porozumienie - i nie zawsze znaczyło to, że przyznawano najostrzejszą możliwą karę. Inna sprawa jest taka, że Sprom, najgłośniej krzyczący o wzajemnych adoracjach i innych układach nie bardzo potrafił się dogadywać w gronie moderatorów. Nic przyjemnego, ale do przeżycia w końcu ludzie są różni. Jednak odnoszę wrażenie, iż znaczna część jego oburzenia i jadu spowodowana jest właśnie niemożnością dogadania się z resztą - coś na zasadzie "Nie mogę się dogadać, to oni na pewno mają kółko wzajemnej adoracji HURR!". Nie mówię, że mam rację w tym twierdzeniu, jednak tak to po prostu wygląda. A jeszcze idąc dalej tym tropem można stwierdzić, iż każde trzy osoby które się na tym forum dogadują lub w czymś zgadzają to "kółko wzajemnej adoracji". Przez czystą złośliwość dam przykład Sproma, Irwina i Chemik - zgadzają się, że moderacja jest zła i do dupy więc na pewno są "kółkiem wzajemnej adoracji!" Bezsensowne podejście, nie uważacie? Robota moderatora nie jest miła i przyjemna - trzeba przeglądać tematy, wyłapywać nieścisłości, oceniać czy dana osoba zasłużyła na warna czy nie i tak dalej. Wydaje się, iż nie jest to nic trudnego, ale jest to czasochłonne i żmudne. Dlatego trudno się dziwić, jeżeli ktoś taką robotę wykonuje a słyszy tylko, jak to robi same błędy jest do bani i w ogóle nie nadaje się do niczego to może się wkurzyć. Czy jednak pojawił się chociaż jeden warn, wystawiony przez moderatora, bo ten był na kogoś wkurzony? Szczerze mówiąc nie przypominam sobie takiej sytuacji. Powiem więcej - zwykle przestrzega się niepisanej zasady, iż jeżeli moderator jakieś osoby wybitnie nie lubi (a tak się zdarza - to ludzkie), to warna takiej osobie wystawia ktoś inny, żeby zminimalizować ryzyko nadużyć. Dobra, przejdźmy jednak do rzeczy. Czy moderacji zdarza się popełniać błędy - tak! Jak najbardziej to się zdarza. Wiadomo, że nie powinno, jednak prawda jest taka, że nie ma ludzi nieomylnych. Czy użytkownicy mają prawo narzekać jeżeli wydaje im się, że coś jest nie tak - tak! To całkowicie naturalne i choć może być irytujące dla rzeczonej moderacji nigdy nie będzie zabronione - to by dopiero był kretynizm. Idziemy dalej - zarzucacie moderatorom, że są nazbyt poważni, chmurni, zabetonowani czy wręcz mają chirurgicznie wszczepiony kij tam gdzie z punktu widzenia anatomii znajdować się on nie powinien. Taaak, to jest niejednoznaczne zagadnienie. Osobiście stoję na stanowisku, że moderator powinien cechować się pewną dozą powagi. Wynika to z mojego podejścia i charakteru, jednak nie jest przecież obowiązkowe! Nikt nikomu nie nakazuje się tak zachowywać! Jeżeli ktoś chce mieć luźniejsze podejście, ponieważ bardziej mu ono odpowiada to proszę bardzo - droga wolna, nikt nie zabroni. Istnieje jednak różnica między luźniejszym zachowaniem a wykorzystywaniem uprawnień moderatora do żartów obrażających innych userów (sprawa Sproma) - na takie rzeczy zgody być nie może. Dziwne warny - fakt, zdarzały się warny dziwne, niepotrzebne czy zupełnie bezsensowne. Jak pisałem nie ma ludzi nieomylnych. Jednak każdy, każda osoba ma prawo się odwołać i przy takich błędach te odwołania są uznawane. Żeby nie było - przy "zwyczajnych" warnach też bywają odwołania i mogą doprowadzić do zmniejszenia procentów czy nawet całkowitego zdjęcia ostrzeżenia - wszystko zależy od okoliczności i od tego jak rzeczone odwołanie użytkownik umotywował. Nie chodzi tu o pisanie referatów na 10 stron - czasami kilka celnie dobranych słów czy zdań w zupełności wystarczy. A ze swojego pobytu wśród moderatorów wiem, że dla nich cofnięcie warna nie jest wielkim problemem - jeżeli ktoś popełnił błąd, to się do niego przyznawał. Może błędem było i jest, że nie robi się tego publicznie? Może to by pomogło i nieco "odbrązowiło" członków inkwizycji zarówno w oczach użytkowników jak i w ich własnych. Trochę pokory bardzo rzadko bywa szkodliwe, a może przynieść zadziwiająco dobre efekty. W sumie myślę też, iż błędem jest używanie nazwy "Inkwizycja". Nie tylko źle się to kojarzy, ale może sprawiać iż jej członkowie nabierają o sobie nieco nazbyt wysokiego mniemania - nie mówię, że tak się działo czy dzieje, jednak jest taka możliwość i będzie trzeba coś z tym zrobić. Zajmę się tą kwestią na dniach. Należy też spojrzeć na rzecz w z innej perspektywy. Część błędów wynika z samego regulaminu. Z przyjemnością mogę poinformować, iż zabraliśmy się do prac nad jego zmianą. W tej chwili zajmuje się tym wyłącznie administracja - kiedy rzecz nabierze kształtu przekażemy go wszystkim kolorowym, żeby każdy członek ekipy miał możliwość przeczytania go i zaproponowania zmian oraz ulepszeń przed wprowadzeniem go na forum. Na chwilę obecną zdradzę jedynie, iż w przeciwieństwie od obecnego jest jasny, przejrzysty i klarowny. Jednocześnie obiektem rozważań jest również nowy taryfikator, który zaproponował Sprom, a który powinien znacząco usprawnić wszelkie działania. Jako że wiem, iż takie sprawy mają skłonność do przeciągania się w nieskończoność ustalam w tym momencie termin - cała sprawa musi zakończyć się w ciągu miesiąca od dnia dzisiejszego. Nie będziemy gadać w nieskończoność - pewne zmiany muszą być wprowadzone i zajmiemy się tym jak najszybciej. Tak samo jak mam zamiar przeprowadzić sprawdzenie działów, ocenę pracy opiekunów i wysłuchanie ich ewentualnych sugestii co do dalszego działania. Kurcze, zboczyłem trochę z tematu i zrobiło mi się z tego coś na kształt expose administracyjnego . Mam nadzieję, że kilka rzeczy udało mi się naświetlić oraz dać Wam pewien wgląd jak wyglądała sytuacja wewnętrzna w moderatorni. Aha! Zapomniałbym - Zegar, Twoja wypowiedź, choć bez wątpienia szczera jest zasadniczo naganna. Tak jak pisałem rozumiem, że można się wkurzyć, ale musisz panować nad tym co piszesz. A bezpośrednie zachęcanie ludzi, do tego, by wynosili się z forum, skoro im coś nie pasuje, jest nie tylko naganne - jest wręcz głupie. Przyznaję, że czegoś takiego bym się nie spodziewał. Nie powiem - sam chętnie jednej czy drugiej osobie pokazałbym drzwi, ale tak się robić nie powinno więc siedzę cicho, a to co myślę prywatnie to moja sprawa. Forum ma się rozwijać, a bez użytkowników będzie to... pomyślmy.... niemożliwe? Jaki sens w posiadaniu kilkudziesięciu tematów i kilkunastu użytkowników, ponieważ inni albo zostaną do odejścia zmuszeni albo widząc takie zachowanie uznaję, że mają dosyć? Tak, jestem zwolennikiem uporządkowanych spraw, ale za takie "uporządkowanie" to ja podziękuję. Mówiąc prosto a przaśno swoją wiadomością to Ty nie wykazałeś chęci do prowadzenia dialogu, tylko palnąłeś oświadczenie na zasadzie prawdy objawionej. W efekcie spieprzyłeś sprawę. Gratulacje...1 point
-
Mimo, iż czytam clopy, to takiego folderu nie posiadam. To mi przypomniało historię z forum Transformery.pl. Trzynastoletni użytkownik wrzucił do podobnego tematu screena tapety. Wszystko fajnie, tylko nie zauważył, że na pasku zadań zostawił otwarte RedTube xD .1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00